Na Marginesach

Na Marginesach. Podcast o książkach. Zaprasza Hanna Mirska-Grudzińska z Wydawnictwa Marginesy

Kategorie:
Książki Kultura

Odcinki od najnowszych:

To kobiety tworzą dziś rynek wydawniczy – rozmowa z Hanną Mirską-Grudzińską
2024-03-22 10:00:00

To kobiety tworzą dziś rynek wydawniczy – rozmowa z Hanną Mirską-Grudzińską o tym, jak powstało wyd. Marginesy, jak dziś wygląda rynek wydawniczy i jaki jest udział kobiet w jego tworzeniu, a także o planach wydawniczych na 2024 rok, czyli na jakie tytuły warto w tym roku czekać.

To kobiety tworzą dziś rynek wydawniczy – rozmowa z Hanną Mirską-Grudzińską o tym, jak powstało wyd. Marginesy, jak dziś wygląda rynek wydawniczy i jaki jest udział kobiet w jego tworzeniu, a także o planach wydawniczych na 2024 rok, czyli na jakie tytuły warto w tym roku czekać.

Odc. 64 – „Odważyłam się!" – o Anne z Zielonych Szczytów Lucy Maud Montgomery opowiada tłumaczka Anna Bańkowska
2022-11-02 16:46:16

To ona dokonała rewolucyjnego przekładu książek o jednej z najsłynniejszych na świecie bohaterek literackich, znanej wcześniej jako Ania z Zielonego Wzgórza. Narodziła się Anne z Zielonych Szczytów. Anna Bańkowska, doświadczona tłumaczka dokonuje przewrotu, przywołując oryginał i rozprawiając się z pokutującymi dalekimi od tekstu oryginału zmianami. Tak rozpoczyna się nowa przygoda ze znaną literaturą. To nie jedyna rewolucja. Tłumaczka analizuje psychologiczny portret bohaterki, wyprowadzając ją z krainy przesądów dotyczących jedynych "właściwych" zachowań i postaw kobiet w życiu społecznym. Ta sama i zarazem nowa Anne wkracza do literatury, zyskując nowe czytelniczki i czytelników, a także wrogów nowego wizerunku. Wspomniana rewolucja dotyczy też nazw własnych, które zostały przez autorkę nowego przekładu przywrócone i teraz są najbliższe oryginalnym. Porozmawiamy o nowych tłumaczeniach tytułów i dlaczego jeden z nich będzie brzmiał "Anne ze Złotego Brzegu" oraz z jakiego powodu powróci oryginalne drzewo w tytule "Anne z Szumiących Wierzb", a znikną topole. Posłuchajcie tej fascynującej rozmowy o sztuce przekładu. Anna Bańkowska mówi: "Od początku postawiłam sprawę jasno. Chcę odpowiedzieć na postulaty grupy czytelników, których nigdy nie widziałam i ofiarować im nowy przekład". Z gościnią rozmawiała Hanna Grudzińska.

To ona dokonała rewolucyjnego przekładu książek o jednej z najsłynniejszych na świecie bohaterek literackich, znanej wcześniej jako Ania z Zielonego Wzgórza. Narodziła się Anne z Zielonych Szczytów.

Anna Bańkowska, doświadczona tłumaczka dokonuje przewrotu, przywołując oryginał i rozprawiając się z pokutującymi dalekimi od tekstu oryginału zmianami. Tak rozpoczyna się nowa przygoda ze znaną literaturą. To nie jedyna rewolucja. Tłumaczka analizuje psychologiczny portret bohaterki, wyprowadzając ją z krainy przesądów dotyczących jedynych "właściwych" zachowań i postaw kobiet w życiu społecznym. Ta sama i zarazem nowa Anne wkracza do literatury, zyskując nowe czytelniczki i czytelników, a także wrogów nowego wizerunku. Wspomniana rewolucja dotyczy też nazw własnych, które zostały przez autorkę nowego przekładu przywrócone i teraz są najbliższe oryginalnym. Porozmawiamy o nowych tłumaczeniach tytułów i dlaczego jeden z nich będzie brzmiał "Anne ze Złotego Brzegu" oraz z jakiego powodu powróci oryginalne drzewo w tytule "Anne z Szumiących Wierzb", a znikną topole.
Posłuchajcie tej fascynującej rozmowy o sztuce przekładu.
Anna Bańkowska mówi: "Od początku postawiłam sprawę jasno. Chcę odpowiedzieć na postulaty grupy czytelników, których nigdy nie widziałam i ofiarować im nowy przekład".


Z gościnią rozmawiała Hanna Grudzińska.

Odc. 63 – „Mnie się to należy” cz.2 – o doktor Annie Tomaszewskiej opowiada doktor Ałbena Grabowska.
2021-09-03 12:09:30

To ona pierwsza w 1896 roku przeprowadziła cesarskie cięcie w polskim szpitalu, wprowadzała zasady aseptyki, które spisała i kolportowała, wiedząc, jak ważne jest, by zasady te stosować ZAWSZE. Ratowała w chorobie, od głodu i upokorzeń. Leczyła wszystkich, ale przede wszystkim biedne, porzucone i osamotnione kobiety. Profesor Ludwik Rydygier mówił: „Precz z Polski z dziwolągiem kobiety lekarza! Niech nam nadal słynie chwała kobiet naszych, którą tak ładnie głosi poeta", a wtórowała mu uważana za jedną z pierwszych polskich feministek Gabriela Zapolska: „Nie chcę kobiet lekarzy, prawników, weterynarzy! Nie kraj trupów! Nie zatracaj swej godności niewieściej”. Wykształciła 340 położnych i 23 lekarzy położników. Opublikowała kilkadziesiąt artykułów medycznych traktujących o metodach leczniczych stosowanych w jej placówce, a także np. o poziomie życia społeczności polskiej na tle Europejczyków. Anna Tomaszewicz. Mówili o niej zgryźliwie „medycynierka”. Po zakończeniu studiów medycznych na Uniwersytecie w Zurychu wraca do Warszawy z zamiarem otwarcia praktyki. Jest utalentowana, pełna zapału, ma na koncie doskonale przyjęte przez środowisko publikacje naukowe, chce pomagać ludziom. Ale Towarzystwo Lekarskie, do którego zgłasza się niedługo po przyjeździe, widzi w niej przede wszystkim kobietę – kogoś, kto nigdy nie powinien leczyć. Anna cały czas jednak uparcie dąży do celu i po to, by nostryfikować dyplom i w końcu móc pracować w zawodzie, gotowa jest udać się choćby do samego cara. Zdobywa uprawnienia i wraca do Polski. Tam jednak nikt nie przyjmuje jej z otwartymi ramionami, a wręcz przeciwnie. Musi wywalczyć każdą najdrobniejszą zgodę, pokonać nie tylko męską niechęć lekarzy, ale też krytykę innych, nawet światłych i postępowych kobiet, sama pracować przy chorych w zasadzie dzień i noc. Ale udaje się! Powieść oparta na faktach to historia pierwszej dyplomowanej lekarki praktykującej na ziemiach polskich. Aby poznać kontekst działań pierwszej pani doktór, Grabowska wplata do powieści historie postaci, które miały przełomowy wpływ na dzieje medycyny: Elizabeth Blackwell, Louisa Pasteura, Wilhelma Röntgena czy Charlesa Darwina, a przede wszystkim historię pierwszej dyplomowanej pielęgniarki Florence Nightingale. Tą książką pisarka i scenarzystka Ałbena Grabowska żegna się z zawodem, pozostając lekarką, bo lekarzem jest się chyba całe życie. „Musiałam napisać tę książkę, musiałam napisać o Annie Tomaszewicz i przywrócić ją zasłużonej pamięci, tak, by nie była anonimowa, by o niej nie zapomniano”- mówi Ałbena Grabowska i tak jak my wszyscy czeka na film o Doktor Annie.

To ona pierwsza w 1896 roku przeprowadziła cesarskie cięcie w polskim szpitalu, wprowadzała zasady aseptyki, które spisała i kolportowała, wiedząc, jak ważne jest, by zasady te stosować ZAWSZE. Ratowała w chorobie, od głodu i upokorzeń. Leczyła wszystkich, ale przede wszystkim biedne, porzucone i osamotnione kobiety. Profesor Ludwik Rydygier mówił: „Precz z Polski z dziwolągiem kobiety lekarza! Niech nam nadal słynie chwała kobiet naszych, którą tak ładnie głosi poeta", a wtórowała mu uważana za jedną z pierwszych polskich feministek Gabriela Zapolska: „Nie chcę kobiet lekarzy, prawników, weterynarzy! Nie kraj trupów! Nie zatracaj swej godności niewieściej”. Wykształciła 340 położnych i 23 lekarzy położników. Opublikowała kilkadziesiąt artykułów medycznych traktujących o metodach leczniczych stosowanych w jej placówce, a także np. o poziomie życia społeczności polskiej na tle Europejczyków.

Anna Tomaszewicz. Mówili o niej zgryźliwie „medycynierka”. Po zakończeniu studiów medycznych na Uniwersytecie w Zurychu wraca do Warszawy z zamiarem otwarcia praktyki. Jest utalentowana, pełna zapału, ma na koncie doskonale przyjęte przez środowisko publikacje naukowe, chce pomagać ludziom. Ale Towarzystwo Lekarskie, do którego zgłasza się niedługo po przyjeździe, widzi w niej przede wszystkim kobietę – kogoś, kto nigdy nie powinien leczyć. Anna cały czas jednak uparcie dąży do celu i po to, by nostryfikować dyplom i w końcu móc pracować w zawodzie, gotowa jest udać się choćby do samego cara. Zdobywa uprawnienia i wraca do Polski. Tam jednak nikt nie przyjmuje jej z otwartymi ramionami, a wręcz przeciwnie. Musi wywalczyć każdą najdrobniejszą zgodę, pokonać nie tylko męską niechęć lekarzy, ale też krytykę innych, nawet światłych i postępowych kobiet, sama pracować przy chorych w zasadzie dzień i noc. Ale udaje się!

Powieść oparta na faktach to historia pierwszej dyplomowanej lekarki praktykującej na ziemiach polskich. Aby poznać kontekst działań pierwszej pani doktór, Grabowska wplata do powieści historie postaci, które miały przełomowy wpływ na dzieje medycyny: Elizabeth Blackwell, Louisa Pasteura, Wilhelma Röntgena czy Charlesa Darwina, a przede wszystkim historię pierwszej dyplomowanej pielęgniarki Florence Nightingale.

Tą książką pisarka i scenarzystka Ałbena Grabowska żegna się z zawodem, pozostając lekarką, bo lekarzem jest się chyba całe życie. „Musiałam napisać tę książkę, musiałam napisać o Annie Tomaszewicz i przywrócić ją zasłużonej pamięci, tak, by nie była anonimowa, by o niej nie zapomniano”- mówi Ałbena Grabowska i tak jak my wszyscy czeka na film o Doktor Annie.

Cykl „Domy pisarzy”. Odcinek pierwszy – Aracataca czyli Macondo – o miejscu Gabriela Garcii Márqueza opowiada Marzena Mróz-Bajon.
2021-08-27 06:00:00

Aracataca czy Macondo? Pierwsze to miasto w Kolumbii. Tam w 1927 roku urodził się Gabriel Garcia Márquez. Drugie, to fikcyjna miejscowość Macondo z jego powieści „Sto lat samotności”. 25 czerwca 2006 odbyło się referendum w sprawie zmiany nazwy miasta Aracataca na Aracataca - Macondo, ale unieważniono je z powodu zbyt niskiej frekwencji. Mieszkańcy nie chcieli jak widać zająć się tą sprawą. Szkoda, bo mimo pięknie brzmiącej nazwy Aracataca - iluż miłośników twórczości Marqueza przybyłoby do Macondo liczniej niż dotychczas. Rozpoczynamy cykl rozmów o domach pisarzy zainspirowany książką Marzeny Mróz-Bajon pod takim właśnie tytułem. Nie zawsze będą to domy, które istnieją, nie zawsze będą to wszystkie domy wybranego pisarza. Czasami będą to domy, czasami miejsca, czasami wspomnienie domu, a czasami to dom właśnie stanie się inspiracją do opowieści. Zawsze jednak będą to miejsca, które autorka odwiedziła, zwiedziła, zobaczyła i opisała. Są tak różne, jak twórczość opisywanych poetów, pisarzy, a czasami po prostu artystów. Czasami nie znajdziemy tych miejsc w przewodnikach, a czasami są tak typowe, że znamy je wszyscy. Czasami sądzimy, że wiemy o nich już wiele, często to jednak mit, bo pokazane z innej strony są dla nas zaskakujące. Czasami spotykamy pisarza, a do domu docieramy dopiero po jego śmierci, czasami nie ma już domu, pozostaje konfrontacja z pamiętnikiem, listem, wspomnieniem. Pierwsza podróż prowadzi do miejsc Gabriela Garcii Márqueza. Zatem pójdźmy jego śladami.

Aracataca czy Macondo?

Pierwsze to miasto w Kolumbii. Tam w 1927 roku urodził się Gabriel Garcia Márquez. Drugie, to fikcyjna miejscowość Macondo z jego powieści „Sto lat samotności”.

25 czerwca 2006 odbyło się referendum w sprawie zmiany nazwy miasta Aracataca na Aracataca - Macondo, ale unieważniono je z powodu zbyt niskiej frekwencji. Mieszkańcy nie chcieli jak widać zająć się tą sprawą. Szkoda, bo mimo pięknie brzmiącej nazwy Aracataca - iluż miłośników twórczości Marqueza przybyłoby do Macondo liczniej niż dotychczas. Rozpoczynamy cykl rozmów o domach pisarzy zainspirowany książką Marzeny Mróz-Bajon pod takim właśnie tytułem. Nie zawsze będą to domy, które istnieją, nie zawsze będą to wszystkie domy wybranego pisarza. Czasami będą to domy, czasami miejsca, czasami wspomnienie domu, a czasami to dom właśnie stanie się inspiracją do opowieści. Zawsze jednak będą to miejsca, które autorka odwiedziła, zwiedziła, zobaczyła i opisała. Są tak różne, jak twórczość opisywanych poetów, pisarzy, a czasami po prostu artystów. Czasami nie znajdziemy tych miejsc w przewodnikach, a czasami są tak typowe, że znamy je wszyscy. Czasami sądzimy, że wiemy o nich już wiele, często to jednak mit, bo pokazane z innej strony są dla nas zaskakujące. Czasami spotykamy pisarza, a do domu docieramy dopiero po jego śmierci, czasami nie ma już domu, pozostaje konfrontacja z pamiętnikiem, listem, wspomnieniem. Pierwsza podróż prowadzi do miejsc Gabriela Garcii Márqueza. Zatem pójdźmy jego śladami.

Cykl - „Kobiety z obrazów” – odcinek „Głównie Twoją krwią, Gala, maluję moje obrazy” – o Gali Dali opowiada Małgorzata Czyńska.
2021-08-20 15:00:21

Muza i kreatorka, mistrzyni public relations, promocji i sprzedaży. Bezwzględna i bezkompromisowa. Gala - wielka miłość Dalego, wielka siła Dalego. Fakt, że Dali podpisywał swoje obrazy: „Dali i Gala” tłumaczy wszystko. Prowadziła go za rękę całe dorosłe życie pełniąc wszystkie życiowe funkcje, jakich od niej oczekiwał. Była matką, kochanką, żoną, współpracowniczką, siostrą, oddaną opiekunką. Dziwna i niezwykła, uzależniła Dalego od siebie i nie pozwoliła na malarskie rozproszenie, wiedząc, że ma do czynienia z geniuszem.   O Gali opowiada Małgorzata Czyńska, autorka między innymi książki „Kobiety z obrazów” – dziennikarka, pisarka, krytyczka sztuki, prywatnie miłośniczka książek i pięknych rzeczy.

Muza i kreatorka, mistrzyni public relations, promocji i sprzedaży. Bezwzględna i bezkompromisowa. Gala - wielka miłość Dalego, wielka siła Dalego. Fakt, że Dali podpisywał swoje obrazy: „Dali i Gala” tłumaczy wszystko. Prowadziła go za rękę całe dorosłe życie pełniąc wszystkie życiowe funkcje, jakich od niej oczekiwał. Była matką, kochanką, żoną, współpracowniczką, siostrą, oddaną opiekunką. Dziwna i niezwykła, uzależniła Dalego od siebie i nie pozwoliła na malarskie rozproszenie, wiedząc, że ma do czynienia z geniuszem.  

O Gali opowiada Małgorzata Czyńska, autorka między innymi książki „Kobiety z obrazów” – dziennikarka, pisarka, krytyczka sztuki, prywatnie miłośniczka książek i pięknych rzeczy.

Odc. 62 – „Mnie się to należy” cz.1 – o doktor Annie Tomaszewicz opowiada doktor Ałbena Grabowska.
2021-08-13 19:18:53

To ona pierwsza w 1896 roku przeprowadziła cesarskie cięcie w polskim szpitalu, wprowadzała zasady aseptyki, które spisała i kolportowała, wiedząc, jak ważne jest, by zasady te stosować ZAWSZE. Ratowała w chorobie, od głodu i upokorzeń. Leczyła wszystkich, ale przede wszystkim biedne, porzucone i osamotnione kobiety. Profesor Ludwik Rydygier mówił: „Precz z Polski z dziwolągiem kobiety lekarza! Niech nam nadal słynie chwała kobiet naszych, którą tak ładnie głosi poeta", a wtórowała mu uważana za jedną z pierwszych polskich feministek Gabriela Zapolska: „Nie chcę kobiet lekarzy, prawników, weterynarzy! Nie kraj trupów! Nie zatracaj swej godności niewieściej”. Wykształciła 340 położnych i 23 lekarzy położników. Opublikowała kilkadziesiąt artykułów medycznych traktujących o metodach leczniczych stosowanych w jej placówce, a także np. o poziomie życia społeczności polskiej na tle Europejczyków. Anna Tomaszewicz. Mówili o niej zgryźliwie „medycynierka”. Po zakończeniu studiów medycznych na Uniwersytecie w Zurychu wraca do Warszawy z zamiarem otwarcia praktyki. Jest utalentowana, pełna zapału, ma na koncie doskonale przyjęte przez środowisko publikacje naukowe, chce pomagać ludziom. Ale Towarzystwo Lekarskie, do którego zgłasza się niedługo po przyjeździe, widzi w niej przede wszystkim kobietę – kogoś, kto nigdy nie powinien leczyć. Anna cały czas jednak uparcie dąży do celu i po to, by nostryfikować dyplom i w końcu móc pracować w zawodzie, gotowa jest udać się choćby do samego cara. Zdobywa uprawnienia i wraca do Polski. Tam jednak nikt nie przyjmuje jej z otwartymi ramionami, a wręcz przeciwnie. Musi wywalczyć każdą najdrobniejszą zgodę, pokonać nie tylko męską niechęć lekarzy, ale też krytykę innych, nawet światłych i postępowych kobiet, sama pracować przy chorych w zasadzie dzień i noc. Ale udaje się!   Powieść oparta na faktach to historia pierwszej dyplomowanej lekarki praktykującej na ziemiach polskich. Aby poznać kontekst działań pierwszej pani doktór, Grabowska wplata do powieści historie postaci, które miały przełomowy wpływ na dzieje medycyny: Elizabeth Blackwell, Louisa Pasteura, Wilhelma Röntgena czy Charlesa Darwina, a przede wszystkim historię pierwszej dyplomowanej pielęgniarki Florence Nightingale. Tą książką pisarka i scenarzystka Ałbena Grabowska żegna się z zawodem, pozostając lekarką, bo lekarzem jest się chyba całe życie. „Musiałam napisać tę książkę, musiałam napisać o Annie Tomaszewicz i przywrócić ją zasłużonej pamięci, tak, by nie była anonimowa, by o niej nie zapomniano”- mówi Ałbena Grabowska i tak jak my wszyscy czeka na film o Doktor Annie.

To ona pierwsza w 1896 roku przeprowadziła cesarskie cięcie w polskim szpitalu, wprowadzała zasady aseptyki, które spisała i kolportowała, wiedząc, jak ważne jest, by zasady te stosować ZAWSZE. Ratowała w chorobie, od głodu i upokorzeń. Leczyła wszystkich, ale przede wszystkim biedne, porzucone i osamotnione kobiety. Profesor Ludwik Rydygier mówił: „Precz z Polski z dziwolągiem kobiety lekarza! Niech nam nadal słynie chwała kobiet naszych, którą tak ładnie głosi poeta", a wtórowała mu uważana za jedną z pierwszych polskich feministek Gabriela Zapolska: „Nie chcę kobiet lekarzy, prawników, weterynarzy! Nie kraj trupów! Nie zatracaj swej godności niewieściej”. Wykształciła 340 położnych i 23 lekarzy położników. Opublikowała kilkadziesiąt artykułów medycznych traktujących o metodach leczniczych stosowanych w jej placówce, a także np. o poziomie życia społeczności polskiej na tle Europejczyków.

Anna Tomaszewicz. Mówili o niej zgryźliwie „medycynierka”. Po zakończeniu studiów medycznych na Uniwersytecie w Zurychu wraca do Warszawy z zamiarem otwarcia praktyki. Jest utalentowana, pełna zapału, ma na koncie doskonale przyjęte przez środowisko publikacje naukowe, chce pomagać ludziom. Ale Towarzystwo Lekarskie, do którego zgłasza się niedługo po przyjeździe, widzi w niej przede wszystkim kobietę – kogoś, kto nigdy nie powinien leczyć. Anna cały czas jednak uparcie dąży do celu i po to, by nostryfikować dyplom i w końcu móc pracować w zawodzie, gotowa jest udać się choćby do samego cara. Zdobywa uprawnienia i wraca do Polski. Tam jednak nikt nie przyjmuje jej z otwartymi ramionami, a wręcz przeciwnie. Musi wywalczyć każdą najdrobniejszą zgodę, pokonać nie tylko męską niechęć lekarzy, ale też krytykę innych, nawet światłych i postępowych kobiet, sama pracować przy chorych w zasadzie dzień i noc. Ale udaje się!  

Powieść oparta na faktach to historia pierwszej dyplomowanej lekarki praktykującej na ziemiach polskich. Aby poznać kontekst działań pierwszej pani doktór, Grabowska wplata do powieści historie postaci, które miały przełomowy wpływ na dzieje medycyny: Elizabeth Blackwell, Louisa Pasteura, Wilhelma Röntgena czy Charlesa Darwina, a przede wszystkim historię pierwszej dyplomowanej pielęgniarki Florence Nightingale.

Tą książką pisarka i scenarzystka Ałbena Grabowska żegna się z zawodem, pozostając lekarką, bo lekarzem jest się chyba całe życie. „Musiałam napisać tę książkę, musiałam napisać o Annie Tomaszewicz i przywrócić ją zasłużonej pamięci, tak, by nie była anonimowa, by o niej nie zapomniano”- mówi Ałbena Grabowska i tak jak my wszyscy czeka na film o Doktor Annie.

Odc. 61 – „Wszystko, czym jestem, wzięło się z tamtej podróży” – o domach pisarzy na całym świecie rozmawiamy z Marzeną Mróz-Bajon.
2021-08-07 12:23:11

Jaki był widok z okna domu, w którym urodził się Miłosz? Jak wysoka była stodoła, w której Faulkner z butelką bourbona pisał powieści? W jaki sposób układają się po południu promienie słońca w mieszkaniu Kawafisa w Aleksandrii? Marzena Mróz- Bajon pojechała też do hanzeatyckiej Lubeki, po której wąskich uliczkach biegał mały Mann. Do Anchiano, gdzie wciąż stoi dom wielkiego Leonarda da Vinci. Wdarła się podstępem do mieszkania Gombrowicza w Buenos Aires i – całkiem legalnie – do domu Vargasa Llosy w Limie. Spędziła noc w łóżku, w którym umarł Wilde. Aż w końcu dotarła do Macondo – wypranego z barw, ale pełnego motyli miasteczka Aracataca w Kolumbii, w którym Marquez stworzył od nowa świat. Nie ma chyba na świecie nikogo, kto nie miałby swojego ulubionego autora. Jak wygląda jego dom, biurko przy którym pisał, widok z okna, otoczenie? Czy można tam znaleźć ślady bohaterów literackich? Autorka – dziennikarka, podróżniczka, fotografka, redaktorka naczelna magazynu „Business Traveller”, która z okiem przy obiektywie aparatu od lat dokumentuje zmieniający się świat opisała siedemnaście miejsc – domów – przestrzeni życiowej pisarzy podróżując i poszukując ich po całym świecie. Opisała je w bardzo osobisty sposób traktując każde miejsce osobno i osobiście, dając każdej opowieści inną formę i styl. Wiedzie nas po miastach i miasteczkach, po domach zamieszkałych dziś przez spadkobierców lub obecnych domowników nie związanych z pisarzami. Często są to miejsca znane i ogólnie dostępne, a czasami ukryte i w zasadzie nieistniejące. Nie zawsze są to domy, nie zawsze domy te istnieją, ale zawsze jest opowieść, która prowadzi nas wartko, powodując, że nie sposób porzucić lekturę, oderwać się choć na chwilę. Chcemy też tam być!  A kiedy już dotrze do takiego domu, przegląda książki w bibliotekach pisarzy, zagląda do biurek i szaf, najchętniej ugotowałaby jakieś skomplikowane dania w ich kuchniach, gdyby tylko potrafiła gotować. Wszystkim, którzy pytają, dlaczego porzuciła domowy porządek, odpowiada za Marquezem: „Wszystko, czym jestem, wzięło się z tamtej podróży”. Nasza gościnią w podkaście „Na Marginesach” jest Marzena Mróz-Bajon, fanka literatury, dyskutująca o niej przy stoliku Henryka Berezy i Janusza Głowackiego w kawiarni Czytelnika. Prywatnie żona reżysera Filipa Bajona.

Jaki był widok z okna domu, w którym urodził się Miłosz? Jak wysoka była stodoła, w której Faulkner z butelką bourbona pisał powieści? W jaki sposób układają się po południu promienie słońca w mieszkaniu Kawafisa w Aleksandrii? Marzena Mróz- Bajon pojechała też do hanzeatyckiej Lubeki, po której wąskich uliczkach biegał mały Mann. Do Anchiano, gdzie wciąż stoi dom wielkiego Leonarda da Vinci. Wdarła się podstępem do mieszkania Gombrowicza w Buenos Aires i – całkiem legalnie – do domu Vargasa Llosy w Limie. Spędziła noc w łóżku, w którym umarł Wilde. Aż w końcu dotarła do Macondo – wypranego z barw, ale pełnego motyli miasteczka Aracataca w Kolumbii, w którym Marquez stworzył od nowa świat. Nie ma chyba na świecie nikogo, kto nie miałby swojego ulubionego autora. Jak wygląda jego dom, biurko przy którym pisał, widok z okna, otoczenie? Czy można tam znaleźć ślady bohaterów literackich? Autorka – dziennikarka, podróżniczka, fotografka, redaktorka naczelna magazynu „Business Traveller”, która z okiem przy obiektywie aparatu od lat dokumentuje zmieniający się świat opisała siedemnaście miejsc – domów – przestrzeni życiowej pisarzy podróżując i poszukując ich po całym świecie. Opisała je w bardzo osobisty sposób traktując każde miejsce osobno i osobiście, dając każdej opowieści inną formę i styl. Wiedzie nas po miastach i miasteczkach, po domach zamieszkałych dziś przez spadkobierców lub obecnych domowników nie związanych z pisarzami. Często są to miejsca znane i ogólnie dostępne, a czasami ukryte i w zasadzie nieistniejące. Nie zawsze są to domy, nie zawsze domy te istnieją, ale zawsze jest opowieść, która prowadzi nas wartko, powodując, że nie sposób porzucić lekturę, oderwać się choć na chwilę. Chcemy też tam być!  A kiedy już dotrze do takiego domu, przegląda książki w bibliotekach pisarzy, zagląda do biurek i szaf, najchętniej ugotowałaby jakieś skomplikowane dania w ich kuchniach, gdyby tylko potrafiła gotować. Wszystkim, którzy pytają, dlaczego porzuciła domowy porządek, odpowiada za Marquezem: „Wszystko, czym jestem, wzięło się z tamtej podróży”.

Nasza gościnią w podkaście „Na Marginesach” jest Marzena Mróz-Bajon, fanka literatury, dyskutująca o niej przy stoliku Henryka Berezy i Janusza Głowackiego w kawiarni Czytelnika. Prywatnie żona reżysera Filipa Bajona.

Cykl - „Kobiety z obrazów” – odcinek „Afrodyta mego życia” – o Marii Balowej opowiada Małgorzata Czyńska.
2021-07-30 16:55:48

Kochał ją nad życie. Była jego muzą i inspiracją. Wielbił, namalował na prawie wszystkich obrazach. Mówiła o nim „Najdroższy Pan”, „Panie mój”. Był jej kochankiem i mistrzem starszym o 25 lat. Oboje w związkach małżeńskich, spędzili razem wiele lat. Razem, ale osobno. Mowa o Jacku Malczewskim i Marii, a raczej Kinii, jak prosiła, by ją nazywać, Balowej. Ellenai, Beatrycze czy Salomea na obrazach Malczewskiego mają właśnie jej rysy. Na płótnie „Zauroczenie” Malczewski demonstruje wręcz swoje wielkie przywiązanie do niej, bo to ona właśnie pod postacią rusałki, boginki czy muzy przygrywa artyście na skrzypcach i jest symbolem towarzyszki twórczej drogi. Cały swój wspólny czas korespondowali. Zachowało się ponad sto listów Marii do Jacka, a w nich opis uczuć, nastrojów, pracy, spraw, porad i wzruszeń, przemyśleń, obaw, strachów. To przepiękna i bardzo intymna korespondencja. Maria Bal naprawdę nazywała się Jadwiga Maria z Brunickich Balowa. Pochodziła z Kresów Wschodnich. Urodziła się w 1879 roku w rodzinnym dworze w Zaleszczykach. Słynęła z nieprzeciętnej urody, wielkiego uroku osobistego oraz erudycji. Adam Heydel pisał o niej: „Piękna jak misternie wyrzeźbiony klejnot, jak diament rzucająca świetne, różnobarwne, migocące blaski. (…) Rozjaśniła mu ciemne godziny. Z szumem, pędem, jak meteor wdarła się w jego życie i jak meteor przeleciała, zgasła”. Gościnny dwór Tuligłowy – dom Państwa Balów wiele razy gościł artystę. Tam znajdował schronienie, spokój do pracy, zrozumienie. Miał własna pracownie, w osobnym budynku wybudowanym specjalnie dla niego. Balowie kupowali prace od Malczewskiego i zdobili nimi dom, a po rozstaniu i śmierci artysty Maria wyszukiwała w antykwariatach jego obrazy i tworzyła piękną kolekcję. Po 13 latach z niewiadomych powodów rozstali się na zawsze. „Mistyczna komunia dusz”, jak nazywała ich związek Balowa nie przetrwał. Winą za to obarczał się Malczewski. Pozostały piękne, symboliczne płótna i na nich – nieśmiertelna już – Maria Balowa. O niezwykłym związku Marii Balowej i Jacka Malczewskiego jak zwykle zajmująco i pięknie opowiada Małgorzata Czyńska – autorka książki „Kobiety z obrazów”, ale też dziennikarka, pisarka i krytyczka sztuki. Zapraszamy.

Kochał ją nad życie. Była jego muzą i inspiracją. Wielbił, namalował na prawie wszystkich obrazach. Mówiła o nim „Najdroższy Pan”, „Panie mój”. Był jej kochankiem i mistrzem starszym o 25 lat. Oboje w związkach małżeńskich, spędzili razem wiele lat. Razem, ale osobno. Mowa o Jacku Malczewskim i Marii, a raczej Kinii, jak prosiła, by ją nazywać, Balowej. Ellenai, Beatrycze czy Salomea na obrazach Malczewskiego mają właśnie jej rysy. Na płótnie „Zauroczenie” Malczewski demonstruje wręcz swoje wielkie przywiązanie do niej, bo to ona właśnie pod postacią rusałki, boginki czy muzy przygrywa artyście na skrzypcach i jest symbolem towarzyszki twórczej drogi. Cały swój wspólny czas korespondowali. Zachowało się ponad sto listów Marii do Jacka, a w nich opis uczuć, nastrojów, pracy, spraw, porad i wzruszeń, przemyśleń, obaw, strachów. To przepiękna i bardzo intymna korespondencja.

Maria Bal naprawdę nazywała się Jadwiga Maria z Brunickich Balowa. Pochodziła z Kresów Wschodnich. Urodziła się w 1879 roku w rodzinnym dworze w Zaleszczykach. Słynęła z nieprzeciętnej urody, wielkiego uroku osobistego oraz erudycji. Adam Heydel pisał o niej: „Piękna jak misternie wyrzeźbiony klejnot, jak diament rzucająca świetne, różnobarwne, migocące blaski. (…) Rozjaśniła mu ciemne godziny. Z szumem, pędem, jak meteor wdarła się w jego życie i jak meteor przeleciała, zgasła”. Gościnny dwór Tuligłowy – dom Państwa Balów wiele razy gościł artystę. Tam znajdował schronienie, spokój do pracy, zrozumienie. Miał własna pracownie, w osobnym budynku wybudowanym specjalnie dla niego. Balowie kupowali prace od Malczewskiego i zdobili nimi dom, a po rozstaniu i śmierci artysty Maria wyszukiwała w antykwariatach jego obrazy i tworzyła piękną kolekcję.

Po 13 latach z niewiadomych powodów rozstali się na zawsze. „Mistyczna komunia dusz”, jak nazywała ich związek Balowa nie przetrwał. Winą za to obarczał się Malczewski. Pozostały piękne, symboliczne płótna i na nich – nieśmiertelna już – Maria Balowa.

O niezwykłym związku Marii Balowej i Jacka Malczewskiego jak zwykle zajmująco i pięknie opowiada Małgorzata Czyńska – autorka książki „Kobiety z obrazów”, ale też dziennikarka, pisarka i krytyczka sztuki. Zapraszamy.

Odc. 60 – „KSIĄŻKI-PŁYTY-OBRAZY-PAPIER.” – z Danielem Wyszogrodzkim o „Placu Leńskiego”.
2021-07-23 19:43:02

Wracamy. Ciągle wracamy. Czy było dobrze, czy źle i tak wracamy. Przeszłość dla jednych do wspominania dla innych do zapominania - dopadnie nas zawsze. W pewnej chwili, w pewnym czasie. Daniel Wyszogrodzki, dziennikarz, pisarz i wykładowca, fenomenalny tłumacz tekstów piosenek, musicali i biografii muzyków, autor przewodnika po stuleciu musicalu „Ale musicale” zabiera nas na warszawski Plac Leńskiego do lat sześćdziesiątych. Ale symbolicznie, bo każdy z nas ma swój gdyński, beskidzki, gnieźnieński czy jeleniogórski Plac Leńskiego, skądkolwiek jest. Bo tytułowy Plac Leńskiego jest w każdym sercu, w każdym z nas. A łatwiej nam będzie przywołać wspomnienia, gdy poznamy Danka – ucznia praskiej podstawówki, bystrego, ciekawego świata półsierotę, którego kształtują przedwojenne wspomnienia dziadków i bieżące fascynacje wszystkim, co zakazane. Na przemian: partyzanci i hipisi, patriotyzm i onanizm, wczesne lektury i odkrycia muzyczne, ciągły stan zagrożenia ze strony wrogich gitowców i niestrudzone poszukiwanie dorosłości pod sukienkami koleżanek. To wszystko miesza się w barwnej opowieści wypełnionej realistycznym językiem i galerią postaci: kumpli bohatera, koleżanek z wakacji, ojca lekarza, nauczycieli, księdza, a nawet tajemniczego proroka. Wielką nieobecną pozostaje matka. W tej autobiograficznej powieści inicjacyjnej monumentalna, socrealistyczna przestrzeń warszawskiej Nowej Pragi staje się centrum świata, mapą, którą młody bohater stale poszerza w przestrzeni i w czasie. Ożywa park Praski i zoo, Stare i Nowe Miasto oraz stołeczne mosty, którymi przebiegały trasy szczenięcych wypraw pieszych i rowerowych. Jest bazar Różyckiego, są kultowe kina i saturator oraz neon na który z okna swojego pokoju patrzy nasz bohater. Neon mruga napisami: KSIĄŻKI-PŁYTY-OBRAZY-PAPIER. O tej wspaniałej podróży do przeszłości z Danielem Wyszogrodzkim rozmawia Hanna Mirska-Grudzińska.

Wracamy. Ciągle wracamy. Czy było dobrze, czy źle i tak wracamy. Przeszłość dla jednych do wspominania dla innych do zapominania - dopadnie nas zawsze. W pewnej chwili, w pewnym czasie. Daniel Wyszogrodzki, dziennikarz, pisarz i wykładowca, fenomenalny tłumacz tekstów piosenek, musicali i biografii muzyków, autor przewodnika po stuleciu musicalu „Ale musicale” zabiera nas na warszawski Plac Leńskiego do lat sześćdziesiątych. Ale symbolicznie, bo każdy z nas ma swój gdyński, beskidzki, gnieźnieński czy jeleniogórski Plac Leńskiego, skądkolwiek jest. Bo tytułowy Plac Leńskiego jest w każdym sercu, w każdym z nas. A łatwiej nam będzie przywołać wspomnienia, gdy poznamy Danka – ucznia praskiej podstawówki, bystrego, ciekawego świata półsierotę, którego kształtują przedwojenne wspomnienia dziadków i bieżące fascynacje wszystkim, co zakazane. Na przemian: partyzanci i hipisi, patriotyzm i onanizm, wczesne lektury i odkrycia muzyczne, ciągły stan zagrożenia ze strony wrogich gitowców i niestrudzone poszukiwanie dorosłości pod sukienkami koleżanek. To wszystko miesza się w barwnej opowieści wypełnionej realistycznym językiem i galerią postaci: kumpli bohatera, koleżanek z wakacji, ojca lekarza, nauczycieli, księdza, a nawet tajemniczego proroka. Wielką nieobecną pozostaje matka. W tej autobiograficznej powieści inicjacyjnej monumentalna, socrealistyczna przestrzeń warszawskiej Nowej Pragi staje się centrum świata, mapą, którą młody bohater stale poszerza w przestrzeni i w czasie. Ożywa park Praski i zoo, Stare i Nowe Miasto oraz stołeczne mosty, którymi przebiegały trasy szczenięcych wypraw pieszych i rowerowych. Jest bazar Różyckiego, są kultowe kina i saturator oraz neon na który z okna swojego pokoju patrzy nasz bohater. Neon mruga napisami: KSIĄŻKI-PŁYTY-OBRAZY-PAPIER.

O tej wspaniałej podróży do przeszłości z Danielem Wyszogrodzkim rozmawia Hanna Mirska-Grudzińska.

Cykl - „Kobiety z obrazów"- odcinek „Chcesz, to giń, psiakrew!" – o Ninie Witkiewiczowej opowiada Małgorzata Czyńska.
2021-07-16 11:00:00

„Woda na młyn Stasia" - myślała pewnie Jadwiga Witkiewiczowa, wkładając papieros do cygarniczki i zaciągając się głęboko dymem. Niewiele jadła, najwyżej jajko czy kawałek twarogu. Była coraz słabsza, coraz chudsza, coraz bardziej schorowana. Dolegało jej serce, przyduszała astma. Papierosów jednak nie mogła sobie odmówić. „Nie wiesz, co robisz, że palisz" - zrzędził Witkacy w listach albo: „Od tego, jak sobie pomyślę, co Ty ze sobą robisz, to mi się zimno robi. To jest po prostu samobójstwo. Cała depresja i brak sił stąd". Tyle lat minęło, a słowa nieżyjącego męża wciąż do niej wracały. Namawiał, żeby chociaż ograniczyła nałóg: „Na moją cześć spróbuj trzy dni" - prosił. On sam co raz to rzucał papierosy i wciąż ją o tym informował. Wiele listów do żony zaczynał od zdania: „Jutro definitywnie przestaję palić". (...) Obiecała mu, że tę korespondencję zachowa tylko dla siebie, że ustrzeże się od ekshibicjonizmu wdów po wielkich mężach. Listów nie spaliła, a po wojnie cały jego dorobek skrzętnie porządkowała i przepisywała. Do końca życia pozostała pod wpływem Stasia. Powtarzała stare dowcipy i powiedzonka, jak mało kto rozumiała jego twórczość, tragizm i poczucie humoru. (...) A ona przecież w swoich wspomnieniach o związku ze Stanisławem Ignacym Witkiewiczem napisała rozbrajająco otwarcie: „Małżeństwo nasze nie było szczęśliwe". (...) Tak, w „Kobietach z obrazów", pisała o nich Małgorzata Czyńska. Nina Witkiewiczowa. Pochodziła z arystokratycznego rodu niemieckich von Unruh. Była córką chrzestną Wojciecha Kossaka, wnuczką Juliusza Kossaka i kuzynką Magdaleny Samozwaniec, Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej oraz Zofii Kossak-Szczuckiej. Pobrali się w 1923 roku, ale rozeszli już dwa lata później. Jadwiga stała się powiernicą, przyjaciółką i pełnomocniczką Witkacego. Kontaktowała się z redakcjami czasopism, z wydawcami, osobami, które były właścicielami jego obrazów, kiedy były organizowane wystawy, przepisywała na maszynie jego utwory, robiła korekty artykułów. Była pierwszą czytelniczką większości tekstów literackich i publicystycznych. Pisali do siebie prawie codziennie. To ona ocaliła rękopisy Witkacego zakopując wszystko w pierwszych dniach wojny w piwnicy przy ulicy Brackiej w Warszawie, a listy nosiła zawsze przy sobie, by nie zginęły. Kochała go i rozumiała, wszystko wybaczała. Na nagrobku, który stoi na Cmentarzu Zasłużonych na Pęksowym Brzyzku napisano „Wdowa po Witkacym". Piękna, mądra i ... nieszczęśliwa. O burzliwym związku Niny i Stanisława Witkiewiczów opowiada Małgorzata Czyńska – biografka, krytyczka sztuki i pisarka, autorka wspaniałej książki „Kobiety z obrazów".

„Woda na młyn Stasia" - myślała pewnie Jadwiga Witkiewiczowa, wkładając papieros do cygarniczki i zaciągając się głęboko dymem. Niewiele jadła, najwyżej jajko czy kawałek twarogu. Była coraz słabsza, coraz chudsza, coraz bardziej schorowana. Dolegało jej serce, przyduszała astma. Papierosów jednak nie mogła sobie odmówić. „Nie wiesz, co robisz, że palisz" - zrzędził Witkacy w listach albo: „Od tego, jak sobie pomyślę, co Ty ze sobą robisz, to mi się zimno robi. To jest po prostu samobójstwo. Cała depresja i brak sił stąd". Tyle lat minęło, a słowa nieżyjącego męża wciąż do niej wracały. Namawiał, żeby chociaż ograniczyła nałóg: „Na moją cześć spróbuj trzy dni" - prosił. On sam co raz to rzucał papierosy i wciąż ją o tym informował. Wiele listów do żony zaczynał od zdania: „Jutro definitywnie przestaję palić". (...) Obiecała mu, że tę korespondencję zachowa tylko dla siebie, że ustrzeże się od ekshibicjonizmu wdów po wielkich mężach. Listów nie spaliła, a po wojnie cały jego dorobek skrzętnie porządkowała i przepisywała. Do końca życia pozostała pod wpływem Stasia. Powtarzała stare dowcipy i powiedzonka, jak mało kto rozumiała jego twórczość, tragizm i poczucie humoru. (...) A ona przecież w swoich wspomnieniach o związku ze Stanisławem Ignacym Witkiewiczem napisała rozbrajająco otwarcie: „Małżeństwo nasze nie było szczęśliwe". (...) Tak, w „Kobietach z obrazów", pisała o nich Małgorzata Czyńska.

Nina Witkiewiczowa. Pochodziła z arystokratycznego rodu niemieckich von Unruh. Była córką chrzestną Wojciecha Kossaka, wnuczką Juliusza Kossaka i kuzynką Magdaleny Samozwaniec, Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej oraz Zofii Kossak-Szczuckiej.

Pobrali się w 1923 roku, ale rozeszli już dwa lata później. Jadwiga stała się powiernicą, przyjaciółką i pełnomocniczką Witkacego. Kontaktowała się z redakcjami czasopism, z wydawcami, osobami, które były właścicielami jego obrazów, kiedy były organizowane wystawy, przepisywała na maszynie jego utwory, robiła korekty artykułów. Była pierwszą czytelniczką większości tekstów literackich i publicystycznych. Pisali do siebie prawie codziennie. To ona ocaliła rękopisy Witkacego zakopując wszystko w pierwszych dniach wojny w piwnicy przy ulicy Brackiej w Warszawie, a listy nosiła zawsze przy sobie, by nie zginęły. Kochała go i rozumiała, wszystko wybaczała. Na nagrobku, który stoi na Cmentarzu Zasłużonych na Pęksowym Brzyzku napisano „Wdowa po Witkacym". Piękna, mądra i ... nieszczęśliwa.

O burzliwym związku Niny i Stanisława Witkiewiczów opowiada Małgorzata Czyńska – biografka, krytyczka sztuki i pisarka, autorka wspaniałej książki „Kobiety z obrazów".

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie