POLACY RATUJĄCY ŻYDÓW

Kiedy podczas II wojny światowej naziści rozpoczęli masową eksterminację ludności żydowskiej wielu polskich sąsiadów i przyjaciół pośpieszyło Żydom z pomocą. Zwykli ludzie pomagali im, np. przewożąc do bezpiecznego miejsca, przekazując żywność lub udzielając schronienia. Udzieloną pomoc ukrywali w trakcie wojny, kiedy groziła im za to kara śmierci, oraz przez kilkadziesiąt kolejnych lat, w czasach komunizmu. Według historyka Szymona Datnera, głównie dzięki pomocy Polaków, Holocaust przeżyło ok. 100 tysięcy Żydów. W pomoc dla jednej osoby zwykle zaangażowanych było od kilku do kilkunastu osób. Instytut Yad Vashem przyznał medal „Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata” ok. 280 mieszkańcom województwa świętokrzyskiego, zaangażowanym w pomoc Żydom. To jednak niewielka część wszystkich osób, które udzielały pomocy. „Polacy ratujący Żydów” to audycja poświęcona lokalnym bohaterom, którzy pomagali innym z narażeniem życia własnego i swoich rodzin. W każdym odcinku przybliżamy wybrane historie rodzin, które udzielały pomocy. Każda z nich jest opatrzona komentarzem historyków, m. in.: Ewy Kołomańskiej z Muzeum Wsi Kieleckiej i dr Tomasza Domańskiego z Delegatury IPN w Kielcach.

CYKL AUDYCJI RADIA KIELCE „POLACY RATUJĄCY ŻYDÓW” MOŻESZ RÓWNIEŻ OBEJRZEĆ NA STRONIE: HTTPS://POLACYRATUJACYZYDOW.COM.PL/

[podcast archiwalny - nie będzie kolejnych odcinków]

Kategorie:
Historia

Odcinki od najnowszych:

Uciekaj – Rodzina Szelesiów, Rytwiany
2020-05-18 13:26:53

W 8-hektarowym gospodarstwie w Rytwianach mieszkała podczas II wojny światowej Genowefa Szeleś z dwójką dzieci: Ryszardem, urodzonym w 1935 roku i Zofią urodzoną w 1932 roku, a także z teściami: Janem i Rozalią Kalinami. Jej mąż zginął w polskiej wojnie obronnej w 1939 roku. Pani Genowefa jesienią 1942 roku zgodziła się przyjąć grupę Żydów i ukryć ich w swoim gospodarstwie. Mama przetrzymywała tych Żydów…a to były Żydy znajome, staszowskie. Jeszcze przed wojną przychodzili do nas po mleko, po jajka. No i przetrzymywała ich. Każdy chciał przeżyć – wspomina Zofia Czerwiec, córka Genowefy Szeleś. Dokładnie nie wiadomo, ile osób przybyło do gospodarstwa Szelesiów i jak się oni nazywali. Pani Zofia wspomina, że były dwie grupy ukrywających się. Pierwsi ukryli się w stodole, tylko na pewien czas. Później w gospodarstwie, na strychu nad stajnią ukryła się druga grupa, złożona z 4 mężczyzn, kobiety i małego dziecka. Była taka Żydóweczka mała, młodsza ode mnie, to mama przynosiła ją co rano pod pierzynkę do mnie, żeby się zagrzała – uśmiecha się pani Zofia. Nocami Żydzi prawdopodobnie opuszczali kryjówkę. Na strych wchodzili po drabinie, wciągając ją za sobą, żeby nie budzić podejrzeń. Pani Zofia wspomina, że wiedziała o tym, że w gospodarstwie ukrywają się Żydzi, i że nikomu nie wolno o tym mówić. Pomagała mamie zdobyć dla nich jedzenie tak, żeby nie budziło to podejrzeń. W pomoc była zaangażowana ciotka Szelesiów, która mieszkała w Staszowie. Robiła ona zakupy. Na wsi kupowanie dodatkowych produktów od razu wzbudziłoby podejrzenia. Mogłam wtedy chodzić do trzeciej klasy. Ciotka w Staszowie kupowała chleb, to ja już nie szłam ze szkoły z koleżankami do domu, tylko szłam do tej ciotki i niosłam chleb dla tych Żydów. I mama im dawała jeść. Musiała sprzątać i gotować. Raz na dzień tę zupę trzeba było dać – wspomina pani Zofia. Niespodziewanie, jesienią 1943 roku, do gospodarstwa Szelesiów wjechali Niemcy. Szukali mężczyzny, który zaczął przed nimi uciekać i skrył się w okolicznych zabudowaniach. Mógł to być jeden z ukrywających się Żydów, choć we wspomnieniach mieszkańców zachował się przekaz, że był to jeden z sąsiadów, Polak, który wzięty przez Niemców za Żyda zaczął uciekać i niechcący doprowadził ich do gospodarstwa Szelesiów. Przypadkowa wizyta doprowadziła do rewizji. Tego dnia u Szelesiów młócono zboże. Wśród pracowników była młoda dziewczyna, która prawdopodobnie niczego nie świadoma, powiedziała, że widziała jakiś ruch na strychu stodoły. Niemcy znaleźli Żydów, wywieźli ich i prawdopodobnie zabili. Jeden z nich kazał Genowefie Szeleś zabrać dziecko (Ryszarda, bo Zofia była w tym czasie w szkole) i uciekać. Gospodarstwo opuścili wszyscy, poza Janem Kaliną, dziadkiem Ryszarda i Zofii. Następnego dnia Niemcy wrócili, aby ukarać polską rodzinę za przechowywanie Żydów i zastrzelili go… Gospodarstwo Szelesiów zostało splądrowane. Rodzina wróciła do niego dopiero w 1944 roku. Genowefa Szeleś z dwójką dzieci musiała dorabiać się wszystkiego od nowa. Mama nie powiedziała „lekcje odrób”, tylko „do roboty. Tak było i trzeba się pogodzić – mówi dziś ze wzruszeniem pani Zofia. Opowiadamy o Polakach: - Genowefa Szeleś - Jan Kalina – teść p. Genowefy, zamordowany przez Niemców - Zofia Czerwiec, z d. Szeleś – córka Genowefy Szeleś Ukrywani: - grupa 5-6 osób dorosłych, małe dziecko Opowiada: - Zofia Czerwiec, z domu Szeleś
W 8-hektarowym gospodarstwie w Rytwianach mieszkała podczas II wojny światowej Genowefa Szeleś z dwójką dzieci: Ryszardem, urodzonym w 1935 roku i Zofią urodzoną w 1932 roku, a także z teściami: Janem i Rozalią Kalinami. Jej mąż zginął w polskiej wojnie obronnej w 1939 roku.
Pani Genowefa jesienią 1942 roku zgodziła się przyjąć grupę Żydów i ukryć ich w swoim gospodarstwie.
Mama przetrzymywała tych Żydów…a to były Żydy znajome, staszowskie. Jeszcze przed wojną przychodzili do nas po mleko, po jajka. No i przetrzymywała ich. Każdy chciał przeżyć – wspomina Zofia Czerwiec, córka Genowefy Szeleś.
Dokładnie nie wiadomo, ile osób przybyło do gospodarstwa Szelesiów i jak się oni nazywali. Pani Zofia wspomina, że były dwie grupy ukrywających się. Pierwsi ukryli się w stodole, tylko na pewien czas. Później w gospodarstwie, na strychu nad stajnią ukryła się druga grupa, złożona z 4 mężczyzn, kobiety i małego dziecka. Była taka Żydóweczka mała, młodsza ode mnie, to mama przynosiła ją co rano pod pierzynkę do mnie, żeby się zagrzała – uśmiecha się pani Zofia.
Nocami Żydzi prawdopodobnie opuszczali kryjówkę. Na strych wchodzili po drabinie, wciągając ją za sobą, żeby nie budzić podejrzeń.
Pani Zofia wspomina, że wiedziała o tym, że w gospodarstwie ukrywają się Żydzi, i że nikomu nie wolno o tym mówić. Pomagała mamie zdobyć dla nich jedzenie tak, żeby nie budziło to podejrzeń. W pomoc była zaangażowana ciotka Szelesiów, która mieszkała w Staszowie. Robiła ona zakupy. Na wsi kupowanie dodatkowych produktów od razu wzbudziłoby podejrzenia. Mogłam wtedy chodzić do trzeciej klasy. Ciotka w Staszowie kupowała chleb, to ja już nie szłam ze szkoły z koleżankami do domu, tylko szłam do tej ciotki i niosłam chleb dla tych Żydów. I mama im dawała jeść. Musiała sprzątać i gotować. Raz na dzień tę zupę trzeba było dać – wspomina pani Zofia.
Niespodziewanie, jesienią 1943 roku, do gospodarstwa Szelesiów wjechali Niemcy. Szukali mężczyzny, który zaczął przed nimi uciekać i skrył się w okolicznych zabudowaniach. Mógł to być jeden z ukrywających się Żydów, choć we wspomnieniach mieszkańców zachował się przekaz, że był to jeden z sąsiadów, Polak, który wzięty przez Niemców za Żyda zaczął uciekać i niechcący doprowadził ich do gospodarstwa Szelesiów. Przypadkowa wizyta doprowadziła do rewizji. Tego dnia u Szelesiów młócono zboże. Wśród pracowników była młoda dziewczyna, która prawdopodobnie niczego nie świadoma, powiedziała, że widziała jakiś ruch na strychu stodoły. Niemcy znaleźli Żydów, wywieźli ich i prawdopodobnie zabili.
Jeden z nich kazał Genowefie Szeleś zabrać dziecko (Ryszarda, bo Zofia była w tym czasie w szkole) i uciekać.
Gospodarstwo opuścili wszyscy, poza Janem Kaliną, dziadkiem Ryszarda i Zofii. Następnego dnia Niemcy wrócili, aby ukarać polską rodzinę za przechowywanie Żydów i zastrzelili go…
Gospodarstwo Szelesiów zostało splądrowane. Rodzina wróciła do niego dopiero w 1944 roku. Genowefa Szeleś z dwójką dzieci musiała dorabiać się wszystkiego od nowa.
Mama nie powiedziała „lekcje odrób”, tylko „do roboty. Tak było i trzeba się pogodzić – mówi dziś ze wzruszeniem pani Zofia.

Opowiadamy o Polakach:
- Genowefa Szeleś
- Jan Kalina – teść p. Genowefy, zamordowany przez Niemców
- Zofia Czerwiec, z d. Szeleś – córka Genowefy Szeleś
Ukrywani:
- grupa 5-6 osób dorosłych, małe dziecko
Opowiada:
- Zofia Czerwiec, z domu Szeleś

Po 50 latach… – Rodzina Matuszczyków i Muchów, Bronów, gm. Działoszyce
2020-05-15 17:42:14

Marianna i Stanisław Matuszczykowie mieszkali w Bronowie, w gminie Działoszyce. Wraz z nimi mieszkała ich jedyna córka Honorata ze swoim mężem, Wojciechem. Byli ubogą, ale bardzo pracowitą rodziną, utrzymującą się z rolnictwa. Jeszcze przed wojną mieli znajomego kupca zbożowego, Żyda, o nazwisku Federman z pobliskich Dziewięczyc. Kiedy 3 września 1942 roku rozpoczęła się deportacja ludności żydowskiej do obozu zagłady w Bełżcu, Federmanowi wraz z żoną i trzema synami udało się uciec. Błąkali się po okolicznych polach i lasach, ale dłuższe ukrywanie się w takich warunkach nie było możliwe dla rodziców. Zdecydowali, że udadzą się do krakowskiego getta i tam spróbują przetrwać. Ich synowie: Hyman, Pinchas i Jozef postanowili poprosić o pomoc miejscową ludność. Zapukali do Matuszczyków. „Oni tu przyszli, prosili, żeby ich wziąć na tydzień, na dwa tygodnie. Wszędzie chodzili, nie mogli znaleźć miejsca… Dziadek się zlitował… Bo to miało być niedługo. A tu się okazało, że nie tak szybko” – opowiada Wiesława Kłębek, córka Honoraty i Wojciecha Muchów. Niewielką kryjówkę, w której można było siedzieć lub leżeć przygotowano w stodole. Wejście przykryto słomą. Dwa razy dziennie ktoś zanosił ukrywanym jedzenie w wiaderku i stukając w deskę dawał sygnał. Nocami Żydzi wychodzili z ukrycia. W ciągu dnia Stanisław Matuszczyk pracując w stodole rozmawiał z nimi o aktualnej sytuacji i o tym, jak długo może jeszcze potrwać wojna. Najtrudniejsze było ukrycie gotowania, którym zajmowała się Honorata. „Dawniej to ludzie chodzili do siebie, nie tak jak dzisiaj. Sąsiedzi przychodzili i pytali: a na cóż wam Matuszczykowo tyle jedzenia? Ludzie coś tam przeczuwali…” – mówi Wiesława Kłębek. Ukrywanie stawało się ryzykowne, strach narastał. Pewnego dnia Stanisław Matuszczyk poprosił braci Federmanów o opuszczenie kryjówki. Wrócili po niespełna miesiącu. Gospodarz milcząco przystał na ich dalsze ukrywanie. Jednak plotki o tym, że u Matuszczyków przechowywani są Żydzi zaczęły krążyć po okolicy i dotarły do Niemców. Przeprowadzona przez nich kontrola niemal zakończyła się tragedią… „Wyszedł mój tata z 2-letnim synkiem. Niemcy kazali mu odłożyć dziecko i przerzucać słomę. Jak dziadek Matuszczyk zobaczył, że kryjówka jest już blisko, to stanął przed Niemcami i powiedział: jak u nas znajdziecie Żydów, to pierwsza kula dla mnie. A została jeszcze tylko jedna warstwa słomy. I Niemcy zwątpili. Zrezygnowali i odjechali” – opowiada pani Wiesława. Ukrywani byli pewni, że po zetknięciu się twarzą w twarz ze śmiercią, gospodarze na pewno ich wyrzucą. Ale tak się nie stało. Doczekali u Matuszczyków i Muchów końca wojny. Wyjechali do Krakowa, a następnie do Stanów Zjednoczonych. Początkowo utrzymywali kontakt, ale potem zerwali go na 50 lat. „Mama miała o to żal.” – wspomina pani Wiesława. Jednak pewnego dnia przed dom Matuszczyków i Muchów w Bronowie podjechał samochód. Kierowca wysiadł i zapytał: „Czy przechowywaliście podczas wojny Żydów?” Okazało się, że w aucie są: córka, zięć i wnuki jednego z ukrywanych. Z inicjatywą przyjazdu i odnalezienia polskiej rodziny wyszedł zięć Hymana Federmana, Menachem Daum, który nakręcił o tej historii film pt. „Hiding and Seeking. Faith and Tolerance After Holocaust”. Małżeństwa Matuszczyków i Muchów zostały w 2003 roku uhonorowane tytułem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Potomkowie Federmana obiecali też utworzenie funduszu na edukację prawnuków Honoraty i Wojciecha Muchów. Opowiadamy o Polakach: - Marianna Matuszczyk - Stanisław Matuszczyk - Honorata Mucha z d. Matuszczyk - Wojciech Mucha Ukrywani: - Hyman Federman - Józef Federman - Pinchas Federman Opowiada: - Wiesława Kłębek, córka Honoraty i Wojciecha Muchów - Małgorzata Kłębek, synowa Wiesławy Kłębek
Marianna i Stanisław Matuszczykowie mieszkali w Bronowie, w gminie Działoszyce. Wraz z nimi mieszkała ich jedyna córka Honorata ze swoim mężem, Wojciechem. Byli ubogą, ale bardzo pracowitą rodziną, utrzymującą się z rolnictwa.
Jeszcze przed wojną mieli znajomego kupca zbożowego, Żyda, o nazwisku Federman z pobliskich Dziewięczyc. Kiedy 3 września 1942 roku rozpoczęła się deportacja ludności żydowskiej do obozu zagłady w Bełżcu, Federmanowi wraz z żoną i trzema synami udało się uciec.
Błąkali się po okolicznych polach i lasach, ale dłuższe ukrywanie się w takich warunkach nie było możliwe dla rodziców. Zdecydowali, że udadzą się do krakowskiego getta i tam spróbują przetrwać. Ich synowie: Hyman, Pinchas i Jozef postanowili poprosić o pomoc miejscową ludność. Zapukali do Matuszczyków.
„Oni tu przyszli, prosili, żeby ich wziąć na tydzień, na dwa tygodnie. Wszędzie chodzili, nie mogli znaleźć miejsca… Dziadek się zlitował… Bo to miało być niedługo. A tu się okazało, że nie tak szybko” – opowiada Wiesława Kłębek, córka Honoraty i Wojciecha Muchów.
Niewielką kryjówkę, w której można było siedzieć lub leżeć przygotowano w stodole. Wejście przykryto słomą. Dwa razy dziennie ktoś zanosił ukrywanym jedzenie w wiaderku i stukając w deskę dawał sygnał. Nocami Żydzi wychodzili z ukrycia. W ciągu dnia Stanisław Matuszczyk pracując w stodole rozmawiał z nimi o aktualnej sytuacji i o tym, jak długo może jeszcze potrwać wojna.
Najtrudniejsze było ukrycie gotowania, którym zajmowała się Honorata. „Dawniej to ludzie chodzili do siebie, nie tak jak dzisiaj. Sąsiedzi przychodzili i pytali: a na cóż wam Matuszczykowo tyle jedzenia? Ludzie coś tam przeczuwali…” – mówi Wiesława Kłębek.
Ukrywanie stawało się ryzykowne, strach narastał. Pewnego dnia Stanisław Matuszczyk poprosił braci Federmanów o opuszczenie kryjówki. Wrócili po niespełna miesiącu. Gospodarz milcząco przystał na ich dalsze ukrywanie.
Jednak plotki o tym, że u Matuszczyków przechowywani są Żydzi zaczęły krążyć po okolicy i dotarły do Niemców. Przeprowadzona przez nich kontrola niemal zakończyła się tragedią…
„Wyszedł mój tata z 2-letnim synkiem. Niemcy kazali mu odłożyć dziecko i przerzucać słomę. Jak dziadek Matuszczyk zobaczył, że kryjówka jest już blisko, to stanął przed Niemcami i powiedział: jak u nas znajdziecie Żydów, to pierwsza kula dla mnie. A została jeszcze tylko jedna warstwa słomy. I Niemcy zwątpili. Zrezygnowali i odjechali” – opowiada pani Wiesława.
Ukrywani byli pewni, że po zetknięciu się twarzą w twarz ze śmiercią, gospodarze na pewno ich wyrzucą. Ale tak się nie stało. Doczekali u Matuszczyków i Muchów końca wojny. Wyjechali do Krakowa, a następnie do Stanów Zjednoczonych.
Początkowo utrzymywali kontakt, ale potem zerwali go na 50 lat. „Mama miała o to żal.” – wspomina pani Wiesława. Jednak pewnego dnia przed dom Matuszczyków i Muchów w Bronowie podjechał samochód. Kierowca wysiadł i zapytał: „Czy przechowywaliście podczas wojny Żydów?” Okazało się, że w aucie są: córka, zięć i wnuki jednego z ukrywanych. Z inicjatywą przyjazdu i odnalezienia polskiej rodziny wyszedł zięć Hymana Federmana, Menachem Daum, który nakręcił o tej historii film pt. „Hiding and Seeking. Faith and Tolerance After Holocaust”.
Małżeństwa Matuszczyków i Muchów zostały w 2003 roku uhonorowane tytułem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Potomkowie Federmana obiecali też utworzenie funduszu na edukację prawnuków Honoraty i Wojciecha Muchów.

Opowiadamy o Polakach:
- Marianna Matuszczyk
- Stanisław Matuszczyk
- Honorata Mucha z d. Matuszczyk
- Wojciech Mucha
Ukrywani:
- Hyman Federman
- Józef Federman
- Pinchas Federman
Opowiada:
- Wiesława Kłębek, córka Honoraty i Wojciecha Muchów
- Małgorzata Kłębek, synowa Wiesławy Kłębek

Każda sekunda droga – Helena i Stanisław Podrzyccy, Końskie
2020-05-15 17:41:06

Helena i Stanisław Podrzyccy mieszkali w czasie wojny w Końskich. Mieli troje dzieci w wieku od 7 do 11 lat: Małgorzatę, Magdalenę i Bogdana. Dziadek był adwokatem. Przed wojną prowadził m.in. sprawy sądowe Żydów. Jednym z nich był dr Abraham Kapilman – wspomina Roksana Dejmanowska-Zemko, wnuczka Heleny i Stanisława Podrzyckich. Dr Kapilman miał żonę, która była lekarzem i dwoje dzieci: 16-letniego Grzegorza i 8-letnią Bronię. Czasem wymykał się z getta i odwiedzał Podrzyckich. Przynosił na przechowanie książki lekarskie i inne przedmioty, odebrane i sprzedane jeszcze w czasie wojny przez jego syna. Do dziś zachowały się wspomnienia spisane tuż po wojnie przez Helenę Podrzycką, częściowo na maszynie, a częściowo ręcznie, w których wspomina ona, że nie była zadowolona z tych wizyt „pod karą śmierci zakazanych”. Pisze także: Tyle pracy i serca włożyłam przy każdym zetknięciu się z Żydami. Namawiałam, żeby uciekali, bodaj do lasu. Nie mieli odwagi wychodzić z getta. W ostatniej minucie dopiero mi uwierzyli, a tak ciągle liczyli na coś lepszego ze strony Niemców… Tuż przed wywózką Żydów z Końskich w mieście czuło się narastającą nerwowość i napięcie. Do getta zostały sprowadzone litewskie, brutalne oddziały szaulisów będących na usługach hitlerowskich Niemiec. 2 listopada 1942 roku Helena Podrzycka została w domu sama z dziećmi. Jej mąż pojechał do Radomia na sprawę sądową. Nagle rozległo się głośne pukanie. W drzwiach staną blady Abraham Kapilman. Wpada, rzuca mi się do nóg i woła: ratunku! Ratunku! Getto jest otoczone! Moja Belinka…ona żyć musi! Proszę pani, na wszystkie świętości chrześcijańskie, niech pani idzie po moje dziecko! – cytuje wspomnienia prababki Slobodanka Zemko. Jedną ręką chwycił za klamkę, drugą trzymał moją rękę. Walczył. Mruczał do siebie: każda sekunda droga… Helena Podrzycka nie zważając na śmiertelne zagrożenie poszła do getta, aby ratować małą Bronię. Kiedy znalazła się w środku wiele osób, które znały jej męża, patrzyło na nią pytająco, czy mogą uciekać. Helena wspomina, że mimowolnie, odruchowo kiwała twierdząco. Wychodząc z Bronią z getta, została zatrzymana i otoczona przez Niemców. Proszę pani, Broncia się boi – ¬usłyszała głos dziewczynki o wybitnie semickich rysach. Zachowując zimną krew powiedziała, że ma chore dziecko i przyszła po zapałki. Nieoczekiwanie, jej wersja została potwierdzona przez tłumacza współpracującego z Niemcami. Zostały przepuszczone. Czułam, że cud się spełnił – napisała o tym wydarzeniu Helena Podrzycka. Tymczasem w domu czekało na nią 11 Żydów, którzy po jej przytaknięciu uciekli z getta, w tym kobieta z 8-miesięcznym dzieckiem. Helena Podrzycka zorganizowała dla nich kryjówkę w piwnicy, pozostawiając w domu jedynie matkę z dzieckiem, a później także Bronię. Niemcy wywieźli z Końskich ok 6 tysięcy Żydów. Po pewnym czasie wydano obwieszczenie, że ci, którzy przetrwali mogą się ujawnić. Będą pracować u Niemców. Helena Podrzycka odradzała to ukrywanym u siebie Żydom. Mówiła im, że to podstęp. Nie posłuchali. W styczniu 1943 roku Żydzi zostali przepędzeni do Szydłowca i wywiezieni do obozów zagłady. Bronia Kapilman po 2 tygodniach spędzonych u Podrzyckich w porozumieniu z bratem Grzegorzem Kapilmanem została przekazana do innej polskiej rodziny, znanej Kapilmanom. Potem kilkakrotnie zmieniała miejsce pobytu, a następnie tułała się samotnie. Pod koniec wojny ponownie trafiła do rodziny Podrzyckich. Po wojnie odnalazła ją ciotka, z którą wyjechała do rodziny matki w Stanach Zjednoczonych. Choć kontakt się urwał, to w latach 90. Bronia złożyła oświadczenie o pomocy, jakiej udzielili jej Helena i Stanisław Podrzyccy. Dzięki temu w 2016 roku zostali oni odznaczeni tytułem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Opowiadamy o Polakach: - Helena Podrzycka - Stanisław Podrzycki Ukrywani: - Bronia Kapilman Opowiada: - Roksana Dejmanowska-Zemko – wnuczka Heleny i Stanisława Podrzyckich - Slobodanka Zemko – prawnuczka Heleny i Stanisława Podrzyckich
Helena i Stanisław Podrzyccy mieszkali w czasie wojny w Końskich. Mieli troje dzieci w wieku od 7 do 11 lat: Małgorzatę, Magdalenę i Bogdana.
Dziadek był adwokatem. Przed wojną prowadził m.in. sprawy sądowe Żydów. Jednym z nich był dr Abraham Kapilman – wspomina Roksana Dejmanowska-Zemko, wnuczka Heleny i Stanisława Podrzyckich. Dr Kapilman miał żonę, która była lekarzem i dwoje dzieci: 16-letniego Grzegorza i 8-letnią Bronię. Czasem wymykał się z getta i odwiedzał Podrzyckich. Przynosił na przechowanie książki lekarskie i inne przedmioty, odebrane i sprzedane jeszcze w czasie wojny przez jego syna. Do dziś zachowały się wspomnienia spisane tuż po wojnie przez Helenę Podrzycką, częściowo na maszynie, a częściowo ręcznie, w których wspomina ona, że nie była zadowolona z tych wizyt „pod karą śmierci zakazanych”. Pisze także: Tyle pracy i serca włożyłam przy każdym zetknięciu się z Żydami. Namawiałam, żeby uciekali, bodaj do lasu. Nie mieli odwagi wychodzić z getta. W ostatniej minucie dopiero mi uwierzyli, a tak ciągle liczyli na coś lepszego ze strony Niemców…
Tuż przed wywózką Żydów z Końskich w mieście czuło się narastającą nerwowość i napięcie. Do getta zostały sprowadzone litewskie, brutalne oddziały szaulisów będących na usługach hitlerowskich Niemiec. 2 listopada 1942 roku Helena Podrzycka została w domu sama z dziećmi. Jej mąż pojechał do Radomia na sprawę sądową. Nagle rozległo się głośne pukanie. W drzwiach staną blady Abraham Kapilman. Wpada, rzuca mi się do nóg i woła: ratunku! Ratunku! Getto jest otoczone! Moja Belinka…ona żyć musi! Proszę pani, na wszystkie świętości chrześcijańskie, niech pani idzie po moje dziecko! – cytuje wspomnienia prababki Slobodanka Zemko. Jedną ręką chwycił za klamkę, drugą trzymał moją rękę. Walczył. Mruczał do siebie: każda sekunda droga…
Helena Podrzycka nie zważając na śmiertelne zagrożenie poszła do getta, aby ratować małą Bronię. Kiedy znalazła się w środku wiele osób, które znały jej męża, patrzyło na nią pytająco, czy mogą uciekać. Helena wspomina, że mimowolnie, odruchowo kiwała twierdząco. Wychodząc z Bronią z getta, została zatrzymana i otoczona przez Niemców. Proszę pani, Broncia się boi – ¬usłyszała głos dziewczynki o wybitnie semickich rysach. Zachowując zimną krew powiedziała, że ma chore dziecko i przyszła po zapałki. Nieoczekiwanie, jej wersja została potwierdzona przez tłumacza współpracującego z Niemcami. Zostały przepuszczone. Czułam, że cud się spełnił – napisała o tym wydarzeniu Helena Podrzycka.
Tymczasem w domu czekało na nią 11 Żydów, którzy po jej przytaknięciu uciekli z getta, w tym kobieta z 8-miesięcznym dzieckiem. Helena Podrzycka zorganizowała dla nich kryjówkę w piwnicy, pozostawiając w domu jedynie matkę z dzieckiem, a później także Bronię.
Niemcy wywieźli z Końskich ok 6 tysięcy Żydów. Po pewnym czasie wydano obwieszczenie, że ci, którzy przetrwali mogą się ujawnić. Będą pracować u Niemców. Helena Podrzycka odradzała to ukrywanym u siebie Żydom. Mówiła im, że to podstęp. Nie posłuchali. W styczniu 1943 roku Żydzi zostali przepędzeni do Szydłowca i wywiezieni do obozów zagłady.
Bronia Kapilman po 2 tygodniach spędzonych u Podrzyckich w porozumieniu z bratem Grzegorzem Kapilmanem została przekazana do innej polskiej rodziny, znanej Kapilmanom. Potem kilkakrotnie zmieniała miejsce pobytu, a następnie tułała się samotnie. Pod koniec wojny ponownie trafiła do rodziny Podrzyckich. Po wojnie odnalazła ją ciotka, z którą wyjechała do rodziny matki w Stanach Zjednoczonych. Choć kontakt się urwał, to w latach 90. Bronia złożyła oświadczenie o pomocy, jakiej udzielili jej Helena i Stanisław Podrzyccy. Dzięki temu w 2016 roku zostali oni odznaczeni tytułem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata.

Opowiadamy o Polakach:
- Helena Podrzycka
- Stanisław Podrzycki
Ukrywani:
- Bronia Kapilman
Opowiada:
- Roksana Dejmanowska-Zemko – wnuczka Heleny i Stanisława Podrzyckich
- Slobodanka Zemko – prawnuczka Heleny i Stanisława Podrzyckich

Zrobili swoje – Janina i Kazimierz Szmurłło, Skarżysko-Kamienna
2020-05-15 17:39:31

Lata 80. XX wieku. Do rodziny Szmurłłów przychodzi list z Izraela. Pisze go Celina Cederbaum, obecnie Cyla Imry, dziewczynka, która w czasie II wojny światowej mając ok 3 lat trafiła pod opiekę Szmurłłów… Dopiero wtedy Tomasz Szmurłło, syn Janiny i Kazimierza, poznaje wojenną historię swoich rodziców, którzy narażając życie zgodzili się ukryć żydowską dziewczynkę. Cyla wyjaśnia, że po wielu latach traumy związanej z niemiecką okupacją i terrorem, dopiero teraz dojrzała do nawiązania ponownego kontaktu. Odtąd stale korespondowała z Janiną Szmurłło. Przed listopadem 1942 roku, kiedy zaczęto likwidować getto w Staszowie, Miriam Cederbaum ukryła swoją córeczkę Celinę u zaprzyjaźnionej Polki, Anastazji Kurowiec-Szczerbic. Niestety m.in. ze względów konspiracyjnych, obecność dziewczynki stała się niebezpieczna dla polskiej rodziny. Dzięki pomocy AK wyrobiono dziewczynce aryjskie papiery na nazwisko Celina Kwiatkowska. Wtedy Anastazja poprosiła o pomoc swoją siostrę, Janinę Szmurłło, która mieszkała z mężem w Skarżysku. Oboje pracowali w zakładach amunicji Hasag. Zdecydowali, że zaopiekują się Celinką, która trafiła do nich na przełomie 1942 i 1943 roku i pozostała do końca wojny. Kazimierz Szmurłło współpracował z NSZ-AK. Celinka oficjalnie uchodziła za córkę kuzynki, ale organizacja prawdopodobnie wiedziała, że Szmurłłowie przechowują u siebie żydowskie dziecko. Zagrożeniem był fakt, że w domu, w którym mieszkali Janina i Kazimierz, stacjonowali Niemcy z Wehrmachtu, pod dowództwem Austriaka. A zatem, pod jednym dachem u polskiej rodziny związanej z NSZ-AK mieszkał zarówno oficer Wehrmachtu, jak i żydowska dziewczynka… Kazimierz Szmurłło pasjonował się fotografią. Do dziś zachowało się wiele zdjęć jego autorstwa z tamtego okresu. Na większości z nich Celina odpowiednio poinstruowana, zakrywa sobie twarz rękami lub stoi na uboczu, w cieniu. Ale są także zdjęcia, na których widać jej twarz, semickie rysy i ciemne, kręcone włosy. Wspólne zdjęcie z Celinką ma także pan Tomasz Szmurłło, który urodził się w 1943 roku, jako pierwszy syn swoich rodziców. Pamiętam zdjęcie, gdzie na ganku stoi mama ze mną, obok Celina, a wokół żołnierze niemieccy…tam wyraźnie widać jej twarz… - mówi Tomasz Szmurłło. Oficer z Wehrmachtu, ten Austriak, który u nas stacjonował powiedział do mojego ojca: Kazik, ona jest bardzo podobna do Żydówki i ty musisz na nią uważać. Ja ci powiem, jak będzie akcja nalotu na Żydów, ale ty musisz ją pilnować – wspomina Tomasz Szmurłło. Po wojnie Miriam wróciła po córkę, by po pewnym czasie razem z nią wyjechać do Izraela. W 1987 roku Celina napisała zaświadczenie do Yad Vashem, które stało się podstawą przyznania Janinie i Kazimierzowi Szmurłło tytułu Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Państwo Szmurłło chowali mnie w swoim domu jako chrześcijankę i dziecko krewnych swoich. Ja zawdzięczam moje życie powyżej wymienionym – pisze Celina, a właściwie Cyla Imry. Tytuł otrzymała także Anastazja Kurowska-Szczerbic, siostra Janiny, która zapoczątkowała pomoc małej dziewczynce. Anna Szmurłło wspomina: nigdy nie rozmawiałam z teściową o tamtych wydarzeniach. To było oczywiste. Po prostu wzięła dziecko i się nim zajmowała. Tomka mama żyła teraźniejszością. Podczas wojny zrobiła swoje i koniec – podsumowuje pani Anna. Opowiadamy o Polakach: - Janina Szmurłło - Kazimierz Szmurłło - Anastazja Kurowska-Szczerbic Ukrywani: - Celina Cederbaum (później: Cyla Imry) Opowiada: - Tomasz Szmurłło – syn Janiny i Kazimierza, Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata - Anna Szmurłło – synowa Janiny i Kazimierza
Lata 80. XX wieku. Do rodziny Szmurłłów przychodzi list z Izraela. Pisze go Celina Cederbaum, obecnie Cyla Imry, dziewczynka, która w czasie II wojny światowej mając ok 3 lat trafiła pod opiekę Szmurłłów… Dopiero wtedy Tomasz Szmurłło, syn Janiny i Kazimierza, poznaje wojenną historię swoich rodziców, którzy narażając życie zgodzili się ukryć żydowską dziewczynkę.
Cyla wyjaśnia, że po wielu latach traumy związanej z niemiecką okupacją i terrorem, dopiero teraz dojrzała do nawiązania ponownego kontaktu. Odtąd stale korespondowała z Janiną Szmurłło.
Przed listopadem 1942 roku, kiedy zaczęto likwidować getto w Staszowie, Miriam Cederbaum ukryła swoją córeczkę Celinę u zaprzyjaźnionej Polki, Anastazji Kurowiec-Szczerbic. Niestety m.in. ze względów konspiracyjnych, obecność dziewczynki stała się niebezpieczna dla polskiej rodziny. Dzięki pomocy AK wyrobiono dziewczynce aryjskie papiery na nazwisko Celina Kwiatkowska. Wtedy Anastazja poprosiła o pomoc swoją siostrę, Janinę Szmurłło, która mieszkała z mężem w Skarżysku. Oboje pracowali w zakładach amunicji Hasag. Zdecydowali, że zaopiekują się Celinką, która trafiła do nich na przełomie 1942 i 1943 roku i pozostała do końca wojny.
Kazimierz Szmurłło współpracował z NSZ-AK. Celinka oficjalnie uchodziła za córkę kuzynki, ale organizacja prawdopodobnie wiedziała, że Szmurłłowie przechowują u siebie żydowskie dziecko. Zagrożeniem był fakt, że w domu, w którym mieszkali Janina i Kazimierz, stacjonowali Niemcy z Wehrmachtu, pod dowództwem Austriaka. A zatem, pod jednym dachem u polskiej rodziny związanej z NSZ-AK mieszkał zarówno oficer Wehrmachtu, jak i żydowska dziewczynka…
Kazimierz Szmurłło pasjonował się fotografią. Do dziś zachowało się wiele zdjęć jego autorstwa z tamtego okresu. Na większości z nich Celina odpowiednio poinstruowana, zakrywa sobie twarz rękami lub stoi na uboczu, w cieniu. Ale są także zdjęcia, na których widać jej twarz, semickie rysy i ciemne, kręcone włosy. Wspólne zdjęcie z Celinką ma także pan Tomasz Szmurłło, który urodził się w 1943 roku, jako pierwszy syn swoich rodziców. Pamiętam zdjęcie, gdzie na ganku stoi mama ze mną, obok Celina, a wokół żołnierze niemieccy…tam wyraźnie widać jej twarz… - mówi Tomasz Szmurłło.
Oficer z Wehrmachtu, ten Austriak, który u nas stacjonował powiedział do mojego ojca: Kazik, ona jest bardzo podobna do Żydówki i ty musisz na nią uważać. Ja ci powiem, jak będzie akcja nalotu na Żydów, ale ty musisz ją pilnować – wspomina Tomasz Szmurłło.
Po wojnie Miriam wróciła po córkę, by po pewnym czasie razem z nią wyjechać do Izraela.
W 1987 roku Celina napisała zaświadczenie do Yad Vashem, które stało się podstawą przyznania Janinie i Kazimierzowi Szmurłło tytułu Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Państwo Szmurłło chowali mnie w swoim domu jako chrześcijankę i dziecko krewnych swoich. Ja zawdzięczam moje życie powyżej wymienionym – pisze Celina, a właściwie Cyla Imry. Tytuł otrzymała także Anastazja Kurowska-Szczerbic, siostra Janiny, która zapoczątkowała pomoc małej dziewczynce.
Anna Szmurłło wspomina: nigdy nie rozmawiałam z teściową o tamtych wydarzeniach. To było oczywiste. Po prostu wzięła dziecko i się nim zajmowała. Tomka mama żyła teraźniejszością. Podczas wojny zrobiła swoje i koniec – podsumowuje pani Anna.
Opowiadamy o Polakach:
- Janina Szmurłło
- Kazimierz Szmurłło
- Anastazja Kurowska-Szczerbic
Ukrywani:
- Celina Cederbaum (później: Cyla Imry)
Opowiada:
- Tomasz Szmurłło – syn Janiny i Kazimierza, Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata
- Anna Szmurłło – synowa Janiny i Kazimierza

Nie ma się czego wstydzić – Rodzina Boberków, Wola Żydowska
2020-05-15 17:37:57

Katarzyna i Grzegorz Boberek mieszkali podczas II wojny światowej w Woli Żydowskiej (obecnie gmina Kije). Mieli ośmioro dzieci. Najstarsza córka przebywała na przymusowych robotach w III Rzeszy, kiedy w 1943 roku do gospodarstwa Boberków zapukali sąsiedzi i dobrzy znajomi: Abraham, Haskiel, Hershel i Icek Goldlist. Tylko ona ze wszystkich domowników nie była zaangażowana w pomoc żydowskim przyjaciołom. Jestem taki głodny…proszę o pomoc ¬– powiedział jeden z nich, gdy Boberkowie otworzyli drzwi. Ujęło ich to i przystali, że będą ich przetrzymywać – opowiada Dariusz Stachaczyk, wnuk Boberków. Kryjówkę wykopano pod stodołą. Dół został przykryty słomą. Nocami ukrywani mogli przechodzić ze swojej kryjówki do szopy. Jak już się ktoś decydował, to starał się jakoś utrzymać tych ludzi – dodaje Dariusz Stachaczyk. Trzeba było zadbać o dodatkowe wyżywienie, wynosić nieczystości i przynajmniej raz w miesiącu uprać ich ubrania. Żywność dla ukrywanych często zanosiły w koszach dzieci. Trzeba było uważać, żeby nikt nie zauważył niczego podejrzanego, bo zabudowa we wsi była dosyć gęsta. Mama bardzo lubiła się z Heńkiem, jednym z przechowywanych ¬¬– dodaje Dariusz Stachaczyk. Władysława Boberek urodziła się w 1934 roku. Mimo bardzo młodego wieku wiedziała, że w gospodarstwie ukrywają się Żydzi i co grozi za udzielanie im pomocy. W rozmowach z nimi miała jednak mówić, że choćby mieli ją zabić, to ona nikomu nic nie powie. Pod koniec wojny w gospodarstwie Boberków zakwaterowano także niemieckiego oficera. Wtedy trzeba było uważać jeszcze bardziej. Z jednej strony jego obecność stanowiła zagrożenie, ale była także ochroną dla ukrywanych i ukrywających. Oficer nie podejrzewał, że w gospodarstwie mogą ukrywać się Żydzi i gdy inny niemiecki żołnierz chciał zrobić w gospodarstwie rewizję, został przez niego wyproszony. Porozumienie się z oficerem ułatwiał fakt, że zarówno Katarzyna, jak i Grzegorz Boberkowie znali język niemiecki z lat zaborów. Ukrywani szczęśliwie doczekali u Boberków do końca wojny. Jednak obawy nie zniknęły wraz z zakończeniem działań wojennych. Grzegorz Boberek powiedział ukrywanym, gdy opuszczali kryjówkę: idźcie dzieci, a jakby co, to nie przyznawajcie się, gdzieście byli. W latach 80. XX wieku Goldlistowie, którzy krótko po wojnie wyjechali z Polski, odwiedzili Boberków. Katarzyna Boberek jeszcze wtedy żyła. Babcia wyszła…jak się przytulili do siebie…łzy, radość, szczęście… - wspomina spotkanie sprzed lat Dariusz Stachaczyk. Katarzyna i Grzegorz Boberkowie w 1993 roku pośmiertnie otrzymali tytuł Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Opowiadamy o Polakach: - Katarzyna Boberek - Grzegorz Boberek Ukrywani: - Abraham Goldlist - Icek Goldlist - Hershel Goldlist - Haskiel Goldlist Opowiada: - Dariusz Stachaczyk, wnuk Katarzyny i Grzegorza Boberków.
Katarzyna i Grzegorz Boberek mieszkali podczas II wojny światowej w Woli Żydowskiej (obecnie gmina Kije). Mieli ośmioro dzieci. Najstarsza córka przebywała na przymusowych robotach w III Rzeszy, kiedy w 1943 roku do gospodarstwa Boberków zapukali sąsiedzi i dobrzy znajomi: Abraham, Haskiel, Hershel i Icek Goldlist. Tylko ona ze wszystkich domowników nie była zaangażowana w pomoc żydowskim przyjaciołom.
Jestem taki głodny…proszę o pomoc ¬– powiedział jeden z nich, gdy Boberkowie otworzyli drzwi. Ujęło ich to i przystali, że będą ich przetrzymywać – opowiada Dariusz Stachaczyk, wnuk Boberków.
Kryjówkę wykopano pod stodołą. Dół został przykryty słomą. Nocami ukrywani mogli przechodzić ze swojej kryjówki do szopy. Jak już się ktoś decydował, to starał się jakoś utrzymać tych ludzi – dodaje Dariusz Stachaczyk. Trzeba było zadbać o dodatkowe wyżywienie, wynosić nieczystości i przynajmniej raz w miesiącu uprać ich ubrania. Żywność dla ukrywanych często zanosiły w koszach dzieci. Trzeba było uważać, żeby nikt nie zauważył niczego podejrzanego, bo zabudowa we wsi była dosyć gęsta.
Mama bardzo lubiła się z Heńkiem, jednym z przechowywanych ¬¬– dodaje Dariusz Stachaczyk. Władysława Boberek urodziła się w 1934 roku. Mimo bardzo młodego wieku wiedziała, że w gospodarstwie ukrywają się Żydzi i co grozi za udzielanie im pomocy. W rozmowach z nimi miała jednak mówić, że choćby mieli ją zabić, to ona nikomu nic nie powie.
Pod koniec wojny w gospodarstwie Boberków zakwaterowano także niemieckiego oficera. Wtedy trzeba było uważać jeszcze bardziej. Z jednej strony jego obecność stanowiła zagrożenie, ale była także ochroną dla ukrywanych i ukrywających. Oficer nie podejrzewał, że w gospodarstwie mogą ukrywać się Żydzi i gdy inny niemiecki żołnierz chciał zrobić w gospodarstwie rewizję, został przez niego wyproszony. Porozumienie się z oficerem ułatwiał fakt, że zarówno Katarzyna, jak i Grzegorz Boberkowie znali język niemiecki z lat zaborów.
Ukrywani szczęśliwie doczekali u Boberków do końca wojny. Jednak obawy nie zniknęły wraz z zakończeniem działań wojennych. Grzegorz Boberek powiedział ukrywanym, gdy opuszczali kryjówkę: idźcie dzieci, a jakby co, to nie przyznawajcie się, gdzieście byli.
W latach 80. XX wieku Goldlistowie, którzy krótko po wojnie wyjechali z Polski, odwiedzili Boberków. Katarzyna Boberek jeszcze wtedy żyła. Babcia wyszła…jak się przytulili do siebie…łzy, radość, szczęście… - wspomina spotkanie sprzed lat Dariusz Stachaczyk.
Katarzyna i Grzegorz Boberkowie w 1993 roku pośmiertnie otrzymali tytuł Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata.
Opowiadamy o Polakach:
- Katarzyna Boberek
- Grzegorz Boberek

Ukrywani:
- Abraham Goldlist
- Icek Goldlist
- Hershel Goldlist
- Haskiel Goldlist
Opowiada:
- Dariusz Stachaczyk, wnuk Katarzyny i Grzegorza Boberków.

Wzajemna pomoc – to pomogło nam przetrwać, Marianna Sowiar-Chodnikiewicz, Kielce
2020-05-15 17:36:32

Marianna Sowiar urodziła się w 1918 roku. Przed wojną przeszła w ZHP szkolenie przygotowujące harcerki do udziału w wojnie. Już w 1941 roku zaczęła pomagać Żydom z kieleckiego getta, przekazując potajemnie jedzenie żydowskiemu chłopcu. Szybko zaangażowała się też w konspirację. Została przekazana do wywiadu, gdzie odpowiadała za zbieranie informacji o ruchu wojsk. Przekazywała też niemieckie feldposty do dowódców polskiego podziemia i przenosiła broń, np. wioząc ją ze Skarżyska do Radomia w futerale po skrzypcach. W listopadzie 1942 roku Maria Sowiar została aresztowana w Radomiu, w wyniku wpadki wywiadu Armii Krajowej. Po brutalnym śledztwie i 3-miesięcznym pobycie w areszcie, w siedzibie gestapo w Radomiu, w lutym 1943 roku trafiła do Auschwitz. Przyjechałam tam w fatalnym stanie. We dwie z tego transportu przyjechałyśmy tak straszliwie obite, że nas rozebrano, postawiono i SS-mani zapytali: Kto was tak urządził? Myśmy były czarne, granatowe. Ja mówię, że na gestapo w Radomiu. A SS-man na to: nieprawda, gestapo nie bije… - wspominała Marianna Sowiar-Chodnikiewicz w archiwalnej audycji Radia Kielce z 1981 roku. W Oświęcimiu podczas pracy na kuchni, przy obieraniu ziemniaków, poznała rówieśniczkę Jarosławę Zahorujko. Pewnego dnia dziewczyna przyznała jej się, że jest Żydówką, ukrywającą się na aryjskich papierach. Opowiedziała jej całą swoją historię. Hana (takie było jej prawdziwe imię) pochodziła ze Lwowa. Przyjechała z rodziną do Krakowa, gdzie każdy mieszkał osobno i miał aryjskie papiery na inne nazwisko. Pewnego dnia idąc na spotkanie z siostrą, Hana została aresztowana po tym, jak żydowski chłopak wydał ją Niemcom. Nie udało się udowodnić jej żydowskiego pochodzenia, dlatego z grupą aresztowanych kobiet z Krakowa została odesłana do Auschwitz. Tam także nikt nie podejrzewał, że Hana jest Żydówką. Nawet inne Żydówki, które przychodziły na kuchnię z prośbą o jedzenie w zamian za ubrania, były pewne, że to gojka – mówi Mirosława Banaś, córka Marianny Sowiar-Chodnikiewicz. Mama uratowała Hanę, kiedy część kobiet zaczęła podejrzewać, że jest ona Żydówką. Mama stanęła w jej obronie i powiedziała, że to jej szkolna koleżanka. Więźniarki nie chciały w to uwierzyć, sytuacja stała się naprawdę groźna, ale mama była nieugięta i trzymała się swojej wersji – wspomina Grażyna Kaczmarska, córka Marianny. Marianna i Hana były nierozłącznymi przyjaciółkami do końca życia. W obozie przy obieraniu ziemniaków opowiadały sobie przeczytane wcześniej książki. Dla Hany ważne było wsparcie ze strony Marianny, która zaproponowała przyjaciółce, że po wojnie może zamieszkać razem z nią i jej rodziną. Hana była wtedy pewna, że nikt z jej rodziny nie przeżył. Po wojnie Hana przez pewien czas mieszkała z Marianną w Kielcach. Potem wyjechała do Łodzi, a następnie do Palestyny. W czasach komunizmu listy wysyłane przez obie kobiety przestały przychodzić i kontakt między nimi się urwał. Udało im się spotkać dopiero w latach 70. XX wieku. Od tamtej pory były w stałym kontakcie, aż do końca życia. Marianna Sowiar-Chodnikiewicz staraniem przyjaciółki Hany Szlomi otrzymała 1989 roku tytuł Sprawiedliwej Wśród Narodów Świata. Odznaczona tak mówiła o swoim wyróżnieniu: Uważałam za rzecz naturalną to, co zrobiłam. Wydaje mi się, że my, którzyśmy wyszli z tego piekła obozów koncentracyjnych, ocaleliśmy dzięki m.in. dzięki temu, że byliśmy dla siebie pomocni. Opowiadamy o Polakach: - Marianna Sowiar-Chodnikiewicz Ukrywani: - Hana Szlomi Opowiada: - Grażyna Kaczmarska – córka Marianny Sowiar-Chodnikiewicz, Sprawiedliwej Wśród Narodów Świata - Mirosława Banaś – córka Marianny Sowiar-Chodnikiewicz, Sprawiedliwej Wśród Narodów Świata - Marianna Sowiar-Chodnikiewicz – fragmenty wypowiedzi z archiwalnych audycji Radia Kielce: Nikogo nie wydałam z 1981 r i Maria Chodnikiewicz - Sprawiedliwa wśród narodów świata z 1990 r
Marianna Sowiar urodziła się w 1918 roku. Przed wojną przeszła w ZHP szkolenie przygotowujące harcerki do udziału w wojnie. Już w 1941 roku zaczęła pomagać Żydom z kieleckiego getta, przekazując potajemnie jedzenie żydowskiemu chłopcu. Szybko zaangażowała się też w konspirację. Została przekazana do wywiadu, gdzie odpowiadała za zbieranie informacji o ruchu wojsk. Przekazywała też niemieckie feldposty do dowódców polskiego podziemia i przenosiła broń, np. wioząc ją ze Skarżyska do Radomia w futerale po skrzypcach. W listopadzie 1942 roku Maria Sowiar została aresztowana w Radomiu, w wyniku wpadki wywiadu Armii Krajowej. Po brutalnym śledztwie i 3-miesięcznym pobycie w areszcie, w siedzibie gestapo w Radomiu, w lutym 1943 roku trafiła do Auschwitz.
Przyjechałam tam w fatalnym stanie. We dwie z tego transportu przyjechałyśmy tak straszliwie obite, że nas rozebrano, postawiono i SS-mani zapytali: Kto was tak urządził? Myśmy były czarne, granatowe. Ja mówię, że na gestapo w Radomiu. A SS-man na to: nieprawda, gestapo nie bije… - wspominała Marianna Sowiar-Chodnikiewicz w archiwalnej audycji Radia Kielce z 1981 roku.
W Oświęcimiu podczas pracy na kuchni, przy obieraniu ziemniaków, poznała rówieśniczkę Jarosławę Zahorujko. Pewnego dnia dziewczyna przyznała jej się, że jest Żydówką, ukrywającą się na aryjskich papierach. Opowiedziała jej całą swoją historię. Hana (takie było jej prawdziwe imię) pochodziła ze Lwowa. Przyjechała z rodziną do Krakowa, gdzie każdy mieszkał osobno i miał aryjskie papiery na inne nazwisko. Pewnego dnia idąc na spotkanie z siostrą, Hana została aresztowana po tym, jak żydowski chłopak wydał ją Niemcom. Nie udało się udowodnić jej żydowskiego pochodzenia, dlatego z grupą aresztowanych kobiet z Krakowa została odesłana do Auschwitz. Tam także nikt nie podejrzewał, że Hana jest Żydówką. Nawet inne Żydówki, które przychodziły na kuchnię z prośbą o jedzenie w zamian za ubrania, były pewne, że to gojka – mówi Mirosława Banaś, córka Marianny Sowiar-Chodnikiewicz.
Mama uratowała Hanę, kiedy część kobiet zaczęła podejrzewać, że jest ona Żydówką. Mama stanęła w jej obronie i powiedziała, że to jej szkolna koleżanka. Więźniarki nie chciały w to uwierzyć, sytuacja stała się naprawdę groźna, ale mama była nieugięta i trzymała się swojej wersji – wspomina Grażyna Kaczmarska, córka Marianny. Marianna i Hana były nierozłącznymi przyjaciółkami do końca życia. W obozie przy obieraniu ziemniaków opowiadały sobie przeczytane wcześniej książki. Dla Hany ważne było wsparcie ze strony Marianny, która zaproponowała przyjaciółce, że po wojnie może zamieszkać razem z nią i jej rodziną. Hana była wtedy pewna, że nikt z jej rodziny nie przeżył.
Po wojnie Hana przez pewien czas mieszkała z Marianną w Kielcach. Potem wyjechała do Łodzi, a następnie do Palestyny. W czasach komunizmu listy wysyłane przez obie kobiety przestały przychodzić i kontakt między nimi się urwał. Udało im się spotkać dopiero w latach 70. XX wieku. Od tamtej pory były w stałym kontakcie, aż do końca życia.
Marianna Sowiar-Chodnikiewicz staraniem przyjaciółki Hany Szlomi otrzymała 1989 roku tytuł Sprawiedliwej Wśród Narodów Świata. Odznaczona tak mówiła o swoim wyróżnieniu:
Uważałam za rzecz naturalną to, co zrobiłam. Wydaje mi się, że my, którzyśmy wyszli z tego piekła obozów koncentracyjnych, ocaleliśmy dzięki m.in. dzięki temu, że byliśmy dla siebie pomocni.

Opowiadamy o Polakach:
- Marianna Sowiar-Chodnikiewicz
Ukrywani:
- Hana Szlomi
Opowiada:
- Grażyna Kaczmarska – córka Marianny Sowiar-Chodnikiewicz, Sprawiedliwej Wśród Narodów Świata
- Mirosława Banaś – córka Marianny Sowiar-Chodnikiewicz, Sprawiedliwej Wśród Narodów Świata
- Marianna Sowiar-Chodnikiewicz – fragmenty wypowiedzi z archiwalnych audycji Radia Kielce: Nikogo nie wydałam z 1981 r i Maria Chodnikiewicz - Sprawiedliwa wśród narodów świata z 1990 r

Między rzekami - Rodzina Piwowarczyków, Łęka, gm Nowy Korczyn
2020-05-15 17:33:08

Maria i Władysław Piwowarczykowie z 3 dzieci: Wacławem, Józefem i Janiną mieszkali miejscowości Łęka, w gminie Nowy Korczyn. Brat Władysława, Józef, przyjaźnił się z wieloma Żydami, pracował nawet w Łodzi u swojego szkolnego kolegi Izraela Wajnbauma. Kiedy wybuchła wojna, wrócili do Nowego Korczyna. Kierowali się m.in. legendą, według której ocaleć mieli ci, którzy ukryją się między dwoma rzekami… Józef Piwowarczyk namówił swojego brata Władysława do włączenia się w pomoc dla ludności żydowskiej. Zaangażowało się kilka polskich rodzin, m.in. rodziny: Leśniaków, Piwowarczyków, Wojtaszków, Józef Śliwa oraz Władysław i Bronisław Woźniak. Niektórzy z nich, jak Józef Piwowarczyk i Woźniak należeli przed wojną do partii komunistycznej, podobnie jak część ukrywanych przez nich Żydów. Polacy stworzyli dla nich kilka bunkrów, w których ukrywało się kilkanaście osób. Jak wspomina Izrael Wajnbaum, w dwóch bunkrach w Senisławicach ukrywali się: Lejzer, Zwata, Szajndla i Moszek Pisarz, bracia Chaim i Moszek Stern, Szymon Wajnbaum z żoną Manią i siostrami Henią i Ewcią. Przebywał z nimi także Józef Piwowarczyk. Niestety, 30 stycznia 1944 roku doszło do tragedii. Ktoś ujawnił bunkry w Senisławicach. Część ukrywanych zginęła, a pozostali odebrali sobie życie, by nie wydać tych, którzy ich ukryli. Wojnę przeżyli natomiast Izrael i Leah Wajnbaum (Wine) z synkiem Adashem (Albert Wine), którzy ukryli się u Marii i Władysława Piwowarczyków. Żydzi zmieniali miejsca pobytu. Stworzono dla nich dwa bunkry w polu należącym do Marii i Władysława. Trzeci schron wykonano pod stodołą. Większość czasu począwszy od 1942 roku do końca wojny Żydzi ze względów bezpieczeństwa spędzili w jednym z bunkrów zlokalizowanych w polu, poza zabudowaniami gospodarskimi. Maria i Władysław donosili im żywność, angażując do pomocy także dzieci. Najstarszy syn, Wacław, jeżdżąc konno zacierał zimą ślady na śniegu, prowadzące do bunkra. Z kolei młodsze dzieci miały za zadanie obserwować otoczenie i dowiadywać się, co dzieje się we wsi. Zdarzały się także chwile grozy, np. podczas przyjazdów Niemców. Pewnego dnia, podczas srogiej zimy, synek ukrywanych Adash ogrzewał się w domu i jadł posiłek przygotowany przez Marię Piwowarczyk. Wtedy przyjechali Niemcy, którzy szukali ojca rodziny, Władysława Piwowarczyka. Babka ukryła chłopca pod spódnicą – wspomina Marian Misiaszek – gdyby tylko zapiszczał, albo się odezwał…to koniec – dodaje. Po wojnie ukrywana rodzina Wajnbaumów wyjechała do Australii, ale utrzymywała kontakt z Piwowarczykami. Izrael Wajnbaum 3-krotnie odwiedzał Łękę i Nowy Korczyn. W Polsce były także jego dzieci i wnuki. Maria i Władysław Piwowarczykowie oraz ich dzieci: Wacław, Józef i Janina zostali odznaczeni medalem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata w 2002 roku. Opowiadamy o Polakach: - Maria Piwowarczyk - Władysław Piwowarczyk - Józef Piwowarczyk (brat Władysława) - Józef Piwowarczyk (syn Marii i Władysława) - Wacław Piwowarczyk (syn Marii i Władysława) - Janina Misiaszek (córka Marii i Władysława) Ukrywani: - Izrael Wajnbaum - Leah Wajnbaum - Adash Wajnbaum – później Albert Wine (syn Leah i Izraela) Opowiada: - Marian Misiaszek – syn Janiny Misiaszek, wnuk Marii i Władysława Piwowarczyków - Stanisław Misiaszek – mąż Janiny Misiaszek
Maria i Władysław Piwowarczykowie z 3 dzieci: Wacławem, Józefem i Janiną mieszkali miejscowości Łęka, w gminie Nowy Korczyn. Brat Władysława, Józef, przyjaźnił się z wieloma Żydami, pracował nawet w Łodzi u swojego szkolnego kolegi Izraela Wajnbauma. Kiedy wybuchła wojna, wrócili do Nowego Korczyna. Kierowali się m.in. legendą, według której ocaleć mieli ci, którzy ukryją się między dwoma rzekami…
Józef Piwowarczyk namówił swojego brata Władysława do włączenia się w pomoc dla ludności żydowskiej. Zaangażowało się kilka polskich rodzin, m.in. rodziny: Leśniaków, Piwowarczyków, Wojtaszków, Józef Śliwa oraz Władysław i Bronisław Woźniak. Niektórzy z nich, jak Józef Piwowarczyk i Woźniak należeli przed wojną do partii komunistycznej, podobnie jak część ukrywanych przez nich Żydów. Polacy stworzyli dla nich kilka bunkrów, w których ukrywało się kilkanaście osób. Jak wspomina Izrael Wajnbaum, w dwóch bunkrach w Senisławicach ukrywali się: Lejzer, Zwata, Szajndla i Moszek Pisarz, bracia Chaim i Moszek Stern, Szymon Wajnbaum z żoną Manią i siostrami Henią i Ewcią. Przebywał z nimi także Józef Piwowarczyk. Niestety, 30 stycznia 1944 roku doszło do tragedii. Ktoś ujawnił bunkry w Senisławicach. Część ukrywanych zginęła, a pozostali odebrali sobie życie, by nie wydać tych, którzy ich ukryli.
Wojnę przeżyli natomiast Izrael i Leah Wajnbaum (Wine) z synkiem Adashem (Albert Wine), którzy ukryli się u Marii i Władysława Piwowarczyków. Żydzi zmieniali miejsca pobytu. Stworzono dla nich dwa bunkry w polu należącym do Marii i Władysława. Trzeci schron wykonano pod stodołą. Większość czasu począwszy od 1942 roku do końca wojny Żydzi ze względów bezpieczeństwa spędzili w jednym z bunkrów zlokalizowanych w polu, poza zabudowaniami gospodarskimi. Maria i Władysław donosili im żywność, angażując do pomocy także dzieci. Najstarszy syn, Wacław, jeżdżąc konno zacierał zimą ślady na śniegu, prowadzące do bunkra. Z kolei młodsze dzieci miały za zadanie obserwować otoczenie i dowiadywać się, co dzieje się we wsi. Zdarzały się także chwile grozy, np. podczas przyjazdów Niemców. Pewnego dnia, podczas srogiej zimy, synek ukrywanych Adash ogrzewał się w domu i jadł posiłek przygotowany przez Marię Piwowarczyk. Wtedy przyjechali Niemcy, którzy szukali ojca rodziny, Władysława Piwowarczyka. Babka ukryła chłopca pod spódnicą – wspomina Marian Misiaszek – gdyby tylko zapiszczał, albo się odezwał…to koniec – dodaje.
Po wojnie ukrywana rodzina Wajnbaumów wyjechała do Australii, ale utrzymywała kontakt z Piwowarczykami. Izrael Wajnbaum 3-krotnie odwiedzał Łękę i Nowy Korczyn. W Polsce były także jego dzieci i wnuki.
Maria i Władysław Piwowarczykowie oraz ich dzieci: Wacław, Józef i Janina zostali odznaczeni medalem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata w 2002 roku.
Opowiadamy o Polakach:
- Maria Piwowarczyk
- Władysław Piwowarczyk
- Józef Piwowarczyk (brat Władysława)
- Józef Piwowarczyk (syn Marii i Władysława)
- Wacław Piwowarczyk (syn Marii i Władysława)
- Janina Misiaszek (córka Marii i Władysława)
Ukrywani:
- Izrael Wajnbaum
- Leah Wajnbaum
- Adash Wajnbaum – później Albert Wine (syn Leah i Izraela)
Opowiada:
- Marian Misiaszek – syn Janiny Misiaszek, wnuk Marii i Władysława Piwowarczyków
- Stanisław Misiaszek – mąż Janiny Misiaszek

Zawdzięczam im życie - Rodzina Daniszewskich, Starachowice
2020-05-15 17:31:47

Nathan Lustman ze swoją żoną i dwiema córkami mieszkał w Wierzbniku, gdzie prowadził sklep. Jedną z jego klientek była Helena Daniszewska. W 1942 roku, przed wysiedleniem Żydów z Wierzbnika do Treblinki, zwrócił się do Daniszewskiej z prośbą, by ukryła u siebie jego młodszą córkę, 9-letnią Tovę. Dziadkowie mieszkali przy nieistniejącej już ul. Bohaterów. Tzw. Młyny, jak mówili mieszkańcy, składały się z kilkunastu otynkowanych na biało domów. Część jednego z nich zajmowali dziadkowie. Mieli tam kuchnię i pokój z wnęką. Było tam też wejście na poddasze - opowiada dr Krzysztof Daniszewski, wnuk Heleny i Józefa. Daniszewscy mieszkali tam z trójką swoich dzieci. W pamiętniku Tobci Lustman czytamy: W chłodny wieczór, początek września, pani Daniszewska przybyła do naszego domu. Nie chciałam rozstać się z rodzicami. Płakałam i próbowałam zostać. Ale wiedziałam, że jest to celem ocalenia mojego życia. I tak ręka moja w ręce tej obcej kobiety, rozstałam się z mamą i ojcem, którego więcej już nie widziałam oraz siostrą. Tobcia była przedstawiana, jako polskie dziecko, kuzynka. Mówiła do Heleny Daniszewskiej „ciociu”. Na początku mogła wychodzić z domu i bawić się z dziećmi na podwórku. Jednak kiedy okolicę obiegła wiadomość o rozpoznaniu i rozstrzelaniu kilku ukrywających się dzieci żydowskich, Daniszewscy zaczęli ukrywać dziewczynkę w domu. Spędzając długie dnie na strychu, Tobcia czytała dużo książek, głównie polską literaturę: Trylogię i Pana Tadeusza. Ten okres w swoim pamiętniku wspomina, jako ciężki, ze względu na tęsknotę za rodziną, problemy z żywnością i konieczność przebywania w ukryciu. Helena Daniszewska była w stałym kontakcie z matką Tobci, Esterą, która po roku zdecydowała, że chce odebrać córkę, by mieć ją przy sobie. Matka Tobci z córkami (ojciec już nie żył) trafiła do Auschwitz. W 1945 roku przeżyły zimowy ciężki marsz, tzw. marsz śmierci. Wszystkie trzy szczęśliwie przeżyły wojnę i po krótkim pobycie w Starachowicach i Łodzi wyjechały do Izraela. Na początku lat 90. XX wieku rodzina Daniszewskich otrzymała list od Tovy Pagi, która chciała nawiązać z nimi kontakt i odwiedzić ich w Polsce. Dziadkowie już od dawna nie żyli. Dla mnie i dla matki to było zaskoczenie, bo nie znaliśmy tej historii. Zaskoczony nie był ojciec, który pamiętał, jak Tova ukrywała się u dziadków – wspomina dr. Krzysztof Daniszewski. Tova Pagi przyjeżdżała do Polski nawet kilka razy w roku razem z młodzieżą, która poznawała podczas tych wizyt historię holocaustu. Pokazywała im m.in. swój dawny, drewniany dom w Wierzbniku. W 2002 roku Helena i Józef Daniszewscy oraz ich najstarsza córka Irena Pacańska, staraniem Tovy Pagi, zostali uznani Sprawiedliwymi Wśród Narodów Świata. Opowiadamy o Polakach: - Helena Daniszewska - Józef Daniszewski - Irena Pacańska (z d. Daniszewska) Ukrywani: - Tobcia Lustman (później Tova Pagi) Opowiada: - dr Krzysztof Daniszewski (wnuk Heleny i Józefa, Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata)
Nathan Lustman ze swoją żoną i dwiema córkami mieszkał w Wierzbniku, gdzie prowadził sklep. Jedną z jego klientek była Helena Daniszewska. W 1942 roku, przed wysiedleniem Żydów z Wierzbnika do Treblinki, zwrócił się do Daniszewskiej z prośbą, by ukryła u siebie jego młodszą córkę, 9-letnią Tovę. Dziadkowie mieszkali przy nieistniejącej już ul. Bohaterów. Tzw. Młyny, jak mówili mieszkańcy, składały się z kilkunastu otynkowanych na biało domów. Część jednego z nich zajmowali dziadkowie. Mieli tam kuchnię i pokój z wnęką. Było tam też wejście na poddasze - opowiada dr Krzysztof Daniszewski, wnuk Heleny i Józefa. Daniszewscy mieszkali tam z trójką swoich dzieci.
W pamiętniku Tobci Lustman czytamy: W chłodny wieczór, początek września, pani Daniszewska przybyła do naszego domu. Nie chciałam rozstać się z rodzicami. Płakałam i próbowałam zostać. Ale wiedziałam, że jest to celem ocalenia mojego życia. I tak ręka moja w ręce tej obcej kobiety, rozstałam się z mamą i ojcem, którego więcej już nie widziałam oraz siostrą.
Tobcia była przedstawiana, jako polskie dziecko, kuzynka. Mówiła do Heleny Daniszewskiej „ciociu”. Na początku mogła wychodzić z domu i bawić się z dziećmi na podwórku. Jednak kiedy okolicę obiegła wiadomość o rozpoznaniu i rozstrzelaniu kilku ukrywających się dzieci żydowskich, Daniszewscy zaczęli ukrywać dziewczynkę w domu. Spędzając długie dnie na strychu, Tobcia czytała dużo książek, głównie polską literaturę: Trylogię i Pana Tadeusza. Ten okres w swoim pamiętniku wspomina, jako ciężki, ze względu na tęsknotę za rodziną, problemy z żywnością i konieczność przebywania w ukryciu.
Helena Daniszewska była w stałym kontakcie z matką Tobci, Esterą, która po roku zdecydowała, że chce odebrać córkę, by mieć ją przy sobie. Matka Tobci z córkami (ojciec już nie żył) trafiła do Auschwitz. W 1945 roku przeżyły zimowy ciężki marsz, tzw. marsz śmierci. Wszystkie trzy szczęśliwie przeżyły wojnę i po krótkim pobycie w Starachowicach i Łodzi wyjechały do Izraela.
Na początku lat 90. XX wieku rodzina Daniszewskich otrzymała list od Tovy Pagi, która chciała nawiązać z nimi kontakt i odwiedzić ich w Polsce. Dziadkowie już od dawna nie żyli. Dla mnie i dla matki to było zaskoczenie, bo nie znaliśmy tej historii. Zaskoczony nie był ojciec, który pamiętał, jak Tova ukrywała się u dziadków – wspomina dr. Krzysztof Daniszewski. Tova Pagi przyjeżdżała do Polski nawet kilka razy w roku razem z młodzieżą, która poznawała podczas tych wizyt historię holocaustu. Pokazywała im m.in. swój dawny, drewniany dom w Wierzbniku.
W 2002 roku Helena i Józef Daniszewscy oraz ich najstarsza córka Irena Pacańska, staraniem Tovy Pagi, zostali uznani Sprawiedliwymi Wśród Narodów Świata.

Opowiadamy o Polakach:
- Helena Daniszewska
- Józef Daniszewski
- Irena Pacańska (z d. Daniszewska)
Ukrywani:
- Tobcia Lustman (później Tova Pagi)
Opowiada:
- dr Krzysztof Daniszewski (wnuk Heleny i Józefa, Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata)

Bez rozgłosu - Rodzina Leśniaków, Podraje, gm. Nowy Korczyn
2020-05-15 17:30:23

Historia, która rozegrała się w miejscowości Podraje (dawniej: Zawodzie) w gminie Nowy Korczyn, rozpoczyna się jesienią 1942 roku. Józef Leśniak, związany prawdopodobnie z komunistyczną partyzantką nawiązał kontakt z Chaimem Pisarzem, który przed wysiedleniem Żydów z Nowego Korczyna prowadził w tym miasteczku skład drzewa. Obaj mężczyźni zainicjowali i zorganizowali pomoc dla grupy Żydów. W kryjówce przygotowanej pod stodołą w gospodarstwie Rozalii i Józefa Leśniaków ukrywało się prawdopodobnie 7 osób. Wejście do skrytki było przykryte słomą, po której biegały zwierzęta: świnie i krowa. Wśród ukrywanych byli: Zvi Ganzweich, Chaim Pisarz z narzeczoną, Władek (potem William) Strosberg z narzeczoną Temą, Moshe Strosberg i Moshe Friedman. We wspomnieniach rodziny i listach pojawiają się też nazwiska: Grynbaum i Szatland. Wynika to prawdopodobnie z faktu, że Leśniakowie uczestniczyli w zorganizowanej akcji ukrywania, w którą zaangażowane były także inne polskie rodziny, m.in. rodzina Piwowarczyków oraz Władysław Woźniak. Ukrywani także byli ze sobą powiązani. Przygotowano dla nich więcej niż jeden bunkier, w różnych miejscach. Alicja Miller miała 3 lata, kiedy Żydzi zaczęli się ukrywać w ich gospodarstwie. Rodzice utrzymywali to przed nią w tajemnicy. Mama zanosiła ugotowane jedzenie w nocy, w tajemnicy przed dziećmi. Mówiła: muszę psu dać jeść – wspomina Alicja Miller – nie widziałam, gdzie nosiła to jedzenie. Bała się, żebym się nie wygadała. Pani Alicja pamięta, że kiedyś ojciec chciał ją pokazać ukrywanym i zaniósł ją do bunkra, ale nie pozwolił jej otwierać oczu: Masz mieć mocno zamknięte oczy, bo wiesz, nasypałoby ci się coś i byś potem nic nie widziała – tak mnie straszył. Ale ja zobaczyłam. Tak troszkę, ukradkiem. Schodziło się nisko, głęboko, po takich schodkach…” ¬– wspomina. Niemcy przeprowadzali często niespodziewane kontrole. Sprawdzali m.in., czy w domu nie jest ugotowane więcej, niż potrzeba dla danej rodziny. Kiedyś ktoś doniósł, że w okolicy ukrywają się Żydzi. Niemcy przyjechali, kazali wszystkim opuścić gospodarstwa. Krzyczeli: wychodzić! wychodzić! Wszystkich ludzi ze wsi spędzili pod szkołę. Mężczyzn osobno, a kobiety z dziećmi osobno – wspomina Józef Kliś, sąsiad Leśniaków, który miał wtedy 3 lata. Niemcy przeszukali wszystkie zakamarki w gospodarstwach, ale nie znaleźli kryjówki Żydów. Nikt nie wydał Leśniaków. Zginęłaby cała rodzina, a może i cała wieś – mówi pan Józef. Ukrywani szczęśliwie doczekali u Leśniaków końca wojny. Wyjechali m.in. do Stanów Zjednoczonych, Izraela i Kanady. Przez wiele lat utrzymywali kontakt z Rozalią i Józefem Leśniakami, a potem także z ich dziećmi. Proponowali Józefowi Leśniakowi przyjazd. Chcieli wszystko opłacić. Jednak on się nie zdecydował – mówi Alicja Miller: Ojciec nie chciał nic. Żadnego rewanżu, ani rozgłosu. Mówił: ja z dobrego serca tych ludzi brałem, a nie żeby pieniądze za to brać. Józef Leśniak nie chciał odznaczeń. Jednak uratowanym zależało na tym, aby go uhonorować. W spisie Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata od 2017 roku widnieje jego nazwisko. Opowiadamy o Polakach: - Rozalia Leśniak - Józef Leśniak Ukrywani: - Zvi Ganzweich, - Chaim Pisarz z narzeczoną, - Władek (potem William) Strosberg z narzeczoną Temą, - Moshe Strosberg - Moshe Friedman Opowiada: - Alicja Miller (z domu: Leśniak) – córka Rozalii i Józefa Leśniaków - Władysława Leśniak – synowa Rozalii i Józefa Leśniaków - Józef Kliś – sąsiad
Historia, która rozegrała się w miejscowości Podraje (dawniej: Zawodzie) w gminie Nowy Korczyn, rozpoczyna się jesienią 1942 roku. Józef Leśniak, związany prawdopodobnie z komunistyczną partyzantką nawiązał kontakt z Chaimem Pisarzem, który przed wysiedleniem Żydów z Nowego Korczyna prowadził w tym miasteczku skład drzewa. Obaj mężczyźni zainicjowali i zorganizowali pomoc dla grupy Żydów.
W kryjówce przygotowanej pod stodołą w gospodarstwie Rozalii i Józefa Leśniaków ukrywało się prawdopodobnie 7 osób. Wejście do skrytki było przykryte słomą, po której biegały zwierzęta: świnie i krowa. Wśród ukrywanych byli: Zvi Ganzweich, Chaim Pisarz z narzeczoną, Władek (potem William) Strosberg z narzeczoną Temą, Moshe Strosberg i Moshe Friedman. We wspomnieniach rodziny i listach pojawiają się też nazwiska: Grynbaum i Szatland. Wynika to prawdopodobnie z faktu, że Leśniakowie uczestniczyli w zorganizowanej akcji ukrywania, w którą zaangażowane były także inne polskie rodziny, m.in. rodzina Piwowarczyków oraz Władysław Woźniak. Ukrywani także byli ze sobą powiązani. Przygotowano dla nich więcej niż jeden bunkier, w różnych miejscach.
Alicja Miller miała 3 lata, kiedy Żydzi zaczęli się ukrywać w ich gospodarstwie. Rodzice utrzymywali to przed nią w tajemnicy. Mama zanosiła ugotowane jedzenie w nocy, w tajemnicy przed dziećmi. Mówiła: muszę psu dać jeść – wspomina Alicja Miller – nie widziałam, gdzie nosiła to jedzenie. Bała się, żebym się nie wygadała. Pani Alicja pamięta, że kiedyś ojciec chciał ją pokazać ukrywanym i zaniósł ją do bunkra, ale nie pozwolił jej otwierać oczu: Masz mieć mocno zamknięte oczy, bo wiesz, nasypałoby ci się coś i byś potem nic nie widziała – tak mnie straszył. Ale ja zobaczyłam. Tak troszkę, ukradkiem. Schodziło się nisko, głęboko, po takich schodkach…” ¬– wspomina.
Niemcy przeprowadzali często niespodziewane kontrole. Sprawdzali m.in., czy w domu nie jest ugotowane więcej, niż potrzeba dla danej rodziny. Kiedyś ktoś doniósł, że w okolicy ukrywają się Żydzi. Niemcy przyjechali, kazali wszystkim opuścić gospodarstwa. Krzyczeli: wychodzić! wychodzić! Wszystkich ludzi ze wsi spędzili pod szkołę. Mężczyzn osobno, a kobiety z dziećmi osobno – wspomina Józef Kliś, sąsiad Leśniaków, który miał wtedy 3 lata. Niemcy przeszukali wszystkie zakamarki w gospodarstwach, ale nie znaleźli kryjówki Żydów. Nikt nie wydał Leśniaków. Zginęłaby cała rodzina, a może i cała wieś – mówi pan Józef.
Ukrywani szczęśliwie doczekali u Leśniaków końca wojny. Wyjechali m.in. do Stanów Zjednoczonych, Izraela i Kanady. Przez wiele lat utrzymywali kontakt z Rozalią i Józefem Leśniakami, a potem także z ich dziećmi. Proponowali Józefowi Leśniakowi przyjazd. Chcieli wszystko opłacić. Jednak on się nie zdecydował – mówi Alicja Miller: Ojciec nie chciał nic. Żadnego rewanżu, ani rozgłosu. Mówił: ja z dobrego serca tych ludzi brałem, a nie żeby pieniądze za to brać.
Józef Leśniak nie chciał odznaczeń. Jednak uratowanym zależało na tym, aby go uhonorować. W spisie Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata od 2017 roku widnieje jego nazwisko.

Opowiadamy o Polakach:
- Rozalia Leśniak
- Józef Leśniak
Ukrywani:
- Zvi Ganzweich,
- Chaim Pisarz z narzeczoną,
- Władek (potem William) Strosberg z narzeczoną Temą,
- Moshe Strosberg
- Moshe Friedman
Opowiada:
- Alicja Miller (z domu: Leśniak) – córka Rozalii i Józefa Leśniaków
- Władysława Leśniak – synowa Rozalii i Józefa Leśniaków
- Józef Kliś – sąsiad

Pomagali wszystkim - Maria i Adam Marcinkiewiczowie, Bartków, Nadleśnictwo Samsonów, gmina Zagnańsk
2020-05-15 17:28:55

Maria Jershina, urodzona w 1900 roku, mieszkając z rodzicami w Rzeszowie, zaprzyjaźniła się ze swoją szkolną koleżanką Elżbietą Wachtel, Żydówką. Obie rodziny także znały się ze sobą, bo ojciec Marii był sędzią, a ojciec Elżbiety adwokatem. Wtedy żadna z dziewczynek nie przypuszczała, że ich dziecięca przyjaźń okaże się w przyszłości kluczowa dla przeżycia jednej z nich… Lata 20. XX wieku. Elżbieta zakochuje się ze wzajemnością w polskim ułanie, rotmistrzu Tadeuszu Suchorowskim i zostaje katoliczką. Zgodę na ślub wydaje dowództwo rotmistrza. Niestety obie rodziny są przeciwne związkowi. Na ceremonii pojawiają się więc tylko ułani… W 1933 roku na świat przychodzi syn Elżbiety i Tadeusza, Adam. Kilka lat później małżeństwo zostaje rozdzielone przez rozpoczynającą się wojnę. Tadeusz wyrusza na front, a Elżbieta zostaje w Rzeszowie. Prawdopodobnie jest w stałym kontakcie ze swoją szkolną przyjaciółką Marią, bo kiedy w mieście powstaje getto, mąż Polki, Adam Marcinkiewicz przyjeżdża po Elżbietę i jej synka. Wywozi ich do Bartkowa w gminie Zagnańsk, do leśniczówki, w której mieszka wraz z żoną Marią i dwójką dzieci: Ewą i Andrzejem. Elżbieta jest przedstawiana wszystkim, jako kuzynka. Dzieci Marcinkiewiczów mówią o niej „ciocia”. Nie ma semickich rys i jest katoliczką, więc ta plotka łatwo przyjmuje się w okolicy. Jej syn, Adam Suchorowski zaprzyjaźnia się z dziećmi Marcinkiewiczów i jest przez nich traktowany jak brat. Elżbieta Suchorowska angażuje się w tajne nauczanie, organizowane przez Marcinkiewicza. Uczy m.in. języka francuskiego, którym posługuje się biegle. Wraz z synkiem Adamem mieszka u Marcinkiewiczów od 8 stycznia 1942 roku do 10 lipca 1946 roku. Elżbieta i Adam nie byli jedynymi Żydami, którym pomagał Adam Marcinkiewicz, leśniczy nadleśnictwa Samsonów. W 1944 roku ukrył także 3 inne osoby pochodzenia żydowskiego. Poza tym w leśniczówce mieszkało ok 20 Polaków, wyrzuconych ze swoich mieszkań. W czasie okupacji omijając niemieckie restrykcje, Adam Marcinkiewicz wydawał też większą ilość drewna miejscowym Żydom. Współpracował również z Kadrą Polski Niepodległej, udzielając partyzantom kwater, gromadząc i przechowując dla nich broń i amunicję, żywiąc ich i zaopatrując w odzież, a także wystawiając dokumenty i karty pracy. Te informacje zachowały się w oświadczeniach pisanych po wojnie przez różne środowiska w obronie Marcinkiewicza, którego komuniści oskarżyli o współpracę z Niemcami i pozbawili stanowiska leśniczego. W 1946 roku Elżbieta Suchorowska z synem i mężem, który także przeżył wojnę, wyjechała do Gdańska. Tadeusz Suchorowski w wyniku odniesionych ran ciężko chorował i zmarł w latach 50. XX wieku. Rodziny nadal utrzymywały ze sobą kontakt, który urwał się po śmierci syna Suchorowskich, Adama. Opowiadamy o Polakach: - Maria Marcinkiewicz - Adam Marcinkiewicz Ukrywani: - Elżbieta Suchorowska (z domu Wachtel) - Adam Suchorowski (syn) Opowiada: - Justyna Marcinkiewicz-Limon – wnuczka Marii i Adama Marcinkiewiczów
Maria Jershina, urodzona w 1900 roku, mieszkając z rodzicami w Rzeszowie, zaprzyjaźniła się ze swoją szkolną koleżanką Elżbietą Wachtel, Żydówką. Obie rodziny także znały się ze sobą, bo ojciec Marii był sędzią, a ojciec Elżbiety adwokatem. Wtedy żadna z dziewczynek nie przypuszczała, że ich dziecięca przyjaźń okaże się w przyszłości kluczowa dla przeżycia jednej z nich…
Lata 20. XX wieku. Elżbieta zakochuje się ze wzajemnością w polskim ułanie, rotmistrzu Tadeuszu Suchorowskim i zostaje katoliczką. Zgodę na ślub wydaje dowództwo rotmistrza. Niestety obie rodziny są przeciwne związkowi. Na ceremonii pojawiają się więc tylko ułani… W 1933 roku na świat przychodzi syn Elżbiety i Tadeusza, Adam. Kilka lat później małżeństwo zostaje rozdzielone przez rozpoczynającą się wojnę. Tadeusz wyrusza na front, a Elżbieta zostaje w Rzeszowie. Prawdopodobnie jest w stałym kontakcie ze swoją szkolną przyjaciółką Marią, bo kiedy w mieście powstaje getto, mąż Polki, Adam Marcinkiewicz przyjeżdża po Elżbietę i jej synka. Wywozi ich do Bartkowa w gminie Zagnańsk, do leśniczówki, w której mieszka wraz z żoną Marią i dwójką dzieci: Ewą i Andrzejem. Elżbieta jest przedstawiana wszystkim, jako kuzynka. Dzieci Marcinkiewiczów mówią o niej „ciocia”. Nie ma semickich rys i jest katoliczką, więc ta plotka łatwo przyjmuje się w okolicy. Jej syn, Adam Suchorowski zaprzyjaźnia się z dziećmi Marcinkiewiczów i jest przez nich traktowany jak brat. Elżbieta Suchorowska angażuje się w tajne nauczanie, organizowane przez Marcinkiewicza. Uczy m.in. języka francuskiego, którym posługuje się biegle. Wraz z synkiem Adamem mieszka u Marcinkiewiczów od 8 stycznia 1942 roku do 10 lipca 1946 roku.
Elżbieta i Adam nie byli jedynymi Żydami, którym pomagał Adam Marcinkiewicz, leśniczy nadleśnictwa Samsonów. W 1944 roku ukrył także 3 inne osoby pochodzenia żydowskiego. Poza tym w leśniczówce mieszkało ok 20 Polaków, wyrzuconych ze swoich mieszkań. W czasie okupacji omijając niemieckie restrykcje, Adam Marcinkiewicz wydawał też większą ilość drewna miejscowym Żydom. Współpracował również z Kadrą Polski Niepodległej, udzielając partyzantom kwater, gromadząc i przechowując dla nich broń i amunicję, żywiąc ich i zaopatrując w odzież, a także wystawiając dokumenty i karty pracy. Te informacje zachowały się w oświadczeniach pisanych po wojnie przez różne środowiska w obronie Marcinkiewicza, którego komuniści oskarżyli o współpracę z Niemcami i pozbawili stanowiska leśniczego.
W 1946 roku Elżbieta Suchorowska z synem i mężem, który także przeżył wojnę, wyjechała do Gdańska. Tadeusz Suchorowski w wyniku odniesionych ran ciężko chorował i zmarł w latach 50. XX wieku. Rodziny nadal utrzymywały ze sobą kontakt, który urwał się po śmierci syna Suchorowskich, Adama.

Opowiadamy o Polakach:
- Maria Marcinkiewicz
- Adam Marcinkiewicz
Ukrywani:
- Elżbieta Suchorowska (z domu Wachtel)
- Adam Suchorowski (syn)
Opowiada:
- Justyna Marcinkiewicz-Limon – wnuczka Marii i Adama Marcinkiewiczów

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie