Podcast Kryminalny

W małych miasteczkach strasznie mieszkają straszni mieszczanie.
A wśród nich zbrodnie. Jedne popełniane z żądzy pieniądza, inne z pożądania lędźwi. W miasteczkach wszyscy szepcą, a nikt nie wie. Gadają, podjudzają jednych na drugich. Plują na zdradę, sami zdradzając, wzdrygają się na inność, sami uważając się za lepszych.
Lachno jest takim miasteczkiem. Tam zbrodnia nie jest codziennością, ale kiedy się wydarza, jest rodzinną tragedią.
Leon Pawlak, dziś sierżant, a wtedy początkujący posterunkowy uczący się fachu, opowiada o swojej codziennej służbie.
Jeśli masz ochotę na dreszczyk, posłuchaj

Kategorie:
Kryminalne

Odcinki od najnowszych:

Kathleen Ni Houlihan || Śniadanie po irlandzku cz.3. PODCAST
2022-04-03 14:09:53

Mętne światło sączyło się przez brudne szyby w oknach skośnego sufitu na poddaszu kamienicy przy Eccles Street 7. W świetlnej smudze unosiły się pyłki kurzu, który popielato zalegał w pomieszczeniu, odbarwiając wszystko, co się tu znajdowało. Jak w Pompejach, pomyślał Leon, który przebudził się już jakiś czas temu i leżał teraz z na wpół otwartymi oczyma i obserwował swój nowy dom, stojący po środku Dublina. Czas zatrzymał się na tym poddaszu całe dekady temu. W rogu, pod ukośnym dachem, zalegały pokryte popielatą warstwą kurzu butelki po guinnessie i whiskey. Opadała na nie srebrzysta i delikatna pajęczą woalką, w której mieniły się poranne promienie słońca. W rogu stał stary fotel o niegdyś zielonym obiciu, z którego wychodziły jakieś zardzewiałe sprężyny, obok niego, w stojaku imitującym kość słoniową, tkwiły połoamane, wykrzywione parasole, porwane już dawno przez wichury, od lat nieprzydatne, a jednak niewyrzucone przez jakiś niezrozumiały kaprys. Dalej jakiś żeliwny wieszak z powyginanymi ramionami, z którego zwisał czarno-popielaty płaszcz nieprzemakalny i wysłużony kapelusz, a pod nim para gumiaków. Jak gdyby ktoś, kto właśnie przybył do tego pokoju, rozpłaszczył się i chciał zaraz wyjść, ale zaległ i pozostał tu na wieki.   Jak w Pompejach – pomyślał znowu Leon i przypomniały u się słowa jakieś powieści Maxa Frischa: można z rękami w kieszeniach spodni wędrować po pokojach i wyobrażać sobie, jak tu dawniej żyli ludzie, nim zasypał ich gorący popiół.  Łóżko skrzypnęło boleśnie, gdy Leon się poruszył. Podniósł się i opuścił stopy na podłogę. Poczuł nagie deski i kurz, który wchodził mu między palce, jak piasek nad morzem. Czuł w sobie jaką niezrozumiałą radość i lekkość. Nie myślał o Strzelbickim, którego dostrzegł wczoraj na lotnisku, zapomniał o zmartwieniach. Wstał z łóżka i kilkoma krokami przeszedł długość pokoju do przeciwległego okna. Przekręcił zardzewiałą klamkę i pchnął je. Świeże dublińskie powietrze wtargnęło do środka i wyparło zakurzona stęchliznę. Stolica Irlandii, pomyślał Leon, wychylając głowę i patrząc na wąskie uliczki, po których przechadzali się kiedyś James Joyce, Jonathan Swift, Oscar Wilde, Samuel Beckett – – –

Mętne światło sączyło się przez brudne szyby w oknach skośnego sufitu na poddaszu kamienicy przy Eccles Street 7. W świetlnej smudze unosiły się pyłki kurzu, który popielato zalegał w pomieszczeniu, odbarwiając wszystko, co się tu znajdowało. Jak w Pompejach, pomyślał Leon, który przebudził się już jakiś czas temu i leżał teraz z na wpół otwartymi oczyma i obserwował swój nowy dom, stojący po środku Dublina.

Czas zatrzymał się na tym poddaszu całe dekady temu. W rogu, pod ukośnym dachem, zalegały pokryte popielatą warstwą kurzu butelki po guinnessie i whiskey. Opadała na nie srebrzysta i delikatna pajęczą woalką, w której mieniły się poranne promienie słońca. W rogu stał stary fotel o niegdyś zielonym obiciu, z którego wychodziły jakieś zardzewiałe sprężyny, obok niego, w stojaku imitującym kość słoniową, tkwiły połoamane, wykrzywione parasole, porwane już dawno przez wichury, od lat nieprzydatne, a jednak niewyrzucone przez jakiś niezrozumiały kaprys. Dalej jakiś żeliwny wieszak z powyginanymi ramionami, z którego zwisał czarno-popielaty płaszcz nieprzemakalny i wysłużony kapelusz, a pod nim para gumiaków. Jak gdyby ktoś, kto właśnie przybył do tego pokoju, rozpłaszczył się i chciał zaraz wyjść, ale zaległ i pozostał tu na wieki.  

Jak w Pompejach – pomyślał znowu Leon i przypomniały u się słowa jakieś powieści Maxa Frischa: można z rękami w kieszeniach spodni wędrować po pokojach i wyobrażać sobie, jak tu dawniej żyli ludzie, nim zasypał ich gorący popiół. 

Łóżko skrzypnęło boleśnie, gdy Leon się poruszył. Podniósł się i opuścił stopy na podłogę. Poczuł nagie deski i kurz, który wchodził mu między palce, jak piasek nad morzem. Czuł w sobie jaką niezrozumiałą radość i lekkość. Nie myślał o Strzelbickim, którego dostrzegł wczoraj na lotnisku, zapomniał o zmartwieniach. Wstał z łóżka i kilkoma krokami przeszedł długość pokoju do przeciwległego okna. Przekręcił zardzewiałą klamkę i pchnął je. Świeże dublińskie powietrze wtargnęło do środka i wyparło zakurzona stęchliznę. Stolica Irlandii, pomyślał Leon, wychylając głowę i patrząc na wąskie uliczki, po których przechadzali się kiedyś James Joyce, Jonathan Swift, Oscar Wilde, Samuel Beckett – – –

Samobójstwo z premedytacją - Kronika Kryminalna Podcast s03e04
2022-03-28 07:09:45

Słońce już wzeszło i na niebie nie było żadnych chmur. Jak na końcówkę marca było całkiem ciepło. To był pierwszy dzień wiosny. Śniegu nie było już prawie widać, zalegał jedynie w najmroczniejszych zakamarkach, do których nie dochodziły promienie słońca. Wracaliśmy radiowozem z nocnej zmiany. Komisarz Bagieta opowiadał, że po pracy pójdzie z wnukami topić Marzannę. Ja marzyłem tylko o tym, aby położyć się spać. Noc nie była wprawdzie uciążliwa; jakaś bójka pod pubem, pijacka awantura rodzinna, ale poza tym nic szczególnego się nie działo. Mieliśmy już wracać na komisariat, kiedy zadzwonił do nas dyspozytor, że prokurator Żebrowski zgłosił zaginięcie syna. Młody wyszedł wczoraj późnym wieczorem i do tej pory nie wrócił. W każdej innej sytuacji, gdyby ktoś zgłosił nam zaginięcie nastolatka, zasugerowalibyśmy podzwonienie do kolegów, bo pewnie zapił gdzieś i śpi u kogoś w domu. Ale z prokuratorem Żebrowskim sprawa miała się trochę inaczej. Znał się z komendantem Misieckim oraz naturalnie z burmistrzem Lachna. Miał też znajomości w partii i w samym rządzie. W ostatnich wyborach parlamentarnych zresztą kandydował, ale zabrakło mu głosów, aby być wybranym. Mieszkańcy nie przepadali za nim tak bardzo, jak decydenci. Jakiekolwiek nie były nasze sympatie, musieliśmy jechać na to zgłoszenie. Żebrowski znany był ze swej zawiści i małostkowości. Gdybyśmy mu podpadli, dostalibyśmy pewnie jakąś naganę. Zwłaszcza Bagiecie zależało na tym, aby dociągnąć bez komplikacji do swojej emerytury. Żebrowscy mieszkają na osiedlu Nadziei, w dzielnicy domków jednorodzinnych, gdzie od lat wyrastały nowoczesne wille ogrodzone tujami, z basenami w ogródkach, z automatycznymi bramami i monitoringiem. Mieszkają tam głównie lekarze, prawnicy, miejscowi politycy, ale także właściciel lachnieńskiej sieci sklepów. Mieszkają tam dyrektorzy firm, pracujący na co dzień w Poznaniu lub Bydgoszczy, szefowie warsztatów samochodowych i ci wszyscy inni, którzy ciężką pracą dorobili się majątków.

Słońce już wzeszło i na niebie nie było żadnych chmur. Jak na końcówkę marca było całkiem ciepło. To był pierwszy dzień wiosny. Śniegu nie było już prawie widać, zalegał jedynie w najmroczniejszych zakamarkach, do których nie dochodziły promienie słońca. Wracaliśmy radiowozem z nocnej zmiany. Komisarz Bagieta opowiadał, że po pracy pójdzie z wnukami topić Marzannę. Ja marzyłem tylko o tym, aby położyć się spać.

Noc nie była wprawdzie uciążliwa; jakaś bójka pod pubem, pijacka awantura rodzinna, ale poza tym nic szczególnego się nie działo. Mieliśmy już wracać na komisariat, kiedy zadzwonił do nas dyspozytor, że prokurator Żebrowski zgłosił zaginięcie syna. Młody wyszedł wczoraj późnym wieczorem i do tej pory nie wrócił. W każdej innej sytuacji, gdyby ktoś zgłosił nam zaginięcie nastolatka, zasugerowalibyśmy podzwonienie do kolegów, bo pewnie zapił gdzieś i śpi u kogoś w domu. Ale z prokuratorem Żebrowskim sprawa miała się trochę inaczej. Znał się z komendantem Misieckim oraz naturalnie z burmistrzem Lachna. Miał też znajomości w partii i w samym rządzie. W ostatnich wyborach parlamentarnych zresztą kandydował, ale zabrakło mu głosów, aby być wybranym. Mieszkańcy nie przepadali za nim tak bardzo, jak decydenci.

Jakiekolwiek nie były nasze sympatie, musieliśmy jechać na to zgłoszenie. Żebrowski znany był ze swej zawiści i małostkowości. Gdybyśmy mu podpadli, dostalibyśmy pewnie jakąś naganę. Zwłaszcza Bagiecie zależało na tym, aby dociągnąć bez komplikacji do swojej emerytury.

Żebrowscy mieszkają na osiedlu Nadziei, w dzielnicy domków jednorodzinnych, gdzie od lat wyrastały nowoczesne wille ogrodzone tujami, z basenami w ogródkach, z automatycznymi bramami i monitoringiem. Mieszkają tam głównie lekarze, prawnicy, miejscowi politycy, ale także właściciel lachnieńskiej sieci sklepów. Mieszkają tam dyrektorzy firm, pracujący na co dzień w Poznaniu lub Bydgoszczy, szefowie warsztatów samochodowych i ci wszyscy inni, którzy ciężką pracą dorobili się majątków.

Nikoś - historia prawdziwa, czyli Jak (nie)pokochać gangstera || Kronika kryminalna podcast
2022-03-18 06:00:23

Niemcy mówili o nim Polski Ojciec Chrzestny. Król Trójmiasta lub Wybrzeża – mawiali o nim tutejsi. On sam kazał na siebie mówić Nikoś. Jako pierwszy zrobił z przemytu spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością. Bali się go gangsterzy, a politycy chcieli robić sobie z nim zdjęcia. Wysoko postawieni hierarchowie kościoła zaopatrywali się u niego w luksusowe samochody. A on sam miał tytuł honorowego obywatela miasta Gdańsk. Pod koniec wszyscy go zostawili, najbliżsi odwrócili się plecami, ochroniarze odwrócili wzrok. Został sam, zdradzony i sprzedany jakiemuś kilerowi, który oddał do niego sześć strzałów. I tak jak spektakularnie urosła jego postać, tak szybko jego gwiazda zgasła. Ale jego legenda jest wciąż żywa. Jak z pewnością wiecie, niedawno pojawił się fabularyzowany film biograficzny o Nikosiu właśnie. To przygodowo-gangsterska wariacja na temat jego życia, wzlotów i upadków. Recenzji samego filmu nie będę tutaj robił, choć muszę zaznaczyć, że w przeciwieństwie do wielu krytyków, ja oglądałem go z przyjemnością. Choć świadom jestem, że jest nieco prze-romantyzowany, ale kino rządzi się własnymi prawami. My, w Kronice Kryminalnej, postaramy się spojrzeć na Nikosia nieco bardziej obiektywnie, nieco bardziej krytycznie i usadzimy go w kontekście czasów, w jakich żył. Zaranie polskiej mafii kojarzy się z Pruszkowem i latami 90. Nic bardziej mylnego, jak powiedziałby redaktor Kotarski. Źródeł zorganizowanej przestępczości należy szukać dużo wcześniej, bo w latach 70 i to na wybrzeżu, gdzie PRL stykał się z Zachodem, gdzie dobijały statki handlowe z zagranicznymi marynarzami, których kieszenie wypchana były dolarami, a polscy samozwańczy przedsiębiorcy robili wszystko, aby zadośćuczynić ich pragnieniom. Począwszy od napitku, a skończywszy na paniach dotrzymujących towarzystwa. Ojcem chrzestnym tego światka był wspomniany Nikoś. Wielu wypowiada, czy też wypowiadało się o Nikosiu z pewną sympatią, a przynajmniej szacunkiem. Był honorowym obywatelem Gdańska, prezesem klubu piłkarskiego, kupował policji radiowozy. Jest taka anegdotka, że Nikoś zatrzymany przez policjanta drogówki, odkręcił szybę i krzyknął (ocenzuruję tu trochę) – Ochuchałeś? Sefa mafii zatsymujes? – Bo Nikoś podobno seplenił. Na co policjant: Przepraszam panie Nikodemie, proszę jechać. – Takie miał zatem poważanie na mieście. Ale czy to znaczy, że był miłym panem, dżentelmenem, który jumał tylko auta z RFN? Trudno w to uwierzyć, skoro zbudował potężną i prężnie działającą organizację przestępczą, a w kieszeni trzymał nie tylko milicjantów, ale i esbeków oraz działaczy PZPR. Źródła: https://www.gdanskstrefa.com/maxim-w-gdyni-jak-dzisiaj-w-srodku-wyglada/ https://www.gdanskstrefa.com/maxim-lokal-sluzb-przestepcow-i-elit-prl-u/ https://www.gdanskstrefa.com/mafia-to-nie-tylko-pruszkow/ http://tygodniknie.pl/ojciec-chrzestny-ojca-chrzestnego/ https://wyborcza.pl/duzyformat/7,127290,2811435.html?disableRedirects=true https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,152121,23325049,bandyta-celebryta-biznesmen-hojny-przyjaciel-i-dobry-ojciec.html https://wyborcza.pl/alehistoria/7,121681,14229096,krol-trojmiejskiej-mafii.html https://kobieta.interia.pl/zycie-i-styl/news-wszystkie-kobiety-nikodema-skotarczaka,nId,5762404 https://online-mafia.pl/maxim-ulubiony-klub-trojmiejskiego-polswiatka/ https://online-mafia.pl/smierc-nikosia/ http://wieczorpomorze.pl/2020/11/24/zmarl-dr-michal-antoniszyn/ https://www.fakt.pl/wydarzenia/polska/szesc-strzalow-w-klatke-piersiowa-zabilo-gangstera-premiera-ksiazki-spowiedz-nikosia/xcrre8g https://gdansk.gosc.pl/doc/4766928.Krol-ktory-byl-slupem #JakPokochałamGangstera #Nikoś #podcast
Niemcy mówili o nim Polski Ojciec Chrzestny. Król Trójmiasta lub Wybrzeża – mawiali o nim tutejsi. On sam kazał na siebie mówić Nikoś. Jako pierwszy zrobił z przemytu spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością. Bali się go gangsterzy, a politycy chcieli robić sobie z nim zdjęcia. Wysoko postawieni hierarchowie kościoła zaopatrywali się u niego w luksusowe samochody. A on sam miał tytuł honorowego obywatela miasta Gdańsk. Pod koniec wszyscy go zostawili, najbliżsi odwrócili się plecami, ochroniarze odwrócili wzrok. Został sam, zdradzony i sprzedany jakiemuś kilerowi, który oddał do niego sześć strzałów. I tak jak spektakularnie urosła jego postać, tak szybko jego gwiazda zgasła. Ale jego legenda jest wciąż żywa. Jak z pewnością wiecie, niedawno pojawił się fabularyzowany film biograficzny o Nikosiu właśnie. To przygodowo-gangsterska wariacja na temat jego życia, wzlotów i upadków. Recenzji samego filmu nie będę tutaj robił, choć muszę zaznaczyć, że w przeciwieństwie do wielu krytyków, ja oglądałem go z przyjemnością. Choć świadom jestem, że jest nieco prze-romantyzowany, ale kino rządzi się własnymi prawami. My, w Kronice Kryminalnej, postaramy się spojrzeć na Nikosia nieco bardziej obiektywnie, nieco bardziej krytycznie i usadzimy go w kontekście czasów, w jakich żył. Zaranie polskiej mafii kojarzy się z Pruszkowem i latami 90. Nic bardziej mylnego, jak powiedziałby redaktor Kotarski. Źródeł zorganizowanej przestępczości należy szukać dużo wcześniej, bo w latach 70 i to na wybrzeżu, gdzie PRL stykał się z Zachodem, gdzie dobijały statki handlowe z zagranicznymi marynarzami, których kieszenie wypchana były dolarami, a polscy samozwańczy przedsiębiorcy robili wszystko, aby zadośćuczynić ich pragnieniom. Począwszy od napitku, a skończywszy na paniach dotrzymujących towarzystwa. Ojcem chrzestnym tego światka był wspomniany Nikoś. Wielu wypowiada, czy też wypowiadało się o Nikosiu z pewną sympatią, a przynajmniej szacunkiem. Był honorowym obywatelem Gdańska, prezesem klubu piłkarskiego, kupował policji radiowozy. Jest taka anegdotka, że Nikoś zatrzymany przez policjanta drogówki, odkręcił szybę i krzyknął (ocenzuruję tu trochę) – Ochuchałeś? Sefa mafii zatsymujes? – Bo Nikoś podobno seplenił. Na co policjant: Przepraszam panie Nikodemie, proszę jechać. – Takie miał zatem poważanie na mieście. Ale czy to znaczy, że był miłym panem, dżentelmenem, który jumał tylko auta z RFN? Trudno w to uwierzyć, skoro zbudował potężną i prężnie działającą organizację przestępczą, a w kieszeni trzymał nie tylko milicjantów, ale i esbeków oraz działaczy PZPR. Źródła: https://www.gdanskstrefa.com/maxim-w-gdyni-jak-dzisiaj-w-srodku-wyglada/ https://www.gdanskstrefa.com/maxim-lokal-sluzb-przestepcow-i-elit-prl-u/ https://www.gdanskstrefa.com/mafia-to-nie-tylko-pruszkow/ http://tygodniknie.pl/ojciec-chrzestny-ojca-chrzestnego/ https://wyborcza.pl/duzyformat/7,127290,2811435.html?disableRedirects=true https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,152121,23325049,bandyta-celebryta-biznesmen-hojny-przyjaciel-i-dobry-ojciec.html https://wyborcza.pl/alehistoria/7,121681,14229096,krol-trojmiejskiej-mafii.html https://kobieta.interia.pl/zycie-i-styl/news-wszystkie-kobiety-nikodema-skotarczaka,nId,5762404 https://online-mafia.pl/maxim-ulubiony-klub-trojmiejskiego-polswiatka/ https://online-mafia.pl/smierc-nikosia/ http://wieczorpomorze.pl/2020/11/24/zmarl-dr-michal-antoniszyn/ https://www.fakt.pl/wydarzenia/polska/szesc-strzalow-w-klatke-piersiowa-zabilo-gangstera-premiera-ksiazki-spowiedz-nikosia/xcrre8g https://gdansk.gosc.pl/doc/4766928.Krol-ktory-byl-slupem #JakPokochałamGangstera #Nikoś #podcast

W DRODZE - Śniadanie po irlandzku cz.1 #audiobook
2022-03-17 06:05:40

Czasami, budząc się w środku nocy, myślę sobie, że mogłoby być tak: Czarny ptak z rozpiętymi skrzydłami pojawił się na nocnym niebie. Pazurami rozdarł gęstą ciszę, która ociężale zalegała nad ziemią. Z poszumem skrzydeł i hukiem silników przedzierał się przez ciemności, niewidzialny nad warstwą chmur, pod którymi zasypiała Szmaragdowa Wyspa. W mroku nocy niknęły porośnięte trawami wzgórza i pastwiska, obrośnięte mchem kamienice, niezwyciężone janowce, żywopłoty z fuksji oraz plantacje torfu, który daje ten charakterystyczny zapach niektórym rodzajom whisky. Moja ekscytacja, że zaraz stanę na ziemi, po której stąpał James Joyce, Samuel Beckett czy Oscar Wilde, wciskała moją twarz w okienko, mimo że znad chmur nie widziałem wyspy, tylko czerwone i zielone refleksy świateł pozycyjnych, rozbijających się o pierzastą powierzchnię. No i samolotowe skrzydło z jednym silnikiem, które drgało złowieszczo, jakby zaraz miało oderwać się od kadłuba. W duszy słyszałem dźwięki tradycyjnych pieśni irlandzkich w wykonaniu The Dubliners oraz punkowe ich wersje zespołu The Pouges.

Czasami, budząc się w środku nocy, myślę sobie, że mogłoby być tak:

Czarny ptak z rozpiętymi skrzydłami pojawił się na nocnym niebie. Pazurami rozdarł gęstą ciszę, która ociężale zalegała nad ziemią. Z poszumem skrzydeł i hukiem silników przedzierał się przez ciemności, niewidzialny nad warstwą chmur, pod którymi zasypiała Szmaragdowa Wyspa. W mroku nocy niknęły porośnięte trawami wzgórza i pastwiska, obrośnięte mchem kamienice, niezwyciężone janowce, żywopłoty z fuksji oraz plantacje torfu, który daje ten charakterystyczny zapach niektórym rodzajom whisky.

Moja ekscytacja, że zaraz stanę na ziemi, po której stąpał James Joyce, Samuel Beckett czy Oscar Wilde, wciskała moją twarz w okienko, mimo że znad chmur nie widziałem wyspy, tylko czerwone i zielone refleksy świateł pozycyjnych, rozbijających się o pierzastą powierzchnię. No i samolotowe skrzydło z jednym silnikiem, które drgało złowieszczo, jakby zaraz miało oderwać się od kadłuba. W duszy słyszałem dźwięki tradycyjnych pieśni irlandzkich w wykonaniu The Dubliners oraz punkowe ich wersje zespołu The Pouges.

Kim jest człowiek, który napadł na Ukrainę?
2022-03-14 06:00:00

Najpierw moja spowiedź – Piękny ukraiński hymn śpiewany na cztery głowy ukradłem stąd: https://www.youtube.com/watch?v=kpCx5Iu7SJw&t=6s Jeśli chcesz pomóc Ukraińcom, możesz skorzystać z poniższych linków: https://pomagamukrainie.gov.pl/ https://pck.pl/na-pomoc-ukrainie/ https://www.siepomaga.pl/ukraina https://caritas.pl/ukraina/ I pamiętaj też, że warto oddać krew: https://krew.info/rckik/

Najpierw moja spowiedź – Piękny ukraiński hymn śpiewany na cztery głowy ukradłem stąd:

https://www.youtube.com/watch?v=kpCx5Iu7SJw&t=6s


Jeśli chcesz pomóc Ukraińcom, możesz skorzystać z poniższych linków:

https://pomagamukrainie.gov.pl/

https://pck.pl/na-pomoc-ukrainie/

https://www.siepomaga.pl/ukraina

https://caritas.pl/ukraina/

I pamiętaj też, że warto oddać krew:

https://krew.info/rckik/

Szajka podłych czyścicieli – mają na swoim koncie 6 x §148 KK || KRONIKA KRYMINALNA PODCAST s03e03
2022-01-17 06:00:00

Są różne stopnie upodlenia się. Można jak niejaki Leksiu wysyłać fotki młodym pannom swego tłuściutkiego bebzola, na których widać drapanie się po brzydkich majtkach. Nie jest to szczyt finezji, ale poza niesmacznym widokiem, który wypala się na długo na powiekach, wielka krzywda się nie dzieje. Można, w stanie wskazującym, zrobić jakąś głupotę, a później zamknąć się na długie miesiące w ciemnym a odludnym miejscu, bo płonie się wstydu. Można nawet sprzedawać scam niepełnoletnim widzom. Można wreszcie robić pranki. Ale wciąż są to przykłady takiego upodlenia się, że można po jakimś czasie spojrzeć sobie w oczy, choć pewnie ze wstydem, i powiedzieć sobie – summa summarum niewiele różnię się od innych.   Są jednak tak podłe rzeczy, że kiedy się o nich słyszy, nie chce się uwierzyć, że popełniła je osoba ludzka. Czyny, które w jednym szeregu można postawić przy oficerach, noszących w latach czterdziestych mundury projektowane przez Hugo Bossa. Czyny, które są tak podłe jak lepkie rączki panów w koloratkach, którzy nie patrzą na metrykę urodzenia. A być może właśnie patrzą, bo lubują się w tych, co boją się odmówić. O jakich zatem padalcach będę dziś opowiadał? O najgorszych – co do tego nie mam wątpliwości. O takich, co żerują na ludzkiej biedzie, na słabościach, na samotności, a zwłaszcza ograniczeniach intelektualnych. Ludzkie hieny – to byłoby w tej sytuacji określenie adekwatne. Ale co ja tam będę się wypowiadał? Opowiem Wam po prostu historię, a Wy sami ocenicie. Może ja jestem zbyt surowy… O metodzie na wnuczka lub na policjanta słyszał pewnie każdy. Nie będę nawet wdawał się w szczegóły tych metod, są już tak oklepane. Ale metoda na wódkę z wkładką jest sposobem względnie nowym. Choć być może powinienem powiedzieć – dziś już zapomnianym, bo przecież ten sposób pozbycia się kogoś dla nas niewygodnego znany był już od starożytności. Cykuta, na ten przykład, została nawet oficjalnie wprowadzona do systemu kar w Atenach, w 404 r. p.n.e. w czasie rządów Trzydziestu Tyranów, narzuconych Ateńczykom przez Spartan. Pięć lat później sam Sokrates został skazany na karę ostateczną przez właśnie spożycie tej mieszanki alkaloidów, którą sławny filozof wypił w pucharze wina. --- Utwory: Utwór Healing autorstwa Kevin MacLeod jest dostępny na licencji Licencja Creative Commons – uznanie autorstwa 4.0. https://creativecommons.org/licenses/by/4.0/ Źródło: http://incompetech.com/music/royalty-free/index.html?isrc=USUAN1200048 Wykonawca: http://incompetech.com/ Utwór Land on the Golden Gate autorstwa Chris Zabriskie jest dostępny na licencji Licencja Creative Commons – uznanie autorstwa 4.0. https://creativecommons.org/licenses/by/4.0/ Źródło: http://chriszabriskie.com/stuntisland/ Wykonawca: http://chriszabriskie.com/  Źródła: https://www.pap.pl/aktualnosci/news%2C1047307%2Cwyludzali-mieszkania-i-truli-wlascicieli-6-osob-nie-zyje.html http://www.policja.waw.pl/pl/dzialania/aktualnosci/58438,Usmiercali-wlascicieli-podstepnie-przejetych-mieszkan.html https://www.rp.pl/przestepczosc/art19271111-truli-ofiary-izopropanolem-by-przejac-ich-majatek-sa-zarzuty-dla-czlonkow-szajki #podcast #audiobook #truecrime

Są różne stopnie upodlenia się. Można jak niejaki Leksiu wysyłać fotki młodym pannom swego tłuściutkiego bebzola, na których widać drapanie się po brzydkich majtkach. Nie jest to szczyt finezji, ale poza niesmacznym widokiem, który wypala się na długo na powiekach, wielka krzywda się nie dzieje. Można, w stanie wskazującym, zrobić jakąś głupotę, a później zamknąć się na długie miesiące w ciemnym a odludnym miejscu, bo płonie się wstydu. Można nawet sprzedawać scam niepełnoletnim widzom. Można wreszcie robić pranki. Ale wciąż są to przykłady takiego upodlenia się, że można po jakimś czasie spojrzeć sobie w oczy, choć pewnie ze wstydem, i powiedzieć sobie – summa summarum niewiele różnię się od innych. 

 Są jednak tak podłe rzeczy, że kiedy się o nich słyszy, nie chce się uwierzyć, że popełniła je osoba ludzka. Czyny, które w jednym szeregu można postawić przy oficerach, noszących w latach czterdziestych mundury projektowane przez Hugo Bossa. Czyny, które są tak podłe jak lepkie rączki panów w koloratkach, którzy nie patrzą na metrykę urodzenia. A być może właśnie patrzą, bo lubują się w tych, co boją się odmówić.

O jakich zatem padalcach będę dziś opowiadał? O najgorszych – co do tego nie mam wątpliwości. O takich, co żerują na ludzkiej biedzie, na słabościach, na samotności, a zwłaszcza ograniczeniach intelektualnych. Ludzkie hieny – to byłoby w tej sytuacji określenie adekwatne. Ale co ja tam będę się wypowiadał? Opowiem Wam po prostu historię, a Wy sami ocenicie. Może ja jestem zbyt surowy…

O metodzie na wnuczka lub na policjanta słyszał pewnie każdy. Nie będę nawet wdawał się w szczegóły tych metod, są już tak oklepane. Ale metoda na wódkę z wkładką jest sposobem względnie nowym. Choć być może powinienem powiedzieć – dziś już zapomnianym, bo przecież ten sposób pozbycia się kogoś dla nas niewygodnego znany był już od starożytności. Cykuta, na ten przykład, została nawet oficjalnie wprowadzona do systemu kar w Atenach, w 404 r. p.n.e. w czasie rządów Trzydziestu Tyranów, narzuconych Ateńczykom przez Spartan. Pięć lat później sam Sokrates został skazany na karę ostateczną przez właśnie spożycie tej mieszanki alkaloidów, którą sławny filozof wypił w pucharze wina.

---

Utwory:

Utwór Healing autorstwa Kevin MacLeod jest dostępny na licencji Licencja Creative Commons – uznanie autorstwa 4.0.
https://creativecommons.org/licenses/by/4.0/
Źródło: http://incompetech.com/music/royalty-free/index.html?isrc=USUAN1200048
Wykonawca: http://incompetech.com/

Utwór Land on the Golden Gate autorstwa Chris Zabriskie jest dostępny na licencji Licencja Creative Commons – uznanie autorstwa 4.0. https://creativecommons.org/licenses/by/4.0/
Źródło: http://chriszabriskie.com/stuntisland/
Wykonawca: http://chriszabriskie.com/ 

Źródła:
https://www.pap.pl/aktualnosci/news%2C1047307%2Cwyludzali-mieszkania-i-truli-wlascicieli-6-osob-nie-zyje.html http://www.policja.waw.pl/pl/dzialania/aktualnosci/58438,Usmiercali-wlascicieli-podstepnie-przejetych-mieszkan.html https://www.rp.pl/przestepczosc/art19271111-truli-ofiary-izopropanolem-by-przejac-ich-majatek-sa-zarzuty-dla-czlonkow-szajki

#podcast #audiobook #truecrime

PAN TADEUSZ – PIERWSZY praski WAMPIR || Kronika kryminalna PODCAST || s03e02
2022-01-10 08:19:29

Noc w Wielki Czwartek 6 kwietnia była bardzo ciepła. Tadeusz Ołdak, bo o nim mowa,  który wracał po robocie do domu, oddychał pełną piersią wiosennym powietrzem. Kurtkę zdjął ze swojego grzbietu i przerzucił ją sobie przez ramię. Szedł pogwizdując wesoło i nie przeczuwając nawet, co się za chwilę wydarzy. Był wprawdzie pijany, ale wydawało mu się, że jest trzeźwy. Rozpierającą go radość tłumaczył sobie powiewem wiosny, a nie flaszką siwuchy, którą obalił wraz z kolegami z szychty. Nie przeszkadzało mu w tym momencie życia także, że przez wiele ostatnich lat przezywano go "Fajtłapą" i "Wariatem”. W jednym i drugim przezwisku było coś prawdziwego. Tadeusz od niecałych dwóch miesięcy pracował jako strażnik w obozie pracy na Służewcu i był z siebie dumny. Miał wrażenie, że po latach różnych perypetii wychodzi wreszcie na prostą. Robota niby nie była nadzwyczajna, a jednak miła odmiana po latach pracy przymusowej w Niemczech. A co najważniejsze – co miesiąc dostawał swoje wynagrodzenie i nie musiał już kombinować, aby wyżywić swoją żonę oraz ich dwuletniego synka. Szedł wzdłuż torów kolejowych przecinających Pragę Północ i Południe. Niebo było bezchmurne i księżyc świecił mocnym światłem, oświetlając swoją srebrzysto-niebieską łuną milczące wagony, stojące na zajezdni oraz budynki Polskich Kolei Państwowych. Świat był tak piękny, że Tadeuszowi chciało się tańczyć i śpiewać. Sam nie rozumiał, skąd ta radość. I wtedy, ku swojemu zadowoleniu, spotkał niestarą, bo czterdziestoletnią kobietę, która, jak się zdawało też wracała do domu z popołudniowej zmiany. Źródła: Stanisław Szczepaniak, „Wampir” z Warszawy, w: Problemy Kryminalistyki nr 54 J.M. Jastrzębski, Krwawy „fajtłapa”, w: Bestie. Zbrodnie i Kary https://histmag.org/Tadeusz-Oldak-Wampir-z-Warszawy-7100 https://www.rmf.fm/magazyn/news,36281,tadeusz-oldak-wampir-z-warszawy-w-sposob-okrutny-dusil-i-gwalcil-kobiety.html #kronika_kryminalna #podcast #audiobook

Noc w Wielki Czwartek 6 kwietnia była bardzo ciepła. Tadeusz Ołdak, bo o nim mowa,  który wracał po robocie do domu, oddychał pełną piersią wiosennym powietrzem. Kurtkę zdjął ze swojego grzbietu i przerzucił ją sobie przez ramię. Szedł pogwizdując wesoło i nie przeczuwając nawet, co się za chwilę wydarzy. Był wprawdzie pijany, ale wydawało mu się, że jest trzeźwy. Rozpierającą go radość tłumaczył sobie powiewem wiosny, a nie flaszką siwuchy, którą obalił wraz z kolegami z szychty. Nie przeszkadzało mu w tym momencie życia także, że przez wiele ostatnich lat przezywano go "Fajtłapą" i "Wariatem”. W jednym i drugim przezwisku było coś prawdziwego.

Tadeusz od niecałych dwóch miesięcy pracował jako strażnik w obozie pracy na Służewcu i był z siebie dumny. Miał wrażenie, że po latach różnych perypetii wychodzi wreszcie na prostą. Robota niby nie była nadzwyczajna, a jednak miła odmiana po latach pracy przymusowej w Niemczech. A co najważniejsze – co miesiąc dostawał swoje wynagrodzenie i nie musiał już kombinować, aby wyżywić swoją żonę oraz ich dwuletniego synka.

Szedł wzdłuż torów kolejowych przecinających Pragę Północ i Południe. Niebo było bezchmurne i księżyc świecił mocnym światłem, oświetlając swoją srebrzysto-niebieską łuną milczące wagony, stojące na zajezdni oraz budynki Polskich Kolei Państwowych. Świat był tak piękny, że Tadeuszowi chciało się tańczyć i śpiewać. Sam nie rozumiał, skąd ta radość. I wtedy, ku swojemu zadowoleniu, spotkał niestarą, bo czterdziestoletnią kobietę, która, jak się zdawało też wracała do domu z popołudniowej zmiany.

Źródła:

Stanisław Szczepaniak, „Wampir” z Warszawy, w: Problemy Kryminalistyki nr 54
J.M. Jastrzębski, Krwawy „fajtłapa”, w: Bestie. Zbrodnie i Kary
https://histmag.org/Tadeusz-Oldak-Wampir-z-Warszawy-7100
https://www.rmf.fm/magazyn/news,36281,tadeusz-oldak-wampir-z-warszawy-w-sposob-okrutny-dusil-i-gwalcil-kobiety.html

#kronika_kryminalna #podcast #audiobook

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie