Stan Wyjątkowy

"Stan Wyjątkowy" to program, w którym Andrzej Stankiewicz, Dominika Długosz, Renata Grochal i Kamil Dziubka dyskutować będą o najważniejszych politycznych wydarzeniach tygodnia. Czołowi dziennikarze Onetu i Newsweeka zapewnią słuchaczom i widzom nieszablonową, często żartobliwą, ale zawsze merytoryczną rozmowę, a ich ogromne doświadczenie dziennikarskie i znajomość kulisów polskiej sceny politycznej gwarantują potężną dawkę informacji.


Odcinki od najnowszych:

#114 - Ulubiony agent Kaczyńskiego. Ziobro sojusznikiem Tuska. A Morawiecki kasjerem Rydzyka
2021-11-06 16:45:28

Szef NBP Adam Glapiński od dawna nie miał takich drgawek. Całymi latami kombinował, żeby pomóc rządowi poprzez niskie stopy procentowe — a więc tanie kredyty — aż przekombinował. Inflacja skoczyła tak bardzo, że pobiła rekordy — takich podwyżek cen nie widzieliśmy w Polsce od 245 miesięcy! A to już jest poważne ryzyko dla rządu, bo Kaczyński może się nie obawiać opozycji, Unii i Ameryki, ale cen w spożywczakach boi się bardzo. Dlatego właśnie Glapiński jest cały rozedrgany — w ciągu dwóch miesięcy drastycznie podniósł stopy procentowe, zaprzeczając swoim wcześniejszym, kompletnie nietrafionym zapowiedziom dotyczącym sytuacji gospodarczej. Glapiński to człowiek szczególnego zaufania Kaczyńskiego. Razem działali w Porozumieniu Centrum, razem dobijali politycznych interesów — to Glapiński jako minister budownictwa przeprowadził w latach 90. ustawę, która pozwoliła się uwłaszczyć na kilku nieruchomościach fundacjom i firmom związanym z PC, a dziś — z PiS. To na tych nieruchomościach wyrosła spółka Srebrna, którą zawiaduje Kaczyński. Ale wdzięczność prezesa może się skończyć, jeśli drożyzna zredukuje sondaże PiS. A wtedy posada Glapińskiego będzie zagrożona. „Stan po Burzy” dodaje Glapińskiemu otuchy. A na pocieszenie przytacza historię wieloletniego prezesa Srebrnej Kazimierza Kujdy. Gdy w 2019 r. okazało się, że został zarejestrowany przez komunistyczną bezpiekę jako kapuś o pseudonimie „Ryszard”, wydawało się, że jego kariera w PiS jest skończona. Nic bardziej mylnego! Kujda właśnie przechodzi do kontrofensywy. Po pierwsze — Kaczyński znów się z nim spotyka. Tak, tak, ten antykomunistyczny antykomunista, kierujący antykomunistyczną partią antykomunistów podejmuje TW Ryśka. Kujda czuje się tak pewnie, że próbował wstawić na fotel szefa Instytutu Pamięci Narodowej swego człowieka — a to ważne w kontekście jego procesu lustracyjnego. Co więcej, choć Kujda jest formalnie podejrzanym o kłamstwo lustracyjne, to Kaczyński dał mu fuchę w spółce skarbu państwa! Jak widać, prezesie Glapiński, Srebrna działa kojąco na Jarosława Kaczyńskiego, a każdy, kto się do niej przyczynił, może liczyć na pobłażliwe traktowanie. Ale szukając klucza do fenomenu Kujdy, „Stan po Burzy” odnalazł teczkę z materiałami, którymi chce się on bronić przed sądem. Po lekturze powiemy tak: szacun, panie „Ryszardzie”. Dokumenty paszportowe i zgłoszenia dewizowe z czasów PRL, notatniki z lat 70., kwity z każdego zagranicznego wyjazdu z czasów komuny i dużo zdjęć — musi pan mieć bardzo zacne archiwum domowe, a w nim dużo, dużo ciekawych kwitów. Rozumiemy, czemu Jarosław Kaczyński przestał wierzyć w pańską winę. Kujda kupił sobie dodatkowe wsparcie, finansując happeningi ojca Tadeusza Rydzyka. Bo na zmianę z dowodzeniem Srebrną, kierował Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska, który dziesiątkami milionów finansował słynną geotermię o. Rydzyka, która od lat zapowiada start — i nie startuje. Kujda ma zresztą dużą konkurencję w finansowaniu torunianina nr 1. Przeciek najnowszych maili rządowych udowadnia, że wystarczy jeden sms OTR (jak sam się podpisuje), a premier Morawiecki z ministrem Dworczykiem rzucają się na poszukiwanie milionowych zaskórniaków na dzieła OTR i kombinują, jak kasę dla OTR ukryć przed opinią publiczną. O tym wszystkim opowiadają w swym słuchowisku politycznym Agnieszka Burzyńska z „Faktu” oraz Andrzej Stankiewicz z Onetu.

Szef NBP Adam Glapiński od dawna nie miał takich drgawek. Całymi latami kombinował, żeby pomóc rządowi poprzez niskie stopy procentowe — a więc tanie kredyty — aż przekombinował. Inflacja skoczyła tak bardzo, że pobiła rekordy — takich podwyżek cen nie widzieliśmy w Polsce od 245 miesięcy! A to już jest poważne ryzyko dla rządu, bo Kaczyński może się nie obawiać opozycji, Unii i Ameryki, ale cen w spożywczakach boi się bardzo. Dlatego właśnie Glapiński jest cały rozedrgany — w ciągu dwóch miesięcy drastycznie podniósł stopy procentowe, zaprzeczając swoim wcześniejszym, kompletnie nietrafionym zapowiedziom dotyczącym sytuacji gospodarczej. Glapiński to człowiek szczególnego zaufania Kaczyńskiego. Razem działali w Porozumieniu Centrum, razem dobijali politycznych interesów — to Glapiński jako minister budownictwa przeprowadził w latach 90. ustawę, która pozwoliła się uwłaszczyć na kilku nieruchomościach fundacjom i firmom związanym z PC, a dziś — z PiS. To na tych nieruchomościach wyrosła spółka Srebrna, którą zawiaduje Kaczyński. Ale wdzięczność prezesa może się skończyć, jeśli drożyzna zredukuje sondaże PiS. A wtedy posada Glapińskiego będzie zagrożona.
„Stan po Burzy” dodaje Glapińskiemu otuchy. A na pocieszenie przytacza historię wieloletniego prezesa Srebrnej Kazimierza Kujdy. Gdy w 2019 r. okazało się, że został zarejestrowany przez komunistyczną bezpiekę jako kapuś o pseudonimie „Ryszard”, wydawało się, że jego kariera w PiS jest skończona. Nic bardziej mylnego! Kujda właśnie przechodzi do kontrofensywy. Po pierwsze — Kaczyński znów się z nim spotyka. Tak, tak, ten antykomunistyczny antykomunista, kierujący antykomunistyczną partią antykomunistów podejmuje TW Ryśka. Kujda czuje się tak pewnie, że próbował wstawić na fotel szefa Instytutu Pamięci Narodowej swego człowieka — a to ważne w kontekście jego procesu lustracyjnego. Co więcej, choć Kujda jest formalnie podejrzanym o kłamstwo lustracyjne, to Kaczyński dał mu fuchę w spółce skarbu państwa! Jak widać, prezesie Glapiński, Srebrna działa kojąco na Jarosława Kaczyńskiego, a każdy, kto się do niej przyczynił, może liczyć na pobłażliwe traktowanie. Ale szukając klucza do fenomenu Kujdy, „Stan po Burzy” odnalazł teczkę z materiałami, którymi chce się on bronić przed sądem. Po lekturze powiemy tak: szacun, panie „Ryszardzie”. Dokumenty paszportowe i zgłoszenia dewizowe z czasów PRL, notatniki z lat 70., kwity z każdego zagranicznego wyjazdu z czasów komuny i dużo zdjęć — musi pan mieć bardzo zacne archiwum domowe, a w nim dużo, dużo ciekawych kwitów. Rozumiemy, czemu Jarosław Kaczyński przestał wierzyć w pańską winę.
Kujda kupił sobie dodatkowe wsparcie, finansując happeningi ojca Tadeusza Rydzyka. Bo na zmianę z dowodzeniem Srebrną, kierował Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska, który dziesiątkami milionów finansował słynną geotermię o. Rydzyka, która od lat zapowiada start — i nie startuje. Kujda ma zresztą dużą konkurencję w finansowaniu torunianina nr 1. Przeciek najnowszych maili rządowych udowadnia, że wystarczy jeden sms OTR (jak sam się podpisuje), a premier Morawiecki z ministrem Dworczykiem rzucają się na poszukiwanie milionowych zaskórniaków na dzieła OTR i kombinują, jak kasę dla OTR ukryć przed opinią publiczną. O tym wszystkim opowiadają w swym słuchowisku politycznym Agnieszka Burzyńska z „Faktu” oraz Andrzej Stankiewicz z Onetu.

#113 - Kaczyński kończy swą misję, Tusk chce się pozbyć Grodzkiego i Dudy, a Dworczyk stosuje zasady Waffen SS
2021-10-30 16:23:58

Szef PiS Jarosław Kaczyński zapowiada koniec swej rządowej misji, której kulminacją ma być zbudowanie w Polsce ponad ćwierćmilionowej armii — jednej z największych na świecie. Militarne ambicje Kaczyńskiego są od dawna dobrze znane, ale „Stan po Burzy” weryfikuje te mocarstwowe zapowiedzi prezesa — zbudowanie takiej armii w najbliższych latach nie jest możliwe. Głośna konferencja Kaczyńskiego z szefem MON Mariuszem Błaszczakiem na temat trzykrotnego zwiększenia liczby żołnierzy ma jednak kilka konkretnych skutków już teraz. Przede wszystkim zarządzanie kryzysowe od straży pożarnej mają przejąć Wojska Obrony Terytorialnej. To się nie podoba opozycji, która podejrzewa, że w razie problemów wewnątrz kraju — choćby rozszerzenia stanu wyjątkowego — do akcji wkroczą żołnierze tej formacji, nad którą piecze trzyma PiS. Inny skutek jest czysto polityczny. Kaczyński wzmacniając armię, wzmacnia Błaszczaka. A odchodząc z rządu czyni go swym naturalnym następcą jako wicepremiera od bezpieczeństwa. W obozie władzy spekuluje się nawet, że Błaszczak gra o premierostwo, bo akcje i wpływy Mateusza Morawieckiego lecą na łeb na szyję. „Stan po Burzy” przygląda się fenomenowi Błaszczaka jako wzorca pisowca idealnego, który w całym swym życiu pofolgował sobie dwa razy: gdy kupił poloneza i kiedy zapuścił wąsy. Błaszczak byłby premierem z punktu widzenia Kaczyńskiego znacznie bezpieczniejszym, bo — w odróżnieniu od Morawieckiego — nie dorobił się milionów jako bankier, nie ciągną się za nim finansowe interesy na nieruchomościach, nie ma intercyzy z żoną i nie pisał kompromitujących maili. Właśnie maile między Morawieckim, jego zaufanym szefem Kancelarii Premiera Michałem Dworczykiem oraz gronem ich doradców od wizerunku, cynicznych analityków i oddanych klakierów są coraz większym kłopotem dla całego rządu. W najnowszych przeciekach możemy poczytać o karierze antyunijnej i prorosyjskiej asystentki Dworczyka Olgi Semeniuk, która szukając pracy po przegranych wyborach zażądała stanowiska wiceministra — i je dostała. Tak, to ta sama Semeniuk, którą Morawiecki z Dworczykiem rzucili właśnie na odcinek podboju kosmosu. Z maili wynika także, że w 2020 r. przed rekonstrukcją rządu Dworczyk weryfikował lojalność wiceministrów. Semeniuk rzecz jasna ten test zdała, ale kilkoro innych polityków PiS — nie. Nie spełnili wyśrubowanych standardów szefa Kancelarii Premiera, który w ocenie ich oddania wobec Morawieckiego i siebie kierował się starą sprawdzoną zasadą, wygrawerowaną na sztyletach Waffen SS: „Moim honorem jest wierność“. Za samo odwoływanie się do zbrodniczej organizacji, która mordowała Polaków, Dworczyk powinien zostać wyrzucony z rządu. Ale PiS woli udawać, że nic się nie stało. „Stan po Burzy” pochyla się nad kondycją psychiczną Dworczyka i pyta polityków PiS, którzy mają usta pełen patriotycznych frazesów: nie wstyd wam? O ile Kaczyński ma coraz więcej problemów ze swą partią, to Donalda Tusk krok po kroku konsoliduje Platformę. Jego najnowszy plan to przejęcie osobistej kontroli nad opozycyjnym Senatem. W tym celu Tusk chce się pozbyć marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego i powołać na marszałka swego wieloletniego znajomego z Gdańska Sławomira Rybickiego. W tym celu Tusk chce zmusić Grodzkiego do zrzeczenia się immunitetu w śledztwie CBA dotyczącym rzekomej korupcji, której miał się dopuszczać jako lekarz. Grodzki nie chce o tym słyszeć, bo wie, że kontrolowane przez PiS służby tylko czekają, by postawić mu zarzuty — a wówczas na pewno będzie musiał zrezygnować z kontroli nad Senatem. Marszałek ma wsparcie PSL, które nie chce, by Senatem kierował kolega Tuska, bo inne partie opozycji nie będą mieć nic do powiedzenia. I tak już dziś szef PO krótko trzyma liderów opozycji. W wywiadzie dla Onetu Tusk zapowiedział chociażby, że nie widzi Lewicy w projekcie jednoczenia opozycji, bo uważa, że formacja Czarzastego, Biedronia i Zandberga to potencjalni sojusznicy PiS. Tusk, który jest objęty kilkoma śledztwami prokuratorskimi, powiedział także, że nie obawia się zatrzymania przed wyborami. – Niech spróbują mnie zamknąć – stwierdził. Zadeklarował także, że w razie zwycięstwa opozycji w wyborach zagłosuje za Trybunałem Stanu dla Jarosława Kaczyńskiego, poprze także usunięcie z urzędu prezydenta Andrzeja Dudy. O tym wszystkim opowiedzą Państwu w najnowszym wydaniu swego słuchowiska politycznego Agnieszka Burzyńska z “Faktu” oraz Andrzej Stankiewicz z Onetu.

Szef PiS Jarosław Kaczyński zapowiada koniec swej rządowej misji, której kulminacją ma być zbudowanie w Polsce ponad ćwierćmilionowej armii — jednej z największych na świecie. Militarne ambicje Kaczyńskiego są od dawna dobrze znane, ale „Stan po Burzy” weryfikuje te mocarstwowe zapowiedzi prezesa — zbudowanie takiej armii w najbliższych latach nie jest możliwe. Głośna konferencja Kaczyńskiego z szefem MON Mariuszem Błaszczakiem na temat trzykrotnego zwiększenia liczby żołnierzy ma jednak kilka konkretnych skutków już teraz. Przede wszystkim zarządzanie kryzysowe od straży pożarnej mają przejąć Wojska Obrony Terytorialnej. To się nie podoba opozycji, która podejrzewa, że w razie problemów wewnątrz kraju — choćby rozszerzenia stanu wyjątkowego — do akcji wkroczą żołnierze tej formacji, nad którą piecze trzyma PiS. Inny skutek jest czysto polityczny. Kaczyński wzmacniając armię, wzmacnia Błaszczaka. A odchodząc z rządu czyni go swym naturalnym następcą jako wicepremiera od bezpieczeństwa. W obozie władzy spekuluje się nawet, że Błaszczak gra o premierostwo, bo akcje i wpływy Mateusza Morawieckiego lecą na łeb na szyję. „Stan po Burzy” przygląda się fenomenowi Błaszczaka jako wzorca pisowca idealnego, który w całym swym życiu pofolgował sobie dwa razy: gdy kupił poloneza i kiedy zapuścił wąsy. Błaszczak byłby premierem z punktu widzenia Kaczyńskiego znacznie bezpieczniejszym, bo — w odróżnieniu od Morawieckiego — nie dorobił się milionów jako bankier, nie ciągną się za nim finansowe interesy na nieruchomościach, nie ma intercyzy z żoną i nie pisał kompromitujących maili.
Właśnie maile między Morawieckim, jego zaufanym szefem Kancelarii Premiera Michałem Dworczykiem oraz gronem ich doradców od wizerunku, cynicznych analityków i oddanych klakierów są coraz większym kłopotem dla całego rządu. W najnowszych przeciekach możemy poczytać o karierze antyunijnej i prorosyjskiej asystentki Dworczyka Olgi Semeniuk, która szukając pracy po przegranych wyborach zażądała stanowiska wiceministra — i je dostała. Tak, to ta sama Semeniuk, którą Morawiecki z Dworczykiem rzucili właśnie na odcinek podboju kosmosu.
Z maili wynika także, że w 2020 r. przed rekonstrukcją rządu Dworczyk weryfikował lojalność wiceministrów. Semeniuk rzecz jasna ten test zdała, ale kilkoro innych polityków PiS — nie. Nie spełnili wyśrubowanych standardów szefa Kancelarii Premiera, który w ocenie ich oddania wobec Morawieckiego i siebie kierował się starą sprawdzoną zasadą, wygrawerowaną na sztyletach Waffen SS: „Moim honorem jest wierność“. Za samo odwoływanie się do zbrodniczej organizacji, która mordowała Polaków, Dworczyk powinien zostać wyrzucony z rządu. Ale PiS woli udawać, że nic się nie stało. „Stan po Burzy” pochyla się nad kondycją psychiczną Dworczyka i pyta polityków PiS, którzy mają usta pełen patriotycznych frazesów: nie wstyd wam?
O ile Kaczyński ma coraz więcej problemów ze swą partią, to Donalda Tusk krok po kroku konsoliduje Platformę. Jego najnowszy plan to przejęcie osobistej kontroli nad opozycyjnym Senatem. W tym celu Tusk chce się pozbyć marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego i powołać na marszałka swego wieloletniego znajomego z Gdańska Sławomira Rybickiego. W tym celu Tusk chce zmusić Grodzkiego do zrzeczenia się immunitetu w śledztwie CBA dotyczącym rzekomej korupcji, której miał się dopuszczać jako lekarz. Grodzki nie chce o tym słyszeć, bo wie, że kontrolowane przez PiS służby tylko czekają, by postawić mu zarzuty — a wówczas na pewno będzie musiał zrezygnować z kontroli nad Senatem. Marszałek ma wsparcie PSL, które nie chce, by Senatem kierował kolega Tuska, bo inne partie opozycji nie będą mieć nic do powiedzenia. I tak już dziś szef PO krótko trzyma liderów opozycji. W wywiadzie dla Onetu Tusk zapowiedział chociażby, że nie widzi Lewicy w projekcie jednoczenia opozycji, bo uważa, że formacja Czarzastego, Biedronia i Zandberga to potencjalni sojusznicy PiS. Tusk, który jest objęty kilkoma śledztwami prokuratorskimi, powiedział także, że nie obawia się zatrzymania przed wyborami. – Niech spróbują mnie zamknąć – stwierdził. Zadeklarował także, że w razie zwycięstwa opozycji w wyborach zagłosuje za Trybunałem Stanu dla Jarosława Kaczyńskiego, poprze także usunięcie z urzędu prezydenta Andrzeja Dudy. O tym wszystkim opowiedzą Państwu w najnowszym wydaniu swego słuchowiska politycznego Agnieszka Burzyńska z “Faktu” oraz Andrzej Stankiewicz z Onetu.

#112 - Kaczyński rejteruje przed Unią. Morawiecki is coming to his end. A koledzy Ziobry postradali zmysły
2021-10-23 16:40:26

Premier miał rzucić Unię na kolana, a sam dostał łupnia od europosłów. Podczas wystąpienia w Parlamencie Europejskim Mateusz Morawiecki przekonywał, że ostatni wyrok Trybunału Konstytucyjnego, odrzucający unijny porządek prawny, nie oznacza Polexitu. Premier był twardy jak stal: „Odrzucam język gróźb, pogróżek i wymuszeń. Nie zgadzam się na to, żeby politycy szantażowali i straszyli Polskę” — grzmiał tak głośno, by jego słowa ze Strasburga słychać było aż na Żoliborzu. Jest szansa, że Jarosław Kaczyński wysłuchał zadziornego wystąpienia premiera. No może drugiej połowy — tej po 10.00 rano, kiedy prezes zaczyna dzień. Debata w Europarlamencie stała się symbolicznym symbolem klęski premiera. W 2018 r. Morawiecki obejmował rząd z misją poprawy stosunków z Brukselą, które poprzednia szefowa rządu Beata Szydło zostawiła w fatalnym stanie. Po 3,5 roku jest nie lepiej, tylko znacznie gorzej, a Morawiecki zmuszony jest w Strasburgu udawać twardziela ze stali, bo na krajowym rynku za unijne klęski atakuje go Zbigniew Ziobro, zwolennik agresywnej separacji z Brukselą. „Stan po Burzy” analizuje, kto poparł Morawieckiego podczas debaty w Parlamencie Europejskim i wychodzi nam jedno: premier podąża ścieżką przetartą już przez Ziobrę kilka lat temu: sojuszy z kompletnymi świrami europejskiej polityki, z których część zasysa ruble ze Wschodu. Kaczyński udzielił Morawieckiemu wsparcia w swym stylu — przed debatą postanowił zaszantażować Unię. Zapowiedział, że jest gotowy zreorganizować strukturę sądów, co daje mu prawo do odsyłania sędziów w stan spoczynku. Dał w ten sposób Unii wybór: albo odczepicie się od naszych zmian w sądach albo wyrzucimy wszystkich niepokornych sędziów. „Stan po Burzy” wykazuje, że to tylko prężenie przez Kaczyńskiego wątłych muskułów, bo PiS nie ma dziś politycznej siły, by zburzyć sądy. Zwracamy też uwagę, że głośno krzycząc o wrogim Polsce Trybunale Sprawiedliwości UE, Kaczyński półgębkiem przyznaje, że będzie się musiał podporządkować jego decyzjom — choćby w sprawie kar finansowych za Turów, czy likwidacji Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, która została stworzona przez PiS, by ścigać sędziów. Współautorka „Stanu po Burzy” Agnieszka Burzyńska dostarcza najnowszych plotek personalnych z obozu władzy — podobno Kaczyński rozważa wymianę Morawieckiego na Błaszczaka i może usunąć swego niedawnego pupila Obajtka. A drugi współautor Andrzej Stankiewicz ujawnia więzienny gryps, który posłużył szefowi NIK Marianowi Banasiowi do zjednoczenia całej opozycji w żądaniu stworzenia komisji śledczej przeciwko Ziobrze.

Premier miał rzucić Unię na kolana, a sam dostał łupnia od europosłów. Podczas wystąpienia w Parlamencie Europejskim Mateusz Morawiecki przekonywał, że ostatni wyrok Trybunału Konstytucyjnego, odrzucający unijny porządek prawny, nie oznacza Polexitu. Premier był twardy jak stal: „Odrzucam język gróźb, pogróżek i wymuszeń. Nie zgadzam się na to, żeby politycy szantażowali i straszyli Polskę” — grzmiał tak głośno, by jego słowa ze Strasburga słychać było aż na Żoliborzu. Jest szansa, że Jarosław Kaczyński wysłuchał zadziornego wystąpienia premiera. No może drugiej połowy — tej po 10.00 rano, kiedy prezes zaczyna dzień. Debata w Europarlamencie stała się symbolicznym symbolem klęski premiera. W 2018 r. Morawiecki obejmował rząd z misją poprawy stosunków z Brukselą, które poprzednia szefowa rządu Beata Szydło zostawiła w fatalnym stanie. Po 3,5 roku jest nie lepiej, tylko znacznie gorzej, a Morawiecki zmuszony jest w Strasburgu udawać twardziela ze stali, bo na krajowym rynku za unijne klęski atakuje go Zbigniew Ziobro, zwolennik agresywnej separacji z Brukselą. „Stan po Burzy” analizuje, kto poparł Morawieckiego podczas debaty w Parlamencie Europejskim i wychodzi nam jedno: premier podąża ścieżką przetartą już przez Ziobrę kilka lat temu: sojuszy z kompletnymi świrami europejskiej polityki, z których część zasysa ruble ze Wschodu.
Kaczyński udzielił Morawieckiemu wsparcia w swym stylu — przed debatą postanowił zaszantażować Unię. Zapowiedział, że jest gotowy zreorganizować strukturę sądów, co daje mu prawo do odsyłania sędziów w stan spoczynku. Dał w ten sposób Unii wybór: albo odczepicie się od naszych zmian w sądach albo wyrzucimy wszystkich niepokornych sędziów. „Stan po Burzy” wykazuje, że to tylko prężenie przez Kaczyńskiego wątłych muskułów, bo PiS nie ma dziś politycznej siły, by zburzyć sądy. Zwracamy też uwagę, że głośno krzycząc o wrogim Polsce Trybunale Sprawiedliwości UE, Kaczyński półgębkiem przyznaje, że będzie się musiał podporządkować jego decyzjom — choćby w sprawie kar finansowych za Turów, czy likwidacji Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, która została stworzona przez PiS, by ścigać sędziów.
Współautorka „Stanu po Burzy” Agnieszka Burzyńska dostarcza najnowszych plotek personalnych z obozu władzy — podobno Kaczyński rozważa wymianę Morawieckiego na Błaszczaka i może usunąć swego niedawnego pupila Obajtka. A drugi współautor Andrzej Stankiewicz ujawnia więzienny gryps, który posłużył szefowi NIK Marianowi Banasiowi do zjednoczenia całej opozycji w żądaniu stworzenia komisji śledczej przeciwko Ziobrze.

#111 - Kaczyński szantażowany przez „zbielaninę“. Tusk uwierzył w przyspieszone wybory. A Banaś przygotowuje się na aresztowanie
2021-10-16 18:04:49

Właściwie to powinniśmy stanąć na baczność, ogłaszając tę informację: oto Jarosław Kaczyński zapowiedział rezygnację ze stanowiska wicepremiera do spraw bezpieczeństwa. Wszystkich, którzy poczuli lęk spieszymy pocieszyć — Kaczyński jako zwierzchnik aparatu bezpieczeństwa i tak niewiele robił, więc jego dymisja nic w naszym bezpieczeństwie nie zmieni. Jako członek rządu Kaczyński osiągnął jedno — przyhamował publiczne pranie brudów między Zbigniewem Ziobrą, a Mateuszem Morawieckim. Ale nie ma mowy o zawieszeniu broni: Morawiecki wciąż podejrzewa, że Ziobro zbiera biznesowe haki na niego i jego żonę. W tym sensie rządowa misja Kaczyńskiego jest sukcesem jedynie doraźnym. Odejście Kaczyńskiego wpisuje się w planowaną, przeciągającą się rekonstrukcję rządu. W mijającym tygodniu autorzy „Stanu po Burzy” poznali kolejne planowane zmiany, których mianownik jest taki sam: z rządu i spółek skarbu odejdą ludzie Morawieckiego, co dowodzi, że rekonstrukcja ma na celu  m.in . osłabienie premiera. Morawiecki już stracił perłę w swej biznesowej koronie — kontrolę nad największym bankiem w Polsce, państwowym PKO BP. To zmiana wręcz kopernikańska — ludzie premiera kierowali tym kolosem od ponad dekady. Tak, tak — także w czasach Platformy, bo Morawiecki jako doradca premiera Donalda Tuska miał wówczas wpływ na obsadę spółek skarbu. Dziś udaje, że tego nie pamięta. Ale nie tylko Ziobro ma dobrą pamięć — „Stan po Burzy” także. Z drugiej jednak strony odejście Kaczyńskiego z rządu to sygnał, że chce się on skupić na partii. Ta nagła roszada podsyca plotki o tym, że prezes przygotowuje PiS na przyspieszone wybory. Podczas niedawnego, zamkniętego posiedzenia klubu Koalicji Obywatelskiej Donald Tusk przyznał, że po raz pierwszy na poważnie zakłada, że Kaczyński rozwiąże Sejm i w kwietniu lub maju dojdzie do wyborów. Prezes PiS cieszy się chwilową ulgą. Za dużą cenę — rozdając posady ministrów i posady w państwowych instytucjach — kupił sobie poparcie małych partii w Sejmie, dzięki czemu odzyskał arytmetyczną większość. Najwięcej zapłacił formacji zwanej złośliwie „zbielaniną“. Nazwa nie jest przypadkowa. To zbieranina posłów z rożnych formacji, kierowana przez Adama Bielana. Szantażowali Kaczyńskiego tak skutecznie, że musiał specjalnie dla nich reaktywować Ministerstwo Sportu — w ten sposób za limuzyny i gabinety „zbielaniny” zapłacimy my wszyscy. Sojusz PiS i „zbielaniny” martwi Mariana Banasia. Szefa NIK obawia się, że mając znów większość w Sejmie, Kaczyński uchyli mu immunitet i wsadzi za kraty. Dlatego Banaś przygotowuje kanonadę wymierzoną w PiS. Oj, będzie się działo — zapowiadają autorzy „Stanu po Burzy” Agnieszka Burzyńska z „Faktu” oraz Andrzej Stankiewicz z Onetu.

Właściwie to powinniśmy stanąć na baczność, ogłaszając tę informację: oto Jarosław Kaczyński zapowiedział rezygnację ze stanowiska wicepremiera do spraw bezpieczeństwa.
Wszystkich, którzy poczuli lęk spieszymy pocieszyć — Kaczyński jako zwierzchnik aparatu bezpieczeństwa i tak niewiele robił, więc jego dymisja nic w naszym bezpieczeństwie nie zmieni. Jako członek rządu Kaczyński osiągnął jedno — przyhamował publiczne pranie brudów między Zbigniewem Ziobrą, a Mateuszem Morawieckim. Ale nie ma mowy o zawieszeniu broni: Morawiecki wciąż podejrzewa, że Ziobro zbiera biznesowe haki na niego i jego żonę. W tym sensie rządowa misja Kaczyńskiego jest sukcesem jedynie doraźnym.
Odejście Kaczyńskiego wpisuje się w planowaną, przeciągającą się rekonstrukcję rządu. W mijającym tygodniu autorzy „Stanu po Burzy” poznali kolejne planowane zmiany, których mianownik jest taki sam: z rządu i spółek skarbu odejdą ludzie Morawieckiego, co dowodzi, że rekonstrukcja ma na celu m.in. osłabienie premiera. Morawiecki już stracił perłę w swej biznesowej koronie — kontrolę nad największym bankiem w Polsce, państwowym PKO BP. To zmiana wręcz kopernikańska — ludzie premiera kierowali tym kolosem od ponad dekady. Tak, tak — także w czasach Platformy, bo Morawiecki jako doradca premiera Donalda Tuska miał wówczas wpływ na obsadę spółek skarbu. Dziś udaje, że tego nie pamięta. Ale nie tylko Ziobro ma dobrą pamięć — „Stan po Burzy” także.
Z drugiej jednak strony odejście Kaczyńskiego z rządu to sygnał, że chce się on skupić na partii. Ta nagła roszada podsyca plotki o tym, że prezes przygotowuje PiS na przyspieszone wybory. Podczas niedawnego, zamkniętego posiedzenia klubu Koalicji Obywatelskiej Donald Tusk przyznał, że po raz pierwszy na poważnie zakłada, że Kaczyński rozwiąże Sejm i w kwietniu lub maju dojdzie do wyborów.
Prezes PiS cieszy się chwilową ulgą. Za dużą cenę — rozdając posady ministrów i posady w państwowych instytucjach — kupił sobie poparcie małych partii w Sejmie, dzięki czemu odzyskał arytmetyczną większość. Najwięcej zapłacił formacji zwanej złośliwie „zbielaniną“. Nazwa nie jest przypadkowa. To zbieranina posłów z rożnych formacji, kierowana przez Adama Bielana. Szantażowali Kaczyńskiego tak skutecznie, że musiał specjalnie dla nich reaktywować Ministerstwo Sportu — w ten sposób za limuzyny i gabinety „zbielaniny” zapłacimy my wszyscy. Sojusz PiS i „zbielaniny” martwi Mariana Banasia. Szefa NIK obawia się, że mając znów większość w Sejmie, Kaczyński uchyli mu immunitet i wsadzi za kraty. Dlatego Banaś przygotowuje kanonadę wymierzoną w PiS. Oj, będzie się działo — zapowiadają autorzy „Stanu po Burzy” Agnieszka Burzyńska z „Faktu” oraz Andrzej Stankiewicz z Onetu.

#110 - Przyłębska wyrasta na prawniczy autorytet w Europie. Dworczyk wydaje zaskórniaki na półskórki. A Kaczyński dokupił sobie posłów
2021-10-09 17:22:47

Trybunał Konstytucyjny składający się niemal wyłącznie z nominatów PiS uznał, że polskie prawo jest dla dla niego ważniejsze od prawa europejskiego. Jest oczywiste, że Julia Przyłębska wykonała rozkaz, który dostała z centrali PiS — to cały przepis na jej karierę. Czyżby orzeczeniem TK Jarosław Kaczyński chciał jasno pokazać, że będzie robił co mu się podoba i nie zamierza ulegać Unii? Być może. Ale może być też tak, że orzeczenie Przyłębskiej to zasłona dymna, prężenie przez PiS muskułów na użytek własnego elektoratu. Po cichu bowiem przygotowywane są projekty ustępstw wobec Brukseli. Często się zdarza tak, że kiedy obóz władzy zamierza zrejterować — przed Unią, Ameryką czy Izraelem — wcześniej robi raban. Dokładnie tak dzieje w kwestii uchwał anty-LGBT, z których teraz kontrolowane przez PiS samorządy po cichu się wycofują — bez tego także kasa unijna byłaby zagrożona. Choć pani Julia powtarza, iż dokonała przełomowego, kopernikańskiego wręcz odkrycia, uznając, że polska Konstytucja ma wyższość nad prawem UE, to „Stan po Burzy” wie, że pani prezes tak się tylko przekomarza. Wszak takie przełomowe orzeczenie zapadło już w 2005 r., przyjął je Trybunał Konstytucyjny pod przewodnictwem prof. Marka Safjana, znienawidzonego dziś przez PiS sędziego TSUE. W tym sensie Przyłębska tylko udaje, że zajmowała się wyższością Konstytucji nad unijnymi Traktatami. Wszystko po to, by ułatwić PiS sprzedanie swemu elektoratowi tej podlanej bielą i czerwienią opowieści, że polska Konstytucja jest najważniejsza. Rzeczywiste intencje są inne — jej salonowy towarzysz Jarosław Kaczyński kazał TK przyjąć orzeczenie, umożliwiające podważanie decyzji Trybunału Sprawiedliwości UE, które są nie na rękę PiS. Chodzi głównie o obsadę krajowych sądów, do których PiS wstawia swoich ludzi, na co TSUE się nie godzi. Czemu więc Przyłębska ściemnia, że bada unijne traktaty pod kątem zgodności z polską Konstytucją, podczas gdy chce zablokować wyroki TSUE? To proste — bo zgodnie z Konstytucją — Trybunał nie może kwestionować orzeczeń TSUE. Biel i czerwień — swoisty patriotyczny szantaż — to zresztą częsta metoda stosowana przez PiS i wewnątrz PiS. Wydawca Adam Borowski — kumpel szefa Kancelarii Premiera Michała Dworczyka — słynie z tego, że publikuje albumy o historii Polski. Dużo orłów, bieli i czerwieni, ciężkich okuć i półskórków, czyli skórzanych grzbietów — polski patriota musi to kupić. Niestety, albo w Polsce brakuje patriotów, albo albumy są słabe — nikt nie chce ich kupować. Borowski postanowił się więc zwrócić się z pomocą do Dworczyka, naciskając na kupno przez Kancelarię Premiera albumu “Niepodległa 1918" — Dworczyk wysupłał 80 tys. zł. Borowski ma prosty patent na biznes .  Wyciąga od państwa za darmo materiały archiwalne, potem je oprawia w skóry oraz graweruje — i sprzedaje państwu to, co od niego dostał. Borowski został zdemaskowany w mailach Dworczyka, które wyciekają od miesięcy. Sytuacja jest dla PiS coraz trudniejsza, dlatego Dworczyk był kandydatem do dymisji. Ale choć w najbliższych dniach dojdzie do rekonstrukcji rządu, to szef Kancelarii Premiera może spać spokojnie. W swym słuchowisku politycznym „Stan po Burzy” Agnieszka Burzyńska z „Faktu” oraz Andrzej Stankiewicz z Onetu ujawniają, kto wejdzie do rządu oraz kto dołączy do PiS.

Trybunał Konstytucyjny składający się niemal wyłącznie z nominatów PiS uznał, że polskie prawo jest dla dla niego ważniejsze od prawa europejskiego. Jest oczywiste, że Julia Przyłębska wykonała rozkaz, który dostała z centrali PiS — to cały przepis na jej karierę. Czyżby orzeczeniem TK Jarosław Kaczyński chciał jasno pokazać, że będzie robił co mu się podoba i nie zamierza ulegać Unii? Być może. Ale może być też tak, że orzeczenie Przyłębskiej to zasłona dymna, prężenie przez PiS muskułów na użytek własnego elektoratu. Po cichu bowiem przygotowywane są projekty ustępstw wobec Brukseli. Często się zdarza tak, że kiedy obóz władzy zamierza zrejterować — przed Unią, Ameryką czy Izraelem — wcześniej robi raban. Dokładnie tak dzieje w kwestii uchwał anty-LGBT, z których teraz kontrolowane przez PiS samorządy po cichu się wycofują — bez tego także kasa unijna byłaby zagrożona. Choć pani Julia powtarza, iż dokonała przełomowego, kopernikańskiego wręcz odkrycia, uznając, że polska Konstytucja ma wyższość nad prawem UE, to „Stan po Burzy” wie, że pani prezes tak się tylko przekomarza. Wszak takie przełomowe orzeczenie zapadło już w 2005 r., przyjął je Trybunał Konstytucyjny pod przewodnictwem prof. Marka Safjana, znienawidzonego dziś przez PiS sędziego TSUE. W tym sensie Przyłębska tylko udaje, że zajmowała się wyższością Konstytucji nad unijnymi Traktatami. Wszystko po to, by ułatwić PiS sprzedanie swemu elektoratowi tej podlanej bielą i czerwienią opowieści, że polska Konstytucja jest najważniejsza. Rzeczywiste intencje są inne — jej salonowy towarzysz Jarosław Kaczyński kazał TK przyjąć orzeczenie, umożliwiające podważanie decyzji Trybunału Sprawiedliwości UE, które są nie na rękę PiS. Chodzi głównie o obsadę krajowych sądów, do których PiS wstawia swoich ludzi, na co TSUE się nie godzi. Czemu więc Przyłębska ściemnia, że bada unijne traktaty pod kątem zgodności z polską Konstytucją, podczas gdy chce zablokować wyroki TSUE? To proste — bo zgodnie z Konstytucją — Trybunał nie może kwestionować orzeczeń TSUE.
Biel i czerwień — swoisty patriotyczny szantaż — to zresztą częsta metoda stosowana przez PiS i wewnątrz PiS. Wydawca Adam Borowski — kumpel szefa Kancelarii Premiera Michała Dworczyka — słynie z tego, że publikuje albumy o historii Polski. Dużo orłów, bieli i czerwieni, ciężkich okuć i półskórków, czyli skórzanych grzbietów — polski patriota musi to kupić.
Niestety, albo w Polsce brakuje patriotów, albo albumy są słabe — nikt nie chce ich kupować. Borowski postanowił się więc zwrócić się z pomocą do Dworczyka, naciskając na kupno przez Kancelarię Premiera albumu “Niepodległa 1918" — Dworczyk wysupłał 80 tys. zł.
Borowski ma prosty patent na biznes. Wyciąga od państwa za darmo materiały archiwalne, potem je oprawia w skóry oraz graweruje — i sprzedaje państwu to, co od niego dostał.
Borowski został zdemaskowany w mailach Dworczyka, które wyciekają od miesięcy. Sytuacja jest dla PiS coraz trudniejsza, dlatego Dworczyk był kandydatem do dymisji. Ale choć w najbliższych dniach dojdzie do rekonstrukcji rządu, to szef Kancelarii Premiera może spać spokojnie. W swym słuchowisku politycznym „Stan po Burzy” Agnieszka Burzyńska z „Faktu” oraz Andrzej Stankiewicz z Onetu ujawniają, kto wejdzie do rządu oraz kto dołączy do PiS.

#109 - „Stan po Burzy” nurkuje w szambie z Kamińskim i Błaszczakiem. Czyta raport Jakiego, którego sam Jaki nie przeczytał. I radzi, co wpisać do CV, by dostać robotę w spółkach skarbu
2021-10-02 17:45:58

Dwaj najważniejsi ministrowie odpowiedzialni za nasze bezpieczeństwo — szef MSWiA Mariusz Kamiński oraz minister obrony Mariusz Błaszczak — zorganizowali efektowną konferencję prasową. Otóż postanowili w przystępny sposób pokazać nam, że imigranci, którzy próbują się nielegalnie dostać do Polski są dewiantami seksualnymi, zoofilami i pedofilami, ewentualnie terrorystami, a najlepszym razie — mieszkali w Rosji. Zaiste, Putin z Łukaszenką organizując szmugiel ludzi z Bliskiego Wschodu do Polski musieli rozpisać specyficzny casting. Musieli być przy okazji skrajnymi idiotami, wysyłając na teren Unii ludzi, którzy takie materiały mają lub kiedykolwiek mieli w telefonach. Błaszczak z Kamińskim zmuszają nas do obrzydliwej egzegezy — skąd pochodzą materiały i czy naprawdę są na nich złapani w Polsce uchodźcy, jak wrzeszczy rządowa propaganda. Dlatego „Stan po Burzy” czuje, jakby nurkował w szambie z Kamińskim i Błaszczakiem. Egzegeza to w tym wydaniu „Stanu po Burzy” słowo klucz. Mamy wrażenie, że nikt poważnie nie potraktował raportu gwiazdora Solidarnej Polski, europosła Patryka Jakiego. A to błąd. Doktor więziennictwa dowodzi w nim autorytatywnie, iż Polska straciła na członkostwie w Unii Europejskiej lekko licząc pół biliona złotych. PÓŁ BILIONA. Czytamy raport Jakiego z podziałem na role, by w finale dowiedzieć się, że Jaki nie tylko go nie napisał, ale nawet nie przeczytał. Niestety, mimo to wiarygodność tych obliczeń nie rośnie. Bo sprawdziliśmy, kto raport naprawdę napisał. Jest w tym duecie odwieczny, twardy przeciwnik Unii, jest i specjalista od ryzyka w budowlance oraz religijnego męczeństwa. „Stan po Burzy” ma też swoją działkę w projekcie „Partia i Spółki” — to głośna egzegeza politycznego nepotyzmu w państwowych firmach. Uzbrojeni w wiedzę wyniesioną z tego projektu radzimy: chcesz zarobić miliony, zapisz się do PiS.

Dwaj najważniejsi ministrowie odpowiedzialni za nasze bezpieczeństwo — szef MSWiA Mariusz Kamiński oraz minister obrony Mariusz Błaszczak — zorganizowali efektowną konferencję prasową. Otóż postanowili w przystępny sposób pokazać nam, że imigranci, którzy próbują się nielegalnie dostać do Polski są dewiantami seksualnymi, zoofilami i pedofilami, ewentualnie terrorystami, a najlepszym razie — mieszkali w Rosji. Zaiste, Putin z Łukaszenką organizując szmugiel ludzi z Bliskiego Wschodu do Polski musieli rozpisać specyficzny casting. Musieli być przy okazji skrajnymi idiotami, wysyłając na teren Unii ludzi, którzy takie materiały mają lub kiedykolwiek mieli w telefonach. Błaszczak z Kamińskim zmuszają nas do obrzydliwej egzegezy — skąd pochodzą materiały i czy naprawdę są na nich złapani w Polsce uchodźcy, jak wrzeszczy rządowa propaganda. Dlatego „Stan po Burzy” czuje, jakby nurkował w szambie z Kamińskim i Błaszczakiem. Egzegeza to w tym wydaniu „Stanu po Burzy” słowo klucz. Mamy wrażenie, że nikt poważnie nie potraktował raportu gwiazdora Solidarnej Polski, europosła Patryka Jakiego. A to błąd. Doktor więziennictwa dowodzi w nim autorytatywnie, iż Polska straciła na członkostwie w Unii Europejskiej lekko licząc pół biliona złotych. PÓŁ BILIONA. Czytamy raport Jakiego z podziałem na role, by w finale dowiedzieć się, że Jaki nie tylko go nie napisał, ale nawet nie przeczytał. Niestety, mimo to wiarygodność tych obliczeń nie rośnie. Bo sprawdziliśmy, kto raport naprawdę napisał. Jest w tym duecie odwieczny, twardy przeciwnik Unii, jest i specjalista od ryzyka w budowlance oraz religijnego męczeństwa. „Stan po Burzy” ma też swoją działkę w projekcie „Partia i Spółki” — to głośna egzegeza politycznego nepotyzmu w państwowych firmach. Uzbrojeni w wiedzę wyniesioną z tego projektu radzimy: chcesz zarobić miliony, zapisz się do PiS.

#108 - Dokąd wy teraz biedacy — ministrowie, wiceministrowie, posłowie — pójdziecie się razem gorzałki napić? No i gdzie się wysikacie?
2021-09-25 21:07:02

Po imprezowych wyczynach swoich podwładnych Donald Tusk wpadł w szał. Pijący z ministrami PiS posłowie Platformy Borys Budka, Sławomir Neumann i Tomasz Siemoniak mogą nawet stracić stanowiska w kierownictwie partii. Tusk chce pokazać wyborcom opozycji, że walka z PiS toczy się na poważnie, że nie stanowi marnego teatru, w którego kulisach gorzałka towarzyszy wspólnej zabawie. Tusk dodatkowo upokorzył imprezowiczów, sugerując, że przed egzekucją ocaliła ich jego teściowa. Były szef Platformy Budka, były minister obrony Siemoniak i były szef klubu PO Neumann zbawieni przez teściową Tuska — to dodatkowa groteska tej sytuacji. Prezydent Andrzej Duda też ma niełatwo. Pojechał do USA na sesję Zgromadzenia Ogólnego ONZ i nie spotkał się tam z Joe Bidenem. Ten brak dwustronnych spotkań zaczyna być dla Dudy coraz bardziej poniżający. Duda spotkał się za to w Ameryce z prezydentem Mongolii, Uchnaagijnem Churelsuchem. Podkreślał wagę stosunków z Mongolią i rzucił brawurowy pomysł ich zacieśnienia. Brak spotkań Dudy w Białym Domu przypomina sytuację z 2018 roku. Wówczas Zjednoczona Prawica uchwaliła kontrowersyjną ustawę o IPN — ci, którzy pomawiali naród polski lub państwo polskie o współodpowiedzialność za zbrodnie niemieckie z czasów II wojny światowej, mieli być ścigani na całym świecie. Amerykanie zareagowali bardzo ostro, uznając, że stoi za tym plan uderzenia w badaczy Holokaustu. Dziennikarze Onetu napisali serię tekstów, pokazując, że USA wprowadziły nieformalne sankcje wobec Dudy. Z notatki polskiej ambasady w USA wynikało, że do czasu uchylenia ustawy o IPN prezydent miał zakaz spotkań w Białym Domu. Obóz władzy brutalnie zaatakował naszych dziennikarzy. Politycy PiS twierdzili, że taki dokument w ogóle nie istnieje. Andrzej Stankiewicz trafił w mijającym tygodniu przed oblicze prokuratora. Po 3 latach okazało się, że trwa tajne śledztwo w sprawie wycieku dokumentów, które zdaniem polityków PiS nigdy nie istniały. Oczywiście, wszystkie opisane przez Onet materiały są w aktach. Stankiewicz nazwisko po nazwisku wymienia polityków PiS, którzy w 2018 r. zaprzeczali istnieniu opisywanych przez Onet dokumentów. I nazwisko po nazwisku nazywa ich kłamcami. O tym wszystkim posłuchają Państwo w najnowszym wydaniu słuchowiska politycznego „Stan po Burzy”, które wraz z Andrzejem Stankiewiczem prowadzi Agnieszka Burzyńska, dziennikarka „Faktu”.

Po imprezowych wyczynach swoich podwładnych Donald Tusk wpadł w szał. Pijący z ministrami PiS posłowie Platformy Borys Budka, Sławomir Neumann i Tomasz Siemoniak mogą nawet stracić stanowiska w kierownictwie partii. Tusk chce pokazać wyborcom opozycji, że walka z PiS toczy się na poważnie, że nie stanowi marnego teatru, w którego kulisach gorzałka towarzyszy wspólnej zabawie. Tusk dodatkowo upokorzył imprezowiczów, sugerując, że przed egzekucją ocaliła ich jego teściowa. Były szef Platformy Budka, były minister obrony Siemoniak i były szef klubu PO Neumann zbawieni przez teściową Tuska — to dodatkowa groteska tej sytuacji.
Prezydent Andrzej Duda też ma niełatwo. Pojechał do USA na sesję Zgromadzenia Ogólnego ONZ i nie spotkał się tam z Joe Bidenem. Ten brak dwustronnych spotkań zaczyna być dla Dudy coraz bardziej poniżający. Duda spotkał się za to w Ameryce z prezydentem Mongolii, Uchnaagijnem Churelsuchem. Podkreślał wagę stosunków z Mongolią i rzucił brawurowy pomysł ich zacieśnienia.
Brak spotkań Dudy w Białym Domu przypomina sytuację z 2018 roku. Wówczas Zjednoczona Prawica uchwaliła kontrowersyjną ustawę o IPN — ci, którzy pomawiali naród polski lub państwo polskie o współodpowiedzialność za zbrodnie niemieckie z czasów II wojny światowej, mieli być ścigani na całym świecie. Amerykanie zareagowali bardzo ostro, uznając, że stoi za tym plan uderzenia w badaczy Holokaustu. Dziennikarze Onetu napisali serię tekstów, pokazując, że USA wprowadziły nieformalne sankcje wobec Dudy. Z notatki polskiej ambasady w USA wynikało, że do czasu uchylenia ustawy o IPN prezydent miał zakaz spotkań w Białym Domu. Obóz władzy brutalnie zaatakował naszych dziennikarzy. Politycy PiS twierdzili, że taki dokument w ogóle nie istnieje.
Andrzej Stankiewicz trafił w mijającym tygodniu przed oblicze prokuratora. Po 3 latach okazało się, że trwa tajne śledztwo w sprawie wycieku dokumentów, które zdaniem polityków PiS nigdy nie istniały. Oczywiście, wszystkie opisane przez Onet materiały są w aktach. Stankiewicz nazwisko po nazwisku wymienia polityków PiS, którzy w 2018 r. zaprzeczali istnieniu opisywanych przez Onet dokumentów. I nazwisko po nazwisku nazywa ich kłamcami. O tym wszystkim posłuchają Państwo w najnowszym wydaniu słuchowiska politycznego „Stan po Burzy”, które wraz z Andrzejem Stankiewiczem prowadzi Agnieszka Burzyńska, dziennikarka „Faktu”.

#107 - Jak ona się wkradła w łaski prezesa Kaczyńskiego? Dzięki wyciekowi e-maili konszachty Julii Przyłębskiej z PiS zostały obnażone
2021-09-18 17:29:18

Działała w Socjalistycznym Związku Studentów Polskich, jej mąż został zarejestrowany przez bezpiekę jako TW „Wolfgang”, zaś jej ojciec był wieloletnim działaczem PZPR. Julia Przyłębska brawurowo wtargnęła na salony, gdy PiS doszło do władzy w 2015 r. Od tego momentu jako szefowa Trybunału Konstytucyjnego robi wszystko to, czego oczekuje od niej prezes Kaczyński. Szef PiS jest tak kontent z jej zapału, że dopuścił ją do swego rachitycznego kręgu towarzyskiego, zwąc swym „odkryciem” i wychwalając talenty kulinarne. Przyłębska przez lata przekonywała, że jest całkowicie niezależną szefową TK. Jednak kolejny wyciek maili szefa Kancelarii Premiera Michała Dworczyka pokazuje, że pani Julia znajduje się w — jak to zostało ujęte — „naszym obozie”. Pani Julio, to koniec wieku udawanej niewinności! Przyłębska ma szczególną rolę w obozie władzy także dlatego, że to w jej sejfie leży wniosek PiS o nadanie polskim ustawom prymatu nad prawem unijnym. Z tego powodu Bruksela wstrzymuje wypłatę miliardów euro przeznaczonych na pomoc po pandemii — chodzi o Krajowy Plan Odbudowy. Jeśli pani Julia z „naszego obozu” uzna wyższość ustaw „naszego obozu” nad prawem unijnym i w dodatku jako szefowa TK będzie potem te ustawy interpretować w zależności od potrzeb szefa „naszego obozu” Jarosława Kaczyńskiego, to „nasz obóz” będzie mógł robić, co chce — a Bruksela nie ma zamiaru tego finansować. Na razie odkrywca pani Julii w swym stylu miota gromy pod adresem UE, zwłaszcza, że po powrocie z urlopu ma na to dużo siły. Ale to tylko gra pozorów. Bo po cichu szef PiS kombinuje, jak złagodzić konflikt z UE, by dostać upragnioną kasę — bez niej nie będzie Polskiego Ładu, a dalsze rządy „naszego obozu” będą zagrożone. Doszło już nawet do tego, że odpowiedzialny za Krajowy Plan Odbudowy minister Waldemar Buda z PiS naciska na samorządy kontrolowane przez PiS, by wycofały się z uchwał anty-LGBT, bo bez tego nie będzie kasy. Cóż za pragmatyzm władz PiS, które wcześniej inspirowały przyjmowanie takich uchwał. O tym wszystkim posłuchają państwo w najnowszym odcinku słuchowiska politycznego “Stan po Burzy”, które prowadzą Agnieszka Burzyńska z “Faktu” oraz Andrzej Stankiewicz z Onetu.

Działała w Socjalistycznym Związku Studentów Polskich, jej mąż został zarejestrowany przez bezpiekę jako TW „Wolfgang”, zaś jej ojciec był wieloletnim działaczem PZPR. Julia Przyłębska brawurowo wtargnęła na salony, gdy PiS doszło do władzy w 2015 r. Od tego momentu jako szefowa Trybunału Konstytucyjnego robi wszystko to, czego oczekuje od niej prezes Kaczyński. Szef PiS jest tak kontent z jej zapału, że dopuścił ją do swego rachitycznego kręgu towarzyskiego, zwąc swym „odkryciem” i wychwalając talenty kulinarne.
Przyłębska przez lata przekonywała, że jest całkowicie niezależną szefową TK. Jednak kolejny wyciek maili szefa Kancelarii Premiera Michała Dworczyka pokazuje, że pani Julia znajduje się w — jak to zostało ujęte — „naszym obozie”. Pani Julio, to koniec wieku udawanej niewinności! Przyłębska ma szczególną rolę w obozie władzy także dlatego, że to w jej sejfie leży wniosek PiS o nadanie polskim ustawom prymatu nad prawem unijnym. Z tego powodu Bruksela wstrzymuje wypłatę miliardów euro przeznaczonych na pomoc po pandemii — chodzi o Krajowy Plan Odbudowy. Jeśli pani Julia z „naszego obozu” uzna wyższość ustaw „naszego obozu” nad prawem unijnym i w dodatku jako szefowa TK będzie potem te ustawy interpretować w zależności od potrzeb szefa „naszego obozu” Jarosława Kaczyńskiego, to „nasz obóz” będzie mógł robić, co chce — a Bruksela nie ma zamiaru tego finansować.
Na razie odkrywca pani Julii w swym stylu miota gromy pod adresem UE, zwłaszcza, że po powrocie z urlopu ma na to dużo siły. Ale to tylko gra pozorów. Bo po cichu szef PiS kombinuje, jak złagodzić konflikt z UE, by dostać upragnioną kasę — bez niej nie będzie Polskiego Ładu, a dalsze rządy „naszego obozu” będą zagrożone. Doszło już nawet do tego, że odpowiedzialny za Krajowy Plan Odbudowy minister Waldemar Buda z PiS naciska na samorządy kontrolowane przez PiS, by wycofały się z uchwał anty-LGBT, bo bez tego nie będzie kasy. Cóż za pragmatyzm władz PiS, które wcześniej inspirowały przyjmowanie takich uchwał. O tym wszystkim posłuchają państwo w najnowszym odcinku słuchowiska politycznego “Stan po Burzy”, które prowadzą Agnieszka Burzyńska z “Faktu” oraz Andrzej Stankiewicz z Onetu.

#106 - Rzecznik prezydenta wybiera się do Orlenu. To gra o milionową gażę
2021-09-12 13:14:01

Kolejni współpracownicy chcą opuścić Andrzeja Dudę. Prezydencki minister Adam Kwiatkowski zostanie ambasadorem w Watykanie, pozbawiając tym samym wieloletnich marzeń Beatę Kempę, która pragnęła reprezentować Polskę przy papieżu. Ale jeszcze bardziej sensacyjny transfer szykuje prezydencki rzecznik Błażej Spychalski, który intensywnie zabiega o posadę w zarządzie Orlenu. Płaca - około miliona złotych rocznie. Spychalski mógłby się dzięki temu odkuć po finansowym poście u boku Andrzeja Dudy. Więcej zarabiał nawet jako szef wodociągów w Tomaszowie Mazowieckim. Rekonstrukcja w Kancelarii Prezydenta wyprzedziła planowaną wcześniej rekonstrukcję rządu. To dlatego, że prezes Jarosław Kaczyński ma dziś na głowie większy problem, niż wymiana ministrów. Oto Komisja Europejska wstrzymała środki pomocowe dla rządu PiS przeznaczone na odbudowę kraju po pandemii. To jedyny zrozumiały dla PiS - bo niebezpieczny politycznie i gospodarczo - środek nacisku ze strony Brukseli. Czy Kaczyński, który dramatycznie potrzebuje pieniędzy, pójdzie na kompromis z Unią? Na razie prezes PiS spuścił ze smyczy swe polityczne ratlerki, które obszczekują Unię i próbują ją kąsać. Autorzy „Stanu po Burzy” Agnieszka Burzyńska i Andrzej Stankiewicz z lubością analizują rodowody owych prezesowskich pupili. Oj, będzie się działo

Kolejni współpracownicy chcą opuścić Andrzeja Dudę. Prezydencki minister Adam Kwiatkowski zostanie ambasadorem w Watykanie, pozbawiając tym samym wieloletnich marzeń Beatę Kempę, która pragnęła reprezentować Polskę przy papieżu. Ale jeszcze bardziej sensacyjny transfer szykuje prezydencki rzecznik Błażej Spychalski, który intensywnie zabiega o posadę w zarządzie Orlenu. Płaca - około miliona złotych rocznie. Spychalski mógłby się dzięki temu odkuć po finansowym poście u boku Andrzeja Dudy. Więcej zarabiał nawet jako szef wodociągów w Tomaszowie Mazowieckim. Rekonstrukcja w Kancelarii Prezydenta wyprzedziła planowaną wcześniej rekonstrukcję rządu. To dlatego, że prezes Jarosław Kaczyński ma dziś na głowie większy problem, niż wymiana ministrów. Oto Komisja Europejska wstrzymała środki pomocowe dla rządu PiS przeznaczone na odbudowę kraju po pandemii. To jedyny zrozumiały dla PiS - bo niebezpieczny politycznie i gospodarczo - środek nacisku ze strony Brukseli. Czy Kaczyński, który dramatycznie potrzebuje pieniędzy, pójdzie na kompromis z Unią? Na razie prezes PiS spuścił ze smyczy swe polityczne ratlerki, które obszczekują Unię i próbują ją kąsać. Autorzy „Stanu po Burzy” Agnieszka Burzyńska i Andrzej Stankiewicz z lubością analizują rodowody owych prezesowskich pupili. Oj, będzie się działo

#105 -Rząd straszy imigrantami i Putinem. Stan wyjątkowy ma poprawić notowania PiS
2021-09-04 16:25:58

W czwartek wieczorem w Dzienniku Ustaw opublikowane zostało rozporządzenie rządu w sprawie ograniczeń wolności i praw w związku w wprowadzeniem stanu wyjątkowego. Obostrzenia obejmują 183 miejscowości przy granicy polsko-białoruskiej. Rząd zabronił wjazdu na ten teren i ograniczył dostęp do informacji o działaniach służb. Zakazał też „utrwalania, nagrywania i fotografowania obiektów i obszarów obejmujących infrastrukturę graniczną, w tym również wizerunku funkcjonariuszy Straży Granicznej, policji i żołnierzy”. Wyrzuceni zostali dziennikarze, działacze organizacji pozarządowych, prawnicy i wszyscy ci, którzy interesowali się sytuacją imigrantów na granicy polsko-białoruskiej. Tą jedną decyzją rząd pozbył się politycznego kłopotu. Choć PiS co do zasady zyskuje na antyimigracyjnej retoryce, to akurat obrazki tej jednej, nielicznej grupki uchodźców — głodnych i zziębniętych — stanowiły dla władzy coraz poważniejszy problem wizerunkowy. Żeby rozwiązać ten problem, rząd sięgnął po rozwiązania radykalne — właśnie wprowadzenie stanu wyjątkowego. Pretekstem są planowane rosyjsko-białoruskie manewry wojskowe. Szkopuł w tym, że Putin z Łukaszenką regularnie, co roku musztrują przy naszych granicach swe oddziały. I nigdy dotąd żaden rząd, w tym rząd PiS, nie urządzał z tego powodu alarmu. Bardziej więc chodzi o uchodźców, nie zaś o spadkobierców Armii Czerwonej. Symptomatyczne jest zresztą to, że w rozporządzeniu o stanie wyjątkowym o wschodnich manewrach nie ma ani słowa. To, że chodzi przede wszystkim o ukrycie imigracyjnego kłopotu, potwierdzają pierwsze działania władz — dwóch dziennikarzy Onetu już dostało zarzuty za relacjonowanie sytuacji imigracyjnej na pograniczu. Rząd PiS chce wyrzucić media z terenu objętego stanem wyjątkowym, choć przecież nawet wojny są przez dziennikarzy relacjonowane. Biorąc pod uwagę sytuację w kraju, w kompletną próżnię trafił Campus Polska Przyszłości, który w Olsztynie zorganizował Rafał Trzaskowski. Gdy PiS elektryzuje opinię publiczną wizją tabunów nieprzewidywalnych imigrantów i ruskich tanków pod naszą granicą, goście Trzaskowskiego debatowali o związkach partnerskich i pozbawianiu Kościoła przywilejów. Wynik tego korespondencyjnego pojedynku może być tylko jeden — to PiS uchodzi za formację twardo stąpającą po ziemi, a Platforma za lekkoduchów. Rząd umiejętnie kreuje atmosferę strachu i jednocześnie prezentuje się jako gwarant bezpieczeństwa. Ten stary jak świat polityczny trik działa — sondaże pokazują, że większość Polaków popiera działania rządu w sprawie imigrantów, a krytykuje przygraniczne happeningi opozycji. O tym wszystkim posłuchają państwo w najnowszym odcinku słuchowiska politycznego “Stan po Burzy”, które prowadzą Agnieszka Burzyńska z “Faktu” oraz Andrzej Stankiewicz z Onetu.  

W czwartek wieczorem w Dzienniku Ustaw opublikowane zostało rozporządzenie rządu w sprawie ograniczeń wolności i praw w związku w wprowadzeniem stanu wyjątkowego. Obostrzenia obejmują 183 miejscowości przy granicy polsko-białoruskiej. Rząd zabronił wjazdu na ten teren i ograniczył dostęp do informacji o działaniach służb. Zakazał też „utrwalania, nagrywania i fotografowania obiektów i obszarów obejmujących infrastrukturę graniczną, w tym również wizerunku funkcjonariuszy Straży Granicznej, policji i żołnierzy”. Wyrzuceni zostali dziennikarze, działacze organizacji pozarządowych, prawnicy i wszyscy ci, którzy interesowali się sytuacją imigrantów na granicy polsko-białoruskiej. Tą jedną decyzją rząd pozbył się politycznego kłopotu. Choć PiS co do zasady zyskuje na antyimigracyjnej retoryce, to akurat obrazki tej jednej, nielicznej grupki uchodźców — głodnych i zziębniętych — stanowiły dla władzy coraz poważniejszy problem wizerunkowy. Żeby rozwiązać ten problem, rząd sięgnął po rozwiązania radykalne — właśnie wprowadzenie stanu wyjątkowego. Pretekstem są planowane rosyjsko-białoruskie manewry wojskowe. Szkopuł w tym, że Putin z Łukaszenką regularnie, co roku musztrują przy naszych granicach swe oddziały. I nigdy dotąd żaden rząd, w tym rząd PiS, nie urządzał z tego powodu alarmu. Bardziej więc chodzi o uchodźców, nie zaś o spadkobierców Armii Czerwonej. Symptomatyczne jest zresztą to, że w rozporządzeniu o stanie wyjątkowym o wschodnich manewrach nie ma ani słowa. To, że chodzi przede wszystkim o ukrycie imigracyjnego kłopotu, potwierdzają pierwsze działania władz — dwóch dziennikarzy Onetu już dostało zarzuty za relacjonowanie sytuacji imigracyjnej na pograniczu. Rząd PiS chce wyrzucić media z terenu objętego stanem wyjątkowym, choć przecież nawet wojny są przez dziennikarzy relacjonowane.
Biorąc pod uwagę sytuację w kraju, w kompletną próżnię trafił Campus Polska Przyszłości, który w Olsztynie zorganizował Rafał Trzaskowski. Gdy PiS elektryzuje opinię publiczną wizją tabunów nieprzewidywalnych imigrantów i ruskich tanków pod naszą granicą, goście Trzaskowskiego debatowali o związkach partnerskich i pozbawianiu Kościoła przywilejów. Wynik tego korespondencyjnego pojedynku może być tylko jeden — to PiS uchodzi za formację twardo stąpającą po ziemi, a Platforma za lekkoduchów. Rząd umiejętnie kreuje atmosferę strachu i jednocześnie prezentuje się jako gwarant bezpieczeństwa. Ten stary jak świat polityczny trik działa — sondaże pokazują, że większość Polaków popiera działania rządu w sprawie imigrantów, a krytykuje przygraniczne happeningi opozycji. O tym wszystkim posłuchają państwo w najnowszym odcinku słuchowiska politycznego “Stan po Burzy”, które prowadzą Agnieszka Burzyńska z “Faktu” oraz Andrzej Stankiewicz z Onetu. 

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie