:: ::

Anna Mizikowska: Nie wiem, jak Państwo, ale ja coraz częściej myślę o wakacjach. Ciekawe, w ilu domach na Pradze dzieci przekonują właśnie rodziców, żeby je puścić na obóz harcerski? A może dziś to rodzice przekonują „pojedź!”?
Kilkoro harcerzy z praskich drużyn podzieliło się z naszym Archiwum Historii Mówionej wspomnieniami ze swoich pierwszych obozów.
Stefan Romanowski i Bogumiła Sajkowska opowiadają o czasach tuż po II wojnie światowej:
Stefan Romanowski, AHM: Na 1 obozie, który tak wspomniałem, to też było ciekawe. To były inne czasy. Było nas 40, podjechała ciężarówka, tylko taka, jak dawniej była, to już jej nie ujrzycie, takie radzieckie. Ładowaliśmy sprzęt, ile można, nie było namiotów, mieliśmy jeden malutki namiot. Pytanie, jak pojechaliśmy na obóz, to za chwilę. Ileś tam tego sprzętu załadowaliśmy, swoje plecaki, swoje osobiste wyposażenie, 40 wsiadło potem i tak jak to na filmach możecie to oglądać wojennych, tak się jechało. Dzisiaj to by pozabijali, policja by pozabijała, i kierowcę i nas wszystkich. Na obóz pod Piaseczno. A pod Piasecznem mieliśmy w takim ośrodku, w gospodarstwie prowadzonym przez zakonnice, a naszym lokum była potężna stodoła i myśmy w tej stodole. A tak pokazowy mieliśmy taki maleńki namiocik z pałatek zorganizowany, stół był wykopany ziemny. Z tym, że ja tam byłem tylko oboźnym. A komendantem moim obozu, bo ja miałem wtedy, nie miałem 18 lat, miałem 17,5. Był phm. Jan Cichosz, ksiądz. Obóz trwał 2 tygodnie, ale ksiądz, i komendant i ksiądz Cichosz był 1 dzień na obozie, a ja pozostałych 13 prowadziłem samodzielnie. Co ciekawego stamtąd. Przeżycia różne, jak to harcerskie, zajęcia. Ale mieliśmy taką jedną bardzo ciekawą noc. Nie wiem, czy państwo wiecie, był taki okres zaraz po wojnie, jak nasi wyzwoliciele pędzili całe stada krów z zachodu aż do Związku Radzieckiego. Przyszła taka jedna noc, że 250 krów, zatrzymali się w tym folwarku, gospodarstwie. Wtedy nas nawet z tej stodoły powyrzucali, musieliśmy iść gdzie indziej, bo oni musieli zabezpieczyć. Taka przygoda była, charakterystyczna na ówczesne czasy.

Bogumiła Sajkowska, AHM: Wstyd mi jest, ale nie pamiętam, jaka to była drużyna. Od pani Rzeszotarskiej byłyśmy na obozie w Jaszczurówkach, to było zaraz po wojnie, to było bardzo siermiężnie, niektóre namioty były z Unry, a te polówki były takie fajne rozkładane, takie z drewnianymi, takie naciągane drewniane. Też były z Unry. Oczywiście odrębnie były drużyny żeńskie i drużyny męskie i obozy były też odrębne i ja byłam dzieckiem obozu.
Ja spałam w odrębnym namiocie, w takim namiocie, niby tym PCK i czerwony krzyż był na wierzchu, ale nikogo nie było w nim. Ja tam spałam, jako dziecko tego obozu. I te cholerne chłopaki mnie ukradli razem z tym łóżkiem. No i moi mili, ja się w ogóle nie obudziłam. No tak. Zanieśli mnie do obozu do siebie, jak ja otworzyłam oczy, to ja byłam zupełnie nie tam, gdzie powinnam być. Ale nasze dziewczyny się postarały, podkradły chłopakom, ukradły raz to totem poszedł, a drugi raz nie wiem, coś tam jeszcze i była uroczysta wymiana. Ja była ta uroczysta wymiana pamiętam, takimi, za co leśniczy strasznie się gniewał, bo mu połamali gałęzie w jakimś świerku czy coś, taką linię demarkacyjną zrobili no i oni mnie z jednej strony nieśli na tym łóżku, ja musiałam leżeć w tym łóżku oczywiście, a tutaj z drugiej strony tej strony tej elegancko i taka była wymiana. To jest nie do zapomnienia. To się będzie pamiętało zawsze. A widzicie, jaka była drużyna nie pamiętam.

Anna Mizikowska: Na porządnym obozie musi być chłopak, do którego się wzdycha… I trzeba się czegoś nauczyć…
Barbara Prószyńska wspomina obóz harcerski z 1956 roku:
Moja przyjaciółka już się zapisała i ja też. I pojechałyśmy już w sierpniu na obóz harcerski. To było zgrupowanie hufca Grochów nad jeziorem Nidzkim prowadzone przez dh. Szypowskiego Mirosława, który został nazwany w takim echu obozowym „syn hrabiego Monte Christo”. To było charakterystyczne, bo się wszyscy w nim podkochiwali. W przeciwieństwie do dh. Romanowskiego, którego nazywano „Iwan Groźny”.
To był wspaniały obóz, chociaż gdybym miała go oceniać jako komendant chorągwi to bym go bardzo krytycznie oceniła. Ale to były, myśmy się wszystkiego wtedy uczyły, a komendantką naszego obozu, obecnie emerytowany profesor etnografii, Hanna Szyfer.
Bardzo mądra kobieta, której myśmy się podśmiewały troszeczkę wtedy, bo uważałyśmy się za najmądrzejsze w całej wsi. I ona tak naprawdę zainteresowała mnie Warmią i Mazurami. Ona, myśmy tam się uczyły piosenek, myśmy szły na zwiady czy na prace społeczne. Naprawdę ona nauczyła nas rozumieć problemy Mazurów i Warmiaków. Mi by się nie zdarzyło, żebym szukała osadników wojskowych na Mazurach.
Później doceniałam to, że wszystkie te rajdy czy programy ognisk były naprawdę mądrze przemyślane. Obóz to były prymitywne strasznie warunki, mi się nie chciało rolować 2 kocy, więc miałam jeden, można sobie wyobrazić w sierpniu na obozie na mazurach pod 1 kocem, bez śpiwora, bez niczego. Po co taki ciężki plecak brać, prawda. Mamy nie było, jak się pakowałam, bo wyjechała z bratem na wakacje. Więc ja się sama pakowałam i chodziło o to, żebym miała lekki plecak.

Anna Mizikowska: Grzegorz Nowik, był w 1966 roku nad jeziorem Szeląg Wielki. Nie dość, że jego zastęp nosił wiele mówiącą nazwę „Komary” to jeszcze obóz zaczął się od niemiłej niespodzianki. Ale ostatecznie, liczą się wspomnienia!
Grzegorz Nowik, AHM: Polana, na której mieliśmy mieć rozbity obóz, został zajęty przez jakichś turystów. Próba wojny z nadleśnictwem, żeby oni się zwinęli, no żeby gdzieś pojechali, okazała się, że to w czasie urlopu nadleśniczego, inny tam, podleśniczy, wydał zgodę dla tych turystów na obozowanie. Tutaj turyści, prawda, radia tranzystorowe, psy szczekające, ganiające, tu multi dzieci, to się nie dało pogodzić. W związku z tym, myśmy się musieli przenieść w inne miejsce. Najpierw rozbiliśmy namioty na polanie, licząc, ze oni zostaną stamtąd usunięci, trzeba było zwinąć, te przygotowane żerdzie poprzenosić w inne miejsce, przyjechaliśmy rano, to do wieczora nie byliśmy gotowi. A ja mam taką przypadłość, że cierpię na migreny. I tego dnia miałem migrenę, jako mały chłopak. I padłem. Pamiętam, przyszedł oboźny, Marek Młynarski, do dzisiaj utrzymuję też z nim kontakt. Patrzy i mówi: o, z tego to już nic nie będzie. Chłopcy mówili: no jak to, on leży, a my mamy namiot rozstawiać, coś trzeba z tym zrobić. No więc dali mi jakiś proszek od bólu głowy, i zostawili w spokoju. Ja pamiętam, że chłopcy poszli do wsi napychać sienniki, bo to się jeszcze wtedy sienniki słomą napychało. No i wieczorem ktoś mnie przeniósł, ja nie pamiętam kto, bo ja usnąłem, w mundurze, po tym proszku, na tym sienniku i przespałem tak pierwszą noc. Dopiero następnego dnia rehabilitowałem się i budowałem prycze, bo oni też nie zdążyli tych pryczy zbudować, i półkę według własnej konstrukcji tam zaplanowałem, jak zrobimy na plecaki. Także jedni budowali prycze, a ja z 2 kolegami budowaliśmy półkę. Przy czym stwierdziliśmy, że lepiej, jak ją będziemy budować na takiej dużej pryzmie żerdzi, która była zrzucona. Rzeczywiście tam wybieraliśmy se żerdki i zbudowaliśmy półkę, tylko potem trzeba było ją podnieść i przenieść. Bo to była niewkopywana, tylko przenoszona, nasz patent. Szliśmy i obijaliśmy se piszczele, bo ciężko to było podnieść do góry. W każdym razie, pamiętam ten obóz. I wspaniale było.
Pamiętam, że była kucharka na tym obozie. Ale też, pierwsza służba w kuchni, pierwsza warta, dzięcioł stukał, walił w taki kawałek kory, która dawała pogłos, jakby ktoś szedł po tym lesie. No też przeżycie, każdy to musi przeżyć mając 12 lat i te wrażenia potem do końca zostają.

Jest to odcinek podkastu:
Praskie Audiohistorie

Praskie Audiohistorie.
Podcast Archiwum Historii Mówionej Muzeum Warszawskiej Pragi.

Przez cały rok, w każdy wtorek, nadamy nowy odcinek podcastu “Praskie Audiohistorie”.
Będziemy mówić o historii i współczesności prawobrzeżnej Warszawy.
Posłuchasz wspomnień najstarszych prażan, z nagrań zgromadzonych w naszym muzealnym archiwum, dowiesz się, o czym i jak robimy wystawy.
Zdradzimy, czego kuratorzy nie pokazali na wystawie - do jakich materiałów dotarliśmy opracowując wybrany temat.
Czasem coś przeczytamy, coś dopowiemy, coś przypomnimy…
Żyj z nami dawnym i dzisiejszym życiem warszawskiej Pragi. Szukaj nas na muzeumpragi.pl, na kanałach Spotify, Google Podcasts i Apple Podcasts oraz na muzealnym Facebooku.

Podcast nagrywa Anna Mizikowska, kustosz Muzeum Warszawskiej Pragi

Partnerem Projektu jest Totalizator Sportowy. Jubileusz 65 Lat Totalizatora Sportowego.

Kategorie:
Historia

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie