:: ::

Znany kompozytor, Wojciech Trzciński, bywał na Pradze już w dzieciństwie. Po latach załozył na Otwockiej ośrodek sztuki, Fabrykę Trzciny. Swoje wspomnienia opisał, poproszony o to przez Krzysztofa Genczelewskiego, w książce "Literacki melanż z Pragi" (wydanej przez wyd. Melanż w 2014 roku). Posłuchajcie fragmentu i sięgnijcie po wiecej.
Anna Mizikowska: Znają państwo piosenki „Byle było tak” Krzysztofa Krawczyka, „Małe tęsknoty” Krystyny Prońko czy „Kawiarenki” Ireny Jarockiej? Łączy je osoba kompozytora Wojciecha Trzcińskiego. W książce „Literacki melanż z Pragi” pan Wojciech Trzciński wspomina swoje kontakty z Pragą. W tym założoną w 2003 roku Fabrykę Trzciny przy Otwockiej 14.
Wojciech Trzciński: „Nie wiem czemu, ale dla mnie i wielu moich znajomych to nigdy nie było tu i do dzisiaj pozostaje tam. Bez względu na to, czy na drugi brzeg Wisły jechałem tramwajem, pociągiem elektrycznym, taksówką czy własnym samochodem zawsze była to wyprawa do innego świata, a już na pewno do innego miasta. I nie chodzi o odległość, bo rano z domu do pracy, z pracy po zakupy i znowu wieczorem do domu… Każdego dnia pokonujemy przecież dziesiątki kilometrów. Przez fakt, iż tam żyją jeszcze przedwojennie, panuje inny obyczaj, że dzielnica zachowała swoją wyrazistą tożsamość, gwarę, architekturę, jeszcze długo to nie będzie tu.
Od najmłodszych lat wyjazd naprawdę był dla mnie wyprawą, przygodą, na którą się czekało. Moje wędrówki do tej dzielnicy rozpoczęły się jeszcze w wieku wczesnoszkolnym. Dziadek, tata mojej mamy, właściciel zakładu elektrotechnicznego na Mokotowie (rok założenia firmy 1916) i szarego Mercedesa A170 V (rok produkcji 1938) z pikowaną skórzaną tapicerką malinowego koloru - ach, jak ta skóra cudownie pachniała - zabierał mnie od czasu do czasu na przejażdżkę. Przy okazji odwiedzin swego brata, wujka Franciszka, mieszkańca domu przy ul Konopackiej 18. Czy przy okazji dostarczania towaru stałym praskim klientom, między innymi do sklepu przy Okrzei róg Targowej.
Zwłaszcza wizyty na Konopackiej był intrygujące, choć nie był to zakątek Pragi szczególnie przeze mnie lubiany: ciemna brama, zimna klatka schodowa, a na podwórku wścibscy lokatorzy „panowie do kogo?”- za każdym razem zaczepiali dziadka. Ale dalej było już tylko lepiej. I wujek Franciszek był postacią nietuzinkową; zawsze nienagannie ubrany, antykwariusz, muzyk, człowiek ciekawy świata, wspaniały gawędziarz. Jego przedwojenne mieszkanie przy Konopackiej było miejscem magicznym, pełnym książek, obrazów, bibelotów, porcelany i instrumentów muzycznych. Wujek zaraz po powitaniu, jeszcze w przedpokoju, rozpoczynał ciekawą opowieść o najnowszej zdobyczy kolekcjonerskiej, lub komentował najnowsze wieści ze świata. Czasem pospiesznie zasiadał do pianina i grał nam swoją nową kompozycję, przeważnie były to marsze, bo prowadził na Pradze amatorską orkiestrę dętą i dla niej między innymi komponował repertuar. Do dziś zachowałem podarowane mi przez wujka nuty marsza „Pod twoim przewodem”, który skomponował w roku 1934 na część Marszałka Piłsudskiego. Innym razem wuj obdarował mnie piękną lutnią, na której wiele lat później komponowałem swoje pierwsze piosenki.
Pamiętam, jak wracając z Konopackiej zaglądałem w okna mijanych kamienic, zastanawiając się, ile tajemnic i pamiątek kryją te stare praskie mieszkania, jakie skarby udało się ludziom, tak niezwykłym jak wujek Franciszek, ocalić z wojennej zawieruchy. Tu, na drugim brzegu Wisły, nie było przecież powstania, a w Śródmieściu i na Starówce spłonęło prawie wszystko.
Z ulicy Konopackiej przemieszczaliśmy się do sklepu Elektromontaż przy Okrzei, który oferował szeroki asortyment oświetlenia. Dziadek parkował Mercedesa przeważnie w tym samym miejscu, po lewej stronie jednokierunkowej ulicy Okrzei, niemal przy rogu Targowej. Miałem stąd widok na rozległą panoramę jednego z bardziej ruchliwych skrzyżowań w mieście, W jej centrum, słynny bar Zorza, legenda praskich knajp, nieraz opiewany przez bardów dzielnicy, usytuowany po drugiej stronie Targowej, w stylowej kamienicy z wieżyczką, tam gdzie ma swój początek Ząbkowska. Wrażenia z monitoringu przyprawiały o zawrót głowy młodego obserwatora. Zwłaszcza, że miejsce naszego postoju znajdowało się w pobliżu słynnego bazaru Różyckiego. Targowa była wtedy ulicą ruchliwą i gwarną, pełną tramwajów i autobusów oraz taksówek: Opli, Pobied, czyli naszych Warszaw produkowanych na Żeraniu i niemieckich dekawek, wozów konnych z węglem i zwykłych furmanek. Czasem natężenie ruchu było tak duże, że na środek skrzyżowania Targowej i Ząbkowskiej wkraczał milicjant w białym mundurze i z biało-czerwoną pałką i kierował ruchem. Szczególnie humorystycznie wyglądały pouczenia przez stróża porządku publicznego woźniców, nie mających na ogół pojęcia o zasadach ruchu drogowego, a już na pewno nie zachowujących trzeźwości. Zresztą, nie było w tamtych czasach alkomatów i kontrola odbywała się na zasadzie „No, niech pan chuchnie, panie kierowco”. Jakże to wszystko było inne od leniwego życia Mokotowa, gdzie mieszkałem wówczas z rodzicami i dziadkami! Tu na Pradze było prawdziwe życie, barwy, gwar, ruch, emocje. Czasem trochę strachu. Niepowtarzalny klimat i koloryt. A na Mokotowie, na ulicy Różanej? Cisza, spokój, i niewielki ruch samochodowy. Codziennie te same znajome twarze, wszystko ułożone wg określonego porządku. Słowem nuda.
Minęło …dzieści lat i oto znów jestem na Pradze, już w innym miejscu i w zupełnie innej sprawie. Tym razem w bazylice ojców salezjanów, przy Kawęczyńskiej róg Otwockiej, a więc w samym sercu słynnych Szmulek. Miałem zaprezentować jednemu z księży swoją kompozycję, hymn skomponowany na zamówienie, z okazji organizowanej po raz pierwszy w Polsce światowej olimpiady młodzieży salezjańskiej. Po prezentacji utworu i załatwieniu stosownej papierologii postanowiłem wybrać się na mały spacer po okolicy, jako że na Szmulkach nigdy wcześniej nie byłem. Dosłownie 500 m od kościoła, na rogu Otwockiej i Łochowskiej, zauważyłem starą fabrykę. Moją uwagę przyciągnęła stosunkowo prosta architektura, proporcjonalna w stosunku do pozostałych budowli przy tej ulicy, ładne metalowe okna i wysoki fabryczny komin, dominujący nad okolicą. Podszedłem do bramy i obok szyldu z numerem 14 dostrzegłem małą karteczkę z ogłoszeniem: „powierzchnia magazynową wynajmę”. No to, pomyślałem, wchodzę. Zadzwoniłem do bramy i po dłuższej chwili pojawił się pan Władek, jak się później przedstawił, ze stareńkim owczarkiem niemieckim przy nodze. I na moje pytanie potwierdził, ogłoszenie jeszcze aktualne. Ile jest tych metrów do wynajęcia? – spytałem. – Panie, a bierz pan całą tę fabrykę, jak panu potrzebna - odparł z nieukrywaną radością. - A można zobaczyć parę pomieszczeń? - zagadałem do pana Władka, podekscytowany, z nadzieją, że wreszcie znalazłem wnętrza, o których marzyłem od dawna. - Bez problemu. Właź pan, tylko uważaj, bo bałagan i śmierdzi w środku jak cholera! Na wszelki wypadek z chustką przyłożoną do nosa wszedłem do środka. Nie miałem wątpliwości, że to, co zobaczyłem - choć brudne, cuchnące i zniszczone - da się przerobić, wyremontować, słowem zrewitalizować na potrzeby mego projektu. A planowałem zorganizować tu, na starej Pradze, jeszcze do niedawna epicentrum złodziejskiej dzielnicy Warszawy, nowoczesne centrum kultury.
Gdy następnego dnia odwiedziłem kierownictwo firmy i jej właściciela, gdy opowiadałem o swoim pomyśle, nie wszyscy potraktowali mnie poważnie. Centrum Kultury w tym zapomnianym kącie Warszawy? Panie, przecież tu nawet taksówkarze nie jeżdżą do teatru czy na koncerty. Jak to tak, w takiej nieotynkowanej fabryce będą wystawy malarstwa, biblioteka w dawnej kotłowni z piecem do ogrzewania zakładu? Pan chyba oszalał, nie ma pan na co kasy wydawać. Cóż miałem odpowiedzieć ludziom, którzy zapewne nie znali najnowszych trendów w architekturze europejskich czy światowych centrów kultury, nigdy nie słyszeli o paryskich Halach usytuowanych daleko od wieży Eiffla, londyńskich dokach i elektrowniach znacznie oddalonych od City, czy nowojorskich loftach, bynajmniej nie w pobliżu Times Square czy Central Parku.
Historię fabryka na warszawskich Szmulkach miała ciekawą i bujną. Zbudowana w 1916 roku na gruntach, które kiedyś jeszcze w XIX wieku należały do Szmula Zbytkowera, była początkowo składem tytoniu, następnie wytwórnią marmolady. Przed II wojną światową na Otwockiej 14 produkowano tenisówki, a dokładnie gumowe podeszwy do tychże. Zadomowił się tutaj zakład wchodzący w skład konsorcjum Polskiego Przemysłu Gumowego. Od skrótu PPG produkowane nie tylko to na Pradze ale i w całej Polsce obuwie sportowe nazywano jeszcze przez długie lata pepegami. Tuż po wojnie ludowa władza zorganizowała przy Otwockiej 14, a jakże, więzienie. Po jakimś czasie na długie lata zadomowiły się tutaj zakłady mięsne, a następnie słynne konsumy. Produkowano tu żywność wyłącznie na potrzeby wojska i partyjnych stołówek. Gdy przyszły nowe czasy, nastał kapitalizm, pojawił się nowy właściciel. Zorganizował spółkę pracowniczą, jednak produkcja żywności w starym peerelowskim stylu zaczęła przynosić straty, więc postanowiono zakład wynająć. Zapewne ostatnia rzecz, jaka mogłaby przyjść do głowy właścicielom, to zorganizowanie w poprodukcyjnych halach miejsca, w którym kiedyś zagrają koncerty najwybitniejsi muzycy polscy i europejscy, ba! Światowi, z Tomaszem Stańko, Leszkiem Możdżerem, Chrisem Botti, Markiem Millerem, Esbjörn Svenssonem, Mark Townerem, czy Angelą Hewitt na czele. Nie pomyśleli też na pewno, że teatr, który tu powstanie, z inicjatywy między innymi Adama Hanuszkiewicza, zagra premiery z udziałem najwybitniejszych polskich aktorów Danuty Szaflarskiej, Wojciecha Pszoniaka, Marii Pakulnis, Michała Żebrowskiego, Marysi Peszek. A w ramach wystaw i festiwali na warszawskich Szmulkach będzie można podziwiać oryginał jednego z arcydzieł Francisca Goi, grafikę z cyklu „Gdy rozum śpi”.”

Jest to odcinek podkastu:
Praskie Audiohistorie

Praskie Audiohistorie.
Podcast Archiwum Historii Mówionej Muzeum Warszawskiej Pragi.

Przez cały rok, w każdy wtorek, nadamy nowy odcinek podcastu “Praskie Audiohistorie”.
Będziemy mówić o historii i współczesności prawobrzeżnej Warszawy.
Posłuchasz wspomnień najstarszych prażan, z nagrań zgromadzonych w naszym muzealnym archiwum, dowiesz się, o czym i jak robimy wystawy.
Zdradzimy, czego kuratorzy nie pokazali na wystawie - do jakich materiałów dotarliśmy opracowując wybrany temat.
Czasem coś przeczytamy, coś dopowiemy, coś przypomnimy…
Żyj z nami dawnym i dzisiejszym życiem warszawskiej Pragi. Szukaj nas na muzeumpragi.pl, na kanałach Spotify, Google Podcasts i Apple Podcasts oraz na muzealnym Facebooku.

Podcast nagrywa Anna Mizikowska, kustosz Muzeum Warszawskiej Pragi

Partnerem Projektu jest Totalizator Sportowy. Jubileusz 65 Lat Totalizatora Sportowego.

Kategorie:
Historia

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie