Drogie Słuchaczki i drodzy Słuchacze,
dziś wybierzemy się do Konstancina-Jeziorny, niewielkiego miasteczka w powiecie Piaseczyńskim, położonym na południe od Warszawy. Ludzie interesujący się aktorstwem, kojarzą pewnie to miejsce, z Domem Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie, dziś jednej z dzielnic miasta.
Interesujący się zbrodnią słyszeli pewnie o bandzie Góralskich, którzy dokonali tutaj rozbojów w latach 20 ubiegłego stulecia (tak na marginesie historia ta opowiedziana została niedawno w Zbrodniach Prowincjonalnych – polecam), ale także i innych wydarzeniach kryminalnych, które miały miejsce w tym pozornie spokojnym miasteczku.
A ci, których interesują historie o duchach, słyszeli być może o nawiedzonym komisariacie w Konstancinie-Jeziornie.
Jako że to miasto od lat służy Warszawiakom jako miejsce relaksu i odpoczynku, opisywali je już tacy wybitni literaci jak Miron Białoszewski czy Stefan Żeromski, a w jego pięknych okolicznościach przyrody kręcono wiele filmów i seriali.
My zajmiemy się dziś wydarzeniami, które miały miejsce trochę ponad rok temu i, z tego, co zdążyłem się zorientować, nie znalazły jeszcze swego finału.
29 kwietnia 2020, około godziny 21:00 przed garaże na osiedlu w Konstancinie-Jeziorna podjechało kilka samochodów. Zmrok już dawno zapadł, a rzadkie i słabe latarnie rzucały zaledwie poświatę na garaże z falowanej blachy z zardzewiałymi kłódkami, na wydeptaną ziemię przed nimi i na gęste zarośla, które znajdowały się na ich tyłach.
Na osiedlu było już cicho i tylko z oddali dochodziło ciche szczekanie psa.
Z zaparkowanych tu samochodów wysiadło kilku dobrze zbudowanych mężczyzn w kominiarkach. Na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że szykuje się tu jakaś ustawka, że warszawscy kibole przyjechali lać się z kibicami KS Konstancin. Lecz po chwili wysiadła także nieduża blondynka.
Choć światło padało tylko symbolicznie, oświetlając zaledwie rysy dziewczyny, dało się zauważyć, że, na pierwszy rzut oka, jest ona ładną i miłą osobą. Przy każdym ruchu podskakiwał sprężyście kucyk, w który miała związane włosy. Pokazywała coś mężczyznom, wskazywała w jakimś kierunku, mówiła do nich. I dopiero wtedy, kiedy wyciągnęła swoje dłonie, można było spostrzec, że spięte są ze sobą kajdankami.
Po jakimś czasie technicy wyciągnęli silne lampy, którymi oświetlili przygotowującą się już do snu okolicę i zaczęto wizję lokalną.
Dziewczyna, siedemnastoletnia już od kilku tygodni Martyna pokazywała funkcjonariuszom Wydziału do Walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw Komendy Stołecznej Policji, gdzie odebrała życia swojej koleżance Kornelii i gdzie później, przy pomocy swojego amanta Patryka, je zakopała.
Biegli stwierdzili potem, że podczas zakopywania Kornelia mogła jeszcze żyć.