Słuchać, żeby usłyszeć

Oddaję głos ludziom, którzy małymi krokami chcą budować trochę bardziej wrażliwy świat. Szukam odpowiedzi na ważne pytania. Wypatruję światła. Słucham. Zapraszam do przejścia kawałka drogi razem ze mną i z moimi rozmówcami. Z wiarą, że w jej trakcie wydarzy się w nas coś dobrego.
***
Podcast powstaje dzięki społeczności, która wspiera finansowo moje działania. Każda złotówka od Was umożliwia mi dalsze tworzenie w wolności i planowanie kolejnych projektów. Dołącz do grona moich Patronek i Patronów: https://patronite.pl/piotrzylka
Szymon Żyśko – przeszedł depresję, dziś stara się pomagać innym mężczyznom i ich bliskim mierzyć się z tą wykańczającą chorobą
2023-06-05 16:09:47
Trzymam w rękach zdjęcie Szymona. Widzę uśmiechniętego, szczęśliwego, pogodnego, pełnego życia faceta. Nic bardziej mylnego. „Nie mam bardziej radosnego zdjęcia. Mój uśmiech jest na nim tak przekonywujący, że do tej pory, jak ludzie je widzą, również się uśmiechają. A ja, w momencie kiedy mi je robiono, czułem się najgorzej na świecie, czułem się człowiekiem, który w ogóle nie zasługuje na to, żeby istnieć. Tego samego dnia miałem myśli rezygnacyjne, które są wstępem do myśli samobójczych. W takich momentach czujesz, że lepiej by było gdybyś nie istniał, gdybyś zniknął. To zdjęcie zrobiono mi w maju 2016 roku. Byłem na początku drugiego miesiąca leczenia depresji. Nie czułem jeszcze poprawy. Tak może wyglądać twarz kogoś, kto w środku naprawdę cierpi i woła o pomoc. Trudno w to uwierzyć? Moja towarzyszka nie odpuszczała. Pokazuję wam je, bo możecie nawet nie dostrzegać, ile osób dookoła was choruje, nie wiedząc jak o tym mówić”. Jak to możliwe? Co go doprowadziło do tak ciężkiego stanu? Gdzie i jaką pomoc znalazł, żeby wyleczyć się z depresji? Jak wygląda męska depresja? Czy depresja mężczyzn różni się czymś od depresji kobiet? Co robić, kiedy podejrzewamy, że sami mamy depresję? Kiedy iść do psychiatry, kiedy do psychoterapeuty, kiedy wspierać się lekami? Jak wspierać bliskie nam osoby chorujące na depresję? Swoich partnerów, znajomych, braci, ojców? Jak zadbać o siebie, kiedy jesteśmy stroną wspierającą? O tym wszystkim rozmawiamy z Szymonem Żyśko w najnowszym odcinku podcastu „Słuchać, żeby usłyszeć”. Zapraszam do wysłuchania naszej rozmowy. *** Ten materiał powstał dzięki wsparciu moich Patronek i Patronów. Moja praca autorska i wszystkie inne działania są możliwe dzięki społeczności, która wspiera je finansowo. Każda złotówka od Was umożliwia mi dalsze działanie w wolności i planowanie kolejnych projektów. Dołącz do grona moich Patronek i Patronów.
Trzymam w rękach zdjęcie Szymona. Widzę uśmiechniętego, szczęśliwego, pogodnego, pełnego życia faceta.
Nic bardziej mylnego.
„Nie mam bardziej radosnego zdjęcia. Mój uśmiech jest na nim tak przekonywujący, że do tej pory, jak ludzie je widzą, również się uśmiechają. A ja, w momencie kiedy mi je robiono, czułem się najgorzej na świecie, czułem się człowiekiem, który w ogóle nie zasługuje na to, żeby istnieć. Tego samego dnia miałem myśli rezygnacyjne, które są wstępem do myśli samobójczych. W takich momentach czujesz, że lepiej by było gdybyś nie istniał, gdybyś zniknął.
To zdjęcie zrobiono mi w maju 2016 roku. Byłem na początku drugiego miesiąca leczenia depresji. Nie czułem jeszcze poprawy. Tak może wyglądać twarz kogoś, kto w środku naprawdę cierpi i woła o pomoc. Trudno w to uwierzyć? Moja towarzyszka nie odpuszczała. Pokazuję wam je, bo możecie nawet nie dostrzegać, ile osób dookoła was choruje, nie wiedząc jak o tym mówić”.
Jak to możliwe? Co go doprowadziło do tak ciężkiego stanu? Gdzie i jaką pomoc znalazł, żeby wyleczyć się z depresji?
Jak wygląda męska depresja? Czy depresja mężczyzn różni się czymś od depresji kobiet? Co robić, kiedy podejrzewamy, że sami mamy depresję? Kiedy iść do psychiatry, kiedy do psychoterapeuty, kiedy wspierać się lekami? Jak wspierać bliskie nam osoby chorujące na depresję? Swoich partnerów, znajomych, braci, ojców? Jak zadbać o siebie, kiedy jesteśmy stroną wspierającą?
O tym wszystkim rozmawiamy z Szymonem Żyśko w najnowszym odcinku podcastu „Słuchać, żeby usłyszeć”. Zapraszam do wysłuchania naszej rozmowy.
***
Ten materiał powstał dzięki wsparciu moich Patronek i Patronów. Moja praca autorska i wszystkie inne działania są możliwe dzięki społeczności, która wspiera je finansowo. Każda złotówka od Was umożliwia mi dalsze działanie w wolności i planowanie kolejnych projektów. Dołącz do grona moich Patronek i Patronów.
Nic bardziej mylnego.
„Nie mam bardziej radosnego zdjęcia. Mój uśmiech jest na nim tak przekonywujący, że do tej pory, jak ludzie je widzą, również się uśmiechają. A ja, w momencie kiedy mi je robiono, czułem się najgorzej na świecie, czułem się człowiekiem, który w ogóle nie zasługuje na to, żeby istnieć. Tego samego dnia miałem myśli rezygnacyjne, które są wstępem do myśli samobójczych. W takich momentach czujesz, że lepiej by było gdybyś nie istniał, gdybyś zniknął.
To zdjęcie zrobiono mi w maju 2016 roku. Byłem na początku drugiego miesiąca leczenia depresji. Nie czułem jeszcze poprawy. Tak może wyglądać twarz kogoś, kto w środku naprawdę cierpi i woła o pomoc. Trudno w to uwierzyć? Moja towarzyszka nie odpuszczała. Pokazuję wam je, bo możecie nawet nie dostrzegać, ile osób dookoła was choruje, nie wiedząc jak o tym mówić”.
Jak to możliwe? Co go doprowadziło do tak ciężkiego stanu? Gdzie i jaką pomoc znalazł, żeby wyleczyć się z depresji?
Jak wygląda męska depresja? Czy depresja mężczyzn różni się czymś od depresji kobiet? Co robić, kiedy podejrzewamy, że sami mamy depresję? Kiedy iść do psychiatry, kiedy do psychoterapeuty, kiedy wspierać się lekami? Jak wspierać bliskie nam osoby chorujące na depresję? Swoich partnerów, znajomych, braci, ojców? Jak zadbać o siebie, kiedy jesteśmy stroną wspierającą?
O tym wszystkim rozmawiamy z Szymonem Żyśko w najnowszym odcinku podcastu „Słuchać, żeby usłyszeć”. Zapraszam do wysłuchania naszej rozmowy.
***
Ten materiał powstał dzięki wsparciu moich Patronek i Patronów. Moja praca autorska i wszystkie inne działania są możliwe dzięki społeczności, która wspiera je finansowo. Każda złotówka od Was umożliwia mi dalsze działanie w wolności i planowanie kolejnych projektów. Dołącz do grona moich Patronek i Patronów.
Marzena Erm - ma 35 lat i toczy drugą walkę z chorobą nowotworową. Rak płuc z przerzutami do mózgu nie daje jej szans na długie życie
2022-12-06 17:11:24
Trudno opisać emocje jakie we mnie były, kiedy jechałem się z nią spotkać. Bo to nie jest łatwa historia z przyjemnym happy endem, do którego można się przytulić i nim ogrzać. Marzena przez kilka lat walczyła z chłoniakiem. Wydawało się, że walkę z nowotworem ma już za sobą, wróciła do normalnego życia. I wtedy przyszedł potężny cios. Rozległy rak płuc z przerzutami do mózgu. I ta najtrudniejsza wiadomość - Marzena ma już szansę tylko na leczenie paliatywne, wydłużające życie. Jak żyje się, kiedy jesteś młodą kobietą i wiesz, że nie masz szans na wyleczenie? Kiedy zostało ci kilka miesięcy, w najlepszym wypadku kilka lat. Gdzie możesz szukać nadziei? O czym marzysz? Jak to wszystko wpływa na twoją wiarę i niewiarę, relacje z bliskimi, związek z chłopkiem? Jak w takiej sytuacji nie zwariować w kontaktach z lekarzami? Jak zadbać o swoją psychikę? Jak nie poddać się załamaniu i depresji? O tym wszystkim i nie tylko rozmawiamy z Marzeną Erm. Piękną, mądrą, silną i odważną kobietą.
Trudno opisać emocje jakie we mnie były, kiedy jechałem się z nią spotkać. Bo to nie jest łatwa historia z przyjemnym happy endem, do którego można się przytulić i nim ogrzać.
Marzena przez kilka lat walczyła z chłoniakiem. Wydawało się, że walkę z nowotworem ma już za sobą, wróciła do normalnego życia.
I wtedy przyszedł potężny cios. Rozległy rak płuc z przerzutami do mózgu. I ta najtrudniejsza wiadomość - Marzena ma już szansę tylko na leczenie paliatywne, wydłużające życie.
Jak żyje się, kiedy jesteś młodą kobietą i wiesz, że nie masz szans na wyleczenie? Kiedy zostało ci kilka miesięcy, w najlepszym wypadku kilka lat. Gdzie możesz szukać nadziei? O czym marzysz? Jak to wszystko wpływa na twoją wiarę i niewiarę, relacje z bliskimi, związek z chłopkiem?
Jak w takiej sytuacji nie zwariować w kontaktach z lekarzami? Jak zadbać o swoją psychikę? Jak nie poddać się załamaniu i depresji?
O tym wszystkim i nie tylko rozmawiamy z Marzeną Erm. Piękną, mądrą, silną i odważną kobietą.
Marzena przez kilka lat walczyła z chłoniakiem. Wydawało się, że walkę z nowotworem ma już za sobą, wróciła do normalnego życia.
I wtedy przyszedł potężny cios. Rozległy rak płuc z przerzutami do mózgu. I ta najtrudniejsza wiadomość - Marzena ma już szansę tylko na leczenie paliatywne, wydłużające życie.
Jak żyje się, kiedy jesteś młodą kobietą i wiesz, że nie masz szans na wyleczenie? Kiedy zostało ci kilka miesięcy, w najlepszym wypadku kilka lat. Gdzie możesz szukać nadziei? O czym marzysz? Jak to wszystko wpływa na twoją wiarę i niewiarę, relacje z bliskimi, związek z chłopkiem?
Jak w takiej sytuacji nie zwariować w kontaktach z lekarzami? Jak zadbać o swoją psychikę? Jak nie poddać się załamaniu i depresji?
O tym wszystkim i nie tylko rozmawiamy z Marzeną Erm. Piękną, mądrą, silną i odważną kobietą.
Patryk Galewski - człowiek z trudną przeszłością, którego życie zmieniło spotkanie z ks. Kaczkowskim
2022-08-12 14:55:01
Chyba najlepiej jego historię streszczają tatuaże, które ma na rękach. Kiedyś na lewej było jasne przesłanie - CHWDP. W zasadzie dalej tam jest, ale teraz jest przykryte innymi tatuażami, na których widać Patryka z rodziną, wyciągniętą pomocną dłoń i sylwetkę pewnego znanego księdza "onkocelebryty". Patryk dzieciństwo i okres dojrzewania miał trudne - pijący ojciec, biednie w domu, złe towarzystwo, alkohol, używki, narkotyki, w konsekwencji przestępstwa i więzienie. Nie zmierzało to w dobrą stronę. Ale nagle, zupełnie niespodziewanie, wydarzyło się coś, co stało się momentem zwrotnym. "Przez przypadek" trafił za karę do puckiego hospicjum i spotkał w nim księdza Jana Kaczkowskiego. W trakcie ich pierwszego spotkania Patryk był na kacu i troch zjarany, ale ksiądz Jan go nie opieprzył. Zamiast tego zagadał z Patrykiem tak, że udało mu się dotrzeć do jego głowy i serca. Chciałoby się powiedzieć, że to historia, która nadaje się na scenariusz filmowy, ale w tym wypadku faktycznie się tak stało i relacja Patryka z Janem była punktem wyjścia do powstania scenariusza filmu "Johnny" (którego premiera już we wrześniu). Bardzo mi zależało, żebyście mogli usłyszeć go i lepiej poznać nie tylko w filmowej, ale też całkowicie realnej wersji. Dlatego pojechałem na Hel, gdzie dziś Patryk Galewski mieszka ze swoją żoną Żanetą, córką i dwójką synów. Najstarszy syn ma na imię Jan. Domyślacie się na czyją cześć. Zapraszam do wysłuchania naszej rozmowy. Jest mocno, życiowo, ze zwrotami akcji, dramatami, pięknymi historiami, ale też - jak to w janowym świecie - nie brakuje humoru.
Chyba najlepiej jego historię streszczają tatuaże, które ma na rękach. Kiedyś na lewej było jasne przesłanie - CHWDP. W zasadzie dalej tam jest, ale teraz jest przykryte innymi tatuażami, na których widać Patryka z rodziną, wyciągniętą pomocną dłoń i sylwetkę pewnego znanego księdza "onkocelebryty".
Patryk dzieciństwo i okres dojrzewania miał trudne - pijący ojciec, biednie w domu, złe towarzystwo, alkohol, używki, narkotyki, w konsekwencji przestępstwa i więzienie. Nie zmierzało to w dobrą stronę.
Ale nagle, zupełnie niespodziewanie, wydarzyło się coś, co stało się momentem zwrotnym. "Przez przypadek" trafił za karę do puckiego hospicjum i spotkał w nim księdza Jana Kaczkowskiego. W trakcie ich pierwszego spotkania Patryk był na kacu i troch zjarany, ale ksiądz Jan go nie opieprzył. Zamiast tego zagadał z Patrykiem tak, że udało mu się dotrzeć do jego głowy i serca.
Chciałoby się powiedzieć, że to historia, która nadaje się na scenariusz filmowy, ale w tym wypadku faktycznie się tak stało i relacja Patryka z Janem była punktem wyjścia do powstania scenariusza filmu "Johnny" (którego premiera już we wrześniu).
Bardzo mi zależało, żebyście mogli usłyszeć go i lepiej poznać nie tylko w filmowej, ale też całkowicie realnej wersji. Dlatego pojechałem na Hel, gdzie dziś Patryk Galewski mieszka ze swoją żoną Żanetą, córką i dwójką synów.
Najstarszy syn ma na imię Jan. Domyślacie się na czyją cześć.
Zapraszam do wysłuchania naszej rozmowy. Jest mocno, życiowo, ze zwrotami akcji, dramatami, pięknymi historiami, ale też - jak to w janowym świecie - nie brakuje humoru.
Patryk dzieciństwo i okres dojrzewania miał trudne - pijący ojciec, biednie w domu, złe towarzystwo, alkohol, używki, narkotyki, w konsekwencji przestępstwa i więzienie. Nie zmierzało to w dobrą stronę.
Ale nagle, zupełnie niespodziewanie, wydarzyło się coś, co stało się momentem zwrotnym. "Przez przypadek" trafił za karę do puckiego hospicjum i spotkał w nim księdza Jana Kaczkowskiego. W trakcie ich pierwszego spotkania Patryk był na kacu i troch zjarany, ale ksiądz Jan go nie opieprzył. Zamiast tego zagadał z Patrykiem tak, że udało mu się dotrzeć do jego głowy i serca.
Chciałoby się powiedzieć, że to historia, która nadaje się na scenariusz filmowy, ale w tym wypadku faktycznie się tak stało i relacja Patryka z Janem była punktem wyjścia do powstania scenariusza filmu "Johnny" (którego premiera już we wrześniu).
Bardzo mi zależało, żebyście mogli usłyszeć go i lepiej poznać nie tylko w filmowej, ale też całkowicie realnej wersji. Dlatego pojechałem na Hel, gdzie dziś Patryk Galewski mieszka ze swoją żoną Żanetą, córką i dwójką synów.
Najstarszy syn ma na imię Jan. Domyślacie się na czyją cześć.
Zapraszam do wysłuchania naszej rozmowy. Jest mocno, życiowo, ze zwrotami akcji, dramatami, pięknymi historiami, ale też - jak to w janowym świecie - nie brakuje humoru.
Iza Mościcka - przez 18 lat była w zakonie. Dziś prowadzi Centrum Pomocy Siostrom Zakonnym
2022-05-31 16:00:00
Z Izą znamy się od ładnych paru lat. Kiedy się poznaliśmy była jeszcze Nazarią. 18 lat spędziła w zakonie. Dziś jest osobą świecką. Pracuje, wynajmuje mieszkanie, żyje jak większość z nas. Ale robi też coś bardzo ważnego. Założyła i prowadzi Centrum Pomocy Siostrom Zakonnym. Jest kobietą, która całym sercem kocha Boga i odważnie szuka dróg do służenia innym. Rozmawiamy o jej drodze życiowej i duchowej oraz o poważnych problemach w żeńskich zgromadzeniach zakonnych, o których w Kościele nie mówi się głośno, co jest wielkim zaniedbaniem, bo nigdy nie powinno być przyzwolenia na systemowe nadużycia władzy, przemoc psychiczną, poniżanie, wykorzystywanie seksualne. Niestety wymienić można by jeszcze długo. Już w trakcie naszego pierwszego spotkania myśleliśmy o zrobieniu materiału, w którym dotknęlibyśmy tych trudnych tematów, z nadzieją, że uda nam się rozpocząć poważną dyskusję o problemach i potrzebach zmian w zakonach żeńskich w Polsce. Wtedy Iza - co jest smutne i symboliczne - bała się jeszcze wypowiadać pod własnym imieniem i nazwiskiem. Dziś już się nie boi. Zapraszam do wysłuchania naszej rozmowy.
Z Izą znamy się od ładnych paru lat. Kiedy się poznaliśmy była jeszcze Nazarią. 18 lat spędziła w zakonie. Dziś jest osobą świecką. Pracuje, wynajmuje mieszkanie, żyje jak większość z nas.
Ale robi też coś bardzo ważnego. Założyła i prowadzi Centrum Pomocy Siostrom Zakonnym.
Jest kobietą, która całym sercem kocha Boga i odważnie szuka dróg do służenia innym.
Rozmawiamy o jej drodze życiowej i duchowej oraz o poważnych problemach w żeńskich zgromadzeniach zakonnych, o których w Kościele nie mówi się głośno, co jest wielkim zaniedbaniem, bo nigdy nie powinno być przyzwolenia na systemowe nadużycia władzy, przemoc psychiczną, poniżanie, wykorzystywanie seksualne. Niestety wymienić można by jeszcze długo.
Już w trakcie naszego pierwszego spotkania myśleliśmy o zrobieniu materiału, w którym dotknęlibyśmy tych trudnych tematów, z nadzieją, że uda nam się rozpocząć poważną dyskusję o problemach i potrzebach zmian w zakonach żeńskich w Polsce.
Wtedy Iza - co jest smutne i symboliczne - bała się jeszcze wypowiadać pod własnym imieniem i nazwiskiem.
Dziś już się nie boi. Zapraszam do wysłuchania naszej rozmowy.
Ale robi też coś bardzo ważnego. Założyła i prowadzi Centrum Pomocy Siostrom Zakonnym.
Jest kobietą, która całym sercem kocha Boga i odważnie szuka dróg do służenia innym.
Rozmawiamy o jej drodze życiowej i duchowej oraz o poważnych problemach w żeńskich zgromadzeniach zakonnych, o których w Kościele nie mówi się głośno, co jest wielkim zaniedbaniem, bo nigdy nie powinno być przyzwolenia na systemowe nadużycia władzy, przemoc psychiczną, poniżanie, wykorzystywanie seksualne. Niestety wymienić można by jeszcze długo.
Już w trakcie naszego pierwszego spotkania myśleliśmy o zrobieniu materiału, w którym dotknęlibyśmy tych trudnych tematów, z nadzieją, że uda nam się rozpocząć poważną dyskusję o problemach i potrzebach zmian w zakonach żeńskich w Polsce.
Wtedy Iza - co jest smutne i symboliczne - bała się jeszcze wypowiadać pod własnym imieniem i nazwiskiem.
Dziś już się nie boi. Zapraszam do wysłuchania naszej rozmowy.
Brat Cordian Szwarc: chciałbym być bratem, który nie przeszkadza Panu Bogu
2022-04-28 16:28:07
Kilka miesięcy temu pojechał pomagać uchodźcom na granicy polsko-białoruskiej. Od wybuchu wojny organizuje pomoc dla Ukrainy. Na Triduum Paschalne pojechał do Lwowa karetką, która będzie ratować ludzi na froncie. Stara się promować ekologię integralną i uświadamiać jak ważne dla nas wszystkich jest ekologiczne nawrócenie. Prowadzi nieszablonowe inicjatywy angażujące bardzo różnych ludzi – wierzących i niewierzących, artystów, osoby wykluczane społecznie, młodszych i starszych. Zależy mu na budowaniu wspólnoty, która nikogo nie będzie wykluczać i przyjmuje każdego takim jaki jest. Na podstawie historii początków jego powołania można by napisać scenariusz filmowy. Taki, że wielu mogłoby nie uwierzyć, że to scenariusz oparty na faktach. Kiedy pytam go o to, jakim chce być księdzem, odpowiada: „Chciałbym być bratem, który nie przeszkadza Panu Bogu”. I dodaje, żebyśmy nie poddawali się beznadziei. A kiedy wszystko wokół wydaje się być ciemnością, starali się zapalać małe światła, które mogą dodawać otuchy. Zapraszam Was do wysłuchania rozmowy z Cordianem Szwarcem. Franciszkaninem, pięknym i szalonym człowiekiem.
Kilka miesięcy temu pojechał pomagać uchodźcom na granicy polsko-białoruskiej. Od wybuchu wojny organizuje pomoc dla Ukrainy. Na Triduum Paschalne pojechał do Lwowa karetką, która będzie ratować ludzi na froncie.
Stara się promować ekologię integralną i uświadamiać jak ważne dla nas wszystkich jest ekologiczne nawrócenie.
Prowadzi nieszablonowe inicjatywy angażujące bardzo różnych ludzi – wierzących i niewierzących, artystów, osoby wykluczane społecznie, młodszych i starszych.
Zależy mu na budowaniu wspólnoty, która nikogo nie będzie wykluczać i przyjmuje każdego takim jaki jest.
Na podstawie historii początków jego powołania można by napisać scenariusz filmowy. Taki, że wielu mogłoby nie uwierzyć, że to scenariusz oparty na faktach.
Kiedy pytam go o to, jakim chce być księdzem, odpowiada: „Chciałbym być bratem, który nie przeszkadza Panu Bogu”.
I dodaje, żebyśmy nie poddawali się beznadziei. A kiedy wszystko wokół wydaje się być ciemnością, starali się zapalać małe światła, które mogą dodawać otuchy.
Zapraszam Was do wysłuchania rozmowy z Cordianem Szwarcem. Franciszkaninem, pięknym i szalonym człowiekiem.
Stara się promować ekologię integralną i uświadamiać jak ważne dla nas wszystkich jest ekologiczne nawrócenie.
Prowadzi nieszablonowe inicjatywy angażujące bardzo różnych ludzi – wierzących i niewierzących, artystów, osoby wykluczane społecznie, młodszych i starszych.
Zależy mu na budowaniu wspólnoty, która nikogo nie będzie wykluczać i przyjmuje każdego takim jaki jest.
Na podstawie historii początków jego powołania można by napisać scenariusz filmowy. Taki, że wielu mogłoby nie uwierzyć, że to scenariusz oparty na faktach.
Kiedy pytam go o to, jakim chce być księdzem, odpowiada: „Chciałbym być bratem, który nie przeszkadza Panu Bogu”.
I dodaje, żebyśmy nie poddawali się beznadziei. A kiedy wszystko wokół wydaje się być ciemnością, starali się zapalać małe światła, które mogą dodawać otuchy.
Zapraszam Was do wysłuchania rozmowy z Cordianem Szwarcem. Franciszkaninem, pięknym i szalonym człowiekiem.
Misza Czerniak - Nie jestem tęczową zarazą. Jestem człowiekiem. Jestem LGBT. Jestem w związku. Jestem wierzący. Jestem w Kościele.
2021-12-09 18:31:32
Z Miszą poznaliśmy się wiele lat temu w Taizé. Ale dopiero teraz podzielił się za mną swoją historią. Od kilku miesięcy pracowała we mnie myśl, żeby oddać głos osobie LGBT, która jest wierząca i – czasem wbrew wszystkiemu – wciąż uważa Kościół za swój dom. Misza od dziecka czuł, że jest „inny”. Ale środowisko, w którym dorastał, nie pomagało mu w zrozumieniu samego siebie. Wręcz przeciwnie. Jeśli będąc małym chłopakiem w szkole od rówieśników słyszysz o „pedałach”, a w Kościele, że jesteś złem, to nie masz bezpiecznych warunków do odkrywania prawdy o swojej orientacji. Kiedy Misza zrozumiał, że jest osobą homoseksualną, równocześnie uwierzył, że może się z tego wyleczyć. I „leczył” się przez kilkanaście lat. Aż doszedł do ściany i zrozumiał, że to droga donikąd. To jest historia o stopniowym odkrywaniu własnej tożsamości, latach walczenia z samym sobą, o przemocowym traktowaniu osób LGBT w społeczeństwie i w Kościele. I w końcu o odwadze, samoakceptacji, wierze w Boga, który nie jest tyranem, ale czułym Ojcem i walce o bardziej ewangeliczny Kościół. W naszej rozmowie mierzymy się też z tymi wszystkimi argumentami wracającymi w kato-internetach i na ambonach w stylu: "Nie potępiam człowieka tylko jego grzech" albo "Święty Paweł mówi, że homoseksualizm to..." itd. Zapraszam Was do uważnego wysłuchania mądrego i odważnego człowieka, który przeszedł bardzo trudną drogę. Ja jestem pod wielkim wrażeniem jego wrażliwości, siły i wiary.
Z Miszą poznaliśmy się wiele lat temu w Taizé. Ale dopiero teraz podzielił się za mną swoją historią.
Od kilku miesięcy pracowała we mnie myśl, żeby oddać głos osobie LGBT, która jest wierząca i – czasem wbrew wszystkiemu – wciąż uważa Kościół za swój dom.
Misza od dziecka czuł, że jest „inny”. Ale środowisko, w którym dorastał, nie pomagało mu w zrozumieniu samego siebie. Wręcz przeciwnie. Jeśli będąc małym chłopakiem w szkole od rówieśników słyszysz o „pedałach”, a w Kościele, że jesteś złem, to nie masz bezpiecznych warunków do odkrywania prawdy o swojej orientacji.
Kiedy Misza zrozumiał, że jest osobą homoseksualną, równocześnie uwierzył, że może się z tego wyleczyć. I „leczył” się przez kilkanaście lat. Aż doszedł do ściany i zrozumiał, że to droga donikąd.
To jest historia o stopniowym odkrywaniu własnej tożsamości, latach walczenia z samym sobą, o przemocowym traktowaniu osób LGBT w społeczeństwie i w Kościele. I w końcu o odwadze, samoakceptacji, wierze w Boga, który nie jest tyranem, ale czułym Ojcem i walce o bardziej ewangeliczny Kościół.
W naszej rozmowie mierzymy się też z tymi wszystkimi argumentami wracającymi w kato-internetach i na ambonach w stylu: "Nie potępiam człowieka tylko jego grzech" albo "Święty Paweł mówi, że homoseksualizm to..." itd.
Zapraszam Was do uważnego wysłuchania mądrego i odważnego człowieka, który przeszedł bardzo trudną drogę. Ja jestem pod wielkim wrażeniem jego wrażliwości, siły i wiary.
Od kilku miesięcy pracowała we mnie myśl, żeby oddać głos osobie LGBT, która jest wierząca i – czasem wbrew wszystkiemu – wciąż uważa Kościół za swój dom.
Misza od dziecka czuł, że jest „inny”. Ale środowisko, w którym dorastał, nie pomagało mu w zrozumieniu samego siebie. Wręcz przeciwnie. Jeśli będąc małym chłopakiem w szkole od rówieśników słyszysz o „pedałach”, a w Kościele, że jesteś złem, to nie masz bezpiecznych warunków do odkrywania prawdy o swojej orientacji.
Kiedy Misza zrozumiał, że jest osobą homoseksualną, równocześnie uwierzył, że może się z tego wyleczyć. I „leczył” się przez kilkanaście lat. Aż doszedł do ściany i zrozumiał, że to droga donikąd.
To jest historia o stopniowym odkrywaniu własnej tożsamości, latach walczenia z samym sobą, o przemocowym traktowaniu osób LGBT w społeczeństwie i w Kościele. I w końcu o odwadze, samoakceptacji, wierze w Boga, który nie jest tyranem, ale czułym Ojcem i walce o bardziej ewangeliczny Kościół.
W naszej rozmowie mierzymy się też z tymi wszystkimi argumentami wracającymi w kato-internetach i na ambonach w stylu: "Nie potępiam człowieka tylko jego grzech" albo "Święty Paweł mówi, że homoseksualizm to..." itd.
Zapraszam Was do uważnego wysłuchania mądrego i odważnego człowieka, który przeszedł bardzo trudną drogę. Ja jestem pod wielkim wrażeniem jego wrażliwości, siły i wiary.
PodróżoVanie - Kasia i Łukasz rzucili wszystko i zamieszkali w vanie
2021-10-29 16:42:35
"Jestem na spotkaniu z fascynującymi ludźmi. Poszłam z myślą, że będą mówić o podróżowaniu, a na sam początek walnęli takie świadectwo, że mi szczena opadła". Od tej wiadomości, którą dostałem jakiś czas temu od dobrej znajomej, rozpoczął się ciąg zdarzeń, który doprowadził do mojego spotkania z szaloną dwójką pięknych osób. Takich, z którymi spotkanie dodaje odwagi i rozbudza marzenia. Kasia i Łukasz mieli bardzo dobre prace, komfortowe mieszkanie i - jak to się mówi - poukładane życie. Jednak 3 lata temu, prawie z dnia na dzień, rzucili wszystko, kupili vana i… w nim zamieszkali. Od tego czasu są ludźmi drogi i - jak to cudnie określają - ich podwórkiem jest cały świat. To jest historia ludzi, którzy nie bali się zaryzykować wszystkiego i poszli za głosem serca. O tym, jak do tego doszło, w jaki sposób podejmuje się tak radykalne i szalone decyzje, o przygodach pięknych, ale czasem też niebezpiecznych, o życiu w związku w tak specyficznych warunkach i o tym, co z tym wszystkim ma wspólnego wiara i ikona Jezusa, którą zabierają ze sobą w podróże, możecie posłuchać w najnowszym podcaście. Szykujcie się na wielką dawkę poruszających historii, zaskakujących zwrotów akcji i pięknych emocji. Przed nami podróż w nieznane z PodróżoVanie. "To dla nas wyjątkowa rozmowa. Na spokojnie, z wieloma pytaniami, jakich nikt wcześniej nam nie zadał"
"Jestem na spotkaniu z fascynującymi ludźmi. Poszłam z myślą, że będą mówić o podróżowaniu, a na sam początek walnęli takie świadectwo, że mi szczena opadła".
Od tej wiadomości, którą dostałem jakiś czas temu od dobrej znajomej, rozpoczął się ciąg zdarzeń, który doprowadził do mojego spotkania z szaloną dwójką pięknych osób. Takich, z którymi spotkanie dodaje odwagi i rozbudza marzenia.
Kasia i Łukasz mieli bardzo dobre prace, komfortowe mieszkanie i - jak to się mówi - poukładane życie. Jednak 3 lata temu, prawie z dnia na dzień, rzucili wszystko, kupili vana i… w nim zamieszkali. Od tego czasu są ludźmi drogi i - jak to cudnie określają - ich podwórkiem jest cały świat.
To jest historia ludzi, którzy nie bali się zaryzykować wszystkiego i poszli za głosem serca.
O tym, jak do tego doszło, w jaki sposób podejmuje się tak radykalne i szalone decyzje, o przygodach pięknych, ale czasem też niebezpiecznych, o życiu w związku w tak specyficznych warunkach i o tym, co z tym wszystkim ma wspólnego wiara i ikona Jezusa, którą zabierają ze sobą w podróże, możecie posłuchać w najnowszym podcaście.
Szykujcie się na wielką dawkę poruszających historii, zaskakujących zwrotów akcji i pięknych emocji. Przed nami podróż w nieznane z PodróżoVanie.
"To dla nas wyjątkowa rozmowa. Na spokojnie, z wieloma pytaniami, jakich nikt wcześniej nam nie zadał"
Od tej wiadomości, którą dostałem jakiś czas temu od dobrej znajomej, rozpoczął się ciąg zdarzeń, który doprowadził do mojego spotkania z szaloną dwójką pięknych osób. Takich, z którymi spotkanie dodaje odwagi i rozbudza marzenia.
Kasia i Łukasz mieli bardzo dobre prace, komfortowe mieszkanie i - jak to się mówi - poukładane życie. Jednak 3 lata temu, prawie z dnia na dzień, rzucili wszystko, kupili vana i… w nim zamieszkali. Od tego czasu są ludźmi drogi i - jak to cudnie określają - ich podwórkiem jest cały świat.
To jest historia ludzi, którzy nie bali się zaryzykować wszystkiego i poszli za głosem serca.
O tym, jak do tego doszło, w jaki sposób podejmuje się tak radykalne i szalone decyzje, o przygodach pięknych, ale czasem też niebezpiecznych, o życiu w związku w tak specyficznych warunkach i o tym, co z tym wszystkim ma wspólnego wiara i ikona Jezusa, którą zabierają ze sobą w podróże, możecie posłuchać w najnowszym podcaście.
Szykujcie się na wielką dawkę poruszających historii, zaskakujących zwrotów akcji i pięknych emocji. Przed nami podróż w nieznane z PodróżoVanie.
"To dla nas wyjątkowa rozmowa. Na spokojnie, z wieloma pytaniami, jakich nikt wcześniej nam nie zadał"
Brat Marek - pierwszy Polak we wspólnocie z Taizé, od kilku lat zajmuje się przyjmowaniem migrantów i uchodźców, chce żyć Ewangelią
2021-09-26 18:01:33
Kiedy nagrywaliśmy naszą rozmowę pod koniec sierpnia, byliśmy mocno zaniepokojeni wieściami, które docierały do nas z polsko-białoruskiej granicy. Od tego czasu wiele się zmieniło. Polskie władze wprowadziły stan wyjątkowy, a na granicy giną ludzie. Ból zaczął mieszać się z przerażeniem. Jestem tym wszystkim głęboko wstrząśnięty. Równocześnie wierzę, że jeśli coś ma się zmienić, to trzeba oddawać głos świadkom miłości, takim jak brat Marek z Taizé. To człowiek, o którego wrażliwości i dobrym sercu przekonało się tysiące Polaków, z kilku pokoleń, którzy go spotkali na swojej drodze. Również ja zawdzięczam mu bardzo wiele. Spotkanie z nim prawie 20 lat temu ogromnie wpłynęło na to, jakim dziś jestem człowiekiem i jaką idę drogą. Od samego początku istnienia wspólnota z Taizé przyjmowała u siebie i pomagała uchodźcom i wykluczonym. Najpierw ukrywała żydów uciekających przed nazistami. Później pomagała niemieckim jeńcom, z którymi mało kto chciał mieć kontakt. W kolejnych latach w wiosce zamieszkali ludzie uciekający z Wietnamu, Laosu, Bośni i Rwandy. W ostatnich latach wspólnota zaopiekowała się uchodźcami z Syrii, Iraku, Afganistanu, Erytrei, południowego Sudanu i jezydzkimi wdowami. Dziś bracia znowu przygotowują się do przyjęcia kilkudziesięciu uchodźców z Afganistanu. Od kilku lat odpowiedzialnym za goszczenie w Taizé uchodźców jest brat Marek. W podcaście dzieli się swoimi doświadczeniami, opowiada o tym, jak wpłynęły one na jego wiarę i myślenie. Mówi o konkretnym, wypróbowanym wielokrotnie modelu przyjmowania uchodźców i migrantów przez małe lokalne społeczności. Opowiada o tym, jak w nowej rzeczywistości odnajdują się muzułmanie przyjęci przez chrześcijańską wspólnotę. I wstrząsającą historię Aliego, chłopaka, który uciekł z niewoli, od prześladowań i tortur, i znalazł bezpieczne schronienie w Taizé. W pewnym momencie pytam go o to, dlaczego przy tak wielu różnych wyzwaniach i zaangażowaniach ich wspólnota jeszcze otwiera się na przyjęcie uchodźców. Brat Marek bez chwili zawahania, spokojnym i ciepłym głosem odpowiada: "Bo my tu próbujemy żyć Ewangelią". Zapraszam Was, do wysłuchania naszej rozmowy. I wyjątkowo mocno proszę Was o jej udostępnianie.
Kiedy nagrywaliśmy naszą rozmowę pod koniec sierpnia, byliśmy mocno zaniepokojeni wieściami, które docierały do nas z polsko-białoruskiej granicy. Od tego czasu wiele się zmieniło. Polskie władze wprowadziły stan wyjątkowy, a na granicy giną ludzie. Ból zaczął mieszać się z przerażeniem.
Jestem tym wszystkim głęboko wstrząśnięty. Równocześnie wierzę, że jeśli coś ma się zmienić, to trzeba oddawać głos świadkom miłości, takim jak brat Marek z Taizé. To człowiek, o którego wrażliwości i dobrym sercu przekonało się tysiące Polaków, z kilku pokoleń, którzy go spotkali na swojej drodze. Również ja zawdzięczam mu bardzo wiele. Spotkanie z nim prawie 20 lat temu ogromnie wpłynęło na to, jakim dziś jestem człowiekiem i jaką idę drogą.
Od samego początku istnienia wspólnota z Taizé przyjmowała u siebie i pomagała uchodźcom i wykluczonym. Najpierw ukrywała żydów uciekających przed nazistami. Później pomagała niemieckim jeńcom, z którymi mało kto chciał mieć kontakt. W kolejnych latach w wiosce zamieszkali ludzie uciekający z Wietnamu, Laosu, Bośni i Rwandy. W ostatnich latach wspólnota zaopiekowała się uchodźcami z Syrii, Iraku, Afganistanu, Erytrei, południowego Sudanu i jezydzkimi wdowami. Dziś bracia znowu przygotowują się do przyjęcia kilkudziesięciu uchodźców z Afganistanu.
Od kilku lat odpowiedzialnym za goszczenie w Taizé uchodźców jest brat Marek. W podcaście dzieli się swoimi doświadczeniami, opowiada o tym, jak wpłynęły one na jego wiarę i myślenie. Mówi o konkretnym, wypróbowanym wielokrotnie modelu przyjmowania uchodźców i migrantów przez małe lokalne społeczności. Opowiada o tym, jak w nowej rzeczywistości odnajdują się muzułmanie przyjęci przez chrześcijańską wspólnotę. I wstrząsającą historię Aliego, chłopaka, który uciekł z niewoli, od prześladowań i tortur, i znalazł bezpieczne schronienie w Taizé.
W pewnym momencie pytam go o to, dlaczego przy tak wielu różnych wyzwaniach i zaangażowaniach ich wspólnota jeszcze otwiera się na przyjęcie uchodźców. Brat Marek bez chwili zawahania, spokojnym i ciepłym głosem odpowiada: "Bo my tu próbujemy żyć Ewangelią".
Zapraszam Was, do wysłuchania naszej rozmowy. I wyjątkowo mocno proszę Was o jej udostępnianie.
Jestem tym wszystkim głęboko wstrząśnięty. Równocześnie wierzę, że jeśli coś ma się zmienić, to trzeba oddawać głos świadkom miłości, takim jak brat Marek z Taizé. To człowiek, o którego wrażliwości i dobrym sercu przekonało się tysiące Polaków, z kilku pokoleń, którzy go spotkali na swojej drodze. Również ja zawdzięczam mu bardzo wiele. Spotkanie z nim prawie 20 lat temu ogromnie wpłynęło na to, jakim dziś jestem człowiekiem i jaką idę drogą.
Od samego początku istnienia wspólnota z Taizé przyjmowała u siebie i pomagała uchodźcom i wykluczonym. Najpierw ukrywała żydów uciekających przed nazistami. Później pomagała niemieckim jeńcom, z którymi mało kto chciał mieć kontakt. W kolejnych latach w wiosce zamieszkali ludzie uciekający z Wietnamu, Laosu, Bośni i Rwandy. W ostatnich latach wspólnota zaopiekowała się uchodźcami z Syrii, Iraku, Afganistanu, Erytrei, południowego Sudanu i jezydzkimi wdowami. Dziś bracia znowu przygotowują się do przyjęcia kilkudziesięciu uchodźców z Afganistanu.
Od kilku lat odpowiedzialnym za goszczenie w Taizé uchodźców jest brat Marek. W podcaście dzieli się swoimi doświadczeniami, opowiada o tym, jak wpłynęły one na jego wiarę i myślenie. Mówi o konkretnym, wypróbowanym wielokrotnie modelu przyjmowania uchodźców i migrantów przez małe lokalne społeczności. Opowiada o tym, jak w nowej rzeczywistości odnajdują się muzułmanie przyjęci przez chrześcijańską wspólnotę. I wstrząsającą historię Aliego, chłopaka, który uciekł z niewoli, od prześladowań i tortur, i znalazł bezpieczne schronienie w Taizé.
W pewnym momencie pytam go o to, dlaczego przy tak wielu różnych wyzwaniach i zaangażowaniach ich wspólnota jeszcze otwiera się na przyjęcie uchodźców. Brat Marek bez chwili zawahania, spokojnym i ciepłym głosem odpowiada: "Bo my tu próbujemy żyć Ewangelią".
Zapraszam Was, do wysłuchania naszej rozmowy. I wyjątkowo mocno proszę Was o jej udostępnianie.
Jakub Pankowiak po roku bolesnych doświadczeń w kontaktach z polskimi biskupami mówi: "To nie są moi pasterze"
2021-08-10 18:55:37
To najtrudniejsza rozmowa jaką odbyłem od kiedy zacząłem nagrywać podcasty. Kiedy nieco ponad rok temu, niedługo po premierze filmu braci Sekielskich „Zabawa w chowanego”, pierwszy raz spotkałem się z Jakubem Pankowiakiem, mimo potwornych zranień, jakich doświadczył w Kościele, Jakub miał w sobie wiele nadziei. Marzył o stanięciu przed polskim episkopatem. Wierzył, że jeśli podzieli się z biskupami doświadczeniem osoby skrzywdzonej, to poruszy ich serca i coś w nich zmieni. Niestety rzeczywistość boleśnie sprowadziła go na ziemię. Ostatnie 12 miesięcy to ciąg wydarzeń, które konsekwentnie zabijały jego wiarę. Spotkania z biskupami-urzędnikami, którzy nie potrafią wrażliwie traktować zranionych. Zderzenie z kuriami, które zamiast wspierać, traktują skrzywdzonych jak intruzów i próbują wymuszać milczenie. Druzgocące doświadczenie kontaktów z władzami kościelnymi bardziej dbającymi o swój wizerunek i interesy niż o los ludzi, których życie zostało złamane przez ich zaniedbania i krycie przestępców w sutannach. Dziś Jakub z ogromnym bólem serca mówi, że nie potrafi nazywać polskich hierarchów, z którymi miał kontakt, swoimi pasterzami. Tylko o jednym z nich jest w stanie wypowiadać się z wdzięcznością. A ja staję obok Jakuba, oddaję mu głos i wiem, że muszę zrobić wszystko, żeby został w Kościele usłyszany. Bo jeśli nasza wspólnota ma się nawracać i być bardziej ewangeliczna, to musimy być z tymi, którzy są krzywdzeni i powiedzieć zdecydowane nie tym, którzy nie tylko kiedyś w przeszłości swoimi zaniedbaniami, zachowaniami i decyzjami do tej krzywdy się przyczynili, ale robią to dalej również dziś. Jakub, jestem z Tobą. Dziękuję Ci za Twoją odwagę. I proszę Cię, nie poddawaj się. Bo to dzięki takim ludziom jak Ty światło Ewangelii może powoli przebijać się przez przerażający mrok zła, strukturalnego grzechu i braku wrażliwości. Rok temu, po naszym pierwszym spotkaniu, kiedy wielu nazywało Cię „wrogiem Kościoła”, napisałem publicznie, że chcę zaświadczyć, że jesteś ewangelicznym, odważnym, dojrzałym, wrażliwym i pięknym człowiekiem. Dziś podpisuję się pod tymi słowami z jeszcze większym przekonaniem. — Posłuchajmy i usłyszmy Jakuba.
To najtrudniejsza rozmowa jaką odbyłem od kiedy zacząłem nagrywać podcasty.
Kiedy nieco ponad rok temu, niedługo po premierze filmu braci Sekielskich „Zabawa w chowanego”, pierwszy raz spotkałem się z Jakubem Pankowiakiem, mimo potwornych zranień, jakich doświadczył w Kościele, Jakub miał w sobie wiele nadziei. Marzył o stanięciu przed polskim episkopatem. Wierzył, że jeśli podzieli się z biskupami doświadczeniem osoby skrzywdzonej, to poruszy ich serca i coś w nich zmieni.
Niestety rzeczywistość boleśnie sprowadziła go na ziemię.
Ostatnie 12 miesięcy to ciąg wydarzeń, które konsekwentnie zabijały jego wiarę. Spotkania z biskupami-urzędnikami, którzy nie potrafią wrażliwie traktować zranionych. Zderzenie z kuriami, które zamiast wspierać, traktują skrzywdzonych jak intruzów i próbują wymuszać milczenie. Druzgocące doświadczenie kontaktów z władzami kościelnymi bardziej dbającymi o swój wizerunek i interesy niż o los ludzi, których życie zostało złamane przez ich zaniedbania i krycie przestępców w sutannach.
Dziś Jakub z ogromnym bólem serca mówi, że nie potrafi nazywać polskich hierarchów, z którymi miał kontakt, swoimi pasterzami. Tylko o jednym z nich jest w stanie wypowiadać się z wdzięcznością.
A ja staję obok Jakuba, oddaję mu głos i wiem, że muszę zrobić wszystko, żeby został w Kościele usłyszany.
Bo jeśli nasza wspólnota ma się nawracać i być bardziej ewangeliczna, to musimy być z tymi, którzy są krzywdzeni i powiedzieć zdecydowane nie tym, którzy nie tylko kiedyś w przeszłości swoimi zaniedbaniami, zachowaniami i decyzjami do tej krzywdy się przyczynili, ale robią to dalej również dziś.
Jakub, jestem z Tobą. Dziękuję Ci za Twoją odwagę. I proszę Cię, nie poddawaj się. Bo to dzięki takim ludziom jak Ty światło Ewangelii może powoli przebijać się przez przerażający mrok zła, strukturalnego grzechu i braku wrażliwości.
Rok temu, po naszym pierwszym spotkaniu, kiedy wielu nazywało Cię „wrogiem Kościoła”, napisałem publicznie, że chcę zaświadczyć, że jesteś ewangelicznym, odważnym, dojrzałym, wrażliwym i pięknym człowiekiem. Dziś podpisuję się pod tymi słowami z jeszcze większym przekonaniem.
—
Posłuchajmy i usłyszmy Jakuba.
Kiedy nieco ponad rok temu, niedługo po premierze filmu braci Sekielskich „Zabawa w chowanego”, pierwszy raz spotkałem się z Jakubem Pankowiakiem, mimo potwornych zranień, jakich doświadczył w Kościele, Jakub miał w sobie wiele nadziei. Marzył o stanięciu przed polskim episkopatem. Wierzył, że jeśli podzieli się z biskupami doświadczeniem osoby skrzywdzonej, to poruszy ich serca i coś w nich zmieni.
Niestety rzeczywistość boleśnie sprowadziła go na ziemię.
Ostatnie 12 miesięcy to ciąg wydarzeń, które konsekwentnie zabijały jego wiarę. Spotkania z biskupami-urzędnikami, którzy nie potrafią wrażliwie traktować zranionych. Zderzenie z kuriami, które zamiast wspierać, traktują skrzywdzonych jak intruzów i próbują wymuszać milczenie. Druzgocące doświadczenie kontaktów z władzami kościelnymi bardziej dbającymi o swój wizerunek i interesy niż o los ludzi, których życie zostało złamane przez ich zaniedbania i krycie przestępców w sutannach.
Dziś Jakub z ogromnym bólem serca mówi, że nie potrafi nazywać polskich hierarchów, z którymi miał kontakt, swoimi pasterzami. Tylko o jednym z nich jest w stanie wypowiadać się z wdzięcznością.
A ja staję obok Jakuba, oddaję mu głos i wiem, że muszę zrobić wszystko, żeby został w Kościele usłyszany.
Bo jeśli nasza wspólnota ma się nawracać i być bardziej ewangeliczna, to musimy być z tymi, którzy są krzywdzeni i powiedzieć zdecydowane nie tym, którzy nie tylko kiedyś w przeszłości swoimi zaniedbaniami, zachowaniami i decyzjami do tej krzywdy się przyczynili, ale robią to dalej również dziś.
Jakub, jestem z Tobą. Dziękuję Ci za Twoją odwagę. I proszę Cię, nie poddawaj się. Bo to dzięki takim ludziom jak Ty światło Ewangelii może powoli przebijać się przez przerażający mrok zła, strukturalnego grzechu i braku wrażliwości.
Rok temu, po naszym pierwszym spotkaniu, kiedy wielu nazywało Cię „wrogiem Kościoła”, napisałem publicznie, że chcę zaświadczyć, że jesteś ewangelicznym, odważnym, dojrzałym, wrażliwym i pięknym człowiekiem. Dziś podpisuję się pod tymi słowami z jeszcze większym przekonaniem.
—
Posłuchajmy i usłyszmy Jakuba.
Ojciec Tomasz Gaj - dominikanin i psychoterapeuta. Szukamy odpowiedzi na pytanie czy "Bóg sam wystarczy?". I jak łączyć wiarę z psychologią?
2021-06-29 19:55:13
Ojciec Tomasz Gaj jest dominikaninem, psychologiem i psychoterapeutą. Przyjaźni się z siostrami i z chłopakami z Broniszewic. Był z nimi w najtrudniejszych chwilach. Wspierając swoją wiedzą i doświadczeniem. To właśnie do niego pojechałem po głośnym wywiadzie z krakowskim biskupem, w którym Marek Jędraszewski podzielił się między innymi swoimi dziwnymi przemyśleniami na temat psychologii, psychoanalizy i psychoterapii. Nagraliśmy długą, wielowątkową rozmowę o relacjach między przestrzeniami wiary i psychologii. Również o tym, jak emocjonalnie odnajdywać się w Kościele, który zawodzi i rani. Szukamy odpowiedzialnych odpowiedzi na trudne pytania.
Ojciec Tomasz Gaj jest dominikaninem, psychologiem i psychoterapeutą. Przyjaźni się z siostrami i z chłopakami z Broniszewic. Był z nimi w najtrudniejszych chwilach. Wspierając swoją wiedzą i doświadczeniem.
To właśnie do niego pojechałem po głośnym wywiadzie z krakowskim biskupem, w którym Marek Jędraszewski podzielił się między innymi swoimi dziwnymi przemyśleniami na temat psychologii, psychoanalizy i psychoterapii.
Nagraliśmy długą, wielowątkową rozmowę o relacjach między przestrzeniami wiary i psychologii. Również o tym, jak emocjonalnie odnajdywać się w Kościele, który zawodzi i rani. Szukamy odpowiedzialnych odpowiedzi na trudne pytania.
To właśnie do niego pojechałem po głośnym wywiadzie z krakowskim biskupem, w którym Marek Jędraszewski podzielił się między innymi swoimi dziwnymi przemyśleniami na temat psychologii, psychoanalizy i psychoterapii.
Nagraliśmy długą, wielowątkową rozmowę o relacjach między przestrzeniami wiary i psychologii. Również o tym, jak emocjonalnie odnajdywać się w Kościele, który zawodzi i rani. Szukamy odpowiedzialnych odpowiedzi na trudne pytania.