Audycja Trzecie Oko

Internetowe słuchowiska grozy i tajemnicy.

Kategorie:
Kultura Literatura

Odcinki od najnowszych:

Horror, historia, hitlerowcy!
2013-01-26 22:57:00

Witajcie, znów recenzja, tym razem pod lupę postanowiłem wziąć ciekawą, ale występującą jakby z boku rynku książkę "Obiekt R/W0036". Nie jest łatwo ją ocenić jednoznacznie. Ale o co chodzi? To dobre pytanie gdy przeglądając pobieżnie książkę zorientujemy się, że to pomieszanie legendy o bazyliszku i losów powstańców warszawskich walczących z hitlerowcami w 1944 roku. Na powieść uwagę zwróciła mi moja dziewczyna, Kasia, która trafiła na nią podczas chwilowej fascynacji historical fiction. Jak się okazało mamy w Polsce nie tylko taki gatunek, ale i jego odłam w postaci grozy. "Obiekt R/W0036" to właśnie taki styl - przepis na książkę jest banalnie prosty, ale nie można odmówić autorowi odwagi i pomysłowości, że zdecydował się na takie połączenie. Czy warto? To zależy od tego czego oczekujecie od takiej powieści. Ja wziąłem ją do ręki zachęcony pozytywną opinią Kasi i miałem nadzieję na relaksującą rozrywkę z ciekawym pomysłem. To zdecydowanie nie jest książka dla osób, które historię traktują na tyle poważnie, że nie dopuszczają możliwości jej parodiowania, trawestacji czy wreszcie wykorzystania w mariażu z sensacyjną popkulturą. Kiedy w rozmowie wspomniałem o tej powieści panu Janowi Ołdakowskiemu, dyrektorowi Muzeum Powstania Warszawskiego aż złapał się za głowę - powieść znał, choć ledwo ją wytrzymał. Dla kogo to zatem? Dla tych, którzy nie będą traktować kostiumu historycznego jako wiążącego. Wydarzenia 1944 roku, wojna i jej strony są tu potraktowane tylko jako scenografia do opowieści o potworze terroryzującym miasto. Równie dobrze można by rozpisać opowieść o bazyliszku w dzisiejszych realiach. Bo to właśnie prastary jaszczur jest tutaj bohaterem, a nie polscy czy niemieccy żołnierze. Zatem to książka dla miłośników popkultury, potworów, horrorów i mrocznych baśni. No i zdecydowanie dla miłośników sagi "Obcy", o czym w następnym akapicie. Giger w kanałach Śródmieścia. Szwajcarski artysta pewnie nie słyszał o bazyliszku z warszawskiej starówki i jego straszliwym spojrzeniu, ale nie wątpię by mógł doskonale go zaprojektować na potrzeby filmu na podstawie "Obiektu". A o filmie mówię nie bez kozery, bo Bukowski z wprawą stosuje narrację przypominającą kolejne ujęcia thrillera. Oglądamy wojnę z wielu kamer, ze wszystkich frontów i wreszcie od tej najmroczniejszej strony - oczami bestii. Krótkie, szybkie rozdziały idealnie nadają się do lektury w podróży i zostawiają z apetytem na więcej. Bukowski nie lubi przyzwyczajać czytelnika do bohaterów, czasem mam wrażenie, że woli się ich pozbyć zanim ich polubi, tak więc i Wam doradzam - nie przyzwyczajajcie się do postaci, tu rządzi bazyliszek i to on jest głównym bohaterem. Reszta zasługuje tylko na miejsce na jego talerzu. Oprócz głównych wątków powieści pojawiają się krótkie scenki żywcem wyjęte z horrorów - dla zbudowania klimatu wprowadzimy na chwilkę postać z zupełnie innej strony historii tylko po to by efektownie rzucić ją na pożarcie - zupełnie jak w filmowych klasykach o rekinach i innych bestiach. Wspomniałem o "Obcym" i rzeczywiście w książce tej jest coś z nastroju legendarnej sagi - dziwny tajemniczy stwór, kanały w których błąkają się ludzie bezradni wobec pradawnego potwora, napięcie i atmosfera polowania... na ludzi. Ale jest jeszcze coś, powieść ma w sobie troszkę klasycznego horroru o grozie, której początki są znacznie przed cywilizacją ludzi. Warszawski bazyliszek nie był  w końcu jedyny, ale więcej nie zdradzam!!!! Podsumowanie "Obiekt" to czysta rozrywka podlana grozą i zaprojektowana w ciekawych uniwersum nawiązującym do historii. Historycy i poszukiwacze literackich dzieł raczej się nie zachwycą, za to miłośnicy grozy, potworów i komputerowych strzelanek - będą czuli się jak w domu. Moim zdaniem powieść jest naprawdę warta uwagi, a szczerze mówiąc, bardzo bym się ucieszył gdyby na jej podstawie powstałby film. Niestety w Polsce fantastyka w filmie w ostatnich latach nie ma się najlepiej więc nie liczę na cud. Ale powieść Bukowskiego to gotowy scenariusz. Pozostaje pytanie czy Polacy potrafią i chcą rozmawiać o historii z takim dystansem by łączyć ją z popkulturą i horrorem? Czy nie poczują się urażeni tym, że doniosłym wydarzeniom z historii towarzyszy potwór w kanałach? W polskim nauczaniu historii i tożsamości jednak wciąż główny nacisk kładzie się na poważną martyrologię, tak więc nie ma tu miejsca na mariaż z rozrywką. "Bitwa pod Wiedniem", czy "Bitwa Warszawka" pokazują, że o historii mówimy najczęściej na wdechu. A "Obiekt R/W0036" to czysta rozrywka - bez pretensji do wielkiej literatury. Moim zdaniem to przemawia za Bukowskim - nie próbuje nam nic udowodnić. Tylko dobrze nastraszyć. I jestem mu za to wdzięczny - bo się przy tym dobrze bawiłem. Posłuchajcie fragmentu książki. A pod tym linkiem znajdziecie muzykę towarzyszącą. Na koniec zapowiedź - co w lutym? Recenzja i odcinek. Tytułu odcinka na razie nie zdradzę, ale recenzji już mogę - będziemy zaglądać do powieści "W otchłani Imatry" czyli rosyjskiego kryminału z przenikliwym detektywem w roli głównej. Kolorowych koszmarów!
Witajcie,
znów recenzja, tym razem pod lupę postanowiłem wziąć ciekawą, ale występującą jakby z boku rynku książkę "Obiekt R/W0036". Nie jest łatwo ją ocenić jednoznacznie.


Ale o co chodzi?
To dobre pytanie gdy przeglądając pobieżnie książkę zorientujemy się, że to pomieszanie legendy o bazyliszku i losów powstańców warszawskich walczących z hitlerowcami w 1944 roku. Na powieść uwagę zwróciła mi moja dziewczyna, Kasia, która trafiła na nią podczas chwilowej fascynacji historical fiction. Jak się okazało mamy w Polsce nie tylko taki gatunek, ale i jego odłam w postaci grozy. "Obiekt R/W0036" to właśnie taki styl - przepis na książkę jest banalnie prosty, ale nie można odmówić autorowi odwagi i pomysłowości, że zdecydował się na takie połączenie.

Czy warto?
To zależy od tego czego oczekujecie od takiej powieści. Ja wziąłem ją do ręki zachęcony pozytywną opinią Kasi i miałem nadzieję na relaksującą rozrywkę z ciekawym pomysłem. To zdecydowanie nie jest książka dla osób, które historię traktują na tyle poważnie, że nie dopuszczają możliwości jej parodiowania, trawestacji czy wreszcie wykorzystania w mariażu z sensacyjną popkulturą. Kiedy w rozmowie wspomniałem o tej powieści panu Janowi Ołdakowskiemu, dyrektorowi Muzeum Powstania Warszawskiego aż złapał się za głowę - powieść znał, choć ledwo ją wytrzymał. Dla kogo to zatem? Dla tych, którzy nie będą traktować kostiumu historycznego jako wiążącego. Wydarzenia 1944 roku, wojna i jej strony są tu potraktowane tylko jako scenografia do opowieści o potworze terroryzującym miasto. Równie dobrze można by rozpisać opowieść o bazyliszku w dzisiejszych realiach. Bo to właśnie prastary jaszczur jest tutaj bohaterem, a nie polscy czy niemieccy żołnierze. Zatem to książka dla miłośników popkultury, potworów, horrorów i mrocznych baśni. No i zdecydowanie dla miłośników sagi "Obcy", o czym w następnym akapicie.

Giger w kanałach Śródmieścia.
Szwajcarski artysta pewnie nie słyszał o bazyliszku z warszawskiej starówki i jego straszliwym spojrzeniu, ale nie wątpię by mógł doskonale go zaprojektować na potrzeby filmu na podstawie "Obiektu". A o filmie mówię nie bez kozery, bo Bukowski z wprawą stosuje narrację przypominającą kolejne ujęcia thrillera. Oglądamy wojnę z wielu kamer, ze wszystkich frontów i wreszcie od tej najmroczniejszej strony - oczami bestii. Krótkie, szybkie rozdziały idealnie nadają się do lektury w podróży i zostawiają z apetytem na więcej. Bukowski nie lubi przyzwyczajać czytelnika do bohaterów, czasem mam wrażenie, że woli się ich pozbyć zanim ich polubi, tak więc i Wam doradzam - nie przyzwyczajajcie się do postaci, tu rządzi bazyliszek i to on jest głównym bohaterem. Reszta zasługuje tylko na miejsce na jego talerzu. Oprócz głównych wątków powieści pojawiają się krótkie scenki żywcem wyjęte z horrorów - dla zbudowania klimatu wprowadzimy na chwilkę postać z zupełnie innej strony historii tylko po to by efektownie rzucić ją na pożarcie - zupełnie jak w filmowych klasykach o rekinach i innych bestiach. Wspomniałem o "Obcym" i rzeczywiście w książce tej jest coś z nastroju legendarnej sagi - dziwny tajemniczy stwór, kanały w których błąkają się ludzie bezradni wobec pradawnego potwora, napięcie i atmosfera polowania... na ludzi. Ale jest jeszcze coś, powieść ma w sobie troszkę klasycznego horroru o grozie, której początki są znacznie przed cywilizacją ludzi. Warszawski bazyliszek nie był  w końcu jedyny, ale więcej nie zdradzam!!!!

Podsumowanie
"Obiekt" to czysta rozrywka podlana grozą i zaprojektowana w ciekawych uniwersum nawiązującym do historii. Historycy i poszukiwacze literackich dzieł raczej się nie zachwycą, za to miłośnicy grozy, potworów i komputerowych strzelanek - będą czuli się jak w domu. Moim zdaniem powieść jest naprawdę warta uwagi, a szczerze mówiąc, bardzo bym się ucieszył gdyby na jej podstawie powstałby film. Niestety w Polsce fantastyka w filmie w ostatnich latach nie ma się najlepiej więc nie liczę na cud. Ale powieść Bukowskiego to gotowy scenariusz. Pozostaje pytanie czy Polacy potrafią i chcą rozmawiać o historii z takim dystansem by łączyć ją z popkulturą i horrorem? Czy nie poczują się urażeni tym, że doniosłym wydarzeniom z historii towarzyszy potwór w kanałach? W polskim nauczaniu historii i tożsamości jednak wciąż główny nacisk kładzie się na poważną martyrologię, tak więc nie ma tu miejsca na mariaż z rozrywką. "Bitwa pod Wiedniem", czy "Bitwa Warszawka" pokazują, że o historii mówimy najczęściej na wdechu. A "Obiekt R/W0036" to czysta rozrywka - bez pretensji do wielkiej literatury. Moim zdaniem to przemawia za Bukowskim - nie próbuje nam nic udowodnić. Tylko dobrze nastraszyć. I jestem mu za to wdzięczny - bo się przy tym dobrze bawiłem.

Posłuchajcie fragmentu książki.

A pod tym linkiem znajdziecie muzykę towarzyszącą.

Na koniec zapowiedź - co w lutym? Recenzja i odcinek. Tytułu odcinka na razie nie zdradzę, ale recenzji już mogę - będziemy zaglądać do powieści "W otchłani Imatry" czyli rosyjskiego kryminału z przenikliwym detektywem w roli głównej.

Kolorowych koszmarów!




Recenzja: "Cienie Spoza Czasu - w hołdzie H.P. Lovecraftowi"
2013-01-14 17:18:00

Antologie opowiadań to zdecydowanie ulubiony materiał tego bloga i audycji - krótkie, szybkie i skondensowane formy, których zadaniem jest nas porwać, przestraszyć, zużyć i pozostawić w tym przyjemnym stanie, dla którego sięga się po grozę. W przeciwieństwie do często nadmiernie rozwlekłych powieści opowiadanie wymaga precyzji, doboru i naprawdę sporego kunsztu. Pozwala też na eksperymenty, choćby z narracją - pamiętacie odcinek, w którym pilotowane przez Polaków statki kosmiczne ocaliły Ziemię przez inwazją kosmitów ? Bronisław Kijewski napisał to opowiadanie w formie raportów wojennych sporządzanych przez Ziemian i kosmitów. Albo odcinek o wilkołaku i dramacie jego partnerki, która była ... wilkiem ? Znów fantastyczny eksperyment, tym razem w wykonaniu Ursuli Le Guin. A teraz na moim biurku leży przeczytana niedawno antologia "Cienie spoza czasu - w hołdzie H.P. Lovecraftowi" - wydana przez Wydawnictwo Dobre Historie. Wrocławska ekipa miłośników grozy postanowiła odważnie zebrać opowiadania znanych przerażaczy i uraczyć nas nim miłośników mitów Samotnika z Providence. Co tu mamy? Zwykle z czytaniem wstępów czekam do momentu ukończenia opowiadań. Ale tutaj postanowiłem zaryzykować i ... dobrze wybrałem. Wstęp do antologii napisał nie kto inny jak S.T. Joshi. To chyba najbardziej dociekliwy znawca Lovecrafta, nie tylko jako pisarza, ale też jako człowieka. Joshi jest autorem obszernej biografii pisarza, opracowywał także jego korespondencję. Rzeczywiście zna Samotnika i jego twórczość od podszewki, ale nie jest jego bezkrytycznym fanem. Dlatego wstęp jest jednym z najsilniejszych punktów antologii - Joshi pisze o tym dlaczego opowieści o Mitach Cthulhu po Lovecrafcie nie mają sensu! Ostro krytykuje jego uczniów i kontynuatorów, zwracając uwagę na fakt, że Lovecraft pisał o marnej kondycji człowieka wobec nieodgadniętego kosmosu, a postacie z jego mitów były narzędziem by to pokazać. Kontynuatorzy natomiast stawiają na straszenie nas okropieństwami i szaleństwem, przesuwają więc punkt ciężkości z rozważań na temat samotności i małości człowieka w bezdusznym świecie w stronę makabry i groteski. We wstępie dowiadujemy się zatem, że .... ta antologia nie powinna powstać! Przewrotnie? Ciekawie! Kogo i co czytamy? Dobór autorów wart jest krótkiego komentarza - przede wszystkim zagraniczne nazwiska, ale na sam koniec tomiku mamy rodzimy akcent - Tomasz Drabarek, którego opowiadanie wygrało konkurs zorganizowany przez "Dobre Historie" i w ramach nagrody znalazło się w tomiku. Ale inne nazwiska też nie będą wielu czytelnikom obce, wystarczy wymienić Allana Moore'a (scenarzysta "League of extreme gentlemen" czy Grahama Mastertona (w Polsce szczególnie lubiany twórca takich klasyków jak "Manitou" czy "Ciało i krew"). Jak to w antologii - każdy autor zupełnie inaczej podchodzi do Mitów, inaczej nawiązuje do Lovecrafta. U jednego będzie to nazwa muzycznego zespołu przygrywającego w klubie, gdzie indziej pojawia się grupka kultystów, tajemnicza księga.... na klimat nie będziecie narzekać. Jeśli miałbym polecić Wam coś w szczególności z tego tomiku to opowiadanie Alana Dean Fostera - "Wystąpił błąd krytyczny pod adresem" - czyli opowieść o tym co się stanie gdy mitologia Cthulhu spotka się z obecną cyfrową i zglobalizowaną rzeczywistością - na końcu recenzji znajdziecie fragment do odsłuchania. Ale dobrych opowiadań jest tam znacznie więcej. Było słodko, będzie gorzko. Bo czym byłaby recenzja bez krytyki? Niestety w tym tomiku jest do czego się przyczepić - po pierwsze tłumaczenie - nierzadko bywa bardzo toporne i zbyt dosłowne, a czasem nieostre. Druga sprawa to dobór tekstów, który jest dość nierówny. Szczególnie opowiadanie "W labiryncie Cthulhu" - jestem przekonany, że bez problemu udałoby się znaleźć lepszego kandydata do antologii, bo to zwyczajnie nudny tekst. Jest też błąd w druku - powtórzenie sporego fragmentu opowiadania "Dziedziniec" wewnątrz tekstu "Pustkowia", które może zdziwić i wytrącić z rytmu czytania.. Ale ten zarzut potraktujcie z dystansem - nie przesadzajmy, chochliki w druku zdarzają się wszędzie. Na podsumowanie. Jednak podsumowując - to bardzo ciekawa antologia - zaczyna się od zniechęcania nas do czytania w ogóle, potem prezentuje bardzo zróżnicowane (nie tylko w treści ale i poziomie)  opowiadania, których klamrą spinającą jest proza H.P. Lovecrafta. Tak jakby cały zbiór próbował zadać kłam tezie postawionej na początku przez Joshi'ego.  Mity Cthulhu oglądamy w wielu odsłonach i ze wszystkich niemal stron - spotykamy się z nimi w mrocznych pustkowiach Nowej Anglii, odnajdujemy je na Bliskim Wschodzie, czy wreszcie w cyberprzestrzeni. Moim zdaniem ta książka, choć nierówna, jest zdecydowanie warta uwagi i swojej ceny. Można ją porównać do płyty zespołu muzycznego - nawet jeśli kilka piosenek się nie udało, to i tak są tu hity, dla których czas spędzony przy "Cieniach spoza czasu" nie będzie stracony. Posłuchajcie fragmentu antologii!!!  A tutaj znajdziecie muzykę inspirowaną opowiadaniem - "Ia Ia Ia w sieci" - czyli jak mogłaby zabrzmieć cyfrowa inkantacja rodem z Mitów - Cthulhu ex machina!
Antologie opowiadań to zdecydowanie ulubiony materiał tego bloga i audycji - krótkie, szybkie i skondensowane formy, których zadaniem jest nas porwać, przestraszyć, zużyć i pozostawić w tym przyjemnym stanie, dla którego sięga się po grozę. W przeciwieństwie do często nadmiernie rozwlekłych powieści opowiadanie wymaga precyzji, doboru i naprawdę sporego kunsztu. Pozwala też na eksperymenty, choćby z narracją - pamiętacie odcinek, w którym pilotowane przez Polaków statki kosmiczne ocaliły Ziemię przez inwazją kosmitów? Bronisław Kijewski napisał to opowiadanie w formie raportów wojennych sporządzanych przez Ziemian i kosmitów. Albo odcinek o wilkołaku i dramacie jego partnerki, która była ... wilkiem? Znów fantastyczny eksperyment, tym razem w wykonaniu Ursuli Le Guin.

A teraz na moim biurku leży przeczytana niedawno antologia "Cienie spoza czasu - w hołdzie H.P. Lovecraftowi" - wydana przez Wydawnictwo Dobre Historie. Wrocławska ekipa miłośników grozy postanowiła odważnie zebrać opowiadania znanych przerażaczy i uraczyć nas nim miłośników mitów Samotnika z Providence.



Co tu mamy?
Zwykle z czytaniem wstępów czekam do momentu ukończenia opowiadań. Ale tutaj postanowiłem zaryzykować i ... dobrze wybrałem. Wstęp do antologii napisał nie kto inny jak S.T. Joshi. To chyba najbardziej dociekliwy znawca Lovecrafta, nie tylko jako pisarza, ale też jako człowieka. Joshi jest autorem obszernej biografii pisarza, opracowywał także jego korespondencję. Rzeczywiście zna Samotnika i jego twórczość od podszewki, ale nie jest jego bezkrytycznym fanem. Dlatego wstęp jest jednym z najsilniejszych punktów antologii - Joshi pisze o tym dlaczego opowieści o Mitach Cthulhu po Lovecrafcie nie mają sensu! Ostro krytykuje jego uczniów i kontynuatorów, zwracając uwagę na fakt, że Lovecraft pisał o marnej kondycji człowieka wobec nieodgadniętego kosmosu, a postacie z jego mitów były narzędziem by to pokazać. Kontynuatorzy natomiast stawiają na straszenie nas okropieństwami i szaleństwem, przesuwają więc punkt ciężkości z rozważań na temat samotności i małości człowieka w bezdusznym świecie w stronę makabry i groteski. We wstępie dowiadujemy się zatem, że .... ta antologia nie powinna powstać! Przewrotnie? Ciekawie!

Kogo i co czytamy?
Dobór autorów wart jest krótkiego komentarza - przede wszystkim zagraniczne nazwiska, ale na sam koniec tomiku mamy rodzimy akcent - Tomasz Drabarek, którego opowiadanie wygrało konkurs zorganizowany przez "Dobre Historie" i w ramach nagrody znalazło się w tomiku. Ale inne nazwiska też nie będą wielu czytelnikom obce, wystarczy wymienić Allana Moore'a (scenarzysta "League of extreme gentlemen" czy Grahama Mastertona (w Polsce szczególnie lubiany twórca takich klasyków jak "Manitou" czy "Ciało i krew"). Jak to w antologii - każdy autor zupełnie inaczej podchodzi do Mitów, inaczej nawiązuje do Lovecrafta. U jednego będzie to nazwa muzycznego zespołu przygrywającego w klubie, gdzie indziej pojawia się grupka kultystów, tajemnicza księga.... na klimat nie będziecie narzekać.

Jeśli miałbym polecić Wam coś w szczególności z tego tomiku to opowiadanie Alana Dean Fostera - "Wystąpił błąd krytyczny pod adresem" - czyli opowieść o tym co się stanie gdy mitologia Cthulhu spotka się z obecną cyfrową i zglobalizowaną rzeczywistością - na końcu recenzji znajdziecie fragment do odsłuchania. Ale dobrych opowiadań jest tam znacznie więcej.

Było słodko, będzie gorzko.
Bo czym byłaby recenzja bez krytyki? Niestety w tym tomiku jest do czego się przyczepić - po pierwsze tłumaczenie - nierzadko bywa bardzo toporne i zbyt dosłowne, a czasem nieostre. Druga sprawa to dobór tekstów, który jest dość nierówny. Szczególnie opowiadanie "W labiryncie Cthulhu" - jestem przekonany, że bez problemu udałoby się znaleźć lepszego kandydata do antologii, bo to zwyczajnie nudny tekst.

Jest też błąd w druku - powtórzenie sporego fragmentu opowiadania "Dziedziniec" wewnątrz tekstu "Pustkowia", które może zdziwić i wytrącić z rytmu czytania.. Ale ten zarzut potraktujcie z dystansem - nie przesadzajmy, chochliki w druku zdarzają się wszędzie.

Na podsumowanie.
Jednak podsumowując - to bardzo ciekawa antologia - zaczyna się od zniechęcania nas do czytania w ogóle, potem prezentuje bardzo zróżnicowane (nie tylko w treści ale i poziomie)  opowiadania, których klamrą spinającą jest proza H.P. Lovecrafta. Tak jakby cały zbiór próbował zadać kłam tezie postawionej na początku przez Joshi'ego.

 Mity Cthulhu oglądamy w wielu odsłonach i ze wszystkich niemal stron - spotykamy się z nimi w mrocznych pustkowiach Nowej Anglii, odnajdujemy je na Bliskim Wschodzie, czy wreszcie w cyberprzestrzeni. Moim zdaniem ta książka, choć nierówna, jest zdecydowanie warta uwagi i swojej ceny.

Można ją porównać do płyty zespołu muzycznego - nawet jeśli kilka piosenek się nie udało, to i tak są tu hity, dla których czas spędzony przy "Cieniach spoza czasu" nie będzie stracony.

Posłuchajcie fragmentu antologii!!! 

A tutaj znajdziecie muzykę inspirowaną opowiadaniem - "Ia Ia Ia w sieci" - czyli jak mogłaby zabrzmieć cyfrowa inkantacja rodem z Mitów - Cthulhu ex machina!

Kraken odkryty!
2013-01-11 14:31:00

To niesamowita wiadomość, o której usłyszycie i przeczytacie raczej w końcowych częściach serwisów informacyjnych, albo w rubrykach ze śmiesznymi nowinami. Ale dla nas, miłośników grozy, ma znaczenie kluczowe! Filmowcy przygotowujący materiał japońskiej telewizji NHK oraz Discovery Channel sfilmowali jako pierwsi w historii żywy okaz kałamarnicy olbrzymiej. Do tej pory o istnieniu tego zwierzęcia mogliśmy się tylko dowiedzieć z legend, lub szczątków wyrzucanych na brzeg albo znajdowanych w brzuchach wielorybów. Teraz jednak ludzie stanęli twarzą w twarz z prawdziwym krakenem, mitycznym przodkiem lovecraftowskiego Cthulhu!! Zobaczcie fragment. Żeby go zobaczyć naukowcy zanurzali się małą łodzią podwodną na głębokość 630 m, zwabili przynętą i podążyli za nim aż na 900 m pod powierzchnią wody!  Zaobserwowany okaz ma około trzech metrów, a więc nie tak wiele jak jego krewniacy, szacuje się, że dorosły osobnik tego gatunku może mieć nawet 18 metrów. Do tego dochodzą macki, ogromne oczy oraz dziób i bestia z Mitów Cthulhu gotowa. To pierwszy przypadek gdy stwór znany z mitów i legend starożytnych oraz europejskich marynarzy okazuje się prawdziwy. Mam nadzieję, że zainspiruje pisarzy, filmowców, muzyków do następnych ciekawych opowieści. Obawiam się tylko, czy wraz z jego odkryciem nie pojawią się ci, którzy będą chcieli na nie polować. Zawsze cieszyłem się, że są jeszcze nieodkryte rzeczy na naszej planecie, których człowiek nie zepsuł. Oby kraken nie padł naszą ofiarą...
To niesamowita wiadomość, o której usłyszycie i przeczytacie raczej w końcowych częściach serwisów informacyjnych, albo w rubrykach ze śmiesznymi nowinami. Ale dla nas, miłośników grozy, ma znaczenie kluczowe!

Filmowcy przygotowujący materiał japońskiej telewizji NHK oraz Discovery Channel sfilmowali jako pierwsi w historii żywy okaz kałamarnicy olbrzymiej. Do tej pory o istnieniu tego zwierzęcia mogliśmy się tylko dowiedzieć z legend, lub szczątków wyrzucanych na brzeg albo znajdowanych w brzuchach wielorybów.

Teraz jednak ludzie stanęli twarzą w twarz z prawdziwym krakenem, mitycznym przodkiem lovecraftowskiego Cthulhu!! Zobaczcie fragment.



Żeby go zobaczyć naukowcy zanurzali się małą łodzią podwodną na głębokość 630 m, zwabili przynętą i podążyli za nim aż na 900 m pod powierzchnią wody!

 Zaobserwowany okaz ma około trzech metrów, a więc nie tak wiele jak jego krewniacy, szacuje się, że dorosły osobnik tego gatunku może mieć nawet 18 metrów. Do tego dochodzą macki, ogromne oczy oraz dziób i bestia z Mitów Cthulhu gotowa.

To pierwszy przypadek gdy stwór znany z mitów i legend starożytnych oraz europejskich marynarzy okazuje się prawdziwy. Mam nadzieję, że zainspiruje pisarzy, filmowców, muzyków do następnych ciekawych opowieści. Obawiam się tylko, czy wraz z jego odkryciem nie pojawią się ci, którzy będą chcieli na nie polować. Zawsze cieszyłem się, że są jeszcze nieodkryte rzeczy na naszej planecie, których człowiek nie zepsuł. Oby kraken nie padł naszą ofiarą...

Stare strachy nie rdzewieją.
2012-12-26 01:17:00

Witajcie, niedawno minęło 200 lat od pierwszej publikacji "Baśni braci Grimm". Wiele z nich weszło na stałe do kanonu kultury popularnej, choć funkcjonują w wersjach dalekich od oryginału. Kultura popularna dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku lubi historie bez kantów, szczególnie jeśli widzem lub słuchaczem ma być dziecko - grunt to pokazać mu coś ładnego, melodyjnego, ciepłego i z dobrym zakończeniem... Baśnie braci Grimm były jednak inne, powstały w czasach innej kultury i inna jest ich rola. W tekstach zaklęte są stare surowe zasady dawnej moralności. Próżno w nich szukać ciepłego świata znanego z późniejszych ekranizacji, choćby autorstwa animatorów Disney'a. Nie... u Grimmów las jest mroczny i straszny, czarownice są przerażające, bestie krwawe, a zasady śmiertelnie proste - karą za przewinienie jest śmierć lub cierpienie. Ale można i trzeba w okrutnym świecie pozostać człowiekiem dobrym, choć nie zawsze można liczyć na nagrodę. Przynajmniej nie tutaj... Przygotowałem dla Was tryptyk złożony z trzech baśni, zdecydowanie mniej znanych. Pokazują one Grimmów od tej prawdziwie przerażającej strony. W końcu nie na darmo w języku angielskim wyraz "grim" oznacza coś lub kogoś ponurego, mrocznego... Tłumaczenia odnalazłem w sieci, autorami ich są Beata Sadzenica i Jacek Fijołek. Życzę Wam miłego słuchania, a w nadchodzącym roku... wielu pięknych historii z Waszym udziałem, lub bez.... Uważajcie na Siebie... "Tryptyk braci Grimm" 1. Bracia Grimm - Sowa 2. Bracia Grimm - Posłańcy Śmierci 3. Bracia Grimm - Śpiewająca Kość Pobierz muzykę do odcinka - "Strachy dzieciństwa" Wydaje mi się, że posłowie w tym odcinku nie będzie konieczne... kolorowych koszmarów!
Witajcie,
niedawno minęło 200 lat od pierwszej publikacji "Baśni braci Grimm". Wiele z nich weszło na stałe do kanonu kultury popularnej, choć funkcjonują w wersjach dalekich od oryginału. Kultura popularna dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku lubi historie bez kantów, szczególnie jeśli widzem lub słuchaczem ma być dziecko - grunt to pokazać mu coś ładnego, melodyjnego, ciepłego i z dobrym zakończeniem...

Baśnie braci Grimm były jednak inne, powstały w czasach innej kultury i inna jest ich rola. W tekstach zaklęte są stare surowe zasady dawnej moralności. Próżno w nich szukać ciepłego świata znanego z późniejszych ekranizacji, choćby autorstwa animatorów Disney'a. Nie... u Grimmów las jest mroczny i straszny, czarownice są przerażające, bestie krwawe, a zasady śmiertelnie proste - karą za przewinienie jest śmierć lub cierpienie. Ale można i trzeba w okrutnym świecie pozostać człowiekiem dobrym, choć nie zawsze można liczyć na nagrodę. Przynajmniej nie tutaj...



Przygotowałem dla Was tryptyk złożony z trzech baśni, zdecydowanie mniej znanych. Pokazują one Grimmów od tej prawdziwie przerażającej strony. W końcu nie na darmo w języku angielskim wyraz "grim" oznacza coś lub kogoś ponurego, mrocznego...

Tłumaczenia odnalazłem w sieci, autorami ich są Beata Sadzenica i Jacek Fijołek. Życzę Wam miłego słuchania, a w nadchodzącym roku... wielu pięknych historii z Waszym udziałem, lub bez.... Uważajcie na Siebie...

"Tryptyk braci Grimm"

1. Bracia Grimm - Sowa
2. Bracia Grimm - Posłańcy Śmierci
3. Bracia Grimm - Śpiewająca Kość

Pobierz muzykę do odcinka - "Strachy dzieciństwa"

Wydaje mi się, że posłowie w tym odcinku nie będzie konieczne... kolorowych koszmarów!

Recenzja: Stephen King "Pod kopułą"
2012-12-17 19:01:00

Zaczynamy coś nowego, oprócz słuchowisk brakowało tutaj zawsze rozmowy o tym, co warto, lub czego nie warto przeczytać. Czasem wspomniałem o jakimś filmie, książce, czy płycie, w "Zgrzytach z krypty" staram się polecać i sugerować, ale mam poczucie, że to wciąż za mało. Dlatego co jakiś czas będą pojawiać się tutaj recenzję tego co akurat uda mi się przeczytać. Oczywiście subiektywne do szpiku kości więc tych o innym zdaniu już teraz gorąco zapraszam do odcinania się i dyskusji w komentarzach - porozmawiajmy o książkach! Na pierwszy ogień idzie właśnie ukończone przeze mnie "Pod kopułą" Stephena Kinga. Mistrz niedawno obchodził urodziny, z tej okazji sięgnąłem na zawaloną książkami półkę i ściągnąłem jedną z grubszych - w końcu nie ma to jak poręczna, prawie 1000-stronnicowa, lektura do autobusu, tramwaju czy metra. Ale powiem Wam szczerze, że tak się wciągnąłem, że niewygodny format po prostu musiał przestać przeszkadzać. Od razu jednak uprzedzam - nie jestem wobec Kinga bezkrytyczny. W drogę zatem! Historia rozgrywa się w małym amerykańskim miasteczku w stanie Maine (matecznik horroru, ukochana Nowa Anglia E.A. Poe i Lovecrafta), w którym mieszka w rzeczywistości sam autor. Nagle i niespodziewanie miasteczko zostaje odcięte od świata za pomocą niewidzialnej bariery. Malutka społeczność stałych mieszkańców i przypadkowo zamkniętych próbuje zrozumieć ten fenomen, potem nauczyć się w nim żyć by doczekać ratunku, choć nie bardzo wiadomo kto ma go zapewnić (bo armia i policja są bezradne), wreszcie próbują po prostu przeżyć. Co się dzieje, gdy na dłuższy czas zamyka się razem grupę przypadkowych ludzi? Łatwo się domyślić - budzą się najstraszniejsze demony, nie trzeba tu żadnych paranormalnych straszydeł. W powieści "Pod kopułą" bać będziemy się człowieka i tego co w nim drzemie, co z niego wychodzi w ekstremalnej sytuacji. Największą zaletą powieści jest jej strona techniczna - King podchodził do niej kilka razy (jak pisze w posłowiu), długo konsultował szczegóły dotyczące sprzętu, czy pracy służb. Opłaciło się, obraz miasta jest realistyczny, bohaterowie wiarygodni. To co jednak najlepiej gra w powieści to jej narracja - prowadzona prawdziwie filmowo - z kilku kamer. Krótkie podrozdziały koncentrują się na konkretnych bohaterach, losach przedmiotów, czy zdarzeniach, zupełnie jak ujęcia filmowe. Dzięki temu jest bardzo dynamicznie i wielowątkowo (trudno zliczyć ilu bohaterów King wstawia i zestawia tu ze sceny!). Fabuła nie jest specjalnie odkrywcza, podobnych historii o zamknięciu i mrocznej stronie cywilizowanych z pozoru ludzi mamy wiele. Warto tę książkę przeczytać ze względu na narracje - to przyjemne czytadło, które nie zmieni naszego pojęcia o gatunku (jak na przykład "To" czy "Lśnienie"), ale dostarczy przyjemnej rozrywki... a przecież o to chodzi! No dobrze, ale nie jest idealnie. Niestety moi znajomi podczas czytania uchylili mi rąbek tajemnicy dotyczący zakończenia. Ja tego oczywiście nie zrobię, ale przyznam im rację - King niestety ma kłopoty z zakończeniami książek. Tu jest podobnie, rozbuchana maszyna akcji łapie zadyszkę pod koniec. Ale mi zabawy to nie zepsuło. Polecam, choć szczerze mam nadzieję, że ktoś to kiedyś zekranizuje - bo "Pod kopułą" nadaje się idealnie na scenariusz serialu, znacznie lepiej niż na książkę, która jednak pozostawia niedosyt. W serialu wydarzenia tak poprowadzone miałyby lepsza dynamikę, fabuła lepiej by wybrzmiała. Może HBO albo Showtime to podchwycą kiedyś?
Zaczynamy coś nowego,
oprócz słuchowisk brakowało tutaj zawsze rozmowy o tym, co warto, lub czego nie warto przeczytać. Czasem wspomniałem o jakimś filmie, książce, czy płycie, w "Zgrzytach z krypty" staram się polecać i sugerować, ale mam poczucie, że to wciąż za mało. Dlatego co jakiś czas będą pojawiać się tutaj recenzję tego co akurat uda mi się przeczytać. Oczywiście subiektywne do szpiku kości więc tych o innym zdaniu już teraz gorąco zapraszam do odcinania się i dyskusji w komentarzach - porozmawiajmy o książkach!



Na pierwszy ogień idzie właśnie ukończone przeze mnie "Pod kopułą" Stephena Kinga. Mistrz niedawno obchodził urodziny, z tej okazji sięgnąłem na zawaloną książkami półkę i ściągnąłem jedną z grubszych - w końcu nie ma to jak poręczna, prawie 1000-stronnicowa, lektura do autobusu, tramwaju czy metra. Ale powiem Wam szczerze, że tak się wciągnąłem, że niewygodny format po prostu musiał przestać przeszkadzać. Od razu jednak uprzedzam - nie jestem wobec Kinga bezkrytyczny. W drogę zatem!

Historia rozgrywa się w małym amerykańskim miasteczku w stanie Maine (matecznik horroru, ukochana Nowa Anglia E.A. Poe i Lovecrafta), w którym mieszka w rzeczywistości sam autor. Nagle i niespodziewanie miasteczko zostaje odcięte od świata za pomocą niewidzialnej bariery. Malutka społeczność stałych mieszkańców i przypadkowo zamkniętych próbuje zrozumieć ten fenomen, potem nauczyć się w nim żyć by doczekać ratunku, choć nie bardzo wiadomo kto ma go zapewnić (bo armia i policja są bezradne), wreszcie próbują po prostu przeżyć.

Co się dzieje, gdy na dłuższy czas zamyka się razem grupę przypadkowych ludzi? Łatwo się domyślić - budzą się najstraszniejsze demony, nie trzeba tu żadnych paranormalnych straszydeł. W powieści "Pod kopułą" bać będziemy się człowieka i tego co w nim drzemie, co z niego wychodzi w ekstremalnej sytuacji. Największą zaletą powieści jest jej strona techniczna - King podchodził do niej kilka razy (jak pisze w posłowiu), długo konsultował szczegóły dotyczące sprzętu, czy pracy służb. Opłaciło się, obraz miasta jest realistyczny, bohaterowie wiarygodni. To co jednak najlepiej gra w powieści to jej narracja - prowadzona prawdziwie filmowo - z kilku kamer. Krótkie podrozdziały koncentrują się na konkretnych bohaterach, losach przedmiotów, czy zdarzeniach, zupełnie jak ujęcia filmowe. Dzięki temu jest bardzo dynamicznie i wielowątkowo (trudno zliczyć ilu bohaterów King wstawia i zestawia tu ze sceny!).

Fabuła nie jest specjalnie odkrywcza, podobnych historii o zamknięciu i mrocznej stronie cywilizowanych z pozoru ludzi mamy wiele. Warto tę książkę przeczytać ze względu na narracje - to przyjemne czytadło, które nie zmieni naszego pojęcia o gatunku (jak na przykład "To" czy "Lśnienie"), ale dostarczy przyjemnej rozrywki... a przecież o to chodzi!

No dobrze, ale nie jest idealnie. Niestety moi znajomi podczas czytania uchylili mi rąbek tajemnicy dotyczący zakończenia. Ja tego oczywiście nie zrobię, ale przyznam im rację - King niestety ma kłopoty z zakończeniami książek. Tu jest podobnie, rozbuchana maszyna akcji łapie zadyszkę pod koniec. Ale mi zabawy to nie zepsuło. Polecam, choć szczerze mam nadzieję, że ktoś to kiedyś zekranizuje - bo "Pod kopułą" nadaje się idealnie na scenariusz serialu, znacznie lepiej niż na książkę, która jednak pozostawia niedosyt. W serialu wydarzenia tak poprowadzone miałyby lepsza dynamikę, fabuła lepiej by wybrzmiała. Może HBO albo Showtime to podchwycą kiedyś?


Sex, blood and rock'n'roll.
2012-12-09 19:47:00

Rzutem na taśmę przed świętami i nowym rokiem zapraszam na kolejny odcinek - tym razem z pogranicza grozy i pop-kultury, krótki, wampiryczny i makabryczny. Tekst nadesłał Ernest Fałkowski, muzyka powstała z użyciem kontrabasu (premiera tego instrumentu u nas). Zapraszam do słuchania i komentowania! Pobierz odcinek - Ernest Fałkowski - To dla Ciebie Jimmy (ok. 33 minut) Pobierz muzykę do odcinka - Jimi w piekle
Rzutem na taśmę przed świętami i nowym rokiem zapraszam na kolejny odcinek - tym razem z pogranicza grozy i pop-kultury, krótki, wampiryczny i makabryczny.

Tekst nadesłał Ernest Fałkowski, muzyka powstała z użyciem kontrabasu (premiera tego instrumentu u nas).

Zapraszam do słuchania i komentowania!



Pobierz odcinek - Ernest Fałkowski - To dla Ciebie Jimmy (ok. 33 minut)
Pobierz muzykę do odcinka - Jimi w piekle

Króliki i świnki morskie...
2012-10-27 10:29:00

Witajcie, Dziś będzie znów o szalonych naukowcach i ich zabawkach. Sformułowanie "królik doświadczalny", a po angielsku odsyłające do świnek morskich, funkcjonuje w naszym potocznym języku i rozumowaniu. Nie dziwi, nie przeraża, nie smuci. A jednak powstało opisując los realnego istnienia. My także jesteśmy materiałami eksperymentów: społecznych, gospodarczych, reklamowych czy informacyjnych. Na szczęście nie wszystkie są bolesne. A i sami eksperymentujemy, nierzadko będąc w tych badaniach naprawdę szaleni - testujemy naszych bliskich, przyjaciół, ludzi których spotykamy, testujemy wreszcie i nasze zwierzęta próbując je tak często uczłowieczać, uczyć, wychowywać... Człowiek jako jedno z niewielu zwierząt na świecie nie pozostaje zadowolony z samego faktu, że jest i może być. Chce więcej, chce kontrolować, tworzyć, przetwarzać, rządzić. Może dlatego też chce mieć taką siłę jak Bóg czy natura (zależenie od tego w co wierzy), siłę tworzenia nowego życia. W alchemii znamy tworzenie homunkulusa, w magii znany gest golem i sobowtór, a wierzeniach z Haiti - zombie. To wszystko produkty szalonego wyścigu, gdzie przecięcie wstążki na mecie oznacza przekroczenie ostatecznej granicy stworzenia - możemy stwarzać sami siebie. W tej metodzie jest szaleństwo. I o tym właśnie dzisiejszy odcinek - zapraszam serdecznie! Pobierz odcinek - Paweł Leszczyński - "Komputerowa tęcza" (ok 30 minut) Pobierz muzykę z odcinka - "Człowiek doświadczalny" Czekam na Wasze wrażenia, teksty, listy, komentarze, myśli. Kolorowych koszmarów!!
Witajcie,
Dziś będzie znów o szalonych naukowcach i ich zabawkach. Sformułowanie "królik doświadczalny", a po angielsku odsyłające do świnek morskich, funkcjonuje w naszym potocznym języku i rozumowaniu. Nie dziwi, nie przeraża, nie smuci. A jednak powstało opisując los realnego istnienia. My także jesteśmy materiałami eksperymentów: społecznych, gospodarczych, reklamowych czy informacyjnych. Na szczęście nie wszystkie są bolesne. A i sami eksperymentujemy, nierzadko będąc w tych badaniach naprawdę szaleni - testujemy naszych bliskich, przyjaciół, ludzi których spotykamy, testujemy wreszcie i nasze zwierzęta próbując je tak często uczłowieczać, uczyć, wychowywać...

Człowiek jako jedno z niewielu zwierząt na świecie nie pozostaje zadowolony z samego faktu, że jest i może być. Chce więcej, chce kontrolować, tworzyć, przetwarzać, rządzić. Może dlatego też chce mieć taką siłę jak Bóg czy natura (zależenie od tego w co wierzy), siłę tworzenia nowego życia. W alchemii znamy tworzenie homunkulusa, w magii znany gest golem i sobowtór, a wierzeniach z Haiti - zombie. To wszystko produkty szalonego wyścigu, gdzie przecięcie wstążki na mecie oznacza przekroczenie ostatecznej granicy stworzenia - możemy stwarzać sami siebie. W tej metodzie jest szaleństwo.



I o tym właśnie dzisiejszy odcinek - zapraszam serdecznie!

Pobierz odcinek - Paweł Leszczyński - "Komputerowa tęcza" (ok 30 minut)

Pobierz muzykę z odcinka - "Człowiek doświadczalny"

Czekam na Wasze wrażenia, teksty, listy, komentarze, myśli.

Kolorowych koszmarów!!

Urodziny króla
2012-09-30 22:34:00

Witajcie, dziś wspominkowo i troszkę sentymentalnie. A to dlatego, że w tym tygodniu urodziny miał chyba najpłodniejszy pisarz, wśród straszycieli - Stephen King. Przyznaję, że mnie zadziwił, bo świętował zaledwie 65-lecie. Patrząc na listę publikacji zastanawiam się kiedy on to wszystko napisał? A jeśli do tego dodać jeszcze setki nawiązań do jego twórczości w innych książkach, komiksach, filmach i muzyce widać wielkie uniwersum grozy, które King stworzył. Ma ono swoje stałe punkty i miejsca, między innymi miasteczko Derry, czy inne okolice Nowej Anglii. Moją pierwszą książką Kinga było "Misery", mocny cios na początek. Przez wiele lat śmiałem się z tego autora, bo wydawało mi się, że pisze tak dużo, że jest raczej automatem i tylko zastanawia się czy tym razem zaatakuje nas toster, czy suszarka. Ale z biegiem lat zmieniłem zdanie i dziś chętnie po niego sięgam. Jest doskonałym obserwatorem kultury, zna swój kraj i krajan jak własną kieszeń, a do tego świetnie przedłuża tradycję klasyków (Lovecraft i Poe) dodając wiele od siebie. Dziś sam jest ikoną i żywą legendą o podobnym statusie, co pomnikowi pisarze grozy. Ma to szczęście, w przeciwieństwie do tamtych, że może liczyć na docenienie ze strony współczesnych. A to, co zawsze uwielbiałem w jego książkach, to nawiązania do amerykańskiej kultury popularnej, w jego książkach bohaterowie słuchają piosenek, do których nie raz docierałem. To doskonały zabieg, nie tylko uwiarygadniał jego historie, ale i przenosił czytelnika z odległych krain (takich jak Polska) do jego Ameryki. Bo USA Stephena Kinga jest inne niż to, które znamy z serwisów informacyjnych, reality show popularnych muzycznych kanałów, czy z reklam. Jego USA nie jest tak pokiereszowane psychicznie jak to po tragedii WTC, z tęsknotą i sentymentem patrzy na czasy rock'n'rolla, zasłuchuje się w klasykach lat 60-tych i popija kawę w przydrożnych motelach, przejadając hamburgery. Dla mnie jest to dość magiczne... Kwintesencją tej magicznej Ameryki jest zespół Rock Bottom Reminders - band autorów, w którym King nie raz występował, a wraz z nim sławy amerykańskiej kultury popularnej, jak choćby Matt Groening, Posłuchajcie jasnej strony pisarza mroku. Podobno King pracuje nad kontynuacją "Lśnienia", z pewnością nas zaskoczy nie raz. Jego syn, Joe Hill, także pisze. Na półce mam jego książkę "20th Century Ghosts", która spokojnie czeka na swój czas. Kolorowych koszmarów!!!
Witajcie,
dziś wspominkowo i troszkę sentymentalnie. A to dlatego, że w tym tygodniu urodziny miał chyba najpłodniejszy pisarz, wśród straszycieli - Stephen King. Przyznaję, że mnie zadziwił, bo świętował zaledwie 65-lecie. Patrząc na listę publikacji zastanawiam się kiedy on to wszystko napisał? A jeśli do tego dodać jeszcze setki nawiązań do jego twórczości w innych książkach, komiksach, filmach i muzyce widać wielkie uniwersum grozy, które King stworzył. Ma ono swoje stałe punkty i miejsca, między innymi miasteczko Derry, czy inne okolice Nowej Anglii.

Moją pierwszą książką Kinga było "Misery", mocny cios na początek. Przez wiele lat śmiałem się z tego autora, bo wydawało mi się, że pisze tak dużo, że jest raczej automatem i tylko zastanawia się czy tym razem zaatakuje nas toster, czy suszarka. Ale z biegiem lat zmieniłem zdanie i dziś chętnie po niego sięgam. Jest doskonałym obserwatorem kultury, zna swój kraj i krajan jak własną kieszeń, a do tego świetnie przedłuża tradycję klasyków (Lovecraft i Poe) dodając wiele od siebie. Dziś sam jest ikoną i żywą legendą o podobnym statusie, co pomnikowi pisarze grozy. Ma to szczęście, w przeciwieństwie do tamtych, że może liczyć na docenienie ze strony współczesnych.

A to, co zawsze uwielbiałem w jego książkach, to nawiązania do amerykańskiej kultury popularnej, w jego książkach bohaterowie słuchają piosenek, do których nie raz docierałem. To doskonały zabieg, nie tylko uwiarygadniał jego historie, ale i przenosił czytelnika z odległych krain (takich jak Polska) do jego Ameryki. Bo USA Stephena Kinga jest inne niż to, które znamy z serwisów informacyjnych, reality show popularnych muzycznych kanałów, czy z reklam. Jego USA nie jest tak pokiereszowane psychicznie jak to po tragedii WTC, z tęsknotą i sentymentem patrzy na czasy rock'n'rolla, zasłuchuje się w klasykach lat 60-tych i popija kawę w przydrożnych motelach, przejadając hamburgery. Dla mnie jest to dość magiczne...

Kwintesencją tej magicznej Ameryki jest zespół Rock Bottom Reminders - band autorów, w którym King nie raz występował, a wraz z nim sławy amerykańskiej kultury popularnej, jak choćby Matt Groening, Posłuchajcie jasnej strony pisarza mroku.



Podobno King pracuje nad kontynuacją "Lśnienia", z pewnością nas zaskoczy nie raz. Jego syn, Joe Hill, także pisze. Na półce mam jego książkę "20th Century Ghosts", która spokojnie czeka na swój czas.

Kolorowych koszmarów!!!

Magia zapomnianego instrumentu....
2012-09-20 13:03:00

Witajcie, spełniając obietnicę przynajmniej jednego wpisu tygodniowo chciałbym zabrać Was dziś w podróż do początków ubiegłego wieku. Jednocześnie były to początki niesamowitej rewolucji muzycznej, nie tylko w dziedzinie jej wykonywania, ale także rewolucji na rynku muzycznym. W dzisiejszych czasach kupowanie muzyki z pomocą internetu, słuchanie jej z radia, lub płyt jest oczywiste, kiedyś by posłuchać nagrań potrzebny był żywy wykonawca obecny na sali. Jednak wraz z wynalazkiem telefonu i możliwości przesyłania głosu na odległość pojawił się pomysł by to samo zrobić z muzyką. Thaddeus Cahill postanowił wcielić w życie wyjątkowy pomysł i stworzyć machinę, która nie tylko będzie mechaniczną orkiestrą odgrywającą znane utwory, ale także za pomocą sieci kabli będzie mogła przesyłać muzykę do odbiorców, którzy zechcą się z nią połączyć. Czyż nie jest to podobne do dzisiejszych systemów kupowania muzyki, takich jak choćby I-Tunes? A mówimy o początkach dwudziestego wieku! Maszyna powstała i działała... czemu tak niewiele o niej się dziś mówi? Zobaczcie bardzo ciekawy dwuczęściowy dokument na ten temat. Film jest po angielsku, dla osób z dysfunkcją wzroku mam dobrą wiadomość - lektor opisuje na tyle plastycznie, że bez oglądania zestawionych zdjęć można dowiedzieć się jak powstało i działało Telharmonium. Część 1 Częśc 2 Kolorowych koszmarów!
Witajcie,
spełniając obietnicę przynajmniej jednego wpisu tygodniowo chciałbym zabrać Was dziś w podróż do początków ubiegłego wieku. Jednocześnie były to początki niesamowitej rewolucji muzycznej, nie tylko w dziedzinie jej wykonywania, ale także rewolucji na rynku muzycznym.

W dzisiejszych czasach kupowanie muzyki z pomocą internetu, słuchanie jej z radia, lub płyt jest oczywiste, kiedyś by posłuchać nagrań potrzebny był żywy wykonawca obecny na sali. Jednak wraz z wynalazkiem telefonu i możliwości przesyłania głosu na odległość pojawił się pomysł by to samo zrobić z muzyką.

Thaddeus Cahill postanowił wcielić w życie wyjątkowy pomysł i stworzyć machinę, która nie tylko będzie mechaniczną orkiestrą odgrywającą znane utwory, ale także za pomocą sieci kabli będzie mogła przesyłać muzykę do odbiorców, którzy zechcą się z nią połączyć. Czyż nie jest to podobne do dzisiejszych systemów kupowania muzyki, takich jak choćby I-Tunes? A mówimy o początkach dwudziestego wieku!

Maszyna powstała i działała... czemu tak niewiele o niej się dziś mówi? Zobaczcie bardzo ciekawy dwuczęściowy dokument na ten temat. Film jest po angielsku, dla osób z dysfunkcją wzroku mam dobrą wiadomość - lektor opisuje na tyle plastycznie, że bez oglądania zestawionych zdjęć można dowiedzieć się jak powstało i działało Telharmonium.

Część 1


Częśc 2


Kolorowych koszmarów!

Powrót do domu.
2012-09-11 15:44:00

Wracam, do audycji, muzycznie do korzeni, a tematycznie do dawnych opowieści niezwykłych - jestem i zostaję z Wami podejmując niniejszym zobowiązanie by co tydzień umieszczać coś na blogu, nie zawsze słuchowisko, ale zadbam o to by raz w tygodniu coś się tutaj pojawiało.  Tymczasem zapraszam na długo wyczekiwany (przeze mnie) odcinek!! Posłuchaj i pobierz: Guy de Maupassant - "Tchórz"  (ok 31 minut) Posłuchaj i pobierz: "Najgorsze jest oczekiwanie" - muzyka do odcinka Czekam na Wasze komentarze, opinie, sugestie, wrażenia - piszcie!!! Kolorowych koszmarów!
Wracam,
do audycji, muzycznie do korzeni, a tematycznie do dawnych opowieści niezwykłych - jestem i zostaję z Wami podejmując niniejszym zobowiązanie by co tydzień umieszczać coś na blogu, nie zawsze słuchowisko, ale zadbam o to by raz w tygodniu coś się tutaj pojawiało. 
Tymczasem zapraszam na długo wyczekiwany (przeze mnie) odcinek!!

Posłuchaj i pobierz: Guy de Maupassant - "Tchórz" (ok 31 minut)
Posłuchaj i pobierz: "Najgorsze jest oczekiwanie" - muzyka do odcinka
Czekam na Wasze komentarze, opinie, sugestie, wrażenia - piszcie!!!
Kolorowych koszmarów!

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie