Bajkowy Podcast

Klasyczne i popularne bajki w sam raz dla Twojego dziecka, a może chcesz posłuchać razem z nim?


Odcinki od najnowszych:

BP #060 - Tosimir
2020-01-12 05:00:03

Autor: Marzena Przekwas-Siemiątkowska Tytuł: Tosimir Czyta: Wojciech Strózik Głosu mamie użyczyła Monika Grabowska - Mamo, opowiesz mi bajkę? – nie mogę zasnąć. - Kochanie, musi być dziś? Jestem już zmęczona. - To chociaż krótką. - Nie dasz za wygraną, prawda? - Króciutką. - Dobra, zamykaj oczy i słuchaj. Za trzema sernikowymi górami było sobie królestwo rodzynek, które na co dzień trudniło się wypiekaniem serników. - Mamuś głodny jestem. - Miałeś zamknąć oczy i spać. Cicho bądź. Za trzema sernikowymi górami było sobie królestwo rodzynek, które na co dzień trudniło się wypiekaniem serników. W sąsiednim królestwie żył wiecznie głodny olbrzym, o imieniu Tosimir. Tosimir, słynął z tego, że uwielbiał długo spać i dużo zjeść. Jego ulubionymi potrawami było przeróżne wypieki, które kradł, z okolicznych posiadłości. Któregoś dnia, obudził się okrutnie głodny. Zdał sobie sprawę, z tego, że już nie ma co jeść, bo gospodarze, z pobliskich wsi wynieśli się na południe, by tam olbrzym, nie okradał ich, z wyrobów cukierniczych. - Co to są wyroby cukiernicze? – wtrąca się Tosiu. - Ciasta. Olbrzym postanowił, że pójdzie na spacer i poszuka jakiegoś jedzenia. Tak wędrował i wędrował, aż w końcu ze zmęczenia usiadł. Kiedy tak burczało mu w brzuchu, oparł głowę, o kamień i zasnął. Po przebudzeniu postanowił przejść jeszcze kilka kilometrów, by w końcu się najeść. Wieczorem jego oczom ukazał się widok trzech gór. Z daleka wyglądały, jak bezy. Wyglądały tak apetycznie, że Tosimir pobiegł ile sił w nogach, by jak najszybciej spróbować tych słodkości. Kiedy znalazł się na miejscu, okazało się, że to wcale nie bezy, a sernikowe góry. Olbrzym nie dowierzał. Najpierw zanurzył palec. - Mmmmmm – mruczał pod nosem - Ale pyszne…. Tak jadł, jadł, jadł, aż w końcu jedna góra zniknęła. Postanowił wrócić do domu, by solidnie się wykąpać i wyspać, a potem wrócić po drugą i trzecią, sernikową górę. Pod nieobecność Tosimira, rodzynki wybrały się na spacer, by sprawdzić, czy góry, z których słynne jest ich królestwo pozostały nietknięte i czy ewentualnie, nie trzeba ich uzupełnić kolejną sernikową masą. Kiedy zobaczyły, co zrobił olbrzym były bardzo rozgniewane. Pracowały cały dzień, by znowu powstała trzecia sernikowa góra. Wymyśliły jednak, że dadzą olbrzymowi nauczkę. Tym razem posypały górę solą. Olbrzym oczywiście wrócił po nieswoje słodkości. Szybko wkładał do ust kolejne fragmenty góry. - Bleeeee – co się dzieje? – wrzasnął oburzony. - Ten sernik, jest słony! - I najgorsze, że zbiera się na deszcz. Usiądę pod drzewem i przeczekam – pomyślał. Deszcz padał zaledwie kilka minut, a potem wyszło piękne słońce, które tylko troszeczkę przysłaniała kolorowa tęcza. - Hmmm, jeśli spadł deszcz, to pewnie zmył sól – pomyślał Tosimir. Tak też się stało. Tosimir najadł się do syta, po czym wrócił do domu. Zadowolone z siebie rodzynki, poszły sprawdzić, czy Olbrzym zniechęcił się do sernika i pozostawił góry nietknięte. Kiedy dotarły na miejsce, zaczęły podskakiwać ze złości. Wróciły do swojego królestwa, by naradzić się z pozostałymi rodzynkami, co zrobić, ze złodziejem. Król, po długiej naradzie, z poddanymi stwierdził, że najlepiej będzie, kiedy w górę sernika włoży się łapki na myszy. Kiedy Tosimir włoży dłonie, to łapki zatrzasną się na jego palcach i skutecznie zniechęcą go do jedzenia. Co też zrobiły. Olbrzym wrócił na miejsce i zanurzył dłonie w serniku. - Auuuuuuuu – wrzasnął. - To boli! Zdenerwował się na rodzynki. Ruszył szybkim krokiem, by się zemścić. Kiedy dotarł na miejsce, rodzynki bawiły się na dziedzińcu, tańce, gra w klasy, skakanki – były zajęte sobą. Sielski widok jeszcze bardziej rozłościł Tosimira. Tupnął nogą, by zwrócić na siebie uwagę. - Albo będziecie mi co drugi dzień piec sernikową górę albo was zjem. - Wyprowadzimy się stad jak wszyscy i będziesz już zawsze głodny – zgodnym chórem odpowiedziały rodzynki. Wtedy olbrzym zaczął płakać: - Co ja mam zrobić, kiedy jestem głodny, a sam nie potrafię sobie nic upiec. - Nauczymy cię, jak piecze się sernik, chcesz? - Naprawdę mogłybyście mnie nauczyć? - Tak i będziesz mógł sam sobie przyrządzać słodkości. Zabrali się do pracy. Mieli tylko jeden problem: - Skąd wziąć taki wielki mikser, by olbrzym mógł zmiksować ciasto? – zachodziły w głowę rodzynki. - To żaden problem – powiedział Tosimir. - Użyję do tego swojego palca i zobaczycie, jak szybko ciasto będzie gotowe. Jak powiedział, tak zrobił. Po kilku minutach można było włożyć placek do piekarnika. Rodzynki miały duży piec ponieważ wypiekały kilkanaście serników dziennie. Toteż i blacha olbrzyma zmieściła się do piekarnika. Zadowolony Tosimir, podziękował rodzynkom i udał się do domu, by przygotować miejsce, gdzie będzie mógł dla siebie wypiekać różne pyszności. Każdego dnia rodzynki uczyły olbrzyma nowych ciast, a ten próbował je przygotowywać później sam, co zresztą wychodziło mu całkiem nieźle. W końcu olbrzym i rodzynki zaprzyjaźnili się. Od tej pory olbrzym już nie kradł jedzenia, sam potrafił je przygotować. - Koniec bajki, a teraz śpi. - Jak mam spać, kiedy narobiłaś mi takiego apetytu. - Antekkkkkkkk!!!!!! - Dobrze już dobrze. Dobranoc mamuś bajkowypodcast.pl
Autor: Marzena Przekwas-Siemiątkowska
Tytuł: Tosimir
Czyta: Wojciech Strózik
Głosu mamie użyczyła Monika Grabowska

- Mamo, opowiesz mi bajkę? – nie mogę zasnąć.
- Kochanie, musi być dziś? Jestem już zmęczona.
- To chociaż krótką.
- Nie dasz za wygraną, prawda?
- Króciutką.
- Dobra, zamykaj oczy i słuchaj.
Za trzema sernikowymi górami było sobie królestwo rodzynek, które na co dzień trudniło się wypiekaniem serników.
- Mamuś głodny jestem.
- Miałeś zamknąć oczy i spać. Cicho bądź.
Za trzema sernikowymi górami było sobie królestwo rodzynek, które na co dzień trudniło się wypiekaniem serników. W sąsiednim królestwie żył wiecznie głodny olbrzym, o imieniu Tosimir. Tosimir, słynął z tego, że uwielbiał długo spać i dużo zjeść. Jego ulubionymi potrawami było przeróżne wypieki, które kradł, z okolicznych posiadłości.
Któregoś dnia, obudził się okrutnie głodny. Zdał sobie sprawę, z tego, że już nie ma co jeść, bo gospodarze, z pobliskich wsi wynieśli się na południe, by tam olbrzym, nie okradał ich, z wyrobów cukierniczych.
- Co to są wyroby cukiernicze? – wtrąca się Tosiu.
- Ciasta.
Olbrzym postanowił, że pójdzie na spacer i poszuka jakiegoś jedzenia. Tak wędrował i wędrował, aż w końcu ze zmęczenia usiadł. Kiedy tak burczało mu w brzuchu, oparł głowę, o kamień i zasnął. Po przebudzeniu postanowił przejść jeszcze kilka kilometrów, by w końcu się najeść.
Wieczorem jego oczom ukazał się widok trzech gór. Z daleka wyglądały, jak bezy. Wyglądały tak apetycznie, że Tosimir pobiegł ile sił w nogach, by jak najszybciej spróbować tych słodkości. Kiedy znalazł się na miejscu, okazało się, że to wcale nie bezy, a sernikowe góry. Olbrzym nie dowierzał. Najpierw zanurzył palec.
- Mmmmmm – mruczał pod nosem
- Ale pyszne….
Tak jadł, jadł, jadł, aż w końcu jedna góra zniknęła.
Postanowił wrócić do domu, by solidnie się wykąpać i wyspać, a potem wrócić po drugą i trzecią, sernikową górę. Pod nieobecność Tosimira, rodzynki wybrały się na spacer, by sprawdzić, czy góry, z których słynne jest ich królestwo pozostały nietknięte i czy ewentualnie, nie trzeba ich uzupełnić kolejną sernikową masą. Kiedy zobaczyły, co zrobił olbrzym były bardzo rozgniewane. Pracowały cały dzień, by znowu powstała trzecia sernikowa góra. Wymyśliły jednak, że dadzą olbrzymowi nauczkę. Tym razem posypały górę solą.
Olbrzym oczywiście wrócił po nieswoje słodkości. Szybko wkładał do ust kolejne fragmenty góry.
- Bleeeee – co się dzieje? – wrzasnął oburzony.
- Ten sernik, jest słony!
- I najgorsze, że zbiera się na deszcz. Usiądę pod drzewem i przeczekam – pomyślał.
Deszcz padał zaledwie kilka minut, a potem wyszło piękne słońce, które tylko troszeczkę przysłaniała kolorowa tęcza.
- Hmmm, jeśli spadł deszcz, to pewnie zmył sól – pomyślał Tosimir.
Tak też się stało. Tosimir najadł się do syta, po czym wrócił do domu.
Zadowolone z siebie rodzynki, poszły sprawdzić, czy Olbrzym zniechęcił się do sernika i pozostawił góry nietknięte. Kiedy dotarły na miejsce, zaczęły podskakiwać ze złości. Wróciły do swojego królestwa, by naradzić się z pozostałymi rodzynkami, co zrobić, ze złodziejem. Król, po długiej naradzie, z poddanymi stwierdził, że najlepiej będzie, kiedy w górę sernika włoży się łapki na myszy. Kiedy Tosimir włoży dłonie, to łapki zatrzasną się na jego palcach i skutecznie zniechęcą go do jedzenia. Co też zrobiły.
Olbrzym wrócił na miejsce i zanurzył dłonie w serniku.
- Auuuuuuuu – wrzasnął.
- To boli!
Zdenerwował się na rodzynki. Ruszył szybkim krokiem, by się zemścić. Kiedy dotarł na miejsce, rodzynki bawiły się na dziedzińcu, tańce, gra w klasy, skakanki – były zajęte sobą. Sielski widok jeszcze bardziej rozłościł Tosimira. Tupnął nogą, by zwrócić na siebie uwagę.
- Albo będziecie mi co drugi dzień piec sernikową górę albo was zjem.
- Wyprowadzimy się stad jak wszyscy i będziesz już zawsze głodny – zgodnym chórem odpowiedziały rodzynki.
Wtedy olbrzym zaczął płakać:
- Co ja mam zrobić, kiedy jestem głodny, a sam nie potrafię sobie nic upiec.
- Nauczymy cię, jak piecze się sernik, chcesz?
- Naprawdę mogłybyście mnie nauczyć?
- Tak i będziesz mógł sam sobie przyrządzać słodkości.
Zabrali się do pracy. Mieli tylko jeden problem:
- Skąd wziąć taki wielki mikser, by olbrzym mógł zmiksować ciasto? – zachodziły w głowę rodzynki.
- To żaden problem – powiedział Tosimir.
- Użyję do tego swojego palca i zobaczycie, jak szybko ciasto będzie gotowe.
Jak powiedział, tak zrobił. Po kilku minutach można było włożyć placek do piekarnika. Rodzynki miały duży piec ponieważ wypiekały kilkanaście serników dziennie. Toteż i blacha olbrzyma zmieściła się do piekarnika.
Zadowolony Tosimir, podziękował rodzynkom i udał się do domu, by przygotować miejsce, gdzie będzie mógł dla siebie wypiekać różne pyszności. Każdego dnia rodzynki uczyły olbrzyma nowych ciast, a ten próbował je przygotowywać później sam, co zresztą wychodziło mu całkiem nieźle.
W końcu olbrzym i rodzynki zaprzyjaźnili się. Od tej pory olbrzym już nie kradł jedzenia, sam potrafił je przygotować.
- Koniec bajki, a teraz śpi.
- Jak mam spać, kiedy narobiłaś mi takiego apetytu.
- Antekkkkkkkk!!!!!!
- Dobrze już dobrze. Dobranoc mamuś

bajkowypodcast.pl

BP #058 - Kamyczek
2020-01-06 05:00:20

Autor: KAROLINA BRZUCHALSKA Tytuł: Kamyczek Czyta: Wojciech Strózik Głosu mamie użyczyła Monika Grabowska Kamyczek był malutki i żółty. Miał trochę chropowatą powierzchnię, a trochę gładką. Był zakręcony, a na samym końcu widoczna była malutka dziurka. Antoś trzymał go w dwóch małych paluszkach i przyglądał mu się w napięciu. Z tej dziurki chyba coś powinno wychodzić? Przynajmniej tak wyglądała, jakby ktoś w niej mieszkał. Antoś przyłożył ucho do kamyczka. Nic nie słychać. A mama mówiła, że jak się przyłoży ucho do muszli, to słychać szum morza. Antoś nie słyszał szumu morza. To to chyba nie była muszla. Szkoda. Mama mówiła, że w muszli czasem mieszkają zwierzątka. I że chowają się tam przed innymi zwierzątkami, jak się ich boją. Albo jak chcą odpocząć. Antoś też się chowa przed wszystkimi jak jest zmęczony. Bierze swoją tetrową pieluszkę, królika Zygfryda i idzie się schować do swojego łóżeczka. Za szczebelkami czuje się bezpiecznie. Co prawda mama mówi, że Antoś jest już dużym chłopcem i nie musi spać w łóżeczku ze szczebelkami, ale Antoś lubi swoje szczebelki. Dzięki nim wie, że nie spadnie na twardą podłogę. W ostatnią sobotę tata zabrał łóżeczku dwa szczebelki. Antoś nie wie, do czego tacie były potrzebne, ale łóżeczko potem było takie smutne. Antoś próbował je pocieszyć. Siadał w miejscu, z którego tata wyjął dwa szczebelki, potem wchodził do łóżeczka i się do niego mocno przytulał. Miał nadzieję, że dzięki temu będzie ono troszeczkę mnie smutne. I rzeczywiście – humor łóżeczka trochę się poprawił. Antoś słyszał potem wieczorem, jak mama mówiła do taty, że to był dobry pomysł z tymi szczebelkami. I że Antoś ma już ponad dwa lata i może sobie sam wchodzić do łóżeczka, kiedy chce. I że jeszcze trochę i trzeba będzie zdjąć całą barierkę. Kiedy Antoś usłyszał o tym, że tata miałby zdjąć całą barierkę, trochę się przestraszył. To by dopiero było łóżeczku przykro. Jakby mu ktoś cały boczek zabrał. Antoś nie chciał, żeby tak się stało, dlatego zaraz poprzynosił do łóżeczka wszystkie swoje pluszowe zabawki. Położył je przy boku ze szczebelkami, żeby pilnowały każdego z osobna. I żeby mama z tatą zobaczyli, że jak zdejmą cały bok, to wszystkie pluszaczki pospadają na podłogę. Ale mama tylko się śmiała, że Antoś teraz jak ma którędy, to znosi do łóżeczka wszystko, co posiada i jeszcze trochę a dla niego samego zabraknie tam miejsca. Antoś nie widział w tym nic śmiesznego. Dorośli czasem zupełnie nic nie rozumieją. Ciekawe jak oni by się czuli, gdyby ktoś zabrał im cały bok. Na pewno nie było by im tak wesoło! Antoś wyjął kamyczek z kieszonki, do której schował go przed mamą. Czy mu się wydawało, czy coś się tam poruszyło w środku? Przyjrzał się kamyczkowi dokładnie. Dotknął otwór paluszkiem, potem polizał. Nie smakował niczym szczególnym. Ani niczym nie pachniał. Antoś przyglądał mu się w zadumie. Wziął patyczek i spróbował go włożyć do otworu. - Co robisz, Antosiu? – usłyszał nagle głos mamy, a jej długi cień zasłonił słoneczko, które od rana świeciło na niebie. Antoś podniósł oczy do góry i spojrzał na mamę. Mama była wysoka, bardzo wysoka. Z całą pewnością mogła sięgnąć nieba. I zdjąć sobie z niej gwiazdkę. Chociaż nie, gwiazdki to chyba jednak nie mogła. Antoś słyszał kiedyś jak tata mówił, że on mamie tę gwiazdkę da. Ciekawe po co mamie gwiazdka z nieba? – Co tam znalazłeś, synku? – Mama przykucnęła i wyjęła z ręki Antosia kamyczek. - Amyk! – powiedział Antoś. - Kamyk? – powtórzyła mama. – Nie, słoneczko. To nie jest kamyk. To jest ślimak. - Imak? – powtórzył teraz Antoś. Nie wiedział, co to jest ślimak i popatrzył pytająco na mamę. - Ślimak to takie zwierzątko, które mieszka w muszli. Może jak go zawołamy to do nas przyjdzie? – mama wzięła muszlę ze ślimakiem i położyła go sobie na wyprostowanej dłoni. A potem powiedziała: Ślimak, ślimak, Wystaw rogi. Dam ci sera na pierogi. Jak nie sera to kapusty. Od kapusty będziesz tłusty. Antoś nie wiedział, czy ślimaki lubią pierogi. Albo kapustę. On sam bardzo lubił. Pogłaskał się teraz z lubością po wystającym brzuszku i powiedział: - Serek mniam. Apusta pychaaaaa – i oblizał się ze smakiem. Antoś był małym obżartuchem. Tak przynajmniej mówiła o nim mama. Ale cóż mały chłopczyk może poradzić na to, że wszystko absolutnie jest takie pyszne? Popatrzył teraz na ślimaka. Czy ślimaki lubią serek? Albo kapustę? Antoś nie wiedział. Jeśli ślimak będzie lubił, to Antoś się z nim podzieli. Chociaż niechętnie. Patrzył na muszelkę i patrzył. Przez długą chwilę nic się nie działo, aż nagle… - Imaaak! – wykrzyknął Adać. Najpierw zobaczył małą kropeczkę. Taką tycią tycią. Kropeczka wyszła z otworu i zaczęła rosnąć. Ze skorupki wyszła cała ślimacza antenka. A potem druga. I ślimak wystawił całą głowę. Była kwadratowa, podłużna z dwoma długimi rogami. Mama mówiła, że to rogi. Antosiowi bardziej wyglądały na antenki, ale może mama ma rację? Ślimak wysunął długą główkę z otworu i rozejrzał się. Antoś patrzył na niego zafascynowany, a potem wyciągnął paluszek i dotknął antenki. Ta natychmiast się schowała, aby po chwili znów się wyprostować. Antoś znów ciekawie dotknął antenki i ślimak znów się schował. - Imak? – Antoś patrzył pytająco w stronę muszelki. - Ślimaki są malutkie i się nas boją. Dlatego się chowają – powiedziała mama. – Spróbuj mu dać sałaty. Antoś pobiegł w stronę wózka, ściskając ślimaka mocno w dłoni. Szybko przebierał krótkimi nóżkami. Chciał jak najszybciej dać ślimakowi jeść. Na pewno jest głodny. Antoś wiedział, jak to jest - być głodnym. I nie lubił tego uczucia. W brzuszku burczało, głowa bolała i mały Antoś nie miał wtedy humoru. Nie chciał, by ślimak czuł się źle. Chciał go szybko nakarmić. Dobiegł do wózka i wyjął z koszyczka pod nim sałatę. - Masz imak sałatę! – powiedział, niemal wtykając liść do otworu muszli. Ale ślimak nie wyszedł. Schował się gdzieś głęboko. Antoś położył sałatę na ziemi, na niej zaś muszlę i kładąc się na chodniku znów zajrzał do domku ślimaka. - Imak lubis sałatę? – zapytał. Nie było odpowiedzi. Jednak ślimak powoli, powoli zaczął wystawiać rogi. Dotknął nimi sałaty. Posmakował. I z zadowoleniem zaczął konsumować świeży, zielony liść. - Lubis! – wykrzyknął Antoś z zachwytem obserwując ślimaka. - Lubię! – mlasnął językiem ślimak i Antoś aż podskoczył do góry zaskoczony. - Ty mówis! - No oczywiście, dlaczego miałbym nie mówić? - Jesteś imakiem! - Jestem ślimakiem i mówię. W naszym ślimaczym świecie wszystkie zwierzęta mówią. - Mama nie mówiła, ze imaki mówią – zastanowił się Antoś, usiłując sobie przypomnieć, co jeszcze mama opowiadała o ślimakach. Że są malutkie, że lubią sałatę, że noszą domek na plecach. - Mówią, mówią. Inaczej bym z tobą nie rozmawiał – ślimak chrupał zielony liść z ogromną przyjemnością. - A to jest twój domek? – Antoś dotknął skorupki. - Tak. Prawda, że to wygodne? Kiedy chcę, chowam się i już jestem w domu. - Mnie by było za ciężko – powiedział Antoś i wyobraził sobie siebie z ich domkiem na plecach. Ze wszystkimi meblami. Z mamą i tatą w środku. I ze wszystkimi zabawkami. - To wcale nie jest takie ciężkie – przekonywał ślimak. - A co masz w środku? - Chodź sam i zobacz – ślimak wykonał zachęcający gest rogami. Antoś przechylił główkę bliżej ślimaczej muszli i przyłożył oko do otworu. Patrzył, patrzył, aż nagle ślimak dotknął go rogiem i Antoś zaczął się zmniejszać. Powolutku robił się mały, coraz mniejszy, malutki. Aż wreszcie zmalał tak, że mógł bez problemu zajrzeć do środka domku ślimaka. Jednak wtedy stało się coś dziwnego. Nagle Antoś poczuł, że jakaś ogromna siła pcha go raz w jedną, raz w drugą stronę. Z każdej strony zaczęły też na niego lecieć ogromne, różnokolorowe kamienie. Nie miał się czego przytrzymać i gdyby nie ślimak, niechybnie zostałby porwany. Nowy znajomy chwycił go rogiem i wciągnął do środka muszli. - Co to było? – Antoś wyglądał przestraszony przez otwór skorupki, żałując że nie ma w nim drzwi. - Wiatr się zerwał – odparł ślimak ze stoickim spokojem. - Wiatr? - No wiesz, takie powietrze, co wieje bardzo szybko. - Wiem, co to jest wiatr! – Antoś prawie się obraził. – Ale nie wiedziałem, że może wiać z taką siłą. - Dla was ludzi tak mocno nie wieje, nie odczuwacie tego tak bardzo. Jednak my, ślimaki, jesteśmy malutkie i każdy powiew wiatru może nas przenosić z miejsca na miejsce, jeśli nie przykleimy się do podłoża. - A te wielkie głazy? – zapytał Antoś. - To był piasek. - To był piasek? – powtórzył Antoś nic nie rozumiejąc. - Ziarenka piasku. Pewnie na co dzień nawet ich nie zauważałeś prawda? A pamiętasz jak zasypywałeś mrówki w piaskownicy i sprawdzałeś czy wyjdą? To było okrutne. Tak jakbyś zrzucał na nie całą stertę kamieni. - Nie wiedziałem – szepnął Antoś ze smutkiem i obiecał – więcej na pewno tak nie zrobię. Nie chcę, by mrówkom coś się stało! - Cieszę się. Prawdę mówiąc ludzie, zwłaszcza ci najmniejsi, zupełnie nie zdają sobie sprawy z tego, jaką mogą nam zrobić krzywdę przez swoją bezmyślność. - Nie będę bez.. bes.. pes… bezmyślny! – Antoś z trudem wymówił nowe słowo. – Obiecuję. - Trzymam cię za słowo, a teraz… Nagle cały świat ponownie zaczął się trząść. Antoś poczuł, że coś szarpie go za małą rączkę. Na policzku poczuł aksamitny dotyk, a w oddali głos. - Antosiu… Antosiu… gdzie ty tutaj maluszku zasnąłeś pod tym drzewem? Antoś powoli otworzył oczy i spojrzał na mamę. - Chodź, kochanie, idziemy na obiad. Antoś usiadł, przecierając zaspane oczka. Kiedy wstawał, po ziemi potoczył się mały kamyczek. Muszelka. Antoś podniósł ją i troskliwie ułożył na trawie pod krzaczkiem. - Proszę, imak, tutaj będzie ci dobrze. Już nigdy. Obiecuję – i nie oglądając się więcej na ślimaka, pobiegł za oddalającą się w stronę domu mamą. Za nic nie przegapiłby obiadu. Może będą jego ulubione pierogi. KONIEC bajkowypodcast.pl
Autor: KAROLINA BRZUCHALSKA
Tytuł: Kamyczek
Czyta: Wojciech Strózik
Głosu mamie użyczyła Monika Grabowska

Kamyczek był malutki i żółty. Miał trochę chropowatą powierzchnię, a trochę gładką. Był zakręcony, a na samym końcu widoczna była malutka dziurka. Antoś trzymał go w dwóch małych paluszkach i przyglądał mu się w napięciu. Z tej dziurki chyba coś powinno wychodzić? Przynajmniej tak wyglądała, jakby ktoś w niej mieszkał. Antoś przyłożył ucho do kamyczka. Nic nie słychać. A mama mówiła, że jak się przyłoży ucho do muszli, to słychać szum morza. Antoś nie słyszał szumu morza. To to chyba nie była muszla. Szkoda. Mama mówiła, że w muszli czasem mieszkają zwierzątka. I że chowają się tam przed innymi zwierzątkami, jak się ich boją. Albo jak chcą odpocząć. Antoś też się chowa przed wszystkimi jak jest zmęczony. Bierze swoją tetrową pieluszkę, królika Zygfryda i idzie się schować do swojego łóżeczka. Za szczebelkami czuje się bezpiecznie. Co prawda mama mówi, że Antoś jest już dużym chłopcem i nie musi spać w łóżeczku ze szczebelkami, ale Antoś lubi swoje szczebelki. Dzięki nim wie, że nie spadnie na twardą podłogę. W ostatnią sobotę tata zabrał łóżeczku dwa szczebelki. Antoś nie wie, do czego tacie były potrzebne, ale łóżeczko potem było takie smutne. Antoś próbował je pocieszyć. Siadał w miejscu, z którego tata wyjął dwa szczebelki, potem wchodził do łóżeczka i się do niego mocno przytulał. Miał nadzieję, że dzięki temu będzie ono troszeczkę mnie smutne. I rzeczywiście – humor łóżeczka trochę się poprawił. Antoś słyszał potem wieczorem, jak mama mówiła do taty, że to był dobry pomysł z tymi szczebelkami. I że Antoś ma już ponad dwa lata i może sobie sam wchodzić do łóżeczka, kiedy chce. I że jeszcze trochę i trzeba będzie zdjąć całą barierkę.
Kiedy Antoś usłyszał o tym, że tata miałby zdjąć całą barierkę, trochę się przestraszył. To by dopiero było łóżeczku przykro. Jakby mu ktoś cały boczek zabrał. Antoś nie chciał, żeby tak się stało, dlatego zaraz poprzynosił do łóżeczka wszystkie swoje pluszowe zabawki. Położył je przy boku ze szczebelkami, żeby pilnowały każdego z osobna. I żeby mama z tatą zobaczyli, że jak zdejmą cały bok, to wszystkie pluszaczki pospadają na podłogę. Ale mama tylko się śmiała, że Antoś teraz jak ma którędy, to znosi do łóżeczka wszystko, co posiada i jeszcze trochę a dla niego samego zabraknie tam miejsca. Antoś nie widział w tym nic śmiesznego.
Dorośli czasem zupełnie nic nie rozumieją. Ciekawe jak oni by się czuli, gdyby ktoś zabrał im cały bok. Na pewno nie było by im tak wesoło! Antoś wyjął kamyczek z kieszonki, do której schował go przed mamą. Czy mu się wydawało, czy coś się tam poruszyło w środku? Przyjrzał się kamyczkowi dokładnie. Dotknął otwór paluszkiem, potem polizał. Nie smakował niczym szczególnym. Ani niczym nie pachniał. Antoś przyglądał mu się w zadumie. Wziął patyczek i spróbował go włożyć do otworu.
- Co robisz, Antosiu? – usłyszał nagle głos mamy, a jej długi cień zasłonił słoneczko, które od rana świeciło na niebie.
Antoś podniósł oczy do góry i spojrzał na mamę. Mama była wysoka, bardzo wysoka. Z całą pewnością mogła sięgnąć nieba. I zdjąć sobie z niej gwiazdkę. Chociaż nie, gwiazdki to chyba jednak nie mogła. Antoś słyszał kiedyś jak tata mówił, że on mamie tę gwiazdkę da. Ciekawe po co mamie gwiazdka z nieba?
– Co tam znalazłeś, synku? – Mama przykucnęła i wyjęła z ręki Antosia kamyczek.
- Amyk! – powiedział Antoś.
- Kamyk? – powtórzyła mama. – Nie, słoneczko. To nie jest kamyk. To jest ślimak.
- Imak? – powtórzył teraz Antoś. Nie wiedział, co to jest ślimak i popatrzył pytająco na mamę.
- Ślimak to takie zwierzątko, które mieszka w muszli. Może jak go zawołamy to do nas przyjdzie? – mama wzięła muszlę ze ślimakiem i położyła go sobie na wyprostowanej dłoni. A potem powiedziała: Ślimak, ślimak, Wystaw rogi. Dam ci sera na pierogi. Jak nie sera to kapusty. Od kapusty będziesz tłusty.
Antoś nie wiedział, czy ślimaki lubią pierogi. Albo kapustę. On sam bardzo lubił. Pogłaskał się teraz z lubością po wystającym brzuszku i powiedział: - Serek mniam. Apusta pychaaaaa – i oblizał się ze smakiem. Antoś był małym obżartuchem. Tak przynajmniej mówiła o nim mama. Ale cóż mały chłopczyk może poradzić na to, że wszystko absolutnie jest takie pyszne? Popatrzył teraz na ślimaka. Czy ślimaki lubią serek? Albo kapustę? Antoś nie wiedział. Jeśli ślimak będzie lubił, to Antoś się z nim podzieli. Chociaż niechętnie. Patrzył na muszelkę i patrzył. Przez długą chwilę nic się nie działo, aż nagle… - Imaaak! – wykrzyknął Adać. Najpierw zobaczył małą kropeczkę. Taką tycią tycią. Kropeczka wyszła z otworu i zaczęła rosnąć. Ze skorupki wyszła cała ślimacza antenka. A potem druga. I ślimak wystawił całą głowę. Była kwadratowa, podłużna z dwoma długimi rogami. Mama mówiła, że to rogi. Antosiowi bardziej wyglądały na antenki, ale może mama ma rację? Ślimak wysunął długą główkę z otworu i rozejrzał się. Antoś patrzył na niego zafascynowany, a potem wyciągnął paluszek i dotknął antenki. Ta natychmiast się schowała, aby po chwili znów się wyprostować. Antoś znów ciekawie dotknął antenki i ślimak znów się schował. - Imak? – Antoś patrzył pytająco w stronę muszelki.
- Ślimaki są malutkie i się nas boją. Dlatego się chowają – powiedziała mama. – Spróbuj mu dać sałaty.
Antoś pobiegł w stronę wózka, ściskając ślimaka mocno w dłoni. Szybko przebierał krótkimi nóżkami. Chciał jak najszybciej dać ślimakowi jeść. Na pewno jest głodny. Antoś wiedział, jak to jest - być głodnym. I nie lubił tego uczucia. W brzuszku burczało, głowa bolała i mały Antoś nie miał wtedy humoru. Nie chciał, by ślimak czuł się źle. Chciał go szybko nakarmić. Dobiegł do wózka i wyjął z koszyczka pod nim sałatę. - Masz imak sałatę! – powiedział, niemal wtykając liść do otworu muszli. Ale ślimak nie wyszedł. Schował się gdzieś głęboko. Antoś położył sałatę na ziemi, na niej zaś muszlę i kładąc się na chodniku znów zajrzał do domku ślimaka. - Imak lubis sałatę? – zapytał. Nie było odpowiedzi. Jednak ślimak powoli, powoli zaczął wystawiać rogi. Dotknął nimi sałaty. Posmakował. I z zadowoleniem zaczął konsumować świeży, zielony liść. - Lubis! – wykrzyknął Antoś z zachwytem obserwując ślimaka.
- Lubię! – mlasnął językiem ślimak i Antoś aż podskoczył do góry zaskoczony.
- Ty mówis!
- No oczywiście, dlaczego miałbym nie mówić?
- Jesteś imakiem!
- Jestem ślimakiem i mówię. W naszym ślimaczym świecie wszystkie zwierzęta mówią.
- Mama nie mówiła, ze imaki mówią – zastanowił się Antoś, usiłując sobie przypomnieć, co jeszcze mama opowiadała o ślimakach. Że są malutkie, że lubią sałatę, że noszą domek na plecach.
- Mówią, mówią. Inaczej bym z tobą nie rozmawiał – ślimak chrupał zielony liść z ogromną przyjemnością.
- A to jest twój domek? – Antoś dotknął skorupki.
- Tak. Prawda, że to wygodne? Kiedy chcę, chowam się i już jestem w domu. - Mnie by było za ciężko – powiedział Antoś i wyobraził sobie siebie z ich domkiem na plecach. Ze wszystkimi meblami. Z mamą i tatą w środku. I ze wszystkimi zabawkami.
- To wcale nie jest takie ciężkie – przekonywał ślimak.
- A co masz w środku?
- Chodź sam i zobacz – ślimak wykonał zachęcający gest rogami. Antoś przechylił główkę bliżej ślimaczej muszli i przyłożył oko do otworu. Patrzył, patrzył, aż nagle ślimak dotknął go rogiem i Antoś zaczął się zmniejszać. Powolutku robił się mały, coraz mniejszy, malutki. Aż wreszcie zmalał tak, że mógł bez problemu zajrzeć do środka domku ślimaka. Jednak wtedy stało się coś dziwnego. Nagle Antoś poczuł, że jakaś ogromna siła pcha go raz w jedną, raz w drugą stronę. Z każdej strony zaczęły też na niego lecieć ogromne, różnokolorowe kamienie. Nie miał się czego przytrzymać i gdyby nie ślimak, niechybnie zostałby porwany. Nowy znajomy chwycił go rogiem i wciągnął do środka muszli.
- Co to było? – Antoś wyglądał przestraszony przez otwór skorupki, żałując że nie ma w nim drzwi.
- Wiatr się zerwał – odparł ślimak ze stoickim spokojem.
- Wiatr? - No wiesz, takie powietrze, co wieje bardzo szybko.
- Wiem, co to jest wiatr! – Antoś prawie się obraził.
– Ale nie wiedziałem, że może wiać z taką siłą. - Dla was ludzi tak mocno nie wieje, nie odczuwacie tego tak bardzo. Jednak my, ślimaki, jesteśmy malutkie i każdy powiew wiatru może nas przenosić z miejsca na miejsce, jeśli nie przykleimy się do podłoża.
- A te wielkie głazy? – zapytał Antoś.
- To był piasek.
- To był piasek? – powtórzył Antoś nic nie rozumiejąc.
- Ziarenka piasku. Pewnie na co dzień nawet ich nie zauważałeś prawda? A pamiętasz jak zasypywałeś mrówki w piaskownicy i sprawdzałeś czy wyjdą? To było okrutne. Tak jakbyś zrzucał na nie całą stertę kamieni.
- Nie wiedziałem – szepnął Antoś ze smutkiem i obiecał – więcej na pewno tak nie zrobię. Nie chcę, by mrówkom coś się stało!
- Cieszę się. Prawdę mówiąc ludzie, zwłaszcza ci najmniejsi, zupełnie nie zdają sobie sprawy z tego, jaką mogą nam zrobić krzywdę przez swoją bezmyślność.
- Nie będę bez.. bes.. pes… bezmyślny! – Antoś z trudem wymówił nowe słowo. – Obiecuję. - Trzymam cię za słowo, a teraz… Nagle cały świat ponownie zaczął się trząść. Antoś poczuł, że coś szarpie go za małą rączkę. Na policzku poczuł aksamitny dotyk, a w oddali głos.
- Antosiu… Antosiu… gdzie ty tutaj maluszku zasnąłeś pod tym drzewem? Antoś powoli otworzył oczy i spojrzał na mamę.
- Chodź, kochanie, idziemy na obiad.
Antoś usiadł, przecierając zaspane oczka. Kiedy wstawał, po ziemi potoczył się mały kamyczek. Muszelka. Antoś podniósł ją i troskliwie ułożył na trawie pod krzaczkiem. - Proszę, imak, tutaj będzie ci dobrze. Już nigdy. Obiecuję – i nie oglądając się więcej na ślimaka, pobiegł za oddalającą się w stronę domu mamą. Za nic nie przegapiłby obiadu. Może będą jego ulubione pierogi.

KONIEC

bajkowypodcast.pl

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie