Rozmowy Rzeczpospolitej

Słowa, które mają wpływ. Komentarze, które wiele tłumaczą.Codziennie w studiu „Rzeczpospolitej” goszczą najważniejsi politycy, ekonomiści, przedsiębiorcy i znawcy prawa.Słuchaj, aby wiedzieć i rozumieć więcej.
Wiadomości
Pokazujemy po 10 odcinków na stronie. Skocz do strony:
123456789101112131415161718192021222324252627282930313233343536373839404142434445464748495051525354555657585960616263646566676869707172737475767778798081828384858687888990919293949596979899100101102103104105106107108109110111112113114115116117118119120121122123124125126127128129130131132133134135136137138139140141142143144145146147148149150151152153154155156157158159160161162163164165166167168169170171172173174175176177178179180181182183184185186187188189190191192193194195196197198199200201202203204205206207208209210211212213214215216217218219220221222223224225226227228229230231232233234
Dominika Lasota, aktywistka z Inicjatywy Wschód
2024-09-26 11:02:36
Dominika Lasota z Inicjatywy Wschód przedstawiła propozycję powołania "superfunduszu klimatycznego", który miałby służyć radzeniu sobie ze skutkami kataklizmów, spowodowanych zmianami klimatycznymi. - Niech winowajcy zapłacą za te szkody - mówiła.
- Byliśmy w Paczkowie w woj. opolskim, w Głuchołazach i na Dolnym Śląsku: w Lądku-Zdroju i mniejszych miejscowościach. Nie ma odpowiednich słów, żeby opisać, jak te miejscowości wyglądają w rzeczywistości. Wszędzie widać skutki tej powodzi, wszędzie widać zniszczone domy, wszędzie leżą, teraz już uprzątnięte dzięki straży pożarnej i wojsku, połamane drzewa, hałdy zalanych mebli i sprzętów, które ludzie wynoszą z swych domów. Ten obraz naprawdę łamie serce – opowiadała Dominika Lasota.
Jak mówiła, decyzja, by pojechać w miejsca dotknięte powodzią, była „oczywista”. - Na miejscu są nasze aktywistki, ich rodziny i znajomi. Od początku dawały nam znać, że potrzebne są ręce do roboty. One od początku jeżdżą do różnych miejscowości i pomagają. Dzwonią do centrów koordynacji pomocy i dopytują: do którego domu, do której osoby, do której rodziny jechać dzisiaj. Pomagają całymi dniami, przerzucają błoto, sortują śmieci czy zajmują się dziećmi, kiedy trzeba pomóc rodzicom – mówiła przedstawicielka Inicjatywy Wschód. - Decyzja, że musimy tam jechać i je wesprzeć zapadła bardzo szybko – powiedziała.
- Wszystkie rodziny, u których byłyśmy, mówią o tym, że roboty na miejscu jest więcej niż ludzi do pomocy. Ale nie mówią tego z żalem, tylko często z głębokim przejęciem. Powrót do normalności to dla nich kosmicznie długa droga. Dlatego są przerażeni. Bo idzie zima, bo czasami nie orientują się, jak zdobyć pieniądze na remonty, czasami, szczególnie starsze osoby, nie mają rodziny. Nie są w stanie fizycznie tego ogarnąć - relacjonowała w rozmowie Michałem Kolanką Lasota.
Jak dodała, na miejscu „w ilości ogromnej są służby, widać wojsko, ogromne rzesze straży pożarnej, widać wolontariuszy”. - Ale potrzeby są jeszcze większe - zaznaczyła.
Jak sprawić, by pomoc dla powodzian nie była „akcyjna”, ale długoterminowa? Dominika Lasota odparła, że potrzebna jest zmiana podejścia do katastrof klimatycznych. - Jeśli państwo nie podchodzi do katastrofy klimatycznej jako kwestii bezpieczeństwa narodowego, trudno się dziwić, że w takich momentach reagujemy ad hoc, jesteśmy reakcyjni, rząd z godziny na godzinę tworzy scenariusze tego, jak sobie z takim kataklizmem poradzić - mówiła.
- Jako Inicjatywa Wschód wychodzimy z konkretną propozycją, by rząd utworzył „superfundusz klimatyczny”. Polegałby na tym, byśmy mieli, jako państwo, konkretną sumę na przypadki takich kataklizmów. Podobne mechanizmy są wprowadzone w kilku stanach USA, podobne mechanizmy są też w Unii Europejskiej. Chodzi o to, i to jest kluczowe, że na ten fundusz składaliby się winowajcy kryzysu klimatycznego, czyli przede wszystkim koncerny energetyczne, wielki biznes, który doprowadza do kryzysu klimatycznego i zbija na tym wielką kasę - mówiła Dominika Lasota. - Jeżeli tak jest, to nie Polacy powinni zrzucać się na wszelkiego rodzaju zrzutki, ale powinniśmy pociągnąć odpowiednie podmioty do odpowiedzialności - przekonywała.
- Do tego „superfunduszu” mogłyby zrzucać się Orlen, PGE czy wszelkiego rodzaju inne firmy, które zbijają na tym kryzysie ogromne pieniądze i go tworzą. Niech oni zapłacą za te szkody – powiedziała przedstawicielka Inicjatywy Wschód.
Inicjatywa Wschód przedstawia się jako „ruch młodych osób z każdej części Polski”, którzy ”walczą o Polskę, która jest fajniejszym krajem do życia dla nas wszystkich”. ”Pochodzimy z zapomnianych wiosek i zanieczyszczonych miast. Wierzymy, że jesteśmy potrzebne wszędzie – w szkołach, na uniwersytetach, w zakładach pracy i poza nimi. Mamy marzenia, zapał i konkretny plan” - piszą o sobie członkowie grupy.
Hosted on Acast. See acast.com/privacy for more information.
Tomasz Nowicki, burmistrz Lądka Zdroju
2024-09-25 12:18:33
Straty w wyniku powodzi w Lądku Zdroju wstępnie szacowane są na setki milionów złotych - powiedział w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem burmistrz tego miasta Tomasz Nowicki.
- Sytuacja w naszym mieście i na terenie wsi z dnia na dzień się znacząco poprawia, natomiast nie ma co ukrywać, że jesteśmy dopiero na początku drogi odbudowy całej naszej gminy. Staramy się nie patrzeć na skalę zniszczeń, która tutaj jest, ponieważ gdybyśmy skupiali się za bardzo na tym, paraliżowałoby to nasze działania - oświadczył burmistrz Lądka Zdroju. Dodał, że miejscowy sztab spotyka się dwa razy na dobę. - Ustalamy całą logistykę działań i realizujemy po prostu, nie oglądając się na wszystkie przeciwności, które tutaj są - zaznaczył.
Tomasz Nowicki przekazał, że w regionie zdecydowanie poprawiła się sytuacja jeśli chodzi o przejezdność dróg. - Jesteśmy już dosyć dobrze skomunikowani z Kłodzkiem, centrum naszego powiatu - podkreślił. Mówił, że przez cały czas Lądek Zdrój miał połączenie drogowe z Czechami, co w pierwszych dniach powodzi okazało się kluczowe, ponieważ od strony Jawornika do miasta można było przywieźć żywność i wodę.
Jakiej pomocy najbardziej potrzebują mieszkańcy Lądka Zdroju? W rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem burmistrz przekazał, że butelkowana woda ze względu na problemy z wodociągiem czy uzdatnianiem wody w studniach cały czas się przydaje i nie zmarnuje się. Nowicki oświadczył, że znacząco poprawiła się sytuacja z dostępem do energii elektrycznej. - Towarem pierwszej potrzeby są osuszacze - wskazał. - Trzeba osuszać wyczyszczone mieszkania, domy i tutaj osuszacze są absolutnie niezbędne. Proszę, jeżeli państwo możecie nam w tym pomóc, będziemy jako lokalna społeczność bardzo wdzięczni - zaapelował.
Pytany o skalę zniszczeń, burmistrz Lądka Zdroju przekazał, że straty wstępnie oszacowano na setki milionów złotych. - Mówiliśmy wstępnie o prawie 400 milionach, natomiast te szacunki będą wzrastać. To były takie wstępne nasze kalkulacje. Na samo sprzątanie i zabezpieczenie mieszkańców oszacowaliśmy kwotę 26 milionów złotych - i tutaj była bardzo szybka reakcja władz, ponieważ te środki zostały realnie zabezpieczone i przekazane - poinformował.
Nowicki zaznaczył, że w Lądku Zdroju przydadzą się dodatkowe ręce do pomocy w likwidowaniu skutków powodzi. - Wolontariusze przydają się nam bardzo, natomiast apelujemy, żeby osoby, które chcą nam pomóc, robiły to w grupach zorganizowanych i kontaktowały się ze sztabem, ponieważ wtedy o wiele łatwiej zapewnić sprawną komunikację w mieście - powiedział.
- Mieliśmy już niestety w weekend przypadki turystyki powodziowej. Wygląda to naprawdę fatalnie, jeśli przyjeżdżają osoby kabrioletami i robią sobie fotografie, zdjęcia typu selfie. Tu naprawdę na tym dramacie ludzkim nie należy uskuteczniać influencerki internetowej, to nie czas i miejsce - podkreślił burmistrz.
Hosted on Acast. See acast.com/privacy for more information.
Dariusz Chromiec, burmistrz Stronia Śląskiego
2024-09-25 10:56:03
Kiedy w Stroniu Śląskim pękła tama, wylała się masa wody i utworzyła lej, jak gdyby przez miasto przeszła morena czołowa lodowca. To spowodowało potężne zniszczenia - powiedział w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem Dariusz Chromiec, burmistrz Stronia Śląskiego. - Staramy się wrócić do funkcjonowania. Może nie do normalności, ale do funkcjonowania - dodał.
Podczas rozmowy burmistrz Stronia Śląskiego zapytany został między innymi, jak obecnie wygląda sytuacja w jego mieście. - Powoli sytuacja jest opanowana, jeśli chodzi o koordynację wszystkich działań, jakie wykonujemy w celu zapewnienia bytu dla mieszkańców – wyżywienia, noclegów, opieki medycznej - powiedział Chromiec. - Sytuacja jest koordynowana przez sztab zarządzania kryzysowego wspólnie ze mną. Działamy, by poprawić warunki, dużo pracujemy nad udrożnieniem naszej komunikacji wewnętrznej na terenach wiejskich. Bo miasto jest udrażnianie, ale chodzi też o tereny wiejskie – dojazd do wszystkich miejscowości. Mamy tutaj dużą przeprawę przez Dolinę Białej Lądeckiej, gdzie ucierpiały najbardziej mosty i drogi - dodał polityk. - Prace rozpoczeły się na każdym szczeblu. Gmina działa, działa Zarząd Dróg Powiatowych w Kłodzku, ruszyły od dzisiaj Wody Polskie, które regulują cieki wodne. Przywracamy sieć, energię elektryczną i pracujemy nad udrożnieniem kanalizacji, która została mocno zniszczona. Staramy się wrócić do funkcjonowania. Może nie do normalności, ale do funkcjonowania - zaznaczył burmistrz Stronia Śląskiego.
- W Stroniu są bardzo duże zniszczenia, nazywam to nawet kataklizmem dla naszej gminy. To nie zalania, nie jakaś powódź, a kataklizm – zniszczone budynki, zniszczona infrastruktura drogowo-mostowa, to potężny cios i tragedia dla naszej gminy - przyznał Chromiec. - Kiedy 15 września pękła tama, masa wody wylała się na miasto i utworzyła lej, jak gdyby przeszła morena czołowa lodowca. To spowodowało potężne zniszczenia. Jest też jedna ofiara śmiertelna, nie jednak ma osób zaginionych i poszukiwanych - powiedział polityk.
Dlaczego sytuacja jest aż tak trudna? - Pytanie należy skierować do Wód Polskich, do Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej, który ma pieczę nad zbiornikiem, bo to nie jest moja budowla hydrotechniczna. Ja mogę powiedzieć, że przez pewien okres były prowadzone prace na wałach ziemnych. Dotyczyć one miały ułożenia monitoringu, urządzeń pomiarowych. Nie znam szczegółów, Wody Polskie nas nie informowały, jakie przeprowadzają inwestycje. Czy to było przyczyną pęknięcia tamy? Trudno mi się wypowiedzieć, nie mnie oceniać - stwierdził burmistrz Stronia Śląskiego.
Dariusz Chromiec zapytany został także, jak wygląda współpraca samorządu z rządem. - Współpraca jest bardzo dobra, cieszę się, że został powołany sztab zarządzania kryzysowego. Współpracujemy – te zdania są naprawdę koordynowane i przemyślane. Myślę, że to pozwala nam na ogarnięcie tych zadań, których jest bardzo dużo, bo rozmiar szkód, jaki mamy na terenie naszej gminy, jest poważny. Jesteśmy na dobrym etapie – na etapie sprzątania i porządkowania. Powoli zabieramy się do odbudowy, choć to może brzmieć śmiesznie. Ale już pewne elementy stabilizacyjne są wykonywane. Działamy prężnie i współpracujemy ze sztabem zarządzania kryzysowego - powiedział Chromiec.
- W tej chwili po mieście i gminie chodzą inspektorzy nadzoru budowlanego i sprawdzają budynki. My też sprawdzamy protokoły – które budynki są do naprawy a które do wyburzenia. Chodzą komisje urbanistyczne, które to wszystko sprawdzają. Na pewno będziemy musieli zmienić całą urbanistykę miasta – przynajmniej w tej części, gdzie zostało ono zalane. Niebawem będziemy zlecać, by ktoś nam przedstawił koncepcję zagospodarowania tej części miasta - podkreślił burmistrz Stronia Śląskiego.
Hosted on Acast. See acast.com/privacy for more information.
Paweł Szymkowicz, burmistrz Głuchołazów
2024-09-23 12:24:12
Tylko w substancji komunalnej bardzo wstępne szacunki mówią o 250 milionach złotych (strat), ale nie obejmują one szkód w przedsiębiorstwach i poniesionych przez mieszkańców, bo tu skala jest przeogromna - mówił Paweł Szymkowicz, burmistrz Głuchołazów w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem.
Pytany o sytuację popowodziową w Głuchołazach, burmistrz przekazał dobrą wiadomość o dostępności wszystkich mieszkańców gminy – poza Bodzanowem – do wody pitnej. Co prawda w części jest to realizowane metodami alternatywnymi, ale tu burmistrz mówił o potężnej akcji dowożenia wody beczkowozami z innych gmin i wtłaczania jej do sieci wodociągowej.
- To akcja, jakiej nie było do tej pory w Polsce – powiedział burmistrz, dziękując jednocześnie samorządowcom, którzy się do tego przyczynili.
Samorządowiec, pytany o szacunkowe straty po powodzi, stwierdził, że „tylko w substancji komunalnej bardzo wstępne szacunki mówią o 250 milionach złotych, ale nie obejmują one szkód w przedsiębiorstwach i poniesionych przez mieszkańców, bo tu skala jest przeogromna”.
W Głuchołazach trwa sprzątanie po powodzi. Na pełnych obrotach pracują mieszkańcy, wolontariusze i służby mundurowe, w tym wojsko. W mieście zaczyna się problem z miejscem na składowanie odpadów do wywiezienia, są one rozdrabniane specjalnymi maszynami.
W tej chwili mieszkańcy najbardziej potrzebują wszelkiego rodzaju materiałów i sprzętu potrzebnego do przygotowania mieszkań do nadchodzącej zimy – trzeba skuć tynki, przystąpić do odtworzenia podłóg i ścian. Potrzebne są meble.
Burmistrz poprosił, aby organizujący pomoc wysyłali do konkretnej rodziny pomoc w postaci np. skompletowanego łóżka, materaca, poduszki, kołdry i pościeli, aby nie okazało się, że dana rodzina ma pościel, a nie ma łóżka.
- Ale przede wszystkim prosimy o osuszacze. Potrzebne są w każdej ilości – podkreślił burmistrz.
Pytany o współpracę ze stroną rządową w kwestii pomocy dla powodzian, Szymkowicz przyznał, że osoby poszkodowane mogą na to patrzeć z innej perspektywy. - Że materialnie pomoc może jeszcze nie trafia pod konkretne adresy, ale jako burmistrz widzę tę pomoc – podkreślił.
- Mamy uwagi do jurysdykcji, do przepisów, które trzeba zmienić, a ta pomoc będzie bardziej efektywna – ocenił samorządowiec.
Pytany o system powiadamiania o zagrożeniu, spóźnione komunikaty i twierdzenia opozycji, że w tej sytuacji „państwo abdykowało”, burmistrz Nysy stwierdził, że chce uniknąć komentowania słów polityków.
- Te sprawy rządzą się swoimi prawami. Politycy mają swój interes w tym, żeby mówić tak, a nie inaczej – uciął Szymkowicz.
Hosted on Acast. See acast.com/privacy for more information.
Kordian Kolbiarz, burmistrz Nysy
2024-09-23 12:18:59
Opole i Wrocław zostały uratowane kosztem Nysy – takie jest ogólne przekonanie, także moje – mówił burmistrz Nysy Kordian Kolbiarz w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem.
- Byliśmy zaskakiwani decyzjami Wód Polskich, zarządem z Wrocławia, ale mogliśmy reagować tylko na decyzje, które zapadały poza nami – mówił Kolbiarz. - Sztab kryzysowy nie dyskutował z nami żadnych decyzji, nawet próby kontaktu telefonicznego były trudne. Jeżeli w ogóle do nich dochodziło, rozmowy były bardzo emocjonalne. To były straszne chwile, straszne momenty. Ani konsultacji, ani informacji – powiedział burmistrz.
Na pytanie, czy mieszkańcy miasta byli przygotowani na ewakuację po decyzji o zrzucie wody na Nysę, burmistrz odpowiedział, że zdecydowanie nie. Sytuację pogarszały dramatyczne doniesienia medialne, łącznie z tymi, że na tamie Jeziora Otmuchowskiego są już składane trotyl i dynamit, że brygada saperów z Brzegu Dolnego chce zaminować całą tamę i śluzę.
- To wywołało ogromny chaos, mieszkańcy uciekali w panice, szukając schronienia w wyższych partiach miasta. Ja sam, kierując się informacjami Wód Polskich, rano mówiłem, że zrzut wody ma być na poziomie 600 metrów (sześciennych na sekundę - red.) i się nie zwiększy, więc miasto jest bezpieczne, po czym po kilku godzinach następuje zrzut na poziomie tysiąca. Moja wiarygodność jest więc zerowa w tym momencie – skarżył się Kolbiarz.
Pytany o szacunkowe szkody popowodziowe burmistrz stwierdził, że straty w infrastrukturze drogowej wstępnie szacowane są na ok 100 mln zł, w budynkach – na kilkadziesiąt milionów, do tego dochodzą ogromne straty części przedsiębiorców, są i takie, które uniemożliwiają ruszenie z biznesem.
- Skala dramatów jest ogromna. Mamy już 3 tys. gospodarstw domowych, które korzystają z pomocy, tu wypłata idzie bardzo szybko – zapewnił burmistrz.
Kilka miesięcy – tyle według Kolbiarza potrzeba na uporządkowanie miasta, ale jego odbudowa zajmie co najmniej kilka lat.
Pytany, czy liczy na rozliczenie winnych tego, że Nysa została zalana kosztem Opola i Wrocławia, Kolbiarz odparł, że ważniejsze jest wyciągnięcie wniosków na przyszłość, aby obyło się bez podejmowania decyzji z najbardziej zainteresowanymi, poza nimi.
- Nie chodzi o szukanie winnych, a o to, żebyśmy my, samorządowcy, nie byli zaskakiwani w pewnych sytuacjach. Rozumiemy doskonale, że są zbiorniki o znaczeniu strategicznym, ale chcielibyśmy być przynajmniej na bieżąco informowani o tym, co jest planowane, co nas czeka. Im mniej wiemy, tym większy jest chaos – powiedział burmistrz Nysy.
Hosted on Acast. See acast.com/privacy for more information.
Krzysztof Kwiatkowski, senator Koalicji Obywatelskiej
2024-09-20 15:53:14
Przed nami ogromna praca wyciągania wniosków. Kiedy minie zagrożenie, trzeba usiąść, przeanalizować procedury, opracować specustawy, które uregulują organizację postępowania w takich sytuacjach - mówił w rozmowie z Joanną Ćwiek senator KO Krzysztof Kwiatkowski.
- Co jest potrzebne powodzianom? Wszystko – tak senator KO Krzysztof Kwiatkowski mówi o sytuacji w zalanej powodzią południowo-zachodniej Polski. Podkreślił, że oprócz żywności czy wody butelkowanej, niezbędne są narzędzia do porządkowania terenów, z których ustąpiła już powódź - takie jak łopaty, ale też środki ochrony w postaci obuwia i rękawic oraz chemii gospodarczej. Potrzebne są także takie rzeczy jak kołdry czy koce, potrzebne do organizacji noclegów dla ludzi, którzy stracili domy.
Senator KO mówił o natężeniu prac, które czekają mieszkańców po powodzi, dlatego deklarowane przez rząd i KE wsparcie powinno być jak najwyższe. - Dzisiaj mówienie o konkretnych sumach jest przedwczesne, bo te kwoty będą zwiększane – powiedział Kwiatkowski.
Kwiatkowski zauważył, że problem szabrownictwa, który pojawił się w czasie powodzi, dotyczy raczej większych miast. W mniejszych miejscowościach i wsiach, gdzie społeczność jest zżyta i przyzwyczajona do zwracania na siebie nawzajem uwagi, ten problem nie występuje.
Senator podkreślił, że żerowanie na ludzkiej tragedii jest godne najbardziej surowego potępienia i cieszy go deklaracja rządu o zerowej tolerancji dla takich czynów.
Senator KO zauważył, że powódź z 1997 roku, nazywana „powodzią tysiąclecia”, miała miejsce dwa miesiące wcześniej, więc było więcej czasu na przygotowanie się do zimy. Zniszczenia są ogromne, problemem jest osuszanie i kwalifikacja domów, które nadają się do odbudowy oraz zapewnienie mieszkań tymczasowych na czas doprowadzania do użytku ich mieszkań - wskazał rozmówca Joanny Ćwiek.
Kwiatkowski podkreślał, że jest pod wrażeniem mobilizacji ludzi niosących pomoc – od fundacji i innych organizacji po prywatne osoby, które z własnej inicjatywy organizują zbiórki i transporty tej pomocy.
Pytany o to, jak dbać o to, by w przyszłości nie dochodziło do podobnych dramatów, Kwiatkowski podkreślił konieczność systematycznego dbania o istniejącą już infrastrukturę, taką jak np. wały przeciwpowodziowe. Ale – jak dodał - trzeba także pilnować, by nie łamano przepisów wydając np. pozwolenia na budowę na terenach zalewowych. - Jeżeli w przeszłości ktoś wydał taką decyzję, pozwalając na budowę tam, gdzie była zabroniona, powinien za to odpowiedzieć - mówił Kwiatkowski.
- Przed nami ogromna praca wyciągania wniosków. Kiedy minie zagrożenie, trzeba usiąść, przeanalizować procedury, opracować specustawy, które uregulują organizację postępowania w takich sytuacjach – powiedział senator KO.
Hosted on Acast. See acast.com/privacy for more information.
Bogdan Zdrojewski, europoseł KO
2024-09-19 15:28:28
Nie ma takiego kraju, który zabezpieczyłby się przed wszelkimi klęskami żywiołowymi, ale na terenach górskich zrobiono zdecydowanie za mało - mówił eurodeputowany PO i były prezydent Wrocławia Bogdan Zdrojewski w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem.
Zdrojewski, który był prezydentem Wrocławia podczas powodzi w 1997 roku, powiedział, że dzisiejsze zagrożenie miasta jest mniejsze, przede wszystkim dzięki zbiornikowi Racibórz Dolny, który przyjął masy wody, oszczędzając stolicę Dolnego Śląska.
Gość programu zauważył, że od tamtej pory w miarę sprawnie realizowano projekty antypowodziowe na nizinach, ale na terenach górskich nie zdołano zapobiec takim katastrofom, jakie w ostatnich dniach dotknęły Lądek-Zdrój, Kłodzko czy Nysę.
- Nie ma takiego kraju, który zabezpieczyłby się przed wszelkimi klęskami żywiołowymi, ale tam zrobiono zdecydowanie za mało – mówił Zdrojewski. Dodał, że były prognozy bardzo obfitych opadów, ale nie przewidziano, że niż Boris zatrzyma się nad Polską.
Europoseł zauważył, że od powodzi w 1997 roku w niektórych miejscach w kraju zrobiono zbyt mało, a w niektórych – zbyt dużo. Wyjaśnił, że ma na myśli m.in. gigantyczną wycinkę drzew w ostatnich latach, co wpływa na zmniejszenie obszarów najlepiej wchłaniających wodę deszczową.
Zdrojewski podkreślił wagę mobilizacji mieszkańców terenów dotkniętych powodzią, którzy z własnej inicjatywy zabezpieczali zagrożone tereny czy walczyli o uszczelnienie przepuszczających wałów. Ocenił, że skala zagrożenia była tak duża, że wysłane na miejsce służby, w tym wojsko, nie dałyby sobie w tej sytuacji rady.
Polityk odniósł się do zamieszania, jakie wywołały, podczas jednego z posiedzeń sztabu kryzysowego, alarmistyczne słowa prezydenta Wrocławia, Jacka Sutryka, o pęknięciu wału zbiornika Mietków i konieczności natychmiastowej ewakuacji. Ta wypowiedź Sutryka wywołała panikę wśród mieszkańców osiedla Marszowice, które w takiej sytuacji byłoby poważnie zagrożone.
Zdrojewski uważa, że tak jak w 1997 roku znaczącym problemem było zbyt mało informacji, tak obecnie problemem jest informacyjny chaos i wynikające z niego zamieszanie.
- Mamy gigantyczną nadwyżkę informacji. Ich weryfikacja jest dla sztabu kryzysowego bardzo trudna. Rozumiem potrzebę precyzji, nieprzekazywania niesprawdzonych informacji, ale jest to bardzo trudne – mówił Zdrojewski.
Zdrojewski, pytany, czy Prawo i Sprawiedliwość, krytykujące premiera Donalda Tuska za – jak twierdzi – spóźnione decyzje związane powodzią, zyska na tym, a rządzący stracą, stwierdził, że się tego nie obawia.
Europoseł wypunktował transparentne działania rządu Tuska związane z powodzią, podkreślając dobrą koordynację. Dodał, że ocena ich skuteczności będzie możliwa dopiero po powodzi. Podkreślił natomiast, że to, co się dzieje w mediach społecznościowych, nabiera cech sabotażu.
Mówił o wpisach m.in. na portalu X, które sieją panikę i destrukcję, nie maja nic wspólnego ze zwiększaniem szans na walkę z powodzią.
- To jest przerażające. Ta aktywność skrajnych sił, głownie prawicowych, ma cechy sabotażu. Próba uczynienia z premiera, który stoi na czele sztabu kryzysowego, głównego wroga publicznego, jest absurdem do entej potęgi. Tego typu zbrodnia merytoryczna jest na granicy sabotażu – mówił Zdrojewski. Zastrzegł, że nie wyklucza, iż część tych działań jest inspirowana przez ośrodki zewnętrzne, ale nie można się im poddać, jest to wbrew polskiej racji stanu.
Zdrojewski jest współautorem rezolucji dotyczącej udzielenia pilnej pomocy dla krajów dotkniętych powodzią (oprócz Polski są to również m.in. Czechy, Rumunia i Austria).
Hosted on Acast. See acast.com/privacy for more information.
Arkadiusz Wiśniewski, prezydent Opola
2024-09-18 15:53:19
Odra przekroczyła stan alarmowy, od kilku dni w takim stanie przepływa przez miasto - poinformował Arkadiusz Wiśniewski, prezydent Opola. - Wykonaliśmy w ostatnich latach sporo zabezpieczeń. Nie grozi nam wylanie wody poza wały - uspokoił.
Jak mówił w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem prezydent Opola, z szacunków wynika, że jeszcze w środę Odra w Opolu może podnieść się o 15-20 centymetrów i osiągnąć niespełna siedem metrów.
- W 2010 roku, kiedy wysoka woda przechodziła przez Opole, woda osiągnęła poziom ok. 8 metrów – przypomniał prezydent.
Prezydent Arkadiusz Wiśniewski przypomniał, że w 1997 roku wartości były jeszcze wyższe, ale sytuacja była inna, bo wały były zbudowane zupełnie inaczej i miały miejsca, przez które woda przedostawała się swobodnie. - Nawet podwyższony stan, który będzie (w środę, 18 września – red.) wieczorem, nie stanowi bezpośredniego zagrożenia wyjścia wody poza wały – zapewnił.
- Jeśli nie zdarzy się nic nadzwyczajnego, a cały czas monitorujemy wały i patrzymy, czy coś nie przecieka, to Opole jest bezpieczne. Od dzisiejszego późnego wieczora stan wody powinien się systematycznie obniżać, ale powoli, nie radykalnie, bo fala jest wypłaszczona, za to jest na poziomie bezpiecznym dla miasta – mówił Arkadiusz Wiśniewski.
Prezydent opowiedział też o sytuacji w regionie. - Lewin Brzeski znajduje się zaledwie 20-30 km od Opola. Wcześniej Głuchołazy, Nysa, Prudnik, Paczków. wiele innych, mniejszych miejscowości. To miejscowości, które zostały zalane kompletnie bądź w dużej części. Lewin w tej chwili stoi w wodzie, jej poziom to ponad metr wysokości. To tragedia dla tego 6-tysięcznego miasta. Niestety, tam zabezpieczenia przeciwpowodziowe nie zdały egzaminu, albo było ich po prostu za mało – ubolewał prezydent Opola.
Hosted on Acast. See acast.com/privacy for more information.
Katarzyna Lubnauer, wiceminister edukacji
2024-09-17 22:18:00
530 szkół zawiesiło działalność w związku z sytuacją powodziową. - Najwięcej było w województwie dolnośląskim, według stanu na poniedziałek było tam ponad 329 takich przypadków, w województwie opolskim było 170 placówek. W województwach śląskim i lubuskim zamknięte były pojedyncze placówki - mówiła Katarzyna Lubneuer, wiceministra edukacji narodowej.
Jak powiedziała Katarzyna Lubnauer, powody zamknięcia placówek edukacyjnych są różne. - Część z nich to kwestia zalania, zagrożenia, tego, że nie mogą funkcjonować. Część z tych placówek jest miejscami ewakuacji dla mieszkańców z terenów zalanych. W niektórych przypadkach to, nawet jeżeli placówka mogłaby funkcjonować, byłoby ryzyko związane z dowozem dzieci - powiedziała.
- Ponieważ powody są różne, w różnym czasie będą rozwiązywane. Jeżeli minie zagrożenie, minie fala powodziowa, te szkoły, w których są punkty ewakuacji, będą mogły wrócić do swojej funkcjonalności bardzo szybko. Te, które są zalane w stopniu niedużym, kwestia oczyszczenia piwnic, by mogły znowu służyć dzieciom. W przypadku placówek, które rzeczywiście zostały w jakiś sposób zniszczone, a też takie są, choć wszystko wskazuje, że jest ich na szczęście nie tak dużo, będzie potrzebna pomoc. W budżecie, w rezerwie subwencji oświatowej mamy środki, żeby samorządom pomóc w takiej sytuacji.
- Szacowanie strat to kwestia najbliższych dni. W tej chwili najważniejsze jest bezpieczeństwo. Bezpieczeństwo mieszkańców, bezpieczeństwo dzieci, a nie szacowanie strat – tak wiceministra odpowiedziała na pytanie o wysokość strat. - Kiedy cofnie się woda, kiedy nie będzie zagrożenia, będzie czas na to, by odpytywać samorządy o straty i w ilu placówkach opóźnienie będzie większe. Dyrektor placówki – przypomniała wiceministra – zawsze może uruchomić edukację zdalną, ale nie wszędzie nawet to jest możliwe. Tam, gdzie nie ma zasięgu internetu, gdzie jest problem z prądem, nikt nie będzie uruchamiał edukacji zdalnej – powiedziała Katarzyna Lubnauer.
- Myślę, że do końca tygodnia będziemy mieli większą pewność, w ilu szkołach przerwanie edukacji będzie dłuższe – zapowiedziała Katarzyna Lubnauer.
Hosted on Acast. See acast.com/privacy for more information.
Dr Bartłomiej Machnik, politolog z UKSW
2024-09-16 11:30:23
Jak politycy komunikacyjnie radzą sobie z sytuacją powodziową w południowej Polsce? - Nie widać "polityków na wałach", politycy nie decydują się na to, żeby wyjść do ludzi, którzy stracili dobytek życia - powiedział w rozmowie z Michałem Kolanką dr Bartłomiej Machnik, politolog z UKSW.
W związku z sytuacją powodziową na południu Polski rząd ma wprowadzić stan klęski żywiołowej. Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej podał w poniedziałek rano, że stan alarmowy jest na 92 stacjach hydrologicznych, a stan ostrzegawczy – na 34. Dla zlewni górnej i środkowej Odry, górnej Warty i zachodniej części zlewni górnej Wisły obowiązują ostrzeżenia hydrologiczne trzeciego stopnia, co oznacza, że przewiduje się wystąpienie groźnych zjawisk meteorologicznych powodujących na znacznym obszarze bardzo duże szkody lub szkody o rozmiarach katastrof oraz zagrożenie życia.
Dr Bartłomiej Machnik, politolog z UKSW, został zapytany przez Michała Kolankę o ocenę tego, jak rząd Donalda Tuska komunikacyjnie radzi sobie z sytuacją. - Jeżeli chodzi o komunikację rządu, to jest ona poprawna, w moim przekonaniu, i powinna w ten sposób wyglądać - odparł.
- Oczywiście mieliśmy pewien epizod czy incydent, jeżeli chodzi o komunikację premiera – zaznaczył Machnik dodając, że ma na myśli wystąpienie Tuska po odprawie we Wrocławiu. W piątek premier powiedział, że opady są intensywne. - Ale chciałbym od razu powiedzieć na początek: (...) prognozy nie są przesadnie alarmujące – dodał. Machnik zaznaczył, iż Tusk uspokajał, że "takiej trudnej sytuacji nie będzie". - Widzimy, że jest wręcz odwrotnie, więc to był taki jedyny element, do którego można byłoby w jakiś sposób się przyczepić - wskazał.
- Natomiast co do innej komunikacji, to widzimy dużą aktywność ministrów i wiceministrów, ministerstw strategicznych - mówił, wspominając w tym kontekście o MSWiA, Ministerstwie Infrastruktury i resorcie klimatu. - Widać ewidentnie, że tutaj ta aktywność w terenie jest bardzo duża. Uczestnictwo w sztabach jest zaznaczane i komunikowanie po sztabach - na tyle, na ile możliwe - występuje - kontynuował.
Rozmówca Michała Kolanki zaznaczył, że jak dotąd nie widać "polityków na wałach". - Politycy nie decydują się na to, żeby wejść na wały, żeby wyjść do bardzo często również ludzi, którzy stracili dobytek życia. Wiemy, że wtedy emocje są niesamowite i politycy są w stanie później powiedzieć o jedno zdanie za dużo - podkreślił dodając, że "mamy tego bardzo dużo przykładów".
W sobotę pod hasłem "stop patowładzy" Prawo i Sprawiedliwość zorganizowało protest przed Ministerstwem Sprawiedliwości w Warszawie. Przemawiał prezes PiS Jarosław Kaczyński, który atakował m.in. Koalicję Obywatelską i rząd. W tym samym czasie w południowej Polsce strażacy zabezpieczali miejscowości przed nadchodzącą wodą. Czy to był dobry moment na organizowanie politycznych demonstracji?
- Gdyby mnie zapytano, czy wiec organizować, czy nie, oczywiście powiedziałbym, że nie - odparł Bartłomiej Machnik. - Obojętnie, w jaki sposób ten wiec przebiegał, obojętnie kto na nim był, jakie były tematy, to w tych dniach nie ma ważniejszych tematów niż sytuacja pogodowa, powódź i stan poszczególnych miast - przekonywał.
- W moim przekonaniu był to błąd, ponieważ Prawo i Sprawiedliwość wystawiło się na arenę, gdzie można w nie "strzelać wizerunkowo", w cudzysłowie oczywiście, argumentami pokazującymi, że z jednej strony mamy rząd, który w terenie dba o to, żeby ten kryzys był jak najbardziej opanowany, a z drugiej strony mamy opozycję, która porusza inne tematy i nie decyduje się na tom żeby jakkolwiek zaangażować się w tę sytuację - zaznaczył politolog.
Hosted on Acast. See acast.com/privacy for more information.
Pokazujemy po 10 odcinków na stronie. Skocz do strony:
123456789101112131415161718192021222324252627282930313233343536373839404142434445464748495051525354555657585960616263646566676869707172737475767778798081828384858687888990919293949596979899100101102103104105106107108109110111112113114115116117118119120121122123124125126127128129130131132133134135136137138139140141142143144145146147148149150151152153154155156157158159160161162163164165166167168169170171172173174175176177178179180181182183184185186187188189190191192193194195196197198199200201202203204205206207208209210211212213214215216217218219220221222223224225226227228229230231232233234