Wiersz na poniedziałek

„Wiersz na poniedziałek”, czyli zacznij swój tydzień od poezji wybieranej i omawianej przez redaktorkę naczelną „Pisma”, Magdalenę Kicińską. Cykl powstaje we współpracy z Fundacją Miasto Literatury.

Kategorie:
Książki Kultura

Odcinki od najnowszych:

Wiersz na poniedziałek. Krystyna Dąbrowska i rozmowa o poezji
2020-04-27 07:00:08

W tym odcinku po raz pierwszy w historii tego podcastu wystąpi gość. A w zasadzie gościni - Krystyna Dąbrowska. Jej wiersze dwukrotnie publikowaliśmy w Piśmie, ostatnio w kwietniowym numerze. Porozmawiamy m.in. o tym, jak poetka znosi zamknięcie i czy może się ono przysłużyć tworzeniu. Wiersze, o których opowiadam w piętnastym odcinku podcastu „Wiersz na poniedziałek", przeczytacie na stronie Pisma: https://magazynpismo.pl/kultura/poezja/nasz-jezyk-dabrowska-krystyna-wiersz/ oraz https://magazynpismo.pl/kultura/poezja/duch-lasu-krystyna-dabrowska-poezja/
W tym odcinku po raz pierwszy w historii tego podcastu wystąpi gość. A w zasadzie gościni - Krystyna Dąbrowska. Jej wiersze dwukrotnie publikowaliśmy w Piśmie, ostatnio w kwietniowym numerze. Porozmawiamy m.in. o tym, jak poetka znosi zamknięcie i czy może się ono przysłużyć tworzeniu.

Wiersze, o których opowiadam w piętnastym odcinku podcastu „Wiersz na poniedziałek", przeczytacie na stronie Pisma: https://magazynpismo.pl/kultura/poezja/nasz-jezyk-dabrowska-krystyna-wiersz/ oraz https://magazynpismo.pl/kultura/poezja/duch-lasu-krystyna-dabrowska-poezja/

Wiersz na poniedziałek. Władysław Szlengel i powstanie w getcie warszawskim
2020-04-20 07:00:02

Dzisiejszy odcinek „Wiersza na poniedziałek” jest szczególny. Wczoraj minęła 77. rocznica wybuchu powstania w getcie warszawskim. W południe w mieście zawyły syreny. Nie możemy pójść na Muranów, położyć żonkili pod pomnikiem bohaterów getta. Ale możemy posłuchać dwóch wierszy Władysława Szlengla, poety, kronikarza życia i śmierci w getcie: „Okno na tamtą stronę" i „Dwie śmierci". Czyta Jakub Dowgird.  Władysław Szlengel „Okno na tamtą stronę" Mam okno na tamtą stronę, bezczelne żydowskie okno na piękny park Krasińskiego, gdzie liście jesienne mokną… Pod wieczór szaroliliowy składają gałęzie pokłon i patrzą się drzewa aryjskie w to moje żydowskie okno… A mnie w oknie stanąć nie wolno (bardzo to słuszny przepis), żydowskie robaki… krety… powinni i muszą być ślepi. Niech siedzą w barłogach, norach w robotę z utkwionym okiem i wara im od patrzenia i od żydowskich okien… A ja… kiedy noc zapada… by wszystko wyrównać i zatrzeć, dopadam do okna w ciemności i patrzę… żarłocznie patrzę… i kradnę zgaszoną Warszawę, szumy i gwizdy dalekie, zarysy domów i ulic, kikuty wieżyc kalekie… Kradnę sylwetkę Ratusza, u stóp mam plac Teatralny, pozwala księżyc Wachmeister na szmugiel sentymentalny…  Wbijają się oczy żarłocznie, jak ostrza w pierś nocy utkwione, w warszawski wieczór milczący, w miasto me zaciemnione… A kiedy mam dosyć zapasu na jutro, a może i więcej… żegnam milczące miasto, magicznie podnoszę ręce… zamykam oczy i szepcę: — Warszawo… odezwij się… czekam… Wnet fortepiany w mieście podnoszą milczące wieka… podnoszą się same na rozkaz ciężkie, smutne, zmęczone… i płynie ze stu fortepianów w noc… Szopenowski polonez… Wzywają mnie klawikordy, w męką nabrzmiałej ciszy płyną nad miastem akordy spod trupio białych klawiszy… Koniec… opuszczam ręce… wraca do pudeł polonez… Wracam i myślę, że źle jest mieć okno na tamtą stronę… Władysław Szlengel „Dwie śmierci" Wasza śmierć i nasza śmierć to dwie inne śmierci. Wasza śmierć — to mocna śmierć, szarpiąca na ćwierci. Wasza śmierć śród szarych pól od krwi i potu żyznych. Wasza śmierć — to śmierć od kul dla czegoś — … dla Ojczyzny. Nasza śmierć — to głupia śmierć, na strychu lub w piwnicy, nasza śmierć przychodzi psia zza węgła ulicy. Waszą śmierć odznaczy krzyż, komunikat ją wymienia, nasza śmierć — hurtowy skład, zakopią — do widzenia. Wasza śmierć — wy twarzą w twarz witacie się w pół drogi, nasza śmierć — to skryta śmierć kopana w masce trwogi. Wasza śmierć — zwyczajna śmierć, człowiecza i nietrudna, nasza śmierć — śmietnicza śmierć, żydowska i — paskudna. Śmierć, Polak, Żyd Nasza śmierć jest waszej śmierci daleką biedną krewną. Gdy spotka wasza — naszą śmierć, nie wita jej na pewno. I w czarną noc przez smugi mgieł nad miastem — w mroków piekle, dwie śmierci przeklinają się, złorzecząc sobie wściekle. Na murku — patrząc w strony dwie, podgląda kłótnie skrycie to samo chciwe, sprytne, złe i jednakowe Życie.
Dzisiejszy odcinek „Wiersza na poniedziałek” jest szczególny. Wczoraj minęła 77. rocznica wybuchu powstania w getcie warszawskim. W południe w mieście zawyły syreny. Nie możemy pójść na Muranów, położyć żonkili pod pomnikiem bohaterów getta. Ale możemy posłuchać dwóch wierszy Władysława Szlengla, poety, kronikarza życia i śmierci w getcie: „Okno na tamtą stronę" i „Dwie śmierci". Czyta Jakub Dowgird. 

Władysław Szlengel
„Okno na tamtą stronę"

Mam okno na tamtą stronę,
bezczelne żydowskie okno
na piękny park Krasińskiego,
gdzie liście jesienne mokną…

Pod wieczór szaroliliowy
składają gałęzie pokłon
i patrzą się drzewa aryjskie
w to moje żydowskie okno…

A mnie w oknie stanąć nie wolno
(bardzo to słuszny przepis),
żydowskie robaki… krety…
powinni i muszą być ślepi.

Niech siedzą w barłogach, norach
w robotę z utkwionym okiem
i wara im od patrzenia
i od żydowskich okien…

A ja… kiedy noc zapada…
by wszystko wyrównać i zatrzeć,
dopadam do okna w ciemności
i patrzę… żarłocznie patrzę…
i kradnę zgaszoną Warszawę,
szumy i gwizdy dalekie,
zarysy domów i ulic,
kikuty wieżyc kalekie…

Kradnę sylwetkę Ratusza,
u stóp mam plac Teatralny,
pozwala księżyc Wachmeister
na szmugiel sentymentalny… 

Wbijają się oczy żarłocznie,
jak ostrza w pierś nocy utkwione,
w warszawski wieczór milczący,
w miasto me zaciemnione…

A kiedy mam dosyć zapasu
na jutro, a może i więcej…
żegnam milczące miasto,
magicznie podnoszę ręce…
zamykam oczy i szepcę:
— Warszawo… odezwij się… czekam…

Wnet fortepiany w mieście
podnoszą milczące wieka…
podnoszą się same na rozkaz
ciężkie, smutne, zmęczone…
i płynie ze stu fortepianów
w noc… Szopenowski polonez…

Wzywają mnie klawikordy,
w męką nabrzmiałej ciszy
płyną nad miastem akordy
spod trupio białych klawiszy…

Koniec… opuszczam ręce…
wraca do pudeł polonez…

Wracam i myślę, że źle jest
mieć okno na tamtą stronę…


Władysław Szlengel
„Dwie śmierci"

Wasza śmierć i nasza śmierć
to dwie inne śmierci.
Wasza śmierć — to mocna śmierć,
szarpiąca na ćwierci.
Wasza śmierć śród szarych pól
od krwi i potu żyznych.
Wasza śmierć — to śmierć od kul
dla czegoś — … dla Ojczyzny.
Nasza śmierć — to głupia śmierć,
na strychu lub w piwnicy,
nasza śmierć przychodzi psia
zza węgła ulicy.
Waszą śmierć odznaczy krzyż,
komunikat ją wymienia,
nasza śmierć — hurtowy skład,
zakopią — do widzenia.
Wasza śmierć — wy twarzą w twarz
witacie się w pół drogi,
nasza śmierć — to skryta śmierć
kopana w masce trwogi.
Wasza śmierć — zwyczajna śmierć,
człowiecza i nietrudna,
nasza śmierć — śmietnicza śmierć,
żydowska i — paskudna.
Śmierć, Polak, Żyd
Nasza śmierć jest waszej śmierci
daleką biedną krewną.
Gdy spotka wasza — naszą śmierć,
nie wita jej na pewno.
I w czarną noc przez smugi mgieł
nad miastem — w mroków piekle,
dwie śmierci przeklinają się,
złorzecząc sobie wściekle.
Na murku — patrząc w strony dwie,
podgląda kłótnie skrycie
to samo chciwe, sprytne, złe
i jednakowe Życie.

Wiersz na poniedziałek. Czesław Miłosz i nadzieja przy końcu świata
2020-04-13 07:00:15

Trzynasty odcinek podcastu „Wiersz na poniedziałek” wypadł w wyjątkowym dla wielu dniu. Wymagał dlatego też sięgnięcia po teksty wyjątkowego poety - Czesława Miłosza. Wybrałam dwa: „Piosenkę o końcu świata" i „Nadzieję". To wiersze, które mogą być drogowskazem, podpowiedzią jak radzić sobie w tych trudnych, dziwnych tygodniach. I źródłem otuchy, której wszystkim nam chyba teraz bardzo potrzeba. Zapraszam do wysłuchania trzynastego - i niech to będzie szczęśliwa trzynastka - odcinka podcastu „Wiersz na poniedziałek”.  Czesław Miłosz „Nadzieja" Nadzieja bywa, jeżeli ktoś wierzy, Że ziemia nie jest snem, lecz żywym ciałem, I że wzrok, dotyk ani słuch nie kłamie. A wszystkie rzeczy, które tutaj znałem, Są niby ogród, kiedy stoisz w bramie. Wejść tam nie można. Ale jest na pewno. Gdybyśmy lepiej i mądrzej patrzyli, Jeszcze kwiat nowy i gwiazdę niejedną W ogrodzie świata byśmy zobaczyli. Niektórzy mówią, że nas oko łudzi I że nic nie ma, tylko się wydaje, Ale ci właśnie nie mają nadziei. Myślą, że kiedy człowiek się odwróci, Cały świat za nim zaraz być przestaje, Jakby porwały go ręce złodziei. Czesław Miłosz „Piosenka o końcu świata" W dzień końca świata Pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji, Rybak naprawia błyszczącą sieć. Skaczą w morzu wesołe delfiny, Młode wróble czepiają się rynny I wąż ma złotą skórę, jak powinien mieć. W dzień końca świata Kobiety idą polem pod parasolkami, Pijak zasypia na brzegu trawnika, Nawołują na ulicy sprzedawcy warzywa I łódka z żółtym żaglem do wyspy podpływa, Dźwięk skrzypiec w powietrzu trwa I noc gwiaździstą odmyka. A którzy czekali błyskawic i gromów, Są zawiedzeni. A którzy czekali znaków i archanielskich trąb, Nie wierzą, że staje się już. Dopóki słońce i księżyc są w górze, Dopóki trzmiel nawiedza różę, Dopóki dzieci różowe się rodzą, Nikt nie wierzy, że staje się już. Tylko siwy staruszek, który byłby prorokiem, Ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie, Powiada przewiązując pomidory: Innego końca świata nie będzie, Innego końca świata nie będzie.
Trzynasty odcinek podcastu „Wiersz na poniedziałek” wypadł w wyjątkowym dla wielu dniu. Wymagał dlatego też sięgnięcia po teksty wyjątkowego poety - Czesława Miłosza. Wybrałam dwa: „Piosenkę o końcu świata" i „Nadzieję". To wiersze, które mogą być drogowskazem, podpowiedzią jak radzić sobie w tych trudnych, dziwnych tygodniach. I źródłem otuchy, której wszystkim nam chyba teraz bardzo potrzeba.

Zapraszam do wysłuchania trzynastego - i niech to będzie szczęśliwa trzynastka - odcinka podcastu „Wiersz na poniedziałek”. 

Czesław Miłosz
„Nadzieja"

Nadzieja bywa, jeżeli ktoś wierzy,
Że ziemia nie jest snem, lecz żywym ciałem,
I że wzrok, dotyk ani słuch nie kłamie.
A wszystkie rzeczy, które tutaj znałem,
Są niby ogród, kiedy stoisz w bramie.

Wejść tam nie można. Ale jest na pewno.
Gdybyśmy lepiej i mądrzej patrzyli,
Jeszcze kwiat nowy i gwiazdę niejedną
W ogrodzie świata byśmy zobaczyli.
Niektórzy mówią, że nas oko łudzi
I że nic nie ma, tylko się wydaje,
Ale ci właśnie nie mają nadziei.
Myślą, że kiedy człowiek się odwróci,
Cały świat za nim zaraz być przestaje,
Jakby porwały go ręce złodziei.

Czesław Miłosz
„Piosenka o końcu świata"

W dzień końca świata
Pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji,
Rybak naprawia błyszczącą sieć.
Skaczą w morzu wesołe delfiny,
Młode wróble czepiają się rynny
I wąż ma złotą skórę, jak powinien mieć.

W dzień końca świata
Kobiety idą polem pod parasolkami,
Pijak zasypia na brzegu trawnika,
Nawołują na ulicy sprzedawcy warzywa
I łódka z żółtym żaglem do wyspy podpływa,
Dźwięk skrzypiec w powietrzu trwa
I noc gwiaździstą odmyka.

A którzy czekali błyskawic i gromów,
Są zawiedzeni.
A którzy czekali znaków i archanielskich trąb,
Nie wierzą, że staje się już.
Dopóki słońce i księżyc są w górze,
Dopóki trzmiel nawiedza różę,
Dopóki dzieci różowe się rodzą,
Nikt nie wierzy, że staje się już.

Tylko siwy staruszek, który byłby prorokiem,
Ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie,
Powiada przewiązując pomidory:
Innego końca świata nie będzie,
Innego końca świata nie będzie.

Wiersz na poniedziałek. Rukhl Fishman i wiosna w jidysz
2020-04-06 07:00:03

Wiersz Rukhl Fishman, amerykańskiej poetki, która tworzyła w jidysz, przełożyła i przesłała mi Bella Szwarcman-Czarnota, redaktorka i tłumaczka. A wraz z nim kawałek wiosny, która wyciąga do nas ręce, niespiesznej, subtelnej.  Zapraszam do słuchania dwunastego odcinka podcastu Wiersz na poniedziałek. ____ Rukhl Fishman Bez tytułu przeł. Bella Szwarcman-Czarnota Mówię coraz mniej. Coraz rzadziej mam coś do powiedzenia, ledwie już dla kogo i z kim mam milczeć. Ale moje uszy wciąż są aktywne… Nastawiają się. Ich długie czujne-niewidoczne anteny wibrują. Optymistyczne uszy! Wierzą w wartość słów. Uszy, naiwne i różowe, sądzą: trzeba tylko umieć słuchać! Zamyślona, zagubiona w słuchaniu, pogwizduję cichutko – coś wesoło -smutnego.
Wiersz Rukhl Fishman, amerykańskiej poetki, która tworzyła w jidysz, przełożyła i przesłała mi Bella Szwarcman-Czarnota, redaktorka i tłumaczka. A wraz z nim kawałek wiosny, która wyciąga do nas ręce, niespiesznej, subtelnej. 

Zapraszam do słuchania dwunastego odcinka podcastu Wiersz na poniedziałek.
____

Rukhl Fishman
Bez tytułu
przeł. Bella Szwarcman-Czarnota

Mówię coraz mniej.
Coraz rzadziej mam coś do powiedzenia,
ledwie już dla kogo
i z kim
mam milczeć.
Ale moje uszy
wciąż są aktywne…
Nastawiają się.
Ich długie czujne-niewidoczne
anteny wibrują.
Optymistyczne uszy!
Wierzą w wartość słów.
Uszy, naiwne i różowe,
sądzą: trzeba tylko umieć słuchać!

Zamyślona,
zagubiona w słuchaniu,
pogwizduję cichutko –
coś wesoło -smutnego.

Wiersz na poniedziałek. Jean Portante i oswajanie teraźniejszości
2020-03-30 07:00:20

Wiersz Jeana Portante pochodzi z tomu "Po trzęsieniu" (przełożył Wawrzyniec Brzozowski). Tytuł nawiązuje do tragedii, jaka nawiedziła 6 kwietnia 2009 roku włoską Abruzję. Zginęły wtedy setki osób, tysiące zostały ranne. Dziś nie sposób nie czytać go symbolicznie, myśląc o tym, jak po raz kolejny ziemia wydaje się nam walić, pękać pod stopami. Szukamy wtedy dystansu, perspektywy, oparcia. I wtedy sięgamy po poezję. Zapraszam do posłuchania jedenastego odcinka podcastu Wiersz na poniedziałek. ___ Czasami w kwietniu ziemia zdaje się nie pamiętać… Jean Portante przeł. Wawrzyniec Brzozowski Czasami w kwietniu ziemia zdaje się nie pamiętać o swoich korzeniach zamyka oczy i wyrusza w drogę. Nikt nie wie dokąd się wybiera. Nie widać nawet 
by się poruszyła. Nie sposób jednak przeoczyć wstrząsy poprzedzające jej wyprawę. Rzeki 
 występują wtedy z brzegów wysychają jeziora 
świątynie pochłania woda.
 Ziemia drży nim odejdzie. Trzęsie się ze strachu. W ten oto sposób znika sedno czasu. Jakby do pustej 
miski wypluć pestkę martwej czereśni. Ale 
 dokąd podąża sedno czasu wyplute przez ziemię. 
Czy zamierza uderzyć na alarm w kościelne dzwony. I dokąd zmierza ziemia w kwietniu. Jaką obiera drogę gdy już wypluje tę pestkę.
Wiersz Jeana Portante pochodzi z tomu "Po trzęsieniu" (przełożył Wawrzyniec Brzozowski). Tytuł nawiązuje do tragedii, jaka nawiedziła 6 kwietnia 2009 roku włoską Abruzję. Zginęły wtedy setki osób, tysiące zostały ranne. Dziś nie sposób nie czytać go symbolicznie, myśląc o tym, jak po raz kolejny ziemia wydaje się nam walić, pękać pod stopami. Szukamy wtedy dystansu, perspektywy, oparcia. I wtedy sięgamy po poezję.

Zapraszam do posłuchania jedenastego odcinka podcastu Wiersz na poniedziałek.
___

Czasami w kwietniu ziemia zdaje się nie pamiętać…
Jean Portante
przeł. Wawrzyniec Brzozowski

Czasami w kwietniu ziemia zdaje się nie pamiętać
o swoich korzeniach zamyka oczy i wyrusza w drogę.
Nikt nie wie dokąd się wybiera. Nie widać nawet

by się poruszyła. Nie sposób jednak przeoczyć
wstrząsy poprzedzające jej wyprawę. Rzeki 

występują wtedy z brzegów wysychają jeziora

świątynie pochłania woda.


Ziemia drży nim
odejdzie. Trzęsie się ze strachu. W ten oto
sposób znika sedno czasu. Jakby do pustej

miski wypluć pestkę martwej czereśni. Ale 

dokąd podąża sedno czasu wyplute przez ziemię.

Czy zamierza uderzyć na alarm w kościelne
dzwony. I dokąd zmierza ziemia w kwietniu. Jaką
obiera drogę gdy już wypluje tę pestkę.

Wiersz na poniedziałek. Sinéad Morrissey i równowaga
2020-03-23 07:00:12

Dzisiejszy wiersz, „Jasełka" irlandzkiej poetki, Sinéad Morrissey, pochodzi z tomu „O równowadze". Wszystkim nam jej ostatnio brakuje. Może ten dziwny czas i nowa sytuacja, w której się znaleźliśmy będzie okazją do wyciszenia i sięgnięcia po poezję? Głęboko wierzę, że wiersze nas ocalają i dodają otuchy. Tym bardziej zachęcam do posłuchania dziesiątego odcinka podcastu „Wiersz na poniedziałek". ____ Sinéad Morrissey Jasełka przeł. Magda Heydel Aula jest pełna, chociaż jeszcze wcześnie: mamy i tatusiowie wypożyczeni z biur; 
braciszkowie i siostry ululani w wózkach stoją w przejściu jak ponadwymiarowy bagaż. Gwar wznosi się i osiada pod belkami stropu, rośnie stopniowo, aż ściany rezonują. Termosówka w cienkim plastiku parzy ręce. Wtem zaciemnienie, zaczynamy. Dyrektor wstaje, przypomina, gdzie wyjścia. Wypełnia swój moment 
z rozmysłem, jakby przewodził obradom Kongresu.
 I wyszło rozporządzenie. I wszyscy chłopcy i dziewczynki. Że cały świat i kilka tygodni przygotowań
 należy poddać ocenie. Dzięki tym, którzy pomogli
 z szyciem i dzięki tym, którzy byli świadkami w swych domach, że na świat przyszło dzisiaj dziecię 
i dzięki wszystkim za przyjście i czas już najwyższy 
powitać zdumiewającą gwiazdę przybitą nad Betlejem 
i pozostałe gwiazdy i proszę o oklaski. Obracamy się jak heliotropy ku słońcu, by oglądać 
setkę nadnaturalnie drobnych dzieci, które dążą za nauczycielami i niemal nie umiemy wśród nich rozpoznać naszych synów i córek, tak dokładnie 
zostali wyjęci ze swojego kontekstu, tak 
świetnie radzą sobie sami i zupełnie bez nas. Chór ubrany jest w czerwień i zieleń, zwierzęta
 w kostiumach zwierząt, dziesięcioro ma skrzydła, 
a oto i najważniejsze namaszczone postaci – Dziewica, Małżonek, Pastuszek, Żołnierz – ci o głosach przechodnich, co przetrwali liczne próby 
jak Odyseusz, a w nagrodę mają ludzkie imię oraz, 
 prócz dwóch kochanych twarzy w oddali oświetlonych 
uwielbieniem, salę pełną obcych, co się na nich gapią. Narratorzy powstają i upadają przy kolejnych punktach. Kolędy się wdzierają jak dostojna interpunkcja 
 i wyczerpują wszystkich. Na wpół oczekujemy, że dzieci zaraz się zerwą nauczycielom
 z haczyków uwagi i zaczną płakać 
lub śmiać się, rozproszą jak ptaki nad jeziorem,
 ale nic z tego, nie tu i jeszcze nie teraz, a nam zostaje 
rząd chłopczyków w nocnych koszulach, ulizanych jakby krowim językiem. Maryja w sukni, Emanuel
 w kolebce, skromny i niewymawialny, zapowiedź kierująca blask swojej gwiazdy na dwie strony 
i pełna gwiazd arena, na którą wprowadziliśmy
 ich, ludzi przez nas stworzonych, których kadzidło i mirrę 
wdychaliśmy, gdy się rodzili, i bardzo nam przykro, ale 
nie wiemy, jak to się stało, ani jakie były
 polecenia – zostali w gryzących podkolanówkach 
trzymając wzniesiony znak – i jak to się skończy.
Dzisiejszy wiersz, „Jasełka" irlandzkiej poetki, Sinéad Morrissey, pochodzi z tomu „O równowadze". Wszystkim nam jej ostatnio brakuje. Może ten dziwny czas i nowa sytuacja, w której się znaleźliśmy będzie okazją do wyciszenia i sięgnięcia po poezję? Głęboko wierzę, że wiersze nas ocalają i dodają otuchy.

Tym bardziej zachęcam do posłuchania dziesiątego odcinka podcastu „Wiersz na poniedziałek".
____
Sinéad Morrissey
Jasełka

przeł. Magda Heydel

Aula jest pełna, chociaż jeszcze wcześnie:
mamy i tatusiowie wypożyczeni z biur;

braciszkowie i siostry ululani w wózkach
stoją w przejściu jak ponadwymiarowy bagaż.
Gwar wznosi się i osiada pod belkami stropu,
rośnie stopniowo, aż ściany rezonują.
Termosówka w cienkim plastiku parzy ręce.

Wtem zaciemnienie, zaczynamy. Dyrektor wstaje,
przypomina, gdzie wyjścia. Wypełnia swój moment

z rozmysłem, jakby przewodził obradom Kongresu.

I wyszło rozporządzenie. I wszyscy chłopcy i dziewczynki.
Że cały świat i kilka tygodni przygotowań

należy poddać ocenie. Dzięki tym, którzy pomogli

z szyciem i dzięki tym, którzy byli świadkami

w swych domach, że na świat przyszło dzisiaj dziecię

i dzięki wszystkim za przyjście i czas już najwyższy

powitać zdumiewającą gwiazdę przybitą nad Betlejem

i pozostałe gwiazdy i proszę o oklaski.
Obracamy się jak heliotropy ku słońcu, by oglądać

setkę nadnaturalnie drobnych dzieci, które dążą
za nauczycielami i niemal nie umiemy wśród nich

rozpoznać naszych synów i córek, tak dokładnie

zostali wyjęci ze swojego kontekstu, tak

świetnie radzą sobie sami i zupełnie bez nas.
Chór ubrany jest w czerwień i zieleń, zwierzęta

w kostiumach zwierząt, dziesięcioro ma skrzydła,

a oto i najważniejsze namaszczone postaci –
Dziewica, Małżonek, Pastuszek, Żołnierz –

ci o głosach przechodnich, co przetrwali liczne próby

jak Odyseusz, a w nagrodę mają ludzkie imię oraz, 

prócz dwóch kochanych twarzy w oddali oświetlonych

uwielbieniem, salę pełną obcych, co się na nich gapią.
Narratorzy powstają i upadają przy kolejnych punktach.
Kolędy się wdzierają jak dostojna interpunkcja 

i wyczerpują wszystkich. Na wpół oczekujemy,

że dzieci zaraz się zerwą nauczycielom

z haczyków uwagi i zaczną płakać

lub śmiać się, rozproszą jak ptaki nad jeziorem,

ale nic z tego, nie tu i jeszcze nie teraz, a nam zostaje

rząd chłopczyków w nocnych koszulach, ulizanych
jakby krowim językiem. Maryja w sukni, Emanuel

w kolebce, skromny i niewymawialny, zapowiedź

kierująca blask swojej gwiazdy na dwie strony

i pełna gwiazd arena, na którą wprowadziliśmy

ich, ludzi przez nas stworzonych, których kadzidło i mirrę

wdychaliśmy, gdy się rodzili, i bardzo nam przykro, ale

nie wiemy, jak to się stało, ani jakie były

polecenia – zostali w gryzących podkolanówkach

trzymając wzniesiony znak – i jak to się skończy.

Wiersz na poniedziałek. Zwiad Ratiani i nowa rzeczywistość
2020-03-16 07:00:11

"proszę, oto państwa lepsza przyszłość. jest dokładnie taka, jakiej sobie życzyliście."  - pisze gruziński poeta, Zwiad Ratiani (w wierszu „Lepsza przyszłość” z tomiku „Tobie wolno” w tłumaczeniu Magdaleny Nowakowskiej). Dziś, w sytuacji, w której się znaleźliśmy, słowa te brzmią wyjątkowo słodko-gorzko. Oto nastała nowa rzeczywistość, w której jakoś musimy się odnaleźć. Poezja może w tym pomóc. Zapraszam do zapoznania się z twórczością kolejnego z nominowanych do nagrody Europejski Poeta Wolności, której plebiscyt miał odbyć się w nadchodzący weekend, ale z wiadomych przyczyn został przeniesiony na późniejszy termin. Wiersz, o którym opowiadam w dziewiątym odcinku podcastu „Wiersz na poniedziałek", przeczytacie w marcowym numerze Pisma lub na stronie: https://magazynpismo.pl/lepsza-przyszlosc-zwiad-ratiani-epw-poezja-wiersz/?seo=pw
"proszę, oto państwa lepsza przyszłość.
jest dokładnie taka, jakiej sobie życzyliście." 
- pisze gruziński poeta, Zwiad Ratiani (w wierszu „Lepsza przyszłość” z tomiku „Tobie wolno” w tłumaczeniu Magdaleny Nowakowskiej). Dziś, w sytuacji, w której się znaleźliśmy, słowa te brzmią wyjątkowo słodko-gorzko. Oto nastała nowa rzeczywistość, w której jakoś musimy się odnaleźć. Poezja może w tym pomóc.

Zapraszam do zapoznania się z twórczością kolejnego z nominowanych do nagrody Europejski Poeta Wolności, której plebiscyt miał odbyć się w nadchodzący weekend, ale z wiadomych przyczyn został przeniesiony na późniejszy termin.

Wiersz, o którym opowiadam w dziewiątym odcinku podcastu „Wiersz na poniedziałek", przeczytacie w marcowym numerze Pisma lub na stronie: https://magazynpismo.pl/lepsza-przyszlosc-zwiad-ratiani-epw-poezja-wiersz/?seo=pw

Wiersz na poniedziałek. Balša Brković i Czarnogóra na wyjeździe
2020-03-09 07:00:07

W kolejnym odcinku podcastu kontynuujemy podróż przez świat. Dzięki Balšie Brkovićiu i jego wierszowi "Kościół Zbawiciela" lądujemy w Czarnogórze. I zastanawiamy się przy okazji, czy poezja i piłka nożna mogą iść w parze (i czy komentatorzy sportowi to poeci?). Uwaga! W tym odcinku ogłaszamy pierwszy konkurs. Wiersz, o którym opowiadam w ósmym odcinku podcastu Wiersz na poniedziałek, znajdziecie w marcowym numerze "Pisma" oraz na naszej stronie: https://magazynpismo.pl/kosciol-zbawiciela-balsa-brkovic-czarnogora-wiersz-poezja-epw/
W kolejnym odcinku podcastu kontynuujemy podróż przez świat. Dzięki Balšie Brkovićiu i jego wierszowi "Kościół Zbawiciela" lądujemy w Czarnogórze. I zastanawiamy się przy okazji, czy poezja i piłka nożna mogą iść w parze (i czy komentatorzy sportowi to poeci?). Uwaga! W tym odcinku ogłaszamy pierwszy konkurs.

Wiersz, o którym opowiadam w ósmym odcinku podcastu Wiersz na poniedziałek, znajdziecie w marcowym numerze "Pisma" oraz na naszej stronie: https://magazynpismo.pl/kosciol-zbawiciela-balsa-brkovic-czarnogora-wiersz-poezja-epw/

Wiersz na poniedziałek. Cvijetić i wojna na Bałkanach
2020-03-02 07:00:14

Z Chin wracamy do Europy. Tom "Gęsia skórka" pochodzącego z Bośni i Hercegoviny (i tłumaczonego na polski przez Miłosza Waligórskiego) poety Darko Cvijeticia zachwycił mnie od pierwszego tekstu. Być może dlatego, że w swoim pisaniu Cvijetić jest bardzo non fiction, bardzo reporterski. A ja od kilku lat lansuję tezę, że nie ma bardziej niefikcjonalnego gatunku niż poezja. "Czwarta notatka na wszystkich świętych" to jeden z takich właśnie tekstów.  Zapraszam do posłuchania podcastu. Magdalena Kicińska _____ Darko Cvijetić Czwarta notatka na Wszystkich Świętych przeł. Miłosz Waligórski Na komunalnym Przy pompach ciepła Kupiliśmy z ojcem Grobowiec rodzinny Pojemność cztery osoby plus dwie Mały suchy masowy Dwa piętra Beton Ani kropli wody mimo wszechpotopów Suchutko Weszliśmy do środka W rogu Znalazłem grudkę siebie Zdrapaną z nieba Bała się spytać czy może wyjść I w doniczce Z balkonową różą Poczekać na kwiaty
Z Chin wracamy do Europy. Tom "Gęsia skórka" pochodzącego z Bośni i Hercegoviny (i tłumaczonego na polski przez Miłosza Waligórskiego) poety Darko Cvijeticia zachwycił mnie od pierwszego tekstu. Być może dlatego, że w swoim pisaniu Cvijetić jest bardzo non fiction, bardzo reporterski. A ja od kilku lat lansuję tezę, że nie ma bardziej niefikcjonalnego gatunku niż poezja. "Czwarta notatka na wszystkich świętych" to jeden z takich właśnie tekstów. 
Zapraszam do posłuchania podcastu. Magdalena Kicińska

_____
Darko Cvijetić
Czwarta notatka na Wszystkich Świętych
przeł. Miłosz Waligórski

Na komunalnym
Przy pompach ciepła
Kupiliśmy z ojcem
Grobowiec rodzinny

Pojemność cztery osoby plus dwie

Mały suchy masowy

Dwa piętra
Beton
Ani kropli wody mimo wszechpotopów
Suchutko
Weszliśmy do środka

W rogu
Znalazłem grudkę siebie
Zdrapaną z nieba

Bała się spytać czy może wyjść

I w doniczce
Z balkonową różą
Poczekać na kwiaty

Wiersz na poniedziałek. Wang Wei i ucieczka w góry
2020-02-24 08:00:18

W tym tygodniu opuszczamy na chwilę Europę i ruszamy na wschód. Daleki. Przenosimy się jednak nie tylko z miejsca na miejsca, ale i w czasie. Kolejny wiersz bowiem - "Dom w Górach Zhongnan" napisany został prawie dwanaście wieków temu (a przetłumaczony specjalnie z myślą o publikacji w Piśmie przez tłumacza Jacka Hajduka). Autor tekstu, Chińczyk Wang Wei, to nie tylko poeta. Zapraszam do poznania tej niezwykłej postaci. Magdalena Kicińska Wiersz "Dom w Górach Zhongnan" przeczytacie na stronie Pisma: https://magazynpismo.pl/dom-w-gorach-zhongnan-wang-wei-poezja/?seo=pw
W tym tygodniu opuszczamy na chwilę Europę i ruszamy na wschód. Daleki. Przenosimy się jednak nie tylko z miejsca na miejsca, ale i w czasie. Kolejny wiersz bowiem - "Dom w Górach Zhongnan" napisany został prawie dwanaście wieków temu (a przetłumaczony specjalnie z myślą o publikacji w Piśmie przez tłumacza Jacka Hajduka). Autor tekstu, Chińczyk Wang Wei, to nie tylko poeta. Zapraszam do poznania tej niezwykłej postaci.
Magdalena Kicińska

Wiersz "Dom w Górach Zhongnan" przeczytacie na stronie Pisma: https://magazynpismo.pl/dom-w-gorach-zhongnan-wang-wei-poezja/?seo=pw

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie