Między Słowami - Radio TOK FM

Autorska audycja poświęcona dobrej muzyce oraz jej twórcom i twórczyniom.

To program dla tych, którzy chcą odkrywać oryginalne brzmienia spoza tzw. "głównego nurtu", choć oczywiście nie stronimy od muzyki popularnej. Jeśli coś zasługuje na uwagę, z pewnością pojawi się w audycji "Między Słowami". Niekoniecznie liczy się wielka ilość odtworzeń czy dobra sprzedaż muzyki. My stawiamy przede wszystkim na jakość.

W ciągu ostatnich lat można było w programie usłyszeć różne gatunki. Był pop, hip-hop, ostry metal, blues, rock w wielu odmianach, punk, elektronika, trip-hop, world music, psychodela...

"Między Słowami" to również miejsce spotkań twórców i twórczyń kultury. Nasze studio regularnie odwiedzają osobistości polskiej sceny. Zawsze jest bardzo ciekawie.

Na antenie Radia TOK FM od 2012 roku. - Radio TOK FM]


Odcinki od najnowszych:

Mikołaj Ziółkowski: Jesteśmy usługodawcami emocji
2018-06-30 22:00:00

- To jest absolutnie praca zespołowa i grupa ludzi, którzy tak naprawdę oddają życie temu przedsięwzięciu jakim jest Alter Art i festiwale - mówi w audycji "Między Słowami" Mikołaj Ziółkowski. - To nie jest praca, że się wchodzi, wychodzi i do widzenia. To jest praca, w którą trzeba głęboko wejść. To pasja, pewne oddanie. To są osoby, które pracują ze mną każdego dnia, ale także osoby, które współpracują od 20 lat. One budują wielki projekt. Zawsze to powtarzam post factum, bo realnie rzecz biorąc, patrząc na wszystkie zmienne ekonomiczne, Open'er nie powinien istnieć w Polsce. Nasze ceny biletów dalej wynoszą 60 procent bliźniaczych największych festiwali w Europie. Ceny produktów typu piwo są trzy razy mniejsze co powoduje, że nasz budżet i możliwości teoretycznie są mniejsze, a de facto program i to co się dzieje na terenie, bo koszty są takie same, jest bardzo porównywalny. Mikołaj Ziółkowski, szef Alter Artu (fot. Filip Blank / Alter Art) Festiwal od kuchni Z iloma ciężarówkami przyjedzie do Gdyni ekipa Bruno Marsa? Ile prądu zużywa się podczas Open'era? Jak wiele osób zaangażowanych jest w pracę nad festiwalem? Jakie wydarzenia losowe komplikują logistykę wydarzenia? Jak pracuje się z agentami największych gwiazd? Zapraszamy do wysłuchania rozmowy Kamila Wróblewskiego z Mikołajem Ziółkowskim, szefem Alter Artu, organizującego m.in. Open'er Festival, Orange Warsaw Festiwal i Kraków Live Festival. Tylko w internecie dłuższy zapis rozmowy!
- To jest absolutnie praca zespołowa i grupa ludzi, którzy tak naprawdę oddają życie temu przedsięwzięciu jakim jest Alter Art i festiwale - mówi w audycji "Między Słowami" Mikołaj Ziółkowski. - To nie jest praca, że się wchodzi, wychodzi i do widzenia. To jest praca, w którą trzeba głęboko wejść. To pasja, pewne oddanie. To są osoby, które pracują ze mną każdego dnia, ale także osoby, które współpracują od 20 lat. One budują wielki projekt. Zawsze to powtarzam post factum, bo realnie rzecz biorąc, patrząc na wszystkie zmienne ekonomiczne, Open'er nie powinien istnieć w Polsce. Nasze ceny biletów dalej wynoszą 60 procent bliźniaczych największych festiwali w Europie. Ceny produktów typu piwo są trzy razy mniejsze co powoduje, że nasz budżet i możliwości teoretycznie są mniejsze, a de facto program i to co się dzieje na terenie, bo koszty są takie same, jest bardzo porównywalny. Mikołaj Ziółkowski, szef Alter Artu (fot. Filip Blank / Alter Art) Festiwal od kuchni Z iloma ciężarówkami przyjedzie do Gdyni ekipa Bruno Marsa? Ile prądu zużywa się podczas Open'era? Jak wiele osób zaangażowanych jest w pracę nad festiwalem? Jakie wydarzenia losowe komplikują logistykę wydarzenia? Jak pracuje się z agentami największych gwiazd? Zapraszamy do wysłuchania rozmowy Kamila Wróblewskiego z Mikołajem Ziółkowskim, szefem Alter Artu, organizującego m.in. Open'er Festival, Orange Warsaw Festiwal i Kraków Live Festival. Tylko w internecie dłuższy zapis rozmowy!

Leski: Miłość to puls
2018-06-09 22:00:00

- Z miłością jest trochę tak jak ze słuchaniem muzyki na kasecie magnetofonowej - mówi Leski w Radiu TOK FM. - Musisz poczekać, przełożyć ją na drugą stronę. Tak trochę postrzegam miłość. Tę pełną, szeroką. Coś co trzeba obejrzeć z perspektywy czasu i poczekać, zobaczyć ją w różnych kolorach. Wtedy można ocenić czy mówimy o miłości czy nie. Nowy album Leskiego, "Miłość. Strona B", był głównym tematem rozmowy Kamila Wróblewskiego w audycji "Między Słowami". Ukazał się 8 czerwca 2018 roku. Leski (fot. materiały promocyjne Warner Music Poland) Moim wentylem bezpieczeństwa jest poszukiwanie To co w muzyce najbardziej mnie interesuje to odkrywanie, eksperymentowanie. Odcinanie kuponów i powtarzalność nie jest tym co przyciągnęło mnie do muzyki, w związku z czym nie planowałem powtarzać ".splotu", bo już zarejestrowałem te rzeczy w takim a nie innym kształcie. Już na etapie miksów ".splotu" wiedziałem, że chciałbym trochę inaczej zaprezentować drugi album. Głównie chodziło o to żeby pojawiło się więcej elektrycznych gitar i sięgnąć po elektronikę. Wyszło to dość naturalnie. Kompozycje poszły w inną stronę. Tekstowo myślę, że też jest ciut inaczej. Istotny był wybór producenta. Dość długo szukałem producenta, z którym złapiemy wspólną falę i z którym będę mógł wdrożyć te nowe koncepcje. Kreatywne generowanie dźwięku Nie ukrywam, że bardzo mocno inspirowałem się Radiohead. "A Moon Shaped Pool" to moja ukochana płyta, gdzie nagle z dźwięków wyrasta jakiś falset, za chwilę zamienia się jakieś niskie brzmienia. Nie wiadomo czy to są klucze, czy to jest głos, w ogóle co to jest. W związku z tym zainspirowany tego typu rzeczami siedziałem i testowałem różne rozwiązania. Okładka płyty "Miłość. Strona B" (wyd. Warner Music Poland) Zapraszamy do wysłuchania rozmowy Kamila Wróblewskiego z Leskim!
- Z miłością jest trochę tak jak ze słuchaniem muzyki na kasecie magnetofonowej - mówi Leski w Radiu TOK FM. - Musisz poczekać, przełożyć ją na drugą stronę. Tak trochę postrzegam miłość. Tę pełną, szeroką. Coś co trzeba obejrzeć z perspektywy czasu i poczekać, zobaczyć ją w różnych kolorach. Wtedy można ocenić czy mówimy o miłości czy nie. Nowy album Leskiego, "Miłość. Strona B", był głównym tematem rozmowy Kamila Wróblewskiego w audycji "Między Słowami". Ukazał się 8 czerwca 2018 roku. Leski (fot. materiały promocyjne Warner Music Poland) Moim wentylem bezpieczeństwa jest poszukiwanie To co w muzyce najbardziej mnie interesuje to odkrywanie, eksperymentowanie. Odcinanie kuponów i powtarzalność nie jest tym co przyciągnęło mnie do muzyki, w związku z czym nie planowałem powtarzać ".splotu", bo już zarejestrowałem te rzeczy w takim a nie innym kształcie. Już na etapie miksów ".splotu" wiedziałem, że chciałbym trochę inaczej zaprezentować drugi album. Głównie chodziło o to żeby pojawiło się więcej elektrycznych gitar i sięgnąć po elektronikę. Wyszło to dość naturalnie. Kompozycje poszły w inną stronę. Tekstowo myślę, że też jest ciut inaczej. Istotny był wybór producenta. Dość długo szukałem producenta, z którym złapiemy wspólną falę i z którym będę mógł wdrożyć te nowe koncepcje. Kreatywne generowanie dźwięku Nie ukrywam, że bardzo mocno inspirowałem się Radiohead. "A Moon Shaped Pool" to moja ukochana płyta, gdzie nagle z dźwięków wyrasta jakiś falset, za chwilę zamienia się jakieś niskie brzmienia. Nie wiadomo czy to są klucze, czy to jest głos, w ogóle co to jest. W związku z tym zainspirowany tego typu rzeczami siedziałem i testowałem różne rozwiązania. Okładka płyty "Miłość. Strona B" (wyd. Warner Music Poland) Zapraszamy do wysłuchania rozmowy Kamila Wróblewskiego z Leskim!

Miuosh: Ulotność chwili jest czasami najtrwalszym wspomnieniem
2018-05-26 22:00:00

To już druga wizyta Miuosha w programie "Między Słowami". Za pierwszym razem, w marcu 2017 roku, opowiadał o jego najnowszej studyjnej płycie "POP.". Album został doceniony przez krytyków i świetnie przyjęty przez publiczność. Od tego czasu Miuosh mnóstwo koncertował. W różnych konfiguracjach, w różnych wersjach, z różnymi gośćmi. Wiosną, latem, jesienią i zimą. Mówi, że album cały czas żyje i generuje świetne wydarzenia muzyczne, ściąga masę ludzi. W międzyczasie były gościnne występy na koncertach innych wykonawców, m.in. T.Love, HEY czy Darii Zawiałow. Został również zaproszony do skomponowania muzyki ilustracyjnej do spektaklu wystawianego w Teatrze Śląskim. I najważniejsze wydarzenie: został ojcem. Ojcostwo: najbardziej uzależniająca rzecz, z jaką miałem do czynienia Miuosh: Masz motor napędowy, masz zdolność załamywania czasoprzestrzeni, bo z godziny wolnego możesz tak na dobrą sprawę wygenerować cztery godziny czasu pracy i to wszystko upchnąć. Nagle okazuje się, że lewą ręką również dobrze pracujesz na laptopie gdy na prawej usypia dziecko. Mam szczęście, bo jest bezproblemowe. Po tygodniu zaczęła spać całe noce, płacze strasznie rzadko, uśmiecha się do wszystkich. Była ze mną już w NOSPRze, w teatrze na próbach, jest ze mną tutaj. Jak mam wyjechać do Warszawy, to nie zostawiam rodziny. Biorę ją całą ze sobą. Nie uciekam od dziecka. Mam problem z tym żeby wyjeżdżać na noc poza dom. Źle mi z tym, że jadę. (...) Chociaż uwielbiam mój zespół, mamy świetne relacje i zawsze dobrze się bawimy, potrafimy siedzieć do rana, gadać głupoty i pić piwko, to mam problem żeby z nim wyjechać na dłużej niż cztery godziny, bo zaczynam tęsknić. Tak ogromnie okropnie. Miuosh / Smolik / NOSPR Okazją do ponownego spotkania w Radiu TOK FM było wydanie płyty z zapisem koncertu w siedzibie Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach. Tym razem Miuosh, poza muzykami NOSPR, zaprosił do współpracy Andrzeja Smolika. Gościnnie na scenie zaśpiewali Piotr Rogucki, Katarzyna Nosowska, Natalia Grosiak, Katarzyna Kurzawska i Kev Fox. Miuosh i Andrzej Smolik (fot. Mateusz Czech) Miuosh: Trwało to rok. Od pomysłu do wykonania. Zgłosiłem się do NOSPRu. Jesteśmy w stałym kontakcie, i z ludźmi z stamtąd, i z muzykami, którzy grają ze mną też w projektach akustycznych. Łatwo się tam odezwać i powiedzieć "mam pomysł, chciałbym przyjść go wam przedstawić, spotkać się na kawie". Kamil Wróblewski: Tak łatwo się to załatwia? Miuosh: Wiem, niektórzy ze swoimi projektami odbijają się parę lat. Jestem tam traktowany trochę na zasadzie gościa, który raz już się sprawdził, nie przyniósł hańby. Wtedy wzięto mnie dlatego, że jestem z tego samego podwórka. Moja muzyka formą pewnie była ludziom w NOSPRze obca, ale całe szczęście jedna z dyrektor, w momencie kiedy dostała propozycję żeby Miuosh wystąpił z Jimkiem, ona nie wiedziała kim ja jestem. Napomknęła o tym przy swoim synu. Powiedział "jak ktoś to on". I tak to się zaczęło. A teraz ci ludzie darzą mnie zaufaniem. Ja ich uwielbiam. To są wspaniałe postaci. Joanna Wnuk-Nazarowa to jest dla mnie posąg. Alina Kantorska-Biegun emanuje serdecznością i ciepłem. Cała ekipa, co wszyscy ludzie, którzy nam pomagają przy koncertach, są świetni, profesjonalni, spokojni, chłodni. Potrafią wszystko. Trzeba tylko dobrze się złapać, potem to już samo idzie. Okładka płyty Miuosh / Smolik / NOSPR. Projekt okładki: Grzegorz Piwnicki. Zdjęcie: Mateusz Czech dla Forin Studio Zapraszamy do wysłuchania rozmowy Kamila Wróblewskiego z Miuoshem. To pełny zapis ponad godzinnej rozmowy, który jest dostępny tylko w archiwum Radia TOK FM.
To już druga wizyta Miuosha w programie "Między Słowami". Za pierwszym razem, w marcu 2017 roku, opowiadał o jego najnowszej studyjnej płycie "POP.". Album został doceniony przez krytyków i świetnie przyjęty przez publiczność. Od tego czasu Miuosh mnóstwo koncertował. W różnych konfiguracjach, w różnych wersjach, z różnymi gośćmi. Wiosną, latem, jesienią i zimą. Mówi, że album cały czas żyje i generuje świetne wydarzenia muzyczne, ściąga masę ludzi. W międzyczasie były gościnne występy na koncertach innych wykonawców, m.in. T.Love, HEY czy Darii Zawiałow. Został również zaproszony do skomponowania muzyki ilustracyjnej do spektaklu wystawianego w Teatrze Śląskim. I najważniejsze wydarzenie: został ojcem. Ojcostwo: najbardziej uzależniająca rzecz, z jaką miałem do czynienia Miuosh: Masz motor napędowy, masz zdolność załamywania czasoprzestrzeni, bo z godziny wolnego możesz tak na dobrą sprawę wygenerować cztery godziny czasu pracy i to wszystko upchnąć. Nagle okazuje się, że lewą ręką również dobrze pracujesz na laptopie gdy na prawej usypia dziecko. Mam szczęście, bo jest bezproblemowe. Po tygodniu zaczęła spać całe noce, płacze strasznie rzadko, uśmiecha się do wszystkich. Była ze mną już w NOSPRze, w teatrze na próbach, jest ze mną tutaj. Jak mam wyjechać do Warszawy, to nie zostawiam rodziny. Biorę ją całą ze sobą. Nie uciekam od dziecka. Mam problem z tym żeby wyjeżdżać na noc poza dom. Źle mi z tym, że jadę. (...) Chociaż uwielbiam mój zespół, mamy świetne relacje i zawsze dobrze się bawimy, potrafimy siedzieć do rana, gadać głupoty i pić piwko, to mam problem żeby z nim wyjechać na dłużej niż cztery godziny, bo zaczynam tęsknić. Tak ogromnie okropnie. Miuosh / Smolik / NOSPR Okazją do ponownego spotkania w Radiu TOK FM było wydanie płyty z zapisem koncertu w siedzibie Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach. Tym razem Miuosh, poza muzykami NOSPR, zaprosił do współpracy Andrzeja Smolika. Gościnnie na scenie zaśpiewali Piotr Rogucki, Katarzyna Nosowska, Natalia Grosiak, Katarzyna Kurzawska i Kev Fox. Miuosh i Andrzej Smolik (fot. Mateusz Czech) Miuosh: Trwało to rok. Od pomysłu do wykonania. Zgłosiłem się do NOSPRu. Jesteśmy w stałym kontakcie, i z ludźmi z stamtąd, i z muzykami, którzy grają ze mną też w projektach akustycznych. Łatwo się tam odezwać i powiedzieć "mam pomysł, chciałbym przyjść go wam przedstawić, spotkać się na kawie". Kamil Wróblewski: Tak łatwo się to załatwia? Miuosh: Wiem, niektórzy ze swoimi projektami odbijają się parę lat. Jestem tam traktowany trochę na zasadzie gościa, który raz już się sprawdził, nie przyniósł hańby. Wtedy wzięto mnie dlatego, że jestem z tego samego podwórka. Moja muzyka formą pewnie była ludziom w NOSPRze obca, ale całe szczęście jedna z dyrektor, w momencie kiedy dostała propozycję żeby Miuosh wystąpił z Jimkiem, ona nie wiedziała kim ja jestem. Napomknęła o tym przy swoim synu. Powiedział "jak ktoś to on". I tak to się zaczęło. A teraz ci ludzie darzą mnie zaufaniem. Ja ich uwielbiam. To są wspaniałe postaci. Joanna Wnuk-Nazarowa to jest dla mnie posąg. Alina Kantorska-Biegun emanuje serdecznością i ciepłem. Cała ekipa, co wszyscy ludzie, którzy nam pomagają przy koncertach, są świetni, profesjonalni, spokojni, chłodni. Potrafią wszystko. Trzeba tylko dobrze się złapać, potem to już samo idzie. Okładka płyty Miuosh / Smolik / NOSPR. Projekt okładki: Grzegorz Piwnicki. Zdjęcie: Mateusz Czech dla Forin Studio Zapraszamy do wysłuchania rozmowy Kamila Wróblewskiego z Miuoshem. To pełny zapis ponad godzinnej rozmowy, który jest dostępny tylko w archiwum Radia TOK FM.

"Off The Grid". Misia Furtak o debiutanckiej płycie duetu FFRANCIS
2018-05-12 22:00:00

Ta płyta powstawała 3 lata. Pierwszy zwiastun, singiel "Got Me Started", ukazał się w 2015 roku. Misia Furtak zdradza w programie "Między Słowami", że już wtedy album "Off The Grid" był prawie gotowy. - Nie chcieliśmy od razu wydawać płyty, bo prostu nie było to skończone. Na tyle zawiśliśmy nad tym materiałem, że postanowiliśmy dać mu trochę czasu - mówi. Do nagranych utworów dodawano nowe warstwy w postaci żywych instrumentów. To też zmieniło patrzenie na materiał. Kompozycje ewoluowały i niektóre z nich finalnie zyskały zupełnie inny kształt (np. "Causes"). Okładka płyty FFRANCIS "Off The Grid" (wyd. U Know Me Records) Sam materiał powstawał w wielu miejscach. - Umawialiśmy się na sesje. Sprawdzaliśmy przede wszystkim gdzie możemy to zrobić. W przeważającej mierze to nie była praca w studiu - mówi Misia. Lokalizacji było bardzo dużo. Dominowały prywatne mieszkania, choć np. organy do "Zazdrości" nagrane zostały w Reykjaviku. Zapraszamy do wysłuchania rozmowy Kamila Wróblewskiego z Misią Furtak! Autorką wykorzystanego zdjęcia Misi Furtak jest Katarzyna Kowalczyk z zespołu Coals.
Ta płyta powstawała 3 lata. Pierwszy zwiastun, singiel "Got Me Started", ukazał się w 2015 roku. Misia Furtak zdradza w programie "Między Słowami", że już wtedy album "Off The Grid" był prawie gotowy. - Nie chcieliśmy od razu wydawać płyty, bo prostu nie było to skończone. Na tyle zawiśliśmy nad tym materiałem, że postanowiliśmy dać mu trochę czasu - mówi. Do nagranych utworów dodawano nowe warstwy w postaci żywych instrumentów. To też zmieniło patrzenie na materiał. Kompozycje ewoluowały i niektóre z nich finalnie zyskały zupełnie inny kształt (np. "Causes"). Okładka płyty FFRANCIS "Off The Grid" (wyd. U Know Me Records) Sam materiał powstawał w wielu miejscach. - Umawialiśmy się na sesje. Sprawdzaliśmy przede wszystkim gdzie możemy to zrobić. W przeważającej mierze to nie była praca w studiu - mówi Misia. Lokalizacji było bardzo dużo. Dominowały prywatne mieszkania, choć np. organy do "Zazdrości" nagrane zostały w Reykjaviku. Zapraszamy do wysłuchania rozmowy Kamila Wróblewskiego z Misią Furtak! Autorką wykorzystanego zdjęcia Misi Furtak jest Katarzyna Kowalczyk z zespołu Coals.

Szokujące wyznanie Arkadiusza Jakubika: "To ja jestem szatanem!"
2018-04-28 22:00:00

- Dotarło do mnie, że chyba tego Jakubika jest za dużo, że ostatnio trochę wyskakuję filmowo z każdej lodówki i postanowiłem sobie zrobić małą przerwę. Może trzeba dać ludziom trochę odpocząć od mojej facjaty i zatęsknić. Poczułem też chyba coś w rodzaju małego zmęczenia materiałem, wypalenia, że ja też muszę trochę chyba zatęsknić do planu filmowego. Ten rok tylko i wyłącznie muzyczny. Wziąłem sobie wolne od filmu - mówi Arkadiusz Jakubik w audycji "Między Słowami". Arkadiusz Jakubik (fot. Rafał Kudyba) Aktor i muzyk odwiedził Radio TOK FM z okazji premiery jego pierwszego solowego albumu pt. "Szatan na Kabatach". Zaznacza, że nie jest to koniec Dr. Misio. Nowy materiał jest efektem kontynuacji współpracy z producentem krążka "Zmartwychwstaniemy". - Jestem farciarzem, który w odpowiedniej czasoprzestrzeni spotyka na swojej drodze odpowiednich ludzi. I w tym wypadku takim człowiekiem, będę to zawsze powtarzał, jest Kuba Galiński. Jest współkompozytorem wszystkich kawałków. Zagrał na tej płycie wszystkie partie instrumentów. Krótko mówiąc, to jest nasza wspólna płyta - zaznacza Jakubik. - Internet stał się dla mnie niezbędnym narzędziem do pracy, do pozyskiwania sensownych informacji. Nadal jestem czytelnikiem prasy drukowanej. Kupuję kilka tygodników i codzienną "Gazetę Wyborczą", ale oczywiście mam problem z tym internetem podstawowy. Ten zalew debilizmu, internetowego chłamu, który atakuje nas z każdej strony i przeszkadza nam żeby znaleźć sensowne, wartościowe informacje, których szukamy. Irytuje mnie - mówi Jakubik. O tym właśnie jest pierwszy singiel promujący płytę "Dziś w internecie". Dla jasności, tytuł podcastu jest również nawiązaniem do tego utworu. Okładka płyty (wyd. Universal Music Polska) Zapraszamy do wysłuchania rozmowy Kamila Wróblewskiego z Arkadiuszem Jakubikiem! Dłuższy, godzinny zapis wywiadu znajdą Państwo tylko w internetowym archiwum Radia TOK FM oraz aplikacji mobilnej .
- Dotarło do mnie, że chyba tego Jakubika jest za dużo, że ostatnio trochę wyskakuję filmowo z każdej lodówki i postanowiłem sobie zrobić małą przerwę. Może trzeba dać ludziom trochę odpocząć od mojej facjaty i zatęsknić. Poczułem też chyba coś w rodzaju małego zmęczenia materiałem, wypalenia, że ja też muszę trochę chyba zatęsknić do planu filmowego. Ten rok tylko i wyłącznie muzyczny. Wziąłem sobie wolne od filmu - mówi Arkadiusz Jakubik w audycji "Między Słowami". Arkadiusz Jakubik (fot. Rafał Kudyba) Aktor i muzyk odwiedził Radio TOK FM z okazji premiery jego pierwszego solowego albumu pt. "Szatan na Kabatach". Zaznacza, że nie jest to koniec Dr. Misio. Nowy materiał jest efektem kontynuacji współpracy z producentem krążka "Zmartwychwstaniemy". - Jestem farciarzem, który w odpowiedniej czasoprzestrzeni spotyka na swojej drodze odpowiednich ludzi. I w tym wypadku takim człowiekiem, będę to zawsze powtarzał, jest Kuba Galiński. Jest współkompozytorem wszystkich kawałków. Zagrał na tej płycie wszystkie partie instrumentów. Krótko mówiąc, to jest nasza wspólna płyta - zaznacza Jakubik. - Internet stał się dla mnie niezbędnym narzędziem do pracy, do pozyskiwania sensownych informacji. Nadal jestem czytelnikiem prasy drukowanej. Kupuję kilka tygodników i codzienną "Gazetę Wyborczą", ale oczywiście mam problem z tym internetem podstawowy. Ten zalew debilizmu, internetowego chłamu, który atakuje nas z każdej strony i przeszkadza nam żeby znaleźć sensowne, wartościowe informacje, których szukamy. Irytuje mnie - mówi Jakubik. O tym właśnie jest pierwszy singiel promujący płytę "Dziś w internecie". Dla jasności, tytuł podcastu jest również nawiązaniem do tego utworu. Okładka płyty (wyd. Universal Music Polska) Zapraszamy do wysłuchania rozmowy Kamila Wróblewskiego z Arkadiuszem Jakubikiem! Dłuższy, godzinny zapis wywiadu znajdą Państwo tylko w internetowym archiwum Radia TOK FM oraz aplikacji mobilnej.

"Poliamoria" Limboskiego
2018-04-21 22:00:00

Limboski (fot. Zosia Zijo i Jacek Pióro / Sony Music Polska) - Zostawiłem Toma Waitsa i zacząłem znowu słuchać Rolling Stonesów - mówi Limboski o swojej płycie "Poliamoria". To najżwawszy i najbardziej rockandrollowy album w dorobku artysty. Materiał został zarejestrowany w Suchej Beskidzkiej, w studiu Marcina Borsa. Zapraszamy do wysłuchania rozmowy!
Limboski (fot. Zosia Zijo i Jacek Pióro / Sony Music Polska) - Zostawiłem Toma Waitsa i zacząłem znowu słuchać Rolling Stonesów - mówi Limboski o swojej płycie "Poliamoria". To najżwawszy i najbardziej rockandrollowy album w dorobku artysty. Materiał został zarejestrowany w Suchej Beskidzkiej, w studiu Marcina Borsa. Zapraszamy do wysłuchania rozmowy!

Julia Marcell śpiewa Dylana i opowiada o pracy nad jej nowym filmem krótkometrażowym
2018-04-07 22:00:00

"Like a Rolling Stone" w wykonaniu Julii Marcell początkowo był częścią kampanii społecznej realizowanej przez Europejską Stolicę Kultury Wrocław 2016, której misją było popularyzowanie czytelnictwa i wiedzy o literaturze. Dziś utwór, razem z teledyskiem, rusza w świat. Julia w swojej interpretacji postawiła na prostotę i minimalizm. - Na początku miałam zupełnie inną wersję - mówi Julia. Nie byłam w stanie tego zaśpiewać. Pod wzdlędem wokalnym był to nie mój utwór. Dylan ma styl śpiewania trochę jak gadania. Jako osoba śpiewająca w ogóle się w nim nie odnajduję. Po prostu nie potrafię tak "śpiewać-gadać". Wszystko co robiłam wokół, powiedzmy, bezpiecznych rozwiązań aranżacyjnych, kompletnie się nie udawało. W pewnym momencie usiadłam do klawisza i zagrałam to bardzo prosto. Pomyślałam wtedy sobie: OK, muszę to zaśpiewać "po mojemu". Później powstały pomysły na chóry, beat i całą tę elektronikę, która tam jest. Wtedy piosenka się otworzyła. W oryginale, w brzmieniu, jest niesamowicie naturalna, akustyczna. Ja ją przekręciłam na stronę elektroniczną. Julia Marcell: Piosenka najbardziej znana jest z tego, że jest bardzo personalną przestrogą. Dylan ją wyśpiewuje. Twierdzi, że napisał ją w taki sposób, że po prostu wylał z siebie złość i żal do kogoś. Przez to ta przestroga i osobisty wymiar przerodziły się w wymiar uniwersalny. Miałam wrażenie, że Dylan śpiewa nie do kogoś konkretnego tylko do nas wszystkich: How does it feel to be without a home? Te wszystkie teksty o wyborze łatwego życia, blichtru, próżności i pozostaniu na dnie, w samotności, dzięki temu wyborowi ułożył się w absolutnie logiczną całość podsumowania naszej obecnej cywilizacji i tego jak ja widzę ją codziennie z gazet, internetu i telewizji. Utwór "Like a rolling stone" wyprodukowali Julia Marcell, Thomas Fietz i Michael Haves. Zapraszamy do wysłuchania rozmowy Kamila Wróblewskiego z Julią Marcell, w której dowiedzą się Państwo m.in. o życiu po "Proxy" i planach wydawniczych. Julia zdradza, że kolejna płyta jest na razie półce, ale w międzyczasie zajęła się filmem. Już wkrótce będzie można zobaczyć jej pierwszy krótki metraż pt. „Night Herald”.
"Like a Rolling Stone" w wykonaniu Julii Marcell początkowo był częścią kampanii społecznej realizowanej przez Europejską Stolicę Kultury Wrocław 2016, której misją było popularyzowanie czytelnictwa i wiedzy o literaturze. Dziś utwór, razem z teledyskiem, rusza w świat. Julia w swojej interpretacji postawiła na prostotę i minimalizm. - Na początku miałam zupełnie inną wersję - mówi Julia. Nie byłam w stanie tego zaśpiewać. Pod wzdlędem wokalnym był to nie mój utwór. Dylan ma styl śpiewania trochę jak gadania. Jako osoba śpiewająca w ogóle się w nim nie odnajduję. Po prostu nie potrafię tak "śpiewać-gadać". Wszystko co robiłam wokół, powiedzmy, bezpiecznych rozwiązań aranżacyjnych, kompletnie się nie udawało. W pewnym momencie usiadłam do klawisza i zagrałam to bardzo prosto. Pomyślałam wtedy sobie: OK, muszę to zaśpiewać "po mojemu". Później powstały pomysły na chóry, beat i całą tę elektronikę, która tam jest. Wtedy piosenka się otworzyła. W oryginale, w brzmieniu, jest niesamowicie naturalna, akustyczna. Ja ją przekręciłam na stronę elektroniczną. Julia Marcell: Piosenka najbardziej znana jest z tego, że jest bardzo personalną przestrogą. Dylan ją wyśpiewuje. Twierdzi, że napisał ją w taki sposób, że po prostu wylał z siebie złość i żal do kogoś. Przez to ta przestroga i osobisty wymiar przerodziły się w wymiar uniwersalny. Miałam wrażenie, że Dylan śpiewa nie do kogoś konkretnego tylko do nas wszystkich: How does it feel to be without a home? Te wszystkie teksty o wyborze łatwego życia, blichtru, próżności i pozostaniu na dnie, w samotności, dzięki temu wyborowi ułożył się w absolutnie logiczną całość podsumowania naszej obecnej cywilizacji i tego jak ja widzę ją codziennie z gazet, internetu i telewizji. Utwór "Like a rolling stone" wyprodukowali Julia Marcell, Thomas Fietz i Michael Haves. Zapraszamy do wysłuchania rozmowy Kamila Wróblewskiego z Julią Marcell, w której dowiedzą się Państwo m.in. o życiu po "Proxy" i planach wydawniczych. Julia zdradza, że kolejna płyta jest na razie półce, ale w międzyczasie zajęła się filmem. Już wkrótce będzie można zobaczyć jej pierwszy krótki metraż pt. „Night Herald”.

Z ziemi włoskiej do Polski. SONAR o najnowszej płycie "Torino"
2018-03-31 22:00:00

(fot. Karolina Zajączkowska) SONAR jest dość młodym zespołem na polskiej scenie muzycznej, bo powstał pod koniec 2016 roku. Jego twórcami są jednak doświadczeni muzycy. Łukasz Stachurko, główny kompozytor i producent, zasłynął już jako Sonar Soul oraz połowa duetu RYSY. Lena Osińska ma z kolei epizod w programie The Voice of Poland. Na instrumentach perkusyjnych gra Rafał Dutkiewicz, klawiszowych Artur Bogusławski. Debiutancki krążek "Pętle" prezentował głównie mieszankę trip-hopu, jazzu i chilloutu. Zmiany przyniosła nowa płyta "Torino", która trafiła na półki sklepowe 23 marca 2018 roku. Okładka płyty "Torino" (autor: Zbiok Czajkowski, wyd. U Know Me Records) Łukasz Stachurko: Ta płyta w większości powstała w Turynie. Byliśmy tam przez miesiąc. Nad płytą tyle się nie pracuje, jednak troszeczkę dłużej. I tak powstała wybitnie szybko, bo dokładnie rok minął od pierwszych szkiców i konceptów do finalnej, zmasterowanej wersji. Ten czas spędzony w Turynie dał nam chyba z 10 szkiców, które potem przerodziły się w pełnoprawne utwory więc wydaje nam się, że duch tego miasta został jednak tam zawarty. Lena Osińska: Właściwie pojechaliśmy tam żeby odpocząć, zrelaksować się. Wzięliśmy i zapakowaliśmy studio do samochodu, ale naszym głównym celem były wakacje i wydaje mi się, że słychać też to ciepło w muzyce, bo rzeczywiście tworzyliśmy w takim momencie kiedy nie mieliśmy obowiązków, żadnej pracy oprócz tworzenia muzyki. Pierwszym singlem promującym płytę "Torino", jest utwór "Odkrywam". Zapraszamy do wysłuchania rozmowy Kamila Wróblewskiego z Leną Osińską i Łukaszem Stachurko!
(fot. Karolina Zajączkowska) SONAR jest dość młodym zespołem na polskiej scenie muzycznej, bo powstał pod koniec 2016 roku. Jego twórcami są jednak doświadczeni muzycy. Łukasz Stachurko, główny kompozytor i producent, zasłynął już jako Sonar Soul oraz połowa duetu RYSY. Lena Osińska ma z kolei epizod w programie The Voice of Poland. Na instrumentach perkusyjnych gra Rafał Dutkiewicz, klawiszowych Artur Bogusławski. Debiutancki krążek "Pętle" prezentował głównie mieszankę trip-hopu, jazzu i chilloutu. Zmiany przyniosła nowa płyta "Torino", która trafiła na półki sklepowe 23 marca 2018 roku. Okładka płyty "Torino" (autor: Zbiok Czajkowski, wyd. U Know Me Records) Łukasz Stachurko: Ta płyta w większości powstała w Turynie. Byliśmy tam przez miesiąc. Nad płytą tyle się nie pracuje, jednak troszeczkę dłużej. I tak powstała wybitnie szybko, bo dokładnie rok minął od pierwszych szkiców i konceptów do finalnej, zmasterowanej wersji. Ten czas spędzony w Turynie dał nam chyba z 10 szkiców, które potem przerodziły się w pełnoprawne utwory więc wydaje nam się, że duch tego miasta został jednak tam zawarty. Lena Osińska: Właściwie pojechaliśmy tam żeby odpocząć, zrelaksować się. Wzięliśmy i zapakowaliśmy studio do samochodu, ale naszym głównym celem były wakacje i wydaje mi się, że słychać też to ciepło w muzyce, bo rzeczywiście tworzyliśmy w takim momencie kiedy nie mieliśmy obowiązków, żadnej pracy oprócz tworzenia muzyki. Pierwszym singlem promującym płytę "Torino", jest utwór "Odkrywam". Zapraszamy do wysłuchania rozmowy Kamila Wróblewskiego z Leną Osińską i Łukaszem Stachurko!

"Mamy tendencję do przewijania na podglądzie". Błażej Król o jego najnowszej płycie
2018-03-24 22:00:00

Błażej Król (fot. Paweł Zanio) - Do tej pory pracowałem. Przez ostatnie 10 lat byłem pracownikiem. Byłem sprzedawcą, doradcą. Muzyka była hobby, boją. Wyrównywała moje ciśnienie. Żeby palma nie strzeliła w żadną ze stron. Ani szarości, ani przejaskrawionych emocji. A teraz zdecydowałem się odejść z pracy i przez przynajmniej przez jakiś czas zająć się muzyką. Nie nastawiam się, że ma coś wyjść lub nie - mówi Błażej Król w audycji "Między Słowami". Jego decyzja zbiegła się z premierą jego najnowszego albumu "Przewijanie na podglądzie". Płyta trafiła na półki sklepowe 16 marca. (okładka płyty, fot. materiały prasowe) Całość wymyślił, napisał i skomponował Błażej. Materiał zmiksował Piotr Emade Waglewski. - Od kilku lat przekonuję się do pracy z drugą osobą. Od pierwszego UL/KR z Maurycym mieliśmy ten sam "lot" i starczaliśmy sobie. Później pojawili się muzycy sesyjni, ale cały czas lubiłem nad wszystkim trzymać rękę. Począwszy od kompozycji, przez oprawą graficzną, teledyski. W zasadzie od tego albumu otworzyłem się na innych ludzi - mówi Błażej. Album promuje utwór "całą ciszę/ POKÓJ NOCNY".
Błażej Król (fot. Paweł Zanio) - Do tej pory pracowałem. Przez ostatnie 10 lat byłem pracownikiem. Byłem sprzedawcą, doradcą. Muzyka była hobby, boją. Wyrównywała moje ciśnienie. Żeby palma nie strzeliła w żadną ze stron. Ani szarości, ani przejaskrawionych emocji. A teraz zdecydowałem się odejść z pracy i przez przynajmniej przez jakiś czas zająć się muzyką. Nie nastawiam się, że ma coś wyjść lub nie - mówi Błażej Król w audycji "Między Słowami". Jego decyzja zbiegła się z premierą jego najnowszego albumu "Przewijanie na podglądzie". Płyta trafiła na półki sklepowe 16 marca. (okładka płyty, fot. materiały prasowe) Całość wymyślił, napisał i skomponował Błażej. Materiał zmiksował Piotr Emade Waglewski. - Od kilku lat przekonuję się do pracy z drugą osobą. Od pierwszego UL/KR z Maurycym mieliśmy ten sam "lot" i starczaliśmy sobie. Później pojawili się muzycy sesyjni, ale cały czas lubiłem nad wszystkim trzymać rękę. Począwszy od kompozycji, przez oprawą graficzną, teledyski. W zasadzie od tego albumu otworzyłem się na innych ludzi - mówi Błażej. Album promuje utwór "całą ciszę/ POKÓJ NOCNY".

Kasia Lins i Karol Łakomiec o płycie "Wiersz Ostatni" i pracy nad teledyskami
2018-03-17 22:00:00

(Karol Łakomiec, Kasia Lins i Kamil Wróblewski, fot. Anita Bartosik) Taka płyta wychodzi w Polsce raz na kilka lat. Tak klimatyczna i pełna emocji, z dojrzałym, świetnie dopracowanym i spójnym brzmieniem (a powstawała 4 lata!). "Wiersz Ostatni" to polski debiut fonograficzny bardzo utalentowanej Kasi Lins . Jej pierwsza płyta "Take My Tears" została wydana w 2013 roku w Japonii, wielu krajach południowo-wschodniej Azji i Niemczech. Była bardziej jazzowa i bluesowa. Teraz Kasia, razem z Karolem Łakomcem i Michałem Lange, postawiła na mieszankę rocka, popu i trochę folku. Ale tej muzyki nie da sie zaszufladkować. Dla wielu jest filmowa. Kasia i Karol odwiedzili Radio TOK FM. Opowiedzieli o najnowszej płycie i pracy nad teledyskami. (okładka płyty, wyd. Universal) Kamil Wróblewski: Otwieram książeczkę i na pierwszej stronie w podziękowaniach czytam: "Karol, dziękuję za absolutne poświęcenie dla płyty, którą razem od początku tworzymy, i w którą zawsze niezachwianie wierzyłeś. Gdyby nie Twoje wsparcie, nie wiem czy te piosenki kiedykolwiek ujrzałyby światło dzienne". Kiedy się poznaliście? Kasia Lins: Karol jest filmowcem, autorem zdjęć. Poznaliśmy się kilka lat temu kiedy tworzył teledysk do płyty "Take My Tears", na planie teledysku do piosenki "Yesterday". Nasza muzyczna współpraca nie była nigdy planowana. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że Karol ma coś współnego z muzycznym światem od tej mojej strony. Jak okazało się, że gra na gitarze, a ja zaczęłam pisać nowe piosenki, to jakoś tak te losy się potoczyły, że spróbowaliśmy pojdeść do tematu wspólnie. Karol Łakomiec: Dla mnie to była śmieszna historia. Kasia jest po Akademii Muzycznej. Zaczęła pracować nad piosenkami z Michałem Lange, który też jest po Akademii. Ja kiedyś, w czasach liceum, grałem w różnych zespołach i myślałem, że zostanę gwiazdą rocka. Kiedy już poznałem Kasię i zaczęli pracować nad tymi numerami, była taka sytuacja, że szukali gitarzysty żeby dograć coś do dema. Nie chciałem się wyrywać, bo muzycy po akademii, ja dawno nie grałem. Zastanawiali się: "kurczę, nie ma w Warszawie kogoś kto by mógł teraz podjechać i zagrać?". Wciąż nie wiedziałem czy się zgłosić, ale w końcu spróbowałem i zaczęliśmy od tego czasu pracować we trójkę. Kamil: Michał Lange, jeden z producentów płyty, z Marcinem Borsem. Kasia: Michał od początku był producentem naszego demo. Od pierwszej piosenki pracowałam z nim nad kolejną płytą. Zresztą nasza wspólna kompozycja pojawiła się na pierwszej płycie. Wtedy po raz pierwszy miałam okazję z nim współpracować. Studiowaliśmy razem wokalistykę jazzową na Akademii Muzycznej w Gdańsku. Michał jest też wokalistą i dlatego tak często udziela się na tej nowej płycie, o co go zawsze bardzo prosiłam i namawiałam, bo uwielbiam jego głos, barwę i muzykalność. Zagraliśmy też wspólnie piosenkę "Dzień". Michał był z nami od początku. Ja zawsze czuję, że to jest nasza wspólna płyta, naszego trio. Dopiero po kilku latach do tego projektu doszedł Marcin Bors, który pomógł nam to wszystko ogarnąć w całość i uspójnić nasze brzmienie, które wtedy było jeszcze "poszukujące". Poznaliśmy go właściwie w momencie kiedy to demo było gotowe w 90 procentach, tylko chcieliśmy to porządnie zrealizować, a że Marcin jest genialnym realizatorem, to bardzo cieszę się, że udało nam sie na niego trafić. Skąd biorą się pomysły na teledyski? Karol: Praca nad teledyskami przypominała mi trochę pracę utworami, które miały znaleźć się na płycie. To była bardziej nasza dwójkowa rozmowa, podrzucanie sobie pomysłów, co widzimy słuchając ten utwór. Wszystkie naturalnie wychodziły z nas przy okazji. Kasia: Przede wszystkim lubimy wspólne filmy i to jest najważniejsze żeby tworzyć coś razem. Mamy bardzo podobny filmowy gust. Karol: Przy każdym utworze było różnie. Przykładowo, pamiętam, że w "Save Me Boy" rozmawialiśmy o tym co by pasowało do tego utworu, ale przyszedł taki moment kiedy byliśmy na sztuce w Akademii Teatralnej. Zobaczyliśmy tę salę i po prostu tam było wszystko idealne tak jak chcieliśmy żeby wyglądała scenografia. Szukaliśmy takiej ściany, na której można coś wyświetlić i najlepiej żeby miała drzwi. Szukaliśmy takiej sali. Ja mówię: gdzie my coś takiego znajdziemy, jeszcze żebyśmy mogli tam wejść z ekipą. Idziemy na ten spektakl. I jest ta ściana, i są drzwi. Wszystko się zgadzało. To był ten moment kiedy już wiedziałem, że to się uda. Kasia: I to jeszcze taka przestrzenna sala, na której możemy rzeczywiście wykonać ten cały choreograficzny zabieg. Kamil: Bo to jest teledysk nakręcony z "master shota" czyli z jednego ujęcia. Kasia: Jak ja to usłyszałam to nie mogłam sobie wyobrazić co było w głowie Karola, akurat jeśli chodzi o te wszystkie techniczne zabiegi. Dopiero na planie opowiedział mi jak mam wykonywać te wszystkie ruchy i którędy iść. To trzeba bardzo dokładnie zaplanować. Kamil: Była tu jakaś doza improwizacji? Kasia: Karol podał mi punkty, w których mam się znajdować w poszczególnych momentach piosenki. A to wszystko co tam robię to wiadomo, że musiałam popłynąć. Karol: Kasia świetnie czuje ruchy i muzykę, co jest oczywiste. Ona tylko znając trasę i wiedząc co chcemy zrobić, bo razem o tym myśleliśmy, wykonała to doskonale. Pierwszy raz miałem taką sytuację, że robię teledysk i również w nim gram. To było dla mnie najtrudniejsze, bo najpierw wszystko musiałem ustawić. Światło, ruch kamery... Wszyscy byli przebrani i wtedy jeszcze było wszystko OK. I nagle przyszedł moment kiedy muszę się przebrać. Robiąc klip nie myśli się o tym jak się wygląda. Nagle okazuje się, że muszę przebrać się, ustawić. Zobaczyłem, że jestem po drugiej stronie kamery. To był moment, kiedy mnie prawie odcięło. Zacząłem się stresować. Robiąc ten teledysk, mimo że wiedziałem, że wszyscy wiedzą co mają robić, cały czas patrzyłem czy kamera idzie, czy dobrze zmienia się światło. Zapraszamy do wysłuchania rozmowy Kamila Wróblewskiego z Kasią Lins i Karolem Łakomcem!
(Karol Łakomiec, Kasia Lins i Kamil Wróblewski, fot. Anita Bartosik) Taka płyta wychodzi w Polsce raz na kilka lat. Tak klimatyczna i pełna emocji, z dojrzałym, świetnie dopracowanym i spójnym brzmieniem (a powstawała 4 lata!). "Wiersz Ostatni" to polski debiut fonograficzny bardzo utalentowanej Kasi Lins. Jej pierwsza płyta "Take My Tears" została wydana w 2013 roku w Japonii, wielu krajach południowo-wschodniej Azji i Niemczech. Była bardziej jazzowa i bluesowa. Teraz Kasia, razem z Karolem Łakomcem i Michałem Lange, postawiła na mieszankę rocka, popu i trochę folku. Ale tej muzyki nie da sie zaszufladkować. Dla wielu jest filmowa. Kasia i Karol odwiedzili Radio TOK FM. Opowiedzieli o najnowszej płycie i pracy nad teledyskami. (okładka płyty, wyd. Universal) Kamil Wróblewski: Otwieram książeczkę i na pierwszej stronie w podziękowaniach czytam: "Karol, dziękuję za absolutne poświęcenie dla płyty, którą razem od początku tworzymy, i w którą zawsze niezachwianie wierzyłeś. Gdyby nie Twoje wsparcie, nie wiem czy te piosenki kiedykolwiek ujrzałyby światło dzienne". Kiedy się poznaliście? Kasia Lins: Karol jest filmowcem, autorem zdjęć. Poznaliśmy się kilka lat temu kiedy tworzył teledysk do płyty "Take My Tears", na planie teledysku do piosenki "Yesterday". Nasza muzyczna współpraca nie była nigdy planowana. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że Karol ma coś współnego z muzycznym światem od tej mojej strony. Jak okazało się, że gra na gitarze, a ja zaczęłam pisać nowe piosenki, to jakoś tak te losy się potoczyły, że spróbowaliśmy pojdeść do tematu wspólnie. Karol Łakomiec: Dla mnie to była śmieszna historia. Kasia jest po Akademii Muzycznej. Zaczęła pracować nad piosenkami z Michałem Lange, który też jest po Akademii. Ja kiedyś, w czasach liceum, grałem w różnych zespołach i myślałem, że zostanę gwiazdą rocka. Kiedy już poznałem Kasię i zaczęli pracować nad tymi numerami, była taka sytuacja, że szukali gitarzysty żeby dograć coś do dema. Nie chciałem się wyrywać, bo muzycy po akademii, ja dawno nie grałem. Zastanawiali się: "kurczę, nie ma w Warszawie kogoś kto by mógł teraz podjechać i zagrać?". Wciąż nie wiedziałem czy się zgłosić, ale w końcu spróbowałem i zaczęliśmy od tego czasu pracować we trójkę. Kamil: Michał Lange, jeden z producentów płyty, z Marcinem Borsem. Kasia: Michał od początku był producentem naszego demo. Od pierwszej piosenki pracowałam z nim nad kolejną płytą. Zresztą nasza wspólna kompozycja pojawiła się na pierwszej płycie. Wtedy po raz pierwszy miałam okazję z nim współpracować. Studiowaliśmy razem wokalistykę jazzową na Akademii Muzycznej w Gdańsku. Michał jest też wokalistą i dlatego tak często udziela się na tej nowej płycie, o co go zawsze bardzo prosiłam i namawiałam, bo uwielbiam jego głos, barwę i muzykalność. Zagraliśmy też wspólnie piosenkę "Dzień". Michał był z nami od początku. Ja zawsze czuję, że to jest nasza wspólna płyta, naszego trio. Dopiero po kilku latach do tego projektu doszedł Marcin Bors, który pomógł nam to wszystko ogarnąć w całość i uspójnić nasze brzmienie, które wtedy było jeszcze "poszukujące". Poznaliśmy go właściwie w momencie kiedy to demo było gotowe w 90 procentach, tylko chcieliśmy to porządnie zrealizować, a że Marcin jest genialnym realizatorem, to bardzo cieszę się, że udało nam sie na niego trafić. Skąd biorą się pomysły na teledyski? Karol: Praca nad teledyskami przypominała mi trochę pracę utworami, które miały znaleźć się na płycie. To była bardziej nasza dwójkowa rozmowa, podrzucanie sobie pomysłów, co widzimy słuchając ten utwór. Wszystkie naturalnie wychodziły z nas przy okazji. Kasia: Przede wszystkim lubimy wspólne filmy i to jest najważniejsze żeby tworzyć coś razem. Mamy bardzo podobny filmowy gust. Karol: Przy każdym utworze było różnie. Przykładowo, pamiętam, że w "Save Me Boy" rozmawialiśmy o tym co by pasowało do tego utworu, ale przyszedł taki moment kiedy byliśmy na sztuce w Akademii Teatralnej. Zobaczyliśmy tę salę i po prostu tam było wszystko idealne tak jak chcieliśmy żeby wyglądała scenografia. Szukaliśmy takiej ściany, na której można coś wyświetlić i najlepiej żeby miała drzwi. Szukaliśmy takiej sali. Ja mówię: gdzie my coś takiego znajdziemy, jeszcze żebyśmy mogli tam wejść z ekipą. Idziemy na ten spektakl. I jest ta ściana, i są drzwi. Wszystko się zgadzało. To był ten moment kiedy już wiedziałem, że to się uda. Kasia: I to jeszcze taka przestrzenna sala, na której możemy rzeczywiście wykonać ten cały choreograficzny zabieg. Kamil: Bo to jest teledysk nakręcony z "master shota" czyli z jednego ujęcia. Kasia: Jak ja to usłyszałam to nie mogłam sobie wyobrazić co było w głowie Karola, akurat jeśli chodzi o te wszystkie techniczne zabiegi. Dopiero na planie opowiedział mi jak mam wykonywać te wszystkie ruchy i którędy iść. To trzeba bardzo dokładnie zaplanować. Kamil: Była tu jakaś doza improwizacji? Kasia: Karol podał mi punkty, w których mam się znajdować w poszczególnych momentach piosenki. A to wszystko co tam robię to wiadomo, że musiałam popłynąć. Karol: Kasia świetnie czuje ruchy i muzykę, co jest oczywiste. Ona tylko znając trasę i wiedząc co chcemy zrobić, bo razem o tym myśleliśmy, wykonała to doskonale. Pierwszy raz miałem taką sytuację, że robię teledysk i również w nim gram. To było dla mnie najtrudniejsze, bo najpierw wszystko musiałem ustawić. Światło, ruch kamery... Wszyscy byli przebrani i wtedy jeszcze było wszystko OK. I nagle przyszedł moment kiedy muszę się przebrać. Robiąc klip nie myśli się o tym jak się wygląda. Nagle okazuje się, że muszę przebrać się, ustawić. Zobaczyłem, że jestem po drugiej stronie kamery. To był moment, kiedy mnie prawie odcięło. Zacząłem się stresować. Robiąc ten teledysk, mimo że wiedziałem, że wszyscy wiedzą co mają robić, cały czas patrzyłem czy kamera idzie, czy dobrze zmienia się światło. Zapraszamy do wysłuchania rozmowy Kamila Wróblewskiego z Kasią Lins i Karolem Łakomcem!

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie