Nowa Europa Wschodnia

Nowa Europa Wschodnia przybliża i odczarowuje "Wschód". Ten cudzysłów został użyty celowo, bo obszar tematyczny, o którym opowiadamy, jest bardzo umownie określony, zróżnicowany pod każdym możliwym względem, a przede wszystkim – ogromny.


Odcinki od najnowszych:

Niemi świadkowie historii. Polacy w Auschwitz
2022-11-27 07:00:00

Mała książeczka z dedykacją „Synu pamiętaj, że w życiu najważniejsza jest odwaga”, przechowywana w Muzeum, pozwala opowiedzieć historię Bernarda Świerczyny, polskiego więźnia Auschwitz i członka obozowego ruchu oporu. Więźniowie zatrudnieni w biurach znaleźli książki z bajkami, które najprawdopodobniej należały do zamordowanych dzieci żydowskich. Ilustracje i teksty były kopiowane i nielegalnie wysyłane do domów dla podtrzymania relacji z bliskimi czy pozostawienia po sobie wspomnienia. Jedną z takich książeczek, opowiadającą historię zajączka, któremu wilk zabrał dom, ale go odzyskał dzięki pomocy innych zwierząt, wykonał Bernard Świerczyna dla swojego syna Felicjana. Ukrytą w niemieckim słowniku książeczkę matce chłopca wręczył bez słowa anonimowy SS-man już po śmierci Świerczyny powieszonego w ostatniej egzekucji wykonanej na terenie obozu 30 grudnia 1944 roku. Po nieudanej ucieczce z Auschwitz wraz z kilkoma innymi więźniami został on złapany i po śledztwie stracony. Do Auschwitz trafiło ponad 140 tysięcy Polaków, którzy zostali w obozie zarejestrowani, z czego połowa tu zginęła. Setkiewicz zaznacza, że to znaczenie większa śmiertelność niż wśród więźniów innych niemieckich obozów koncentracyjnych, co prawdopodobnie wynikało już ze sposobu zaprojektowania Auschwitz, gdzie po raz pierwszy uruchomiono stacjonarne krematorium. Trzeba jednak zauważyć, że w 1943 roku warunki więźniów aryjskich, w tym Polaków, poprawiły się, gdy martwiąc się o siłę roboczą, Niemcy pozwolili na przysyłanie do obozu paczek żywnościowych. Żydzi z tego przywileju korzystać nie mogli. – Z relacji więźniów wiemy również, że było znacznie więcej motywów, powodów czy sposobów, dzięki którym można było przetrwać, będąc Polakiem w obozie – mówi Piotr Setkiewicz. – Na przykład mocna psychika. Mogła to też być pomoc kolegów albo udział w ruchu oporu. Niemniej najczęściej o przeżyciu w Auschwitz decydował przypadek. Nawet więzień polski w dobrym komandzie mógł w każdym momencie zachorować na tyfus, który był chorobą bardzo powszechną w obozie. Wtedy mógł albo umrzeć, albo zostać zamordowany przez SS. Pomimo terroru i strasznych warunków w Auschwitz istniało także kilka grup ruchu oporu, choć stosunkowo niewielu więźniów o nim wiedziało. Mogli jedynie obserwować jego efekty, takie jak zniknięcie szczególnie okrutnego kapo czy ucieczka współwięźniów. Najważniejszą organizacją tego rodzaju była konspiracja wojskowa skupiona wokół rotmistrza Witolda Pileckiego, do której należeli uwięzieni oficerowie. Należy także pamiętać o lewicowym podziemiu, na czele którego stał Józef Cyrankiewicz, znany przedwojenny działacz PPS. Jednym z najważniejszych osiągnięć konspiratorów było gromadzenie i przekazywanie poza obóz informacji i danych na temat tego, co działo się wewnątrz. Dane liczbowe na temat przyjeżdżających transportów, rejestrowanych czy umierających więźniów lub produkcji były przemycane poza obóz i dzięki siatkom konspiratorów i pracy kurierów trafiały do rządu polskiego w Londynie. Działania te wiązały się z wielkim ryzykiem, a odkryci członkowie podziemia poddawani byli okrutnym śledztwom, torturom, a następnie mordowani, tak jak Bernard Świerczyna. Podcast powstał w ramach projektu Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego sfinansowanego przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP. Zadanie publiczne finansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2022”.  Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Mała książeczka z dedykacją „Synu pamiętaj, że w życiu najważniejsza jest odwaga”, przechowywana w Muzeum, pozwala opowiedzieć historię Bernarda Świerczyny, polskiego więźnia Auschwitz i członka obozowego ruchu oporu. Więźniowie zatrudnieni w biurach znaleźli książki z bajkami, które najprawdopodobniej należały do zamordowanych dzieci żydowskich. Ilustracje i teksty były kopiowane i nielegalnie wysyłane do domów dla podtrzymania relacji z bliskimi czy pozostawienia po sobie wspomnienia. Jedną z takich książeczek, opowiadającą historię zajączka, któremu wilk zabrał dom, ale go odzyskał dzięki pomocy innych zwierząt, wykonał Bernard Świerczyna dla swojego syna Felicjana.

Ukrytą w niemieckim słowniku książeczkę matce chłopca wręczył bez słowa anonimowy SS-man już po śmierci Świerczyny powieszonego w ostatniej egzekucji wykonanej na terenie obozu 30 grudnia 1944 roku. Po nieudanej ucieczce z Auschwitz wraz z kilkoma innymi więźniami został on złapany i po śledztwie stracony.

Do Auschwitz trafiło ponad 140 tysięcy Polaków, którzy zostali w obozie zarejestrowani, z czego połowa tu zginęła. Setkiewicz zaznacza, że to znaczenie większa śmiertelność niż wśród więźniów innych niemieckich obozów koncentracyjnych, co prawdopodobnie wynikało już ze sposobu zaprojektowania Auschwitz, gdzie po raz pierwszy uruchomiono stacjonarne krematorium. Trzeba jednak zauważyć, że w 1943 roku warunki więźniów aryjskich, w tym Polaków, poprawiły się, gdy martwiąc się o siłę roboczą, Niemcy pozwolili na przysyłanie do obozu paczek żywnościowych. Żydzi z tego przywileju korzystać nie mogli.

– Z relacji więźniów wiemy również, że było znacznie więcej motywów, powodów czy sposobów, dzięki którym można było przetrwać, będąc Polakiem w obozie – mówi Piotr Setkiewicz. – Na przykład mocna psychika. Mogła to też być pomoc kolegów albo udział w ruchu oporu. Niemniej najczęściej o przeżyciu w Auschwitz decydował przypadek. Nawet więzień polski w dobrym komandzie mógł w każdym momencie zachorować na tyfus, który był chorobą bardzo powszechną w obozie. Wtedy mógł albo umrzeć, albo zostać zamordowany przez SS.

Pomimo terroru i strasznych warunków w Auschwitz istniało także kilka grup ruchu oporu, choć stosunkowo niewielu więźniów o nim wiedziało. Mogli jedynie obserwować jego efekty, takie jak zniknięcie szczególnie okrutnego kapo czy ucieczka współwięźniów. Najważniejszą organizacją tego rodzaju była konspiracja wojskowa skupiona wokół rotmistrza Witolda Pileckiego, do której należeli uwięzieni oficerowie. Należy także pamiętać o lewicowym podziemiu, na czele którego stał Józef Cyrankiewicz, znany przedwojenny działacz PPS. Jednym z najważniejszych osiągnięć konspiratorów było gromadzenie i przekazywanie poza obóz informacji i danych na temat tego, co działo się wewnątrz. Dane liczbowe na temat przyjeżdżających transportów, rejestrowanych czy umierających więźniów lub produkcji były przemycane poza obóz i dzięki siatkom konspiratorów i pracy kurierów trafiały do rządu polskiego w Londynie. Działania te wiązały się z wielkim ryzykiem, a odkryci członkowie podziemia poddawani byli okrutnym śledztwom, torturom, a następnie mordowani, tak jak Bernard Świerczyna.

Podcast powstał w ramach projektu Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego sfinansowanego przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP. Zadanie publiczne finansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2022”.  Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Niemi świadkowie historii. Sprawcy zbrodni
2022-11-24 07:00:00

Przez duże okna na wieży znajdującej się nad bramą wjazdową widać niemal cały obóz Birkenau. Obecnie to rzędy baraków i ceglane kominy pozostałe po drewnianych konstrukcjach rozebranych już po wojnie. Zarówno stąd, jak i z niskich wież strażnicy SS mogli dokładnie widzieć niemal wszystko, co się działo na rampie. Z kolei wieże w pobliżu krematoriów dawały dobry widok na więźniów wysłanych na śmierć w komorach gazowych, którzy schodzili po schodach do miejsca kaźni. Piotr Setkiewicz podkreśla, że SS-mani w Birkenau musieli wiedzieć, w jakiego rodzaju miejscu pełnią służbę. W styczniu 1945 roku załoga obozu liczyła ponad 4 tysięcy ludzi, a przez cały okres jego funkcjonowania przewinęło się przez to miejsce ok. 8 tysięcy strażników, z których ok. 7 tysięcy wojnę przeżyło. Tylko nieliczni zginęli w lub zmarli z chorób. Więcej straciło życie po przeniesieniu na front wschodni. Wszyscy strażnicy byli Niemcami lub Volksdeutschami. Jedynym wyjątkiem była kompania Ukraińców sprowadzonych tutaj w 1943 roku, jednakże ci szybko się zbuntowali i po trzech miesiącach zostali odesłani z obozu. SS-mani oddelegowaniu do Auschwitz mogli się uważać za szczęściarzy pełniących spokojną, bezpieczną służbę. Stosunkowo niewielu, bo może 300 czy 400 z nich, bezpośrednio zabijało więźniów. Zespół „dezynfekatorów” przeszkolonych w posługiwaniu się trującym gazem Cyklon B, uwalniającym się z granulatu wsypywanego z puszek przez otwory w dachu komór gazowych, składał się z kilkunastu do dwudziestu paru osób. – Ci SS-mani, którzy pełnili służbę w batalionie wartowniczym, czyli mniej więcej 80% całej załogi Auschwitz, nawet jeśli nikogo nie zastrzelili, to poprzez fakt, że nie dopuszczali do ucieczek, też ostatecznie przyczyniali się do masowej śmierci więźniów – zaznacza Piotr Setkiewicz. Z dokumentów i korespondencji wynika, że wśród SS-manów panowała plaga pijaństwa, z którym dowódcy starali się walczyć, zagospodarowując czas wolny żołnierzy. W obozie organizowano imprezy sportowe i kulturalne. Załoga miała nawet swój kurort. Warunki były bardzo dobre i w przypadku niższych rangą SS-manów przypominały życie w koszarach w czasach pokoju. Z kolei oficerowie mogli liczyć na wygodne kwatery, czasem całe wille z ogródkiem i służbą. Niektórzy próbowali się też nielegalnie wzbogacić, kradnąc pieniądze i kosztowności odebrane więźniom, które formalnie należały do Rzeszy. Toczyły się w tej sprawie dochodzenia i wydano nawet kilka wyroków. Po wojnie część członków załogi Auschwitz-Birkenau odpowiedziała za zbrodnie. Do końca lat 40. Alianci nie mieli problemów z wydawaniem i wykonywaniem wyroków śmierci na tych ludziach. Około 700 z nich poddano ekstradycji do Polski, gdzie większość stanęła przed sądem w rozprawach grupowych. Z uwagi na ograniczony kontakt między strażnikami a więźniami świadkom trudno było ich wskazać. Stąd skazywano ich na rok do dwóch więzienia „za przynależność do kryminalnej organizacji, załogi obozu koncentracyjnego”. Większość po odsiedzeniu wyroków wyjechała do Republiki Federalnej Niemiec. Podcast powstał w ramach projektu Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego sfinansowanego przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP. Zadanie publiczne finansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2022”.  Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Przez duże okna na wieży znajdującej się nad bramą wjazdową widać niemal cały obóz Birkenau. Obecnie to rzędy baraków i ceglane kominy pozostałe po drewnianych konstrukcjach rozebranych już po wojnie. Zarówno stąd, jak i z niskich wież strażnicy SS mogli dokładnie widzieć niemal wszystko, co się działo na rampie. Z kolei wieże w pobliżu krematoriów dawały dobry widok na więźniów wysłanych na śmierć w komorach gazowych, którzy schodzili po schodach do miejsca kaźni. Piotr Setkiewicz podkreśla, że SS-mani w Birkenau musieli wiedzieć, w jakiego rodzaju miejscu pełnią służbę.

W styczniu 1945 roku załoga obozu liczyła ponad 4 tysięcy ludzi, a przez cały okres jego funkcjonowania przewinęło się przez to miejsce ok. 8 tysięcy strażników, z których ok. 7 tysięcy wojnę przeżyło. Tylko nieliczni zginęli w lub zmarli z chorób. Więcej straciło życie po przeniesieniu na front wschodni. Wszyscy strażnicy byli Niemcami lub Volksdeutschami. Jedynym wyjątkiem była kompania Ukraińców sprowadzonych tutaj w 1943 roku, jednakże ci szybko się zbuntowali i po trzech miesiącach zostali odesłani z obozu.

SS-mani oddelegowaniu do Auschwitz mogli się uważać za szczęściarzy pełniących spokojną, bezpieczną służbę. Stosunkowo niewielu, bo może 300 czy 400 z nich, bezpośrednio zabijało więźniów. Zespół „dezynfekatorów” przeszkolonych w posługiwaniu się trującym gazem Cyklon B, uwalniającym się z granulatu wsypywanego z puszek przez otwory w dachu komór gazowych, składał się z kilkunastu do dwudziestu paru osób.

– Ci SS-mani, którzy pełnili służbę w batalionie wartowniczym, czyli mniej więcej 80% całej załogi Auschwitz, nawet jeśli nikogo nie zastrzelili, to poprzez fakt, że nie dopuszczali do ucieczek, też ostatecznie przyczyniali się do masowej śmierci więźniów – zaznacza Piotr Setkiewicz.

Z dokumentów i korespondencji wynika, że wśród SS-manów panowała plaga pijaństwa, z którym dowódcy starali się walczyć, zagospodarowując czas wolny żołnierzy. W obozie organizowano imprezy sportowe i kulturalne. Załoga miała nawet swój kurort. Warunki były bardzo dobre i w przypadku niższych rangą SS-manów przypominały życie w koszarach w czasach pokoju. Z kolei oficerowie mogli liczyć na wygodne kwatery, czasem całe wille z ogródkiem i służbą. Niektórzy próbowali się też nielegalnie wzbogacić, kradnąc pieniądze i kosztowności odebrane więźniom, które formalnie należały do Rzeszy. Toczyły się w tej sprawie dochodzenia i wydano nawet kilka wyroków.

Po wojnie część członków załogi Auschwitz-Birkenau odpowiedziała za zbrodnie. Do końca lat 40. Alianci nie mieli problemów z wydawaniem i wykonywaniem wyroków śmierci na tych ludziach. Około 700 z nich poddano ekstradycji do Polski, gdzie większość stanęła przed sądem w rozprawach grupowych. Z uwagi na ograniczony kontakt między strażnikami a więźniami świadkom trudno było ich wskazać. Stąd skazywano ich na rok do dwóch więzienia „za przynależność do kryminalnej organizacji, załogi obozu koncentracyjnego”. Większość po odsiedzeniu wyroków wyjechała do Republiki Federalnej Niemiec.

Podcast powstał w ramach projektu Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego sfinansowanego przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP. Zadanie publiczne finansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2022”.  Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Niemi świadkowie historii. Dwie funkcje Auschwitz-Birkenau
2022-11-20 09:15:08

– Birkenau był wielkim obozem i właściwie od początku jego planowania miano zamiar zbudowania tutaj osobnej bocznicy kolejowej, którą ze starej rampy żydowskiej miano kierować wagony wprost do wnętrza obozu – mówi Piotr Setkiewicz. – Natomiast do jesieni 1943 roku żadnych prac w tej mierze nie podejmowano ze względu na trudności materiałowe. Ostatecznie rampa ta została ukończona w maju 1944 roku – dodaje, zaznaczając, że szyny, z których ułożono tory łączące obie rampy zostały sprowadzone ze Związku Radzieckiego przez jedną z firm niemieckich, która korzystała z niewolniczej siły roboczej.  Ukończenie nowej rampy zbiegło się z tzw. Akcją Węgierską, czyli deportacją ponad 400 tysięcy żydów z Węgier do Auschwitz. Zdaniem historyka usprawniło to proces zarówno selekcji, jak i kierowania wybranych do znajdujących się znacznie bliżej komór gazowych. Z rampy można było też trafić wprost do baraku mieszkalnego, czy to w obozie kobiecym, czy w męskim, położonym w odległości 100–200 metrów. – W różnych publikacjach mówi się o tym, że obóz Birkenau był obozem zagłady, natomiast Auschwitz jedynie obozem pracy – zaznacza Piotr Setkiewicz. – Nie jest to prawda, ponieważ los więźniów był taki sam. Jeżeli była potrzeba, to przenoszono więźniów z Birkenau do Auschwitz i odwrotnie. Więźniowie obu obozów otrzymywali takie same pasiaki, numery z tych samych serii numerowych, tatuowane na przedramionach itd. Również zagęszczenie więźniów w różnych pomieszczeniach w Auschwitz i w Birkenau było zbliżone. Kiedy w pojedynczym baraku w obozie macierzystym w Auschwitz mieściło się mniej więcej 500-600 więźniów, to w Birkenau na podobnej powierzchni około 400. Główną różnicę stanowiło to, że krematorium i komory gazowe w Auschwitz zakończyły działanie na przełomie 1942 i 1943 roku, a w Birkenau były czynne praktycznie aż do końca działania obozu – dodaje.  Jacek Lachendro podkreśla, że kompleks obozowy był znacznie większy niż samo Auschwitz-Birkenau, a w całym okresie funkcjonowania obozu utworzonych blisko 50 podobozów rozmieszczonych w różnych miejscach. Niektóre w najbliższej okolicy obozu macierzystego, a inne przy fabrykach, kopalniach, hutach na terenie Małopolski Zachodniej i Górnego Śląska. Większość więźniów w tych podobozach w 1943 i 1944 roku stanowili Żydzi kierowani do wykonywania ciężkich prac, choć były miejsca wyjątkowe, takie jak podobóz Bobrek, gdzie wykonywano różnego rodzaju drobne podzespoły dla firmy Siemens i z tego powodu zatrudniano tam fachowców od mechaniki precyzyjnej, tokarzy i frezerów. Tam warunki pracy były wyjątkowo dobre. Z kolei w kopalniach były koszmarne i wielu skierowanych tam więźniów żydowskich, nieprzyzwyczajonych do ciężkiej pracy fizycznej w tak trudnych warunkach pod ziemią, traciło życie, także w wyniku samobójstwa.    Podcast powstał w ramach projektu Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego sfinansowanego przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP. Zadanie publiczne finansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2022”.  Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

– Birkenau był wielkim obozem i właściwie od początku jego planowania miano zamiar zbudowania tutaj osobnej bocznicy kolejowej, którą ze starej rampy żydowskiej miano kierować wagony wprost do wnętrza obozu – mówi Piotr Setkiewicz. – Natomiast do jesieni 1943 roku żadnych prac w tej mierze nie podejmowano ze względu na trudności materiałowe. Ostatecznie rampa ta została ukończona w maju 1944 roku – dodaje, zaznaczając, że szyny, z których ułożono tory łączące obie rampy zostały sprowadzone ze Związku Radzieckiego przez jedną z firm niemieckich, która korzystała z niewolniczej siły roboczej. 

Ukończenie nowej rampy zbiegło się z tzw. Akcją Węgierską, czyli deportacją ponad 400 tysięcy żydów z Węgier do Auschwitz. Zdaniem historyka usprawniło to proces zarówno selekcji, jak i kierowania wybranych do znajdujących się znacznie bliżej komór gazowych. Z rampy można było też trafić wprost do baraku mieszkalnego, czy to w obozie kobiecym, czy w męskim, położonym w odległości 100–200 metrów.

– W różnych publikacjach mówi się o tym, że obóz Birkenau był obozem zagłady, natomiast Auschwitz jedynie obozem pracy – zaznacza Piotr Setkiewicz. – Nie jest to prawda, ponieważ los więźniów był taki sam. Jeżeli była potrzeba, to przenoszono więźniów z Birkenau do Auschwitz i odwrotnie. Więźniowie obu obozów otrzymywali takie same pasiaki, numery z tych samych serii numerowych, tatuowane na przedramionach itd. Również zagęszczenie więźniów w różnych pomieszczeniach w Auschwitz i w Birkenau było zbliżone. Kiedy w pojedynczym baraku w obozie macierzystym w Auschwitz mieściło się mniej więcej 500-600 więźniów, to w Birkenau na podobnej powierzchni około 400. Główną różnicę stanowiło to, że krematorium i komory gazowe w Auschwitz zakończyły działanie na przełomie 1942 i 1943 roku, a w Birkenau były czynne praktycznie aż do końca działania obozu – dodaje. 

Jacek Lachendro podkreśla, że kompleks obozowy był znacznie większy niż samo Auschwitz-Birkenau, a w całym okresie funkcjonowania obozu utworzonych blisko 50 podobozów rozmieszczonych w różnych miejscach. Niektóre w najbliższej okolicy obozu macierzystego, a inne przy fabrykach, kopalniach, hutach na terenie Małopolski Zachodniej i Górnego Śląska. Większość więźniów w tych podobozach w 1943 i 1944 roku stanowili Żydzi kierowani do wykonywania ciężkich prac, choć były miejsca wyjątkowe, takie jak podobóz Bobrek, gdzie wykonywano różnego rodzaju drobne podzespoły dla firmy Siemens i z tego powodu zatrudniano tam fachowców od mechaniki precyzyjnej, tokarzy i frezerów. Tam warunki pracy były wyjątkowo dobre. Z kolei w kopalniach były koszmarne i wielu skierowanych tam więźniów żydowskich, nieprzyzwyczajonych do ciężkiej pracy fizycznej w tak trudnych warunkach pod ziemią, traciło życie, także w wyniku samobójstwa. 

 

Podcast powstał w ramach projektu Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego sfinansowanego przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP. Zadanie publiczne finansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2022”.  Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Niemi świadkowie historii. Wagony na Judenrampe
2022-11-15 10:45:55

Jesteśmy na terenie tzw. starej rampy żydowskiej, Judenrampe, w miejscu narysowanym przez nieznanego autora, który zapewne rozumiał wagę dokumentu tworzonego z narażeniem życia i dlatego ukrył go w butelce w fundamencie jednego z baraków. Dwa stare wagony towarowe stoją na odrestaurowanych torach między terenem stacji kolejowej Oświęcim a współczesnymi domami wsi Brzezinka, która została wysiedlona w 1941 r., a materiały z rozebranych zabudowań posłużyły do budowy obozu Birekenau. -To miejsce z pewnością wygląda teraz nieco inaczej, chociażby dlatego, że poddane zostało pewnym zabiegom konserwatorskim – mówi Piotr Setkiewicz, kierownik centrum badań państwowego muzeum Auschwitz Birkenau. - Również te wagony, które znajdują się dzisiaj na torowisku, są nieautentyczne w tym sensie, iż nie ma wcale pewności, iż byłyby one używane do przewozu deportowanych do obozu Auschwitz. Natomiast to są wagony z epoki - dodaje.  Stara rampie żydowskiej znajduje się mniej więcej w połowie drogi pomiędzy obozami Auschwitz i Birkenau, i to właśnie tu, od 1942 roku, Niemcy zaczęli przywozić wielkie transporty żydów skazanych na zagładę. Tutaj też odbywały się selekcje, podczas których skinienie palca lekarza SS oznaczało życie lub śmierć. Z zachowanych dokumentów wynika, że 75-80% deportowanych tutaj Żydów z całej Europy ładowano na ciężarówki i przewożono do komór gazowych, gdzie byli mordowani. - Podczas selekcji lekarze SS kierowali się przede wszystkim przydatnością do pracy w obozie – podkreśla Jacek Lahendro, historyk z muzeum Auschwitz-Birkenau podkreślając dwojaką funkcję Auschwitz-Birkenau, obozu śmierci i obozu pracy. - W pierwszym rzędzie szansę na przeżycie, na skierowanie do obozu mieli szansę ludzie wyglądający młodo, młodzi i tacy, którzy wyglądali na nadających się do pracy. Automatycznie kierowano na śmierć dzieci, kobiety z małymi dziećmi i osoby w podeszłym wieku. Przy tym były okresy w czasie funkcjonowania obozu, kiedy zapotrzebowanie na siłę roboczą było mniejsze, w związku z tym również tych, którzy potencjalnie nadawali się do pracy kierowano do komór gazowych. Pierwsze, prowizoryczne komory gazowe nazywane były czerwonym i białym domkiem od koloru ścian budynków, z których Niemcy wysiedlili mieszkańców, a struktury przystosowali na potrzeby zagłady. Obecnie tych budynków już nie ma, o miejscach kaźni przypominają na obrzeżach obozu Birkenau przypominają proste, wielojęzyczne tablice. Ogółem do Auschwitz deportowano około 1 100 000 Żydów, z których ledwie 200 000 uznano za zdolnych do pracy i zarejestrowano w obozie. Pozostałych zamordowano w komorach gazowych. komór gazowych bądź ze starej rampy, bądź z nowej, znajdującej się na terenie obozu Birkenau, za słynną bramą z cegły. Z Judenrampe do nowej rampy prowadzi specjalna bocznica zbudowana w 1944 r. Piotr Setkiewicz zaznacza, że dowództwo obozu miało problemy ze zdobyciem szyn i dopiero jedna z firm, która korzystała z niewolniczej siły roboczej, sprowadziła tory ukradzione przez Niemców z kupowanego terytorium Związku Radzieckiego.   Podcast powstał w ramach projektu Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego sfinansowanego przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP. Zadanie publiczne finansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2022”.  Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Jesteśmy na terenie tzw. starej rampy żydowskiej, Judenrampe, w miejscu narysowanym przez nieznanego autora, który zapewne rozumiał wagę dokumentu tworzonego z narażeniem życia i dlatego ukrył go w butelce w fundamencie jednego z baraków. Dwa stare wagony towarowe stoją na odrestaurowanych torach między terenem stacji kolejowej Oświęcim a współczesnymi domami wsi Brzezinka, która została wysiedlona w 1941 r., a materiały z rozebranych zabudowań posłużyły do budowy obozu Birekenau.

-To miejsce z pewnością wygląda teraz nieco inaczej, chociażby dlatego, że poddane zostało pewnym zabiegom konserwatorskim – mówi Piotr Setkiewicz, kierownik centrum badań państwowego muzeum Auschwitz Birkenau. - Również te wagony, które znajdują się dzisiaj na torowisku, są nieautentyczne w tym sensie, iż nie ma wcale pewności, iż byłyby one używane do przewozu deportowanych do obozu Auschwitz. Natomiast to są wagony z epoki - dodaje. 

Stara rampie żydowskiej znajduje się mniej więcej w połowie drogi pomiędzy obozami Auschwitz i Birkenau, i to właśnie tu, od 1942 roku, Niemcy zaczęli przywozić wielkie transporty żydów skazanych na zagładę. Tutaj też odbywały się selekcje, podczas których skinienie palca lekarza SS oznaczało życie lub śmierć. Z zachowanych dokumentów wynika, że 75-80% deportowanych tutaj Żydów z całej Europy ładowano na ciężarówki i przewożono do komór gazowych, gdzie byli mordowani.

- Podczas selekcji lekarze SS kierowali się przede wszystkim przydatnością do pracy w obozie – podkreśla Jacek Lahendro, historyk z muzeum Auschwitz-Birkenau podkreślając dwojaką funkcję Auschwitz-Birkenau, obozu śmierci i obozu pracy. - W pierwszym rzędzie szansę na przeżycie, na skierowanie do obozu mieli szansę ludzie wyglądający młodo, młodzi i tacy, którzy wyglądali na nadających się do pracy. Automatycznie kierowano na śmierć dzieci, kobiety z małymi dziećmi i osoby w podeszłym wieku. Przy tym były okresy w czasie funkcjonowania obozu, kiedy zapotrzebowanie na siłę roboczą było mniejsze, w związku z tym również tych, którzy potencjalnie nadawali się do pracy kierowano do komór gazowych.

Pierwsze, prowizoryczne komory gazowe nazywane były czerwonym i białym domkiem od koloru ścian budynków, z których Niemcy wysiedlili mieszkańców, a struktury przystosowali na potrzeby zagłady. Obecnie tych budynków już nie ma, o miejscach kaźni przypominają na obrzeżach obozu Birkenau przypominają proste, wielojęzyczne tablice. Ogółem do Auschwitz deportowano około 1 100 000 Żydów, z których ledwie 200 000 uznano za zdolnych do pracy i zarejestrowano w obozie. Pozostałych zamordowano w komorach gazowych. komór gazowych bądź ze starej rampy, bądź z nowej, znajdującej się na terenie obozu Birkenau, za słynną bramą z cegły. Z Judenrampe do nowej rampy prowadzi specjalna bocznica zbudowana w 1944 r. Piotr Setkiewicz zaznacza, że dowództwo obozu miało problemy ze zdobyciem szyn i dopiero jedna z firm, która korzystała z niewolniczej siły roboczej, sprowadziła tory ukradzione przez Niemców z kupowanego terytorium Związku Radzieckiego.

 

Podcast powstał w ramach projektu Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego sfinansowanego przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP. Zadanie publiczne finansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2022”.  Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Matysiak o wojnie wywiadów. Polska też w niej uczestniczy
2022-11-13 08:07:15

Po ataku Rosji na Ukrainę "politycy spuścili wywiady ze smyczy". Polska też uczestniczy w tej wojnie służb, jak przekonuje płk Maciej Matysiak, ekspert Stratpoints i były wiceszef Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Na szczęście Rosjanie nie są tak sprawni, za jakich chcieliby uchodzić. Niemniej zagrożenie nie zniknie jeśli wojna w Ukrainie zakończy się bez gruntownej zmiany systemu politycznego w Rosji.
Po ataku Rosji na Ukrainę "politycy spuścili wywiady ze smyczy". Polska też uczestniczy w tej wojnie służb, jak przekonuje płk Maciej Matysiak, ekspert Stratpoints i były wiceszef Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Na szczęście Rosjanie nie są tak sprawni, za jakich chcieliby uchodzić. Niemniej zagrożenie nie zniknie jeśli wojna w Ukrainie zakończy się bez gruntownej zmiany systemu politycznego w Rosji.

NEWs: Netanjahu wraca w bardzo niebezpiecznym towarzystwie
2022-11-10 09:05:53

Beniamin Netanjahu wrócił na szczyt polityki Izraelskiej. Jego partia, Likud, jest największym ugrupowaniem w parlamencie i ma szansę na utworzenie koalicji prawicowo-religijnej.To były piąte wybory w ciągu 4 lat. Dlaczego polityka w Izraelu jest tak rozchwiana? Co oznacza powrót Netanjahu i dojście do władzy nacjonalistów religijnych? Kim jest Itamar Ben Gwir, który budzi obawy, ale jest konieczny dla utworzenia rządu? Odpowiada Jarosław Kociszewski, redaktor naczelny portalu Nowa Europa Wschodnia, przez wieloletni korespondent w Izraelu.
Beniamin Netanjahu wrócił na szczyt polityki Izraelskiej. Jego partia, Likud, jest największym ugrupowaniem w parlamencie i ma szansę na utworzenie koalicji prawicowo-religijnej.To były piąte wybory w ciągu 4 lat. Dlaczego polityka w Izraelu jest tak rozchwiana? Co oznacza powrót Netanjahu i dojście do władzy nacjonalistów religijnych? Kim jest Itamar Ben Gwir, który budzi obawy, ale jest konieczny dla utworzenia rządu? Odpowiada Jarosław Kociszewski, redaktor naczelny portalu Nowa Europa Wschodnia, przez wieloletni korespondent w Izraelu.

NEWs: Iranki odsłaniają głowy. Protestują mimo represji
2022-10-27 16:55:57

Już około 200 osób zginęło podczas protestów w Iranie, które rozpoczęła tragiczna śmierć młodej dziewczyny. Mahsa Amini została aresztowana przez policję obyczajową i prawdopodobnie zamordowana na posterunku. Od ponad miesiąca Irańczycy wychodzą na ulice w kilkudziesięciu miastach w całym kraju. Marcin Krzyżanowski, były dyplomata w Afganistanie, znawca Iranu opowiada, co jest największym problemem władz, dlaczego protesty trwają tak długo i wyjaśnia co stało się z zabitymi irańskimi oficerami. Rozmawia Michał Żakowski Radio357
Już około 200 osób zginęło podczas protestów w Iranie, które rozpoczęła tragiczna śmierć młodej dziewczyny. Mahsa Amini została aresztowana przez policję obyczajową i prawdopodobnie zamordowana na posterunku. Od ponad miesiąca Irańczycy wychodzą na ulice w kilkudziesięciu miastach w całym kraju. Marcin Krzyżanowski, były dyplomata w Afganistanie, znawca Iranu opowiada, co jest największym problemem władz, dlaczego protesty trwają tak długo i wyjaśnia co stało się z zabitymi irańskimi oficerami. Rozmawia Michał Żakowski Radio357

Różański o lekcjach z napaści Rosji na Ukrainę
2022-10-16 11:38:31

Według Rosjan wojna w Ukrainie miała trwać dni. Tymczasem toczą się kolejne miesiące walk. Gen. Mirosław Różański mówi o połączeniu klasycznych i nowych elementów działań zbrojnych. Przebieg konfliktu potwierdza także zachodnie myślenie o armii, o której sile nie stanowią jedynie liczby. Napaść Rosji na Ukrainę uwidacznia znaczenie sojuszy dla bezpieczeństwa Polski, która równocześnie powinna rozwijać własny potencjał. Jednak armię trzeba budować z myślą o przyszłych konfliktach, a nie w oparciu o wspomnienia z przeszłości.
Według Rosjan wojna w Ukrainie miała trwać dni. Tymczasem toczą się kolejne miesiące walk. Gen. Mirosław Różański mówi o połączeniu klasycznych i nowych elementów działań zbrojnych. Przebieg konfliktu potwierdza także zachodnie myślenie o armii, o której sile nie stanowią jedynie liczby. Napaść Rosji na Ukrainę uwidacznia znaczenie sojuszy dla bezpieczeństwa Polski, która równocześnie powinna rozwijać własny potencjał. Jednak armię trzeba budować z myślą o przyszłych konfliktach, a nie w oparciu o wspomnienia z przeszłości.

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie