Leszek Prawie.PRO

Leszek Prawie.PRO
O tym jak sport, kolarstwo, triathlon odmienił i odmienia mnie oraz moje życie. Opowiadam o zmianach fizycznych i mentalnych jakie przeszedłem i przechodzę. Każdego dnia. Chcę dzielić się swoją największą pasją i pomagać także tym, którzy są na początku swojej drogi do przemiany.

Chcesz mnie wesprzeć? Sklep Prawie.PRO: https://Prawie.PRO
Mój Instagram: https://www.instagram.com/prawie_pro/

O mnie: https://prawie.pro/leszek-sledzinski/


Odcinki od najnowszych:

Wyjście z załamania nerwowego, depresji, silnej nerwicy poprzez sport (58)
2022-04-25 18:14:31

Jeśli ten podcast okazał się dla Ciebie przydatny, a chcesz wesprzeć moją działalność to zapraszam do mojego sklepu na https://www.prawie.pro oraz Instagram:  https://www.instagram.com/prawie_pro/ Cześć. Tutaj Leszek. Pewnie nie raz słyszeliście o czymś takim, co nazywa się „załamanie nerwowe”. Czasami zdarzają się takie sytuacje w życiu, kiedy mamy wrażenie, że wszystko wymyka nam się spod kontroli; kiedy mszczą się na nas popełniane błędy albo, kiedy ktoś umiera, albo kiedy tracimy pracę i spełniają się jedne z najgorszych scenariuszy w naszym życiu, bez względu na to, czy jest to nasza wina, czy też nie. Może dojść do tego, że się załamiemy albo odezwą się w nas duchy z przeszłości, które wcześniej mieliśmy już okazję odpędzić z naszej głowy. Mam tutaj na myśli: depresję, zaburzenia lękowe, nerwice albo bardzo często połączenie tych wszystkich rzeczy. Nie raz już tego doświadczałem: TRZYKROTNIE. Trzykrotnie zdarzyło się w moim życiu tak, że nie byłem w stanie normalnie funkcjonować na skutek załamania nerwowego albo na skutek nasilenia się objawów, które wróciły po latach a były uśpione. W przypadku tych chorób objawy są na tyle silne, że ciężko jest sobie z tym poradzić. Człowiek po prostu się załamuje nie wychodząc z łóżka przez tydzień; nie chce Ci się jeść, nie chce Ci się pić, nie umiesz leżeć, nie umiesz spać, nie umiesz pójść do pracy, nie potrafisz, a nawet nie powinieneś/aś prowadzić samochodu ze względu na to, że Twoja forma psychiczna nie pozwala na to, żeby żyć. Człowiek w takiej sytuacji jest niemalże sparaliżowany życiowo i po części także fizycznie. Ciężko jest, ze względu na swój bardzo kiepski stan psychiczny ruszać się, także w sensie tym fizycznym – wszystko Tobie sprawia ból. Jeżeli ktoś tego nie doświadczył, to życzę, żeby nigdy tego nie musiał doświadczać, a jeżeli ktoś przeżył coś takiego w swoim życiu, to zapewne wie, o czym myślę. To jest, w przypadku słabych jednostek, takich jak ja, naturalna reakcja umysłu oraz ciała na bardzo silny bodziec stresowy. To jest coś, czego przez całe swoje życie bałem się, boję i zapewne, jeszcze przez długi czas, będę się bać. Z drugiej strony, jeżeli ziści się tan najczarniejszy scenariusz, ten najgorszy koszmar naszego życia, kiedy mamy wrażenie, że gorzej już być nie może, wówczas stajemy się w przyszłości dużo mocniejsi, uodpornieni na wiele różnych rzeczy. W końcu przestajemy narzekać na mniej istotne problemy, bo one, w porównaniu z innymi problemami, których doświadczaliśmy, albo doświadczamy, nic nie znaczą. Jednak dziś nie o tym. Dzisiaj chciałem Wam powiedzieć, że z takiego stanu załamania trzeba próbować w jakiś sposób wyjść, chociaż tak ciężko jest wrócić do normalności. Chociaż tak ciężko jest nawet zaparzyć sobie rano kawę, którą tak bardzo lubiliśmy, choć nic nie sprawia nam już totalnie przyjemności, ponieważ uważamy, że nic nie ma sensu, albo na nic nie zasłużyliśmy. Ogromnym wysiłkiem, niemalże nadludzkim jest, mimo to, nie poddać się. Początkowo zachować pozory normalnego funkcjonowania, zmusić się i pójść do tej pracy, zmusić się i pójść do sklepu po bułki, żeby zjeść cokolwiek. Oczywiście, na skutek tak silnych bodźców, kiedy wydarzy się jakaś tragedia w naszym życiu, kompletnie nie myślimy, chociażby o sporcie. Też już tego doświadczyłem. Człowiek regularnie uprawiający sport nagle przestaje być aktywny, bo nie jest w stanie. W rzeczywistości, w takiej sytuacji oderwanie się od tych swoich codziennych rytuałów czy od planu treningowego, jest najgorsze, co możemy sobie zrobić – mówię to z perspektywy swoich własnych doświadczeń. Pomimo tej beznadziejnej sytuacji powinniśmy pamiętać, że jest jeszcze ten sport, jest jeszcze ta nasza enklawa, do której powinni

Jeśli ten podcast okazał się dla Ciebie przydatny, a chcesz wesprzeć moją działalność to zapraszam do mojego sklepu na https://www.prawie.pro oraz Instagram: https://www.instagram.com/prawie_pro/

Cześć.

Tutaj Leszek.

Pewnie nie raz słyszeliście o czymś takim, co nazywa się „załamanie nerwowe”. Czasami zdarzają się takie sytuacje w życiu, kiedy mamy wrażenie, że wszystko wymyka nam się spod kontroli; kiedy mszczą się na nas popełniane błędy albo, kiedy ktoś umiera, albo kiedy tracimy pracę i spełniają się jedne z najgorszych scenariuszy w naszym życiu, bez względu na to, czy jest to nasza wina, czy też nie. Może dojść do tego, że się załamiemy albo odezwą się w nas duchy z przeszłości, które wcześniej mieliśmy już okazję odpędzić z naszej głowy. Mam tutaj na myśli: depresję, zaburzenia lękowe, nerwice albo bardzo często połączenie tych wszystkich rzeczy. Nie raz już tego doświadczałem: TRZYKROTNIE.

Trzykrotnie zdarzyło się w moim życiu tak, że nie byłem w stanie normalnie funkcjonować na skutek załamania nerwowego albo na skutek nasilenia się objawów, które wróciły po latach a były uśpione. W przypadku tych chorób objawy są na tyle silne, że ciężko jest sobie z tym poradzić. Człowiek po prostu się załamuje nie wychodząc z łóżka przez tydzień; nie chce Ci się jeść, nie chce Ci się pić, nie umiesz leżeć, nie umiesz spać, nie umiesz pójść do pracy, nie potrafisz, a nawet nie powinieneś/aś prowadzić samochodu ze względu na to, że Twoja forma psychiczna nie pozwala na to, żeby żyć. Człowiek w takiej sytuacji jest niemalże sparaliżowany życiowo i po części także fizycznie. Ciężko jest, ze względu na swój bardzo kiepski stan psychiczny ruszać się, także w sensie tym fizycznym – wszystko Tobie sprawia ból. Jeżeli ktoś tego nie doświadczył, to życzę, żeby nigdy tego nie musiał doświadczać, a jeżeli ktoś przeżył coś takiego w swoim życiu, to zapewne wie, o czym myślę. To jest, w przypadku słabych jednostek, takich jak ja, naturalna reakcja umysłu oraz ciała na bardzo silny bodziec stresowy. To jest coś, czego przez całe swoje życie bałem się, boję i zapewne, jeszcze przez długi czas, będę się bać.

Z drugiej strony, jeżeli ziści się tan najczarniejszy scenariusz, ten najgorszy koszmar naszego życia, kiedy mamy wrażenie, że gorzej już być nie może, wówczas stajemy się w przyszłości dużo mocniejsi, uodpornieni na wiele różnych rzeczy. W końcu przestajemy narzekać na mniej istotne problemy, bo one, w porównaniu z innymi problemami, których doświadczaliśmy, albo doświadczamy, nic nie znaczą. Jednak dziś nie o tym.

Dzisiaj chciałem Wam powiedzieć, że z takiego stanu załamania trzeba próbować w jakiś sposób wyjść, chociaż tak ciężko jest wrócić do normalności. Chociaż tak ciężko jest nawet zaparzyć sobie rano kawę, którą tak bardzo lubiliśmy, choć nic nie sprawia nam już totalnie przyjemności, ponieważ uważamy, że nic nie ma sensu, albo na nic nie zasłużyliśmy. Ogromnym wysiłkiem, niemalże nadludzkim jest, mimo to, nie poddać się. Początkowo zachować pozory normalnego funkcjonowania, zmusić się i pójść do tej pracy, zmusić się i pójść do sklepu po bułki, żeby zjeść cokolwiek.

Oczywiście, na skutek tak silnych bodźców, kiedy wydarzy się jakaś tragedia w naszym życiu, kompletnie nie myślimy, chociażby o sporcie. Też już tego doświadczyłem. Człowiek regularnie uprawiający sport nagle przestaje być aktywny, bo nie jest w stanie. W rzeczywistości, w takiej sytuacji oderwanie się od tych swoich codziennych rytuałów czy od planu treningowego, jest najgorsze, co możemy sobie zrobić – mówię to z perspektywy swoich własnych doświadczeń. Pomimo tej beznadziejnej sytuacji powinniśmy pamiętać, że jest jeszcze ten sport, jest jeszcze ta nasza enklawa, do której powinni

Jak brak wiary w siebie demoluje formę i wygląd (57)
2022-04-04 20:32:11

Jeśli ten podcast okazał się dla Ciebie przydatny, a chcesz wesprzeć moją działalność to zapraszam do mojego sklepu na https://www.prawie.pro oraz Instagram:  https://www.instagram.com/prawie_pro/ Niska samoocena jest przyczyną pewnego paradoksu w życiu i sporcie. Im mniej w siebie wierzymy, tym bardziej się nam nie udaje. Tym mniej w nas energii, uporu, konsekwencji. To z kolei jest przyczyną braku postępów, albo wręcz uwsteczniania się.  Sam tego przez lata nie potrafiłem zrozumieć. Mam czasami wrażenie, że w wielu przypadkach jest to balansowanie na granicy depresji tkwiąc w błędnych schematach myślowych. Bo skoro jestem gruby(a), nie umiem przejechać ciągiem 30 kilometrów ze średnią X, jestem ostatni(a), a do tego nie mogę odmówić sobie dzisiaj czekolady i alkoholu to oznacza, że jestem beznadziejny(a).  My sami jesteśmy dla siebie często najsurowszymi i w dodatku niesprawiedliwymi sędziami o czym często wspominam w wielu filmach i podcastach. Nie bez powodu, bo ten problem mnie w ogromnej mierze dotyczy.  Ja byłem dzieckiem z którego się śmiano, albo dokuczano. Wycofany introwertyk, samotnik z konieczności. Koledzy nie przychodzili do mnie grać na Amidze, ponieważ jej nie miałem. Tak samo jak dobrych ciuchów, ocen w dzienniku albo markowej czapeczki z daszkiem. W dodatku pisałem lewą ręką co było mi w kółko wypominane. Odmieniec. Nikt mnie nie chwalił, tylko zawsze wytykano mi braki. Te okoliczności rozjeżdżają całkowicie ludzką psychikę na kolejne dekady. Teraz się nie dziwię, że mając 25 lat nadal uważałem siebie za gorszego. Dlatego moja podświadomość zawsze powtarzała „bez sensu, to się nie uda”. Nie ma sensu zaczynać, skoro i tak odniosę porażkę. A nawet jeśli zrobię pierwszy krok to zaraz się wycofam, bo samemu sobie będę próbować udowodnić, że faktycznie się nie nadaję. Tak jak zły nauczyciel z podstawówki – wytknę wyłącznie błędy. To nic, że gdzieś po drodze nadarzył się jakiś sukces szkolny, zawodowy czy sportowy. To nic niezwykłego. Tak ma być. Masz odnosić wyłącznie same sukcesy, a za każde, choć najmniejsze potknięcie będziesz strofowany.  Twoja dzisiejsza próba podjechania tego wzniesienia zasługuje na oceną dostateczną z minusem. Moment! Ja jestem początkujący, mam prawo nie być doskonałym. Ja dopiero się uczę. Jak na kursie na prawo jazdy – przez pierwsze godziny mam prawo zapominać o sprzęgle. Mam prawo być wolniejszy od reszty. Tak postrzegać należy to obiektywnie. Tylko, że osoba z brakiem wiary w siebie nie potrafi być obiektywna. Jak ja. Ja widziałem zawsze tylko swoje wady. Nie doceniałem małych postępów. Analogicznie robią często rodzice pytając niby żartobliwie „a dlaczego nie piątka”. Tymczasem ocena dostateczna też jest w wielu sytuacjach dobra. Nie jest idealna, ale wystarczająco dobra na tym etapie rozwoju wiedzy i umiejętności. Ja wiem, że w dzieciństwie często nie daje się prawa do popełniania błędów, jednak nie jest to prawidłowe podejście. Należy dawać mandat do odnoszenia porażek i się ich nie bać. Stopniowo starać się ich unikać. To jest clou, którego nie potrafiłem przez lata zrozumieć, oczekując od siebie wspominanego już perfekcjonizmu. Nigdy się nie zbliżysz do wyimaginowanego, nieistniejącego w rezultacie ideału, póki nie dasz sobie szans na bycie niedoskonałym. To jest moim zdaniem sposób na wybrnięcie z błędnego koła na skutek którego uparcie zacząłem walczyć o swoje marzenia i cele. Zmianę wyglądu, pracy akceptację i pewność siebie. Zrozumiałem, że mogę się zbliżyć do perfekcji, jednak idealny nie będę nigdy. Jestem prawie dostateczny i to wystarcza do tego, aby realizować swoje marzenia i uwierzyć, że zasługuję na bycie szczęśliwszym. Zasługuję na to, aby kupić wymarzony rower, mieć swoje zdanie, niekiedy niepoprawne, zmieniać je i nadal popełniać błędy. Na tej kanwie udało mi się zbudować lepszą formę a także uwierzyć w to, że uda mi się na przykład zmien

Jeśli ten podcast okazał się dla Ciebie przydatny, a chcesz wesprzeć moją działalność to zapraszam do mojego sklepu na https://www.prawie.pro oraz Instagram: https://www.instagram.com/prawie_pro/

Niska samoocena jest przyczyną pewnego paradoksu w życiu i sporcie. Im mniej w siebie wierzymy, tym bardziej się nam nie udaje. Tym mniej w nas energii, uporu, konsekwencji. To z kolei jest przyczyną braku postępów, albo wręcz uwsteczniania się. 

Sam tego przez lata nie potrafiłem zrozumieć. Mam czasami wrażenie, że w wielu przypadkach jest to balansowanie na granicy depresji tkwiąc w błędnych schematach myślowych. Bo skoro jestem gruby(a), nie umiem przejechać ciągiem 30 kilometrów ze średnią X, jestem ostatni(a), a do tego nie mogę odmówić sobie dzisiaj czekolady i alkoholu to oznacza, że jestem beznadziejny(a). 

My sami jesteśmy dla siebie często najsurowszymi i w dodatku niesprawiedliwymi sędziami o czym często wspominam w wielu filmach i podcastach. Nie bez powodu, bo ten problem mnie w ogromnej mierze dotyczy. 

Ja byłem dzieckiem z którego się śmiano, albo dokuczano. Wycofany introwertyk, samotnik z konieczności. Koledzy nie przychodzili do mnie grać na Amidze, ponieważ jej nie miałem. Tak samo jak dobrych ciuchów, ocen w dzienniku albo markowej czapeczki z daszkiem. W dodatku pisałem lewą ręką co było mi w kółko wypominane. Odmieniec. Nikt mnie nie chwalił, tylko zawsze wytykano mi braki. Te okoliczności rozjeżdżają całkowicie ludzką psychikę na kolejne dekady. Teraz się nie dziwię, że mając 25 lat nadal uważałem siebie za gorszego. Dlatego moja podświadomość zawsze powtarzała „bez sensu, to się nie uda”. Nie ma sensu zaczynać, skoro i tak odniosę porażkę. A nawet jeśli zrobię pierwszy krok to zaraz się wycofam, bo samemu sobie będę próbować udowodnić, że faktycznie się nie nadaję. Tak jak zły nauczyciel z podstawówki – wytknę wyłącznie błędy. To nic, że gdzieś po drodze nadarzył się jakiś sukces szkolny, zawodowy czy sportowy. To nic niezwykłego. Tak ma być. Masz odnosić wyłącznie same sukcesy, a za każde, choć najmniejsze potknięcie będziesz strofowany. 

Twoja dzisiejsza próba podjechania tego wzniesienia zasługuje na oceną dostateczną z minusem. Moment! Ja jestem początkujący, mam prawo nie być doskonałym. Ja dopiero się uczę. Jak na kursie na prawo jazdy – przez pierwsze godziny mam prawo zapominać o sprzęgle. Mam prawo być wolniejszy od reszty. Tak postrzegać należy to obiektywnie. Tylko, że osoba z brakiem wiary w siebie nie potrafi być obiektywna. Jak ja. Ja widziałem zawsze tylko swoje wady. Nie doceniałem małych postępów. Analogicznie robią często rodzice pytając niby żartobliwie „a dlaczego nie piątka”. Tymczasem ocena dostateczna też jest w wielu sytuacjach dobra. Nie jest idealna, ale wystarczająco dobra na tym etapie rozwoju wiedzy i umiejętności. Ja wiem, że w dzieciństwie często nie daje się prawa do popełniania błędów, jednak nie jest to prawidłowe podejście. Należy dawać mandat do odnoszenia porażek i się ich nie bać. Stopniowo starać się ich unikać. To jest clou, którego nie potrafiłem przez lata zrozumieć, oczekując od siebie wspominanego już perfekcjonizmu. Nigdy się nie zbliżysz do wyimaginowanego, nieistniejącego w rezultacie ideału, póki nie dasz sobie szans na bycie niedoskonałym. To jest moim zdaniem sposób na wybrnięcie z błędnego koła na skutek którego uparcie zacząłem walczyć o swoje marzenia i cele. Zmianę wyglądu, pracy akceptację i pewność siebie. Zrozumiałem, że mogę się zbliżyć do perfekcji, jednak idealny nie będę nigdy. Jestem prawie dostateczny i to wystarcza do tego, aby realizować swoje marzenia i uwierzyć, że zasługuję na bycie szczęśliwszym. Zasługuję na to, aby kupić wymarzony rower, mieć swoje zdanie, niekiedy niepoprawne, zmieniać je i nadal popełniać błędy. Na tej kanwie udało mi się zbudować lepszą formę a także uwierzyć w to, że uda mi się na przykład zmien

Tragedia Ukrainy, która jednoczy wszystkich dobrych ludzi (56)
2022-03-02 15:28:35

Jeśli ten podcast okazał się dla Ciebie przydatny, a chcesz wesprzeć moją działalność to zapraszam do mojego sklepu na https://www.prawie.pro oraz Instagram:  https://www.instagram.com/prawie_pro/ Cześć. Tutaj Leszek. Ten podcast nagrywam drugi raz przez swoje gapiostwo i przez swoją dekoncentrację, która towarzyszy mi przez ostatnie dni. To jest 56 odcinek mojego podcastu. Spoglądam na zegarek – jest 02.03.2022 r., czyli siódma doba inwazji na Ukrainę. Jestem ciekaw, czy jak za rok wrócę do tego podcastu, to okaże się, że moje optymistyczne, pocieszające słowa bardzo rozminęły się z prawdą, czy też nie. Stąd myślę, że warto jest, właśnie dzisiaj, stworzyć dla Was ten kawałek pliku mp3, który jest też po części cyfrowym zapisem historii. Każdy z nas buduje w jakiś sposób historię, chociaż akurat teraz zabrzmiało to bardzo górnolotnie, ale ta historia rozgrywa się na naszych oczach i wersalikami będą te dni zapisane w historii na wieki. Dwa lata temu myśleliśmy, że będzie to pandemia – NIE – wydaje mi się, że to nie jest największy problem, z jakim mieliśmy okazję mieć styczność na przestrzeni ostatnich dekad. Nie chcę, żeby to brzmiało negatywnie, pesymistycznie. Nie chcę też w Was wzbudzać dodatkowego lęku. To, co staram się robić, to znajdować zawsze dobre strony nawet tych najgorszych wydarzeń; życie mnie tego, przez cały czas uczy, że czasami to, co wydaje nam się tragiczne, owszem, tragiczne jest, ale czasami zdarza się po coś. Tak być może jest, że Ukraińcy walczą o lepszą, bardziej zjednoczoną Europę. I tego im życzę: żeby oni byli, już za chwilę, prawdziwą częścią tej Europy, w pełni niepodległą, niezależną i moim największym marzeniem jest to, żeby ktoś w Rosji, tam na szczycie, poszedł po rozum do głowy. Trzymam za to gorąco kciuki. Tak samo jak trzymam kciuki za Chiny, żeby się odwróciły od Putina, bo być może to jest jedyny kraj, który jest w stanie teraz wywrzeć faktycznie mocny wpływ na dalsze kroki i na dalsze decyzje. Mówiąc o skutkach ubocznych negatywnych rzeczy, chciałbym zwrócić uwagę na to słowo JEDNOŚĆ albo SOLIDARNOŚĆ , którego się w Polsce coraz mniej używa ze względu na to, że ono uległo denominacji na skutek bardzo wielu różnych, bardzo negatywnych rzeczy, które były związane właśnie ze słowem „solidarność” na przestrzeni ostatnich lat w Polsce, gdzie często to słowo było elementem budzącym różnego rodzaju, całkiem niepotrzebne podziały. W każdym razie JEDNOŚĆ , każdej jednej jednostki, każdego jednego człowieka, każdego jednego narodu, każdego jednego narodu, każdego jednego polityka na froncie zachodnim sprawia, że z tego buduje się bardzo duża presja, bardzo potrzebna teraz, dająca, przede wszystkim, bardzo dużo siły i podnosząca morale tym, którzy walczą, de facto , za nas, myślę, że zwłaszcza za Polskę i kraje bałtyckie. Właśnie Europa albo Świat, współczesna ludzkość zachodniego, cywilizowanego Świata, potrzebowała takiego otrzęsienia, był potrzebny ten kop, który miał i ma na celu podbudowanie tych swoich własnych wartości, którymi rządzi się zachodni Świat, zapominając jednocześnie o podziałach, często bardzo partykularnych, których doświadczaliśmy przez ostatnie dekady, być może ostatnie trzy, które udało się zakopać na przestrzeni ostatnich dwóch dni. Jak wiele różnych krajów zmieniło swoje podejście, swoją politykę? Jak wiele osób było skłonnych do tego, żeby przeprosić niemrawo za swoje decyzje,  za swoją strategię, za podmioty, za którymi lobbowano? To jest niesamowite. To samo widać w Polsce, w Polakach. My, jako naród też się zjednoczyliśmy i zapomnieliśmy o tych podziałach, bo w końcu nic tak nie łączy jak wspólny wróg. To jest kolejna dla nas nauczka, żebyś

Jeśli ten podcast okazał się dla Ciebie przydatny, a chcesz wesprzeć moją działalność to zapraszam do mojego sklepu na https://www.prawie.pro oraz Instagram: https://www.instagram.com/prawie_pro/

Cześć.

Tutaj Leszek.

Ten podcast nagrywam drugi raz przez swoje gapiostwo i przez swoją dekoncentrację, która towarzyszy mi przez ostatnie dni.

To jest 56 odcinek mojego podcastu. Spoglądam na zegarek – jest 02.03.2022 r., czyli siódma doba inwazji na Ukrainę. Jestem ciekaw, czy jak za rok wrócę do tego podcastu, to okaże się, że moje optymistyczne, pocieszające słowa bardzo rozminęły się z prawdą, czy też nie. Stąd myślę, że warto jest, właśnie dzisiaj, stworzyć dla Was ten kawałek pliku mp3, który jest też po części cyfrowym zapisem historii. Każdy z nas buduje w jakiś sposób historię, chociaż akurat teraz zabrzmiało to bardzo górnolotnie, ale ta historia rozgrywa się na naszych oczach i wersalikami będą te dni zapisane w historii na wieki.

Dwa lata temu myśleliśmy, że będzie to pandemia – NIE – wydaje mi się, że to nie jest największy problem, z jakim mieliśmy okazję mieć styczność na przestrzeni ostatnich dekad. Nie chcę, żeby to brzmiało negatywnie, pesymistycznie. Nie chcę też w Was wzbudzać dodatkowego lęku. To, co staram się robić, to znajdować zawsze dobre strony nawet tych najgorszych wydarzeń; życie mnie tego, przez cały czas uczy, że czasami to, co wydaje nam się tragiczne, owszem, tragiczne jest, ale czasami zdarza się po coś. Tak być może jest, że Ukraińcy walczą o lepszą, bardziej zjednoczoną Europę. I tego im życzę: żeby oni byli, już za chwilę, prawdziwą częścią tej Europy, w pełni niepodległą, niezależną i moim największym marzeniem jest to, żeby ktoś w Rosji, tam na szczycie, poszedł po rozum do głowy. Trzymam za to gorąco kciuki. Tak samo jak trzymam kciuki za Chiny, żeby się odwróciły od Putina, bo być może to jest jedyny kraj, który jest w stanie teraz wywrzeć faktycznie mocny wpływ na dalsze kroki i na dalsze decyzje.

Mówiąc o skutkach ubocznych negatywnych rzeczy, chciałbym zwrócić uwagę na to słowo JEDNOŚĆ albo SOLIDARNOŚĆ, którego się w Polsce coraz mniej używa ze względu na to, że ono uległo denominacji na skutek bardzo wielu różnych, bardzo negatywnych rzeczy, które były związane właśnie ze słowem „solidarność” na przestrzeni ostatnich lat w Polsce, gdzie często to słowo było elementem budzącym różnego rodzaju, całkiem niepotrzebne podziały. W każdym razie JEDNOŚĆ, każdej jednej jednostki, każdego jednego człowieka, każdego jednego narodu, każdego jednego narodu, każdego jednego polityka na froncie zachodnim sprawia, że z tego buduje się bardzo duża presja, bardzo potrzebna teraz, dająca, przede wszystkim, bardzo dużo siły i podnosząca morale tym, którzy walczą, de facto, za nas, myślę, że zwłaszcza za Polskę i kraje bałtyckie. Właśnie Europa albo Świat, współczesna ludzkość zachodniego, cywilizowanego Świata, potrzebowała takiego otrzęsienia, był potrzebny ten kop, który miał i ma na celu podbudowanie tych swoich własnych wartości, którymi rządzi się zachodni Świat, zapominając jednocześnie o podziałach, często bardzo partykularnych, których doświadczaliśmy przez ostatnie dekady, być może ostatnie trzy, które udało się zakopać na przestrzeni ostatnich dwóch dni. Jak wiele różnych krajów zmieniło swoje podejście, swoją politykę? Jak wiele osób było skłonnych do tego, żeby przeprosić niemrawo za swoje decyzje,  za swoją strategię, za podmioty, za którymi lobbowano? To jest niesamowite.

To samo widać w Polsce, w Polakach. My, jako naród też się zjednoczyliśmy i zapomnieliśmy o tych podziałach, bo w końcu nic tak nie łączy jak wspólny wróg. To jest kolejna dla nas nauczka, żebyś

Katastrofizm, nieadekwatny poziom lęku do realizmu wojennych zagrożeń (55)
2022-02-25 16:00:38

Sytuacja wokół Ukrainy uległa ogromnemu zaognieniu. Wszyscy czujemy się zlęknieni, smutni. To w pełni normalne. Powinniśmy w takich momentach się jednoczyć, okazywać empatię i choćby najmniejsze gesty. Czym innym jest jednak racjonalne i adekwatne podejście w trudnych czasach, a czym innym katastrofizm paraliżujący nasze życie oraz najgorszych. Uspokajam i tłumaczę, aby unikać paniki, dezinformacji, nie jechać na stację benzynową tankować do reklamówek. Śledźmy bieżącą sytuację, jednak nie poświęcajmy na to całych dni chłonąc negatywne, tragiczne i przykre komunikaty. Najważniejszy jest balans oraz starać się nie zmieniać codziennej rutyny. To wszystko po to, aby nie wyrządzać samym sobie krzywdy psychicznej, której konsekwencje będziemy czuć przez długi czas. Trenujmy, pracujmy gorliwie na rzecz PKB Polski oraz naszych Sojuszników. Oszczędzajmy gaz i paliwo. Wybierajmy czynnie w wyborach odpowiedzialne władze, które chcą nas jednoczyć, nie dzielić. Wystrzegajmy się obcowania z katastrofistami, nacjonalistami oraz wszelkimi ludźmi o skrajnych poglądach. Polegajmy na swojej inteligencji i samodzielnie wyciągajmy wnioski. Czytajmy, ale dywersyfikując źródła. Stosujmy ograniczone zaufanie względem mediów oraz social mediów. Tylko to może nas uratować i sprawić, że nie podzielimy losu wschodu. Jeśli ten podcast okazał się dla Ciebie przydatny, a chcesz wesprzeć moją działalność to zapraszam do mojego sklepu na https://www.prawie.pro oraz Instagram:  https://www.instagram.com/prawie_pro/ Cześć. Tutaj Leszek. Nie zwracajcie dzisiaj uwagi na moją dziwną dykcję. Jestem świeżo po wizycie u stomatologa, ale być może powinienem ją odwołać ze względu na inwazję, która miała miejsce na Ukrainie. Być może nie powinienem trenować teraz, być może powinienem zmienić swoje różne decyzje ze względu na niepewność, ze względu na doniesienia medialne, przez które wczoraj zdecydowałem się zmienić swoje codzienne plany chcąc przez cały czas siedzieć przed telewizorem albo, co chwilę zaglądać na strony portali informacyjnych. Tak łatwo jest, moim zdaniem, przesiąknąć negatywnymi komunikatami, które nam nie służą. Wiem, że to jest troszeczkę egoistyczne podejście , jednakże jest różnica pomiędzy szczerą empatią, pomiędzy współczuciem, pomiędzy okazaniem czynnego wsparcia narodowi ukraińskiemu w postaci uczestnictwa w jakiejś zbiórce, w postaci chociażby wyrażenia swojego sprzeciwu w sposób werbalny, niewerbalny w social mediach. Czym innym jest obserwować, czym innym jest posiadać własne zdanie a zupełnie czym innym jest sparaliżować swoje własne życie, swoją własną psychikę, będąc w sposób bardzo czynny bombardowanym negatywnym przekazem. Jest bardzo dużo prostych przykładów, które są w stanie nam to uzmysłowić, że odpowiednia, katastroficzna retoryka jest w stanie wpłynąć na nasz stan psychiczny dziś, tu i teraz, sprawiając, że ktoś z nas faktycznie dzisiaj pójdzie stać 2 godziny w kolejce po to, żeby dotankować brakującą ¼ zbiornika paliwa. Być może, ja kogoś byłbym w stanie także skłonić do tego, żeby zatankował nawet do reklamówek, bo takie obrazki miałem okazję wczoraj widzieć. W tym miejscu nachodzą mnie różnego rodzaju analogie sprzed dwóch lat, z wiosny 2020, kiedy to, na skutek dezinformacji, na skutek histerii, paniki, ludzie nawzajem przestrzegali samych siebie przed blokadą miasta; proszę cię Leszku, nie jedź dzisiaj do pracy, ponieważ zamykają Warszawę. Dlaczego? Ponieważ 50 osób zachorowało. Mam wrażenie, że czasami społeczeństwo nie wyciąga wniosków po różnych doświadczeniach. To akurat także dzisiaj jest aktualne ze względu na to, że często podlegamy dezinformacji, albo nie weryfikujemy źródeł, z których korzystamy chcąc dokopać się do różnego rodzaju plotek albo do informacji, k

Sytuacja wokół Ukrainy uległa ogromnemu zaognieniu. Wszyscy czujemy się zlęknieni, smutni. To w pełni normalne. Powinniśmy w takich momentach się jednoczyć, okazywać empatię i choćby najmniejsze gesty. Czym innym jest jednak racjonalne i adekwatne podejście w trudnych czasach, a czym innym katastrofizm paraliżujący nasze życie oraz najgorszych. Uspokajam i tłumaczę, aby unikać paniki, dezinformacji, nie jechać na stację benzynową tankować do reklamówek. Śledźmy bieżącą sytuację, jednak nie poświęcajmy na to całych dni chłonąc negatywne, tragiczne i przykre komunikaty. Najważniejszy jest balans oraz starać się nie zmieniać codziennej rutyny. To wszystko po to, aby nie wyrządzać samym sobie krzywdy psychicznej, której konsekwencje będziemy czuć przez długi czas. Trenujmy, pracujmy gorliwie na rzecz PKB Polski oraz naszych Sojuszników. Oszczędzajmy gaz i paliwo. Wybierajmy czynnie w wyborach odpowiedzialne władze, które chcą nas jednoczyć, nie dzielić. Wystrzegajmy się obcowania z katastrofistami, nacjonalistami oraz wszelkimi ludźmi o skrajnych poglądach. Polegajmy na swojej inteligencji i samodzielnie wyciągajmy wnioski. Czytajmy, ale dywersyfikując źródła. Stosujmy ograniczone zaufanie względem mediów oraz social mediów. Tylko to może nas uratować i sprawić, że nie podzielimy losu wschodu.

Jeśli ten podcast okazał się dla Ciebie przydatny, a chcesz wesprzeć moją działalność to zapraszam do mojego sklepu na https://www.prawie.pro oraz Instagram: https://www.instagram.com/prawie_pro/

Cześć.

Tutaj Leszek.

Nie zwracajcie dzisiaj uwagi na moją dziwną dykcję. Jestem świeżo po wizycie u stomatologa, ale być może powinienem ją odwołać ze względu na inwazję, która miała miejsce na Ukrainie. Być może nie powinienem trenować teraz, być może powinienem zmienić swoje różne decyzje ze względu na niepewność, ze względu na doniesienia medialne, przez które wczoraj zdecydowałem się zmienić swoje codzienne plany chcąc przez cały czas siedzieć przed telewizorem albo, co chwilę zaglądać na strony portali informacyjnych.

Tak łatwo jest, moim zdaniem, przesiąknąć negatywnymi komunikatami, które nam nie służą. Wiem, że to jest troszeczkę egoistyczne podejście, jednakże jest różnica pomiędzy szczerą empatią, pomiędzy współczuciem, pomiędzy okazaniem czynnego wsparcia narodowi ukraińskiemu w postaci uczestnictwa w jakiejś zbiórce, w postaci chociażby wyrażenia swojego sprzeciwu w sposób werbalny, niewerbalny w social mediach. Czym innym jest obserwować, czym innym jest posiadać własne zdanie a zupełnie czym innym jest sparaliżować swoje własne życie, swoją własną psychikę, będąc w sposób bardzo czynny bombardowanym negatywnym przekazem. Jest bardzo dużo prostych przykładów, które są w stanie nam to uzmysłowić, że odpowiednia, katastroficzna retoryka jest w stanie wpłynąć na nasz stan psychiczny dziś, tu i teraz, sprawiając, że ktoś z nas faktycznie dzisiaj pójdzie stać 2 godziny w kolejce po to, żeby dotankować brakującą ¼ zbiornika paliwa. Być może, ja kogoś byłbym w stanie także skłonić do tego, żeby zatankował nawet do reklamówek, bo takie obrazki miałem okazję wczoraj widzieć.

W tym miejscu nachodzą mnie różnego rodzaju analogie sprzed dwóch lat, z wiosny 2020, kiedy to, na skutek dezinformacji, na skutek histerii, paniki, ludzie nawzajem przestrzegali samych siebie przed blokadą miasta; proszę cię Leszku, nie jedź dzisiaj do pracy, ponieważ zamykają Warszawę. Dlaczego? Ponieważ 50 osób zachorowało. Mam wrażenie, że czasami społeczeństwo nie wyciąga wniosków po różnych doświadczeniach. To akurat także dzisiaj jest aktualne ze względu na to, że często podlegamy dezinformacji, albo nie weryfikujemy źródeł, z których korzystamy chcąc dokopać się do różnego rodzaju plotek albo do informacji, k

Strach przed pierwszymi zawodami triathlonowymi albo wyścigiem (54)
2022-01-25 16:25:56

Jeśli ten podcast okazał się dla Ciebie przydatny, a chcesz wesprzeć moją działalność to zapraszam do mojego sklepu na https://www.prawie.pro oraz Instagram: https://www.instagram.com/prawie_pro/ Cześć. Tutaj Leszek. Dzisiaj będzie o startowaniu w różnych zawodach. Bardzo dużo osób pyta mnie o to, gdzie będę startował, na jakich dystansach, skąd mam informacje o poszczególnych imprezach, czy są one również dla początkujących – i zawsze odpowiadam: OCZYWIŚCIE. Starować możesz zawsze, bez względu na to jak wyglądasz, jaki masz rower, ile masz pieniędzy. ZAWSZE WARTO. Żałuję, że tak długo wstrzymywałem się z własnym debiutem. Wiem, dlaczego tak się stało i dzisiaj mogę się podzielić z Wami wnioskami, które wyciągnąłem. To będą te same wnioski, które przekazałbym sobie w przeszłości, kiedy nie wyglądałem jak prawdziwy sportowiec. Moim zadaniem, głównym problemem jest porównywanie się do świecznika. Niepotrzebnie. Startuje wiele osób, które dopiero zaczynają ze sportem w ogóle. Bez względu na to, czy to będzie wyścig kolarski, duathlon czy nawet triathlon – warto próbować . Nagrałem niejedno wideo na ten temat, jednak nie poruszałem go w ramach podcastu, w trakcie, którego mogę się bardziej wygadać, na temat moich poglądów, które posiadam dzisiaj, za sprawą zdobytych doświadczeń. Pamiętam doskonale swój debiut chociażby na wyścigach szosowych. Bardzo przeżywałem wtedy te kilometry, i było to dla mnie duże rozczarowanie. Nie wiedziałem, czego się mogę spodziewać, jakie powinienem mieć oczekiwania względem siebie, na tym etapie, i na co w ogóle się porywam. Mnóstwo osób skrywa w sobie perfekcjonizm. Uważam, że to „zaburzenie” lub „spaczenie” wypacza sport i nie pozwala iść za własnymi marzeniami, ponieważ sprawia, że boimy się tego, jakie zajmiemy miejsce lub, że odpadniemy z głównej grupy i będziemy kończyć zawody sami. Boimy się, że jeżeli już się zapisujemy, to zapiszemy się na najdłuższy dystans od razu, tak jak najlepsi. I to jest właśnie taki schemat zerojedynkowy. Albo najdłuższy dystans, maraton, 10 pętli albo wcale. NIEPRAWDA. Zazwyczaj na każdych zawodach można sobie wybrać grupę, dystans i w przypadku triathlonu, nie musi to być pełen Ironman, to nie musi być połowa, a nawet ¼. Pobiegnij sobie na 1/8. Sprawdź, jak to wygląda technicznie, jakie są Twoje mocne i słabe strony i nie oczekuj od siebie zbyt wiele. Możesz być ostatni/ostatnia – to też się może zdarzyć. Na własnym debiucie jedynym celem jest ukończenie zawodów bez względu czy w limicie czasu, czy nie. I mówię to z tego względu, że podczas mojego pierwszego wyścigu szosowego myślałem, że dojadę z główną grupą, przejadę z nimi 110 km, bo taki sobie obrałem dystans tymczasem po 10 km okazało się, że nie dam z nimi rady. Nawet na kole. Brakowało mi wtedy techniki. Gdybym wybrał krótszy dystans, mógłbym poznać swoje słabe strony bez frustrowania się, że mam do przejechania solo 90 czy 100 km. Było mi wstyd, że strażacy zamykali ruch specjalnie dla mnie, kiedy jechałem za główną grupą ocierając łzy wstydu, frustracji, rozczarowania. Wtedy spełnił się najczarniejszy scenariusz, którego się obawiałem, gdy decydowałem się na swój debiut. Dwa lata się zastanawiałem nad startem, czas uciekał a wraz z nim bardzo cenne doświadczenia. Każda taka impreza ma w sobie niesamowitego ducha. Każdy start to koncentrat doświadczeń – jak jedzenie miodu bez rozcieńczania w wodzie. W trakcie 2 godzin imprezy można zmienić całkowicie sposób patrzenia na sport ogółem. Można jeszcze bardziej go odkryć, zdobyć więcej motywacji, żeby intensywniej pracować nad brakami. Nie można zwracać uwagi na sprzęt na takich imprezach, bo startują w nich zawodnicy sponsorowani lub posiadający nieograniczone fundusze. Nie oznacza to wcale, że będą oni lepsi o tyle, o ile mają droższy rower.

Jeśli ten podcast okazał się dla Ciebie przydatny, a chcesz wesprzeć moją działalność to zapraszam do mojego sklepu na https://www.prawie.pro oraz Instagram: https://www.instagram.com/prawie_pro/

Cześć.

Tutaj Leszek.

Dzisiaj będzie o startowaniu w różnych zawodach.

Bardzo dużo osób pyta mnie o to, gdzie będę startował, na jakich dystansach, skąd mam informacje o poszczególnych imprezach, czy są one również dla początkujących – i zawsze odpowiadam: OCZYWIŚCIE. Starować możesz zawsze, bez względu na to jak wyglądasz, jaki masz rower, ile masz pieniędzy. ZAWSZE WARTO.

Żałuję, że tak długo wstrzymywałem się z własnym debiutem. Wiem, dlaczego tak się stało i dzisiaj mogę się podzielić z Wami wnioskami, które wyciągnąłem. To będą te same wnioski, które przekazałbym sobie w przeszłości, kiedy nie wyglądałem jak prawdziwy sportowiec.

Moim zadaniem, głównym problemem jest porównywanie się do świecznika. Niepotrzebnie. Startuje wiele osób, które dopiero zaczynają ze sportem w ogóle. Bez względu na to, czy to będzie wyścig kolarski, duathlon czy nawet triathlon – warto próbować.

Nagrałem niejedno wideo na ten temat, jednak nie poruszałem go w ramach podcastu, w trakcie, którego mogę się bardziej wygadać, na temat moich poglądów, które posiadam dzisiaj, za sprawą zdobytych doświadczeń.

Pamiętam doskonale swój debiut chociażby na wyścigach szosowych. Bardzo przeżywałem wtedy te kilometry, i było to dla mnie duże rozczarowanie. Nie wiedziałem, czego się mogę spodziewać, jakie powinienem mieć oczekiwania względem siebie, na tym etapie, i na co w ogóle się porywam.

Mnóstwo osób skrywa w sobie perfekcjonizm. Uważam, że to „zaburzenie” lub „spaczenie” wypacza sport i nie pozwala iść za własnymi marzeniami, ponieważ sprawia, że boimy się tego, jakie zajmiemy miejsce lub, że odpadniemy z głównej grupy i będziemy kończyć zawody sami. Boimy się, że jeżeli już się zapisujemy, to zapiszemy się na najdłuższy dystans od razu, tak jak najlepsi. I to jest właśnie taki schemat zerojedynkowy. Albo najdłuższy dystans, maraton, 10 pętli albo wcale. NIEPRAWDA.

Zazwyczaj na każdych zawodach można sobie wybrać grupę, dystans i w przypadku triathlonu, nie musi to być pełen Ironman, to nie musi być połowa, a nawet ¼. Pobiegnij sobie na 1/8. Sprawdź, jak to wygląda technicznie, jakie są Twoje mocne i słabe strony i nie oczekuj od siebie zbyt wiele. Możesz być ostatni/ostatnia – to też się może zdarzyć. Na własnym debiucie jedynym celem jest ukończenie zawodów bez względu czy w limicie czasu, czy nie. I mówię to z tego względu, że podczas mojego pierwszego wyścigu szosowego myślałem, że dojadę z główną grupą, przejadę z nimi 110 km, bo taki sobie obrałem dystans tymczasem po 10 km okazało się, że nie dam z nimi rady. Nawet na kole. Brakowało mi wtedy techniki.

Gdybym wybrał krótszy dystans, mógłbym poznać swoje słabe strony bez frustrowania się, że mam do przejechania solo 90 czy 100 km. Było mi wstyd, że strażacy zamykali ruch specjalnie dla mnie, kiedy jechałem za główną grupą ocierając łzy wstydu, frustracji, rozczarowania. Wtedy spełnił się najczarniejszy scenariusz, którego się obawiałem, gdy decydowałem się na swój debiut.

Dwa lata się zastanawiałem nad startem, czas uciekał a wraz z nim bardzo cenne doświadczenia. Każda taka impreza ma w sobie niesamowitego ducha. Każdy start to koncentrat doświadczeń – jak jedzenie miodu bez rozcieńczania w wodzie. W trakcie 2 godzin imprezy można zmienić całkowicie sposób patrzenia na sport ogółem. Można jeszcze bardziej go odkryć, zdobyć więcej motywacji, żeby intensywniej pracować nad brakami. Nie można zwracać uwagi na sprzęt na takich imprezach, bo startują w nich zawodnicy sponsorowani lub posiadający nieograniczone fundusze. Nie oznacza to wcale, że będą oni lepsi o tyle, o ile mają droższy rower.

Higienizacja życia. Snu, pracy i umysłu. Które z tych błędów popełniasz? (53)
2022-01-11 17:42:13

Jeśli ten podcast okazał się dla Ciebie przydatny, a chcesz wesprzeć moją działalność to zapraszam do mojego sklepu na https://www.prawie.pro oraz Instagram:  https://www.instagram.com/prawie_pro/ Cześć. Tutaj Leszek. Dzisiaj będzie o higienizacji życia; snu, pracy i życia oraz o popełnianych błędach. Nagrywając podcasty unikam retoryki coachingowej, ale wiem, że czasami, przez przypadek, mogę tak brzmieć. To, o czym opowiadam to często moje własne problemy lub zaburzenia, z którymi walczyłem, lub walczę. Dzisiaj dosyć istotne zagadnienie, z którego często nie zdajemy sobie sprawy, tak samo jak ja nie zdawałem sobie sprawy, przez naprawdę długie lata… higiena Higiena – to nie tylko branie prysznica, posiedzenie w wannie lub zamiatanie kurzu w naszym domu, ale jest to również czyszczenie naszego własnego łba . Tak samo jak łańcuch w rowerze należy okresowo wyczyścić i nasmarować, podobnie jak cały rower – to samo tyczy się naszej głowy. Wiele jest analogii i powiązań ze sportem w tym temacie. Wynika to między innymi z wielu terapii, przez jakie w swoim życiu przechodziłem, po to, żeby zdać sobie sprawę z pewnych błędnych schematów, które uniemożliwiają mi często, normalne funkcjonowanie, przez co rodzi się u mnie, i rodziło wiele różnych frustracji. Higienizacja życia to robienie sobie porządków w różnych sferach. Krok nr 1 – sen. Musicie sobie zdawać sprawę, że przez długie lata byłem „nocnym markiem”, chodzącym spać o 3-4 godz. nad ranem. Potrafiłem spać do godz. 12, gdy do pracy miałem na godz. 14 i przez to nie byłem ani szczęśliwy, ani zadowolony z siebie. W związku z takim patologicznym snem, bardzo dużo musiałem w życiu przecierpieć. Nie zdawałem sobie sprawy, że nerwica lękowa w połączeniu z późnym kładzeniu się spać to nie jest nic fajnego. Podobnie, jak dzwoniące od 9 rano telefony, kiedy jesteśmy półprzytomni i właśnie tacy odbieramy te połączenia. Okazuje się, że sen pomiędzy 8-12, ostatnie 4 godziny, nie jest zbyt efektywny, zwłaszcza z tego względu, że wszystko wokół nas już funkcjonuje normalnie a my próbujemy dospać do tej nienormalnej godziny. Bardzo często miałem z tego względu zaburzenia snu, które uniemożliwiały mi zaśnięcie normalnie o godz. 23 czy północy i obudzenie się o godz. 7-8 rano. Dużo rzeczy przelatywało mi między palcami właśnie dlatego, że byłem nieczynny przez pół dnia. Myślałem, że to nocne siedzenie jest fajne, i że to jest sposób na to, żeby mieć własny sposób na nietypowy cykl dobowy, kiedy funkcjonujemy wtedy, kiedy inni śpią. No nie. Jeżeli nie jestem maszynistą, lekarzem, policjantem to powinienem się zmotywować do tego, żeby chodzić spać wtedy, kiedy należy i żeby nasz zegar biologiczny był jak najbardziej ustabilizowany, – czyli HIGIENICZNY Higieniczny tryb życia, to jest taki tryb, kiedy każdego dnia chodzimy spać i wstajemy o zbliżonych porach. Aktualnie staram się nawet w weekendy, choć nie zawsze się to udaje, unikać takich sytuacji, że wstanę dużo później niż normalnie. Im później wstanę, tym później pójdę spać. To w konsekwencji powoduje u mnie, pojawienie gorszej formy psychicznej i fizycznej. Jeżeli spałbym nieregularnie, lub sen nie wynosiłby 7-8 godzin, ale to już są osobiste predyspozycje, to uzyskiwałbym dużo gorsze wyniki w sporcie. Dlatego, pierwszą rzeczą, którą w swoim życiu uporządkowałem, był sen. Nie ukrywam, że pomogła mi w tym farmakoterapia, którą przechodziłem 2 albo 3 lata. Były to substancje stabilizujące sen. Miałem wtedy za zadanie kłaść się spać o tej samej porze, bez względu na to, czy mi się chce, czy nie. Chodzę spać o godz. 23 a najpóźniej o północy i staram się przespać 8 godzin. Czasami trzeba zmus

Jeśli ten podcast okazał się dla Ciebie przydatny, a chcesz wesprzeć moją działalność to zapraszam do mojego sklepu na https://www.prawie.pro oraz Instagram: https://www.instagram.com/prawie_pro/

Cześć.

Tutaj Leszek.

Dzisiaj będzie o higienizacji życia; snu, pracy i życia oraz o popełnianych błędach.

Nagrywając podcasty unikam retoryki coachingowej, ale wiem, że czasami, przez przypadek, mogę tak brzmieć. To, o czym opowiadam to często moje własne problemy lub zaburzenia, z którymi walczyłem, lub walczę.

Dzisiaj dosyć istotne zagadnienie, z którego często nie zdajemy sobie sprawy, tak samo jak ja nie zdawałem sobie sprawy, przez naprawdę długie lata…higiena

Higiena – to nie tylko branie prysznica, posiedzenie w wannie lub zamiatanie kurzu w naszym domu, ale jest to również czyszczenie naszego własnego łba. Tak samo jak łańcuch w rowerze należy okresowo wyczyścić i nasmarować, podobnie jak cały rower – to samo tyczy się naszej głowy.

Wiele jest analogii i powiązań ze sportem w tym temacie. Wynika to między innymi z wielu terapii, przez jakie w swoim życiu przechodziłem, po to, żeby zdać sobie sprawę z pewnych błędnych schematów, które uniemożliwiają mi często, normalne funkcjonowanie, przez co rodzi się u mnie, i rodziło wiele różnych frustracji.

Higienizacja życia to robienie sobie porządków w różnych sferach.

Krok nr 1 – sen.

Musicie sobie zdawać sprawę, że przez długie lata byłem „nocnym markiem”, chodzącym spać o 3-4 godz. nad ranem. Potrafiłem spać do godz. 12, gdy do pracy miałem na godz. 14 i przez to nie byłem ani szczęśliwy, ani zadowolony z siebie. W związku z takim patologicznym snem, bardzo dużo musiałem w życiu przecierpieć. Nie zdawałem sobie sprawy, że nerwica lękowa w połączeniu z późnym kładzeniu się spać to nie jest nic fajnego. Podobnie, jak dzwoniące od 9 rano telefony, kiedy jesteśmy półprzytomni i właśnie tacy odbieramy te połączenia. Okazuje się, że sen pomiędzy 8-12, ostatnie 4 godziny, nie jest zbyt efektywny, zwłaszcza z tego względu, że wszystko wokół nas już funkcjonuje normalnie a my próbujemy dospać do tej nienormalnej godziny. Bardzo często miałem z tego względu zaburzenia snu, które uniemożliwiały mi zaśnięcie normalnie o godz. 23 czy północy i obudzenie się o godz. 7-8 rano. Dużo rzeczy przelatywało mi między palcami właśnie dlatego, że byłem nieczynny przez pół dnia.

Myślałem, że to nocne siedzenie jest fajne, i że to jest sposób na to, żeby mieć własny sposób na nietypowy cykl dobowy, kiedy funkcjonujemy wtedy, kiedy inni śpią. No nie. Jeżeli nie jestem maszynistą, lekarzem, policjantem to powinienem się zmotywować do tego, żeby chodzić spać wtedy, kiedy należy i żeby nasz zegar biologiczny był jak najbardziej ustabilizowany, – czyli HIGIENICZNY

Higieniczny tryb życia, to jest taki tryb, kiedy każdego dnia chodzimy spać i wstajemy o zbliżonych porach.

Aktualnie staram się nawet w weekendy, choć nie zawsze się to udaje, unikać takich sytuacji, że wstanę dużo później niż normalnie. Im później wstanę, tym później pójdę spać. To w konsekwencji powoduje u mnie, pojawienie gorszej formy psychicznej i fizycznej. Jeżeli spałbym nieregularnie, lub sen nie wynosiłby 7-8 godzin, ale to już są osobiste predyspozycje, to uzyskiwałbym dużo gorsze wyniki w sporcie. Dlatego, pierwszą rzeczą, którą w swoim życiu uporządkowałem, był sen. Nie ukrywam, że pomogła mi w tym farmakoterapia, którą przechodziłem 2 albo 3 lata. Były to substancje stabilizujące sen. Miałem wtedy za zadanie kłaść się spać o tej samej porze, bez względu na to, czy mi się chce, czy nie. Chodzę spać o godz. 23 a najpóźniej o północy i staram się przespać 8 godzin. Czasami trzeba zmus

Moje postanowienia noworoczne. Zrozumiałem dlaczego nie mogę schudnąć (52)
2022-01-02 18:37:41

Jeśli ten podcast okazał się dla Ciebie przydatny, a chcesz wesprzeć moją działalność to zapraszam do mojego sklepu na https://www.prawie.pro oraz Instagram:  https://www.instagram.com/prawie_pro/ Cześć. Tutaj Leszek. Niemal, co roku nagrywam materiał dotyczący postanowień noworocznych jednak dzisiaj zrobię to w nieco innym kontekście. Na skutek swoich doświadczeń i postanowień noworocznych, dziś stałem się ich przeciwnikiem a nawet odradzam robić postanowienia noworoczne dotyczące swojej wagi, wyglądu czy odchudzania. JEŻELI CZEGOŚ BARDZO CHCEMY, TO NIE ODKŁADAJMY TEGO NA JUTRO ALBO NA PRZYSZŁY ROK. Nie chodzi tutaj, że przez całe życie człowiek musi sobie odmawiać wszystkiego – bo tak się nie da. Jedyne, co można zrobić, i to nie na skutek postanowień noworocznych, to zmiana swoich nawyków żywieniowych albo jeszcze, czego ja przez długi czas nie kumałem, tego, co kupuję. Postanowieniem noworocznym nie powinno być to, że ja schudnę, tylko to, że będę się edukować, ale już od dzisiaj. Będę sprawdzać, co wrzucam do swojego wózka sklepowego, ile kalorii mają niby zdrowe rzeczy, które kupujemy na co dzień, bo myślimy, że są zdrowe. Ktoś zadaje pytanie: a jak to jest z tym musli? I wrzuca mi opakowanie ulubionego musli z Biedronki, którego już nie kupuję. Okazało się, że tam jest syrop glukozowo-fruktozowy, dosypka cukru i w sumie ma tyle samo kalorii, co paczka chipsów. Dużo jest takich rzeczy, nad którymi ubolewam, i do których nie wracam, albo wracam niezwykle rzadko. To nie jest jednak kwestia postanowień noworocznych. Dla mnie jedynym postanowieniem to jest: nie wracać do tego, co kiedyś było i poprawiać swoje wyniki w sporcie. Ale tylko dla swojej własnej satysfakcji. Najwięcej zyskałem, jeżeli chodzi o rezultaty sportowe, redukując swoją wagę. Na samym początku myślałem, że żeby być szybszym, muszę więcej trenować i nic nie muszę zmieniać w swojej diecie. Nie wiedziałem tego, że ważąc 103 kg, liczy się współczynnik mocy do masy a nie samej mocy. Kiedyś postanowiłem z Nowym Rokiem, że będę chodzić więcej na siłownię, przejdę na dietę i zawsze kończyło się to pod koniec stycznia. Powielało się to z tym samym schematem, który co roku obserwuję w klubach fitness, tzn. jeżeli chciałbym pójść na basen 5 stycznia to muszę zaparkować 400 m od basenu a w połowie lutego wszystkie miejsca są wolne. Ludzie po prostu zniechęcili się tym nagłą zmianą o 180° w swoim życiu, czy to na talerzu, czy też organizując sobie każdy kolejny dzień. Zauważyłem, że to jest tak: chciałem nadrobić w 4 dni – 4 lata zaniedbań, albo w 10 dni – 10 lat. I wtedy właśnie pojawia się kontuzja albo jemy skrajnie za mało, albo trenujemy skrajnie za dużo w stosunku do poziomu naszego aktualnego zaawansowania. Potem będzie nam się to kojarzyło tylko z bólem, cierpieniem i kontuzjami. Nigdy nie udało mi się schudnąć, wychodząc z tego typu założenia. Okazało się, że to, co działa, to codzienne licznie kalorii i nawet notowanie tego, co jem i planowanie codziennego deficytu – niech to będzie np. 700 cal/dzień. To, co można zrobić już dzisiaj, to kupić sobie wagę, która będzie nas pilnowała każdego dnia i kontrolować masę. Tak jest, zwłaszcza w grudniu, że mówimy, że nawet przez miesiąc nie będziemy stawać na wadze; po co się denerwować. Warto kupić wagę smart, która pokazuje poziom tkanki tłuszczowej nawet, jeśli pokazuje z błędem, ale zawsze z tym samym błędem. Bardzo często jest tak, w przypadku wielu osób, że przeszkodą w osiągnięciu wymarzonej wagi jest alkohol . Im więcej rozmawiam na ten temat, tym bardziej dochodzę do wniosku, że bez ogarnięcia kwestii alkoholowych, nie jesteśmy w stanie zrobić kolejnego kroku. Niestety, wszystko jest niweczone przez alkohol. Tak samo było u mnie.

Jeśli ten podcast okazał się dla Ciebie przydatny, a chcesz wesprzeć moją działalność to zapraszam do mojego sklepu na https://www.prawie.pro oraz Instagram: https://www.instagram.com/prawie_pro/

Cześć.

Tutaj Leszek.

Niemal, co roku nagrywam materiał dotyczący postanowień noworocznych jednak dzisiaj zrobię to w nieco innym kontekście.

Na skutek swoich doświadczeń i postanowień noworocznych, dziś stałem się ich przeciwnikiem a nawet odradzam robić postanowienia noworoczne dotyczące swojej wagi, wyglądu czy odchudzania.

JEŻELI CZEGOŚ BARDZO CHCEMY, TO NIE ODKŁADAJMY TEGO NA JUTRO ALBO NA PRZYSZŁY ROK.

Nie chodzi tutaj, że przez całe życie człowiek musi sobie odmawiać wszystkiego – bo tak się nie da. Jedyne, co można zrobić, i to nie na skutek postanowień noworocznych, to zmiana swoich nawyków żywieniowych albo jeszcze, czego ja przez długi czas nie kumałem, tego, co kupuję.

Postanowieniem noworocznym nie powinno być to, że ja schudnę, tylko to, że będę się edukować, ale już od dzisiaj. Będę sprawdzać, co wrzucam do swojego wózka sklepowego, ile kalorii mają niby zdrowe rzeczy, które kupujemy na co dzień, bo myślimy, że są zdrowe.

Ktoś zadaje pytanie: a jak to jest z tym musli? I wrzuca mi opakowanie ulubionego musli z Biedronki, którego już nie kupuję. Okazało się, że tam jest syrop glukozowo-fruktozowy, dosypka cukru i w sumie ma tyle samo kalorii, co paczka chipsów. Dużo jest takich rzeczy, nad którymi ubolewam, i do których nie wracam, albo wracam niezwykle rzadko. To nie jest jednak kwestia postanowień noworocznych.

Dla mnie jedynym postanowieniem to jest: nie wracać do tego, co kiedyś było i poprawiać swoje wyniki w sporcie. Ale tylko dla swojej własnej satysfakcji. Najwięcej zyskałem, jeżeli chodzi o rezultaty sportowe, redukując swoją wagę. Na samym początku myślałem, że żeby być szybszym, muszę więcej trenować i nic nie muszę zmieniać w swojej diecie. Nie wiedziałem tego, że ważąc 103 kg, liczy się współczynnik mocy do masy a nie samej mocy.

Kiedyś postanowiłem z Nowym Rokiem, że będę chodzić więcej na siłownię, przejdę na dietę i zawsze kończyło się to pod koniec stycznia. Powielało się to z tym samym schematem, który co roku obserwuję w klubach fitness, tzn. jeżeli chciałbym pójść na basen 5 stycznia to muszę zaparkować 400 m od basenu a w połowie lutego wszystkie miejsca są wolne. Ludzie po prostu zniechęcili się tym nagłą zmianą o 180° w swoim życiu, czy to na talerzu, czy też organizując sobie każdy kolejny dzień.

Zauważyłem, że to jest tak: chciałem nadrobić w 4 dni – 4 lata zaniedbań, albo w 10 dni – 10 lat. I wtedy właśnie pojawia się kontuzja albo jemy skrajnie za mało, albo trenujemy skrajnie za dużo w stosunku do poziomu naszego aktualnego zaawansowania. Potem będzie nam się to kojarzyło tylko z bólem, cierpieniem i kontuzjami. Nigdy nie udało mi się schudnąć, wychodząc z tego typu założenia. Okazało się, że to, co działa, to codzienne licznie kalorii i nawet notowanie tego, co jem i planowanie codziennego deficytu – niech to będzie np. 700 cal/dzień.

To, co można zrobić już dzisiaj, to kupić sobie wagę, która będzie nas pilnowała każdego dnia i kontrolować masę. Tak jest, zwłaszcza w grudniu, że mówimy, że nawet przez miesiąc nie będziemy stawać na wadze; po co się denerwować. Warto kupić wagę smart, która pokazuje poziom tkanki tłuszczowej nawet, jeśli pokazuje z błędem, ale zawsze z tym samym błędem.

Bardzo często jest tak, w przypadku wielu osób, że przeszkodą w osiągnięciu wymarzonej wagi jest alkohol. Im więcej rozmawiam na ten temat, tym bardziej dochodzę do wniosku, że bez ogarnięcia kwestii alkoholowych, nie jesteśmy w stanie zrobić kolejnego kroku. Niestety, wszystko jest niweczone przez alkohol. Tak samo było u mnie.

Poznajcie człowieka, dzięki któremu mniej się użalam nad sobą (51)
2021-12-02 14:03:27

Jeśli ten podcast okazał się dla Ciebie przydatny, a chcesz wesprzeć moją działalność to zapraszam do mojego sklepu na https://www.prawie.pro oraz Instagram:  https://www.instagram.com/prawie_pro/ Cześć. Tutaj Leszek. Ostatnio miałem dużo jeżdżenia, sporo pracy i pomyślałem, że względu na higienę Waszych uszu, po wrzuceniu podcastu, który trwał półtorej godziny, dobrze będzie Wam dać odpocząć od siebie. Nadrabiam zaległości, które były spowodowane tym, że po raz kolejny byłem na Śląsku, gdzie odwiedziłem bardzo ciekawego człowieka, i okazało się, że chyba mojego trenera, Dawida. Przyjechałem do niego, żebyśmy sobie wspólnie pojeździli na Zwifcie. To był czwartek. Zapytałem Dawida, który to jego trening w tym tygodniu a on odpowiedział, że piąty lub szósty. Zrobiło mi się trochę głupio, bo ja siedzę trzeci raz na rowerze. Jak jest taka aura, to czasami jest mi ciężko wytrwać w rytmie treningowym, i czasami jest tak, że robię sobie troszeczkę zaległości przed weekendem. Potem staram się to wszystko nadrabiać, żeby trzymać się w ryzach ustalonego celu tygodniowego czy miesięcznego. To jest ważne, bo potem wszelkie odstępstwa się mszczą. Im bardziej zbaczamy z dobrej drogi, tym trudniej jest później wrócić i tym bardzie potem jesteśmy sfrustrowani, że nam się nie udaje. Jeżeli sobie zrobimy jeden dzień nieplanowanej przerwy to jakoś damy radę. Drugi, trzeci, czwarty to już jest znak ostrzegawczy, że powinniśmy sami siebie przywołać do porządku, ponieważ potem będziemy bardziej skłonni do tego, żeby robić sobie przerwy na przykład od zdrowego żywienia. Mniej trenując jesienią można dostrzec zmiany w sposobie naszego myślenia i patrzenia na świat. Produkujemy wówczas mniej endorfin, przez co mamy większe skłonności do bycia smutnym czy zestresowanym, pojawiają się zaburzenia snu. Z tego też względu, jeżeli ja jestem ze sobą dogadany, że u mnie tego treningu jest przykładowo 8 godzin w tygodniu, to mam to ogarniać. Jeżeli mam jedno dłuższe wybieganie w ciągu 7 dni, to też staram się to zrobić. Podobnie ma się to do basenu czy ilości sesji treningowych spędzanych na trenażerze zimą. Pomagają mi w tym eventy, które organizuję, współorganizuję lub prowadzę z polską grupą ZTPLCC. Chciałem wrócić do tego spotkania w Oświęcimiu z Dawidem . Pamiętam, że zrobiło mi się wstyd z tego względu, że on jest na innym etapie w czwartek niż ja. Ja się dopiero w tym tygodniu zabieram za robienie treningów, a on już jest w jego szczycie. Pamiętam też drugą myśl. Skoro zjedliśmy już wspólnie tak dobry obiad, to jakoś tym bardziej mi się odechciało: przebierać, zakładać pulsometr, smarować łańcuch, sprawdzać, czy mam dobre ciśnienie lub kalibrację mojego trenażera – bo zabrałem ze sobą cały sprzęt. Przebranie i przygotowanie do jazdy zajęło mi  4-5 min. a Dawidowi z 12 min. i potrzebował do tego pomocy mamy, taty a także brata. Dlaczego? Ponieważ Dawid jest po porażeniu czterokończynowym. W wyniku wypadku ma uszkodzony rdzeń kręgowy na wysokości odcinka szyjnego. Przez to nie ma czucia od obojczyka w dół. Jak jeździ na rowerze? Porusza właściwie tylko bicepsami, bo Dawid nie ma nawet chwytu w dłoniach. Rusza samym bicepsem. Jeździ na tzw. handbiku – leżącym rowerze, w przypadku, którego „pedałuje się” za pośrednictwem specjalnych rękawic, które wczepia się w korby. Jemu przygotowanie się do jazdy zajmuje o wiele więcej czasu i ma wiele innych czynności do wykonania. Dla mnie bardzo prostych, które dla niego są wyzwaniem albo, do których potrzebuje pomocy kogoś innego. Było mi wstyd, że narzekam na to, że muszę włączyć wiatrak, że muszę zmienić buty albo, że będę musiał przebrać spodenki. Wstyd mi było za każdym razem, od tego czasu, kiedy przeszła mi taka myśl, żeby może dzisiaj sobie

Jeśli ten podcast okazał się dla Ciebie przydatny, a chcesz wesprzeć moją działalność to zapraszam do mojego sklepu na https://www.prawie.pro oraz Instagram: https://www.instagram.com/prawie_pro/

Cześć.

Tutaj Leszek.

Ostatnio miałem dużo jeżdżenia, sporo pracy i pomyślałem, że względu na higienę Waszych uszu, po wrzuceniu podcastu, który trwał półtorej godziny, dobrze będzie Wam dać odpocząć od siebie.

Nadrabiam zaległości, które były spowodowane tym, że po raz kolejny byłem na Śląsku, gdzie odwiedziłem bardzo ciekawego człowieka, i okazało się, że chyba mojego trenera, Dawida. Przyjechałem do niego, żebyśmy sobie wspólnie pojeździli na Zwifcie.

To był czwartek. Zapytałem Dawida, który to jego trening w tym tygodniu a on odpowiedział, że piąty lub szósty.

Zrobiło mi się trochę głupio, bo ja siedzę trzeci raz na rowerze. Jak jest taka aura, to czasami jest mi ciężko wytrwać w rytmie treningowym, i czasami jest tak, że robię sobie troszeczkę zaległości przed weekendem. Potem staram się to wszystko nadrabiać, żeby trzymać się w ryzach ustalonego celu tygodniowego czy miesięcznego. To jest ważne, bo potem wszelkie odstępstwa się mszczą.

Im bardziej zbaczamy z dobrej drogi, tym trudniej jest później wrócić i tym bardzie potem jesteśmy sfrustrowani, że nam się nie udaje. Jeżeli sobie zrobimy jeden dzień nieplanowanej przerwy to jakoś damy radę. Drugi, trzeci, czwarty to już jest znak ostrzegawczy, że powinniśmy sami siebie przywołać do porządku, ponieważ potem będziemy bardziej skłonni do tego, żeby robić sobie przerwy na przykład od zdrowego żywienia. Mniej trenując jesienią można dostrzec zmiany w sposobie naszego myślenia i patrzenia na świat. Produkujemy wówczas mniej endorfin, przez co mamy większe skłonności do bycia smutnym czy zestresowanym, pojawiają się zaburzenia snu.

Z tego też względu, jeżeli ja jestem ze sobą dogadany, że u mnie tego treningu jest przykładowo 8 godzin w tygodniu, to mam to ogarniać. Jeżeli mam jedno dłuższe wybieganie w ciągu 7 dni, to też staram się to zrobić. Podobnie ma się to do basenu czy ilości sesji treningowych spędzanych na trenażerze zimą. Pomagają mi w tym eventy, które organizuję, współorganizuję lub prowadzę z polską grupą ZTPLCC.

Chciałem wrócić do tego spotkania w Oświęcimiu z Dawidem. Pamiętam, że zrobiło mi się wstyd z tego względu, że on jest na innym etapie w czwartek niż ja. Ja się dopiero w tym tygodniu zabieram za robienie treningów, a on już jest w jego szczycie. Pamiętam też drugą myśl. Skoro zjedliśmy już wspólnie tak dobry obiad, to jakoś tym bardziej mi się odechciało: przebierać, zakładać pulsometr, smarować łańcuch, sprawdzać, czy mam dobre ciśnienie lub kalibrację mojego trenażera – bo zabrałem ze sobą cały sprzęt. Przebranie i przygotowanie do jazdy zajęło mi  4-5 min. a Dawidowi z 12 min. i potrzebował do tego pomocy mamy, taty a także brata.

Dlaczego?

Ponieważ Dawid jest po porażeniu czterokończynowym.

W wyniku wypadku ma uszkodzony rdzeń kręgowy na wysokości odcinka szyjnego. Przez to nie ma czucia od obojczyka w dół. Jak jeździ na rowerze? Porusza właściwie tylko bicepsami, bo Dawid nie ma nawet chwytu w dłoniach. Rusza samym bicepsem. Jeździ na tzw. handbiku – leżącym rowerze, w przypadku, którego „pedałuje się” za pośrednictwem specjalnych rękawic, które wczepia się w korby.

Jemu przygotowanie się do jazdy zajmuje o wiele więcej czasu i ma wiele innych czynności do wykonania. Dla mnie bardzo prostych, które dla niego są wyzwaniem albo, do których potrzebuje pomocy kogoś innego.

Było mi wstyd, że narzekam na to, że muszę włączyć wiatrak, że muszę zmienić buty albo, że będę musiał przebrać spodenki. Wstyd mi było za każdym razem, od tego czasu, kiedy przeszła mi taka myśl, żeby może dzisiaj sobie

Historia mojego życia (50)
2021-11-12 16:13:40

Jeśli ten podcast okazał się dla Ciebie przydatny, a chcesz wesprzeć moją działalność to zapraszam do mojego sklepu na https://www.prawie.pro oraz Instagram:  https://www.instagram.com/prawie_pro/ Wersja tekstowa tego podcastu: https://prawie.pro/leszek-sledzinski/

Jeśli ten podcast okazał się dla Ciebie przydatny, a chcesz wesprzeć moją działalność to zapraszam do mojego sklepu na https://www.prawie.pro oraz Instagram: https://www.instagram.com/prawie_pro/ Wersja tekstowa tego podcastu: https://prawie.pro/leszek-sledzinski/

O tym jak pasja jest najlepszym sposobem na własną firmę (49)
2021-11-05 15:05:02

Jeśli ten podcast okazał się dla Ciebie przydatny, a chcesz wesprzeć moją działalność to zapraszam do mojego sklepu na https://www.prawie.pro oraz Instagram:  https://www.instagram.com/prawie_pro/ Wszystko o mnie: https://prawie.pro/leszek-sledzinski/ Kanał Marcina: https://www.youtube.com/channel/UCFXnfZDnDZ4oEzF2A8CyuDg Cześć. Tutaj Leszek. Do tematu dzisiejszego podcastu natchnął mnie Marcin z kanału „ Marka w necie ”, który zaprosił mnie do rozmowy na temat tworzenia marki osobistej i wydało mi się, że to jest ciekawy temat, i że jest tutaj bardzo dużo wspólnych mianowników ze sportem. Opowiem o tym, które cechy charakteru pomagają, a które przeszkadzają w prowadzeniu firmy i jak to się ma, do jakości naszego życia. Pierwszą działalność gospodarczą otworzyłem w roku 2013. Między 2009 a 2013 r. działałem na freelansie, bo nie osiągałem takich dochodów, które by zmuszały mnie, aby posiadać zarejestrowaną swoją własną działalność gospodarczą. W tym okresie jednocześnie pracowałem na etacie i równocześnie torowałem sobie drogę, która pozwoli mi uciec z niego, żeby nie mieć szefa. Wspominałem podczas tej rozmowy, że ja byłem mega wypalony zawodowo i ta codzienna praca od – do, pomimo tego, że była fajna, ciekawa i skorelowana z moimi pasjami, to jednak po czasie bardzo mnie zmęczyła, głównie ze względu na stres oraz tego, że zmieniały się wtedy relacje na rynku ze względu na konsolidacje, na kryzys gospodarczy w 2008 r., który odbił się bardzo na mediach. Człowiek pracował z takim poczuciem, że być może, jeżeli dzisiaj jest 29 albo 30, jutro dostanie wypowiedzenie. Był taki okres, że bardzo się przejmowałem tym, że pracodawca się ze mną pożegna. Właśnie lęk w połączeniu ze stresem codziennej pracy, bo różnych miałem w przeszłości szefów, spowodował, że starałem się mieć jakiś backup, który będzie zgodny z kolejną moją pasją, jaką były wówczas motocykle. To był przypadek, że kupiłem swój pierwszy skuter. Kupiłem go głównie, dlatego, że bałem się jeździć autobusami, bo tam dostawałem ataków tzw. agorafobii albo klaustrofobii. Te dwa zaburzenia bardzo się u mnie przenikały, a uogólniając, była to po prostu nerwica lękowa. Podróżowanie samodzielnie rozwiązywało wiele różnych problemów i nie narażało mnie na konieczność codziennego korzystania z taksówek. Taki etap w moim życiu także był. Otwarcie własnej działalności, przejście na swoje w 100%, pożegnanie się z etatem, było dosyć trudne dla mnie, ponieważ, mimo tego, że nie mam szefa, to pojawia się ryzyko, że gdy delikatnie zmieni się koniunktura na rynku albo jeden z nielicznych klientów zrezygnuje, to może się okazać, że po prostu nie masz środków do życia. Jednak pełne zaangażowanie i zgodność z własnymi prywatnymi zainteresowaniami pozwalają pracować, tak jak byśmy nie pracowali, ponieważ sprawia nam to RADOŚĆ. Dzisiaj sprawia mi ogromną radość prowadzenie drugiej firmy, jaką jest Prawie.PRO. W dużej mierze wynika to także z uporu, chęci doskonalenia obsługi klienta i obsługi sklepu. To wszystko mnie niesamowicie kręci i to wszystko pozwala mi czuć się szczęśliwym, w tym, co robię każdego dnia i myśleć, wstając rano, co ja będę mógł zrobić takiego, co pozwoli mi się rozwijać. To jest strasznie ważne, podobnie jak w sporcie. Jeżeli jest w nas szczera chęć osiąganie lepszych rezultatów, to zawsze znajdziemy sposób, jak osiągnąć ten cel . To jest bardzo często związane z dosyć sporym zaangażowaniem, dlatego będąc leniwym, albo nie mając w sobie pasji do niczego, nie osiągniemy sukcesu w żadnej dziedzinie. Lekarz, który nie będzie lekarzem z powołania, albo, który będzie przewlek

Jeśli ten podcast okazał się dla Ciebie przydatny, a chcesz wesprzeć moją działalność to zapraszam do mojego sklepu na https://www.prawie.pro oraz Instagram: https://www.instagram.com/prawie_pro/ Wszystko o mnie: https://prawie.pro/leszek-sledzinski/ Kanał Marcina: https://www.youtube.com/channel/UCFXnfZDnDZ4oEzF2A8CyuDg

Cześć.

Tutaj Leszek.

Do tematu dzisiejszego podcastu natchnął mnie Marcin z kanału „Marka w necie”, który zaprosił mnie do rozmowy na temat tworzenia marki osobistej i wydało mi się, że to jest ciekawy temat, i że jest tutaj bardzo dużo wspólnych mianowników ze sportem.

Opowiem o tym, które cechy charakteru pomagają, a które przeszkadzają w prowadzeniu firmy i jak to się ma, do jakości naszego życia.

Pierwszą działalność gospodarczą otworzyłem w roku 2013. Między 2009 a 2013 r. działałem na freelansie, bo nie osiągałem takich dochodów, które by zmuszały mnie, aby posiadać zarejestrowaną swoją własną działalność gospodarczą. W tym okresie jednocześnie pracowałem na etacie i równocześnie torowałem sobie drogę, która pozwoli mi uciec z niego, żeby nie mieć szefa.

Wspominałem podczas tej rozmowy, że ja byłem mega wypalony zawodowo i ta codzienna praca od – do, pomimo tego, że była fajna, ciekawa i skorelowana z moimi pasjami, to jednak po czasie bardzo mnie zmęczyła, głównie ze względu na stres oraz tego, że zmieniały się wtedy relacje na rynku ze względu na konsolidacje, na kryzys gospodarczy w 2008 r., który odbił się bardzo na mediach. Człowiek pracował z takim poczuciem, że być może, jeżeli dzisiaj jest 29 albo 30, jutro dostanie wypowiedzenie. Był taki okres, że bardzo się przejmowałem tym, że pracodawca się ze mną pożegna.

Właśnie lęk w połączeniu ze stresem codziennej pracy, bo różnych miałem w przeszłości szefów, spowodował, że starałem się mieć jakiś backup, który będzie zgodny z kolejną moją pasją, jaką były wówczas motocykle. To był przypadek, że kupiłem swój pierwszy skuter. Kupiłem go głównie, dlatego, że bałem się jeździć autobusami, bo tam dostawałem ataków tzw. agorafobii albo klaustrofobii. Te dwa zaburzenia bardzo się u mnie przenikały, a uogólniając, była to po prostu nerwica lękowa. Podróżowanie samodzielnie rozwiązywało wiele różnych problemów i nie narażało mnie na konieczność codziennego korzystania z taksówek. Taki etap w moim życiu także był.

Otwarcie własnej działalności, przejście na swoje w 100%, pożegnanie się z etatem, było dosyć trudne dla mnie, ponieważ, mimo tego, że nie mam szefa, to pojawia się ryzyko, że gdy delikatnie zmieni się koniunktura na rynku albo jeden z nielicznych klientów zrezygnuje, to może się okazać, że po prostu nie masz środków do życia.

Jednak pełne zaangażowanie i zgodność z własnymi prywatnymi zainteresowaniami pozwalają pracować, tak jak byśmy nie pracowali, ponieważ sprawia nam to RADOŚĆ.

Dzisiaj sprawia mi ogromną radość prowadzenie drugiej firmy, jaką jest Prawie.PRO. W dużej mierze wynika to także z uporu, chęci doskonalenia obsługi klienta i obsługi sklepu. To wszystko mnie niesamowicie kręci i to wszystko pozwala mi czuć się szczęśliwym, w tym, co robię każdego dnia i myśleć, wstając rano, co ja będę mógł zrobić takiego, co pozwoli mi się rozwijać. To jest strasznie ważne, podobnie jak w sporcie.

Jeżeli jest w nas szczera chęć osiąganie lepszych rezultatów, to zawsze znajdziemy sposób, jak osiągnąć ten cel. To jest bardzo często związane z dosyć sporym zaangażowaniem, dlatego będąc leniwym, albo nie mając w sobie pasji do niczego, nie osiągniemy sukcesu w żadnej dziedzinie. Lekarz, który nie będzie lekarzem z powołania, albo, który będzie przewlek

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie