Leszek Prawie.PRO

Leszek Prawie.PRO
O tym jak sport, kolarstwo, triathlon odmienił i odmienia mnie oraz moje życie. Opowiadam o zmianach fizycznych i mentalnych jakie przeszedłem i przechodzę. Każdego dnia. Chcę dzielić się swoją największą pasją i pomagać także tym, którzy są na początku swojej drogi do przemiany.

Chcesz mnie wesprzeć? Sklep Prawie.PRO: https://Prawie.PRO
Mój Instagram: https://www.instagram.com/prawie_pro/

O mnie: https://prawie.pro/leszek-sledzinski/


Odcinki od najnowszych:

Szczerze i długo o zarabianiu na YouTube. Co daje mi ten kanał (18)
2020-05-08 11:51:36

Tak, naprawdę za sprawą działalności w Internecie można zamienić zwykłą pracę na niezwykłą. Odmienić swoje życie i realizować największą w swoim życiu pasję. Chcesz wesprzeć moją działalność? Możesz to zrobić wybierając moją odzież made in Poland na  https://prawie.pro . Obserwuj mnie również na Instagramie: https://www.instagram.com/prawie_pro Cześć. Tutaj Leszek. Wykorzystując porę, a właściwie dzień deszczowy, miałem w planach nagrać trochę, co innego, dlatego dzisiaj nagranie o tym, jak ten kanał zmienił moje życie i trochę Wam opowiem o tzw. zarabianiu hajsu na You Tubie. A miało być tak pięknie. Trudno. Następnym razem będzie to, co dzisiaj chciałem nagrać, czyli wideo na temat tego, co moim zdaniem jest lepsze; szytka, tubbles czy zwykła opona z dętką. To już będą trzy lata jak do Was gadam – sprawdziłem na telefonie. Od września 2016 r. 6 500 000 odsłon wszystkich filmów od tego czasu. Czy to jest dużo?  Jak na niszowy temat – troszkę, a jak na uniwersalny kanał na You Tubie – to jest pewnie nic. Ale liczby, bardzo często niczego nie mówią, tak samo jak mówiłem, że w sporcie wyniki, średnie prędkości, waty, uderzenia serca – nie mówią nic na temat tego, ile włożyliśmy wysiłku w to, żeby uzyskać taki, a nie inny rezultat. Niestety, bardzo często, napinacze oceniają nas przez pryzmat pozycji. Zresztą często o tym mówiłem; czym innym by było zająć pierwsze miejsce podczas triathlonu w Ciechocinku a czym innym walcząc na Mistrzostwach Polski, przykładowo, będąc przedostatnim – coś takiego też mi się zdarzyło. Tylko ja wiem, ile wtedy musiałem walczyć, żeby nawet uzyskać tę cholerną przedostatnią pozycję a nie ostatnią. W każdym razie 6 500 000 odsłon to będzie dużo i nie dużo. Z mojego punktu widzenia i z mojej perspektywy to bardzo dużo pracy , którą włożyłem, ale tak naprawdę nie w wideo, tylko we wszystko to, co działo się dookoła. Chodzi mi tutaj właśnie o częstą zmianę poglądów, mnóstwo nowych doświadczeń, które zdobywałem razem a Wami. Mnóstwo wiadomości, korespondencji, komentarzy, które z jednej strony pomagały Wam, z drugiej strony pomagały mi budować wiedzę i doświadczenie, często zmieniać swoje poglądy na wiele różnych tematów. Tak samo mogliście przez ten czas widzieć wiele różnych moich błędów i ja się nie wstydzę tego, że popełniałem błędy i też tego, że momentami miałem takie fazy, podczas których brakowało mi, najzwyczajniej w świecie – pokory. I myślę, że nagram kiedyś wideo na temat pokory w sporcie, i że bardzo często trening regularny, bez względu na to, jaka to będzie dyscyplina, czy będzie to kolarstwo szosowe, przełajowe, MTB, bieganie, pływanie, czy nawet gra w badmintona – to rozwija – w sensie mentalnym, i ja to sam widzę po sobie. Każda jedna porażka, każdy jeden błąd poczyniony, czy to na rowerze, czy to w butach, czy to publikując jakiekolwiek wideo dla Was, sprawia, że staję się mądrzejszy i staję się bardziej pokorny, a to, co ja sam w sobie cenię najbardziej, na przestrzeni tych 4 lat, to dystans do samego siebie, który udało mi się osiągnąć dzięki sportowi. Tak naprawdę, największy dystans udało mi się zbudować wtedy, kiedy dostałem raz, albo dwa, albo pięć razy kopa w tyłek, albo wtedy, kiedy zostałem zniszczony i przekonałem się o tym, że nie ma sensu napinać się o pewne rzeczy i czasami warto jest się jest śmiać z samego siebie. To właśnie ta autoironia, ten autosarkazm, często daje nam pole do tego, żeby przyznać się do błędu, albo do słabej fryzury i ten dystans pozwala na spokojnie iść dalej – moim zdaniem. Nie mniej, chciałem wrócić do tematu dzisiejszego odcinka, czyli do tzw. zarabiania na widzach, albo, jak to się ładnie mówi: monetyzacji tego, co robimy. Na

Tak, naprawdę za sprawą działalności w Internecie można zamienić zwykłą pracę na niezwykłą. Odmienić swoje życie i realizować największą w swoim życiu pasję.

Chcesz wesprzeć moją działalność? Możesz to zrobić wybierając moją odzież made in Poland na https://prawie.pro. Obserwuj mnie również na Instagramie: https://www.instagram.com/prawie_pro

Cześć.

Tutaj Leszek.

Wykorzystując porę, a właściwie dzień deszczowy, miałem w planach nagrać trochę, co innego, dlatego dzisiaj nagranie o tym, jak ten kanał zmienił moje życie i trochę Wam opowiem o tzw. zarabianiu hajsu na You Tubie.

A miało być tak pięknie.

Trudno. Następnym razem będzie to, co dzisiaj chciałem nagrać, czyli wideo na temat tego, co moim zdaniem jest lepsze; szytka, tubbles czy zwykła opona z dętką.

To już będą trzy lata jak do Was gadam – sprawdziłem na telefonie. Od września 2016 r. 6 500 000 odsłon wszystkich filmów od tego czasu. Czy to jest dużo?  Jak na niszowy temat – troszkę, a jak na uniwersalny kanał na You Tubie – to jest pewnie nic. Ale liczby, bardzo często niczego nie mówią, tak samo jak mówiłem, że w sporcie wyniki, średnie prędkości, waty, uderzenia serca – nie mówią nic na temat tego, ile włożyliśmy wysiłku w to, żeby uzyskać taki, a nie inny rezultat. Niestety, bardzo często, napinacze oceniają nas przez pryzmat pozycji. Zresztą często o tym mówiłem; czym innym by było zająć pierwsze miejsce podczas triathlonu w Ciechocinku a czym innym walcząc na Mistrzostwach Polski, przykładowo, będąc przedostatnim – coś takiego też mi się zdarzyło. Tylko ja wiem, ile wtedy musiałem walczyć, żeby nawet uzyskać tę cholerną przedostatnią pozycję a nie ostatnią.

W każdym razie 6 500 000 odsłon to będzie dużo i nie dużo. Z mojego punktu widzenia i z mojej perspektywy to bardzo dużo pracy, którą włożyłem, ale tak naprawdę nie w wideo, tylko we wszystko to, co działo się dookoła. Chodzi mi tutaj właśnie o częstą zmianę poglądów, mnóstwo nowych doświadczeń, które zdobywałem razem a Wami. Mnóstwo wiadomości, korespondencji, komentarzy, które z jednej strony pomagały Wam, z drugiej strony pomagały mi budować wiedzę i doświadczenie, często zmieniać swoje poglądy na wiele różnych tematów. Tak samo mogliście przez ten czas widzieć wiele różnych moich błędów i ja się nie wstydzę tego, że popełniałem błędy i też tego, że momentami miałem takie fazy, podczas których brakowało mi, najzwyczajniej w świecie – pokory. I myślę, że nagram kiedyś wideo na temat pokory w sporcie, i że bardzo często trening regularny, bez względu na to, jaka to będzie dyscyplina, czy będzie to kolarstwo szosowe, przełajowe, MTB, bieganie, pływanie, czy nawet gra w badmintona – to rozwija – w sensie mentalnym, i ja to sam widzę po sobie. Każda jedna porażka, każdy jeden błąd poczyniony, czy to na rowerze, czy to w butach, czy to publikując jakiekolwiek wideo dla Was, sprawia, że staję się mądrzejszy i staję się bardziej pokorny, a to, co ja sam w sobie cenię najbardziej, na przestrzeni tych 4 lat, to dystans do samego siebie, który udało mi się osiągnąć dzięki sportowi. Tak naprawdę, największy dystans udało mi się zbudować wtedy, kiedy dostałem raz, albo dwa, albo pięć razy kopa w tyłek, albo wtedy, kiedy zostałem zniszczony i przekonałem się o tym, że nie ma sensu napinać się o pewne rzeczy i czasami warto jest się jest śmiać z samego siebie. To właśnie ta autoironia, ten autosarkazm, często daje nam pole do tego, żeby przyznać się do błędu, albo do słabej fryzury i ten dystans pozwala na spokojnie iść dalej – moim zdaniem.

Nie mniej, chciałem wrócić do tematu dzisiejszego odcinka, czyli do tzw. zarabiania na widzach, albo, jak to się ładnie mówi: monetyzacji tego, co robimy. Na

Jak wrócić do uprawiania sportu po dłuższej przerwie? (17)
2020-05-04 14:04:25

Często słyszę opowiadania ludzi, którzy z różnych względów wypadli ze sportowego rytmu życia. Jak wrócić do regularnych aktywności? O tym w dzisiejszym odcinku. Chcesz wesprzeć moją działalność? Możesz to zrobić wybierając moją odzież made in Poland na  https://prawie.pro . Obserwuj mnie również na Instagramie: https://www.instagram.com/prawie_pro Cześć. Tutaj Leszek. Dzisiaj będzie o chwilach zwątpienia w życiu tym sportowym, chociaż nie tylko. Nie jestem, od razu mówię, osobą kompetentną do tego, żeby kogokolwiek motywować, albo, żeby komukolwiek mówić, w jaki sposób sobie radzić z chwilowym brakiem determinacji, czy też motywacji do uprawiania sportu. Dlaczego? Ponieważ, ja też mam wiele takich momentów, kiedy załamuję ręce i przestaje mi się chcieć walczyć. Moją zaletą jest jedynie to, że zdaje sobie często z tego sprawę, że wpadam w jakiś dół, z którego jest mi potem ciężko wyleźć. Postanowiłem ten temat poruszyć w tym podcaście, na skutek wielu różnych wiadomości, bo bardzo dużo osób do mnie pisze na Facebooku, czy też na Instagramie. W komentarzach jest również bardzo dużo znaków zapytania od osób, które teraz, w dobie pandemii, zatraciły swój codzienny rytm działania. Tyczy się to i pracy, i sportu. W pewnym momencie to jest tak, że dochodzimy do wniosku, że: cholera, wszystko poszło się walić; wżyłem/ ważyłam ileś tam kilogramów, przytyłem/przytyłam dodatkowe 5 kg – już nie ma sensu się ruszać, jak już miesiąc nie jeździłem/ nie jeździłam na rowerze, albo nie biegałem/ nie biegałam to już nic nie ma sensu. To jest, moim zdaniem właśnie najgorsze, co tylko może nas spotkać, jeżeli chodzi o sposób demotywowania samych siebie. Ja nie raz już tego doświadczyłem, że właśnie łapałem się na tym, że skoro ja już tydzień nic nie robię, to jak dzisiaj nic nie zrobię, to już nie ma różnicy, bo i tak wszystko poszło się paść. Nie, nie i jeszcze raz nie. To, co należy zrobić, to nie myśleć o tym, co było, ile dni straciliśmy, czy ile kilogramów nam przybyło, ponieważ każdego następnego dnia zacząć już będzie dużo trudniej, wpaść na te tory. Już abstrahując od przyczyny czy też powodu, dlaczego, i skąd się wziął u nas taki przestój. Oczywiście, zdaję sobie z tego sprawę, że były ogólne zalecenia ZOSTAŃ W DOMU i mnóstwo osób, nie mając trenażera lub bieżni, (kto posiada w domu bieżnię), przez ten miesiąc nie robiło nic, albo robiło coś, co nie jest takim treningiem aerobowym, który pozwala na dzienne zużycie 500 czy nawet 1 000 kalorii. W zamian za to, pojawiło się więcej czasu na jedzenie, przyrządzanie tego żarcia i robieni nadmiarowych zakupów, gdzie to nagle okazywało się, że lodówkę trzeba zamykać kolanem. To jest straszne, nie ukrywam.   W przeszłości też miałem różnego rodzaju takie epizody, i każdy jeden czegoś mnie nauczył, i pozwoliło mi to wyciągnąć pewne wnioski, które skłoniły mnie do tego, że ja codziennie trzymam się w tym drygu, tak samo jak była pandemia. Na szczęście, dzięki Bogu, kiedyś było mnie stać na trenażer, więc go sobie kupiłem i trenowałem regularnie w domu. Nie ukrywam, że też wbrew ogólnym zastrzeżeniom, czy przepisom, które były konstytucyjne, czy też nie, zdarzało mi się wybiegać na, zewnątrz, bo wyszedłem z założenia, że… (nie poruszajmy tego tematu), niech to będzie kwestią sumienia każdego z nas. Nie mniej, bardzo istotne dla mnie w tym, żeby nie dopuszczać już nigdy do takiej sytuacji, że przez tydzień, czy też dwa, nic nie robię tylko, dlatego, że brakuje mi motywacji, czy pojawiła się jakaś nieprzewidziana sytuacja, to rozliczam siebie każdego jednego tygodnia z tego, co zrobiłem. Jeżeli mam ustawiony cel, że robię tygodniowo 10 km biegając i minimum 210 km jeżdżąc na rowerze, to robię. Wiadomo, oczywiście

Często słyszę opowiadania ludzi, którzy z różnych względów wypadli ze sportowego rytmu życia. Jak wrócić do regularnych aktywności? O tym w dzisiejszym odcinku.

Chcesz wesprzeć moją działalność? Możesz to zrobić wybierając moją odzież made in Poland na https://prawie.pro. Obserwuj mnie również na Instagramie: https://www.instagram.com/prawie_pro

Cześć.

Tutaj Leszek.

Dzisiaj będzie o chwilach zwątpienia w życiu tym sportowym, chociaż nie tylko. Nie jestem, od razu mówię, osobą kompetentną do tego, żeby kogokolwiek motywować, albo, żeby komukolwiek mówić, w jaki sposób sobie radzić z chwilowym brakiem determinacji, czy też motywacji do uprawiania sportu. Dlaczego? Ponieważ, ja też mam wiele takich momentów, kiedy załamuję ręce i przestaje mi się chcieć walczyć. Moją zaletą jest jedynie to, że zdaje sobie często z tego sprawę, że wpadam w jakiś dół, z którego jest mi potem ciężko wyleźć. Postanowiłem ten temat poruszyć w tym podcaście, na skutek wielu różnych wiadomości, bo bardzo dużo osób do mnie pisze na Facebooku, czy też na Instagramie.

W komentarzach jest również bardzo dużo znaków zapytania od osób, które teraz, w dobie pandemii, zatraciły swój codzienny rytm działania. Tyczy się to i pracy, i sportu. W pewnym momencie to jest tak, że dochodzimy do wniosku, że: cholera, wszystko poszło się walić; wżyłem/ ważyłam ileś tam kilogramów, przytyłem/przytyłam dodatkowe 5 kg – już nie ma sensu się ruszać, jak już miesiąc nie jeździłem/ nie jeździłam na rowerze, albo nie biegałem/ nie biegałam to już nic nie ma sensu. To jest, moim zdaniem właśnie najgorsze, co tylko może nas spotkać, jeżeli chodzi o sposób demotywowania samych siebie. Ja nie raz już tego doświadczyłem, że właśnie łapałem się na tym, że skoro ja już tydzień nic nie robię, to jak dzisiaj nic nie zrobię, to już nie ma różnicy, bo i tak wszystko poszło się paść. Nie, nie i jeszcze raz nie. To, co należy zrobić, to nie myśleć o tym, co było, ile dni straciliśmy, czy ile kilogramów nam przybyło, ponieważ każdego następnego dnia zacząć już będzie dużo trudniej, wpaść na te tory. Już abstrahując od przyczyny czy też powodu, dlaczego, i skąd się wziął u nas taki przestój. Oczywiście, zdaję sobie z tego sprawę, że były ogólne zalecenia ZOSTAŃ W DOMU i mnóstwo osób, nie mając trenażera lub bieżni, (kto posiada w domu bieżnię), przez ten miesiąc nie robiło nic, albo robiło coś, co nie jest takim treningiem aerobowym, który pozwala na dzienne zużycie 500 czy nawet 1 000 kalorii. W zamian za to, pojawiło się więcej czasu na jedzenie, przyrządzanie tego żarcia i robieni nadmiarowych zakupów, gdzie to nagle okazywało się, że lodówkę trzeba zamykać kolanem.

To jest straszne, nie ukrywam.  W przeszłości też miałem różnego rodzaju takie epizody, i każdy jeden czegoś mnie nauczył, i pozwoliło mi to wyciągnąć pewne wnioski, które skłoniły mnie do tego, że ja codziennie trzymam się w tym drygu, tak samo jak była pandemia. Na szczęście, dzięki Bogu, kiedyś było mnie stać na trenażer, więc go sobie kupiłem i trenowałem regularnie w domu. Nie ukrywam, że też wbrew ogólnym zastrzeżeniom, czy przepisom, które były konstytucyjne, czy też nie, zdarzało mi się wybiegać na, zewnątrz, bo wyszedłem z założenia, że… (nie poruszajmy tego tematu), niech to będzie kwestią sumienia każdego z nas. Nie mniej, bardzo istotne dla mnie w tym, żeby nie dopuszczać już nigdy do takiej sytuacji, że przez tydzień, czy też dwa, nic nie robię tylko, dlatego, że brakuje mi motywacji, czy pojawiła się jakaś nieprzewidziana sytuacja, to rozliczam siebie każdego jednego tygodnia z tego, co zrobiłem. Jeżeli mam ustawiony cel, że robię tygodniowo 10 km biegając i minimum 210 km jeżdżąc na rowerze, to robię. Wiadomo, oczywiście

Epidemia, kwarantanna domowa a ryzyko tycia. Jak nie przytyć w czterech ścianach? (16)
2020-04-07 10:43:23

Mnóstwo osób w czasie izolacji, choroby, przeziębienia przybiera na wadze. Szkoda jednak wypracowanych efektów i sylwetki na chwile słabości. Epidemia, kwarantanna domowa a ryzyko tycia. Jak nie przytyć w czterech ścianach? Chcesz wesprzeć moją działalność? Możesz to zrobić wybierając moją odzież made in Poland na  https://prawie.pro . Obserwuj mnie również na Instagramie: https://www.instagram.com/prawie_pro Cześć. Tutaj Leszek. Dzień dobry. Witam wszystkich, zwłaszcza tych przebywają na domowej kwarantannie, którzy mają zakaz wychodzenia do pracy, i którym, po prostu się przykrzy z tego powodu. Dzisiaj sobie uświadomiłem, jak ciężkie to musi być. Dlaczego w trybie przypuszczającym to mówię? Ze względu na to, że ja w miarę funkcjonuję normalnie, chodzę, na co dzień do pracy i siedzę w biurze, na szczęście sam – mam taką możliwość i gdybym nie wychodził z domu przez dwa tygodnie, albo trzy, myślę, że byłoby chyba mi bardzo ciężko czuć się zmotywowanym do tego, żeby robić cokolwiek. I to nie tyczy się tylko pracy. Wiele osób ma home office, który wygląda właściwie jak urlop, bo sporo zleceń, sporo zadań pospadało. Człowiek bardzo chętnie czymś by się zajął, ale za bardzo nie wie, czym, albo nie za bardzo mu się chce cokolwiek innego robić, niż siedzieć przed telewizorem albo w Internecie. Przyznam szczerze, że to jest też ciężkie ze względu na to, że jesteśmy zewsząd jednocześnie bombardowani bardzo złymi wiadomościami i poddanie się tej retoryce albo przyjmowanie jej jest szkodliwe, moim zdaniem, w jakiś sposób. Wpływa na to, że my idziemy razem z tym negatywnym nurtem i my obserwujemy wszystkie te liczby i cały czas podkreślam, nie patrzcie na jakiekolwiek sumy, na jakiekolwiek analizy, one nie mają zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością, bo w Polsce nie jest chorych 2 000 – 3 000 tylko 30 000, 50 000 może 100 000 ludzi, więc to kompletnie nie ma żadnego znaczenia. Wyłączyłbym kanały informacyjne, nie zaglądałbym na strony, które bardzo często żerują na tym, co się dzieje, żeby budować ruch, zasięg, ponieważ ktoś ma do zrealizowania jakieś cele tygodniowe czy też miesięczne, jeżeli chodzi o zasięg jakichś portali. Wiem jak się to odbywa, bo sam pracuję w Internecie, i w przeszłości też miałem epizody etatowca, który jest rozliczany z efektów – po trupach do celu, ale bardzo mi się to nie podobało, i po niespełna pół roku takiej pracy postanowiłem, że ja się jednak do tego nie nadaję. Dzisiaj o czymś zupełnie innym. Chciałbym Wam potowarzyszyć w trakcie kreowania swoich postanowień dotyczących bilansu sportu i bilansu kalorycznego, o którym bardzo często zapominamy właśnie teraz, siedząc w domu. Mamy mniej „pretekstów” do tego, żeby się ruszać. Jednocześnie chciałbym zawrzeć taką swoją deklarację dotyczącą biegania czy też jeżdżenia na rowerze poza domem. Co chwila zmieniają się wytyczne rządu, czy też zalecenia. Wykładnia jest bardzo niejasna, jest bardzo dużo interpretacji. Ja to wszystko pozostawiam sumieniu każdego z nas i rozsądkowi każdego z nas. Jeżeli uważacie, że nie stanowicie zagrożenia dla siebie oraz innych wychodząc z domu, to róbcie. Jeżeli macie jakiekolwiek wątpliwości, dotyczące tego, czy się zarazicie poprzez przycisk w windzie, na klatce schodowej, albo, dlatego, że 10 m od Was będzie matka z dzieckiem, to tego nie róbcie. To, jakie jest moje podejście jest drugorzędne. Siedząc w domu, też można się odchudzać. Zdaję sobie z tego sprawę, że to jest teraz dużo cięższe, ponieważ jeśli ktoś nie posiada w domu trenażera albo bieżni, to tak naprawdę nie wie, co robić. W tej sytuacji, przede wszystkim skupiłbym się na jedzeniu, na tym, co macie w domu. Ja wiem, że wiele osób kupiło pół tony białego makaronu, i musi go jeść, ale musicie sobie też z

Mnóstwo osób w czasie izolacji, choroby, przeziębienia przybiera na wadze. Szkoda jednak wypracowanych efektów i sylwetki na chwile słabości. Epidemia, kwarantanna domowa a ryzyko tycia. Jak nie przytyć w czterech ścianach? Chcesz wesprzeć moją działalność? Możesz to zrobić wybierając moją odzież made in Poland na https://prawie.pro. Obserwuj mnie również na Instagramie: https://www.instagram.com/prawie_pro

Cześć.

Tutaj Leszek.

Dzień dobry. Witam wszystkich, zwłaszcza tych przebywają na domowej kwarantannie, którzy mają zakaz wychodzenia do pracy, i którym, po prostu się przykrzy z tego powodu. Dzisiaj sobie uświadomiłem, jak ciężkie to musi być.

Dlaczego w trybie przypuszczającym to mówię? Ze względu na to, że ja w miarę funkcjonuję normalnie, chodzę, na co dzień do pracy i siedzę w biurze, na szczęście sam – mam taką możliwość i gdybym nie wychodził z domu przez dwa tygodnie, albo trzy, myślę, że byłoby chyba mi bardzo ciężko czuć się zmotywowanym do tego, żeby robić cokolwiek. I to nie tyczy się tylko pracy. Wiele osób ma home office, który wygląda właściwie jak urlop, bo sporo zleceń, sporo zadań pospadało. Człowiek bardzo chętnie czymś by się zajął, ale za bardzo nie wie, czym, albo nie za bardzo mu się chce cokolwiek innego robić, niż siedzieć przed telewizorem albo w Internecie. Przyznam szczerze, że to jest też ciężkie ze względu na to, że jesteśmy zewsząd jednocześnie bombardowani bardzo złymi wiadomościami i poddanie się tej retoryce albo przyjmowanie jej jest szkodliwe, moim zdaniem, w jakiś sposób. Wpływa na to, że my idziemy razem z tym negatywnym nurtem i my obserwujemy wszystkie te liczby i cały czas podkreślam, nie patrzcie na jakiekolwiek sumy, na jakiekolwiek analizy, one nie mają zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością, bo w Polsce nie jest chorych 2 000 – 3 000 tylko 30 000, 50 000 może 100 000 ludzi, więc to kompletnie nie ma żadnego znaczenia. Wyłączyłbym kanały informacyjne, nie zaglądałbym na strony, które bardzo często żerują na tym, co się dzieje, żeby budować ruch, zasięg, ponieważ ktoś ma do zrealizowania jakieś cele tygodniowe czy też miesięczne, jeżeli chodzi o zasięg jakichś portali. Wiem jak się to odbywa, bo sam pracuję w Internecie, i w przeszłości też miałem epizody etatowca, który jest rozliczany z efektów – po trupach do celu, ale bardzo mi się to nie podobało, i po niespełna pół roku takiej pracy postanowiłem, że ja się jednak do tego nie nadaję.

Dzisiaj o czymś zupełnie innym. Chciałbym Wam potowarzyszyć w trakcie kreowania swoich postanowień dotyczących bilansu sportu i bilansu kalorycznego, o którym bardzo często zapominamy właśnie teraz, siedząc w domu. Mamy mniej „pretekstów” do tego, żeby się ruszać. Jednocześnie chciałbym zawrzeć taką swoją deklarację dotyczącą biegania czy też jeżdżenia na rowerze poza domem. Co chwila zmieniają się wytyczne rządu, czy też zalecenia. Wykładnia jest bardzo niejasna, jest bardzo dużo interpretacji. Ja to wszystko pozostawiam sumieniu każdego z nas i rozsądkowi każdego z nas. Jeżeli uważacie, że nie stanowicie zagrożenia dla siebie oraz innych wychodząc z domu, to róbcie. Jeżeli macie jakiekolwiek wątpliwości, dotyczące tego, czy się zarazicie poprzez przycisk w windzie, na klatce schodowej, albo, dlatego, że 10 m od Was będzie matka z dzieckiem, to tego nie róbcie. To, jakie jest moje podejście jest drugorzędne. Siedząc w domu, też można się odchudzać. Zdaję sobie z tego sprawę, że to jest teraz dużo cięższe, ponieważ jeśli ktoś nie posiada w domu trenażera albo bieżni, to tak naprawdę nie wie, co robić. W tej sytuacji, przede wszystkim skupiłbym się na jedzeniu, na tym, co macie w domu. Ja wiem, że wiele osób kupiło pół tony białego makaronu, i musi go jeść, ale musicie sobie też z

Działam, trenuję. Nie myślę o przyszłości tylko o celu na dziś i jutro (15)
2020-03-26 12:20:38

Kiedyś myślałem o przeszłości i przyszłości co mnie paraliżowało. Najważniejsze jest teraz. Szczelnie zamknijcie przednie i tylne grodzie , nauczcie się żyć odgrodzeni od przeszłości i przyszłości – mówił Dale Carnegie. To zdanie jest moim motto. Także w sporcie. Chcesz wesprzeć moją działalność? Możesz to zrobić wybierając moją odzież made in Poland na  https://prawie.pro . Obserwuj mnie również na Instagramie: https://www.instagram.com/prawie_pro Cześć. Tutaj Leszek. Witam na moim podcaście. To jest takie miejsce, gdzie często mogę, w sposób bezpośredni, może nawet nieograniczony, dzielić się z Wami swoimi burzliwymi przemyśleniami. Ostatnio jest ich bardzo dużo, na skutek oczywiście, tego, co dzieje się wokół nas, i co dla wielu osób jest bardzo trudne, ze względu na to, że nie spodziewaliśmy się tego. Nie spodziewaliśmy się, że w XXI wieku jest w stanie coś zaskoczyć społeczeństwo albo społeczeństwa. Dla mnie też ciężkie jest, oczywiście odnajdowanie się w tej sytuacji i oswajanie się z kolejnymi ograniczeniami , tak naprawdę, z kolejnymi konsekwencjami, których nikt nie przewidywał; tymi gospodarczymi. Sam jestem przedsiębiorcą i jestem człowiekiem, który działa w branży, która jest bardzo podatna na nastroje społeczne, ponieważ ja, na co dzień zajmuję się branżą motocyklową i jestem na samym końcu łańcucha potrzeb. To jest trudne i to trzeba, niestety, także odreagowywać poprzez sport i strasznie się cieszę z tego, że mam tę możliwość, żeby przez cały czas działać; czy to w domu, czy też na, zewnątrz, chociaż jest to kwestia bardzo kontrowersyjna, o czym miałem okazję się przekonać, między innymi wczoraj. Gdzieś, mniej więcej 10% z nas, tak wynika z mojego ostatniego filmu, pomimo tego, że prawo pozwala na samotne, albo najdalej, w parze, uprawianie sportu na świeżym powietrzu, to jednak sporo osób nie chce tego robić i pozostawać w domu, w myśl akcji „zostań w domu”. Bardzo fajnie i cieszę się, że jesteśmy zdyscyplinowanym społeczeństwem. Cieszę się też, że zostały wprowadzone obostrzenia prawne, które teraz sprawiły, że nie wszyscy będą chcieli, mimo wszystko, zbierać się pod sklepami i wspólnie pić piwo albo nie będą rozgrywane mecze na boiskach szkolnych w godzinach pozalekcyjnych, albo, że znajomi z klasy nie będą spotykać się gdzieś w parku, żeby podtrzymać swoje relacje towarzyskie, ponieważ, być może jest to faktycznie nieodpowiedzialne. Wszędzie zadaję te znaki zapytania, bo przyznam się szczerze, każdego dnia troszeczkę inaczej na to wszystko patrzę. Są takie chwile, kiedy myślę, że przesadzamy – cały świat zwariował, są takie chwile, kiedy uważam, że ta ostrożność i ta cała sytuacja i sposób reakcji rządów poszczególnych państw jest adekwatna do poziomu zagrożenia. Pojawiają się różne zdania. Ostatnio coraz więcej, w nie mainsteamowych mediach jest głosów na temat tego, że konsekwencje gospodarcze i społeczne będą dużo groźniejsze od konsekwencji wynikających z przepełnionych szpitali, przepełnionej służby zdrowia ze względu na ilość osób, którym nie udzieli się pomocy, które umrą na skutek tej infekcji powikłanej lub nie, z chorobami współistniejącymi bądź nie, w przypadku osób podeszłych, osób w sile wieku, itd. Sam się waham także ze względu na to, że tak jak Wam miałem okazję wspomnieć, jestem przedsiębiorcą, nie pracuję na etacie, nie pracuję w ramach państwowej instytucji, gdzie to czy dziś mam, albo czy jutro będę miał pieniądze jest naprawdę mało pewne i co bardzo mocno mnie martwi. Jeżeli sytuacja będzie się przedłużać, to także moja firma zbankrutuje. Jakie będą potem konsekwencje wynikające z ilości samobójstw, z ilości tych wielu niepoliczalnych, indywidualnych dramatów, których się nie rejestru

Kiedyś myślałem o przeszłości i przyszłości co mnie paraliżowało. Najważniejsze jest teraz. Szczelnie zamknijcie przednie i tylne grodzie, nauczcie się żyć odgrodzeni od przeszłości i przyszłości – mówił Dale Carnegie. To zdanie jest moim motto. Także w sporcie.

Chcesz wesprzeć moją działalność? Możesz to zrobić wybierając moją odzież made in Poland na https://prawie.pro. Obserwuj mnie również na Instagramie: https://www.instagram.com/prawie_pro

Cześć.

Tutaj Leszek.

Witam na moim podcaście. To jest takie miejsce, gdzie często mogę, w sposób bezpośredni, może nawet nieograniczony, dzielić się z Wami swoimi burzliwymi przemyśleniami. Ostatnio jest ich bardzo dużo, na skutek oczywiście, tego, co dzieje się wokół nas, i co dla wielu osób jest bardzo trudne, ze względu na to, że nie spodziewaliśmy się tego. Nie spodziewaliśmy się, że w XXI wieku jest w stanie coś zaskoczyć społeczeństwo albo społeczeństwa.

Dla mnie też ciężkie jest, oczywiście odnajdowanie się w tej sytuacji i oswajanie się z kolejnymi ograniczeniami, tak naprawdę, z kolejnymi konsekwencjami, których nikt nie przewidywał; tymi gospodarczymi. Sam jestem przedsiębiorcą i jestem człowiekiem, który działa w branży, która jest bardzo podatna na nastroje społeczne, ponieważ ja, na co dzień zajmuję się branżą motocyklową i jestem na samym końcu łańcucha potrzeb. To jest trudne i to trzeba, niestety, także odreagowywać poprzez sport i strasznie się cieszę z tego, że mam tę możliwość, żeby przez cały czas działać; czy to w domu, czy też na, zewnątrz, chociaż jest to kwestia bardzo kontrowersyjna, o czym miałem okazję się przekonać, między innymi wczoraj. Gdzieś, mniej więcej 10% z nas, tak wynika z mojego ostatniego filmu, pomimo tego, że prawo pozwala na samotne, albo najdalej, w parze, uprawianie sportu na świeżym powietrzu, to jednak sporo osób nie chce tego robić i pozostawać w domu, w myśl akcji „zostań w domu”.

Bardzo fajnie i cieszę się, że jesteśmy zdyscyplinowanym społeczeństwem. Cieszę się też, że zostały wprowadzone obostrzenia prawne, które teraz sprawiły, że nie wszyscy będą chcieli, mimo wszystko, zbierać się pod sklepami i wspólnie pić piwo albo nie będą rozgrywane mecze na boiskach szkolnych w godzinach pozalekcyjnych, albo, że znajomi z klasy nie będą spotykać się gdzieś w parku, żeby podtrzymać swoje relacje towarzyskie, ponieważ, być może jest to faktycznie nieodpowiedzialne. Wszędzie zadaję te znaki zapytania, bo przyznam się szczerze, każdego dnia troszeczkę inaczej na to wszystko patrzę. Są takie chwile, kiedy myślę, że przesadzamy – cały świat zwariował, są takie chwile, kiedy uważam, że ta ostrożność i ta cała sytuacja i sposób reakcji rządów poszczególnych państw jest adekwatna do poziomu zagrożenia.

Pojawiają się różne zdania. Ostatnio coraz więcej, w nie mainsteamowych mediach jest głosów na temat tego, że konsekwencje gospodarcze i społeczne będą dużo groźniejsze od konsekwencji wynikających z przepełnionych szpitali, przepełnionej służby zdrowia ze względu na ilość osób, którym nie udzieli się pomocy, które umrą na skutek tej infekcji powikłanej lub nie, z chorobami współistniejącymi bądź nie, w przypadku osób podeszłych, osób w sile wieku, itd. Sam się waham także ze względu na to, że tak jak Wam miałem okazję wspomnieć, jestem przedsiębiorcą, nie pracuję na etacie, nie pracuję w ramach państwowej instytucji, gdzie to czy dziś mam, albo czy jutro będę miał pieniądze jest naprawdę mało pewne i co bardzo mocno mnie martwi. Jeżeli sytuacja będzie się przedłużać, to także moja firma zbankrutuje. Jakie będą potem konsekwencje wynikające z ilości samobójstw, z ilości tych wielu niepoliczalnych, indywidualnych dramatów, których się nie rejestru

Hipochondria a epidemia. Jak sport uratował moje życie i jak dziś walczyć z atakami paniki (14)
2020-03-14 10:16:02

Hipochondria to straszna choroba. Wiem, bo sam na nią cierpiałem przez dwa lata. Opowiadam o moich doświadczeniach, przejściach i jak się to ma do epidemii. Chcesz wesprzeć moją działalność? Możesz to zrobić wybierając moją odzież made in Poland na  https://prawie.pro . Obserwuj mnie również na Instagramie: https://www.instagram.com/prawie_pro Cześć. Tutaj Leszek. Jak Wy to oglądacie, jest niedziela a nagrywam to w piątek zaraz po wypuszczeniu takiej ankiety, w której pytałem Was, czy chcecie abym nagrał wideo dotyczące hipochondrii. Temat jest niestety na czasie, ale to nie oznacza, że tym sposobem chciałbym budować kapitał na osobach, które teraz przeżywają osobisty, psychiczny, bardzo poważny kryzys związany z epidemią. Oczywiście ktoś może zapytać, co hipochondria i atak wirusa ma wspólnego z uprawianiem sportu? Słuchajcie, bardzo dużo, bo tak naprawdę, jedną ze składowych, które pozwoliły mi wymknąć się tej paskudnej chorobie jest właśnie sport, czyli zajęcie się czymś innym niż tylko nasłuchiwaniem własnego organizmu. To jest oczywiście proces bardzo długi i bardzo złożony. Jedni są bardziej podatni na hipochondrię, inni nie. Geneza jest niestety skomplikowana i musiałbym Wam bardzo długo o tym opowiadać, jednakże spodziewam się tego, iż wiele osób teraz potrzebowałoby doraźnego wsparcia, czy też doraźnego sposobu na to, w jaki sposób sobie z tym wszystkim poradzić. Pierwsza rzecz, pierwsza wskazówka dla hipochondryków tyczy się Internetu – nie przeglądajcie stron o tematyce zdrowotnej, które to sprawiają, że zaczynamy sami siebie diagnozować albo sami siebie utwierdzać w przekonaniu, że coś nam jest, albo, że na pewno dorwał nas koronawirus, tylko, dlatego, ponieważ odrobinę bardziej boli mnie głowa, albo boli mnie szyja. Jeżeli boli mnie szyja, to na pewno są węzły chłonne, a jak to są węzły chłonne, to zawsze będzie to albo rak albo koronawirus, który jest teraz tak bardzo na topie. Warto, więc w takiej sytuacji powiedzieć Internetowi, że: nie odwiedzam stron. Krok drugi, to jest odcięcie się od telewizji informacyjnych, które będą przez cały czas siać panikę i wzbudzać w nas ogólne poczucie niepokoju. Ponieważ istnieje coś takiego jak zespół lęku uogólnionego, który bardzo często pojawia się u osób z hipochondrią albo też z nerwicą. Jest to też bardzo często spowodowane tym, że zmienia się dynamicznie środowisko, właściwie to, jak w nim funkcjonujemy, siedzenie w domu – w czterech ścianach, home office, przymusowe ferie, jak to niektórzy mówią, które być nimi nie powinny – sprawiają to, że psychicznie czujemy się dużo gorzej. Czujemy zagrożenie, nudzi nam się to siedzenie w domu, więc konsumujemy media i w związku z tym, podświadomie próbujemy szukać u siebie wszelkich objawów, a nasłuchiwanie organizmu, co jest bardzo specyficzne w przypadku hipochondrii, sprawia, że prędzej czy później zaczniemy odczuwać te objawy, o których mówi się w telewizji. Jakkolwiek śmiesznie by to nie brzmiało, to w moim przypadku, hipochondria była w stanie wywołać wszystkie objawy zawału mięśnia sercowego, łącznie z kołataniem serca. Było to połączone z uciskiem w klatce piersiowej, bólem lewej ręki, poczuciem tego, że tracę przytomność, że za chwilę się przewrócę, że mam nogi z waty, pocę się jak prosiak i do tego zaczyna mi się kręcić w głowie na skutek hiperwentylacji. Hiperwentylacja powstaje na skutek stresu. Bardzo łatwo jest wpaść w panikę i to, z czym wiele lat ja też walczyłem, to były ataki paniki i wielokrotnie różnie lekarze mnie diagnozowali. Mówiono mi o nowotworze, mówiono mi o zaburzeniach neurologicznych, mówiono mi o tzw. unikaniu stresu. Nikt nie wpadł na to, żeby wysłać mnie do psychiatry. I niestety, przyznam Wam szczerz

Hipochondria to straszna choroba. Wiem, bo sam na nią cierpiałem przez dwa lata. Opowiadam o moich doświadczeniach, przejściach i jak się to ma do epidemii.

Chcesz wesprzeć moją działalność? Możesz to zrobić wybierając moją odzież made in Poland na https://prawie.pro. Obserwuj mnie również na Instagramie: https://www.instagram.com/prawie_pro

Cześć.

Tutaj Leszek.

Jak Wy to oglądacie, jest niedziela a nagrywam to w piątek zaraz po wypuszczeniu takiej ankiety, w której pytałem Was, czy chcecie abym nagrał wideo dotyczące hipochondrii. Temat jest niestety na czasie, ale to nie oznacza, że tym sposobem chciałbym budować kapitał na osobach, które teraz przeżywają osobisty, psychiczny, bardzo poważny kryzys związany z epidemią. Oczywiście ktoś może zapytać, co hipochondria i atak wirusa ma wspólnego z uprawianiem sportu?

Słuchajcie, bardzo dużo, bo tak naprawdę, jedną ze składowych, które pozwoliły mi wymknąć się tej paskudnej chorobie jest właśnie sport, czyli zajęcie się czymś innym niż tylko nasłuchiwaniem własnego organizmu. To jest oczywiście proces bardzo długi i bardzo złożony. Jedni są bardziej podatni na hipochondrię, inni nie. Geneza jest niestety skomplikowana i musiałbym Wam bardzo długo o tym opowiadać, jednakże spodziewam się tego, iż wiele osób teraz potrzebowałoby doraźnego wsparcia, czy też doraźnego sposobu na to, w jaki sposób sobie z tym wszystkim poradzić.

Pierwsza rzecz, pierwsza wskazówka dla hipochondryków tyczy się Internetu – nie przeglądajcie stron o tematyce zdrowotnej, które to sprawiają, że zaczynamy sami siebie diagnozować albo sami siebie utwierdzać w przekonaniu, że coś nam jest, albo, że na pewno dorwał nas koronawirus, tylko, dlatego, ponieważ odrobinę bardziej boli mnie głowa, albo boli mnie szyja. Jeżeli boli mnie szyja, to na pewno są węzły chłonne, a jak to są węzły chłonne, to zawsze będzie to albo rak albo koronawirus, który jest teraz tak bardzo na topie. Warto, więc w takiej sytuacji powiedzieć Internetowi, że: nie odwiedzam stron.

Krok drugi, to jest odcięcie się od telewizji informacyjnych, które będą przez cały czas siać panikę i wzbudzać w nas ogólne poczucie niepokoju. Ponieważ istnieje coś takiego jak zespół lęku uogólnionego, który bardzo często pojawia się u osób z hipochondrią albo też z nerwicą. Jest to też bardzo często spowodowane tym, że zmienia się dynamicznie środowisko, właściwie to, jak w nim funkcjonujemy, siedzenie w domu – w czterech ścianach, home office, przymusowe ferie, jak to niektórzy mówią, które być nimi nie powinny – sprawiają to, że psychicznie czujemy się dużo gorzej. Czujemy zagrożenie, nudzi nam się to siedzenie w domu, więc konsumujemy media i w związku z tym, podświadomie próbujemy szukać u siebie wszelkich objawów, a nasłuchiwanie organizmu, co jest bardzo specyficzne w przypadku hipochondrii, sprawia, że prędzej czy później zaczniemy odczuwać te objawy, o których mówi się w telewizji. Jakkolwiek śmiesznie by to nie brzmiało, to w moim przypadku, hipochondria była w stanie wywołać wszystkie objawy zawału mięśnia sercowego, łącznie z kołataniem serca. Było to połączone z uciskiem w klatce piersiowej, bólem lewej ręki, poczuciem tego, że tracę przytomność, że za chwilę się przewrócę, że mam nogi z waty, pocę się jak prosiak i do tego zaczyna mi się kręcić w głowie na skutek hiperwentylacji. Hiperwentylacja powstaje na skutek stresu.

Bardzo łatwo jest wpaść w panikę i to, z czym wiele lat ja też walczyłem, to były ataki paniki i wielokrotnie różnie lekarze mnie diagnozowali. Mówiono mi o nowotworze, mówiono mi o zaburzeniach neurologicznych, mówiono mi o tzw. unikaniu stresu. Nikt nie wpadł na to, żeby wysłać mnie do psychiatry. I niestety, przyznam Wam szczerz

To jest najgorszy podcast jaki do tej pory nagrałem, jednocześnie ostatni przed zmianami (13)
2020-03-06 18:02:50

Naprawdę jest najgorszy. Trzynasty. Ostatni przed zmianami. Przed narodzinami marki ciuchów Prawie.PRO. Opowiadam o kulisach budowy kolekcji, postanowieniach i mówię jak chcę, aby Prawie.PRO odmieniło moje życie. Chcesz wesprzeć moją działalność? Możesz to zrobić wybierając moją odzież made in Poland na  https://prawie.pro . Obserwuj mnie również na Instagramie: https://www.instagram.com/prawie_pro Cześć. Tutaj Leszek. Jest piątek, 06.03 i jest to ostatni podcast przed dosyć poważnymi zmianami, które następują powoli, z każdym dniem, ale na razie nie oficjalnie. Zmieni się jedynie nazwa, a w przypadku podcastu już się zmieniła, jako Leszek Prawie.PRO. Teraz się Wam przedstawiam, więc w każdym razie, być może po głosie jesteście w stanie poznać, że tak, to dalej jestem ja. Jednocześnie, po dwóch tygodniach realizacji ciężkich zadań, dlatego ciężko klei mi się myśli, dosyć duże nagromadzenie obowiązków u mnie w pracy, dosyć dużo przygotowań związanych z tym, o czym dzisiaj chcę Wam troszeczkę przedpremierowo poopowiadać. Nagrywałem, nie dalej niż dwa dni temu takie wideo, które oficjalnie będzie komunikować, z czego wynikają te zmiany , z czym walczyłem przez, tak naprawdę, ostatnie miesiące, czym to jest podyktowane i tym, że odniosłem wiele klęsk. Odniosłem wiele niepowodzeń na przełomie roku, które to były dla mnie takim prawdziwym kopem w tyłek, motywującym mnie do tego, żeby spróbować planu B, i że czasami plan B okazuje się fajniejszy od realizacji planu A. Często, realizowanie alternatywy, czy bycie, przez czynniki zewnętrzne czy też niezależne, motywowanym do działania, jest też, swego rodzaju, wyjściem za granice komfortu i dokładnie z tego samego doświadczamy w sporcie. Co ja postanowiłem zrobić? Ja postanowiłem zrobić coś, co odkładałem zawsze na później, czyli otwarcie własnego sklepu internetowego, czyli realizacja produkcji własnej odzieży kolarskiej, i do biegania, jak również akcesoriów . To jest temat, którego się nie podejmowałem przez ostatnie trzy lata, ze względu na to, że wiedziałem, z czym to będzie związane, czyli z ogromem pracy, ogromem przygotowań, bardzo dużą odpowiedzialnością biznesową, i dosyć sporą odpowiedzialnością ludzką, angażowaniem dosyć sporych środków na biznes, który jest nie pewny. Z drugiej strony, w dni, kiedy patrzę na świat bardziej optymistycznie niż dzisiaj, bo dzisiaj chyba na skutek zmęczenia, jestem trochę czarnowidzem i jest więcej obaw w moim sercu, niż takiego szczerego podniecenia, i nie podejmowanie ryzyka czy też śmiałych kroków jest związane z tym, że nie chcemy wykraczać poza pewne ramy naszego wygodnego, komfortowego życia. To jest, często takim samym mianownikiem jak w przypadku sportu, czy podjęcie się jakiegoś wyzwania, jakiegoś bardzo odważnego planu treningowego, będzie czymś, czemu podołamy i czy oby na pewno warto i czy damy radę. Na skutek tego braku pewności siebie rezygnujemy ze stawiania śmiałych kroków. Ja też osobiście, prywatnie nie jestem wielkim ryzykantem, ale tak jak Wam mówiłem, są sytuacje, które człowieka zmuszają do tego, żeby podejmować ryzyko. Nagrywając taki bardzo szczery podcast, tak jak dzisiaj, chciałem Wam powiedzieć o tym, że ja od dłuższego czasu przymierzałem się do zmiany nazwy „rowery.jednoślad.pl” i była nazwą, która mnie trzymała, w swego rodzaju, dwóch enklawach. Jedną były rowery, a ja zajmuję się nie tylko rowerami, i to już od dawna, a druga kwestia to jest „jednoślad.pl”, czyli tak naprawdę „rowery.jednoślad.pl” to było rozwinięcie mojej odnogi motocyklowej, portalu „jednoślad.pl”, poprzez dodanie do tego słów „rowery” czy też subdomeny. Moje wyobrażenie trzy lata temu było takie: będę budować, i budowałem

Naprawdę jest najgorszy. Trzynasty. Ostatni przed zmianami. Przed narodzinami marki ciuchów Prawie.PRO. Opowiadam o kulisach budowy kolekcji, postanowieniach i mówię jak chcę, aby Prawie.PRO odmieniło moje życie.

Chcesz wesprzeć moją działalność? Możesz to zrobić wybierając moją odzież made in Poland na https://prawie.pro. Obserwuj mnie również na Instagramie: https://www.instagram.com/prawie_pro

Cześć.

Tutaj Leszek.

Jest piątek, 06.03 i jest to ostatni podcast przed dosyć poważnymi zmianami, które następują powoli, z każdym dniem, ale na razie nie oficjalnie. Zmieni się jedynie nazwa, a w przypadku podcastu już się zmieniła, jako Leszek Prawie.PRO. Teraz się Wam przedstawiam, więc w każdym razie, być może po głosie jesteście w stanie poznać, że tak, to dalej jestem ja. Jednocześnie, po dwóch tygodniach realizacji ciężkich zadań, dlatego ciężko klei mi się myśli, dosyć duże nagromadzenie obowiązków u mnie w pracy, dosyć dużo przygotowań związanych z tym, o czym dzisiaj chcę Wam troszeczkę przedpremierowo poopowiadać. Nagrywałem, nie dalej niż dwa dni temu takie wideo, które oficjalnie będzie komunikować, z czego wynikają te zmiany, z czym walczyłem przez, tak naprawdę, ostatnie miesiące, czym to jest podyktowane i tym, że odniosłem wiele klęsk. Odniosłem wiele niepowodzeń na przełomie roku, które to były dla mnie takim prawdziwym kopem w tyłek, motywującym mnie do tego, żeby spróbować planu B, i że czasami plan B okazuje się fajniejszy od realizacji planu A.

Często, realizowanie alternatywy, czy bycie, przez czynniki zewnętrzne czy też niezależne, motywowanym do działania, jest też, swego rodzaju, wyjściem za granice komfortu i dokładnie z tego samego doświadczamy w sporcie. Co ja postanowiłem zrobić? Ja postanowiłem zrobić coś, co odkładałem zawsze na później, czyli otwarcie własnego sklepu internetowego, czyli realizacja produkcji własnej odzieży kolarskiej, i do biegania, jak również akcesoriów. To jest temat, którego się nie podejmowałem przez ostatnie trzy lata, ze względu na to, że wiedziałem, z czym to będzie związane, czyli z ogromem pracy, ogromem przygotowań, bardzo dużą odpowiedzialnością biznesową, i dosyć sporą odpowiedzialnością ludzką, angażowaniem dosyć sporych środków na biznes, który jest nie pewny. Z drugiej strony, w dni, kiedy patrzę na świat bardziej optymistycznie niż dzisiaj, bo dzisiaj chyba na skutek zmęczenia, jestem trochę czarnowidzem i jest więcej obaw w moim sercu, niż takiego szczerego podniecenia, i nie podejmowanie ryzyka czy też śmiałych kroków jest związane z tym, że nie chcemy wykraczać poza pewne ramy naszego wygodnego, komfortowego życia. To jest, często takim samym mianownikiem jak w przypadku sportu, czy podjęcie się jakiegoś wyzwania, jakiegoś bardzo odważnego planu treningowego, będzie czymś, czemu podołamy i czy oby na pewno warto i czy damy radę. Na skutek tego braku pewności siebie rezygnujemy ze stawiania śmiałych kroków.

Ja też osobiście, prywatnie nie jestem wielkim ryzykantem, ale tak jak Wam mówiłem, są sytuacje, które człowieka zmuszają do tego, żeby podejmować ryzyko. Nagrywając taki bardzo szczery podcast, tak jak dzisiaj, chciałem Wam powiedzieć o tym, że ja od dłuższego czasu przymierzałem się do zmiany nazwy „rowery.jednoślad.pl” i była nazwą, która mnie trzymała, w swego rodzaju, dwóch enklawach. Jedną były rowery, a ja zajmuję się nie tylko rowerami, i to już od dawna, a druga kwestia to jest „jednoślad.pl”, czyli tak naprawdę „rowery.jednoślad.pl” to było rozwinięcie mojej odnogi motocyklowej, portalu „jednoślad.pl”, poprzez dodanie do tego słów „rowery” czy też subdomeny. Moje wyobrażenie trzy lata temu było takie: będę budować, i budowałem

Strefa Komfortu?! Wiem, to brzmi strasznie, ale bez wysiłku nic nie osiągnę (12)
2020-02-03 18:14:21

No nie da się niczego w życiu oraz sporcie osiągnąć bez opuszczania tej przeklętej „strefy komfortu”. Nienawidzę tego określenia, ale nie wynaleziono bardziej trafnego. Ja też nic bym nie zyskał bez zaciskania zębów. Chcesz wesprzeć moją działalność? Możesz to zrobić wybierając moją odzież made in Poland na  https://prawie.pro . Obserwuj mnie również na Instagramie: https://www.instagram.com/prawie_pro Cześć. Tutaj Leszek. Dzisiaj troszeczkę z glutem. Właśnie wróciłem z bardzo ciekawego pojedynku kolarskiego na Zwifcie, gdzie miałem okazję robić razem z Karolem wideo z bardzo ciekawej potyczki na dystansie nieco ponad 9 km. Co jest najśmieszniejsze, jak tylko zszedłem z roweru, to poczułem, że chyba zbiera mnie jakaś infekcja. Jestem ciekaw, co będzie działo się jutro i jestem też mega ciekaw, dlaczego mój organizm zawsze reaguje tak, że jeżeli chce manifestować jakąś infekcję, albo chorobę, to robi to w przeciągu 15 min. – nagle. Jest wszystko OK i nagle pojawia się katar, czy też ból gardła. Zresztą to w ogóle jest dziwne, bo ja dosyć rzadko choruję, ale ten rok, ten sezon, ta zima, jest troszeczkę niej szczęśliwa. Nie wiem, z jakiego względu, być może nałożenie się różnych okoliczności, w postaci troszeczkę zwiększonego stresu ostatnimi dniami wpływa na to, że jestem bardziej podatny, ale dzisiaj kompletnie nie o tym. Dzisiaj o bardzo górnolotnym sformułowaniu, jakim jest GRANICA ALBO STREFA KOMFORTU. Ja wiem, że to jest tematyka poruszana przez wszystkich coachów i generalnie, właśnie coaching ma taki pejoratywny wydźwięk w Polsce, za sprawą kilku, bardzo przerysowanych osobistości, jednak wydaje mi się, że czym innym jest coaching a zupełnie, czym innym jest sport, czy też taka ogólna filozofia funkcjonowania, na co dzień. Duże osób mnie pyta o to, co mam na myśli, kiedy mówię o przekraczaniu własnych granic, własnych ograniczeń. W pierwszej kolejności mówię o takim swoim przemyśleniu, czy też spostrzeżeniu, że my dziś, współcześnie, bardzo często narzekamy, na wszystko, na pierdoły. Z czego to wynika? Z tego, że my dziś, współcześnie, mamy bardzo komfortowe życie; mamy ciepłą pościel, wyprasowane majtki, podgrzewane siedzenia w samochodzie, ciepłą wodę w kranie, codziennie dostatek żywności w sklepach, na którą nas stać i przez to, przyzwyczajamy się właśnie do takiego wygodnego trybu życia. Jednocześnie nie harujemy siebie, swojego charakteru, swojej głowy i także swojego ciała, do życia poza tym wygodnym trybem funkcjonowania, na co dzień. Dlatego też, uważam, że narzekacz, który musi przejść na piechotę 1,5 km, kiedy wieje, albo pada deszcz, powinien zacząć praktykować zimne prysznice albo przynajmniej chodzenie na saunę, a potem wchodzenie do basenu z lodowatą wodą. Nie mówię już o takich obrazkach, które miałem okazję, całkiem niedawno zobaczyć na Stravie, jak pewna zawodniczka kończyła londyński maraton z czasem 2:33 i z wycieńczenia przewróciła się 50 m przed linią mety, następnie czołgała się, żeby ją przekroczyć mimo wszystko. To jest właśnie wychodzenie poza granicę komfortu i ja w taki sposób to rozumiem i w sytuacji, kiedy jakaś pierdoła mnie wewnętrznie zmusza do marudzenia, to przypominam sobie taki obrazek. Właśnie taką dziewczynę, która przebiegła maraton w 2:30, przewróciła się, bo dała z siebie absolutnie wszystko a potem miała na tyle determinacji, żeby czołgać się do tej mety. Ja nie mówię, żebyśmy tak robili, bo być może to jest przesada, być może to nie jest najzdrowsze postępowanie, z punktu widzenia fizycznego naszego organizmu, ale przełóżmy to na bardziej przyziemne problemy niektórych ludzi. Jeżeli dla kogoś, wyzwaniem jest wejście na pierwsze piętro po schodach, to moim zdaniem jest coś bardzo niedobrego. To lenistwo.

No nie da się niczego w życiu oraz sporcie osiągnąć bez opuszczania tej przeklętej „strefy komfortu”. Nienawidzę tego określenia, ale nie wynaleziono bardziej trafnego. Ja też nic bym nie zyskał bez zaciskania zębów.

Chcesz wesprzeć moją działalność? Możesz to zrobić wybierając moją odzież made in Poland na https://prawie.pro. Obserwuj mnie również na Instagramie: https://www.instagram.com/prawie_pro

Cześć.

Tutaj Leszek.

Dzisiaj troszeczkę z glutem. Właśnie wróciłem z bardzo ciekawego pojedynku kolarskiego na Zwifcie, gdzie miałem okazję robić razem z Karolem wideo z bardzo ciekawej potyczki na dystansie nieco ponad 9 km. Co jest najśmieszniejsze, jak tylko zszedłem z roweru, to poczułem, że chyba zbiera mnie jakaś infekcja. Jestem ciekaw, co będzie działo się jutro i jestem też mega ciekaw, dlaczego mój organizm zawsze reaguje tak, że jeżeli chce manifestować jakąś infekcję, albo chorobę, to robi to w przeciągu 15 min. – nagle. Jest wszystko OK i nagle pojawia się katar, czy też ból gardła. Zresztą to w ogóle jest dziwne, bo ja dosyć rzadko choruję, ale ten rok, ten sezon, ta zima, jest troszeczkę niej szczęśliwa. Nie wiem, z jakiego względu, być może nałożenie się różnych okoliczności, w postaci troszeczkę zwiększonego stresu ostatnimi dniami wpływa na to, że jestem bardziej podatny, ale dzisiaj kompletnie nie o tym.

Dzisiaj o bardzo górnolotnym sformułowaniu, jakim jest GRANICA ALBO STREFA KOMFORTU. Ja wiem, że to jest tematyka poruszana przez wszystkich coachów i generalnie, właśnie coaching ma taki pejoratywny wydźwięk w Polsce, za sprawą kilku, bardzo przerysowanych osobistości, jednak wydaje mi się, że czym innym jest coaching a zupełnie, czym innym jest sport, czy też taka ogólna filozofia funkcjonowania, na co dzień. Duże osób mnie pyta o to, co mam na myśli, kiedy mówię o przekraczaniu własnych granic, własnych ograniczeń.

W pierwszej kolejności mówię o takim swoim przemyśleniu, czy też spostrzeżeniu, że my dziś, współcześnie, bardzo często narzekamy, na wszystko, na pierdoły. Z czego to wynika? Z tego, że my dziś, współcześnie, mamy bardzo komfortowe życie; mamy ciepłą pościel, wyprasowane majtki, podgrzewane siedzenia w samochodzie, ciepłą wodę w kranie, codziennie dostatek żywności w sklepach, na którą nas stać i przez to, przyzwyczajamy się właśnie do takiego wygodnego trybu życia. Jednocześnie nie harujemy siebie, swojego charakteru, swojej głowy i także swojego ciała, do życia poza tym wygodnym trybem funkcjonowania, na co dzień. Dlatego też, uważam, że narzekacz, który musi przejść na piechotę 1,5 km, kiedy wieje, albo pada deszcz, powinien zacząć praktykować zimne prysznice albo przynajmniej chodzenie na saunę, a potem wchodzenie do basenu z lodowatą wodą. Nie mówię już o takich obrazkach, które miałem okazję, całkiem niedawno zobaczyć na Stravie, jak pewna zawodniczka kończyła londyński maraton z czasem 2:33 i z wycieńczenia przewróciła się 50 m przed linią mety, następnie czołgała się, żeby ją przekroczyć mimo wszystko. To jest właśnie wychodzenie poza granicę komfortu i ja w taki sposób to rozumiem i w sytuacji, kiedy jakaś pierdoła mnie wewnętrznie zmusza do marudzenia, to przypominam sobie taki obrazek. Właśnie taką dziewczynę, która przebiegła maraton w 2:30, przewróciła się, bo dała z siebie absolutnie wszystko a potem miała na tyle determinacji, żeby czołgać się do tej mety. Ja nie mówię, żebyśmy tak robili, bo być może to jest przesada, być może to nie jest najzdrowsze postępowanie, z punktu widzenia fizycznego naszego organizmu, ale przełóżmy to na bardziej przyziemne problemy niektórych ludzi. Jeżeli dla kogoś, wyzwaniem jest wejście na pierwsze piętro po schodach, to moim zdaniem jest coś bardzo niedobrego. To lenistwo.

Odchudzanie, powrót do treningów a regeneracja. Jak unikać kontuzji i „przetrenowania” (11)
2020-01-16 12:08:17

Budować progres można tylko poprzez zoptymalizowany plan. Równowagą pomiędzy akcentami a czasem na regenerację. Jak to wygląda w moim przypadku? Chcesz wesprzeć moją działalność? Możesz to zrobić wybierając moją odzież made in Poland na  https://prawie.pro . Obserwuj mnie również na Instagramie: https://www.instagram.com/prawie_pr o Cześć. Tutaj Leszek. Dawno mnie nie było właśnie tutaj, czy na Spotify i na iTunes. Poprzednio nawiązywałem do postanowień noworocznych i do tego, że w grudniu sporo osób stając na wadze, mogło być zaskoczonym tym, że pojawiło się kilka dodatkowych kilogramów. Styczeń jest miesiącem dosyć często kontuzjogennym, bo staramy się bardzo szybko odrobić wszelkie straty, ale okazuje się to być czasami zgubne. Bardzo dużo osób piesze do mnie na Instagramie, mając różnego rodzaju pytania albo wątpliwości, nie  wiedząc jak sobie poukładać ten plan treningowy, ponieważ czują się często zmęczeni, albo obolali. Dzieją się różne rzeczy, które są związane z tym, że często, za mocno rzucamy się w sport i nadrabianie zaległości. Mam bardzo duże doświadczenie, jeżeli chodzi o przesadę i wynika to z tego, że czasami brakuje mi takiej pokory względem własnego ciała. Przyznam szczerze, że w przeszłości popełniłem chyba już prawie wszystkie możliwe błędy jeżeli chodzi o nieprawidłowe rozkładanie sił zarówno w perspektywie tygodnia treningowego, jak i również miesiąca czy nawet sezonu. Mówię o tym wszystkim właśnie po to, żebyście nie popełniali błędów tych, których ja miałem okazję doświadczyć w przeszłości, co mnie wykluczało na jakiś czas z biegania, pływania. Na szczęście rower, z tych wszystkich dyscyplin triathlonowych okazuje się najmniej kontuzjogenny, oczywiście pod warunkiem, że jesteśmy dobrze na tym rowerze ustawieni, i nie popełniamy głupich błędów, że nie mamy zbyt nisko ustawionego siodełka czy też nieprawidłowej pozycji naszych dłoni na kierownicy, co często powoduje różnego rodzaju zaburzenia, na przykład, zaburzenia neurologiczne. Mogą one sprawiać to, że potem nie jesteśmy w stanie ruszać palcami naszych dłoni przez tydzień. Jak sobie pomyślę, to mi w przeszłości też coś takiego się przytrafiło, co wynikało właśnie z tego, że nie miałem przeprowadzonego fittingu, a spędzając na rowerze 8 czy 10 godzin w tygodniu, naprawdę, każda jedna niedoskonałość naszej pozycji da się we znaki i będą to plecy, dłonie, tyłek czy też kark. Dzisiaj nie będzie o fittingu, chociaż myślę, że to jest dobry temat na przyszłość. Dzisiaj chciałem się skupić na odpoczywaniu. Temat bardzo trudny i wiele osób jest ciężko przekonać do regeneracji. Dużo mówi się o tym, że odpoczynek jest elementem treningu i tylko mając wyważony plan treningowy, jesteśmy w stanie uzyskać optymalny przyrost formy wydolności czy też siły mięśniowej. Po prosu, jeżeli nie mamy czasu odpocząć, to ten nasz trening będzie coraz bardziej jałowy. Nam też coraz więcej zaświta różnego rodzaju sygnałów; będzie to zrezygnowanie, czasami brak motywacji i trzeba to wszystko wyważyć – z jednej strony nasz plan treningowy powinien być regularny i konsekwentny, żebyśmy nie wypadali z rytmu, z drugiej strony, nie możemy przesadzić i nie możemy trenować przez 3 tygodnie każdego dnia tak samo mocno. Niektórzy to nazywają periodyzacją tygodniową, miesięczną, czy też sezonową i jest ona zazwyczaj po to, żeby organizm miał czas na to, żeby nabrać sił i żeby skonsumować efekty tych wszystkich impulsów treningowych, które miały miejsce w przeszłości. Tymczasem, to co ja zauważam, i często widzę w wiadomościach od Was, czy też w komentarzach, to, że oczekujemy rezultatów tu i teraz. Biegamy od Nowego Roku i po tygodniu jesteśmy zdziwieni, że dalej nie jesteśmy w stanie, podcza

Budować progres można tylko poprzez zoptymalizowany plan. Równowagą pomiędzy akcentami a czasem na regenerację. Jak to wygląda w moim przypadku?

Chcesz wesprzeć moją działalność? Możesz to zrobić wybierając moją odzież made in Poland na https://prawie.pro. Obserwuj mnie również na Instagramie: https://www.instagram.com/prawie_pro

Cześć.

Tutaj Leszek.

Dawno mnie nie było właśnie tutaj, czy na Spotify i na iTunes. Poprzednio nawiązywałem do postanowień noworocznych i do tego, że w grudniu sporo osób stając na wadze, mogło być zaskoczonym tym, że pojawiło się kilka dodatkowych kilogramów. Styczeń jest miesiącem dosyć często kontuzjogennym, bo staramy się bardzo szybko odrobić wszelkie straty, ale okazuje się to być czasami zgubne. Bardzo dużo osób piesze do mnie na Instagramie, mając różnego rodzaju pytania albo wątpliwości, nie  wiedząc jak sobie poukładać ten plan treningowy, ponieważ czują się często zmęczeni, albo obolali. Dzieją się różne rzeczy, które są związane z tym, że często, za mocno rzucamy się w sport i nadrabianie zaległości.

Mam bardzo duże doświadczenie, jeżeli chodzi o przesadę i wynika to z tego, że czasami brakuje mi takiej pokory względem własnego ciała. Przyznam szczerze, że w przeszłości popełniłem chyba już prawie wszystkie możliwe błędy jeżeli chodzi o nieprawidłowe rozkładanie sił zarówno w perspektywie tygodnia treningowego, jak i również miesiąca czy nawet sezonu.

Mówię o tym wszystkim właśnie po to, żebyście nie popełniali błędów tych, których ja miałem okazję doświadczyć w przeszłości, co mnie wykluczało na jakiś czas z biegania, pływania. Na szczęście rower, z tych wszystkich dyscyplin triathlonowych okazuje się najmniej kontuzjogenny, oczywiście pod warunkiem, że jesteśmy dobrze na tym rowerze ustawieni, i nie popełniamy głupich błędów, że nie mamy zbyt nisko ustawionego siodełka czy też nieprawidłowej pozycji naszych dłoni na kierownicy, co często powoduje różnego rodzaju zaburzenia, na przykład, zaburzenia neurologiczne. Mogą one sprawiać to, że potem nie jesteśmy w stanie ruszać palcami naszych dłoni przez tydzień. Jak sobie pomyślę, to mi w przeszłości też coś takiego się przytrafiło, co wynikało właśnie z tego, że nie miałem przeprowadzonego fittingu, a spędzając na rowerze 8 czy 10 godzin w tygodniu, naprawdę, każda jedna niedoskonałość naszej pozycji da się we znaki i będą to plecy, dłonie, tyłek czy też kark.

Dzisiaj nie będzie o fittingu, chociaż myślę, że to jest dobry temat na przyszłość. Dzisiaj chciałem się skupić na odpoczywaniu. Temat bardzo trudny i wiele osób jest ciężko przekonać do regeneracji. Dużo mówi się o tym, że odpoczynek jest elementem treningu i tylko mając wyważony plan treningowy, jesteśmy w stanie uzyskać optymalny przyrost formy wydolności czy też siły mięśniowej. Po prosu, jeżeli nie mamy czasu odpocząć, to ten nasz trening będzie coraz bardziej jałowy. Nam też coraz więcej zaświta różnego rodzaju sygnałów; będzie to zrezygnowanie, czasami brak motywacji i trzeba to wszystko wyważyć – z jednej strony nasz plan treningowy powinien być regularny i konsekwentny, żebyśmy nie wypadali z rytmu, z drugiej strony, nie możemy przesadzić i nie możemy trenować przez 3 tygodnie każdego dnia tak samo mocno. Niektórzy to nazywają periodyzacją tygodniową, miesięczną, czy też sezonową i jest ona zazwyczaj po to, żeby organizm miał czas na to, żeby nabrać sił i żeby skonsumować efekty tych wszystkich impulsów treningowych, które miały miejsce w przeszłości. Tymczasem, to co ja zauważam, i często widzę w wiadomościach od Was, czy też w komentarzach, to, że oczekujemy rezultatów tu i teraz. Biegamy od Nowego Roku i po tygodniu jesteśmy zdziwieni, że dalej nie jesteśmy w stanie, podcza

Wszystko co myślę o postanowieniach noworocznych i odchudzaniu (10)
2019-12-20 15:40:28

Niestety uważam, że jeśli człowiek ma jakieś postanowienie to powinien zacząć je realizować albo teraz albo wcale. Dlaczego postanowienia noworoczne są moim zdaniem bez sensu? Chcesz wesprzeć moją działalność? Możesz to zrobić wybierając moją odzież made in Poland na  https://prawie.pro . Obserwuj mnie również na Instagramie: https://www.instagram.com/prawie_pro Cześć. Tutaj Leszek. W Internecie, bardzo często, zadajmy Googlowi pytania, jak nie przytyć w święta albo jak skonstruować swoje postanowienia noworoczne, żeby w nich wytrwać; najczęściej w kontekście sportowym, czyli będę się więcej ruszać i schudnę. Mało tego, nie przytyję w święta, albo, co zrobić, żeby nie przytyć w święta? Dlaczego ja się z tego wszystkiego śmieję? Dlatego, ponieważ ja kiedyś byłem na takim etapie, że wierzyłem w to, że są magiczne sposoby na to, żeby nie przytyć w święta, albo, że są metody na to, żeby wytrwać w postanowieniach noworocznych. Ja uważam, że postanowienia noworoczne są absolutną bzdurą, i jeżeli ktoś naprawdę chce schudnąć to może to zrobić od dziś, od jutra, może więcej się ruszać, może bardziej zwracać uwagę na to, co je, ile kupuje śmieciowego jedzenia, co znajduje się w jego lodówce, czy też w kredensie, ile wypija piwa, ile czasu spędza przed telewizorem. I tak naprawdę, Nowy Rok, 1 stycznia absolutnie nic nie zmieni. Jeżeli dzisiaj nie jesteśmy w stanie zmienić swojego stylu życia czy zainteresować się bardziej sportem, ponieważ pojawiają się różnego rodzaju wymówki: nie no, dzisiaj nie mogę, dzisiaj to muszę iść do sklepu, jestem taki jakiś zmęczony, i jeszcze auto nieumyte, słuchawki nienaładowane, kurde, nie wyprałem skarpetek. Te same wymówki będą występowały po 2 stycznia. W bardzo dobrym, optymistycznym trybie – może w lutym, na miesiąc, będzie jeszcze ta noworoczna determinacja i będziemy pamiętać o tych postanowieniach, potem to wszystko minie. Najlepszy dowód to są parkingi pod klubami fitness – zaparkować w styczniu, przez pierwsze 3 – 4 tygodnie nowego roku, pod jakimś klubem graniczy z cudem. Sytuacja diametralnie zmienia się w lutym – już nagle jest bardzo dużo wolnych miejsc, nie wystarczyło tej determinacji i te postanowienia noworoczne przegrywają z usprawiedliwieniami. U mnie też tak było. Te rozładowane słuchawki, to jest przykład z życia. Ja kiedyś, kilka lat temu, to sobie powiedziałem przed chęcią pójścia na bieżnię pobiegać. To sobie powiedziałem, tak naprawdę chcąc znaleźć jakikolwiek pretekst do tego, by dzisiaj tego nie robić, bo mi się po prostu nie chciało. Naprawdę, to nie ma znaczenia, czy to jest styczeń czy grudzień. Jeżeli dzisiaj nam się nie chce, jeżeli jutro nam się nie chce, to uwierzcie mi, w lutym będzie dokładnie to samo. Jeżeli chcemy odchudzać się, to musimy to zrobić tu i teraz a nie przekładać to na nowy rok, bo im bardziej będziemy to przekładać o te kolejne 2 – 3 tygodnie, to tym trudniej będzie nam zrzucić. Mało tego – postanowienia noworoczne są szkodliwe, dlaczego? Bo dają nam usprawiedliwienie do tego, żeby dziś, jeszcze się do tego wszystkiego nie stosować i żeby zyskiwać kolejne kilogramy albo, żeby tracić kolejne dni na niezdrowy tryb życia, albo życie bez ruchu, albo życie przez przyjemności albo radości z uprawiania sportu, bez dodatkowej dawki endorfin i hormonów szczęścia. Dlatego wydaje mi się, że to po prostu jest bez sensu i nie ma znaczenia, czy my to zaczniemy dziś, czy zaczniemy w styczniu. W styczniu wcale nie będzie łatwiej, będzie tak samo ciężko i tak samo trudnym będzie, niestety, wypracowywanie pierwszych widocznych efektów. Wiele osób, które wychodzą z założenia, że po 1 stycznia będą się odchudzać, myśli, że po dwóch tygodniach chodze

Niestety uważam, że jeśli człowiek ma jakieś postanowienie to powinien zacząć je realizować albo teraz albo wcale. Dlaczego postanowienia noworoczne są moim zdaniem bez sensu?

Chcesz wesprzeć moją działalność? Możesz to zrobić wybierając moją odzież made in Poland na https://prawie.pro. Obserwuj mnie również na Instagramie: https://www.instagram.com/prawie_pro

Cześć.

Tutaj Leszek.

W Internecie, bardzo często, zadajmy Googlowi pytania, jak nie przytyć w święta albo jak skonstruować swoje postanowienia noworoczne, żeby w nich wytrwać; najczęściej w kontekście sportowym, czyli będę się więcej ruszać i schudnę. Mało tego, nie przytyję w święta, albo, co zrobić, żeby nie przytyć w święta? Dlaczego ja się z tego wszystkiego śmieję? Dlatego, ponieważ ja kiedyś byłem na takim etapie, że wierzyłem w to, że są magiczne sposoby na to, żeby nie przytyć w święta, albo, że są metody na to, żeby wytrwać w postanowieniach noworocznych.

Ja uważam, że postanowienia noworoczne są absolutną bzdurą, i jeżeli ktoś naprawdę chce schudnąć to może to zrobić od dziś, od jutra, może więcej się ruszać, może bardziej zwracać uwagę na to, co je, ile kupuje śmieciowego jedzenia, co znajduje się w jego lodówce, czy też w kredensie, ile wypija piwa, ile czasu spędza przed telewizorem. I tak naprawdę, Nowy Rok, 1 stycznia absolutnie nic nie zmieni. Jeżeli dzisiaj nie jesteśmy w stanie zmienić swojego stylu życia czy zainteresować się bardziej sportem, ponieważ pojawiają się różnego rodzaju wymówki: nie no, dzisiaj nie mogę, dzisiaj to muszę iść do sklepu, jestem taki jakiś zmęczony, i jeszcze auto nieumyte, słuchawki nienaładowane, kurde, nie wyprałem skarpetek. Te same wymówki będą występowały po 2 stycznia. W bardzo dobrym, optymistycznym trybie – może w lutym, na miesiąc, będzie jeszcze ta noworoczna determinacja i będziemy pamiętać o tych postanowieniach, potem to wszystko minie. Najlepszy dowód to są parkingi pod klubami fitness – zaparkować w styczniu, przez pierwsze 3 – 4 tygodnie nowego roku, pod jakimś klubem graniczy z cudem. Sytuacja diametralnie zmienia się w lutym – już nagle jest bardzo dużo wolnych miejsc, nie wystarczyło tej determinacji i te postanowienia noworoczne przegrywają z usprawiedliwieniami.

U mnie też tak było. Te rozładowane słuchawki, to jest przykład z życia. Ja kiedyś, kilka lat temu, to sobie powiedziałem przed chęcią pójścia na bieżnię pobiegać. To sobie powiedziałem, tak naprawdę chcąc znaleźć jakikolwiek pretekst do tego, by dzisiaj tego nie robić, bo mi się po prostu nie chciało. Naprawdę, to nie ma znaczenia, czy to jest styczeń czy grudzień. Jeżeli dzisiaj nam się nie chce, jeżeli jutro nam się nie chce, to uwierzcie mi, w lutym będzie dokładnie to samo. Jeżeli chcemy odchudzać się, to musimy to zrobić tu i teraz a nie przekładać to na nowy rok, bo im bardziej będziemy to przekładać o te kolejne 2 – 3 tygodnie, to tym trudniej będzie nam zrzucić. Mało tego – postanowienia noworoczne są szkodliwe, dlaczego? Bo dają nam usprawiedliwienie do tego, żeby dziś, jeszcze się do tego wszystkiego nie stosować i żeby zyskiwać kolejne kilogramy albo, żeby tracić kolejne dni na niezdrowy tryb życia, albo życie bez ruchu, albo życie przez przyjemności albo radości z uprawiania sportu, bez dodatkowej dawki endorfin i hormonów szczęścia. Dlatego wydaje mi się, że to po prostu jest bez sensu i nie ma znaczenia, czy my to zaczniemy dziś, czy zaczniemy w styczniu. W styczniu wcale nie będzie łatwiej, będzie tak samo ciężko i tak samo trudnym będzie, niestety, wypracowywanie pierwszych widocznych efektów.

Wiele osób, które wychodzą z założenia, że po 1 stycznia będą się odchudzać, myśli, że po dwóch tygodniach chodze

Empatia w codziennym życiu jako wartość deficytowa (9)
2019-12-12 15:30:30

Szkoda, że tak wiele osób odznacza się kompletnym jej brakiem. Egoizmem, zapatrzeniem tylko w swoje potrzeby. Bez refleksji i wgląd na drugiego człowieka. Chcesz wesprzeć moją działalność? Możesz to zrobić wybierając moją odzież made in Poland na  https://prawie.pro . Obserwuj mnie również na Instagramie: https://www.instagram.com/prawie_pro Cześć. Tutaj Leszek. Witam na moim podcaście, który tworzę w oparciu zarówno o Spotify, iTunes, You Tube jak i Instagram . Dzisiaj tematyka mało sportowa, ale tak naprawdę sprowokowana jest poprzez najtrudniejszy start w moim życiu i najtrudniejszy start tego roku, który miał miejsce w Gdyni na Ironmanie, na dystansie sprinterskim. Ci, co mieli okazję oglądać moje wideo na YT albo samemu brać udział właśnie w tej rywalizacji, to wiedzą jak ciężkie warunki nasz wszystkich czekały, jak wysokie były fale, jak ciężko nabierało się powietrza, jak wiele było osób w jednym miejscu, bo ponad 700, jak wiele było momentów, kiedy naprawdę można było wpaść w panikę na otwartej wodzie, której się boję, ale nie wstydzę o tym rozmawiać. Ćwiczyłem sobie awaryjnie techniki relaksacyjne, jakbym czuł, że coś będzie w tak w trudnych warunkach na otwartej wodzie – po prostu odwracam się na plecy, patrzę w niebo, biorę parę głębokich wdechów i mam nadzieję, że płynę dalej. Tak też zrobiłem, bo było naprawdę grubo . I wtedy usłyszałem pytanie z tego płynącego tłumu: hej, czy wszystko jest z tobą w porządku? Płyniesz? – wiecie, jakie to było pokrzepiające? To, że kogoś interesuje mój los , to, że ktoś chce mi kurtuazyjnie pomóc, bo wiadomo, że mi nie pomoże w takiej sytuacji, nawet, jeżeli bym stwierdził, że zawracam albo, że właśnie teraz wpadam w panikę. To jest niesamowite; zainteresował mój los inną, zupełnie obcą osobę. To się nazywa EMPATIA – deficytowa cecha współczesnego zachodniego społeczeństwa , tak mi się wydaje. Dla mnie empatia jest niezwykle ważna, z tego względu, że też się tego nie wstydzę, być może jestem nadmiernie wrażliwy jak na dorosłego mężczyznę i staram się być empatyczny względem drugiego człowieka. Staram się być wyrozumiały, staram się oferować pomoc, chodź bardzo często mam wrażenie, że robię to kosztem samego siebie, i że jest to, bardzo często, obciążające, i że bardzo często, niestety, nie można liczyć na wzajemność z drugiej strony. Tak, jakby ta empatia, to zrozumienie, chęć pomocy, trafiała w pustkę. Oczywiście jest coś takiego, jak karma, ale jak szanuję filozofię buddyzmu, tak akurat z karmą, ja osobiście się nie zgadzam. Być może, dlatego, ponieważ ultra rzadko mogę liczyć na dobrą karmę, żeby ona wracała. Czasami jest to troszeczkę dołujące i tyczy się to także sportu. Bardzo obca jest mi rywalizacja po trupach do celu i naprawdę, dla mnie wydaje się dużo istotniejsze pocieszyć kogoś na trasie i stracić przez to 10 sekund niż mieć wszystkich dookoła w dupie, widząc tym bardziej, że coś się dzieje, że komuś spadł łańcuch albo w sytuacji, kiedy ktoś mnie pyta, czy nie jest przypadkiem nadmiernie blady; nie, nie jesteś blady, leć dalej. Tutaj nie chodzi o to, żeby powiedzieć: jestem wspaniały, jestem niesamowicie uduchowiony. Nie. Po prostu tak mam i to nie jest moja zasługa, właśnie to, że jestem przesadnie empatyczny względem drugiego człowieka, i nie mogę liczyć, bardzo często, na wzajemność wtedy, kiedy podświadomie oczekiwałbym tego. To tyczy się, rzecz jasna, nie tylko sportu, ale tyczy się ogółem współ istnienia, jako my, społeczeństwo, wśród anonimowych ludzi, w kolejce, na lotnisku, na bramkach security, na drodze. Co Ci szkodzi wpuścić tego pieszego na jezdnię, jeżeli widzisz, że pada deszcz, wieje wiatr a on się akurat śpieszy na autobus? Ja stracę tylko 5 s., ale on, być może, dzięki temu, nie

Szkoda, że tak wiele osób odznacza się kompletnym jej brakiem. Egoizmem, zapatrzeniem tylko w swoje potrzeby. Bez refleksji i wgląd na drugiego człowieka.

Chcesz wesprzeć moją działalność? Możesz to zrobić wybierając moją odzież made in Poland na https://prawie.pro. Obserwuj mnie również na Instagramie: https://www.instagram.com/prawie_pro

Cześć.

Tutaj Leszek.

Witam na moim podcaście, który tworzę w oparciu zarówno o Spotify, iTunes, You Tube jak i Instagram. Dzisiaj tematyka mało sportowa, ale tak naprawdę sprowokowana jest poprzez najtrudniejszy start w moim życiu i najtrudniejszy start tego roku, który miał miejsce w Gdyni na Ironmanie, na dystansie sprinterskim. Ci, co mieli okazję oglądać moje wideo na YT albo samemu brać udział właśnie w tej rywalizacji, to wiedzą jak ciężkie warunki nasz wszystkich czekały, jak wysokie były fale, jak ciężko nabierało się powietrza, jak wiele było osób w jednym miejscu, bo ponad 700, jak wiele było momentów, kiedy naprawdę można było wpaść w panikę na otwartej wodzie, której się boję, ale nie wstydzę o tym rozmawiać. Ćwiczyłem sobie awaryjnie techniki relaksacyjne, jakbym czuł, że coś będzie w tak w trudnych warunkach na otwartej wodzie – po prostu odwracam się na plecy, patrzę w niebo, biorę parę głębokich wdechów i mam nadzieję, że płynę dalej. Tak też zrobiłem, bo było naprawdę grubo. I wtedy usłyszałem pytanie z tego płynącego tłumu: hej, czy wszystko jest z tobą w porządku? Płyniesz? – wiecie, jakie to było pokrzepiające? To, że kogoś interesuje mój los, to, że ktoś chce mi kurtuazyjnie pomóc, bo wiadomo, że mi nie pomoże w takiej sytuacji, nawet, jeżeli bym stwierdził, że zawracam albo, że właśnie teraz wpadam w panikę.

To jest niesamowite; zainteresował mój los inną, zupełnie obcą osobę. To się nazywa EMPATIA – deficytowa cecha współczesnego zachodniego społeczeństwa, tak mi się wydaje. Dla mnie empatia jest niezwykle ważna, z tego względu, że też się tego nie wstydzę, być może jestem nadmiernie wrażliwy jak na dorosłego mężczyznę i staram się być empatyczny względem drugiego człowieka. Staram się być wyrozumiały, staram się oferować pomoc, chodź bardzo często mam wrażenie, że robię to kosztem samego siebie, i że jest to, bardzo często, obciążające, i że bardzo często, niestety, nie można liczyć na wzajemność z drugiej strony. Tak, jakby ta empatia, to zrozumienie, chęć pomocy, trafiała w pustkę. Oczywiście jest coś takiego, jak karma, ale jak szanuję filozofię buddyzmu, tak akurat z karmą, ja osobiście się nie zgadzam. Być może, dlatego, ponieważ ultra rzadko mogę liczyć na dobrą karmę, żeby ona wracała. Czasami jest to troszeczkę dołujące i tyczy się to także sportu.

Bardzo obca jest mi rywalizacja po trupach do celu i naprawdę, dla mnie wydaje się dużo istotniejsze pocieszyć kogoś na trasie i stracić przez to 10 sekund niż mieć wszystkich dookoła w dupie, widząc tym bardziej, że coś się dzieje, że komuś spadł łańcuch albo w sytuacji, kiedy ktoś mnie pyta, czy nie jest przypadkiem nadmiernie blady; nie, nie jesteś blady, leć dalej. Tutaj nie chodzi o to, żeby powiedzieć: jestem wspaniały, jestem niesamowicie uduchowiony. Nie. Po prostu tak mam i to nie jest moja zasługa, właśnie to, że jestem przesadnie empatyczny względem drugiego człowieka, i nie mogę liczyć, bardzo często, na wzajemność wtedy, kiedy podświadomie oczekiwałbym tego.

To tyczy się, rzecz jasna, nie tylko sportu, ale tyczy się ogółem współ istnienia, jako my, społeczeństwo, wśród anonimowych ludzi, w kolejce, na lotnisku, na bramkach security, na drodze. Co Ci szkodzi wpuścić tego pieszego na jezdnię, jeżeli widzisz, że pada deszcz, wieje wiatr a on się akurat śpieszy na autobus? Ja stracę tylko 5 s., ale on, być może, dzięki temu, nie

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie