Nowa Europa Wschodnia

Nowa Europa Wschodnia przybliża i odczarowuje "Wschód". Ten cudzysłów został użyty celowo, bo obszar tematyczny, o którym opowiadamy, jest bardzo umownie określony, zróżnicowany pod każdym możliwym względem, a przede wszystkim – ogromny.


Odcinki od najnowszych:

Parady równości w Gruzji znowu nie było
2021-07-20 15:59:10

Stasia Budzisz, reporterka, autorka książki “Pokazucha. Na gruzińskich zasadach”, zwraca uwagę w rozmowie z Piotrem Pogorzelskim w podcaście Po prostu Wschód , że w Gruzji są bardzo silne środowiska konserwatywne, mające poparcie społeczeństwa i przede wszystkim cerkwi prawosławnej. Ta ostatnia mimo, że jest niezależna od Moskwy, to wyraźnie jej sympatyzuje. Stasia Budzisz podkreśla przy tym, że nie należy upraszczać, iż za ostatnie wydarzenia odpowiada Rosja.  Konserwatywne i ultraprawicowe środowiska są na tyle silne, że dotąd w Gruzji nigdy nie udało się zorganizować parady wolności. W tym roku obiektem agresji stali się dziennikarze. Rannych zostało aż 53 z nich. Jeden z nich Lekso Laszkarawa zmarł. Wywołało to protesty mediów. Cztery opozycyjne kanały telewizyjne: Pirveli, Mtavari, Formula i Kavkazia, wstrzymały na 24 godziny nadawanie programu. Dziennikarze domagali się dymisji premiera. Na czarnym tle pokazano nazwiska rannych dziennikarzy.  Stasia Budzisz zwraca też uwagę, że konieczne są naciski ze strony Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych na władze Gruzji, aby zapewniły bezpieczeństwo uczestnikom imprez organizowanych przez mniejszości seksualne.  Więcej w podcaście Piotra Pogorzelskiego. Rozmowa została udostępniona bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem podcastu i portalem Nowa Europa Wschodnia. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite .

Stasia Budzisz, reporterka, autorka książki “Pokazucha. Na gruzińskich zasadach”, zwraca uwagę w rozmowie z Piotrem Pogorzelskim w podcaście Po prostu Wschód, że w Gruzji są bardzo silne środowiska konserwatywne, mające poparcie społeczeństwa i przede wszystkim cerkwi prawosławnej. Ta ostatnia mimo, że jest niezależna od Moskwy, to wyraźnie jej sympatyzuje. Stasia Budzisz podkreśla przy tym, że nie należy upraszczać, iż za ostatnie wydarzenia odpowiada Rosja. 

Konserwatywne i ultraprawicowe środowiska są na tyle silne, że dotąd w Gruzji nigdy nie udało się zorganizować parady wolności. W tym roku obiektem agresji stali się dziennikarze. Rannych zostało aż 53 z nich. Jeden z nich Lekso Laszkarawa zmarł. Wywołało to protesty mediów. Cztery opozycyjne kanały telewizyjne: Pirveli, Mtavari, Formula i Kavkazia, wstrzymały na 24 godziny nadawanie programu. Dziennikarze domagali się dymisji premiera. Na czarnym tle pokazano nazwiska rannych dziennikarzy. 

Stasia Budzisz zwraca też uwagę, że konieczne są naciski ze strony Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych na władze Gruzji, aby zapewniły bezpieczeństwo uczestnikom imprez organizowanych przez mniejszości seksualne. 

Więcej w podcaście Piotra Pogorzelskiego. Rozmowa została udostępniona bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem podcastu i portalem Nowa Europa Wschodnia. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite.

Białoruskie przebudzenie, pieniądze i komputery
2021-07-18 13:40:10

Wydawać mogłoby się, że fala masowych protestów, a następnie represje i sankcje będą ciosem dla gospodarki kraju. Tymczasem Alaksandr Papko, politolog, dziennikarz Biełsatu, pokazuje, że tak się nie stało. Pomimo wzrostu cen i stagnacji na rynku wewnętrznym, rosnącego deficytu budżetowego, problemów ze spłatą zadłużenia czy negatywnego bilans w handlu zagranicznym przychody z eksportu ratują gospodarkę kraju. Ekspert podkreśla, że nawet, jeżeli reżim Alaksandra Łukaszenki wydaje się mieć sytuację pod kontrolą, w najbliższym czasie może nadejść poważny kryzys, a wtedy jedyną siłą zdolną, choć nie wiadomo czy chętną, dla wsparcia Mińska będzie Rosja. Obok tradycyjnych źródeł dochodu Białorusi takich jak produkty ropopochodne i nawozy, jednym z fundamentów gospodarki stał się sektor IT. Łukaszenka nie rozumie i nie lubi branży gromadzącej ludzi twórczych i z natury niezależnych, ale branża produkująca przede wszystkim na rynek amerykański nie jest czymś, co może łatwo spacyfikować. O ile represje dotknęły firmy, które w sposób otwarty poparły rewolucję, to reszta nadal funkcjonuje w swego rodzaju bańce. Sektor IT stał się czymś w rodzaju azylu dla ludzi, którzy oczekują od życia więcej niż marnej pensji w przedsiębiorstwie prywatnym. Chcą żyć i funkcjonować tak jak ich koledzy na Zachodzie i przez wiele lat im się to udawało. Teraz często stoją przed poważnym pytanie o przyszłość. Niektórzy decydują się na swoistą „emigrację wewnętrzną”, inni włączają się w ruchu protestu w nieustannej walce ze służbami reżimu. Tak prowadzone są lokalne serwisy internetowe czy organizowane zbiórki na pomoc dla represjonowanych. Coraz powszechniejszym zjawiskiem jest jednak emigracja i drenaż mózgów. Szacuje się, kraj opuściło już ok. 20 tys. pracowników IT różnego szczebla, co stanowi kilkanaście procent łącznej liczby ludzi zatrudnionych w tej branży. To nie tylko uszczuplenie przychodów kraju o kilkaset milionów dolarów rocznie, ale także drenaż mózgów. To specjaliści cenieni i chętnie zatrudnianie w krajach ościennych – w tym w Polsce. Co prawda przychody z branży IT pomagają reżimowi trwać stanowiąc ważne źródło twardej waluty, to Zachód, nawet wprowadzając bolesne sankcje sektorowe, nie obejmie tych przedsiębiorstw restrykcjami. Po pierwsze często są zarejestrowane poza Białorusią, ale poza tym, stwarzają pewną przestrzeń wolności, którą należy wspierać, a nie ograniczać. Jak na razie wyjątkiem jest tu objęta sankcjami firma, która produkuje oprogramowanie pomagające służbom identyfikować uczestników protestów. Papko zaznacza, że branża IT funkcjonuje niejako obok upaństwowionego systemu białoruskiej gospodarki. Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP. Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Fundacji Solidarności Międzynarodowej ani Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Wydawać mogłoby się, że fala masowych protestów, a następnie represje i sankcje będą ciosem dla gospodarki kraju. Tymczasem Alaksandr Papko, politolog, dziennikarz Biełsatu, pokazuje, że tak się nie stało. Pomimo wzrostu cen i stagnacji na rynku wewnętrznym, rosnącego deficytu budżetowego, problemów ze spłatą zadłużenia czy negatywnego bilans w handlu zagranicznym przychody z eksportu ratują gospodarkę kraju. Ekspert podkreśla, że nawet, jeżeli reżim Alaksandra Łukaszenki wydaje się mieć sytuację pod kontrolą, w najbliższym czasie może nadejść poważny kryzys, a wtedy jedyną siłą zdolną, choć nie wiadomo czy chętną, dla wsparcia Mińska będzie Rosja.

Obok tradycyjnych źródeł dochodu Białorusi takich jak produkty ropopochodne i nawozy, jednym z fundamentów gospodarki stał się sektor IT. Łukaszenka nie rozumie i nie lubi branży gromadzącej ludzi twórczych i z natury niezależnych, ale branża produkująca przede wszystkim na rynek amerykański nie jest czymś, co może łatwo spacyfikować. O ile represje dotknęły firmy, które w sposób otwarty poparły rewolucję, to reszta nadal funkcjonuje w swego rodzaju bańce.

Sektor IT stał się czymś w rodzaju azylu dla ludzi, którzy oczekują od życia więcej niż marnej pensji w przedsiębiorstwie prywatnym. Chcą żyć i funkcjonować tak jak ich koledzy na Zachodzie i przez wiele lat im się to udawało. Teraz często stoją przed poważnym pytanie o przyszłość. Niektórzy decydują się na swoistą „emigrację wewnętrzną”, inni włączają się w ruchu protestu w nieustannej walce ze służbami reżimu. Tak prowadzone są lokalne serwisy internetowe czy organizowane zbiórki na pomoc dla represjonowanych.

Coraz powszechniejszym zjawiskiem jest jednak emigracja i drenaż mózgów. Szacuje się, kraj opuściło już ok. 20 tys. pracowników IT różnego szczebla, co stanowi kilkanaście procent łącznej liczby ludzi zatrudnionych w tej branży. To nie tylko uszczuplenie przychodów kraju o kilkaset milionów dolarów rocznie, ale także drenaż mózgów. To specjaliści cenieni i chętnie zatrudnianie w krajach ościennych – w tym w Polsce.

Co prawda przychody z branży IT pomagają reżimowi trwać stanowiąc ważne źródło twardej waluty, to Zachód, nawet wprowadzając bolesne sankcje sektorowe, nie obejmie tych przedsiębiorstw restrykcjami. Po pierwsze często są zarejestrowane poza Białorusią, ale poza tym, stwarzają pewną przestrzeń wolności, którą należy wspierać, a nie ograniczać. Jak na razie wyjątkiem jest tu objęta sankcjami firma, która produkuje oprogramowanie pomagające służbom identyfikować uczestników protestów. Papko zaznacza, że branża IT funkcjonuje niejako obok upaństwowionego systemu białoruskiej gospodarki.

Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Fundacji Solidarności Międzynarodowej ani Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Ukraina poza utartym szlakiem
2021-07-15 07:54:12

Lwów, Kijów i Odessa - te miasta na Ukrainie zna od strony turystycznej wielu Polaków. Na Ukrainie jest jednak wiele innych ciekawych miejsc, które są godne polecenia. Piotr Pogorzelski zapytał o nie w swoim podcaście Po prostu Wschód Natalię Panczenko z projektu Ukrainer .  Natalia Panczenko zachęca do zwiedzania ukraińskiego Zakarpacia i ogólnie Karpat, gdzie można spotkać przedstawicieli wielu różnych grup etnicznych o różnych tradycjach. Można zajrzeć do Janka Derewlianego, rzeźbiarza, który zbudował wysoko w górach budynek dla gości, którzy chcą zobaczyć go przy pracy. Poczęstuje nas też kapustą zapiekaną w ogniu. Oprócz tego są lutnicy, garncarze, osoby zajmujące się tkactwem. Warto na pewno pojechać do Sławskiego - zimowego kurortu narciarskiego, który można też odwiedzić latem.  Wakacje kojarzą się przede wszystkim z morzem. Na Ukrainie mamy do wyboru Czarne i Azowskie. Szczególnie to ostatnie jest ciepłe i płytkie, w sam raz na urlop z dziećmi.  Według Natalii Panczenko, na Ukrainie można jeszcze znaleźć prawdziwą, dziką, przyrodę i to właśnie na takie miejsca, gdzie jest mniej turystów, należy postawić. Jej zdaniem, nie ma sensu odwiedzanie kurortów, jak Odessa, gdzie mamy podobne restauracje i hotele, jak wszędzie nad morzem.  Więcej w podcaście Piotra Pogorzelskiego. Rozmowa została udostępniona bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem podcastu i portalem Nowa Europa Wschodnia . Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite .

Lwów, Kijów i Odessa - te miasta na Ukrainie zna od strony turystycznej wielu Polaków. Na Ukrainie jest jednak wiele innych ciekawych miejsc, które są godne polecenia. Piotr Pogorzelski zapytał o nie w swoim podcaście Po prostu Wschód Natalię Panczenko z projektu Ukrainer

Natalia Panczenko zachęca do zwiedzania ukraińskiego Zakarpacia i ogólnie Karpat, gdzie można spotkać przedstawicieli wielu różnych grup etnicznych o różnych tradycjach. Można zajrzeć do Janka Derewlianego, rzeźbiarza, który zbudował wysoko w górach budynek dla gości, którzy chcą zobaczyć go przy pracy. Poczęstuje nas też kapustą zapiekaną w ogniu.

Oprócz tego są lutnicy, garncarze, osoby zajmujące się tkactwem. Warto na pewno pojechać do Sławskiego - zimowego kurortu narciarskiego, który można też odwiedzić latem. 

Wakacje kojarzą się przede wszystkim z morzem. Na Ukrainie mamy do wyboru Czarne i Azowskie. Szczególnie to ostatnie jest ciepłe i płytkie, w sam raz na urlop z dziećmi. 

Według Natalii Panczenko, na Ukrainie można jeszcze znaleźć prawdziwą, dziką, przyrodę i to właśnie na takie miejsca, gdzie jest mniej turystów, należy postawić. Jej zdaniem, nie ma sensu odwiedzanie kurortów, jak Odessa, gdzie mamy podobne restauracje i hotele, jak wszędzie nad morzem. 

Więcej w podcaście Piotra Pogorzelskiego. Rozmowa została udostępniona bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem podcastu i portalem Nowa Europa Wschodnia. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite.

Chińskie spojrzenie na Covid-19
2021-07-12 09:36:05

Chińskie władze ściśle kontrolują informacje na temat koronawirusa, które przekazują własnemu społeczeństwu i na zewnątrz. Niezależnie of faktycznego przebiegu epidemia w Państwie Środka, Pekinowi przede wszystkim chodzi o zapewnienia obywatelom poczucia bezpieczeństwa i uspokojenie nastrojów. W ten sposób budowane jest przeświadczenie, że rząd sytuację nie tylko kontroluje, ale sobie z nią radzi.  Następnym krokiem jest narracja skierowana na zewnątrz Państwa Środka mająca na celu wzmacnianie wizerunku i potęgi państwa. Oznacza to, że przekazywane informacje są filtrowane i przetwarzane aby kreować obraz pandemii, a nie przestawiać jej rzeczywisty przebieg. Na początku pandemii, gdy sytuacja wymknęła się spod kontroli, Chiny musiały poinformować świat o tym, co się dzieje. Zdaniem Marka Gładysza, eksperta Fundacji Stratpoints i absolwenta uczelni chińskich,  przez cały czas celem narracji Pekinu było wzmacnianie państwa, a miarą skuteczności tego podejścia jest odsunięcie od Państwa Środka odpowiedzialności za rozprzestrzenienie wirusa SARS-CoV-2. Pomogły w tym nawet szerzące się i odwracające uwagę od faktów teorie spisowe. W rezultacie świat przede wszystkim zajmuje się walką z chorobą i powoli zapomina o genezie choroby. Praktycznie nie słychać obecnie głosów, aby w jakikolwiek sposób rozliczyć Chiny za to, co się stało. Drugim, dalszym celem działania Chin jest osłabianie czy destabilizacja jedynego realnego rywala na świecie, czyli Stanów Zjednoczonych. Zdaniem eksperta, Pekin może mówić tu o sukcesie po odsunięciu od władzy w Waszyngtonie wyraźnie antychińskiego prezydenta, jakim był Donald Trump.  W Chinach nadal obowiązują restrykcje związane z walką z Covid-19, a władze niektórych prowincji wprowadziły obowiązkowe szczepienia. Pomimo tego, że Ministerstwo Zdrowia w Pekinie odradza zmuszanie obywateli do szczepienia się, wielu Chińczyków po prostu rozumie „jak należy postępować”. Dzięki temu mieszkańcy Państwa Środka nie tylko się szczepią, ale też nie wyobrażają sobie, aby użyć innego specyfiku niż wyrób własnej produkcji. Wierzą, że ich szczepionki są po prostu najlepsze na świecie. Marek Gładysz podkreśla, że zaufanie nie ogranicza się do szczepionki. Ekspert zaznacza, że Chińczycy są pewni, że żyją w najlepszym państwie na świecie rządzonym przez godną zaufania władzę, która w ciągu kilku zaledwie dekad wyciągnęła kraj z ubóstwa. Przeświadczenie to jest pielęgnowane i cementowane przez brak dostępu do niezależnej informacji pochodzącej spoza Państwa Środka.  Podcast został sfinansowany z grantu przyznanego przez Departament Stanu USA. Opinie, stwierdzenia i wnioski zawarte w tym podcaście należą do jego autorów i nie muszą odzwierciedlać stanowiska Departamentu Stanu USA.

Chińskie władze ściśle kontrolują informacje na temat koronawirusa, które przekazują własnemu społeczeństwu i na zewnątrz. Niezależnie of faktycznego przebiegu epidemia w Państwie Środka, Pekinowi przede wszystkim chodzi o zapewnienia obywatelom poczucia bezpieczeństwa i uspokojenie nastrojów. W ten sposób budowane jest przeświadczenie, że rząd sytuację nie tylko kontroluje, ale sobie z nią radzi. 

Następnym krokiem jest narracja skierowana na zewnątrz Państwa Środka mająca na celu wzmacnianie wizerunku i potęgi państwa. Oznacza to, że przekazywane informacje są filtrowane i przetwarzane aby kreować obraz pandemii, a nie przestawiać jej rzeczywisty przebieg.

Na początku pandemii, gdy sytuacja wymknęła się spod kontroli, Chiny musiały poinformować świat o tym, co się dzieje. Zdaniem Marka Gładysza, eksperta Fundacji Stratpoints i absolwenta uczelni chińskich,  przez cały czas celem narracji Pekinu było wzmacnianie państwa, a miarą skuteczności tego podejścia jest odsunięcie od Państwa Środka odpowiedzialności za rozprzestrzenienie wirusa SARS-CoV-2. Pomogły w tym nawet szerzące się i odwracające uwagę od faktów teorie spisowe. W rezultacie świat przede wszystkim zajmuje się walką z chorobą i powoli zapomina o genezie choroby. Praktycznie nie słychać obecnie głosów, aby w jakikolwiek sposób rozliczyć Chiny za to, co się stało.

Drugim, dalszym celem działania Chin jest osłabianie czy destabilizacja jedynego realnego rywala na świecie, czyli Stanów Zjednoczonych. Zdaniem eksperta, Pekin może mówić tu o sukcesie po odsunięciu od władzy w Waszyngtonie wyraźnie antychińskiego prezydenta, jakim był Donald Trump. 

W Chinach nadal obowiązują restrykcje związane z walką z Covid-19, a władze niektórych prowincji wprowadziły obowiązkowe szczepienia. Pomimo tego, że Ministerstwo Zdrowia w Pekinie odradza zmuszanie obywateli do szczepienia się, wielu Chińczyków po prostu rozumie „jak należy postępować”. Dzięki temu mieszkańcy Państwa Środka nie tylko się szczepią, ale też nie wyobrażają sobie, aby użyć innego specyfiku niż wyrób własnej produkcji. Wierzą, że ich szczepionki są po prostu najlepsze na świecie. Marek Gładysz podkreśla, że zaufanie nie ogranicza się do szczepionki. Ekspert zaznacza, że Chińczycy są pewni, że żyją w najlepszym państwie na świecie rządzonym przez godną zaufania władzę, która w ciągu kilku zaledwie dekad wyciągnęła kraj z ubóstwa. Przeświadczenie to jest pielęgnowane i cementowane przez brak dostępu do niezależnej informacji pochodzącej spoza Państwa Środka. 

Podcast został sfinansowany z grantu przyznanego przez Departament Stanu USA. Opinie, stwierdzenia i wnioski zawarte w tym podcaście należą do jego autorów i nie muszą odzwierciedlać stanowiska Departamentu Stanu USA.

Chiny i niezrealizowane marzenia Kremla
2021-07-06 17:47:27

Dokument był podpisany 20 lat temu, gdy różnice w rozwoju Chin i Rosji nie były aż tak porażające, jak obecnie. Wówczas chiński PKB był 4-krotnie większy od rosyjskiego. W zeszłym roku już 10-krotnie. Dr Michał Lubina z Instytut Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego jest zdania, że tak duże dysproporcje, to między innymi wynik sprawniejszego zarządzania państwem przez Pekin. W podcaście Piotra Pogorzelskiego, Po prostu Wschód zwrócił uwagę, że władze w Moskwie z chęcią widziałyby Rosję, jako drugie Chiny, ale jak widać po wskaźnikach gospodarczych nie są w stanie tego osiągnąć.  Te niezrealizowane marzenia Kremla nie przeszkadzają w bardzo dobrej współpracy obydwu państw. Na przykład na arenie międzynarodowej: przede wszystkim wspólnie sprzeciwiają się dominacji Stanów Zjednoczonych. Podobnie, jak inne reżimy autorytarne, nie krytykują też polityki wewnętrznej prowadzonej przez siebie. Wspierają się także w Radzie Bezpieczeństwa ONZ blokując niewygodne dla siebie rezolucje. Nawet na obszarach, gdzie wydawałoby się, że mogłoby dojść do sporów, jak Azja Centralna, Pekinowi i Moskwie udało się osiągnąć konsensus. Chiny mają wolną rękę jeśli chodzi o współpracę gospodarczą z Kazachstanem, Uzbekistanem, Kirgizją, czy Tadżykistanem, ale politycznie wiodącą rolę ma odgrywać tam Moskwa.  W podcaście też o tym, dlaczego traktat ma być przedłużony jedynie o 5 lat, jaką rolę odgrywa Rosja w budowie nowego Jedwabnego Szlaku i czym handlują ze sobą Pekin i Moskwa.  Rozmowa została udostępniona bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem podcastu i portalem Nowa Europa Wschodnia . Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite .

Dokument był podpisany 20 lat temu, gdy różnice w rozwoju Chin i Rosji nie były aż tak porażające, jak obecnie. Wówczas chiński PKB był 4-krotnie większy od rosyjskiego. W zeszłym roku już 10-krotnie. Dr Michał Lubina z Instytut Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego jest zdania, że tak duże dysproporcje, to między innymi wynik sprawniejszego zarządzania państwem przez Pekin. W podcaście Piotra Pogorzelskiego, Po prostu Wschód zwrócił uwagę, że władze w Moskwie z chęcią widziałyby Rosję, jako drugie Chiny, ale jak widać po wskaźnikach gospodarczych nie są w stanie tego osiągnąć. 

Te niezrealizowane marzenia Kremla nie przeszkadzają w bardzo dobrej współpracy obydwu państw. Na przykład na arenie międzynarodowej: przede wszystkim wspólnie sprzeciwiają się dominacji Stanów Zjednoczonych. Podobnie, jak inne reżimy autorytarne, nie krytykują też polityki wewnętrznej prowadzonej przez siebie. Wspierają się także w Radzie Bezpieczeństwa ONZ blokując niewygodne dla siebie rezolucje. Nawet na obszarach, gdzie wydawałoby się, że mogłoby dojść do sporów, jak Azja Centralna, Pekinowi i Moskwie udało się osiągnąć konsensus. Chiny mają wolną rękę jeśli chodzi o współpracę gospodarczą z Kazachstanem, Uzbekistanem, Kirgizją, czy Tadżykistanem, ale politycznie wiodącą rolę ma odgrywać tam Moskwa. 

W podcaście też o tym, dlaczego traktat ma być przedłużony jedynie o 5 lat, jaką rolę odgrywa Rosja w budowie nowego Jedwabnego Szlaku i czym handlują ze sobą Pekin i Moskwa. 

Rozmowa została udostępniona bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem podcastu i portalem Nowa Europa Wschodnia. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite.

Polki mówią o aresztowaniu i deportacji z Białorusi
2021-07-04 09:00:00

Pod koniec marca 2021 r. funkcjonariusze białoruscy aresztowali pięcioro działaczy Związku Polaków na Białorusi. Wśród nich znalazły się Irena Biernacka i Maria Tiszkowska. Wspominają o dużej liczbie zamaskowanych mężczyzn ubranych na czarno, którzy weszli do domów. Kobiety zostały aresztowane, a ich domy zrewidowane. Zabierano elektronikę, ale także wszystko, co miało jakikolwiek związek z polskością, w tym modlitewniki, a nawet biało-czerwoną flagę. Funkcjonariusze nie nie mogli zrozumieć, że są Polkami, choć obywatelkami Białorusi.  Biernacka i Tiszkowska w aresztach i więzieniach w Mińsku spędziły dwa miesiąca. W celach, czasem przepełnionych, były kryminalistki i więźniarki polityczne, jak one. Polkom zarzucano podżeganie do nienawiści narodowościowych, w co nadal trudno im uwierzyć, bo jedyne, co robiły, to podtrzymywanie polskich tradycji, a protestach wyborom sfałszowanym przez Alaksandra Łukaszenę protestowały tak jak inni obywatele ich kraju. Bite nie były, choć po zatrzymaniu brały takie niebezpieczeństwo pod uwagę. Wspominają bezsilność. "Co można zrobić? Przecież człowiek nie ucieknie, a jeszcze bić zaczną" - mówi Tiszkowska.  Po dwóch miesiącach kazano im wyjść z celi. Upływał termin aresztu i miały nadzieję, że trafią do aresztu domowego. Nikt niczego nie powiedział, gdy w towarzystwie funkcjonariuszy, razem z trzecią Polką, Anną Paniszewą, umieszczono je w nieoznakowanych pojazdach. Biernacka pomyślała pogodziła się nawet z myślą, że zostaną wywiezione do lasu i rozstrzelane. "Wiem, że strzelacie w tył głowy.  Dajcie się tylko pomodlić i zróbcie to szybko" - Biernacka powiedziała do funkcjonariuszy. Dowodzący zapewnił, że nic złego jej nie spotka, a na dowód - jako jedyny - odsłonił twarz. Tiszkowska pamięta  ogromny stres, ale też o nadzieję na odzyskanie wolności przemieszaną z myślą, że dostaje właśnie bilet w jedną stronę i nie wie, kiedy znowu spotka się z rodziną. Kobiety zostały odstawione na granicę i przekazane funkcjonariuszom polskim. Białorusinom nie przeszkadzało, że działali nawet wbrew własnemu prawo, bo Biernacka nie miała przy sobie paszportu. Reżim Łukaszenki pozbył się trzech działaczek, ale w więzieniach nadal pozostają Andżelika Borys, przewodnicząca Związku Polaków na Białorusi i Andrzej Poczobut. Polsk tęsknią za domem. Nie wiedzą kiedy im się uda wrócić, ale wierzą też w siłę Polaków, którzy zostali na Białorusi. Podkreślają znaczenie modlitwy i doświadczeń, przekazywanych żyjących jeszcze Sybiraków i żołnierzy AK. Irena Biernacka i Maria Tiszkowska nie myślały, że zasłyszane z opowieści więzienne historie z przeszłości mogą im się kiedyś przydać, a same doświadczą trudnej historii kresowej. Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP. Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Fundacji Solidarności Międzynarodowej ani Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Pod koniec marca 2021 r. funkcjonariusze białoruscy aresztowali pięcioro działaczy Związku Polaków na Białorusi. Wśród nich znalazły się Irena Biernacka i Maria Tiszkowska. Wspominają o dużej liczbie zamaskowanych mężczyzn ubranych na czarno, którzy weszli do domów. Kobiety zostały aresztowane, a ich domy zrewidowane. Zabierano elektronikę, ale także wszystko, co miało jakikolwiek związek z polskością, w tym modlitewniki, a nawet biało-czerwoną flagę. Funkcjonariusze nie nie mogli zrozumieć, że są Polkami, choć obywatelkami Białorusi. 

Biernacka i Tiszkowska w aresztach i więzieniach w Mińsku spędziły dwa miesiąca. W celach, czasem przepełnionych, były kryminalistki i więźniarki polityczne, jak one. Polkom zarzucano podżeganie do nienawiści narodowościowych, w co nadal trudno im uwierzyć, bo jedyne, co robiły, to podtrzymywanie polskich tradycji, a protestach wyborom sfałszowanym przez Alaksandra Łukaszenę protestowały tak jak inni obywatele ich kraju. Bite nie były, choć po zatrzymaniu brały takie niebezpieczeństwo pod uwagę. Wspominają bezsilność. "Co można zrobić? Przecież człowiek nie ucieknie, a jeszcze bić zaczną" - mówi Tiszkowska. 

Po dwóch miesiącach kazano im wyjść z celi. Upływał termin aresztu i miały nadzieję, że trafią do aresztu domowego. Nikt niczego nie powiedział, gdy w towarzystwie funkcjonariuszy, razem z trzecią Polką, Anną Paniszewą, umieszczono je w nieoznakowanych pojazdach. Biernacka pomyślała pogodziła się nawet z myślą, że zostaną wywiezione do lasu i rozstrzelane.

"Wiem, że strzelacie w tył głowy.  Dajcie się tylko pomodlić i zróbcie to szybko" - Biernacka powiedziała do funkcjonariuszy. Dowodzący zapewnił, że nic złego jej nie spotka, a na dowód - jako jedyny - odsłonił twarz. Tiszkowska pamięta  ogromny stres, ale też o nadzieję na odzyskanie wolności przemieszaną z myślą, że dostaje właśnie bilet w jedną stronę i nie wie, kiedy znowu spotka się z rodziną.

Kobiety zostały odstawione na granicę i przekazane funkcjonariuszom polskim. Białorusinom nie przeszkadzało, że działali nawet wbrew własnemu prawo, bo Biernacka nie miała przy sobie paszportu. Reżim Łukaszenki pozbył się trzech działaczek, ale w więzieniach nadal pozostają Andżelika Borys, przewodnicząca Związku Polaków na Białorusi i Andrzej Poczobut.

Polsk tęsknią za domem. Nie wiedzą kiedy im się uda wrócić, ale wierzą też w siłę Polaków, którzy zostali na Białorusi. Podkreślają znaczenie modlitwy i doświadczeń, przekazywanych żyjących jeszcze Sybiraków i żołnierzy AK. Irena Biernacka i Maria Tiszkowska nie myślały, że zasłyszane z opowieści więzienne historie z przeszłości mogą im się kiedyś przydać, a same doświadczą trudnej historii kresowej.

Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Fundacji Solidarności Międzynarodowej ani Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Ukraina przypomniała sobie o zabytkach
2021-06-30 15:37:27

To duża kwota, jak na Ukrainę, która dotąd wyjątkowo oszczędzała na renowacjach. W efekcie 80 proc. ukraińskich zabytków wymaga konserwacji, a 1/3 jest w stanie ruiny. Niektóre z nich znalazły się na liście opublikowanej pod koniec maja. Są tam, między innymi, zamek i kościół w Podhorcach, zamki w Zbarażu, Żółkwi i Olesku. To tylko obiekty z zachodniej części kraju, a na liście są także inne z centralnej, czy wschodniej Ukrainy. Razem 22 zabytki. Docelowo ma być odnowionych 7 razy więcej.  Wojciech Konończuk z Ośrodka Studiów Wschodnich powiedział w podcaście Piotra Pogorzelskiego Po prostu Wschód , że Wołodymyr Zełenski rozpoczynając "Wielką restaurację" liczy na ożywienie regionów, gdzie położone są zabytki. Ich lepszy stan oznacza większą liczbę turystów, czyli większe dochody mieszkańców. Prezydent rozważa kandydowanie za 2 lata na drugą kadencję - takie poparcie na pewno się przyda.  Program budzi jednak pewne obawy, związane z zapowiedzianą szybkością wykonania prac (niektóre zabytki mają być odnowione do Dnia Niepodległości, czyli 24 sierpnia), a także z brakiem odpowiednio wykształconych kadr. Tutaj może przydać się pomoc Polski, która dotąd angażowała się w renowacje w zachodniej części kraju.  Rozmowa została udostępniona bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem podcastu i portalem Nowa Europa Wschodnia []. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite .

To duża kwota, jak na Ukrainę, która dotąd wyjątkowo oszczędzała na renowacjach. W efekcie 80 proc. ukraińskich zabytków wymaga konserwacji, a 1/3 jest w stanie ruiny. Niektóre z nich znalazły się na liście opublikowanej pod koniec maja. Są tam, między innymi, zamek i kościół w Podhorcach, zamki w Zbarażu, Żółkwi i Olesku. To tylko obiekty z zachodniej części kraju, a na liście są także inne z centralnej, czy wschodniej Ukrainy. Razem 22 zabytki. Docelowo ma być odnowionych 7 razy więcej. 

Wojciech Konończuk z Ośrodka Studiów Wschodnich powiedział w podcaście Piotra Pogorzelskiego Po prostu Wschód, że Wołodymyr Zełenski rozpoczynając "Wielką restaurację" liczy na ożywienie regionów, gdzie położone są zabytki. Ich lepszy stan oznacza większą liczbę turystów, czyli większe dochody mieszkańców. Prezydent rozważa kandydowanie za 2 lata na drugą kadencję - takie poparcie na pewno się przyda. 

Program budzi jednak pewne obawy, związane z zapowiedzianą szybkością wykonania prac (niektóre zabytki mają być odnowione do Dnia Niepodległości, czyli 24 sierpnia), a także z brakiem odpowiednio wykształconych kadr. Tutaj może przydać się pomoc Polski, która dotąd angażowała się w renowacje w zachodniej części kraju. 

Rozmowa została udostępniona bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem podcastu i portalem Nowa Europa Wschodnia []. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite.

Covid-19 w Wiedniu. Bezpłatny test dla każdego
2021-06-29 15:00:00

"To tylko takie przeziębienie, które zaraz minie" - mówili Wiedeńczycy, gdy w mieście panowała grypa hiszpańska, a władze państwowe usiłowały ukryć grozę pandemii. Stephan Benedik z Domu Historii Austriackiej przytacza też inne mity i rozwiązania, które powróciły po 100 latach. Jego zdaniem społeczeństwa łatwo zapominają o traumach, co spowodowało, że doświadczenia z walki z hiszpanką odeszły w niepamięć. W 2020 i 2021 r. władze wiednia postawiły na testy na, które pomagają kontrolować rozprzestrzenianie się Covid-19. - Jesteśmy mistrzami testowania - uważa Stephanie Weismann z Uniwersytetu Wiedeńskiego. Rzeczywiście bezpłatne badania dostępne są na każdym roku. Także dla cudzoziemców. Wprowadzono nawet rozwiązania pozwalające zbadać się w domu, przekazać próbkę za pośrednictwem lokalnego sklepu spożywczego i zdalnie otrzymać odpowiedni certyfikat.  Te świadectwa są warunkiem w miarę normalnego funkcjonowania Wiednia, czego przykładem są pełne kawiarnie, otwarte szkoły oraz ludzie w galeriach i na imprezach. Obowiązuje reguła trzech G, czyli    getestet, genesen oder geimpft (przetestowany, ozdrowiały lub zaszczepiony), a kelnerzy czy bileterzy skrupulatnie sprawdzają, czy gość posiada aktualny certyfikat testy, przechorowania Covid-19 lub szczepienia. Bez takiego dokumentu bardzo trudno jest funkcjonować, a jeśli komuś brakuje, to przecież zawsze gdzieś niedaleko można wyskoczyć i się zbadać.  Marta Guzowska, pisarka mieszkająca w Wiedniu podkreśla, że przestrzeganie reguły trzech G może nie jest miłe, ale jest łatwe i zgodne z podejściem wiedeńczyków do miasta i poczucia  obywatelskiej współodpowiedzialności za swoje otoczenie. Stąd też rodzice nie mają problemu z tym, że dzieci w szkołach testowane są trzy razy w tygodniu. Dzięki temu placówki są otwarte, choć istnieje ryzyko wylądowania na kwarantannie,  gdy dziecko bezobiawowo przechodzące Covid-19 otrzyma wynik negatywny. To właśnie spotkało Guzowską, ale jest to cena, którą - jej zdaniem - warto zapłacić za możliwość w miarę normalnego funkcjonowania. Dzięki takiemu podejściu władz i mieszkańców miasta Wiedeńczycy znowu spędzają czas w sposób tak charakterystyczny dla tego miasta - w kawiarniach czy nad Dunajem. Podcast został sfinansowany z grantu przyznanego przez Departament Stanu USA. Opinie, stwierdzenia i wnioski zawarte w tym podcaście należą do jego autorów i nie muszą odzwierciedlać stanowiska Departamentu Stanu USA. Podcast powstał we współpracy z Europejską Siecią Pamięć i Solidarność.

"To tylko takie przeziębienie, które zaraz minie" - mówili Wiedeńczycy, gdy w mieście panowała grypa hiszpańska, a władze państwowe usiłowały ukryć grozę pandemii. Stephan Benedik z Domu Historii Austriackiej przytacza też inne mity i rozwiązania, które powróciły po 100 latach. Jego zdaniem społeczeństwa łatwo zapominają o traumach, co spowodowało, że doświadczenia z walki z hiszpanką odeszły w niepamięć.

W 2020 i 2021 r. władze wiednia postawiły na testy na, które pomagają kontrolować rozprzestrzenianie się Covid-19. - Jesteśmy mistrzami testowania - uważa Stephanie Weismann z Uniwersytetu Wiedeńskiego. Rzeczywiście bezpłatne badania dostępne są na każdym roku. Także dla cudzoziemców. Wprowadzono nawet rozwiązania pozwalające zbadać się w domu, przekazać próbkę za pośrednictwem lokalnego sklepu spożywczego i zdalnie otrzymać odpowiedni certyfikat. 

Te świadectwa są warunkiem w miarę normalnego funkcjonowania Wiednia, czego przykładem są pełne kawiarnie, otwarte szkoły oraz ludzie w galeriach i na imprezach. Obowiązuje reguła trzech G, czyli   getestet, genesen oder geimpft (przetestowany, ozdrowiały lub zaszczepiony), a kelnerzy czy bileterzy skrupulatnie sprawdzają, czy gość posiada aktualny certyfikat testy, przechorowania Covid-19 lub szczepienia. Bez takiego dokumentu bardzo trudno jest funkcjonować, a jeśli komuś brakuje, to przecież zawsze gdzieś niedaleko można wyskoczyć i się zbadać. 

Marta Guzowska, pisarka mieszkająca w Wiedniu podkreśla, że przestrzeganie reguły trzech G może nie jest miłe, ale jest łatwe i zgodne z podejściem wiedeńczyków do miasta i poczucia  obywatelskiej współodpowiedzialności za swoje otoczenie. Stąd też rodzice nie mają problemu z tym, że dzieci w szkołach testowane są trzy razy w tygodniu. Dzięki temu placówki są otwarte, choć istnieje ryzyko wylądowania na kwarantannie,  gdy dziecko bezobiawowo przechodzące Covid-19 otrzyma wynik negatywny. To właśnie spotkało Guzowską, ale jest to cena, którą - jej zdaniem - warto zapłacić za możliwość w miarę normalnego funkcjonowania. Dzięki takiemu podejściu władz i mieszkańców miasta Wiedeńczycy znowu spędzają czas w sposób tak charakterystyczny dla tego miasta - w kawiarniach czy nad Dunajem.

Podcast został sfinansowany z grantu przyznanego przez Departament Stanu USA. Opinie, stwierdzenia i wnioski zawarte w tym podcaście należą do jego autorów i nie muszą odzwierciedlać stanowiska Departamentu Stanu USA.

Podcast powstał we współpracy z Europejską Siecią Pamięć i Solidarność.

30 lat po... Przywódcy silni i "ciekawi"
2021-06-27 16:00:00

Władimir Putin stał się „marką Rosji”, uważa Agnieszka Legucka z PISM i dodaje, że jego fenomen jest przedmiotem wielu dyskusji i analiz. Pochodzi z biednej rodziny i marzył o pracy w służbach w KGB. Jego skuteczność jako wywiadowcy nie jest jasna, ale bez wątpienia praca w służbach go ukształtowała. Nazwisko wyrobił sobie organizując kontrakty dla zagraniczne kontrakty i „pozyskując procenty” dla siebie i swoich znajomych w rodzinnym Petersburgu tuż po rozpadzie ZSRR. Z tego okresu pochodzi część ludzi, którzy nadal znajdują się w jego otoczeniu. „Sprawny człowiek na zapleczu” wpadł w oko prezydentowi Jelcynowi, który wprowadził na salony Putina uważanego za człowieka do końca oddanego i lojalnego wobec swoich mocodawców. Dzięki gwarancji bezpieczeństwa osobiście udzielonej Jelcynowi i jego bliskim,  Putin wykonał ogromny krok w kierunku szczytu władzy na Kremlu obejmując stanowisko premiera Rosji. Na terenie byłego ZSRR jest wiele krajów rządzonych przez silnych, autorytarnych i długowiecznych przywódców, którzy nawet nie próbują udawać demokracji, jak jeszcze jakiś czas temu robił to Władimir Putin. Prezydent Rosji stwarzał pozory pod koniec ubiegłej dekady, gdy zamienił się na stanowiska z premierem Dimitrijem Miedwiediewem. Adam Balcer z Kolegium Europy Wschodniej zaznacza, że „maski opadły”, a prezydent Rosji nie musi już pozorować demokratycznej kadencyjności. Ciekawostką są kariery polityczne kobiet w krajach byłego związku radzieckiego. Córka byłego prezydenta Kazachstanu pełniła najwyższe funkcje w państwie. W Tadżykistanie córka prezydenta Rahmona ma 9 dzieci, a szefową gabinetu prezydenta jest jedna z jego córek. Z kolei w Uzbekistanie córka prezydenta Karimowa także robiła karierę polityczną i muzyczną, lecz pokłóciła się z ojcem i odeszła w cień. Spekulowano nawet o jej otruciu. Z kolei Mehriban Alijewa, żona prezydenta Azerbejdżanu pełni funkcję pierwszego wiceprezydenta. Z dokumentów ujawnionych przez WikiLeaks wynika, że amerykańscy dyplomacji zaczęli mieć problem z odróżnianiem jej od córki party prezydenckiej, co jest skutkiem licznych operacji plastycznych. Silni, autorytarni przywódcy rządzą także na Białorusi, w Azerbejdżanie, a w Azji Środkowej w Turkmenistanie, Tadżykistanie, Uzbekistanie i Kazachstanie. Balcer przestrzega przed humorystycznym traktowaniem tych państw pomimo niekiedy bardzo ekscentrycznych zachowań przywódców lubujących się w przepychu, górnolotnych tytułach, pomnikach i innych formach pielęgnowania własnego wizerunku, gdyż rządzą tam jedne z najbardziej opresyjnych reżimów na świecie. Wspólną cechę wielu silnych liderów na terenie byłego Związku Radzieckiego jest przeszłość w strukturach partii komunistycznej ZSRR.  W odróżnieniu od innych przywódców, prezydent Rosji nie opiera się na rodzinie. Córki Władimira Putina nie uczestniczą w polityce. Katerina Tichonowa prowadzi badania mózgu działając na styku biznesu i państwa. Z kolei Maria Putin jest bardziej anonimowa, miesza we Francji, a jej mąż pochodzący z Holandii świetnie sobie radzi współpracując z państwowymi spółkami w Rosji.  Zdaniem Leguckiej w Rosji rządzi „zbiorowy Putin”, który czasem przymusza prezydenta do podejmowania decyzji w interesie wąskiej elity. Jednak z upływem czasu coraz mniej pozostaje z demokratycznej pozy niegdyś prezentowanej przez Władimira Putina. 

Władimir Putin stał się „marką Rosji”, uważa Agnieszka Legucka z PISM i dodaje, że jego fenomen jest przedmiotem wielu dyskusji i analiz. Pochodzi z biednej rodziny i marzył o pracy w służbach w KGB. Jego skuteczność jako wywiadowcy nie jest jasna, ale bez wątpienia praca w służbach go ukształtowała. Nazwisko wyrobił sobie organizując kontrakty dla zagraniczne kontrakty i „pozyskując procenty” dla siebie i swoich znajomych w rodzinnym Petersburgu tuż po rozpadzie ZSRR. Z tego okresu pochodzi część ludzi, którzy nadal znajdują się w jego otoczeniu.

„Sprawny człowiek na zapleczu” wpadł w oko prezydentowi Jelcynowi, który wprowadził na salony Putina uważanego za człowieka do końca oddanego i lojalnego wobec swoich mocodawców. Dzięki gwarancji bezpieczeństwa osobiście udzielonej Jelcynowi i jego bliskim,  Putin wykonał ogromny krok w kierunku szczytu władzy na Kremlu obejmując stanowisko premiera Rosji.

Na terenie byłego ZSRR jest wiele krajów rządzonych przez silnych, autorytarnych i długowiecznych przywódców, którzy nawet nie próbują udawać demokracji, jak jeszcze jakiś czas temu robił to Władimir Putin. Prezydent Rosji stwarzał pozory pod koniec ubiegłej dekady, gdy zamienił się na stanowiska z premierem Dimitrijem Miedwiediewem. Adam Balcer z Kolegium Europy Wschodniej zaznacza, że „maski opadły”, a prezydent Rosji nie musi już pozorować demokratycznej kadencyjności.

Ciekawostką są kariery polityczne kobiet w krajach byłego związku radzieckiego. Córka byłego prezydenta Kazachstanu pełniła najwyższe funkcje w państwie. W Tadżykistanie córka prezydenta Rahmona ma 9 dzieci, a szefową gabinetu prezydenta jest jedna z jego córek. Z kolei w Uzbekistanie córka prezydenta Karimowa także robiła karierę polityczną i muzyczną, lecz pokłóciła się z ojcem i odeszła w cień. Spekulowano nawet o jej otruciu. Z kolei Mehriban Alijewa, żona prezydenta Azerbejdżanu pełni funkcję pierwszego wiceprezydenta. Z dokumentów ujawnionych przez WikiLeaks wynika, że amerykańscy dyplomacji zaczęli mieć problem z odróżnianiem jej od córki party prezydenckiej, co jest skutkiem licznych operacji plastycznych.

Silni, autorytarni przywódcy rządzą także na Białorusi, w Azerbejdżanie, a w Azji Środkowej w Turkmenistanie, Tadżykistanie, Uzbekistanie i Kazachstanie. Balcer przestrzega przed humorystycznym traktowaniem tych państw pomimo niekiedy bardzo ekscentrycznych zachowań przywódców lubujących się w przepychu, górnolotnych tytułach, pomnikach i innych formach pielęgnowania własnego wizerunku, gdyż rządzą tam jedne z najbardziej opresyjnych reżimów na świecie. Wspólną cechę wielu silnych liderów na terenie byłego Związku Radzieckiego jest przeszłość w strukturach partii komunistycznej ZSRR. 

W odróżnieniu od innych przywódców, prezydent Rosji nie opiera się na rodzinie. Córki Władimira Putina nie uczestniczą w polityce. Katerina Tichonowa prowadzi badania mózgu działając na styku biznesu i państwa. Z kolei Maria Putin jest bardziej anonimowa, miesza we Francji, a jej mąż pochodzący z Holandii świetnie sobie radzi współpracując z państwowymi spółkami w Rosji. 

Zdaniem Leguckiej w Rosji rządzi „zbiorowy Putin”, który czasem przymusza prezydenta do podejmowania decyzji w interesie wąskiej elity. Jednak z upływem czasu coraz mniej pozostaje z demokratycznej pozy niegdyś prezentowanej przez Władimira Putina. 

Łukaszenka odsunął mrocznego współpracownika
2021-06-22 13:51:41

Obydwaj znają się jeszcze od początku lat ‘90. Ważną rolę Wiktar Szejman odegrał w czasie kampanii wyborczej w 1994 roku, gdy zajmował się ochroną kandydata Alaksandra Łukaszenki i sfingował zamach na niego. Później zajmował różne stanowiska, między innymi, prokuratora generalnego i szefa Rady Bezpieczeństwa. Liczne poszlaki wskazują na to, że to on odpowiada za zabójstwa białoruskich opozycjonistów pod koniec lat ‘90. Sam Alaksandr Łukaszenka przyznał kilkukrotnie, że kazał mu rozprawić się z działającą na Białorusi mafią, oczywiście w sposób daleki od legalnego.  Wiktor Szejman był zawsze postacią drugoplanową i niepubliczną. Nie oznacza to, że nie odgrywał żadnej roli w białoruskiej polityce, wręcz przeciwnie. Teraz odchodzi na trzeci plan, nie mając, przynajmniej na razie oficjalnego stanowiska. Jak zwrócił uwagę były ambasador RP w Mińsku i autor książki Białoruski snajper , Leszek Szerepka, Wiktar Szejman i Alaksandr Łukaszenka wiedzą o sobie wszystko i pozostają na siebie skazani. W podcaście Piotra Pogorzelskiego   Po prostu Wschód mówił także o tym, jaką rolę mógł odegrać w zamachu na pochodzącego z Białorusi dziennikarza Pawła Szeremeta, w 2016 roku w Kijowie.  Rozmowa została udostępniona bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem podcastu i portalem Nowa Europa Wschodnia . Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite .

Obydwaj znają się jeszcze od początku lat ‘90. Ważną rolę Wiktar Szejman odegrał w czasie kampanii wyborczej w 1994 roku, gdy zajmował się ochroną kandydata Alaksandra Łukaszenki i sfingował zamach na niego. Później zajmował różne stanowiska, między innymi, prokuratora generalnego i szefa Rady Bezpieczeństwa. Liczne poszlaki wskazują na to, że to on odpowiada za zabójstwa białoruskich opozycjonistów pod koniec lat ‘90. Sam Alaksandr Łukaszenka przyznał kilkukrotnie, że kazał mu rozprawić się z działającą na Białorusi mafią, oczywiście w sposób daleki od legalnego. 

Wiktor Szejman był zawsze postacią drugoplanową i niepubliczną. Nie oznacza to, że nie odgrywał żadnej roli w białoruskiej polityce, wręcz przeciwnie. Teraz odchodzi na trzeci plan, nie mając, przynajmniej na razie oficjalnego stanowiska. Jak zwrócił uwagę były ambasador RP w Mińsku i autor książki Białoruski snajper, Leszek Szerepka, Wiktar Szejman i Alaksandr Łukaszenka wiedzą o sobie wszystko i pozostają na siebie skazani. W podcaście Piotra Pogorzelskiego  Po prostu Wschód mówił także o tym, jaką rolę mógł odegrać w zamachu na pochodzącego z Białorusi dziennikarza Pawła Szeremeta, w 2016 roku w Kijowie. 

Rozmowa została udostępniona bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem podcastu i portalem Nowa Europa Wschodnia . Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite.

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie