jarasaseasongi - muzyczne historie

W jarasaseasongach możecie usłyszeć piosenki (nie tylko szanty i pieśni morza

Kategorie:
Historia muzyki Muzyka

Odcinki od najnowszych:

Dwie siostry (orig. Twa Sisters)
2023-01-19 18:41:07

Są wśród "mędrców" tacy (to chyba Ci od Junga), którzy twierdzą, że wszystkie historie można zamknąć w siedmiu podstawowych opowieściach: pokonanie potwora, od biedy do bogactwa, wykonanie zadania, podróż i powrót, komedia, odrodzenie i tragedia. Na półce pod tytułem tragedia, jedną z najbardziej rozpychających się opowieści, wprost domagającą się własnej półki, jest historia o dwóch siostrach, historia w europejskiej kulturze ludowej opowiadana we wszystkich językach. I we wszystkich językach śpiewana (te śpiewane wersje należą do nurtu tzw. murder ballads) Jedna z moich ulubionych wersji morderczych ballad to „ The Cruel Sister ”. To jedna z wielu wersji ballady „ The Twa Sister ”. A tych wersji jest ponad 20, noszą różne tytuły, m.in. „Minnorie”, „Binnorie”, “The Wind and Rain”, “Dreadful Wind and Rain”, “The Bonny Swans” i “ Two Sisters” . Historia zazwyczaj opowiada o dwóch siostrach zakochanych w jednym zalotniku, nie zawsze jest to książe. Ale zawsze wybiera młodszą. Starsza więc zabiera młodszą na spacer nad rzekę lub morze najczęściej. Tam spycha siostrę do wody, ta oczywiście tonie. Ciało zamordowanej dziewczyny po jakimś czasie wypływa na brzeg. Ktoś zwłoki znajduje i zazwyczaj wykonuje z nich instrument muzyczny najczęściej harfę lub skrzypce. W końcowej scenie instrument sam gra, wyśpiewuje historię zbrodni i ujawnia morderczynię. Ocenia się, że najstarsza mordercza ballada o dwóch siostrach, „The Miller and the Knights Daughter” ( jej zapis pojawił się w 1656 roku na broadside’ach) pochodzi najprawdopodobniej z Northumbrii. I tak mieszkańcy wysp brytyjskich od 500 lat zbierając się przy ogniskach czy w tawernach wyśpiewują historię o siostrzanej zazdrości. Ale nie tylko na wyspach śpiewają tę historię. Śpiewają w całej Europie. Prym w tym wiodą Skandynawowie. W samym języku szwedzkim znanych jest 125 różnych wariantów i jeśli dołożyć wersje w języku duńskim, farerskim, Islandzkim czy norweskim zbierze się tego podobno grubo ponad 200. A jeśli rozejrzymy się po naszej części Europy to również znajdziemy bogactwo motywu zbrodni siostrzanej. Śpiewają o niej choćby Słoweńcy i Węgrzy, u nas motywy ludowych opowieści wykorzystał Słowacki w „ Balladynie”. Mają swoją muzyczną opowieść o dwóch siostrach również Ukraińcy. W tej wersji ojciec ma dwie córki. Starsza, a jakże, pyta młodszą: kogo kochasz siostrzyczko? A młodsza na to, że Wasyla. I tu pojawia się problem, bo starsza chyba też. Zaprosiła więc młodszą na spacer, do brodu, nad rzekę. No i dalszy ciąg znamy. Zna go cała Europa. Znają go (ten ciąg dalszy) nawet w małej pomorskiej wsi Michałowo. Tam dwie siostry, Anna i Justyna oraz mąż Justyny Kuba, potomkowie Łemków przesiedlonych w ramach operacji „Wisła” założyli zespół Michalove. Zespół przy nienachalnym akompaniamencie akordeonu, bębnów i handpanu (takiej cudnie grającej miski) śpiewa stare ludowe pieśni z naszej części świata, głównie z Ukrainy. Śpiewa oczywiście wielogłosowo. I uwaga - 6 lutego wydał swoją debiutancką płytę „Rano” a na niej, między innymi, prawdziwą perełkę, balladę o dwóch siostrach właśnie. Stara ukraińska pieśń „Bulo w batka” jest jak cała płyta - zjawiskowa. Co tu opowiadać, posłuchajcie. Sail-Ho Audycja zawiera utwory: „ Den talende strengeleg” (w tle) w wykonaniu zespołu ALBA, muzyka: tradycyjna “The Cruel Sister” w wykonaniu grupy Old Blind Dogs, słowa i muzyka: tradycyjne „Two Sisters ” w wykonaniu zespołu Clannad, słowa i muzyka: tradycyjne „Två Systrar” w wykonaniu zespołu Garmarna, słowa i muzyka: tradycyjne „Bulo w batka ” w wykonaniu zespołu Michalove, słowa i muzyka: tradycyjne

Są wśród "mędrców" tacy (to chyba Ci od Junga), którzy twierdzą, że wszystkie historie można zamknąć w siedmiu podstawowych opowieściach: pokonanie potwora, od biedy do bogactwa, wykonanie zadania, podróż i powrót, komedia, odrodzenie i tragedia. Na półce pod tytułem tragedia, jedną z najbardziej rozpychających się opowieści, wprost domagającą się własnej półki, jest historia o dwóch siostrach, historia w europejskiej kulturze ludowej opowiadana we wszystkich językach. I we wszystkich językach śpiewana (te śpiewane wersje należą do nurtu tzw. murder ballads)

Jedna z moich ulubionych wersji morderczych ballad to „The Cruel Sister”. To jedna z wielu wersji ballady „The Twa Sister”. A tych wersji jest ponad 20, noszą różne tytuły, m.in. „Minnorie”, „Binnorie”, “The Wind and Rain”, “Dreadful Wind and Rain”, “The Bonny Swans” i“ Two Sisters” .

Historia zazwyczaj opowiada o dwóch siostrach zakochanych w jednym zalotniku, nie zawsze jest to książe. Ale zawsze wybiera młodszą. Starsza więc zabiera młodszą na spacer nad rzekę lub morze najczęściej. Tam spycha siostrę do wody, ta oczywiście tonie. Ciało zamordowanej dziewczyny po jakimś czasie wypływa na brzeg. Ktoś zwłoki znajduje i zazwyczaj wykonuje z nich instrument muzyczny najczęściej harfę lub skrzypce. W końcowej scenie instrument sam gra, wyśpiewuje historię zbrodni i ujawnia morderczynię.

Ocenia się, że najstarsza mordercza ballada o dwóch siostrach, „The Miller and the Knights Daughter” ( jej zapis pojawił się w 1656 roku na broadside’ach) pochodzi najprawdopodobniej z Northumbrii. I tak mieszkańcy wysp brytyjskich od 500 lat zbierając się przy ogniskach czy w tawernach wyśpiewują historię o siostrzanej zazdrości.

Ale nie tylko na wyspach śpiewają tę historię. Śpiewają w całej Europie. Prym w tym wiodą Skandynawowie. W samym języku szwedzkim znanych jest 125 różnych wariantów i jeśli dołożyć wersje w języku duńskim, farerskim, Islandzkim czy norweskim zbierze się tego podobno grubo ponad 200. A jeśli rozejrzymy się po naszej części Europy to również znajdziemy bogactwo motywu zbrodni siostrzanej. Śpiewają o niej choćby Słoweńcy i Węgrzy, u nas motywy ludowych opowieści wykorzystał Słowacki w „ Balladynie”. Mają swoją muzyczną opowieść o dwóch siostrach również Ukraińcy. W tej wersji ojciec ma dwie córki. Starsza, a jakże, pyta młodszą: kogo kochasz siostrzyczko? A młodsza na to, że Wasyla. I tu pojawia się problem, bo starsza chyba też. Zaprosiła więc młodszą na spacer, do brodu, nad rzekę. No i dalszy ciąg znamy.

Zna go cała Europa. Znają go (ten ciąg dalszy) nawet w małej pomorskiej wsi Michałowo. Tam dwie siostry, Anna i Justyna oraz mąż Justyny Kuba, potomkowie Łemków przesiedlonych w ramach operacji „Wisła” założyli zespół Michalove. Zespół przy nienachalnym akompaniamencie akordeonu, bębnów i handpanu (takiej cudnie grającej miski) śpiewa stare ludowe pieśni z naszej części świata, głównie z Ukrainy. Śpiewa oczywiście wielogłosowo. I uwaga - 6 lutego wydał swoją debiutancką płytę „Rano” a na niej, między innymi, prawdziwą perełkę, balladę o dwóch siostrach właśnie. Stara ukraińska pieśń „Bulo w batka” jest jak cała płyta - zjawiskowa. Co tu opowiadać, posłuchajcie.

Sail-Ho

Audycja zawiera utwory:

„Den talende strengeleg” (w tle) w wykonaniu zespołu ALBA, muzyka: tradycyjna

“The Cruel Sister” w wykonaniu grupy Old Blind Dogs, słowa i muzyka: tradycyjne

„Two Sisters” w wykonaniu zespołu Clannad, słowa i muzyka: tradycyjne

„Två Systrar” w wykonaniu zespołu Garmarna, słowa i muzyka: tradycyjne

„Bulo w batka” w wykonaniu zespołu Michalove, słowa i muzyka: tradycyjne

Dives and Lazarus... and Some Star?
2022-12-22 21:13:03

„ Dives and Lazarus ” Bogacz i Łazarz to tradycyjna angielska pieśń ludowa. Czas na nią dobry gdyż jest uznawana na wyspach za kolędę. A jest to ludowa wersja przypowieści o bogaczu i Łazarzu z Ewangelii wg św. Łukasza. Piosenka, wykorzystywała różne melodie ale jedna, konkretna, opublikowana przez Lucy Broadwood w 1893 r. jest szczególnie znana i wykorzystana w innych tradycyjnych pieśniach. Ballada opowiada jak to bogacz (łac. Dives) urządza ucztę dla przyjaciół. Do drzwi bogacza przychodzi ubogi Łazarz i błaga aby dał mu coś do jedzenia i picia. Bogacz odpowiada, że on mu nie bratem i odmawia pomocy. Ba, nie tylko odmawia, wysyła swoje sługi, aby Łazarza obili, szczuje psami. No i oczywiście, gdy obaj mężczyźni umierają, aniołowie niosą Łazarza do nieba, a węże ciągną bogacza do piekła. Ballada jest nadwyraz stara. Znana dzisiaj wersja pochodzi prawdopodobnie z początku XIX wieku (najstarsza zachowana broadside datowana jest na 1805 rok), ale źródła muzycznej historii badacze znaleźli nawet w XVI wieku. Melodia Dives i Lazarus była niezmiernie często wykorzystywana przez ludowych twórców. Nie tylko ludowych. William Chappell kolejny badacz folku tak pisał w swojej książce w 1855 roku: "To melodia wielu piosenek. Jeśli czytelnik spotka jakieś pół tuzina mężczyzn przemierzających razem ulice Londynu i śpiewających, prawdopodobieństwo jest wielkie, że śpiewają do tej melodii. Czasami mężczyźni są ubrani jak marynarze ; innym razem wyglądają jak bezrobotni. Pamiętam, jak słyszałem tę melodię w Kilburn, pełne czterdzieści lat temu (ok. 1815 r.) i od tego czasu słyszę ją z zaskakującą coroczną regularnością." Tak właśnie, piosenki z melodią bogacza i łazarza trudno policzyć. No i to się musiało wydarzyć – angielski song zawędrował do Irlandii. No i dziś najpopularniejszą wnuczką „Dives & Lazarus” jest znana Wam wszystkim zapewne „The Star of County Down”. Piosenka opowiada o tym jak młody chłopak w Banbridge w hrabstwie Down ujrzał dziewczynę przecudnej urody. Zakochał sie od pierwszego wejrzenia. Dowiaduje się, że miejscowi uważają ją nie tylko za gwiazdę hrabstwa, twierdzą że jest klejnotem w koronie Irlandii, wszak od „ Bantry Bay do Derry Quay i od Galway do Dublina” nie ma piękniejszej. Młodzieniec nie zaprzecza podziwia jej orzechowe włosy, liliową szyję i różany uśmiech. Ale najbardziej urokliwy komplement prawi w ostatnim wersie rzadziej śpiewanej zwrotki. To perełka poezji erotycznej, uwaga: Gdy dziewczyna przewraca oczami nęci chłopaka niczym kartofel głodną świnię. Mistrzostwo. Jak to często bywa irlandzka, frywolna wersja angielskiej kolędy stała sie dużo bardziej popularna od oryginału. Weszła do kanonu irlandzkiego folku. U nas też powstało parę wersji poisenki. Jarosław Krolik Zajączkowski napisał polski tekst i z zespołem Krewni i Znajomi Królika śpiewał jako „Połów” piosenkę wyraźnie na motywach „Dives & Lazarus”. Maciej Cylwik dla zespołu The Bumpers napisał polskie słowa Gwiazdy z Powiatu Down. I jest jeszcze piosenka Sławomira Klupsia. Śpiewa ją dziś z Atlantydą. To Bramy Dublina. Słychać w niej wyraźne echo „ The Star of County Down ”, ale do melodii, tempa polski autor ma twórcze podejście. Powstała nowa jakość, piękna spokojna ballada żeglarska. To w zasadzie typowy proces powstawania pioesenek folkowych. Posłuchajcie zatem efektu. Sail-ho Audycja zawiera utwory: „ Five Variants of Dives and Lazarus” (w tle) w wykonaniu London Philharmonic Orchestra, muzyka: Ralph Vaughan Williams na podstawie “Dives and Lazarus” “Dives and Lazarus” w wykonaniu Martina Simpsona, słowa i muzyka: tradycyjne „ Gilderoy” w wykonaniu Ewana MacColla, słowa i muzyka: tradycyjne „ The Star of County Down” w wykonaniu Vana Morrisona i The Chieftains, słowa i muzyka: tradycyjne „ Bramy Dublina” w wykonaniu zespołu Atlantyda, słowa: Sławomir Klupś, muzyka: tradycyjna

„Dives and Lazarus” Bogacz i Łazarz to tradycyjna angielska pieśń ludowa. Czas na nią dobry gdyż jest uznawana na wyspach za kolędę. A jest to ludowa wersja przypowieści o bogaczu i Łazarzu z Ewangelii wg św. Łukasza. Piosenka, wykorzystywała różne melodie ale jedna, konkretna, opublikowana przez Lucy Broadwood w 1893 r. jest szczególnie znana i wykorzystana w innych tradycyjnych pieśniach.

Ballada opowiada jak to bogacz (łac. Dives) urządza ucztę dla przyjaciół. Do drzwi bogacza przychodzi ubogi Łazarz i błaga aby dał mu coś do jedzenia i picia. Bogacz odpowiada, że on mu nie bratem i odmawia pomocy. Ba, nie tylko odmawia, wysyła swoje sługi, aby Łazarza obili, szczuje psami. No i oczywiście, gdy obaj mężczyźni umierają, aniołowie niosą Łazarza do nieba, a węże ciągną bogacza do piekła. Ballada jest nadwyraz stara. Znana dzisiaj wersja pochodzi prawdopodobnie z początku XIX wieku (najstarsza zachowana broadside datowana jest na 1805 rok), ale źródła muzycznej historii badacze znaleźli nawet w XVI wieku.

Melodia Dives i Lazarus była niezmiernie często wykorzystywana przez ludowych twórców. Nie tylko ludowych. William Chappell kolejny badacz folku tak pisał w swojej książce w 1855 roku:

"To melodia wielu piosenek. Jeśli czytelnik spotka jakieś pół tuzina mężczyzn przemierzających razem ulice Londynu i śpiewających, prawdopodobieństwo jest wielkie, że śpiewają do tej melodii. Czasami mężczyźni są ubrani jak marynarze ; innym razem wyglądają jak bezrobotni. Pamiętam, jak słyszałem tę melodię w Kilburn, pełne czterdzieści lat temu (ok. 1815 r.) i od tego czasu słyszę ją z zaskakującą coroczną regularnością."

Tak właśnie, piosenki z melodią bogacza i łazarza trudno policzyć. No i to się musiało wydarzyć – angielski song zawędrował do Irlandii. No i dziś najpopularniejszą wnuczką „Dives & Lazarus” jest znana Wam wszystkim zapewne „The Star of County Down”. Piosenka opowiada o tym jak młody chłopak w Banbridge w hrabstwie Down ujrzał dziewczynę przecudnej urody. Zakochał sie od pierwszego wejrzenia. Dowiaduje się, że miejscowi uważają ją nie tylko za gwiazdę hrabstwa, twierdzą że jest klejnotem w koronie Irlandii, wszak od „Bantry Bay do Derry Quay i od Galway do Dublina” nie ma piękniejszej. Młodzieniec nie zaprzecza podziwia jej orzechowe włosy, liliową szyję i różany uśmiech. Ale najbardziej urokliwy komplement prawi w ostatnim wersie rzadziej śpiewanej zwrotki. To perełka poezji erotycznej, uwaga: Gdy dziewczyna przewraca oczami nęci chłopaka niczym kartofel głodną świnię. Mistrzostwo. Jak to często bywa irlandzka, frywolna wersja angielskiej kolędy stała sie dużo bardziej popularna od oryginału. Weszła do kanonu irlandzkiego folku.

U nas też powstało parę wersji poisenki. Jarosław Krolik Zajączkowski napisał polski tekst i z zespołem Krewni i Znajomi Królika śpiewał jako „Połów” piosenkę wyraźnie na motywach „Dives & Lazarus”. Maciej Cylwik dla zespołu The Bumpers napisał polskie słowa Gwiazdy z Powiatu Down. I jest jeszcze piosenka Sławomira Klupsia. Śpiewa ją dziś z Atlantydą. To Bramy Dublina. Słychać w niej wyraźne echo „The Star of County Down”, ale do melodii, tempa polski autor ma twórcze podejście. Powstała nowa jakość, piękna spokojna ballada żeglarska. To w zasadzie typowy proces powstawania pioesenek folkowych. Posłuchajcie zatem efektu.


Sail-ho


Audycja zawiera utwory:

„Five Variants of Dives and Lazarus” (w tle) w wykonaniu London Philharmonic Orchestra, muzyka: Ralph Vaughan Williams na podstawie “Dives and Lazarus”

“Dives and Lazarus” w wykonaniu Martina Simpsona, słowa i muzyka: tradycyjne

„ Gilderoy” w wykonaniu Ewana MacColla, słowa i muzyka: tradycyjne

„ The Star of County Down” w wykonaniu Vana Morrisona i The Chieftains, słowa i muzyka: tradycyjne

„ Bramy Dublina” w wykonaniu zespołu Atlantyda, słowa: Sławomir Klupś, muzyka: tradycyjna

Solomon Browne
2022-12-16 17:54:03

Solomon Browne była 47 stopową łodzią ratunkową klasy Watson. Zbudowana w 1960 roku rozwijała prędkość 9 węzłów. Została zakupiona za 35 tys. funtów do stacji ratownictwa Penlee w okolicach małej wioski Mousehole. Z Mousehole pochodziła cała załoga Solomon Browne. Łódź podczas służby wyrwała z zachłannych rąk śmierci 98 ludzkich istnień. Ale nadeszła pochmurna sobota, 19 grudnia 1981 roku. W kanale przyszedł bardzo silny 12 stopniowy sztorm. Wzdłuż brzegu Kornwalii płynął mały kabotażowiec „Union Star”. Tuż po 18:00 jego kapitan zgłosił przez radio awarię silników. Straż przybrzeżna Falmouth wysłała do akcji helikopter Sea King i postawiła w stan gotowości ratowników ze stacji Penlee. Do kabotażowca sunął również przez fale holownik Noor Holland. O 19:00 na Union Star nie działały już ani silniki ani generatory, statek pogrążył się w ciemnościach. Wiatr wiał z prędkością 90 węzłów, fale przekraczały 50 stóp. Holownik nie dał rady pomóc. Helikopter nie zdołał na pokład rozbujanego kabotażowca zrzucić liny by podjąć załogę. Wezwano do akcji Solomon Browne. O 20:12 była już na wodzie. Warunki były ciężkie, postanowiono że żadna z rodzin z małej Mousehole nie wyśle do akcji więcej niż jednego ratownika. Dowodził coxswain, (to znacznie więcej niż sternik, ale nie kapitan, nie ma chyba dokładnego polskiego odpowiednika) William Richards. Czas przyspieszył. Kwadrans przed 21 Solomon Browne dotarła do kabotażowca. Helikopter podjął jeszcze jedną próbę zrzucenia przedłużonej liny. Nie powiodła się. Cała nadzieja była w łodzi ratowniczej. Union Star niebezpiecznie zbliżył się już do brzegu, skał i płytkiej wody. Na tak rozkołysanym morzu prawie nie sposób było bez szwanku podejść do burty statku. A warunki były coraz trudniejsze. Solomon Browne próbowała ponad kwadrans, w końcu się udało. Po 21:00 Richards nadał wiadomość „mamy cztery”. Załoga Sea Kinga obserwowała resztę zagrożonych biegających w kamizelkach ratunkowych po pokładzie kabotażowca. Widzieli że Solomon ma coraz większe kłopoty ale walczy. Widzieli jeszcze postacie skaczące na łódź ratowniczą. Była 21:21 i … to był ostatni raz kiedy Solomon Browne była widziana przez helikopter. Później jeszcze mignęła na grzbiecie wielkiej fali i zniknęła. Ratowników z Solomon Browne szukał jeszcze helikopter, poszukiwały trzy łodzie ratunkowe, ale na nic to było. Union Star został znaleziony o świcie, leżał na burcie na skałach w okolicy latarni Tater Du. Nieco później szczątki łodzi ratowniczej morze zaczęło wyrzucać na brzeg. Katastrofy nikt nie przeżył. Ciał poległych poszukiwano jeszcze do Nowego roku. W akcji ratowniczej zginęli: William Trevelyan Richardsa, James Madron, Nigel Brockman, John Blewett, Charles Greenhaugh, Kevin Smith, Barrie Torrie i Gary Wallis. Dwanaścioro dzieci straciło ojców, każdy z Moushole stracił kogoś bliskiego. Zamiast przygotowywać się do świąt mieszkańcy wsi poszukiwali lub grzebali swoich najbliższych. Bohaterstwo załogi Solomon Browne stało się legendarne. Porucznik Rusell Smith, pilot helikoptera Sea Kong powiedział o ratownikach „ To była ósemka najodważniejszych mężczyzn jakich w życiu widziałem, (…) To był największy akt odwagi jaki kiedykolwiek widziałem” Audycja zawiera utwory: „ The Ballad of Lifeboat 954” w wykonaniu Jima Radforda i The Trad Academy Sea Shanty Choir, słowa I muzyka: Pete Truin „ The Ballad of Penlee ” w wykonaniu Anthony’ego Phillipsa, słowa i muzyka: Anthony Phillips „ Solomon Browne ” w wykonaniu Setha Lakemana, słowa i muzyka: Seth Lakeman „The Solomon Browne ” w wykonaniu Steve’a Winchestera, słowa i muzyka: Steve Winchester „ Loss of The Solomon Browne ”  w wykonaniu grupy The Cornish Wurzells, słowa i muzyka: Russ Holland “ Don’t Take the Heroes ” w wykonaniu Grupy The Sheringam Shantymen, słowa i muzyka: Neil Kimber, Ros Kimber Sail-Ho

Solomon Browne była 47 stopową łodzią ratunkową klasy Watson. Zbudowana w 1960 roku rozwijała prędkość 9 węzłów. Została zakupiona za 35 tys. funtów do stacji ratownictwa Penlee w okolicach małej wioski Mousehole. Z Mousehole pochodziła cała załoga Solomon Browne. Łódź podczas służby wyrwała z zachłannych rąk śmierci 98 ludzkich istnień. Ale nadeszła pochmurna sobota, 19 grudnia 1981 roku.

W kanale przyszedł bardzo silny 12 stopniowy sztorm. Wzdłuż brzegu Kornwalii płynął mały kabotażowiec „Union Star”. Tuż po 18:00 jego kapitan zgłosił przez radio awarię silników. Straż przybrzeżna Falmouth wysłała do akcji helikopter Sea King i postawiła w stan gotowości ratowników ze stacji Penlee. Do kabotażowca sunął również przez fale holownik Noor Holland. O 19:00 na Union Star nie działały już ani silniki ani generatory, statek pogrążył się w ciemnościach. Wiatr wiał z prędkością 90 węzłów, fale przekraczały 50 stóp. Holownik nie dał rady pomóc. Helikopter nie zdołał na pokład rozbujanego kabotażowca zrzucić liny by podjąć załogę. Wezwano do akcji Solomon Browne.

O 20:12 była już na wodzie. Warunki były ciężkie, postanowiono że żadna z rodzin z małej Mousehole nie wyśle do akcji więcej niż jednego ratownika. Dowodził coxswain, (to znacznie więcej niż sternik, ale nie kapitan, nie ma chyba dokładnego polskiego odpowiednika) William Richards. Czas przyspieszył. Kwadrans przed 21 Solomon Browne dotarła do kabotażowca. Helikopter podjął jeszcze jedną próbę zrzucenia przedłużonej liny. Nie powiodła się. Cała nadzieja była w łodzi ratowniczej. Union Star niebezpiecznie zbliżył się już do brzegu, skał i płytkiej wody. Na tak rozkołysanym morzu prawie nie sposób było bez szwanku podejść do burty statku. A warunki były coraz trudniejsze. Solomon Browne próbowała ponad kwadrans, w końcu się udało. Po 21:00 Richards nadał wiadomość „mamy cztery”. Załoga Sea Kinga obserwowała resztę zagrożonych biegających w kamizelkach ratunkowych po pokładzie kabotażowca. Widzieli że Solomon ma coraz większe kłopoty ale walczy. Widzieli jeszcze postacie skaczące na łódź ratowniczą. Była 21:21 i … to był ostatni raz kiedy Solomon Browne była widziana przez helikopter. Później jeszcze mignęła na grzbiecie wielkiej fali i zniknęła.

Ratowników z Solomon Browne szukał jeszcze helikopter, poszukiwały trzy łodzie ratunkowe, ale na nic to było. Union Star został znaleziony o świcie, leżał na burcie na skałach w okolicy latarni Tater Du. Nieco później szczątki łodzi ratowniczej morze zaczęło wyrzucać na brzeg. Katastrofy nikt nie przeżył. Ciał poległych poszukiwano jeszcze do Nowego roku. W akcji ratowniczej zginęli: William Trevelyan Richardsa, James Madron, Nigel Brockman, John Blewett, Charles Greenhaugh, Kevin Smith, Barrie Torrie i Gary Wallis. Dwanaścioro dzieci straciło ojców, każdy z Moushole stracił kogoś bliskiego. Zamiast przygotowywać się do świąt mieszkańcy wsi poszukiwali lub grzebali swoich najbliższych.

Bohaterstwo załogi Solomon Browne stało się legendarne. Porucznik Rusell Smith, pilot helikoptera Sea Kong powiedział o ratownikach „ To była ósemka najodważniejszych mężczyzn jakich w życiu widziałem, (…) To był największy akt odwagi jaki kiedykolwiek widziałem”

Audycja zawiera utwory:

„The Ballad of Lifeboat 954” w wykonaniu Jima Radforda i The Trad Academy Sea Shanty Choir, słowa I muzyka: Pete Truin

„The Ballad of Penlee” w wykonaniu Anthony’ego Phillipsa, słowa i muzyka: Anthony Phillips

„Solomon Browne” w wykonaniu Setha Lakemana, słowa i muzyka: Seth Lakeman

„The Solomon Browne” w wykonaniu Steve’a Winchestera, słowa i muzyka: Steve Winchester

„Loss of The Solomon Browne”  w wykonaniu grupy The Cornish Wurzells, słowa i muzyka: Russ Holland

“Don’t Take the Heroes” w wykonaniu Grupy The Sheringam Shantymen, słowa i muzyka: Neil Kimber, Ros Kimber

Sail-Ho



Shosholoza
2022-12-01 22:09:17

W Afryce nigdy nie wiadomo kiedy kończy się folk a zaczyna jazz. A może tam folk nigdy się nie kończy? Audycję otwiera Hugh Ramapolo Masekela ojciec południowoafrykańskiego jazzu. A przywitał Nas utworem Stimela (The Coal Train) czyli w wolnym tłumaczeniu pociąg do kopalni. To opowieść o pociągu, który jedzie z Mozambiku, Angoli, Zimbabwe, Malawi, Botswany, Namibii, Lesotho, Suazi i z głębi Republiki Południowej Afryki do Witwatersrand. Pociągiem jadą młodzi mężczyźni i starcy, jadą zarobić na chleb dla swoich rodzin. Jadą do pracy na kontraktach w kopalniach złota w Johannesburgu i okolicach. Tam głęboko, w brzuchu ziemi kopią i wiercą w poszukiwaniu cennego kruszcu. Pracują po 16 godzin dziennie w strasznych warunkach. Pracują i martwią się, że już nigdy nie zobaczą swych rodzin. I przeklinają jednostajne szo lokomotywy, która ich tu przywiozła. Witwatersrand to 35 milowa skarpa, kilka rzek płynących przez nią na północ tworzy malownicze wodospady. Jak mawiają Afrykanerzy stanowi grzbiet białej wody, czyli po ichniemu właśnie Witwatersrand. Skrywa w swoim wnętrzu największe na świecie pokłady złota, w zasadzie rudy złota. W 1886 roku bryłę złota, na farmie, zaledwie 3 mile od miejsca, które dziś wszyscy znamy jako Johannesburg znaleźli George Harrison i George Walker (co do tego drugiego nie ma pewności). Wkrótce odkryli złoże rudy złota o długości 31 mil dziś znane jako „Central Rand Gold Field”. Potem już poszło szybko. Gorączka złota w południowej Afryce ruszyła pełna parą. Błyskawicznie powstały liczne kopalnie złota, a kraj dziś znany jako RPA na długie lata zdominował wydobycie tego kruszcu. A w kopalniach cenne złoto wydobywali oczywiście podle opłacani czarni robotnicy. W szczytowym momencie było ich ponad 90 tysięcy. Z czasem połowę z nich zastąpili chińscy emigranci. Ale za nim to nastąpiło do pracy w kopalniach Witwatersrandu, robotnicy przybywali  z kilkunastu okolicznych krajów, wielu z nich z bliskiego Zimbabwe. To przede wszystkim mężczyźni z grupy etnicznej Ndebele. I przywieźli do złotodajnych kopalni pieśń. Niektórzy twierdzą że opowiada ona o drodze górników do RPA inni uważają że opisuje powrót do Zimbabwe czy też Rodezji jak kraj ten był niegdyś nazywany. Piosenkę szybko od Ndebele przejęli Zulusi, później inni czarni robotnicy. Była śpiewana do pracy, wyznaczała jej rytm. Jej tytuł to Shosholoza, słowo oznaczające zachętę do szybszego działania. Piosenka wyraża trud pracy w kopalni ale jednocześnie niesie nadzieję popycha do walki o swoje prawa. Z czasem stała się pieśnią walczących z Apartheidem. Shosholozę śpiewał ze współwięźniami Nelson Mandela. Po upadku Apartheidu stała się piosenką łączącą mieszkańców RPA, wręcz nieoficjalnym hymnem. Na świecie rozsławili ją rugbyści południowoafrykańscy. Stała się dla nich tym czym jest Haka dla Nowozelandczyków. W ślady rugbystów poszli piłkarze nożni. Jak ważna jest dla mieszkańców RPA świadczy fakt, że jej tytuł dał nazwę dalekobieżnym liniom kolejowym przewożącym rocznie 4 mln pasażerów. A i jeszcze żeglarze – pierwszy afrykański zespół walczący o puchar Ameryki nosił nazwę Team Shosholoza. Musiała oczywiście Shosholoza trafić do Polski. Zatroszczyli się o to Mirek Koval Kowalewski i Zbyszek Murawski, czyli Zejman i Garkumpel. Duet nawilżył trochę tekst i powstała coś jakby szanta. w zasadzie Negroszanta, taki jej tytuł nadali. Posłuchajmy zatem Audycja zawiera utwory: „ Stimela (The Coal Train) ” w wykonaniu Hugh Masekeli, słowa: Emile Dernst, Diana Wynter Gordon, Hugh Masekela i muzyka: Hugh Meskela „ Shosholoza ” w wykonaniu Yollandi Nortjie i grupy Overtone, słowa i muzyka: tradycyjne „ Negroszanta ” w wykonaniu zespołu Zejman i Garkumpel, słowa: Mirosław Koval Kowalewski i Zbigniew Murawski, muzyka: tradycyjna („ Shosholoza ”) Sail Ho

W Afryce nigdy nie wiadomo kiedy kończy się folk a zaczyna jazz. A może tam folk nigdy się nie kończy? Audycję otwiera Hugh Ramapolo Masekela ojciec południowoafrykańskiego jazzu. A przywitał Nas utworem Stimela (The Coal Train) czyli w wolnym tłumaczeniu pociąg do kopalni. To opowieść o pociągu, który jedzie z Mozambiku, Angoli, Zimbabwe, Malawi, Botswany, Namibii, Lesotho, Suazi i z głębi Republiki Południowej Afryki do Witwatersrand. Pociągiem jadą młodzi mężczyźni i starcy, jadą zarobić na chleb dla swoich rodzin. Jadą do pracy na kontraktach w kopalniach złota w Johannesburgu i okolicach. Tam głęboko, w brzuchu ziemi kopią i wiercą w poszukiwaniu cennego kruszcu. Pracują po 16 godzin dziennie w strasznych warunkach. Pracują i martwią się, że już nigdy nie zobaczą swych rodzin. I przeklinają jednostajne szo lokomotywy, która ich tu przywiozła.

Witwatersrand to 35 milowa skarpa, kilka rzek płynących przez nią na północ tworzy malownicze wodospady. Jak mawiają Afrykanerzy stanowi grzbiet białej wody, czyli po ichniemu właśnie Witwatersrand. Skrywa w swoim wnętrzu największe na świecie pokłady złota, w zasadzie rudy złota. W 1886 roku bryłę złota, na farmie, zaledwie 3 mile od miejsca, które dziś wszyscy znamy jako Johannesburg znaleźli George Harrison i George Walker (co do tego drugiego nie ma pewności). Wkrótce odkryli złoże rudy złota o długości 31 mil dziś znane jako „Central Rand Gold Field”. Potem już poszło szybko. Gorączka złota w południowej Afryce ruszyła pełna parą. Błyskawicznie powstały liczne kopalnie złota, a kraj dziś znany jako RPA na długie lata zdominował wydobycie tego kruszcu.

A w kopalniach cenne złoto wydobywali oczywiście podle opłacani czarni robotnicy. W szczytowym momencie było ich ponad 90 tysięcy. Z czasem połowę z nich zastąpili chińscy emigranci. Ale za nim to nastąpiło do pracy w kopalniach Witwatersrandu, robotnicy przybywali  z kilkunastu okolicznych krajów, wielu z nich z bliskiego Zimbabwe. To przede wszystkim mężczyźni z grupy etnicznej Ndebele. I przywieźli do złotodajnych kopalni pieśń. Niektórzy twierdzą że opowiada ona o drodze górników do RPA inni uważają że opisuje powrót do Zimbabwe czy też Rodezji jak kraj ten był niegdyś nazywany. Piosenkę szybko od Ndebele przejęli Zulusi, później inni czarni robotnicy. Była śpiewana do pracy, wyznaczała jej rytm.

Jej tytuł to Shosholoza, słowo oznaczające zachętę do szybszego działania. Piosenka wyraża trud pracy w kopalni ale jednocześnie niesie nadzieję popycha do walki o swoje prawa. Z czasem stała się pieśnią walczących z Apartheidem. Shosholozę śpiewał ze współwięźniami Nelson Mandela. Po upadku Apartheidu stała się piosenką łączącą mieszkańców RPA, wręcz nieoficjalnym hymnem. Na świecie rozsławili ją rugbyści południowoafrykańscy. Stała się dla nich tym czym jest Haka dla Nowozelandczyków. W ślady rugbystów poszli piłkarze nożni. Jak ważna jest dla mieszkańców RPA świadczy fakt, że jej tytuł dał nazwę dalekobieżnym liniom kolejowym przewożącym rocznie 4 mln pasażerów. A i jeszcze żeglarze – pierwszy afrykański zespół walczący o puchar Ameryki nosił nazwę Team Shosholoza.

Musiała oczywiście Shosholoza trafić do Polski. Zatroszczyli się o to Mirek Koval Kowalewski i Zbyszek Murawski, czyli Zejman i Garkumpel. Duet nawilżył trochę tekst i powstała coś jakby szanta. w zasadzie Negroszanta, taki jej tytuł nadali. Posłuchajmy zatem

Audycja zawiera utwory:

„Stimela (The Coal Train)” w wykonaniu Hugh Masekeli, słowa: Emile Dernst, Diana Wynter Gordon, Hugh Masekela i muzyka: Hugh Meskela

„Shosholoza” w wykonaniu Yollandi Nortjie i grupy Overtone, słowa i muzyka: tradycyjne

„Negroszanta” w wykonaniu zespołu Zejman i Garkumpel, słowa: Mirosław Koval Kowalewski i Zbigniew Murawski, muzyka: tradycyjna („Shosholoza”)

Sail Ho

Derry - miasto symbol
2022-11-18 17:34:41

Irlandia Północna w latach 80 ubiegłego wieku. Od ponad 10 lat sytuacja w kraju przypominała wojnę domową. Na wyspach nazywają to Troubles. Robert Gerard Sands, znany jako Bobby Sands bojownik Prowizorycznej Irlandzkiej Armii Republikańskiej tzw. Provos, po jednym z zamachów bombowych w Belfaście został skazany na 14 lat. Karę odbywał w więzieniu Crumlin Road a następnie w The Maze. Warunki w więzieniu były okropne a strażnicy brutalni, szczególnie wobec nacjonalistów. Republikańscy więźniowie często organizowali protesty. Przywódcą, najsłynniejszego – strajku głodowego był właśnie Bobby Sands. Strajk miał fatalne zakończenie. Sands po 66 dniach głodówki zmarł. Życie straciło jeszcze kolejnych 9 strajkujących. Ale Sands to nie tylko bojownik o wolność. Był muzykiem, grał na basie. Pisał również piosenki. Przynajmniej 4 napisał odsiadując wyrok. Wśród nich „ Back Home in Derry ” – wrócić do Derry. Piosenka opisuje podróż irlandzkich rebeliantów do kolonii karnej w ramach tzw. penal transportation. 60 skazańców zmierza do Zatoki Botanicznej. Więźniowie płynął 5 tygodni w opłakanych warunkach, a potem czeka ich ciężka egzystencja z dala od rodzin, na ziemi Van Diemena. Piosenka została uznana za rebeliancką. A melodię Bobby Sands pożyczył właśnie od Gordona Lightfoota i jego Wraku Edmunda Fitzgeralda. Nie wiemy dlaczego autor w refrenie tęskni do Derry. Nie urodził się tam nie mieszkał. Ale może chciał podkreślić rebeliancki charakter utworu odnosząc się do miasta symbolu. A Derry na taki symbol nadawało się wyśmienicie. To drugie co do wielkości miasto Irlandii Północnej. W XVI wieku miasto opanowali angielscy najeźdźcy. Pierwotnej nazwie Derry Anglicy dodali człon London. Do dziś nazwa LondonDerry jest nazwą oficjalną. Stanowi pewien wyróżnik, używają jej unioniści, Republikanie mówią po prostu Derry. Ale Derry to przede wszystkim symbol The Troubles, konfliktu miedzy unionistami a republikanami, trwającego w Irlandii Północnej od końca lat 60 do 90. Właśnie w Derry, bitwą pod Bogside, zaczęła się ta swoista wojna domowa, tak to możemy nazwać. Konflikt pochłonął ponad 3500 ofiar. The Troubles zmieniło na wiele lat obraz miasta. I o tym następna piosenka. Phil Coulter, irlandzki songwriter, słynął w latach 60 XX wieku z pisania przebojowych piosenek rozrywkowych. Jego piosenki odnosiły sukcesy na Eurowizji. We wczesnych latach 70 pracował z zespołem The Dubliners, wtedy bliżej zetknął się z irlandzkim folkiem. Luke Kelly namówił go aby zaczął pisać piosenki „folkowe” opatrzone poważniejszymi tekstami. Pierwszym sukcesem była „Free The People”, ale tę piosenkę autor uznał za zbyt patetyczną. Następna, powstawała prawie rok, ale okazała się majstersztykiem. Phil opisał w niej dzieciństwo i młodość spędzone w rodzinnym Derry. I zestawił ten obraz z miastem zrujnowanym prze Troubles, miastem przypominającym koszary, obwieszonym drutami kolczastymi, miastem w którym po ulicach snuł się niepokojący zapach gazu, miastem pełnym patroli wojskowych. Piosence nadał tytuł „The Town I Loved So Well” (miasto, które tak bardzo kochałem). Piosenkę w 1973 na Albumie Dublinersów Plain and Simple zaśpiewał Luke Kelly. I to wykonanie, pełne uczucia, autor uznał za doskonałe. Nie tylko autor. Piosenka stała się niemal natychmiast irlandzkim standardem. A jej sukces jest tym większy, że dziś „The Town I Loved So Well” jest śpiewana w pubach zarówno katolickich jak i protestanckich. Audycja zawiera utwory: „The Town I Loved So Well” (w tle) w wykonaniu Jin-Sung Lee, muzyka: Phil Coulter, aranżacja na gitarę: Sin-young Ahn „Back Home in Derry” w wykonaniu Christy’ego Moore’a, słowa: Bobby Sands muzyka: na podstawie „The Wreck of The Edmund Fitzgerald”  Gordona Lightfoota „ The Town I Loved So Well” w wykonaniu The Dubliners, słowa i muzyka: Phil Coulter Sail Ho

Irlandia Północna w latach 80 ubiegłego wieku. Od ponad 10 lat sytuacja w kraju przypominała wojnę domową. Na wyspach nazywają to Troubles. Robert Gerard Sands, znany jako Bobby Sands bojownik Prowizorycznej Irlandzkiej Armii Republikańskiej tzw. Provos, po jednym z zamachów bombowych w Belfaście został skazany na 14 lat. Karę odbywał w więzieniu Crumlin Road a następnie w The Maze. Warunki w więzieniu były okropne a strażnicy brutalni, szczególnie wobec nacjonalistów. Republikańscy więźniowie często organizowali protesty. Przywódcą, najsłynniejszego – strajku głodowego był właśnie Bobby Sands. Strajk miał fatalne zakończenie. Sands po 66 dniach głodówki zmarł. Życie straciło jeszcze kolejnych 9 strajkujących.

Ale Sands to nie tylko bojownik o wolność. Był muzykiem, grał na basie. Pisał również piosenki. Przynajmniej 4 napisał odsiadując wyrok. Wśród nich „Back Home in Derry” – wrócić do Derry. Piosenka opisuje podróż irlandzkich rebeliantów do kolonii karnej w ramach tzw. penal transportation. 60 skazańców zmierza do Zatoki Botanicznej. Więźniowie płynął 5 tygodni w opłakanych warunkach, a potem czeka ich ciężka egzystencja z dala od rodzin, na ziemi Van Diemena. Piosenka została uznana za rebeliancką. A melodię Bobby Sands pożyczył właśnie od Gordona Lightfoota i jego Wraku Edmunda Fitzgeralda.

Nie wiemy dlaczego autor w refrenie tęskni do Derry. Nie urodził się tam nie mieszkał. Ale może chciał podkreślić rebeliancki charakter utworu odnosząc się do miasta symbolu. A Derry na taki symbol nadawało się wyśmienicie. To drugie co do wielkości miasto Irlandii Północnej. W XVI wieku miasto opanowali angielscy najeźdźcy. Pierwotnej nazwie Derry Anglicy dodali człon London. Do dziś nazwa LondonDerry jest nazwą oficjalną. Stanowi pewien wyróżnik, używają jej unioniści, Republikanie mówią po prostu Derry. Ale Derry to przede wszystkim symbol The Troubles, konfliktu miedzy unionistami a republikanami, trwającego w Irlandii Północnej od końca lat 60 do 90. Właśnie w Derry, bitwą pod Bogside, zaczęła się ta swoista wojna domowa, tak to możemy nazwać. Konflikt pochłonął ponad 3500 ofiar.

The Troubles zmieniło na wiele lat obraz miasta. I o tym następna piosenka. Phil Coulter, irlandzki songwriter, słynął w latach 60 XX wieku z pisania przebojowych piosenek rozrywkowych. Jego piosenki odnosiły sukcesy na Eurowizji. We wczesnych latach 70 pracował z zespołem The Dubliners, wtedy bliżej zetknął się z irlandzkim folkiem. Luke Kelly namówił go aby zaczął pisać piosenki „folkowe” opatrzone poważniejszymi tekstami. Pierwszym sukcesem była „Free The People”, ale tę piosenkę autor uznał za zbyt patetyczną. Następna, powstawała prawie rok, ale okazała się majstersztykiem. Phil opisał w niej dzieciństwo i młodość spędzone w rodzinnym Derry. I zestawił ten obraz z miastem zrujnowanym prze Troubles, miastem przypominającym koszary, obwieszonym drutami kolczastymi, miastem w którym po ulicach snuł się niepokojący zapach gazu, miastem pełnym patroli wojskowych. Piosence nadał tytuł „The Town I Loved So Well” (miasto, które tak bardzo kochałem). Piosenkę w 1973 na Albumie Dublinersów Plain and Simple zaśpiewał Luke Kelly. I to wykonanie, pełne uczucia, autor uznał za doskonałe. Nie tylko autor. Piosenka stała się niemal natychmiast irlandzkim standardem. A jej sukces jest tym większy, że dziś „The Town I Loved So Well” jest śpiewana w pubach zarówno katolickich jak i protestanckich.

Audycja zawiera utwory:

„The Town I Loved So Well” (w tle) w wykonaniu Jin-Sung Lee, muzyka: Phil Coulter, aranżacja na gitarę: Sin-young Ahn

„Back Home in Derry” w wykonaniu Christy’ego Moore’a, słowa: Bobby Sands muzyka: na podstawie „The Wreck of The Edmund Fitzgerald”  Gordona Lightfoota

„ The Town I Loved So Well” w wykonaniu The Dubliners, słowa i muzyka: Phil Coulter

Sail Ho

The Wreck of The Edmund Fitzgerald
2022-11-12 19:18:59

Ameryka Północna. Na granicy Stanów Zjednoczonych i Kanady leży system Wielkich Jezior, drugi po Bajkale zbiornik słodkiej wody na planecie Ziemia. Wielkie Jeziora stanowią dziś, w połączeniu z rzeką Świętego Wawrzyńca i systemem kanałów, jeden z najdłuższych śródlądowych szlaków wodnych. To Droga Świętego Wawrzyńca - pozwala z Atlantyku dotrzeć do każdego z wielkich jezior, a jej długość pomiędzy wyspą Anticosti a zachodnim brzegiem Jeziora Górnego wynosi ponad 3700 km. Najsłynniejszym statkiem pływającym tą drogą był frachtowiec SS Edmund Fitzgerald. Statek, ze wszech miar nietuzinkowy. Został zbudowany na zamówienie Northwestern Mutual Life Insurance Company of Milwaukee i był pierwszym frachtowcem którego armatorem była firma ubezpieczeniowa. Warty 7 mln dolarów, zawrotną na tamte czasy sumę – ustanowił 6 rekordów ciężaru przewożonych ładunków. Nic dziwnego - miał 39 stóp zanurzenia, 75 szerokości i aż 729 długości – to zaledwie o 1 stopę mniej niż dopuszczalna długość na Drodze świętego Wawrzyńca. Bez ładunku ważył 13632 tony. Był w swoich czasach największym frachtowcem śródlądowym na świecie. Powszechnie zaś był nazywany Fitz, Mighty Fitz, Big Fitz, Pride of the American Side, Toledo Express oraz Titanic of the Great Lakes. Właśnie – Titanic Wielkich Jezior…Mieszkańcy tego rejonu od setek lat wykorzystywali wielkie jeziora do transportu dóbr. Ale pogoda na nich jest nieprzewidywalna i kapryśna, często niebezpieczna. Ocenia się że te wody kryją ponad półtora tysiąca wraków. Jednym z nich jest, niestety, wrak SS Edmund Fitzgerald. W swoją ostatnią podróż Mighty Fitz wyruszył dokładnie 47 lat temu. 9 listopada 1975 roku o godz. 14:15 z 29 osobową załogą pod dowództwem kapitana Ernesta McSorleya wyruszył z Superior w stanie Wisconsin nad jeziorem Górnym w kierunku Detroit. W ładowniach miał ponad 26 tysięcy ton takonitu, rudy żelaza. Trafił w sam środek sztormu. Następnego dnia, 10 listopada 1975 roku Jezioro Górne pochłonęło frachtowiec wraz z 29 członkami załogi. Ciała żadnej z ofiar nigdy nie odnaleziono. Cztery dni później samolot amerykańskiej marynarki wojennej za pomocą specjalistycznego sprzętu odkrył, że wrak statku spoczywa około 17 mil od wejścia do Whitefish Bay na głębokości 530 stóp. Do dzisiaj nie ustalono prawdziwych przyczyn katastrofy. 2 tygodnie po tragedii, w Neewsweeku ukazał się artykuł o zatonięciu SS Edmund Fitzgerald. Artykuł przeczytał Gordon Lightfoot, kompozytor i piosenkarz, wielka legenda kanadyjskiego folku. Gordona poruszyła historia. Drażniła go błędnie napisana w artykule nazwa frachtowca. Uznał, że to urągało pamięci 29 członków załogi, którzy zatonęli. Właśnie pracował nad melodią opartą na starej irlandzkiej balladzie, dodał więc do niej przejmujący tekst. Powstała niezwykła pieśń o ostatniej drodze frachtowca. Rozsławiła SS Edmund Fitzgerald na całym świecie czyniąc go najbardziej znanym, że wszystkich statków pływających po Wielkich Jeziorach. Ballada Lightfoot sprawiła, że zatonięcie Fritza stało się jedną z najbardziej znanych katastrof w historii żeglugi. Pieśń stanowiła też inspirację dla kolejnych twórców, ale o tym opowiem innym razem. Audycja zawiera utwory: „The Wreck of The Edmund Fitzgerald” (w tle) w wykonaniu Keitha Millera muzyka: Gordon Lightfoot „The Wreck of The Edmund Fitzgerald” w wykonaniu Gordona Lightfoots, słowa i muzyka: Gordon Lightfoot Sail Ho

Ameryka Północna. Na granicy Stanów Zjednoczonych i Kanady leży system Wielkich Jezior, drugi po Bajkale zbiornik słodkiej wody na planecie Ziemia. Wielkie Jeziora stanowią dziś, w połączeniu z rzeką Świętego Wawrzyńca i systemem kanałów, jeden z najdłuższych śródlądowych szlaków wodnych. To Droga Świętego Wawrzyńca - pozwala z Atlantyku dotrzeć do każdego z wielkich jezior, a jej długość pomiędzy wyspą Anticosti a zachodnim brzegiem Jeziora Górnego wynosi ponad 3700 km.

Najsłynniejszym statkiem pływającym tą drogą był frachtowiec SS Edmund Fitzgerald. Statek, ze wszech miar nietuzinkowy. Został zbudowany na zamówienie Northwestern Mutual Life Insurance Company of Milwaukee i był pierwszym frachtowcem którego armatorem była firma ubezpieczeniowa. Warty 7 mln dolarów, zawrotną na tamte czasy sumę – ustanowił 6 rekordów ciężaru przewożonych ładunków. Nic dziwnego - miał 39 stóp zanurzenia, 75 szerokości i aż 729 długości – to zaledwie o 1 stopę mniej niż dopuszczalna długość na Drodze świętego Wawrzyńca. Bez ładunku ważył 13632 tony. Był w swoich czasach największym frachtowcem śródlądowym na świecie. Powszechnie zaś był nazywany Fitz, Mighty Fitz, Big Fitz, Pride of the American Side, Toledo Express oraz Titanic of the Great Lakes.

Właśnie – Titanic Wielkich Jezior…Mieszkańcy tego rejonu od setek lat wykorzystywali wielkie jeziora do transportu dóbr. Ale pogoda na nich jest nieprzewidywalna i kapryśna, często niebezpieczna. Ocenia się że te wody kryją ponad półtora tysiąca wraków. Jednym z nich jest, niestety, wrak SS Edmund Fitzgerald. W swoją ostatnią podróż Mighty Fitz wyruszył dokładnie 47 lat temu. 9 listopada 1975 roku o godz. 14:15 z 29 osobową załogą pod dowództwem kapitana Ernesta McSorleya wyruszył z Superior w stanie Wisconsin nad jeziorem Górnym w kierunku Detroit. W ładowniach miał ponad 26 tysięcy ton takonitu, rudy żelaza.

Trafił w sam środek sztormu. Następnego dnia, 10 listopada 1975 roku Jezioro Górne pochłonęło frachtowiec wraz z 29 członkami załogi. Ciała żadnej z ofiar nigdy nie odnaleziono. Cztery dni później samolot amerykańskiej marynarki wojennej za pomocą specjalistycznego sprzętu odkrył, że wrak statku spoczywa około 17 mil od wejścia do Whitefish Bay na głębokości 530 stóp. Do dzisiaj nie ustalono prawdziwych przyczyn katastrofy.

2 tygodnie po tragedii, w Neewsweeku ukazał się artykuł o zatonięciu SS Edmund Fitzgerald. Artykuł przeczytał Gordon Lightfoot, kompozytor i piosenkarz, wielka legenda kanadyjskiego folku. Gordona poruszyła historia. Drażniła go błędnie napisana w artykule nazwa frachtowca. Uznał, że to urągało pamięci 29 członków załogi, którzy zatonęli. Właśnie pracował nad melodią opartą na starej irlandzkiej balladzie, dodał więc do niej przejmujący tekst.

Powstała niezwykła pieśń o ostatniej drodze frachtowca. Rozsławiła SS Edmund Fitzgerald na całym świecie czyniąc go najbardziej znanym, że wszystkich statków pływających po Wielkich Jeziorach. Ballada Lightfoot sprawiła, że zatonięcie Fritza stało się jedną z najbardziej znanych katastrof w historii żeglugi. Pieśń stanowiła też inspirację dla kolejnych twórców, ale o tym opowiem innym razem.

Audycja zawiera utwory:

„The Wreck of The Edmund Fitzgerald” (w tle) w wykonaniu Keitha Millera muzyka: Gordon Lightfoot

„The Wreck of The Edmund Fitzgerald” w wykonaniu Gordona Lightfoots, słowa i muzyka: Gordon Lightfoot

Sail Ho

Jesień (?) w hrabstwie Donegal (orig. "Gartan Mother's Lullaby")
2022-11-04 17:15:16

Irlandia, początek XX wieku i nieoczekiwany duet. Obaj z Belfastu, jeden katolik drugi metodysta. Nie wróżyło to w tych czasach dobrze współpracy. A jednak. Stworzyli całkiem twórczą parę.  Jeden z nich to poeta i autor tekstów Seosamh Mac Cathmhaoil, lub z angielska Joseph Campbell. Urodził się w Belfaście w katolickiej rodzinie z tradycjami niepodległościowymi. Przez całe życie wspierał irlandzkich republikanów, uczestniczył w powstaniu wielkanocnym, był radnym Sinn Fein brał udział w irlandzkiej wojnie domowej. W 1925 roku wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Tam zajmował się działalnością akademicką, pod koniec życia wrócił do Irlandii, zmarł w 1944 roku w Lacken Daragh. W Irlandii nie zyskał nigdy takiego uznania na jakie według amerykańskich zwolenników zasłużył. Drugi to Herbert Hughes, również urodzony w Belfaście ale w rodzinie protestanckiej. O politycznych sympatiach Herberta nic nie wiemy. Przyjaźnił się z Jamesem Joycem, no i współpracował z Campbellem, więc nie mógł być przeciwnikiem sprawy irlandzkiej. Był muzykiem, ukończył Royal College of Music w Londynie. Zasłynął jako zbieracz i aranżer ludowych melodii irlandzkich. W czasie swojej kariery zebrał setki tradycyjnych melodii, wiele z nich zaaranżował. Współpracował z wielkimi irlandzkimi poetami – i właśnie z tego jest dzisiaj znany. I właśnie taką miał rolę w naszym duecie.  Joseph Campbell i Hughes Herbert współpracowali w latach 1903-1904. Campbell pisał teksty, Herbert aranżował do nich stare melodie ludowe. Ich najbardziej rozpoznawalne dzieło to „My Lagan Love”. Piękny miłosny tekst Campbella  Herbert zaopatrzył w romantyczną melodię zasłyszaną podczas pobytu w hrabstwie Donegal. Melodię przepiękną i wiekową. Podobno nosiła tytuł „The Belfast Maid” a może „The Maid of Belfast”. Piosenka o takim tytule krążyła na broadsidach w Londynie na początku XIX wieku.  Ale ja o naszym ekumenicznym duecie opowiadam z powodu zupełnie innej piosenki, trochę mniej popularnej. Trochę. A w dodatku piosenki uważanej przez koneserów za jedną z najdoskonalszych jakie panowie stworzyli. Campbell w swojej poezji sięgał głęboko do irlandzkiej tradycji, wierzeń i mitów. I napisał swego czasu przepiękną kołysankę. Jak to w celtyckiej tradycji często bywa kołysanka jest nieco niepokojąca, romantyczna, pełna irlandzkich postaci mitologicznych, przed którymi matka chce obronić zasypiające maleństwo. Hughes melodię oczywiście zaczerpnął z tradycji, usłyszał ją, jak poprzednią w Donegal. W 1904 roku w wydawnictwie Songs of Uladh pierwszy raz opublikowali „Gartan Mother’s Lullaby”.  A teraz do sedna. Cofnijmy się o 33 lata. W Trójmieście od 5 lat działa grupa Krewni i Znajomi Królika. Królikiem zwą lidera grupy – Jarosława Zajączkowskiego. Zespół wykonuje tradycyjne pieśni irlandzkie i szkockie, do których Jarosław Zajączkowski pisze własne teksty. Nawilża przy tym piosenki nie mające w swojej ojczyźnie nic wspólnego z morzem. Ale jak pięknie to robi… I w 1989 grupa wydaje kasetę zatytułowaną po prostu Krewni i Znajomi Królika. I na tę kasetę nagrywa utwór Jesień, jeden z moich ulubionych. Jedna z kołysanek, które śpiewałem swoim córkom. I co się okazało? – „Jesień” Krewnych i Znajomych – to nic innego jak „Gartan Mother’s Lullaby” z polskim tekstem Jarosława Zajączkowskiego. Na zakończenie muzyczny dowód, posłuchajcie. Sail Ho Audycja zawiera utwory: „My Lagan Love” w wykonaniu Hoziera, słowa: John Campbell, muzyka: trad. ar. Herbert Hughes „Gartan Mother’s Lullaby” w wykonaniu Meryl Streep, słowa: John Campbell, muzyka: trad. ar. Herbert Hughes „Jesień” w wykonaniu zespołu Krewni i Znajomi Królika, słowa: Jarosław „Królik” Zajączkowski, muzyka: trad. ar. Herbert Hughes („Gartan Mother’s Lullaby”) W tle: „Down by The Salley Garden” w wykonaniu The Chieftains, muzyka trad.

Irlandia, początek XX wieku i nieoczekiwany duet. Obaj z Belfastu, jeden katolik drugi metodysta. Nie wróżyło to w tych czasach dobrze współpracy. A jednak. Stworzyli całkiem twórczą parę. 

Jeden z nich to poeta i autor tekstów Seosamh Mac Cathmhaoil, lub z angielska Joseph Campbell. Urodził się w Belfaście w katolickiej rodzinie z tradycjami niepodległościowymi. Przez całe życie wspierał irlandzkich republikanów, uczestniczył w powstaniu wielkanocnym, był radnym Sinn Fein brał udział w irlandzkiej wojnie domowej. W 1925 roku wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Tam zajmował się działalnością akademicką, pod koniec życia wrócił do Irlandii, zmarł w 1944 roku w Lacken Daragh. W Irlandii nie zyskał nigdy takiego uznania na jakie według amerykańskich zwolenników zasłużył.

Drugi to Herbert Hughes, również urodzony w Belfaście ale w rodzinie protestanckiej. O politycznych sympatiach Herberta nic nie wiemy. Przyjaźnił się z Jamesem Joycem, no i współpracował z Campbellem, więc nie mógł być przeciwnikiem sprawy irlandzkiej. Był muzykiem, ukończył Royal College of Music w Londynie. Zasłynął jako zbieracz i aranżer ludowych melodii irlandzkich. W czasie swojej kariery zebrał setki tradycyjnych melodii, wiele z nich zaaranżował. Współpracował z wielkimi irlandzkimi poetami – i właśnie z tego jest dzisiaj znany. I właśnie taką miał rolę w naszym duecie. 

Joseph Campbell i Hughes Herbert współpracowali w latach 1903-1904. Campbell pisał teksty, Herbert aranżował do nich stare melodie ludowe. Ich najbardziej rozpoznawalne dzieło to „My Lagan Love”. Piękny miłosny tekst Campbella  Herbert zaopatrzył w romantyczną melodię zasłyszaną podczas pobytu w hrabstwie Donegal. Melodię przepiękną i wiekową. Podobno nosiła tytuł „The Belfast Maid” a może „The Maid of Belfast”. Piosenka o takim tytule krążyła na broadsidach w Londynie na początku XIX wieku. 

Ale ja o naszym ekumenicznym duecie opowiadam z powodu zupełnie innej piosenki, trochę mniej popularnej. Trochę. A w dodatku piosenki uważanej przez koneserów za jedną z najdoskonalszych jakie panowie stworzyli. Campbell w swojej poezji sięgał głęboko do irlandzkiej tradycji, wierzeń i mitów. I napisał swego czasu przepiękną kołysankę. Jak to w celtyckiej tradycji często bywa kołysanka jest nieco niepokojąca, romantyczna, pełna irlandzkich postaci mitologicznych, przed którymi matka chce obronić zasypiające maleństwo. Hughes melodię oczywiście zaczerpnął z tradycji, usłyszał ją, jak poprzednią w Donegal. W 1904 roku w wydawnictwie Songs of Uladh pierwszy raz opublikowali „Gartan Mother’s Lullaby”. 

A teraz do sedna. Cofnijmy się o 33 lata. W Trójmieście od 5 lat działa grupa Krewni i Znajomi Królika. Królikiem zwą lidera grupy – Jarosława Zajączkowskiego. Zespół wykonuje tradycyjne pieśni irlandzkie i szkockie, do których Jarosław Zajączkowski pisze własne teksty. Nawilża przy tym piosenki nie mające w swojej ojczyźnie nic wspólnego z morzem. Ale jak pięknie to robi… I w 1989 grupa wydaje kasetę zatytułowaną po prostu Krewni i Znajomi Królika. I na tę kasetę nagrywa utwór Jesień, jeden z moich ulubionych. Jedna z kołysanek, które śpiewałem swoim córkom. I co się okazało? – „Jesień” Krewnych i Znajomych – to nic innego jak „Gartan Mother’s Lullaby” z polskim tekstem Jarosława Zajączkowskiego. Na zakończenie muzyczny dowód, posłuchajcie.


Sail Ho

Audycja zawiera utwory:

„My Lagan Love” w wykonaniu Hoziera, słowa: John Campbell, muzyka: trad. ar. Herbert Hughes

„Gartan Mother’s Lullaby” w wykonaniu Meryl Streep, słowa: John Campbell, muzyka: trad. ar. Herbert Hughes

„Jesień” w wykonaniu zespołu Krewni i Znajomi Królika, słowa: Jarosław „Królik” Zajączkowski, muzyka: trad. ar. Herbert Hughes („Gartan Mother’s Lullaby”)

W tle: „Down by The Salley Garden” w wykonaniu The Chieftains, muzyka trad.


Hori Waiti
2022-10-22 12:13:04

Barnet Burns - urodził się w listopadzie 1805 roku w Kirby Ireleth w Anglii jako George Burns. W wieku 13 lub 14 lat został chłopcem okrętowym trafił na Jamajkę, został protegowanym działacza na rzecz walki z niewolnictwem Louisa Celeste Lecesne’a. W 1827 roku wypłynął do Rio de Janeiro, tam dostał posadę stewarda na barce Nimrod i tak 22 sierpnia 1828 roku trafił do Sydney w Australii. W Sydney przez 2 lata pracował jako sługa domowy u miejscowych notabli. W 1830 opuścił Sydney na brygu Elisabeth, udał się do Nowej Zelandii, gdzie w ciągu ośmiu miesięcy nauczył się języka Maori. Powrócił na krótki czas do Sydney, zadarł z miejscowym prawem i jak tylko nadarzyła się okazja wrócił do Nowej Zelandii, już jako kupiec, by handlować przede wszystkim Tęgoszem – zwanym nowozelandzkim lnem. W maju 1831 wylądował na wschodnim wybrzeżu Wyspy Północnej. Tam zasymilował się z lokalną społecznością, poznał wodza Ngāti Kahungunu którego nazywał Awhawee i nawet poślubił jego córkę Amotawę. Tak został Pākehā Māori - tak Maorysi nazywają białych którzy żyli pośród nich. Jako Pākehā posiadał miejscową moc tzw. manę i kontakty lokalne co ułatwiało handel. Po 11 miesiącach przyszły rozkazy zamknięcia stacji handlowej ale Barnet do Australii nie wrócił, został z ciężarną żoną. Ale nie zaznał spokoju. Wkrótce w wyniku agresji sąsiedniego plemienia musiał z wodzem i żoną uciekać. Dotarli do Poverty Bay, udali się w głąb lądu i przyłączyli do miejscowych plemion. Przygody naszego bohatera nabrały tempa. Jako wojownik poprowadził udany atak na wrogie plemię. Później podczas podróży jego grupa została zaatakowana przez klan Te Rangi. Wszyscy zostali zjedzeni, wszyscy za wyjątkiem Barneta – który zgodził przyłączyć się do napastników i handlować z nimi. Jednym z warunków była zgoda Burnsa na tatuaż. Zanim ten został ukończony Burns uciekł i wrócił do swojego plemienia, z silnym postanowieniem zemsty ale Te Rangi już nigdy nie spotkał. Plemię Burnsa przeniosło się w głąb lądu, w sojuszu z 3 innymi plemionami zniszczyli plemię Te Whakatōhea. Nasz bohater był świadkiem zjedzenia lub uwędzenia 60 członków tego plemienia. W 1832 Burns przeniósł się na północ wyspy by znów handlować lnem. Następne 2 lata były dla niego bardzo owocne, uznał je za najszczęśliwsze w życiu, w dowód pełnej asymilacji z lokalną kulturą dokończył rozpoczęte wcześniej tatuaże, został jednym z nielicznych Europejczyków posiadającym pełny tatuaż twarzy tzw. moko. Jednak w 1834 Burns opuścił swoją rodzinę (w tym nienarodzonego jeszcze syna Hori Waiti) i udał się do Sydney, a stamtąd rok później do Anglii. Jaki miał ku temu powód źródła milczą. Do nowej Zelandii prawdopodobnie już nigdy nie wrócił. W Anglii został showmanem i wykładowcą. Ubrany w strój Maorysów pokazywał podczas wykładów swój niezwykły tatuaż, wykonywał pieśni i tańce Maorysów opowiadał o swoich przygodach po drugiej stronie globu. W poszukiwaniu szczęścia udał się do Francji, tam założył rodzinę. Spekuluje się że mógł ponownie odwiedzić Nową Zelandię. Ale czy to prawda? W latach 40 wrócił do Anglii, ponownie się ożenił, z żoną kontynuował swoją showmańską działalność. Jako showman i wykładowca dożył wieku 53 lat, zmarł 26 grudnia 1860 roku na marskość wątroby. Jakieś 150 lat później pewien Nowozelandczyk nazywany Lake Davineer, wybrał się do Francji. Tam pokochał szanty a właściwie pieśni morskie. Gdy wrócił do Nowej Zelandii założył zespół Wellington Sea Shanty Society i, jak sam mówi, postanowił pieśnią żeglarską opowiedzieć historię Nowej Zelandii. I jedną z opowieści jakie wysnuł jest opowieść o Barnecie Burnsie. Zatytułował ją Hori Waiti. A więc przed Wami Wellington Sea Shanty Society I Hori Waiti. Sail Ho Audycja zawiera utwory: „Ruapekapeka” rytualny taniec Maorysów „Hori Waiti” w wykonaniu zespołu Wellington Sea Shanty Society, słowa i muzyka: Lake Davineer

Barnet Burns - urodził się w listopadzie 1805 roku w Kirby Ireleth w Anglii jako George Burns. W wieku 13 lub 14 lat został chłopcem okrętowym trafił na Jamajkę, został protegowanym działacza na rzecz walki z niewolnictwem Louisa Celeste Lecesne’a. W 1827 roku wypłynął do Rio de Janeiro, tam dostał posadę stewarda na barce Nimrod i tak 22 sierpnia 1828 roku trafił do Sydney w Australii.

W Sydney przez 2 lata pracował jako sługa domowy u miejscowych notabli. W 1830 opuścił Sydney na brygu Elisabeth, udał się do Nowej Zelandii, gdzie w ciągu ośmiu miesięcy nauczył się języka Maori. Powrócił na krótki czas do Sydney, zadarł z miejscowym prawem i jak tylko nadarzyła się okazja wrócił do Nowej Zelandii, już jako kupiec, by handlować przede wszystkim Tęgoszem – zwanym nowozelandzkim lnem.

W maju 1831 wylądował na wschodnim wybrzeżu Wyspy Północnej. Tam zasymilował się z lokalną społecznością, poznał wodza Ngāti Kahungunu którego nazywał Awhawee i nawet poślubił jego córkę Amotawę. Tak został Pākehā Māori - tak Maorysi nazywają białych którzy żyli pośród nich. Jako Pākehā posiadał miejscową moc tzw. manę i kontakty lokalne co ułatwiało handel. Po 11 miesiącach przyszły rozkazy zamknięcia stacji handlowej ale Barnet do Australii nie wrócił, został z ciężarną żoną. Ale nie zaznał spokoju. Wkrótce w wyniku agresji sąsiedniego plemienia musiał z wodzem i żoną uciekać. Dotarli do Poverty Bay, udali się w głąb lądu i przyłączyli do miejscowych plemion.

Przygody naszego bohatera nabrały tempa. Jako wojownik poprowadził udany atak na wrogie plemię. Później podczas podróży jego grupa została zaatakowana przez klan Te Rangi. Wszyscy zostali zjedzeni, wszyscy za wyjątkiem Barneta – który zgodził przyłączyć się do napastników i handlować z nimi. Jednym z warunków była zgoda Burnsa na tatuaż. Zanim ten został ukończony Burns uciekł i wrócił do swojego plemienia, z silnym postanowieniem zemsty ale Te Rangi już nigdy nie spotkał. Plemię Burnsa przeniosło się w głąb lądu, w sojuszu z 3 innymi plemionami zniszczyli plemię Te Whakatōhea. Nasz bohater był świadkiem zjedzenia lub uwędzenia 60 członków tego plemienia.

W 1832 Burns przeniósł się na północ wyspy by znów handlować lnem. Następne 2 lata były dla niego bardzo owocne, uznał je za najszczęśliwsze w życiu, w dowód pełnej asymilacji z lokalną kulturą dokończył rozpoczęte wcześniej tatuaże, został jednym z nielicznych Europejczyków posiadającym pełny tatuaż twarzy tzw. moko.

Jednak w 1834 Burns opuścił swoją rodzinę (w tym nienarodzonego jeszcze syna Hori Waiti) i udał się do Sydney, a stamtąd rok później do Anglii. Jaki miał ku temu powód źródła milczą. Do nowej Zelandii prawdopodobnie już nigdy nie wrócił.

W Anglii został showmanem i wykładowcą. Ubrany w strój Maorysów pokazywał podczas wykładów swój niezwykły tatuaż, wykonywał pieśni i tańce Maorysów opowiadał o swoich przygodach po drugiej stronie globu. W poszukiwaniu szczęścia udał się do Francji, tam założył rodzinę. Spekuluje się że mógł ponownie odwiedzić Nową Zelandię. Ale czy to prawda? W latach 40 wrócił do Anglii, ponownie się ożenił, z żoną kontynuował swoją showmańską działalność. Jako showman i wykładowca dożył wieku 53 lat, zmarł 26 grudnia 1860 roku na marskość wątroby.

Jakieś 150 lat później pewien Nowozelandczyk nazywany Lake Davineer, wybrał się do Francji. Tam pokochał szanty a właściwie pieśni morskie. Gdy wrócił do Nowej Zelandii założył zespół Wellington Sea Shanty Society i, jak sam mówi, postanowił pieśnią żeglarską opowiedzieć historię Nowej Zelandii. I jedną z opowieści jakie wysnuł jest opowieść o Barnecie Burnsie. Zatytułował ją Hori Waiti.

A więc przed Wami Wellington Sea Shanty Society I Hori Waiti.

Sail Ho

Audycja zawiera utwory:

„Ruapekapeka” rytualny taniec Maorysów

„Hori Waiti” w wykonaniu zespołu Wellington Sea Shanty Society, słowa i muzyka: Lake Davineer

Northwest Passage
2022-09-24 15:51:52

Europejczycy, od XV wieku intensywnie poszukiwali morskiej drogi wiodącej do Indii, jak ówcześnie nazywano Azję. Kolumb szukał na południowych szlakach. Niechcący przy tym odkrył Amerykę. Anglicy postanowili szukać na północy. Pierwszy był John Cabot, czy właściwie Giovanni Cabotto. Włoski żeglarz na służbie Henryka VII. Już w 1496 roku wyruszył szukać przejścia północno zachodniego, jak je później nazwali Anglicy. Po Cabocie całe zastępy podróżników i żeglarzy, finansowane przez rządy, armie, czy prywatne biznesy, przez ponad trzysta lat poszukiwały północnej drogi do „Kitaju”. Gra wydawała się warta świeczki, dziś wiemy że nawet po wybudowaniu kanału Panamskiego i Sueskiego Przejście Północno Zachodnie skraca drogę z Europy do Azji o ponad 4 tys. kilometrów. Jaka oszczędność paliwa i czasu? Prawda? Ale dziś wiemy również, że minie jeszcze wiele lat zanim ta droga zyska na znaczeniu ekonomicznym. I nie będzie to dla nas radosna nowina, przejście otworzy się gospodarczo, gdy w wyniku ocieplenia klimatu znacząco zmniejszy się pakiet lodowy. O skutkach tych zmian nawet nie ma co wspominać. Przejścia Pólnocno-Zachodniego szukali najwięksi odkrywcy swoich czasów. Wielu z nich zostawiło na wodach północnych swoje życie, niektórzy nazwiska na mapach. Chyba najsłynniejszą wyprawę, w XIX wieku, odbył Sir John Franklin. Wyruszył w 1845 roku i niestety nie wrócił, ani on ani żaden członek jego załogi. Nie odkrył też oczywiście przejścia. Ale w ślad za Franklinem ruszyło blisko 30 wypraw ratunkowych. I niektóre z nich poczyniły pewne odkrycia. W latach 1850-54 Robert McClure jako pierwszy przebył Przejście statkiem i saniami. W latach 1903 -1906 wielki podróżnik norweski Roald Amundsen przebył Przejście drogą wyłącznie morską. Przepłynięcie na żaglach arktycznej drogi w ciągu jednego sezonu, udało się dopiero w 1977 roku. Holender Willy de Roos na trzynastometrowym keczu przemierzył przejście północno zachodnie w niewiele ponad 3 miesiące. Droga morska z tak bogatą historią musiała oczywiście zagościć w tekstach piosenek morskich. Najpiękniejszą z nich jest Northwest Passage , jak z angielska przejście się nazywa. Napisał ją Stan Rogers, wspaniały kanadyjski muzyk folkowy. Urodził się i wychowywał w Ontario, wakacje często spędzał w Nowej Szkocji. W jego twórczości jest wiele tradycyjnie brzmiących pieśni, często o tematyce związanej z morzem lub ludźmi morza. Rogers przez gwiazdy muzyki folkowej był uznawany za jeden z największych folkowych talentów Ameryki Północnej. Niestety za życia zdążył wydać zaledwie 4 płyty, w wieku 33 lat zginął w katastrofie lotniczej. Do dziś jednak jego piosenki są często nagrywane przez wielu artystów, nie tylko folkowych. A „ Northwest Passage " swego czasu zyskała miano nieoficjalnego hymnu Kanady. Northwest Passage Stana Rogersa to nie tylko opowieść o poszukiwaniu przejścia północno zachodniego. Autor w piosence wspomina również traperów i odkrywców, którzy eksplorowali ziemie dzisiejszej Kanady i Stanów Zjednoczonych. Zainspirowała go własna podróż, jaką odbył koncertując z zespołem. Snuje w niej refleksje czym różni się jego życie, od życia odkrywców geograficznych. Sam tytuł Northwest Passage jest więc symbolem wyzwania, wyrzeczenia się życiowej stabilizacji i przygody. W Polsce mamy piękny przekład tekstu autorstwa Doroty Potoręckiej z legendarnego zespołu Smugglers. Niezwykle charyzmatycznie wyśpiewuje do dzisiaj ten tekst Grzegorz GooRoo Tyszkiewicz. Znam wielu takich, co uznają jego wykonanie za najpiękniejsze. Sail Ho Audycja zawiera utwory: „ Northwest Passage ” w wykonaniu Stana Rogersa z zespołem, słowa i muzyka: Stan Rogers „ Northwest Passage”   w wykonaniu Grzegorza „GooRoo” Tyszkiewicza, słowa: Dorota Potoręcka, muzyka: Stan Rogers

Europejczycy, od XV wieku intensywnie poszukiwali morskiej drogi wiodącej do Indii, jak ówcześnie nazywano Azję. Kolumb szukał na południowych szlakach. Niechcący przy tym odkrył Amerykę. Anglicy postanowili szukać na północy. Pierwszy był John Cabot, czy właściwie Giovanni Cabotto. Włoski żeglarz na służbie Henryka VII. Już w 1496 roku wyruszył szukać przejścia północno zachodniego, jak je później nazwali Anglicy. Po Cabocie całe zastępy podróżników i żeglarzy, finansowane przez rządy, armie, czy prywatne biznesy, przez ponad trzysta lat poszukiwały północnej drogi do „Kitaju”. Gra wydawała się warta świeczki, dziś wiemy że nawet po wybudowaniu kanału Panamskiego i Sueskiego Przejście Północno Zachodnie skraca drogę z Europy do Azji o ponad 4 tys. kilometrów. Jaka oszczędność paliwa i czasu? Prawda? Ale dziś wiemy również, że minie jeszcze wiele lat zanim ta droga zyska na znaczeniu ekonomicznym. I nie będzie to dla nas radosna nowina, przejście otworzy się gospodarczo, gdy w wyniku ocieplenia klimatu znacząco zmniejszy się pakiet lodowy. O skutkach tych zmian nawet nie ma co wspominać.

Przejścia Pólnocno-Zachodniego szukali najwięksi odkrywcy swoich czasów. Wielu z nich zostawiło na wodach północnych swoje życie, niektórzy nazwiska na mapach. Chyba najsłynniejszą wyprawę, w XIX wieku, odbył Sir John Franklin. Wyruszył w 1845 roku i niestety nie wrócił, ani on ani żaden członek jego załogi. Nie odkrył też oczywiście przejścia. Ale w ślad za Franklinem ruszyło blisko 30 wypraw ratunkowych. I niektóre z nich poczyniły pewne odkrycia. W latach 1850-54 Robert McClure jako pierwszy przebył Przejście statkiem i saniami. W latach 1903 -1906 wielki podróżnik norweski Roald Amundsen przebył Przejście drogą wyłącznie morską. Przepłynięcie na żaglach arktycznej drogi w ciągu jednego sezonu, udało się dopiero w 1977 roku. Holender Willy de Roos na trzynastometrowym keczu przemierzył przejście północno zachodnie w niewiele ponad 3 miesiące.

Droga morska z tak bogatą historią musiała oczywiście zagościć w tekstach piosenek morskich. Najpiękniejszą z nich jest Northwest Passage, jak z angielska przejście się nazywa. Napisał ją Stan Rogers, wspaniały kanadyjski muzyk folkowy. Urodził się i wychowywał w Ontario, wakacje często spędzał w Nowej Szkocji. W jego twórczości jest wiele tradycyjnie brzmiących pieśni, często o tematyce związanej z morzem lub ludźmi morza. Rogers przez gwiazdy muzyki folkowej był uznawany za jeden z największych folkowych talentów Ameryki Północnej. Niestety za życia zdążył wydać zaledwie 4 płyty, w wieku 33 lat zginął w katastrofie lotniczej. Do dziś jednak jego piosenki są często nagrywane przez wielu artystów, nie tylko folkowych. A „Northwest Passage" swego czasu zyskała miano nieoficjalnego hymnu Kanady.

Northwest Passage Stana Rogersa to nie tylko opowieść o poszukiwaniu przejścia północno zachodniego. Autor w piosence wspomina również traperów i odkrywców, którzy eksplorowali ziemie dzisiejszej Kanady i Stanów Zjednoczonych. Zainspirowała go własna podróż, jaką odbył koncertując z zespołem. Snuje w niej refleksje czym różni się jego życie, od życia odkrywców geograficznych. Sam tytuł Northwest Passage jest więc symbolem wyzwania, wyrzeczenia się życiowej stabilizacji i przygody.

W Polsce mamy piękny przekład tekstu autorstwa Doroty Potoręckiej z legendarnego zespołu Smugglers. Niezwykle charyzmatycznie wyśpiewuje do dzisiaj ten tekst Grzegorz GooRoo Tyszkiewicz. Znam wielu takich, co uznają jego wykonanie za najpiękniejsze.

Sail Ho

Audycja zawiera utwory:

„Northwest Passage” w wykonaniu Stana Rogersa z zespołem, słowa i muzyka: Stan Rogers

„Northwest Passage”  w wykonaniu Grzegorza „GooRoo” Tyszkiewicza, słowa: Dorota Potoręcka, muzyka: Stan Rogers

16 ton
2022-09-15 17:21:02

W 1946 roku w Ameryce święciły tryumfy folkowe albumy Burla Ivesa. Wytwórnia Capitol Records zapragnęła mieć swój album z muzyką nazwijmy to - ludową. Cliffie Stone asystent producenta zwrócił się do Merle Travisa, gwiazdy country o nagranie paru piosenek ludowych. Travis zażartował, że Ives już je wszystkie nagrał
W 1946 roku w Ameryce święciły tryumfy folkowe albumy Burla Ivesa. Wytwórnia Capitol Records zapragnęła mieć swój album z muzyką nazwijmy to - ludową. Cliffie Stone asystent producenta zwrócił się do Merle Travisa, gwiazdy country o nagranie paru piosenek ludowych. Travis zażartował, że Ives już je wszystkie nagrał

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie