jarasaseasongi - muzyczne historie

W jarasaseasongach możecie usłyszeć piosenki (nie tylko szanty i pieśni morza

Kategorie:
Historia muzyki Muzyka

Odcinki od najnowszych:

Erie Canal
2022-02-02 23:22:05

Dzisiaj opowieść o amerykańskim ósmym cudzie świata, jak niektórzy nazywali Erie Canal. To kanał wybudowany na początku XIX wieku, będący częścią drogi wodnej mającej połączyć wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych i Nowy Jork z systemem Wielkich Jezior. Ukończony 1825 roku, rozciągał się pomiędzy Albany nad rzeką Hudson a Buffalo nad jeziorem Erie. Miał 363 mile długości. Budżet na budowę wyniósł niewyobrażalną na tamte czasy kwotę: 7 mln USD. Szeroki na 40 stóp, głęboki na zaledwie 4 pokonywał różnicę wysokości blisko 600 stóp wykorzystując do tego celu 34 śluzy. W momencie ukończenia prac był drugim co do długości kanałem na świecie. Dzięki kanałowi w miastach stanu Nowy Jork w XIX dokonał się niebywały postęp ekonomiczny a wraz z nim społeczny. Nowy York zyskał przewagę polityczną nad inny dużymi miastami. Kolej w okolicy jeszcze nie funkcjonowała, transport kanałem był szybszy niż wozy ciągnięte przez zwierzęta pociągowe, a koszty były niższe nawet o 95%. Powędrowała więc kanałem fala towarów. Pierwotnie głównym środkiem transportu były barki ciągnięte przez muły, rzadziej konie. Kanał miał jedną ścieżkę holowniczą, zazwyczaj po północnej stronie, po drugiej stronie był nasyp utworzony z ziemi wydobytej podczas kopania kanału.  Kiedy więc spotykały się dwie barki płynące w przeciwnych kierunkach, kierownicy barek zwani Hoggee musi wykonać w kanale swoisty balet ciężkimi jednostkami. Barki miały zanurzenie do 3,5 stopy. Pierwsze barki na Erie Canal miały początkowo wyporność 30 ton. W połowie XIX wieku przeważały już barki 75 tonowe. Wraz ze wzrostem ładowności praca dla zwierząt stawała się zbyt ciężka. W drugiej połowie XIX wieku na kanale pojawiły się barki z napędem parowym i siłą rzeczy stopniowo wyparły barki burłaczone przez muły. O tej nieuchronnej zmianie w 1905 roku piosenkę napisał Thomas Allen. W piosence kierownik barki - Hoggee skarży się na swój los, martwi się jaka przyszłość czeka jego samego i jego wierną mulicę Sal. Piosenkę znamy dzisiaj po paroma tytułami „Erie Canal”, „Fifteen miles on the Erie Canal”, „Fifteen years on the Erie Canal”, „Low Bridge every body down”, ”Mule Named Sal” Każdy tytuł miał swój sens: · “Erie Canal” – wiadomo. · „Fifteen miles on the Erie Canal” –15 mil tyle drogi pokonywała barka podczas jednej zmiany muła, późnij trzeba było zwierzę zmienić, zmiennik czekał zazwyczaj w małej budce na dziobie barki. · “Fifteen years on the Erie Canal” – zapewne tyle żył ciężko pracujący muł. · „Low Bridge every body down” – nad kanałem przechodziło mnóstwo mostów, szczególnie, gdy droga zbliżała się do miasta. Były zawieszone nisko nad wodą. Konstruktorzy barek aby maksymalnie wykorzystać parametry kanału budowali łodzie które pod mostami przechodziły na styk. Załoga więc musiała być czujna i szukać schronienia gdy zbliżał się most. Wypadków, było podobno całkiem sporo. Bywały śmiertelne. Aby ich uniknąć sternik wołał : „Low Bridge every body down”, jak w refrenie piosenki. · ”Mule Named Sal” – no tak to imię mulicy, bohaterki piosenki. Znam pewne grono fanów naszej mulicy, którzy domagają się stosownych koszulek. Piosenka powstała na początku XX wieku, a w połowie XX wieku do jej popularyzacji znacznie przyczynił się Pete Seeger. Pete Seegera znamy jako ojca chrzestnego renesansu muzyki folkowej w latach 50. Jego działalność docenił Bruce Springsteen nagrywając w 2006 roku płytę We Shall Overcome: The Seeger Sessions. Zamieścił na niej między innymi rewelacyjne wykonanie Erie Canal. Czasem w internetach można piosenkę usłyszeć po polsku w wykonaniu pewnego nieznajomego mężczyzny w średnim wieku z gitarą

Dzisiaj opowieść o amerykańskim ósmym cudzie świata, jak niektórzy nazywali Erie Canal. To kanał wybudowany na początku XIX wieku, będący częścią drogi wodnej mającej połączyć wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych i Nowy Jork z systemem Wielkich Jezior.

Ukończony 1825 roku, rozciągał się pomiędzy Albany nad rzeką Hudson a Buffalo nad jeziorem Erie. Miał 363 mile długości. Budżet na budowę wyniósł niewyobrażalną na tamte czasy kwotę: 7 mln USD. Szeroki na 40 stóp, głęboki na zaledwie 4 pokonywał różnicę wysokości blisko 600 stóp wykorzystując do tego celu 34 śluzy. W momencie ukończenia prac był drugim co do długości kanałem na świecie. Dzięki kanałowi w miastach stanu Nowy Jork w XIX dokonał się niebywały postęp ekonomiczny a wraz z nim społeczny. Nowy York zyskał przewagę polityczną nad inny dużymi miastami. Kolej w okolicy jeszcze nie funkcjonowała, transport kanałem był szybszy niż wozy ciągnięte przez zwierzęta pociągowe, a koszty były niższe nawet o 95%. Powędrowała więc kanałem fala towarów.

Pierwotnie głównym środkiem transportu były barki ciągnięte przez muły, rzadziej konie. Kanał miał jedną ścieżkę holowniczą, zazwyczaj po północnej stronie, po drugiej stronie był nasyp utworzony z ziemi wydobytej podczas kopania kanału.  Kiedy więc spotykały się dwie barki płynące w przeciwnych kierunkach, kierownicy barek zwani Hoggee musi wykonać w kanale swoisty balet ciężkimi jednostkami. Barki miały zanurzenie do 3,5 stopy. Pierwsze barki na Erie Canal miały początkowo wyporność 30 ton. W połowie XIX wieku przeważały już barki 75 tonowe. Wraz ze wzrostem ładowności praca dla zwierząt stawała się zbyt ciężka. W drugiej połowie XIX wieku na kanale pojawiły się barki z napędem parowym i siłą rzeczy stopniowo wyparły barki burłaczone przez muły.

O tej nieuchronnej zmianie w 1905 roku piosenkę napisał Thomas Allen. W piosence kierownik barki - Hoggee skarży się na swój los, martwi się jaka przyszłość czeka jego samego i jego wierną mulicę Sal. Piosenkę znamy dzisiaj po paroma tytułami „Erie Canal”, „Fifteen miles on the Erie Canal”, „Fifteen years on the Erie Canal”, „Low Bridge every body down”, ”Mule Named Sal” Każdy tytuł miał swój sens:

· “Erie Canal” – wiadomo.

· „Fifteen miles on the Erie Canal” –15 mil tyle drogi pokonywała barka podczas jednej zmiany muła, późnij trzeba było zwierzę zmienić, zmiennik czekał zazwyczaj w małej budce na dziobie barki.

· “Fifteen years on the Erie Canal” – zapewne tyle żył ciężko pracujący muł.

· „Low Bridge every body down” – nad kanałem przechodziło mnóstwo mostów, szczególnie, gdy droga zbliżała się do miasta. Były zawieszone nisko nad wodą. Konstruktorzy barek aby maksymalnie wykorzystać parametry kanału budowali łodzie które pod mostami przechodziły na styk. Załoga więc musiała być czujna i szukać schronienia gdy zbliżał się most. Wypadków, było podobno całkiem sporo. Bywały śmiertelne. Aby ich uniknąć sternik wołał : „Low Bridge every body down”, jak w refrenie piosenki.

· ”Mule Named Sal” – no tak to imię mulicy, bohaterki piosenki. Znam pewne grono fanów naszej mulicy, którzy domagają się stosownych koszulek.

Piosenka powstała na początku XX wieku, a w połowie XX wieku do jej popularyzacji znacznie przyczynił się Pete Seeger. Pete Seegera znamy jako ojca chrzestnego renesansu muzyki folkowej w latach 50. Jego działalność docenił Bruce Springsteen nagrywając w 2006 roku płytę We Shall Overcome: The Seeger Sessions. Zamieścił na niej między innymi rewelacyjne wykonanie Erie Canal. Czasem w internetach można piosenkę usłyszeć po polsku w wykonaniu pewnego nieznajomego mężczyzny w średnim wieku z gitarą

Mona (orig. "The Lifeboat Mona")
2022-02-02 22:59:57

„Był pięćdziesiąty dziewiąty rok, pamiętam ten grudniowy dzień”. Wszyscy miłośnicy folkoru marynistycznego w Polsce znają te słowa. Ten grudniowy dzień to dokładniej 8 grudnia 1959 roku. Tego dnia do swojej ostatniej akcji ratowniczej ruszyła łódź ratunkowa MONA. Była łodzią klasy Watson – klasy której konstrukcje przez ponad 100 lat ratowały statki i załogi u wybrzeży Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Na burcie dumnie nosiła napis RNLB Mona. RNLB czyli Royal National Lifeboat, co oznaczało że to łódź Królewskiej Narodowej Organizacji Ratownictwa Morskiego czyli z angielska RNLI. Zwodowana w 1935 roku, podczas swojej 24 letniej służby uratowała 118 istnień ludzkich. A co wydarzyło się 8 grudnia 1959 roku? Podczas sztormu w zatoce St. Andrews o godzinie 02:02 zerwał się z kotwicy latarniowiec North Carr Lightship. Latarniowce, to statki pełniące funkcje latarni morskiej, wykorzystywane tam gdzie latarni morskiej wybudować się nie da. Stoją na kotwicy i nie posiadają własnego napędu, jeśli więc podczas sztormu kotwica puści latarniowiec jest skazany np. na rozbicie o skały lub inną katastrofę, przecież tam gdzie jest bezpiecznie nie byłby kotwiczony. Dyżurujący w Broughty Ferry o 02:42 odebrał Sygnał ratunkowy i natychmiast zawiadomił sternika MONY Ronalda Granta oraz pozostałych członków załogi. Minęło zaledwie pół godziny i MONA o  3:13 rano 8 grudnia 1959 r. wyruszyła w swoją kolejną akcję ratunkową. Dla sternika, 28 letniego Ronalda Granta była to pierwsza samodzielna misja ratunkowa, dla niego i pozostałych członków załogi  niestety ostatnia. Załoga, w sumie ośmiu mężczyzn ruszyła w sztorm w kierunku zatoki St Andrews. Ostatni sygnał radiowy z MONY został nadany o godzinie 4:48, od tego czasu nikt już ich nie słyszał. Załodze latarniowce udało się ostatecznie, przed 7 rano skutecznie zarzucić kotwicę. Sześciu marynarzy całych i zdrowych podjął z pokładu statku helikopter królewskich sił powietrznych. Natomiast kwadrans przed 9 urządzenia służb ratowniczych zlokalizowały MONĘ wyrzuconą na plażę w okolicy Buddon Ness. O 9:20 na pokład wraku MONY wszedł oficer straży przybrzeżnej, znalazł ciała 5 ratowników, w wodzie lywało kolejne ciało, pozostałych 2 nie odnaleziono. Katastrofa Mony zszokowała lokalną społeczność. Zorganizowano zbiórkę, w której w krótkim czasie zebrano 77 000 funtów. A zanim jeszcze do Broughty ferry dotarła nowa łódź ratownicza, do jej załogi zgłosiło się 38 ochotników. Natomiast sama MONA?  została zniszczona. Jak? Według listu do Dundee Evening Telegraph ze stycznia 2006 r.: Wśród niektórych marynarzy wierzono, że statek jest skażony złem i postanowili egzorcyzmować łódź w „rytuale wikingów'” Mona została zabrana do portu Cockenzie nad rzeką Forth w środku nocy, pozbawiona wszelkich wartościowych przedmiotów, przykuta łańcuchami do nadbrzeża i spalona. Pieśniarka folkowa Peggy Seeger usłyszała radiowy komunikat o tragedii w chwili gdy karmiła w swojej kuchni syna. Kontrast między jej własnym komfortem a okrucieństwem losu ratowników zainspirował ją do napisania przepięknej pieśni „The Lifeboat Mona”. Wykonywała ja potem wielokrotnie ze swoim partnerem Ewanem MacCollem. Później Monę nagrali słynni Dublinersi, po nich kolejni wykonawcy i pieśń podbiła serce miłośników folku ma całym świecie. Dotarła również do nas. Piękny polski test napisała Anna Peszkowska. Wykonywała ją legendarna grupa Packet, a potem tak wiele zespołów, że trudno zliczyć. Posłuchajcie Sail Ho. Audycja zawiera utwory: "The Lifeboat Mona" w wykonaniu Peggy Seeger i Ewana MacColla, słowa i muzyka: Peggy Seeger "Mona" w wykonaniu zespołu Packet, słowa: Anna Peszkowska, muzyka: Peggy Seeger (tytuł oryginału: "The Lifeboat Mona") @jarasaseasongi znajdziesz na facebooku i YouTube :-)

„Był pięćdziesiąty dziewiąty rok, pamiętam ten grudniowy dzień”. Wszyscy miłośnicy folkoru marynistycznego w Polsce znają te słowa. Ten grudniowy dzień to dokładniej 8 grudnia 1959 roku. Tego dnia do swojej ostatniej akcji ratowniczej ruszyła łódź ratunkowa MONA.

Była łodzią klasy Watson – klasy której konstrukcje przez ponad 100 lat ratowały statki i załogi u wybrzeży Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Na burcie dumnie nosiła napis RNLB Mona. RNLB czyli Royal National Lifeboat, co oznaczało że to łódź Królewskiej Narodowej Organizacji Ratownictwa Morskiego czyli z angielska RNLI. Zwodowana w 1935 roku, podczas swojej 24 letniej służby uratowała 118 istnień ludzkich.

A co wydarzyło się 8 grudnia 1959 roku? Podczas sztormu w zatoce St. Andrews o godzinie 02:02 zerwał się z kotwicy latarniowiec North Carr Lightship. Latarniowce, to statki pełniące funkcje latarni morskiej, wykorzystywane tam gdzie latarni morskiej wybudować się nie da. Stoją na kotwicy i nie posiadają własnego napędu, jeśli więc podczas sztormu kotwica puści latarniowiec jest skazany np. na rozbicie o skały lub inną katastrofę, przecież tam gdzie jest bezpiecznie nie byłby kotwiczony.

Dyżurujący w Broughty Ferry o 02:42 odebrał Sygnał ratunkowy i natychmiast zawiadomił sternika MONY Ronalda Granta oraz pozostałych członków załogi. Minęło zaledwie pół godziny i MONA o  3:13 rano 8 grudnia 1959 r. wyruszyła w swoją kolejną akcję ratunkową. Dla sternika, 28 letniego Ronalda Granta była to pierwsza samodzielna misja ratunkowa, dla niego i pozostałych członków załogi  niestety ostatnia. Załoga, w sumie ośmiu mężczyzn ruszyła w sztorm w kierunku zatoki St Andrews. Ostatni sygnał radiowy z MONY został nadany o godzinie 4:48, od tego czasu nikt już ich nie słyszał.

Załodze latarniowce udało się ostatecznie, przed 7 rano skutecznie zarzucić kotwicę. Sześciu marynarzy całych i zdrowych podjął z pokładu statku helikopter królewskich sił powietrznych. Natomiast kwadrans przed 9 urządzenia służb ratowniczych zlokalizowały MONĘ wyrzuconą na plażę w okolicy Buddon Ness. O 9:20 na pokład wraku MONY wszedł oficer straży przybrzeżnej, znalazł ciała 5 ratowników, w wodzie lywało kolejne ciało, pozostałych 2 nie odnaleziono.

Katastrofa Mony zszokowała lokalną społeczność. Zorganizowano zbiórkę, w której w krótkim czasie zebrano 77 000 funtów. A zanim jeszcze do Broughty ferry dotarła nowa łódź ratownicza, do jej załogi zgłosiło się 38 ochotników.

Natomiast sama MONA?  została zniszczona. Jak? Według listu do Dundee Evening Telegraph ze stycznia 2006 r.: Wśród niektórych marynarzy wierzono, że statek jest skażony złem i postanowili egzorcyzmować łódź w „rytuale wikingów'” Mona została zabrana do portu Cockenzie nad rzeką Forth w środku nocy, pozbawiona wszelkich wartościowych przedmiotów, przykuta łańcuchami do nadbrzeża i spalona.

Pieśniarka folkowa Peggy Seeger usłyszała radiowy komunikat o tragedii w chwili gdy karmiła w swojej kuchni syna. Kontrast między jej własnym komfortem a okrucieństwem losu ratowników zainspirował ją do napisania przepięknej pieśni „The Lifeboat Mona”. Wykonywała ja potem wielokrotnie ze swoim partnerem Ewanem MacCollem. Później Monę nagrali słynni Dublinersi, po nich kolejni wykonawcy i pieśń podbiła serce miłośników folku ma całym świecie.

Dotarła również do nas. Piękny polski test napisała Anna Peszkowska. Wykonywała ją legendarna grupa Packet, a potem tak wiele zespołów, że trudno zliczyć.

Posłuchajcie

Sail Ho.

Audycja zawiera utwory:

"The Lifeboat Mona" w wykonaniu Peggy Seeger i Ewana MacColla, słowa i muzyka: Peggy Seeger

"Mona" w wykonaniu zespołu Packet, słowa: Anna Peszkowska, muzyka: Peggy Seeger (tytuł oryginału: "The Lifeboat Mona")

@jarasaseasongi znajdziesz na facebooku i YouTube :-)

Maui
2022-02-02 22:29:57

Połowy wielorybów na większości akwenów przeszły już do historii. Na szczęście. Dziś wiemy jakim zagrożeniem dla istnienia łownych gatunków zwierząt jest niepohamowana zachłanność człowieka. XIX-wieczne społeczeństwa nie miały tej swiadomości. A jednocześnie tłuszcz, spermacet, ambra i fiszbiny, 4 podstawowe produkty wielorybnictwa decydowały o tym, że w XIX wieku była to jedna z najważniejszych gałęzi światowego przemysłu. Bogactwo zastosowań wielorybich „skarbów” powodowało, że oceany pełne były statków wielorybniczych. W okresie największego rozkwitu, wielorybnicza flota samych stanów zjednoczonych liczyła ponad 700 jednostek. Praca była mozolna, niebezpieczna, ciężka, nie miała nic wspólnego z romantyczną wizją żeglarstwa. Ale też na wielorybnikach i o wielorybnikach powstawały jedne z najpiękniejszych pieśni marynarskich. Jedną z nich jest stara Rolling Down to Old Maui, o czym opowiada? Listopad, to dla dziewiętnastowiecznych wielorybników czas zmian, przynajmniej na Pacyfiku. Kiedy słońce mocno ogrzewało półkulę północną, czyli w nasze powiedzmy lato, od marca do listopada, ścigali Wale Grenlandzkie (baleany) na łowiskach u wybrzeży Kamczatki i Czukotki. W listopadzie trzeba było spłynąć na dół globusa i przygotować się do połowów kaszalotów na subtropikalnych wodach mórz południowych. Spokojne porty i położenie nad popularnymi szlakami łowieckimi sprawiły, że porty hawajskie stały się wymarzonym miejscem do uzupełnienia sił i zapasów przed „zimowym sezonem”. Wśród nich prym wiodła Lahaina (zwana Lele – kraina nieustającego słońca) znajdująca się na wyspie Maui. I to Maui stała się dla wielorybników obiektem tęsknoty za rozrywką podczas długich polowań na łowiskach. I to Maui stałą się tematem naszej dzisiejszej pieśni. I zarazem tytułem. Pierwsze statki wielorybnicze przybyły na Hawaje w 1819 r. I stale przypływały przez następne cztery dekady. W rekordowym 1846 roku było ich aż 736. Przybycie wielorybników nie tylko napędzało gospodarkę, ale znacząco wpłynęło na kulturę Hawajów. Marynarze chcieli świeżych, znanych z ojczystych krajów owoców, warzyw i mięs, więc nastąpiły zmiany aby sprostać tym potrzebom. Zakładano nowe uprawy i otwierano zakłady obsługujące wielorybników, rozwijało się rolnictwo, przemysł i usługi. To korzyści, ale wraz z nową żywnością, roślinami i zwierzętami marynarze przynosili także choroby i oczywiście złe obyczaje: hazard, pijaństwo i prostytucja. Ale właśnie o tych nieobyczajnych rozrywkach marzyli przez długie miesiące na morzu. Rok 1859 i odkrycie złóż ropy w Pensylwanii zwiastował koniec wielorybniczej historii Maui. Pod koniec XiX wieku przemysł wielorybniczy na Hawajach został zastąpiony cukrowniczym. Na plantacjach trzciny również powstawały piękne, przejmujące pieśni, ale o tym może innym razem. A nasza Maui? Pieśń opowiada o ciężkiej robocie na wielorybniku i tęsknocie za uciechami w Maui. Pochodzi mniej więcej z połowy XIX wieku. Jest znana w paru wersjach. Najpopularniejsza jest ta, do której polski tekst napisał Henryk Szkot Czekała i z zespołem Mechanicy Szanty śpiewa ją jako „Płyńmy w dół do starej Maui”. Ale jest również wersja zaproponowana przez słynnego badacza angielskiego folkloru Alberta Lancastera Loyda, dla przyjaciół Berta. Na płycie „Leviathan, Ballads & songs of the Whaling Trade” z 1967 roku nagrał swoją wersję Maui, niewykluczone, że melodię sam skomponował. Tak twierdzi część znawców tematu, ale tekst jest oryginalny, stary. Właśnie tę wersję przetłumaczyli Elżbieta Chmurska i Dariusz Matuszak, a Cztery Refy nagrały na swojej trzeciej płycie „Pieśni Wielorybnicze”. I to jest moja ulubiona wersja. Sail Ho. Audycja zawiera utwór: "Maui" w wykonaniu zespołu Cztery Refy, słowa: Elżbieta Chmurska i Dariusz Matuszak, muzyka: tradycyjna (tytuł oryginału: "Maui") @jarasaseasongi znajdziesz na facebooku i YouTube :-)

Połowy wielorybów na większości akwenów przeszły już do historii. Na szczęście. Dziś wiemy jakim zagrożeniem dla istnienia łownych gatunków zwierząt jest niepohamowana zachłanność człowieka. XIX-wieczne społeczeństwa nie miały tej swiadomości. A jednocześnie tłuszcz, spermacet, ambra i fiszbiny, 4 podstawowe produkty wielorybnictwa decydowały o tym, że w XIX wieku była to jedna z najważniejszych gałęzi światowego przemysłu.

Bogactwo zastosowań wielorybich „skarbów” powodowało, że oceany pełne były statków wielorybniczych. W okresie największego rozkwitu, wielorybnicza flota samych stanów zjednoczonych liczyła ponad 700 jednostek. Praca była mozolna, niebezpieczna, ciężka, nie miała nic wspólnego z romantyczną wizją żeglarstwa. Ale też na wielorybnikach i o wielorybnikach powstawały jedne z najpiękniejszych pieśni marynarskich. Jedną z nich jest stara Rolling Down to Old Maui, o czym opowiada?

Listopad, to dla dziewiętnastowiecznych wielorybników czas zmian, przynajmniej na Pacyfiku. Kiedy słońce mocno ogrzewało półkulę północną, czyli w nasze powiedzmy lato, od marca do listopada, ścigali Wale Grenlandzkie (baleany) na łowiskach u wybrzeży Kamczatki i Czukotki. W listopadzie trzeba było spłynąć na dół globusa i przygotować się do połowów kaszalotów na subtropikalnych wodach mórz południowych.

Spokojne porty i położenie nad popularnymi szlakami łowieckimi sprawiły, że porty hawajskie stały się wymarzonym miejscem do uzupełnienia sił i zapasów przed „zimowym sezonem”. Wśród nich prym wiodła Lahaina (zwana Lele – kraina nieustającego słońca) znajdująca się na wyspie Maui. I to Maui stała się dla wielorybników obiektem tęsknoty za rozrywką podczas długich polowań na łowiskach. I to Maui stałą się tematem naszej dzisiejszej pieśni. I zarazem tytułem.

Pierwsze statki wielorybnicze przybyły na Hawaje w 1819 r. I stale przypływały przez następne cztery dekady. W rekordowym 1846 roku było ich aż 736. Przybycie wielorybników nie tylko napędzało gospodarkę, ale znacząco wpłynęło na kulturę Hawajów. Marynarze chcieli świeżych, znanych z ojczystych krajów owoców, warzyw i mięs, więc nastąpiły zmiany aby sprostać tym potrzebom. Zakładano nowe uprawy i otwierano zakłady obsługujące wielorybników, rozwijało się rolnictwo, przemysł i usługi. To korzyści, ale wraz z nową żywnością, roślinami i zwierzętami marynarze przynosili także choroby i oczywiście złe obyczaje: hazard, pijaństwo i prostytucja. Ale właśnie o tych nieobyczajnych rozrywkach marzyli przez długie miesiące na morzu.

Rok 1859 i odkrycie złóż ropy w Pensylwanii zwiastował koniec wielorybniczej historii Maui. Pod koniec XiX wieku przemysł wielorybniczy na Hawajach został zastąpiony cukrowniczym. Na plantacjach trzciny również powstawały piękne, przejmujące pieśni, ale o tym może innym razem.

A nasza Maui? Pieśń opowiada o ciężkiej robocie na wielorybniku i tęsknocie za uciechami w Maui. Pochodzi mniej więcej z połowy XIX wieku. Jest znana w paru wersjach. Najpopularniejsza jest ta, do której polski tekst napisał Henryk Szkot Czekała i z zespołem Mechanicy Szanty śpiewa ją jako „Płyńmy w dół do starej Maui”.

Ale jest również wersja zaproponowana przez słynnego badacza angielskiego folkloru Alberta Lancastera Loyda, dla przyjaciół Berta. Na płycie „Leviathan, Ballads & songs of the Whaling Trade” z 1967 roku nagrał swoją wersję Maui, niewykluczone, że melodię sam skomponował. Tak twierdzi część znawców tematu, ale tekst jest oryginalny, stary. Właśnie tę wersję przetłumaczyli Elżbieta Chmurska i Dariusz Matuszak, a Cztery Refy nagrały na swojej trzeciej płycie „Pieśni Wielorybnicze”. I to jest moja ulubiona wersja.

Sail Ho.

Audycja zawiera utwór: "Maui" w wykonaniu zespołu Cztery Refy, słowa: Elżbieta Chmurska i Dariusz Matuszak, muzyka: tradycyjna (tytuł oryginału: "Maui")

@jarasaseasongi znajdziesz na facebooku i YouTube :-)

Pieśń o żelaznym piecyku. (orig. "The Wee Pot Stove")
2022-02-02 01:47:38

Opowieść o skromnych rozrywkach ekipy technicznej na stacji wielorybniczej podczas zimowego. Listopad to czas, w którym gdy jeszcze funkcjonował przemysł wielorybniczy, wielorybnicy wracali do roboty. W stacjach wielorybniczych czekał na nich sprzęt, który był sprawny dzięki ciężkiej pracy ekip serwisowych.   Członkiem takiej ekipy był autor dzisiejszej piosenki. Harry Robertson 1923 – 15 maja 1995. Australijski marynarz szkockiego pochodzenia, inżynier, piosenkarz folkowy autor wielu piosenek. W latach pięćdziesiątych służył na statkach wielorybniczych penetrujących subantarktykę i regiony subtropikalne, pracował również w ekipach serwisowych.  I o przeżyciach z tego okresu opowiada nasza piosenka. „Wee Pot Stove” opowiada o wieczornych posiadówkach na stacji wielorybniczej w Leith Harbour na północno wschodnim brzegu Południowej Georgii, gdzieś na południowym Atlantyku nieopodal Antarktyki (to na tę wyspę Ernest Shackleton dotarł w maju 1916 z pięcioma towarzyszami na 6-metrowej szalupie ratunkowej aby sprowadzić pomoc dla swojej załogi uwięzionej na Wyspie Słoniowej) Po sezonie stację opuszczały transportowce i załogi wielorybników. Na długie zimowe miesiące na wyspie zostawała tylko ekipa techników, która miała za zadanie przygotować statki wielorybnicze do kolejnego sezonu. Przez kilka miesięcy do Leith Harbour nie docierała poczta, o telefonach nikt nawet nie myślał, jedyny kontakt ze światem dawał oficjalny, służbowy odbiornik radiowy. Ekipa techników, remontujących „kitoboje”, po robocie, w długie zimowe wieczory, musiała coś ze sobą zrobić. Zbierali się chłopcy wieczorami wokół małego żelaznego pieca. Na zewnątrz mróz i kilkustopowe zaspy. A nasz Harry Robertson raczył ekipę śliwkowym winem. W tamtych warunkach śliwkowy trunek smakował zapewne jak najlepszy szampan. A jakie efekty dawał? Po pierwszym kubełku towarzystwo odtajało, kiedy sople pospadły z brody zaczynali rozmawiać. Po drugim wszyscy śpiewali: pieśni szkockie, angielskie, norweskie, szwedzkie i jakie inne znali, wesołe i smutne, często sprośne. Nie potrzebne im były żadne instrumenty. Po trzecim towarzystwo wpadało w filozoficzna zadumę, która kończyła się eksplozją antyspołecznych tendencji, kres posiadówy był zazwyczaj burzliwy. Następnego dnia rano, zanim zabrali się do roboty trzeba było rozpalić w piecyku, przedyskutować jakość wczorajszego wina i śpiewu, porównać siniaki po bójce. Jak podkreślał sam autor w opowieściach prym wiódł Paddy the Liar, człowiek który dbał aby nadmiar prawdy nie zepsuł żadnej porządnej historii. Po kubku ciepłego naparu ekipa ruszała do roboty na przemarznięte kitoboje. A wieczorem wszyscy zbierali się przy małym żelaznym piecyku....  I o tym piecyku, będącym centrum życia zimowego na stacji wielorybniczej jest nasz Wee Pot Stove. A na polski przekładając to już będzie Mały żelazny piecyk. Piękne słowa polskie do tej piosenki napisał Jarosław Królik Zajączkowski i jako Pieśń o żelaznym piecyku wykonywał ją razem z zespołem Krewni i Znajomi Królika.  Sail Ho Audycja zawiera utwór: "Pieśń o żelaznym piecyku" w wykonaniu zespołu Krewni i Znajomi Królika,  słowa: Jarosław "Królik Zajączkowski", muzyka: Harry Robertson (tytuł oryginału: "The Wee Pot Stove")  @jarasaseasongi znajdziesz na facebooku i YouTube :-) uH3nKFab4X567NPfcRUH

Opowieść o skromnych rozrywkach ekipy technicznej na stacji wielorybniczej podczas zimowego. Listopad to czas, w którym gdy jeszcze funkcjonował przemysł wielorybniczy, wielorybnicy wracali do roboty. W stacjach wielorybniczych czekał na nich sprzęt, który był sprawny dzięki ciężkiej pracy ekip serwisowych.  

Członkiem takiej ekipy był autor dzisiejszej piosenki. Harry Robertson 1923 – 15 maja 1995. Australijski marynarz szkockiego pochodzenia, inżynier, piosenkarz folkowy autor wielu piosenek. W latach pięćdziesiątych służył na statkach wielorybniczych penetrujących subantarktykę i regiony subtropikalne, pracował również w ekipach serwisowych. 

I o przeżyciach z tego okresu opowiada nasza piosenka. „Wee Pot Stove” opowiada o wieczornych posiadówkach na stacji wielorybniczej w Leith Harbour na północno wschodnim brzegu Południowej Georgii, gdzieś na południowym Atlantyku nieopodal Antarktyki (to na tę wyspę Ernest Shackleton dotarł w maju 1916 z pięcioma towarzyszami na 6-metrowej szalupie ratunkowej aby sprowadzić pomoc dla swojej załogi uwięzionej na Wyspie Słoniowej) Po sezonie stację opuszczały transportowce i załogi wielorybników. Na długie zimowe miesiące na wyspie zostawała tylko ekipa techników, która miała za zadanie przygotować statki wielorybnicze do kolejnego sezonu. Przez kilka miesięcy do Leith Harbour nie docierała poczta, o telefonach nikt nawet nie myślał, jedyny kontakt ze światem dawał oficjalny, służbowy odbiornik radiowy. Ekipa techników, remontujących „kitoboje”, po robocie, w długie zimowe wieczory, musiała coś ze sobą zrobić. Zbierali się chłopcy wieczorami wokół małego żelaznego pieca. Na zewnątrz mróz i kilkustopowe zaspy. A nasz Harry Robertson raczył ekipę śliwkowym winem. W tamtych warunkach śliwkowy trunek smakował zapewne jak najlepszy szampan. A jakie efekty dawał?

Po pierwszym kubełku towarzystwo odtajało, kiedy sople pospadły z brody zaczynali rozmawiać. Po drugim wszyscy śpiewali: pieśni szkockie, angielskie, norweskie, szwedzkie i jakie inne znali, wesołe i smutne, często sprośne. Nie potrzebne im były żadne instrumenty. Po trzecim towarzystwo wpadało w filozoficzna zadumę, która kończyła się eksplozją antyspołecznych tendencji, kres posiadówy był zazwyczaj burzliwy. Następnego dnia rano, zanim zabrali się do roboty trzeba było rozpalić w piecyku, przedyskutować jakość wczorajszego wina i śpiewu, porównać siniaki po bójce. Jak podkreślał sam autor w opowieściach prym wiódł Paddy the Liar, człowiek który dbał aby nadmiar prawdy nie zepsuł żadnej porządnej historii. Po kubku ciepłego naparu ekipa ruszała do roboty na przemarznięte kitoboje. A wieczorem wszyscy zbierali się przy małym żelaznym piecyku.... 

I o tym piecyku, będącym centrum życia zimowego na stacji wielorybniczej jest nasz Wee Pot Stove. A na polski przekładając to już będzie Mały żelazny piecyk. Piękne słowa polskie do tej piosenki napisał Jarosław Królik Zajączkowski i jako Pieśń o żelaznym piecyku wykonywał ją razem z zespołem Krewni i Znajomi Królika. 

Sail Ho


Audycja zawiera utwór: "Pieśń o żelaznym piecyku" w wykonaniu zespołu Krewni i Znajomi Królika,  słowa: Jarosław "Królik Zajączkowski", muzyka: Harry Robertson (tytuł oryginału: "The Wee Pot Stove") 

@jarasaseasongi znajdziesz na facebooku i YouTube :-)

uH3nKFab4X567NPfcRUH

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie