Nowa Europa Wschodnia

Nowa Europa Wschodnia przybliża i odczarowuje "Wschód". Ten cudzysłów został użyty celowo, bo obszar tematyczny, o którym opowiadamy, jest bardzo umownie określony, zróżnicowany pod każdym możliwym względem, a przede wszystkim – ogromny.


Odcinki od najnowszych:

Więzienie zamiast triumfu. Saakaszwili wrócił do Gruzji
2021-10-12 16:34:11

Jeszcze 1 października Micheil Saakaszwili, który rządził Gruzją w latach 2004-2013 publikował entuzjastyczne filmy z Batumi, gdzie witał się ze swoją ojczyzną i zachęcał do oddania głosu w wyborach lokalnych na ugrupowanie, którego do niedawna był przewodniczącym, Zjednoczony Ruch Narodowy. Tego samego wieczoru pojawiła się informacja o jego zatrzymaniu w związku z postawionymi mu zarzutami dotyczącymi nadużywania władzy i nielegalnego przekroczenia granicy. W sobotę późnym wieczorem okazało się, że partia związana z Micheilem Saakaszwilim zajęła w wyborach drugie miejsce zdobywając jednak całkiem niezły wynik, czyli ponad 30 procent głosów.   - On pewnie zaimponował części wyborców, że nie bojąc się więzienia wrócił do kraju. Spełnił swoje obietnice bo o powrocie mówił już kilkukrotnie  - podkreśla Wojciech Górecki.   Ekspert OSW przypomniał, że głosowanie cieszyło się ogromnym zainteresowaniem, w tym Zachodu ponieważ po ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych doszło do politycznego patu. Opozycja bojkotowała bowiem nowy parlament. W końcu po mediacji Unii Europejskiej, doszło w kwietniu do porozumienia: Gruzińskie Marzenie zgodziło się na to, że w przypadku uzyskania mniej niż 43 procent głosów w wyborach lokalnych, rozpisze przedterminowe wybory do parlamentu. Później wycofała się z tego porozumienia, które zawarto przy mediacji UE. Niemniej jednak w wyborach lokalnych GM zdobyło prawie 47 procent.   Podcast został udostępniony bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem i portalem Nowa Europa Wschodnia. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite .  

Jeszcze 1 października Micheil Saakaszwili, który rządził Gruzją w latach 2004-2013 publikował entuzjastyczne filmy z Batumi, gdzie witał się ze swoją ojczyzną i zachęcał do oddania głosu w wyborach lokalnych na ugrupowanie, którego do niedawna był przewodniczącym, Zjednoczony Ruch Narodowy. Tego samego wieczoru pojawiła się informacja o jego zatrzymaniu w związku z postawionymi mu zarzutami dotyczącymi nadużywania władzy i nielegalnego przekroczenia granicy. W sobotę późnym wieczorem okazało się, że partia związana z Micheilem Saakaszwilim zajęła w wyborach drugie miejsce zdobywając jednak całkiem niezły wynik, czyli ponad 30 procent głosów.  

- On pewnie zaimponował części wyborców, że nie bojąc się więzienia wrócił do kraju. Spełnił swoje obietnice bo o powrocie mówił już kilkukrotnie  - podkreśla Wojciech Górecki.  

Ekspert OSW przypomniał, że głosowanie cieszyło się ogromnym zainteresowaniem, w tym Zachodu ponieważ po ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych doszło do politycznego patu. Opozycja bojkotowała bowiem nowy parlament. W końcu po mediacji Unii Europejskiej, doszło w kwietniu do porozumienia: Gruzińskie Marzenie zgodziło się na to, że w przypadku uzyskania mniej niż 43 procent głosów w wyborach lokalnych, rozpisze przedterminowe wybory do parlamentu. Później wycofała się z tego porozumienia, które zawarto przy mediacji UE. Niemniej jednak w wyborach lokalnych GM zdobyło prawie 47 procent.  

Podcast został udostępniony bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem i portalem Nowa Europa Wschodnia. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite.

 

Izraelczycy mają dość Covid-19
2021-10-10 09:33:09

Izraelczycy są zwyczajnie zmęczeni kolejnymi falami koronawirusa i związanym z tym rygorem. Państwo żydowskie jako pierwsze na świecie wprowadziło drakońskie obostrzenia już w 2020 r., a następnie było pierwszym, które rozpoczęło masowe szczepienia. Teraz rząd w Jerozolimie znowu jest w czołówce i jako pierwszy przestał uznawać dwie dawki jako pełną ochronę przeciw Covid-19. W tej chwili tzw. zielona karta, czy paszport covidowy jest ważny wyłącznie dla osób zaszczepionych trzy razy lub takich, które dawkę drugą przyjęły mniej niż sześć miesięcy temu. Niezaszczepieni muszą się testować co dwa dni, co dotyczy także dzieci. Esther Fuerster-Ashkenazi, Izraelka urodzona w Polsce i mieszkająca w Jerozolimie, opowiada o realiach życia w Izraelu i o podejściu mieszkańców tego kraju. Kluczem jest tutaj hebrajskie stwierdzenie „Je beseder”, będzie w porządku, wyrażające podejście mieszkańców tego kraju do trudności. Izraelczycy nie bardzo ufają swojemu rządowi, ale gotowi są podporządkować się wymaganiom rozumiejąc, że jest to jedyny sposób na powstrzymanie choroby i powrót do normalności. Dlatego powszechnie noszą maseczki i szczepią się, gdy mogą. W przypadku pracowników sektora publicznego nie ma wielkiego wyboru. Mąż Esther Fuerster-Ashkenazi jest pracownikiem publicznym i żeby dalej wykonywać swoje obowiązki po prostu musiał przyjąć trzecią dawkę. Dużymi obostrzeniami obwarowany jest także powrót dzieci do szkół. Co dwa dni uczniowie muszą się testować, a stwierdzenie u jednego z nich choroby powoduje, że cała klasa trafia na kwarantannę, podobnie jak rodzice zarażonego dziecka. Obostrzenia są przestrzegane w urzędach, szkołach, centrach handlowych i w większości miejsc publicznych. Zwłaszcza w sklepach są osoby, które zwracają uwagę na potrzebę założenia maseczki. Wyjątkiem są przede wszystkim restauratorzy, którzy już w przeszłości otwarcie buntowali się przeciwko lockdawnowi i polityce rządu. Także teraz, wielu ryzykując mandaty, starają się omijać ograniczenia i prowadzić biznesy uciekając przed bankructwem. Izraelczyków motywuje także poczucie odpowiedzialności za ludzi wokół nich. Za społeczeństwo. To jedno z najważniejszych tłumaczeń ich zachowania, które wynika także z długiej historii zmagań o bezpieczeństwo. Niezależnie od tego, czy jest to zagrożenie terrorem czy chorobą, mieszkańcy państwa żydowskiego mobilizują się, działają solidarnie i gotowi są podejmować duże wyzwania oraz znosić trudności dla wspólnego dobra. Stąd przeświadczenie, że tylko wspólnie i solidarnie działając będą w stanie poradzić sobie z pandemią paraliżującą normalne życie. Co więcej, rozumieją, że pomimo sukcesów, pojawiać się będą kolejne fale mutującego wirusa, a walka z Covid-19 trwać może jeszcze kilka lat.   Podcast został sfinansowany z grantu przyznanego przez Departament Stanu USA. Opinie, stwierdzenia i wnioski zawarte w tym podcaście należą do jego autorów i nie muszą odzwierciedlać stanowiska Departamentu Stanu USA.

Izraelczycy są zwyczajnie zmęczeni kolejnymi falami koronawirusa i związanym z tym rygorem. Państwo żydowskie jako pierwsze na świecie wprowadziło drakońskie obostrzenia już w 2020 r., a następnie było pierwszym, które rozpoczęło masowe szczepienia. Teraz rząd w Jerozolimie znowu jest w czołówce i jako pierwszy przestał uznawać dwie dawki jako pełną ochronę przeciw Covid-19. W tej chwili tzw. zielona karta, czy paszport covidowy jest ważny wyłącznie dla osób zaszczepionych trzy razy lub takich, które dawkę drugą przyjęły mniej niż sześć miesięcy temu. Niezaszczepieni muszą się testować co dwa dni, co dotyczy także dzieci.

Esther Fuerster-Ashkenazi, Izraelka urodzona w Polsce i mieszkająca w Jerozolimie, opowiada o realiach życia w Izraelu i o podejściu mieszkańców tego kraju. Kluczem jest tutaj hebrajskie stwierdzenie „Je beseder”, będzie w porządku, wyrażające podejście mieszkańców tego kraju do trudności. Izraelczycy nie bardzo ufają swojemu rządowi, ale gotowi są podporządkować się wymaganiom rozumiejąc, że jest to jedyny sposób na powstrzymanie choroby i powrót do normalności. Dlatego powszechnie noszą maseczki i szczepią się, gdy mogą.

W przypadku pracowników sektora publicznego nie ma wielkiego wyboru. Mąż Esther Fuerster-Ashkenazi jest pracownikiem publicznym i żeby dalej wykonywać swoje obowiązki po prostu musiał przyjąć trzecią dawkę. Dużymi obostrzeniami obwarowany jest także powrót dzieci do szkół. Co dwa dni uczniowie muszą się testować, a stwierdzenie u jednego z nich choroby powoduje, że cała klasa trafia na kwarantannę, podobnie jak rodzice zarażonego dziecka.

Obostrzenia są przestrzegane w urzędach, szkołach, centrach handlowych i w większości miejsc publicznych. Zwłaszcza w sklepach są osoby, które zwracają uwagę na potrzebę założenia maseczki. Wyjątkiem są przede wszystkim restauratorzy, którzy już w przeszłości otwarcie buntowali się przeciwko lockdawnowi i polityce rządu. Także teraz, wielu ryzykując mandaty, starają się omijać ograniczenia i prowadzić biznesy uciekając przed bankructwem.

Izraelczyków motywuje także poczucie odpowiedzialności za ludzi wokół nich. Za społeczeństwo. To jedno z najważniejszych tłumaczeń ich zachowania, które wynika także z długiej historii zmagań o bezpieczeństwo. Niezależnie od tego, czy jest to zagrożenie terrorem czy chorobą, mieszkańcy państwa żydowskiego mobilizują się, działają solidarnie i gotowi są podejmować duże wyzwania oraz znosić trudności dla wspólnego dobra. Stąd przeświadczenie, że tylko wspólnie i solidarnie działając będą w stanie poradzić sobie z pandemią paraliżującą normalne życie. Co więcej, rozumieją, że pomimo sukcesów, pojawiać się będą kolejne fale mutującego wirusa, a walka z Covid-19 trwać może jeszcze kilka lat.  

Podcast został sfinansowany z grantu przyznanego przez Departament Stanu USA. Opinie, stwierdzenia i wnioski zawarte w tym podcaście należą do jego autorów i nie muszą odzwierciedlać stanowiska Departamentu Stanu USA.

Najemnicy rosyjscy zamiast Francuzów w Mali
2021-10-07 10:53:11

Sytuacja w 20-milionowym Mali nie poprawia się pomimo tego, że od 2013 r. w kraju stacjonują oddziały francuskie. Odpowiedzią na chroniczną niestabilność mają być członkowie tzw. Grupy Wagnera, czyli prywatnej firmy wojskowej ściśle powiązanej z Ministerstwem Obrony w Moskwie.  - To próba innego, odmiennego podejścia władz Mali do tej kwestii, do zagrożeń, które w tym kraju są od lat - powiedział afrykanista, dr Cyprian Kozera, w podcaście Po prostu Wschód Piotra Pogorzelskiego. Teraz Francja zapowiada zmniejszenie liczebności swojego kontyngentu w Mali o połowę, do 2,5 tysiąca żołnierzy. Jednocześnie Paryż wyraża głośno niezadowolenie z powodu zaproszenia Rosjan przez rząd w Bamako. Dr Kozera zwraca uwagę, że już sama zapowiedź ewentualnego przyjazdu Grupy Wagnera wywołała głęboki kryzys między Francją a Mali, co samo w sobie jest pewnym sukcesem Rosjan. Moskwa  bowiem systematycznie  dąży do osłabiania więzi różnych państw na świecie z Zachodem.  "Grupa Wagnera" to nieoficjalna nazwa formacji, która - według światowych mediów i ekspertów - brała udział w walkach w ukraińskim Zagłębiu Donieckim (po stronie prorosyjskich separatystów), czy w Syrii (po stronie prezydenta Baszara Asada). Wagnerowcy od lat działają także w Afryce, od Libii na północy, przez Republikę Środkowoafrykańską i Sudan  po Madagaskar na południu kontynentu. Specjaliści wiążą "prywatną firmę wojskową" ze zbliżonym do Kremla biznesmenem Jewgienijem Prigożynem obłożonym sakcjami przez USA za rolę w wojnie w Ukrainie. Podcast został udostępniony bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem i portalem Nowa Europa Wschodnia. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite .

Sytuacja w 20-milionowym Mali nie poprawia się pomimo tego, że od 2013 r. w kraju stacjonują oddziały francuskie. Odpowiedzią na chroniczną niestabilność mają być członkowie tzw. Grupy Wagnera, czyli prywatnej firmy wojskowej ściśle powiązanej z Ministerstwem Obrony w Moskwie. 

- To próba innego, odmiennego podejścia władz Mali do tej kwestii, do zagrożeń, które w tym kraju są od lat - powiedział afrykanista, dr Cyprian Kozera, w podcaście Po prostu Wschód Piotra Pogorzelskiego.

Teraz Francja zapowiada zmniejszenie liczebności swojego kontyngentu w Mali o połowę, do 2,5 tysiąca żołnierzy. Jednocześnie Paryż wyraża głośno niezadowolenie z powodu zaproszenia Rosjan przez rząd w Bamako. Dr Kozera zwraca uwagę, że już sama zapowiedź ewentualnego przyjazdu Grupy Wagnera wywołała głęboki kryzys między Francją a Mali, co samo w sobie jest pewnym sukcesem Rosjan. Moskwa  bowiem systematycznie  dąży do osłabiania więzi różnych państw na świecie z Zachodem. 

"Grupa Wagnera" to nieoficjalna nazwa formacji, która - według światowych mediów i ekspertów - brała udział w walkach w ukraińskim Zagłębiu Donieckim (po stronie prorosyjskich separatystów), czy w Syrii (po stronie prezydenta Baszara Asada). Wagnerowcy od lat działają także w Afryce, od Libii na północy, przez Republikę Środkowoafrykańską i Sudan  po Madagaskar na południu kontynentu. Specjaliści wiążą "prywatną firmę wojskową" ze zbliżonym do Kremla biznesmenem Jewgienijem Prigożynem obłożonym sakcjami przez USA za rolę w wojnie w Ukrainie.

Podcast został udostępniony bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem i portalem Nowa Europa Wschodnia. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite.

NEWs: Pandora Papers w Czechach
2021-10-06 11:14:03

Dlaczego Czesi nie przywiązują wagi do informacji na temat „dziwnych” milionów euro wydanych przez premiera? Lider partii ANO jest jednocześnie jednym z najbogatszych obywateli Czech. Czy twarda polityka wobec Rosjan podoba się jego wyborcom? Andrej Babiš i Viktor Orbán – o co chodzi w tym najnowszym europejskim politycznym romansie i jak on może wpływać na decyzje wyborcze Czechów? Na pytania Michała Żakowskiego odpowiada Mateusz Gniazdowski, wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich.
Dlaczego Czesi nie przywiązują wagi do informacji na temat „dziwnych” milionów euro wydanych przez premiera? Lider partii ANO jest jednocześnie jednym z najbogatszych obywateli Czech. Czy twarda polityka wobec Rosjan podoba się jego wyborcom? Andrej Babiš i Viktor Orbán – o co chodzi w tym najnowszym europejskim politycznym romansie i jak on może wpływać na decyzje wyborcze Czechów? Na pytania Michała Żakowskiego odpowiada Mateusz Gniazdowski, wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich.

Babi Jar - Wojna o pamięć
2021-10-04 09:00:00

Na placu między wysokimi drzewami w kijowskim parku stoi, wysoka na półtora metra, menora wykonana z czarnego żelaza. U jej podnóża, na dwóch kamiennych tablicach zapisano jedno zdanie, po hebrajsku i ukraińsku „Głos krwi brata twego woła do mnie z ziemi". Wokół z głośników rozbrzmiewają hebrajskie lamenty.  Niedaleko, na skarpie, stoi niewielka drewniana synagoga o nietypowej, na wpół otwartej konstrukcji. Jej sufit pokazuje symboliczne, rozgwieżdżone niebo nad Kijowem 29 września 1941 r. Wtedy, w najświętszy dzień judaizmu, Jom Kipur, Niemcy rozpoczęli masowe rozstrzeliwania Żydów w Babim Jarze. W ciągu dwóch dni zamordowano tutaj 33 771 osób. Babi Jar jest symbolem Holokaustu w Ukrainie. Chociaż od masakry minęło osiemdziesiąt lat, wciąż toczy się walka o to, jak upamiętnić zbrodnię, a co za tym idzie, odpowiedzieć na pytania o sposób upamiętniania historii w kraju, który nadal walczy o swoją przyszłość. Pamięć o Babim Jarze zawsze była tu problematyczna, a teraz pobrzmiewają w niej nawet echa trwającej wojny z Rosją. Współczesny park nie przypomina piaszczystego parowu sprzed osiemdziesięciu lat, w którym w czasie wojny Niemcy zamordowali prawie 100 tys. ludzi, w większości Żydów, choć także sowieckich jeńców wojennych i partyzantów, ludzi chorych psychicznych, zwykłych, aresztowanych Kijowian i ukraińskich nacjonalistów. Po wojnie milicja nie pozwalała upamiętniać tutaj ofiar, a do wąwozu odprowadzano szlam z pobliskiej cegielni. W 1961 r. doszło do katastrofy i błoto wymieszane z ludzkimi kośćmi zalało okolicę grzebiąc setki ludzi.  Jar zasypano, a władze komunistyczne postawiły monument, który nawet nie wspominał o Żydach. Teraz znajduje się tu park i wiele różnych instalacji i pomników poświęconych ofiarom. O utworzenie nowoczesnego, godnego miejsca pamięci konkurują dwie instytucje. Jedna, wspierana przez oligarchów, krytykowana jest za wpisywanie się w rosyjską politykę historyczną i plany stworzenia "Disneylandem Holocaustu”. Jej twórcy stanowczo te oskarżenia odrzucają podkreślając potrzebę przemawiania do odwiedzających w sposób współczesny. Historycy, intelektualiści i aktywiści, którzy nie podzielają tej multimedialnej, „produktowej” wizji pamięci cierpią jednak na brak środków na realizację własnych pomysłów.  - Dla mnie bardzo ważne jest to by powstała ukraińska polityka pamięci, nie rosyjska, nie amerykańska, czy nawet polska – mówi Josyf Zisels, przewodniczący związku gmin i organizacji żydowskich w Ukrainie. - Powinna być to ukraińska polityka pamięci, która wyrosła z ukraińskiej kultury pamięci. Oznacza to wypracowany przez naród ukraiński punkt widzenia na obecność Żydów w ich kraju, na II wojnę światową, na Holocaust i na Babi Jar. To jednak wymaga jedności, której w Ukrainie nie ma, a nawet poglądy na upamiętnianie Holokaustu są powodem podejrzeń o udział w rosyjskiej wojnie hybrydowej. Bez wątpienia pamięć o przeszłości jest niezwykle istotna dla umacniania młodego państwa, a tragedia Babiego Jaru stała się jednym z symbolicznych pól bitewnych, na których trwa walka o tożsamość narodową Ukraińców. Podcast został zrealizowany przez Jerzego Sobottę i Aleksandra Ralikota dla Bayerischer Rundfunk. Adaptacja na język polski - Free Range Productions.

Na placu między wysokimi drzewami w kijowskim parku stoi, wysoka na półtora metra, menora wykonana z czarnego żelaza. U jej podnóża, na dwóch kamiennych tablicach zapisano jedno zdanie, po hebrajsku i ukraińsku „Głos krwi brata twego woła do mnie z ziemi". Wokół z głośników rozbrzmiewają hebrajskie lamenty. 

Niedaleko, na skarpie, stoi niewielka drewniana synagoga o nietypowej, na wpół otwartej konstrukcji. Jej sufit pokazuje symboliczne, rozgwieżdżone niebo nad Kijowem 29 września 1941 r. Wtedy, w najświętszy dzień judaizmu, Jom Kipur, Niemcy rozpoczęli masowe rozstrzeliwania Żydów w Babim Jarze. W ciągu dwóch dni zamordowano tutaj 33 771 osób.

Babi Jar jest symbolem Holokaustu w Ukrainie. Chociaż od masakry minęło osiemdziesiąt lat, wciąż toczy się walka o to, jak upamiętnić zbrodnię, a co za tym idzie, odpowiedzieć na pytania o sposób upamiętniania historii w kraju, który nadal walczy o swoją przyszłość. Pamięć o Babim Jarze zawsze była tu problematyczna, a teraz pobrzmiewają w niej nawet echa trwającej wojny z Rosją.

Współczesny park nie przypomina piaszczystego parowu sprzed osiemdziesięciu lat, w którym w czasie wojny Niemcy zamordowali prawie 100 tys. ludzi, w większości Żydów, choć także sowieckich jeńców wojennych i partyzantów, ludzi chorych psychicznych, zwykłych, aresztowanych Kijowian i ukraińskich nacjonalistów. Po wojnie milicja nie pozwalała upamiętniać tutaj ofiar, a do wąwozu odprowadzano szlam z pobliskiej cegielni. W 1961 r. doszło do katastrofy i błoto wymieszane z ludzkimi kośćmi zalało okolicę grzebiąc setki ludzi. 

Jar zasypano, a władze komunistyczne postawiły monument, który nawet nie wspominał o Żydach. Teraz znajduje się tu park i wiele różnych instalacji i pomników poświęconych ofiarom. O utworzenie nowoczesnego, godnego miejsca pamięci konkurują dwie instytucje. Jedna, wspierana przez oligarchów, krytykowana jest za wpisywanie się w rosyjską politykę historyczną i plany stworzenia "Disneylandem Holocaustu”. Jej twórcy stanowczo te oskarżenia odrzucają podkreślając potrzebę przemawiania do odwiedzających w sposób współczesny. Historycy, intelektualiści i aktywiści, którzy nie podzielają tej multimedialnej, „produktowej” wizji pamięci cierpią jednak na brak środków na realizację własnych pomysłów. 

- Dla mnie bardzo ważne jest to by powstała ukraińska polityka pamięci, nie rosyjska, nie amerykańska, czy nawet polska – mówi Josyf Zisels, przewodniczący związku gmin i organizacji żydowskich w Ukrainie. - Powinna być to ukraińska polityka pamięci, która wyrosła z ukraińskiej kultury pamięci. Oznacza to wypracowany przez naród ukraiński punkt widzenia na obecność Żydów w ich kraju, na II wojnę światową, na Holocaust i na Babi Jar.

To jednak wymaga jedności, której w Ukrainie nie ma, a nawet poglądy na upamiętnianie Holokaustu są powodem podejrzeń o udział w rosyjskiej wojnie hybrydowej. Bez wątpienia pamięć o przeszłości jest niezwykle istotna dla umacniania młodego państwa, a tragedia Babiego Jaru stała się jednym z symbolicznych pól bitewnych, na których trwa walka o tożsamość narodową Ukraińców.

Podcast został zrealizowany przez Jerzego Sobottę i Aleksandra Ralikota dla Bayerischer Rundfunk. Adaptacja na język polski - Free Range Productions.

Jesteśmy zakładnikami uzbrojonego wariata
2021-10-03 09:00:00

- Człowiek nosi swoje niebo ze sobą, mówi bohater książki białoruskiego pisarza, Władimira Kratkiewicza. Każdy Białorusin nosi swoją Białoruś ze sobą na tyle, na ile może – podkreśla Andriej Chadanowicz, pisarz, tłumacz, który między innymi, przetłumaczył na język białoruski piosenkę Mury w Polsce znaną z wykonań Jacka Kaczmarskiego. – Niezależnie od tego ma ją ze sobą w Kijowie, we Lwowie, w Wilnie, Berlinie, w Krakowie. Z tego nie powstanie niepodległa Białoruś jako państwo, ale uchodząc przed fizycznym zniszczeniem mnożymy i powielamy Białoruś tam, gdzie jesteśmy – dodaje. Chadanowicz zastanawia się nad tym, jak powinna wyglądać Białoruś „dzień po” i kim jest Białorusin. Z radości jego rodacy wykupią cały zapas szampana ze sklepów, a ulice Mińska zablokują samochody świętujących. To odpowiedź anegdotyczna, ale ma świadomość, że sytuacja nie będzie prosta i natychmiast wybuchnie spór o kształt demokracji. Wielojęzyczność i zróżnicowanie, czyli to, w czym wielu widzi problem, dla pisarza jest jednak siłą społeczeństwa.  Dla Chadanowicza nie jest ważne, czy ktoś pisze książki po białorusku, rosyjsku czy po ukraińsku . Nadal jest pisarzem białoruskim z kraju, w którym obok siebie stać będą cerkiew, kościół, synagoga i pomnik Lenina. Artysta podkreśla, że siła jego rodaków leży gdzie indziej. Jej źródłem są cierpliwości i metodyczne działanie.  Ukraińcy są Białorusinom najbliżsi spośród sąsiadów, jednak już na pierwszy rzut oka widać różnice. Białorusin ludzi wiedzieć, co będzie się działo jutro, a znając, co przyniesie pojutrze czuł się będzie jeszcze lepiej. Chadanowicz zaznacza, że jego rodacy nie są skorzy do przemocy czy publicznego dawania upustu emocjom.  Co prawda reżim Alaksandra Łukaszenki teraz wykorzystuje to przywiązanie do pokoju i praworządności i brutalnie tłumi wszelką krytykę. Zdaniem artysty, jest jak wariat z bronią, który terroryzuje cały kraj, ale i to przeminie. - Nasz wariat zrozumiał, że nikt go już nie lubi – mówi Chadanowicz. Artysta uważa, że właśnie utrata zaufania oraz fakt, że na ulice wychodziły kobiety i nikt nie rzucał kamieniami w OMON świadczy o determinacji jego rodaków, którym droga do wolności zajmie więcej czasu, niż Ukraińcom, ale z niej już nie zawrócą.  Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

- Człowiek nosi swoje niebo ze sobą, mówi bohater książki białoruskiego pisarza, Władimira Kratkiewicza. Każdy Białorusin nosi swoją Białoruś ze sobą na tyle, na ile może – podkreśla Andriej Chadanowicz, pisarz, tłumacz, który między innymi, przetłumaczył na język białoruski piosenkę Mury w Polsce znaną z wykonań Jacka Kaczmarskiego. – Niezależnie od tego ma ją ze sobą w Kijowie, we Lwowie, w Wilnie, Berlinie, w Krakowie. Z tego nie powstanie niepodległa Białoruś jako państwo, ale uchodząc przed fizycznym zniszczeniem mnożymy i powielamy Białoruś tam, gdzie jesteśmy – dodaje.

Chadanowicz zastanawia się nad tym, jak powinna wyglądać Białoruś „dzień po” i kim jest Białorusin. Z radości jego rodacy wykupią cały zapas szampana ze sklepów, a ulice Mińska zablokują samochody świętujących. To odpowiedź anegdotyczna, ale ma świadomość, że sytuacja nie będzie prosta i natychmiast wybuchnie spór o kształt demokracji. Wielojęzyczność i zróżnicowanie, czyli to, w czym wielu widzi problem, dla pisarza jest jednak siłą społeczeństwa. 

Dla Chadanowicza nie jest ważne, czy ktoś pisze książki po białorusku, rosyjsku czy po ukraińsku . Nadal jest pisarzem białoruskim z kraju, w którym obok siebie stać będą cerkiew, kościół, synagoga i pomnik Lenina. Artysta podkreśla, że siła jego rodaków leży gdzie indziej. Jej źródłem są cierpliwości i metodyczne działanie. 

Ukraińcy są Białorusinom najbliżsi spośród sąsiadów, jednak już na pierwszy rzut oka widać różnice. Białorusin ludzi wiedzieć, co będzie się działo jutro, a znając, co przyniesie pojutrze czuł się będzie jeszcze lepiej. Chadanowicz zaznacza, że jego rodacy nie są skorzy do przemocy czy publicznego dawania upustu emocjom. 

Co prawda reżim Alaksandra Łukaszenki teraz wykorzystuje to przywiązanie do pokoju i praworządności i brutalnie tłumi wszelką krytykę. Zdaniem artysty, jest jak wariat z bronią, który terroryzuje cały kraj, ale i to przeminie.

- Nasz wariat zrozumiał, że nikt go już nie lubi – mówi Chadanowicz. Artysta uważa, że właśnie utrata zaufania oraz fakt, że na ulice wychodziły kobiety i nikt nie rzucał kamieniami w OMON świadczy o determinacji jego rodaków, którym droga do wolności zajmie więcej czasu, niż Ukraińcom, ale z niej już nie zawrócą. 

Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Finlandia przygotowuje się do obrony granic
2021-09-30 12:27:51

Finlandia nie jest członkiem NATO, ale w nowej strategii obronnej powtórzono, że Helsinki zastrzegają sobie prawo do przystąpienia do Sojuszu. Na razie jednak nie takie działania nie zostaną podjęte. Większość Finów jest co do tego zgodna. Obecnie Helsinki stawiają na współpracę wojskową głównie  ze Szwecją, Norwegią i Stanami Zjednoczonymi. Wynika to z tego, że Finlandia przede wszystkim obawia się rywalizacji o Arktykę oraz w basenie Morza Bałtyckiego, co wyraźnie wskazuje na Rosję, jako na źródło zagrożenia.  - Strategia odnotowuje pogarszające się środowisko bezpieczeństwa Finlandii - zaznaczył Piotr Szymański z Ośrodka Studiów Wschodnich.  Fińskie siły zbrojne oparte są na poborze, co pozwala  krajowi posiadającemu nieco ponad 5,5 mln mieszkańców stworzyć armię liczącą nawet  280 tysięcy żołnierzy. Na co dzień, w czasie pokoju, służbę pełni ok. 8 tys. żołnierzy zawodowych. Nowa strategia także w tym obszarze wprowadza istotne zmiany  organizacyjne.  Więcej na temat zmian w fińskich siłach zbrojnych, przede wszystkim, ogromnych inwestycjach w marynarce wojennej w rozmowie Piotra Pogorzelskiego.  Podcast został udostępniony bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem i portalem  Nowa Europa Wschodnia . Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na  Patronite .

Finlandia nie jest członkiem NATO, ale w nowej strategii obronnej powtórzono, że Helsinki zastrzegają sobie prawo do przystąpienia do Sojuszu. Na razie jednak nie takie działania nie zostaną podjęte. Większość Finów jest co do tego zgodna. Obecnie Helsinki stawiają na współpracę wojskową głównie  ze Szwecją, Norwegią i Stanami Zjednoczonymi. Wynika to z tego, że Finlandia przede wszystkim obawia się rywalizacji o Arktykę oraz w basenie Morza Bałtyckiego, co wyraźnie wskazuje na Rosję, jako na źródło zagrożenia. 

- Strategia odnotowuje pogarszające się środowisko bezpieczeństwa Finlandii - zaznaczył Piotr Szymański z Ośrodka Studiów Wschodnich. 

Fińskie siły zbrojne oparte są na poborze, co pozwala  krajowi posiadającemu nieco ponad 5,5 mln mieszkańców stworzyć armię liczącą nawet  280 tysięcy żołnierzy. Na co dzień, w czasie pokoju, służbę pełni ok. 8 tys. żołnierzy zawodowych. Nowa strategia także w tym obszarze wprowadza istotne zmiany  organizacyjne. 

Więcej na temat zmian w fińskich siłach zbrojnych, przede wszystkim, ogromnych inwestycjach w marynarce wojennej w rozmowie Piotra Pogorzelskiego. 

Podcast został udostępniony bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem i portalem Nowa Europa Wschodnia. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite.

NEWs: Koniec ery Merkel w niemieckiej polityce wschodniej
2021-09-29 15:09:49

Co zmieni odejście Angeli Merkel w polityce wschodniej Niemiec? Czy kończy się okres wyrozumiałości Berlina dla Warszawy czy Budapesztu? Czy politycy SPD są naturalnymi sojusznikami Rosji? Jak w czasie 16 lat rządów Angeli Merkel zmieniło się patrzenie Niemców na Rosję? Na pytania Michała Żakowskiego odpowiada Agnieszka Łada-Konefał, Wicedyrektorka Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich w Darmstadt.
Co zmieni odejście Angeli Merkel w polityce wschodniej Niemiec? Czy kończy się okres wyrozumiałości Berlina dla Warszawy czy Budapesztu? Czy politycy SPD są naturalnymi sojusznikami Rosji? Jak w czasie 16 lat rządów Angeli Merkel zmieniło się patrzenie Niemców na Rosję? Na pytania Michała Żakowskiego odpowiada Agnieszka Łada-Konefał, Wicedyrektorka Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich w Darmstadt.

Z pandemią można sobie poradzić. Trzeba zacząć myśleć racjonalnie
2021-09-26 11:00:00

Jesienią, wraz ochłodzeniem, przyszła kolejna fala pandemii. Wiele czynników powoduje, że epidemia w różny sposób przebiega niejednakowo. Prof. Krzysztof Simon,  kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu zaznacza, że wynika to, między innymi, ze sposobów podróżowania czy stosowania lockdownów, które były katastrofalne dla gospodarki, ale zahamowały choroby. Tak było w Polsce jesienią ubiegłego roku, gdy nastąpił szczyt zachorowań i umieralności. Teraz sytuacja się powtarza i zdaniem eksperta, nie jest to nic nadzwyczajnego bo wynika z reakcji na ochłodzenie. - Teraz nie będzie takiego nieszczęścia, bo połowa kraju jest w miarę zaszczepiona, ileś osób przechorowało lub zmarło, to jest ubytek dodatkowych 100 tys. ludzi, nie wiemy ile osób przechorowało bezobjawowo – mówi prof. Simon. – Więc grupa, która potencjalnie mogłaby się zakazić jest zdecydowanie mniejsze. W tej grupie więcej jest młodych niż starych, bo ci po pięćdziesiątce się jednak się zaszczepiło. Skok będzie, choć moim zdaniem nie doprowadzi do ruiny służby zdrowia – dodaje. Trwanie pandemii zależy od mutacji, które są uzależnione od liczby chorych. Ona skończyłaby się, gdyby wszyscy nosili maski, myli ręce, trzymali dystans, stosowali pewne lockdowny i się szczepili. Wirus zostałby wyeliminowany. Prof. Simon uważa, że współpraca z ministerstwem zdrowia układa się dobrze, natomiast rady specjalistów przechodzą przez opinie ekonomiczne i polityczne, czego skutkami niekiedy są „niezrozumiałe potworki”. Jednak niektóre decyzje, takie jak wprowadzenie trzeciej dawki szczepień dla osób po 50-tce, są słuszne.  - Ludzie, którzy mają kontakt z nowymi wariantami wirusa muszą być zabezpieczeni – podkreśla prof. Simon i dodaje, że szczepionki nie są idealne dla wszystkich mutacji, jednak trzeba je stosować.  Specjalista podkreśla, że technologie produkcji stosowanych obecnie szczepionek mRNA nie są nowe. Powstały ponad 20 lat temu w czasie pandemii Sars-1, którą jednak udało się zatrzymać. Prof. Simon podkreśla, że nie są to szczepionki genetyczne, a odporność nie jest dziedziczona. Zdaniem lekarza szczepionki mRNA są przyszłości ze względu na szybkość dostosowywania ich do kolejnych wariantów chorób. Dzięki tej technologii nową szczepionkę można wyprodukować w ciągu 4-6 tygodni od rozpoznania takiej potrzeby.  Prof. Simon ostrzega przed możliwością wykorzystania chorób, takich jak Covid-19 jako broni. Jego zdaniem agresor może zaszczepić swoich, potrzebnych ludzi, wywołać masowe zachorowania w kraju sąsiednim, połączyć to z propagandą i szerzeniem dezinformacji, na przykład o szkodliwości masek, i wygrać wojnę. To szybka metoda zniszczenia przeciwnika. Z perspektywy lekarza, wcześniej czy później ktoś takiej metody użyje, bo jest znacznie tańsza od prowadzenia wojny metodami klasycznymi. Jedyną metodą obrony jest racjonalne myślenie i edukacja. Prof. Simon chciałby także widzieć „normalnych, wykształconych przywódców, którzy mogą się różnić, wykształcone społeczeństwo. Podcast został sfinansowany z grantu przyznanego przez Departament Stanu USA. Opinie, stwierdzenia i wnioski zawarte w tym podcaście należą do jego autorów i nie muszą odzwierciedlać stanowiska Departamentu Stanu USA.

Jesienią, wraz ochłodzeniem, przyszła kolejna fala pandemii. Wiele czynników powoduje, że epidemia w różny sposób przebiega niejednakowo. Prof. Krzysztof Simon,  kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu zaznacza, że wynika to, między innymi, ze sposobów podróżowania czy stosowania lockdownów, które były katastrofalne dla gospodarki, ale zahamowały choroby. Tak było w Polsce jesienią ubiegłego roku, gdy nastąpił szczyt zachorowań i umieralności. Teraz sytuacja się powtarza i zdaniem eksperta, nie jest to nic nadzwyczajnego bo wynika z reakcji na ochłodzenie.

- Teraz nie będzie takiego nieszczęścia, bo połowa kraju jest w miarę zaszczepiona, ileś osób przechorowało lub zmarło, to jest ubytek dodatkowych 100 tys. ludzi, nie wiemy ile osób przechorowało bezobjawowo – mówi prof. Simon. – Więc grupa, która potencjalnie mogłaby się zakazić jest zdecydowanie mniejsze. W tej grupie więcej jest młodych niż starych, bo ci po pięćdziesiątce się jednak się zaszczepiło. Skok będzie, choć moim zdaniem nie doprowadzi do ruiny służby zdrowia – dodaje.

Trwanie pandemii zależy od mutacji, które są uzależnione od liczby chorych. Ona skończyłaby się, gdyby wszyscy nosili maski, myli ręce, trzymali dystans, stosowali pewne lockdowny i się szczepili. Wirus zostałby wyeliminowany.

Prof. Simon uważa, że współpraca z ministerstwem zdrowia układa się dobrze, natomiast rady specjalistów przechodzą przez opinie ekonomiczne i polityczne, czego skutkami niekiedy są „niezrozumiałe potworki”. Jednak niektóre decyzje, takie jak wprowadzenie trzeciej dawki szczepień dla osób po 50-tce, są słuszne. 

- Ludzie, którzy mają kontakt z nowymi wariantami wirusa muszą być zabezpieczeni – podkreśla prof. Simon i dodaje, że szczepionki nie są idealne dla wszystkich mutacji, jednak trzeba je stosować. 

Specjalista podkreśla, że technologie produkcji stosowanych obecnie szczepionek mRNA nie są nowe. Powstały ponad 20 lat temu w czasie pandemii Sars-1, którą jednak udało się zatrzymać. Prof. Simon podkreśla, że nie są to szczepionki genetyczne, a odporność nie jest dziedziczona. Zdaniem lekarza szczepionki mRNA są przyszłości ze względu na szybkość dostosowywania ich do kolejnych wariantów chorób. Dzięki tej technologii nową szczepionkę można wyprodukować w ciągu 4-6 tygodni od rozpoznania takiej potrzeby. 

Prof. Simon ostrzega przed możliwością wykorzystania chorób, takich jak Covid-19 jako broni. Jego zdaniem agresor może zaszczepić swoich, potrzebnych ludzi, wywołać masowe zachorowania w kraju sąsiednim, połączyć to z propagandą i szerzeniem dezinformacji, na przykład o szkodliwości masek, i wygrać wojnę. To szybka metoda zniszczenia przeciwnika.

Z perspektywy lekarza, wcześniej czy później ktoś takiej metody użyje, bo jest znacznie tańsza od prowadzenia wojny metodami klasycznymi. Jedyną metodą obrony jest racjonalne myślenie i edukacja. Prof. Simon chciałby także widzieć „normalnych, wykształconych przywódców, którzy mogą się różnić, wykształcone społeczeństwo.

Podcast został sfinansowany z grantu przyznanego przez Departament Stanu USA. Opinie, stwierdzenia i wnioski zawarte w tym podcaście należą do jego autorów i nie muszą odzwierciedlać stanowiska Departamentu Stanu USA.

Co zrobić z talibami?
2021-09-21 18:59:49

W rozmowie z Piotrem Pogorzelskim w podcaście Po prostu Wschód  dr Ludwika Włodek ze Studium Europy Wschodniej i  Azji Centralnej Uniwersytetu Warszawskiego przypomniała, że najbardziej zdecydowaną pozycję zajmuje Tadżykistan.  - Można powiedzieć, że dzięki temu wzrosła popularność samego prezydenta Tadżykistanu, który wspiera antytalibańską  opozycję [...] On miał zawsze na pieńku z talibami i władze Duszanbe są chyba jedynymi w Azji Środkowej, które nie rozpoczęły flirtu z nowymi władzami afgańskimi - mówi.  Swoją rolę odgrywa też Rosja, która od wielu lat ma kontakty z talibami. Z drugiej strony, wspiera stanowisko Tadżykistanu.  - To jest charakterystyczna polityka Moskwy żeby być w regionie w dobrych stosunkach z dwoma stronami - dodaje.  Nie do końca jest jasne też stanowisko Uzbekistanu, który wysyła sprzeczne sygnały.  Więcej na ten temat w najnowszym wydaniu podcastu.  Podcast został udostępniony bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem i portalem Nowa Europa Wschodnia. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite .    

W rozmowie z Piotrem Pogorzelskim w podcaście Po prostu Wschód  dr Ludwika Włodek ze Studium Europy Wschodniej i  Azji Centralnej Uniwersytetu Warszawskiego przypomniała, że najbardziej zdecydowaną pozycję zajmuje Tadżykistan. 

- Można powiedzieć, że dzięki temu wzrosła popularność samego prezydenta Tadżykistanu, który wspiera antytalibańską  opozycję [...] On miał zawsze na pieńku z talibami i władze Duszanbe są chyba jedynymi w Azji Środkowej, które nie rozpoczęły flirtu z nowymi władzami afgańskimi - mówi. 

Swoją rolę odgrywa też Rosja, która od wielu lat ma kontakty z talibami. Z drugiej strony, wspiera stanowisko Tadżykistanu. 

- To jest charakterystyczna polityka Moskwy żeby być w regionie w dobrych stosunkach z dwoma stronami - dodaje. 

Nie do końca jest jasne też stanowisko Uzbekistanu, który wysyła sprzeczne sygnały.  Więcej na ten temat w najnowszym wydaniu podcastu. 

Podcast został udostępniony bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem i portalem Nowa Europa Wschodnia. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite.

 

 

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie