Historia Jakiej Nie Znacie

https://podcasters.spotify.com/pod/show/historia-jakiejnieznacie/subscribe

Czy program nauczania historii przypadkiem nie pomija najciekawszych faktów i ważnych procesów skupiając się tylko na końcowych efektach w postaci wojen i bitew. W naszym podcaście staramy się poruszać szerzej nieznane tematy, odpowiadać na kontrowersyjne pytania, czy także prezentować wyjątkowe postaci i przełomy technologiczne. To podcast największego na polskim Facebooku fanpage historycznego. Możecie nas słuchać na wszystkich dostępnych platformach. Będzie świetnie jeżeli podzielicie się komentarzem, zasubskrybujecie nasz kanał albo wystawicie pozytywną recenzję choćby na Apple Podcast.

Kategorie:
Historia

Odcinki od najnowszych:

#204 Biurowa innowacja… przemysłu lotniczego. Historia karteczki Post-in
2021-07-12 10:28:36

W 1968 roku dr Spencer Silver pracował nad super mocnym klejem. Jego badania nie przynosiły rezultatu, jednak udało mu się stworzyć klej, który lekko przywierał do powierzchni, ale nie wiązał się z nim na stałe. Tymczasem Art Fry, jego kolega z 3M, był sfrustrowany. Podczas ćwiczeń z chórem kościelnym wykorzystywał małe skrawki papieru, aby móc odnaleźć właściwą pieśń. Jednak w trakcie niedzielnych mszy, karteczki wypadały mu ze śpiewnika. Art postanowił więc użyć kleju Silvera do przyczepiania zakładek w śpiewniku. Tak narodziły się żółte karteczki Post-It. Jednak za ich sukcesem nie stał przypadek. Był to czas, gdy u sterów 3M zasiadał William McKnight, który udowodnił, że innowacja zaczyna się od kultury organizacyjnej i najprostszych zasad, a nie od pustych sloganów. Pamiętaj o subskrypcji naszego podcastu, a jeżeli chcesz nas wesprzeć zostaw recenzję. Codzienne posty i ciekawostki historyczne znajdziesz na naszym fanpage https://www.facebook.com/historiajakiejnieznacie

W 1968 roku dr Spencer Silver pracował nad super mocnym klejem. Jego badania nie przynosiły rezultatu, jednak udało mu się stworzyć klej, który lekko przywierał do powierzchni, ale nie wiązał się z nim na stałe.

Tymczasem Art Fry, jego kolega z 3M, był sfrustrowany. Podczas ćwiczeń z chórem kościelnym wykorzystywał małe skrawki papieru, aby móc odnaleźć właściwą pieśń. Jednak w trakcie niedzielnych mszy, karteczki wypadały mu ze śpiewnika.

Art postanowił więc użyć kleju Silvera do przyczepiania zakładek w śpiewniku. Tak narodziły się żółte karteczki Post-It.

Jednak za ich sukcesem nie stał przypadek. Był to czas, gdy u sterów 3M zasiadał William McKnight, który udowodnił, że innowacja zaczyna się od kultury organizacyjnej i najprostszych zasad, a nie od pustych sloganów.

Pamiętaj o subskrypcji naszego podcastu, a jeżeli chcesz nas wesprzeć zostaw recenzję. Codzienne posty i ciekawostki historyczne znajdziesz na naszym fanpage https://www.facebook.com/historiajakiejnieznacie

#203 Kto wymyślił pierwszy aparat cyfrowy i dlaczego Kodak nie chciał innowacji?
2021-07-12 09:55:42

“Zdjęcie cyfrowe” to jeden z najważniejszych wynalazków naszych czasów. W 1976 roku potentat fotografii, amerykańska firma Kodak odrzucił pomysł swojego inżyniera na pierwszy cyfrowy aparat tego typu. Wynalezienie “cyfrówki” było nie na rękę menadżerom Kodaka. Mogłoby spowodować, że ludzie przestaną kupować klisze, a zakłady fotograficzne… wywoływać zdjęcia. Pamiętaj o subskrypcji naszego podcastu, a jeżeli chcesz nas wesprzeć zostaw recenzję. Codzienne posty i ciekawostki historyczne znajdziesz na naszym fanpage https://www.facebook.com/historiajakiejnieznacie

“Zdjęcie cyfrowe” to jeden z najważniejszych wynalazków naszych czasów. W 1976 roku potentat fotografii, amerykańska firma Kodak odrzucił pomysł swojego inżyniera na pierwszy cyfrowy aparat tego typu. Wynalezienie “cyfrówki” było nie na rękę menadżerom Kodaka. Mogłoby spowodować, że ludzie przestaną kupować klisze, a zakłady fotograficzne… wywoływać zdjęcia.

Pamiętaj o subskrypcji naszego podcastu, a jeżeli chcesz nas wesprzeć zostaw recenzję. Codzienne posty i ciekawostki historyczne znajdziesz na naszym fanpage https://www.facebook.com/historiajakiejnieznacie


#202 Geniusz informatyki z PRL. Polak, który wyprzedził Apple
2021-07-12 09:38:05

Jacek Karpiński w II wojnie światowej służył w Batalionie Zośka. W Powstaniu Warszawskim został postrzelony w kręgosłup, a po wojnie zajął się nauką. W 1960 roku był jednym z 6 laureatów światowego konkursu UNESCO. W nagrodę wyjechał na Harvard i MIT. Po powrocie brał udział w konstruowaniu Perceptronu - sieci neuronowej. Na początku lat 70-tych stworzył rewolucyjny komputer K-202 wielkości walizki. W czasach gdy Steve Jobs był dopiero nastolatkiem, Jacek Karpiński stanął przed szansą stworzenia polskiej Doliny Krzemowej. Jednak przeciwników miał poważnych. Byli nim… ustrój socjalistyczny i sam charakter genialnego konstruktora. Pamiętaj o subskrypcji naszego podcastu, a jeżeli chcesz nas wesprzeć zostaw recenzję. Codzienne posty i ciekawostki historyczne znajdziesz na naszym fanpage https://www.facebook.com/historiajakiejnieznacie

Jacek Karpiński w II wojnie światowej służył w Batalionie Zośka. W Powstaniu Warszawskim został postrzelony w kręgosłup, a po wojnie zajął się nauką. W 1960 roku był jednym z 6 laureatów światowego konkursu UNESCO. W nagrodę wyjechał na Harvard i MIT. Po powrocie brał udział w konstruowaniu Perceptronu - sieci neuronowej. Na początku lat 70-tych stworzył rewolucyjny komputer K-202 wielkości walizki. W czasach gdy Steve Jobs był dopiero nastolatkiem, Jacek Karpiński stanął przed szansą stworzenia polskiej Doliny Krzemowej. Jednak przeciwników miał poważnych. Byli nim… ustrój socjalistyczny i sam charakter genialnego konstruktora.

Pamiętaj o subskrypcji naszego podcastu, a jeżeli chcesz nas wesprzeć zostaw recenzję. Codzienne posty i ciekawostki historyczne znajdziesz na naszym fanpage https://www.facebook.com/historiajakiejnieznacie

#201 Historia kobiet w IT. Cyfrowe dziewczyny i informatyka
2021-07-12 09:00:00

Mity założycielskie start-up’ów technologicznych zostały zdominowane przez mężczyzn, takich jak Steve Jobs czy Bill Gates, ze swoimi słynnymi „garażowymi” historiami. Jednak wśród geniuszy z Doliny Krzemowej próżno szukać kobiet o celebryckim statusie. Może za wyjątkiem Sheryl Sandberg z Google i Facebook czy Elizabeth Holmes, ale z kolei jej niechlubny zapis na kartach historii to opowieść na osobny odcinek. To o tyle smutne, że brak wzorców do naśladowania negatywnie wpływa na popularyzację kariery w IT wśród kobiet. Ale jeśli spojrzeć wstecz, to technologia bynajmniej nie była domeną mężczyzn. I dlatego chciałbym Was dziś zaprosić do kilkunastominutowego powrotu do przeszłości. Pamiętaj o subskrypcji naszego podcastu, a jeżeli chcesz nas wesprzeć zostaw recenzję. Codzienne posty i ciekawostki historyczne znajdziesz na naszym fanpage Pamiętaj o subskrypcji naszego podcastu, a jeżeli chcesz nas wesprzeć zostaw recenzję. Codzienne posty i ciekawostki historyczne znajdziesz na naszym fanpage https://www.facebook.com/historiajakiejnieznacie

Mity założycielskie start-up’ów technologicznych zostały zdominowane przez mężczyzn, takich jak Steve Jobs czy Bill Gates, ze swoimi słynnymi „garażowymi” historiami. Jednak wśród geniuszy z Doliny Krzemowej próżno szukać kobiet o celebryckim statusie. Może za wyjątkiem Sheryl Sandberg z Google i Facebook czy Elizabeth Holmes, ale z kolei jej niechlubny zapis na kartach historii to opowieść na osobny odcinek.

To o tyle smutne, że brak wzorców do naśladowania negatywnie wpływa na popularyzację kariery w IT wśród kobiet. Ale jeśli spojrzeć wstecz, to technologia bynajmniej nie była domeną mężczyzn. I dlatego chciałbym Was dziś zaprosić do kilkunastominutowego powrotu do przeszłości.

Pamiętaj o subskrypcji naszego podcastu, a jeżeli chcesz nas wesprzeć zostaw recenzję. Codzienne posty i ciekawostki historyczne znajdziesz na naszym fanpage Pamiętaj o subskrypcji naszego podcastu, a jeżeli chcesz nas wesprzeć zostaw recenzję. Codzienne posty i ciekawostki historyczne znajdziesz na naszym fanpage https://www.facebook.com/historiajakiejnieznacie

Narwik 1940. Bezsensowna kampania aliantów?
2021-06-11 09:00:00

Wiosną 1940 roku celem brytyjsko-francuskiego dowództwa toczącego nadal tzw. dziwną wojnę przeciwko Hitlerowi stało się opanowanie Narwiku zajętego przez Niemców po ataku na Norwegię. Położony poza kręgiem polarnym niezamarzający w wyniku działania ciepłych prądów oceanicznych port był ważnym miejscem transportu szwedzkiej rudy żelaza dla przemysłu III Rzeszy. Do walki wysłano statki Royal Navy, jednostki gwardii brytyjskiej, strzelców alpejskich armii francuskiej, oddziały Legii Cudzoziemskiej oraz wojska polskie, sformowaną we Francji Samodzielną Brygadę Strzelców Podhalańskich których dowódcą był generał Zygmunt Bohusz-Szyszko. W walkach pod Narwikiem miały wziąć udział także polskie niszczyciele ORP „Grom”, „Burza”, „Błyskawica” oraz statki pasażerskie (jako transportowce wojska) MS „Chrobry”, „Batory”, „Sobieski”. Narwik do dziś jest symbolem pierwszej bitwy jaką siły alianckie stoczyły z wojskami niemieckimi, ale o czym zapominamy także świadectwem braku konsekwencji koalicji antyhitlerowskiej i nie liczeniem się z życiem żołnierzy. Na północy Norwegii zginęło 97 Polaków z SBSP i 59 członków załogi ORP Grom zatopionego przez atak niemieckich bombowców. Bohaterowie z Narwiku dziś są upamiętnieni i na grobie nieznanego żołnierza w Warszawie, w Norwegii oraz Paryżu. Po wycofaniu się z Norwegii Brygada nie została w Wielkiej Brytanii, gdzie już ewakuowały się wojska armii Polskiej, ale w bezsensowny sposób skierowana do Francji gdzie miała walczyć przeciwko armii niemieckiej. Brygada została kompletnie rozbita, a część jej żołnierzy ewakuowała się do Wielkiej Brytanii przez teren Hiszpanii. W roku 1940 wyniku klęski Francji, armia polska straciła ponad 66% swojego stanu, gdyż ponad 16 tys. żołnierzy trafiło do niewoli, a kolejne 11 tys. zostało internowanych w Szwajcarii. W czasie przemieszczania się polskiego wojska z upadającej Francji, gdzie wkrótce powstał kolaboracyjny rząd, uratowało się jedynie 19 tysięcy żołnierzy, którzy byli zaczątkiem Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie formowanych w Wielkiej Brytanii.

Wiosną 1940 roku celem brytyjsko-francuskiego dowództwa toczącego nadal tzw. dziwną wojnę przeciwko Hitlerowi stało się opanowanie Narwiku zajętego przez Niemców po ataku na Norwegię. Położony poza kręgiem polarnym niezamarzający w wyniku działania ciepłych prądów oceanicznych port był ważnym miejscem transportu szwedzkiej rudy żelaza dla przemysłu III Rzeszy. Do walki wysłano statki Royal Navy, jednostki gwardii brytyjskiej, strzelców alpejskich armii francuskiej, oddziały Legii Cudzoziemskiej oraz wojska polskie, sformowaną we Francji Samodzielną Brygadę Strzelców Podhalańskich których dowódcą był generał Zygmunt Bohusz-Szyszko. W walkach pod Narwikiem miały wziąć udział także polskie niszczyciele ORP „Grom”, „Burza”, „Błyskawica” oraz statki pasażerskie (jako transportowce wojska) MS „Chrobry”, „Batory”, „Sobieski”.

Narwik do dziś jest symbolem pierwszej bitwy jaką siły alianckie stoczyły z wojskami niemieckimi, ale o czym zapominamy także świadectwem braku konsekwencji koalicji antyhitlerowskiej i nie liczeniem się z życiem żołnierzy. Na północy Norwegii zginęło 97 Polaków z SBSP i 59 członków załogi ORP Grom zatopionego przez atak niemieckich bombowców. Bohaterowie z Narwiku dziś są upamiętnieni i na grobie nieznanego żołnierza w Warszawie, w Norwegii oraz Paryżu.

Po wycofaniu się z Norwegii Brygada nie została w Wielkiej Brytanii, gdzie już ewakuowały się wojska armii Polskiej, ale w bezsensowny sposób skierowana do Francji gdzie miała walczyć przeciwko armii niemieckiej. Brygada została kompletnie rozbita, a część jej żołnierzy ewakuowała się do Wielkiej Brytanii przez teren Hiszpanii. W roku 1940 wyniku klęski Francji, armia polska straciła ponad 66% swojego stanu, gdyż ponad 16 tys. żołnierzy trafiło do niewoli, a kolejne 11 tys. zostało internowanych w Szwajcarii. W czasie przemieszczania się polskiego wojska z upadającej Francji, gdzie wkrótce powstał kolaboracyjny rząd, uratowało się jedynie 19 tysięcy żołnierzy, którzy byli zaczątkiem Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie formowanych w Wielkiej Brytanii.

Alianci i zdrada Polski w II wojnie światowej. Historia londyńskiej parady [1946]
2021-06-05 09:00:00

Rok po zakończeniu wojny Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie stawały się dla aliantów coraz bardziej niewygodnym problemem. Rząd emigracyjny nie był już uznawany przez żadne znaczące mocarstwo. W roku 1946 w Polsce na dobre rozgościł się nie tylko komunizm ale i armia czerwona. Gwoździem do trumny naszej niepodległości i demokracji miało być referendum, które odbyło się 30 czerwca. Jednak o tym, że Polska dostanie się pod sowiecką strefę wpływów postanowiono wcześniej na konferencjach w Teheranie i Jałcie. Po zakończeniu wojny, gdy nawet jeszcze żołnierze gen. Andersa nie wrócili z Włoch, a gen. Maczka ze strefy okupacyjnej w Niemczech uznano, że PSZ pozostaną tymczasowo pod dowództwem brytyjskim, zachowując dotychczasowy status. Władze brytyjskie miały nadal utrzymywać polskich żołnierzy zapewniając im zakwaterowanie, obsługę medyczną oraz niezbędne do życia środki. Jednocześnie, siły alianckie planowały wielką defiladę zwycięstwa na czerwiec 1946 roku. Miała być wydarzeniem o znaczeniu globalnym, wielkim świętem zwycięstwa nad Hitlerem i Japonią. Początkowo zaproszenie zostało wysłane w pierwszej kolejności do Moskwy. Józef Stalin odmówił jednak udziału w święcie w Londynie i nie chodziło o Polaków, ale przekonanie ZSRR że to oni byli główną siłą która zadecydowała o rezultacie II wojny światowej. Zresztą Sowieci mieli już swoje święto: Wielka parada zwycięstwa odbyła się 24 czerwca 1945 r. w Moskwie z udziałem wszystkich rodzajów sił zbrojnych i żołnierzy dziesięciu frontów. Jej kulminacją była chwila, gdy 200 żołnierzy czerwonej armii przy biciu bębnów rzuciło u stóp mauzoleum Lenina 200 sztandarów rozgromionej armii niemieckiej. Ostatecznie 8 czerwca 1946 roku ulicami Londynu szła największa parada wojskowa, jaką widział świat. Kompanie reprezentujące wszystkie wojska alianckie, które rok wcześniej pokonały III Rzeszę maszerowały ulicami miasta podnoszącego się z wojennych zniszczeń. Przeglądu wojsk dokonywała rodzina królewska z 20-letnią wówczas księżniczką, przyszłą królową Elżbietą II. Honorowym gościem był architekt zwycięstwa były już wtedy premier Winston Churchill, któremu towarzyszył szef brytyjskiego rządu Clement Richard Attlee. Owacje blisko dwumilionowego tłumu wywołał przelot 300 samolotów RAF, a przez główne ulice miasta przejeżdżały czołgi, wozy pancerne i sprzęt używany przez aliantów w czasie II wojny światowej. Defilowały oddziały Royal Navy, sił sojuszniczych, a nawet personel obrony cywilnej, strażacy i pielęgniarki. W triumfalnym pochodzie zwycięstwa nie szedł jednak ani jeden polski żołnierz. Brak Polskich Sił Zbrojnych na słynnej London Victory Celebrations w czerwcu 1946 roku był smutnym potwierdzeniem tego, jak tak naprawdę w czasie wojny potraktowały nas wielkie mocarstwa.

Rok po zakończeniu wojny Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie stawały się dla aliantów coraz bardziej niewygodnym problemem. Rząd emigracyjny nie był już uznawany przez żadne znaczące mocarstwo. W roku 1946 w Polsce na dobre rozgościł się nie tylko komunizm ale i armia czerwona. Gwoździem do trumny naszej niepodległości i demokracji miało być referendum, które odbyło się 30 czerwca. Jednak o tym, że Polska dostanie się pod sowiecką strefę wpływów postanowiono wcześniej na konferencjach w Teheranie i Jałcie. Po zakończeniu wojny, gdy nawet jeszcze żołnierze gen. Andersa nie wrócili z Włoch, a gen. Maczka ze strefy okupacyjnej w Niemczech uznano, że PSZ pozostaną tymczasowo pod dowództwem brytyjskim, zachowując dotychczasowy status. Władze brytyjskie miały nadal utrzymywać polskich żołnierzy zapewniając im zakwaterowanie, obsługę medyczną oraz niezbędne do życia środki.

Jednocześnie, siły alianckie planowały wielką defiladę zwycięstwa na czerwiec 1946 roku. Miała być wydarzeniem o znaczeniu globalnym, wielkim świętem zwycięstwa nad Hitlerem i Japonią. Początkowo zaproszenie zostało wysłane w pierwszej kolejności do Moskwy. Józef Stalin odmówił jednak udziału w święcie w Londynie i nie chodziło o Polaków, ale przekonanie ZSRR że to oni byli główną siłą która zadecydowała o rezultacie II wojny światowej.

Zresztą Sowieci mieli już swoje święto: Wielka parada zwycięstwa odbyła się 24 czerwca 1945 r. w Moskwie z udziałem wszystkich rodzajów sił zbrojnych i żołnierzy dziesięciu frontów. Jej kulminacją była chwila, gdy 200 żołnierzy czerwonej armii przy biciu bębnów rzuciło u stóp mauzoleum Lenina 200 sztandarów rozgromionej armii niemieckiej.

Ostatecznie 8 czerwca 1946 roku ulicami Londynu szła największa parada wojskowa, jaką widział świat. Kompanie reprezentujące wszystkie wojska alianckie, które rok wcześniej pokonały III Rzeszę maszerowały ulicami miasta podnoszącego się z wojennych zniszczeń. Przeglądu wojsk dokonywała rodzina królewska z 20-letnią wówczas księżniczką, przyszłą królową Elżbietą II. Honorowym gościem był architekt zwycięstwa były już wtedy premier Winston Churchill, któremu towarzyszył szef brytyjskiego rządu Clement Richard Attlee. Owacje blisko dwumilionowego tłumu wywołał przelot 300 samolotów RAF, a przez główne ulice miasta przejeżdżały czołgi, wozy pancerne i sprzęt używany przez aliantów w czasie II wojny światowej. Defilowały oddziały Royal Navy, sił sojuszniczych, a nawet personel obrony cywilnej, strażacy i pielęgniarki. W triumfalnym pochodzie zwycięstwa nie szedł jednak ani jeden polski żołnierz. Brak Polskich Sił Zbrojnych na słynnej London Victory Celebrations w czerwcu 1946 roku był smutnym potwierdzeniem tego, jak tak naprawdę w czasie wojny potraktowały nas wielkie mocarstwa.

Bitwa o Anglię i nie tylko. Dlaczego polscy piloci w II wojnie światowej nie byli pilotami RAF
2021-05-30 22:21:00

Kolejny odcinek naszego podcastu o Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Dziś o jednym z najciekawszych tematów, czyli Polakach  w powietrzu i to nie tylko w Bitwie o Anglię.  Jest kilka rzeczy do wyjaśnienia.  Polskie Siły Powietrzne (Polish Air Force, PAF) w Wielkiej Brytanii liczyły ok. 17 tys. osób personelu w 15 różnych dywizjonach. Pod względem wielkości były to trzecie alianckie siły powietrzne na froncie zachodnim. Jako jedyni alianccy piloci w II wojnie światowej walczyliśmy z Niemcami od 1 września 1939 roku aż do kwietnia 1945 roku, gdy piloci 309 Dywizjonu Myśliwskiego nad Hamburgiem zestrzelili cztery niemieckie odrzutowce Me262, a jeden uszkodzili. Najbardziej spektakularny był jednak udział Polaków w Bitwie o Anglię, w tym wyczyny Dywizjonu 303, który dołączył do walki w połowie bitwy, a i tak odnotował największą ilość zestrzeleń ze wszystkich formacji alianckich. Stwierdził to dowódca lotnictwa myśliwskiego RAF, gen. Hugh Dowding, który w sprawozdaniu z bitwy pisał: „Pierwszy polski Dywizjon (nr 303) w 11. Grupie w ciągu jednego miesiąca zestrzelił więcej Niemców niż jakakolwiek brytyjska jednostka w tym samym okresie”. Oficjalne zaliczenie wszystkim polskim pilotom zestrzelenia ponad dwustu samolotów niemieckich zniszczonych na pewno oraz kilkudziesięciu prawdopodobnie zniszczonych i uszkodzonych było znakomitym wynikiem. Dywizjon 303 miał przy tym 120 pewnych zestrzeleń, co oznaczało iż był najefektywniejszą jednostką spośród sześćdziesięciu sześciu dywizjonów myśliwskich biorących udział w Bitwie o Anglię. Wokół udziału Polaków w walkach lotniczych były jednak kontrowersje. Wbrew postępowaniu RAF bez wahania otwierali ogień do ratujących się na spadochronach pilotów Luftwaffe, co zostało opisane m.in w książkach do dziś wydawanych w Wielkiej Brytanii. I wcale nie są to informacje nieprawdziwe, ani przynoszące hańbę naszym pilotom, gdyż to zachowanie nie było uregulowane konwencjami, a Niemcy wcześniej atakujący w Polsce cele cywilne bez znaczenia strategicznego czy kolumny cywilne w taki sam sposób traktowali polskich pilotów we wrześniu 1939 roku.

Kolejny odcinek naszego podcastu o Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Dziś o jednym z najciekawszych tematów, czyli Polakach  w powietrzu i to nie tylko w Bitwie o Anglię.  Jest kilka rzeczy do wyjaśnienia. 

Polskie Siły Powietrzne (Polish Air Force, PAF) w Wielkiej Brytanii liczyły ok. 17 tys. osób personelu w 15 różnych dywizjonach. Pod względem wielkości były to trzecie alianckie siły powietrzne na froncie zachodnim. Jako jedyni alianccy piloci w II wojnie światowej walczyliśmy z Niemcami od 1 września 1939 roku aż do kwietnia 1945 roku, gdy piloci 309 Dywizjonu Myśliwskiego nad Hamburgiem zestrzelili cztery niemieckie odrzutowce Me262, a jeden uszkodzili. Najbardziej spektakularny był jednak udział Polaków w Bitwie o Anglię, w tym wyczyny Dywizjonu 303, który dołączył do walki w połowie bitwy, a i tak odnotował największą ilość zestrzeleń ze wszystkich formacji alianckich. Stwierdził to dowódca lotnictwa myśliwskiego RAF, gen. Hugh Dowding, który w sprawozdaniu z bitwy pisał: „Pierwszy polski Dywizjon (nr 303) w 11. Grupie w ciągu jednego miesiąca zestrzelił więcej Niemców niż jakakolwiek brytyjska jednostka w tym samym okresie”. Oficjalne zaliczenie wszystkim polskim pilotom zestrzelenia ponad dwustu samolotów niemieckich zniszczonych na pewno oraz kilkudziesięciu prawdopodobnie zniszczonych i uszkodzonych było znakomitym wynikiem. Dywizjon 303 miał przy tym 120 pewnych zestrzeleń, co oznaczało iż był najefektywniejszą jednostką spośród sześćdziesięciu sześciu dywizjonów myśliwskich biorących udział w Bitwie o Anglię. Wokół udziału Polaków w walkach lotniczych były jednak kontrowersje. Wbrew postępowaniu RAF bez wahania otwierali ogień do ratujących się na spadochronach pilotów Luftwaffe, co zostało opisane m.in w książkach do dziś wydawanych w Wielkiej Brytanii. I wcale nie są to informacje nieprawdziwe, ani przynoszące hańbę naszym pilotom, gdyż to zachowanie nie było uregulowane konwencjami, a Niemcy wcześniej atakujący w Polsce cele cywilne bez znaczenia strategicznego czy kolumny cywilne w taki sam sposób traktowali polskich pilotów we wrześniu 1939 roku.

Jak powstawały Polskie Siły Zbrojne. Czy gen. Sikorski dokonał zamachu stanu we Francji?
2021-05-21 16:55:07

Do dziś trwają spory historyków, jak dalece to Francja po klęsce wrześniowej wspierała generała Władysława Sikorskiego w objęciu teki premiera i szefa Polskich Sił Zbrojnych. Jesienią roku 1939 policja francuska zablokowała redakcji  „Monitora Polskiego” możliwość ogłoszenia, iż  funkcję prezydenta RP obejmie Bolesław Wieniawa-Długoszowski. 17 września roku 1939 Armia Czerwona wkracza na teren II Rzeczypospolitej, Warszawa i Lwów są okrążone przez wojska niemieckie, a ostrzelany ogniem artyleryjskim Zamek Królewski płonie. Naczelny Wódz, marszałek Edward Rydz Śmigły nakazuje wycofanie wojska na Rumunię i Węgry, niepodejmowanie walki z bolszewikami i utrzymanie obrony Warszawy. Stolica broni się do 28 września, a władze II Rzeczypospolitej zostają internowane w Rumunii. Znamienne jest to, że do Francji przedostają się głównie politycy przedwojennej opozycji, a proces formowania Rządu Polskiego na Uchodźstwie przebiega nie bez pomocy Paryża. W urzędowym „Monitorze Polskim” z 29 września 1939 r. opublikowano stosowne wyjaśnienie tzw. kryzysu prezydenckiego wraz z informacją, iż wobec wycofania się Wieniawy-Długoszowskiego nabiera mocy nominacja dla marszałka Senatu RP Władysława Raczkiewicza (również podpisana 20 IX, ale także antydatowana: Kuty, 17 września 1939 r.). Po latach wiadomo, iż Długoszowski zgodnie z Konstytucją był nominowany na przezydenta RP przez przebywającego na internowaniu prezydenta Ignacego Mościckiego, a do nieopublikowania obwieszczenia przyczyniły się francuskie służby. Choć z dzisiejszej perspektywy trudno to zrozumieć, ale pokonanie Hitlera jeszcze w roku 1940 przez Francję było czymś w co mogli wierzyć Polacy. Nasz sojusznik dysponował wtedy armią liczniejszą niż Wehrmacht, o podobnym potencjale wojsk pancernych, większej liczbie samolotów niż Luftwaffe. W połączeniu z Wielką Brytanią siła aliantów była znacznie większa niż potencjał III Rzeszy. Kilkadziesiąt tysięcy Polaków, którzy z fałszywymi dokumentami, cywilnych przebraniach przedostali się z Węgier i Rumunii do Francji mogło wierzyć, że nasza armia odbuduje się na zachodzie i rychło zaatakuje Hitlera. Polscy dowódcy po doświadczeniach z września wiedzieli, że dla priorytetem w walce z Niemcami jest stworzenie oddziałów wojsk pancernych i zmechanizowanych. Klęska państwa, w oparciu o które budowaliśmy struktury rządu emigracyjnego oraz armię była tragedią także dla Polski. Wiosną roku 1940 nasze wojska składające się nie tylko z żołnierzy września, ale także licznej francuskiej Polonii czy byłych republikańskich weteranów wojny w Hiszpanii liczyły kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy. Przed ewakuacją Dunkierki Polacy wzięli licznie udział w obronie Francji wykazując się niekiedy determinacją większą niż zdemoralizowana armia francuska.

Do dziś trwają spory historyków, jak dalece to Francja po klęsce wrześniowej wspierała generała Władysława Sikorskiego w objęciu teki premiera i szefa Polskich Sił Zbrojnych. Jesienią roku 1939 policja francuska zablokowała redakcji  „Monitora Polskiego” możliwość ogłoszenia, iż  funkcję prezydenta RP obejmie Bolesław Wieniawa-Długoszowski.

17 września roku 1939 Armia Czerwona wkracza na teren II Rzeczypospolitej, Warszawa i Lwów są okrążone przez wojska niemieckie, a ostrzelany ogniem artyleryjskim Zamek Królewski płonie. Naczelny Wódz, marszałek Edward Rydz Śmigły nakazuje wycofanie wojska na Rumunię i Węgry, niepodejmowanie walki z bolszewikami i utrzymanie obrony Warszawy. Stolica broni się do 28 września, a władze II Rzeczypospolitej zostają internowane w Rumunii. Znamienne jest to, że do Francji przedostają się głównie politycy przedwojennej opozycji, a proces formowania Rządu Polskiego na Uchodźstwie przebiega nie bez pomocy Paryża.

W urzędowym „Monitorze Polskim” z 29 września 1939 r. opublikowano stosowne wyjaśnienie tzw. kryzysu prezydenckiego wraz z informacją, iż wobec wycofania się Wieniawy-Długoszowskiego nabiera mocy nominacja dla marszałka Senatu RP Władysława Raczkiewicza (również podpisana 20 IX, ale także antydatowana: Kuty, 17 września 1939 r.). Po latach wiadomo, iż Długoszowski zgodnie z Konstytucją był nominowany na przezydenta RP przez przebywającego na internowaniu prezydenta Ignacego Mościckiego, a do nieopublikowania obwieszczenia przyczyniły się francuskie służby.

Choć z dzisiejszej perspektywy trudno to zrozumieć, ale pokonanie Hitlera jeszcze w roku 1940 przez Francję było czymś w co mogli wierzyć Polacy. Nasz sojusznik dysponował wtedy armią liczniejszą niż Wehrmacht, o podobnym potencjale wojsk pancernych, większej liczbie samolotów niż Luftwaffe. W połączeniu z Wielką Brytanią siła aliantów była znacznie większa niż potencjał III Rzeszy. Kilkadziesiąt tysięcy Polaków, którzy z fałszywymi dokumentami, cywilnych przebraniach przedostali się z Węgier i Rumunii do Francji mogło wierzyć, że nasza armia odbuduje się na zachodzie i rychło zaatakuje Hitlera. Polscy dowódcy po doświadczeniach z września wiedzieli, że dla priorytetem w walce z Niemcami jest stworzenie oddziałów wojsk pancernych i zmechanizowanych.

Klęska państwa, w oparciu o które budowaliśmy struktury rządu emigracyjnego oraz armię była tragedią także dla Polski. Wiosną roku 1940 nasze wojska składające się nie tylko z żołnierzy września, ale także licznej francuskiej Polonii czy byłych republikańskich weteranów wojny w Hiszpanii liczyły kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy. Przed ewakuacją Dunkierki Polacy wzięli licznie udział w obronie Francji wykazując się niekiedy determinacją większą niż zdemoralizowana armia francuska.


Orzeł i ostatni patrol. Nasz okręt został zatopiony przez RAF?
2021-05-15 09:57:11

Zaginięcie polskiego okrętu podwodnego ORP Orzeł w czerwcu 1940 roku do dziś stanowi największą zagadkę związaną z udziałem Polaków w II wojnie światowej. Najnowsze hipotezy poszukiwaczy wraku wskazują, że nasza jednostka mogła zostać zatopiona omyłkowo przez samolot RAF. ORP Orzeł wyjątkowo zapisał się w historii II wojny światowej.  Najpierw przez brawurową ucieczkę załogi z internowana w porcie w estońskim Tallinie, a następnie biorąc udział w historycznym wydarzeniu, gdy nasza załoga zatopiła cywilny statek w którym Wehrmacht przewoził żołnierzy do inwazji na Norwegię. Niestety załoga Orła nie zdołała dotrwać do końca wojny. W czerwcu 1940 w niewiadomych i niewyjaśnionych do dziś okolicznościach okręt podwodny zniknął z radarów. Dzisiejsze hipotezy, głównie przedstawiane przez znanego polskiego poszukiwacza wraków dr Huberta Jando wskazują, że najbardziej prawdopodobne jest zatopienie jednostki przez samolot RAF.
Zaginięcie polskiego okrętu podwodnego ORP Orzeł w czerwcu 1940 roku do dziś stanowi największą zagadkę związaną z udziałem Polaków w II wojnie światowej. Najnowsze hipotezy poszukiwaczy wraku wskazują, że nasza jednostka mogła zostać zatopiona omyłkowo przez samolot RAF. ORP Orzeł wyjątkowo zapisał się w historii II wojny światowej.  Najpierw przez brawurową ucieczkę załogi z internowana w porcie w estońskim Tallinie, a następnie biorąc udział w historycznym wydarzeniu, gdy nasza załoga zatopiła cywilny statek w którym Wehrmacht przewoził żołnierzy do inwazji na Norwegię. Niestety załoga Orła nie zdołała dotrwać do końca wojny. W czerwcu 1940 w niewiadomych i niewyjaśnionych do dziś okolicznościach okręt podwodny zniknął z radarów. Dzisiejsze hipotezy, głównie przedstawiane przez znanego polskiego poszukiwacza wraków dr Huberta Jando wskazują, że najbardziej prawdopodobne jest zatopienie jednostki przez samolot RAF.

Z Wehrmachtu do Armii Andersa
2021-05-08 19:00:00

Polskie Siły Zbrojne walczące w 1944 i 1945 roku na zachodzie Europy i we Włoszech miały w swoich szeregach 90 tysięcy żołnierzy, którzy byli jeńcami lub dezerterami z Wehrmachtu. Ponad 375 tysięcy Polaków zostało w czasie wojny przymusowo wcielonych do Wehrmachtu, kolejne dziesiątki tysięcy do innych sił zbrojnych hitlerowskich Niemiec. Zginęło na froncie ponad 220 tysięcy. Aż 90 tysięcy Polaków, którzy zostało jeńcami lub dezerterowało na froncie trafiał od 1943 r. do wojska polskiego. Pod koniec wojny byli żołnierze Wehrmachtu stanowili najliczniejszą grupę Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, liczniejszą nawet od żołnierzy wyprowadzonych przez gen. Andersa ze Związku Sowieckiego. Wcześniej obywatele przedwojennej II RP byli wcielani do niemieckiego wojska ze względu na anektowanie części Polski jako terenu III Rzeszy.  Dramat rodzin i samych Polaków wcielanych w szeregi armii niemieckiej zaczął się praktycznie już w roku 1940 i miał uzasadnienie w polityce narodowościowej III Rzeszy na terenach podbitych.  Porażka Polski w wojnie obronnej roku 1939 przyniosła nie tylko podział dotychczasowego terytorium II Rzeczypospolitej pomiędzy dwóch agresorów: III Rzeszę i ZSRR, ale także dwie kategorie terenów podbitych przez Niemcy. Część włączono do państwa niemieckiego, a część traktowano jako teren okupowany. Już jesienią roku 1939. Górny Śląsk, Pomorze i Wielkopolska zostały inkorporowane do państwa niemieckiego, podobnie jak tereny daleko wykraczające poza granicę rozbioru z roku 1914. Od października 1939 w Trzeciej Rzeszy formalnie znalazły się również takie obszary jak Mazowsze z Ciechanowem, Łódź, ale także Zagłębie Dąbrowskie czy część Małopolski. Na Górnym Śląsku polityka okupanta oznaczała nakłanianie miejscowej ludności do podpisywania tzw. Volkslisty. Następnie, po weryfikacji przydzielanie ich do jednej kategorii Niemieckiej Listy Narodowej. Do końca roku 1942 na Górnym Śląsku trafiło na nią ponad 1 milion 400 tysięcy osób, na terenie tzw. Gdańska-Prus Zachodnich 1 milion 153 tysiące, w sumie ponad 3 miliony przedwojennych obywateli II Rzeczypospolitej, z których raptem 1/6 była faktycznie przedwojenną mniejszością niemiecką. Tymczasem po rozpoczęciu działań lądowych w Północnej Afryce okazywało się, że znaczną część niemieckich żołnierzy stanową stanowili Polacy, którzy siłą zostali wcieleni do Wehrmachtu. Wkrótce mieli oni możliwość dołączenia Polskich Sił Zbrojnych, brygady pancernej gen. Maczka oraz wojsk 2 Korpusu gen. Andersa. Praktycznie dzięki jeńcom i dezerterom z Wehrmachtu można było znacznie rozbudować Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie. Tego typu przypadki miały miejsce i po lądowaniu aliantów w Normandii, jak i we Włoszech. Polskie wojsko miało ze sobą nawet dodatkowe komplety umundurowania przeznaczanie dla rodaków, którzy zrzucali mundur Wehrmachtu już na linii frontu.  Między innymi dzięki temu udało się sformować trzecie brygady w obu dywizjach piechoty. Ślązacy czy Pomorzanie, którzy przechodzili na naszą stronę służyli pod obcym nazwiskiem, gdyż w przypadku trafienia do niewoli groziła im śmierć i represje rodzin, które zostały na terenach Polski włączonych do III Rzeszy.

Polskie Siły Zbrojne walczące w 1944 i 1945 roku na zachodzie Europy i we Włoszech miały w swoich szeregach 90 tysięcy żołnierzy, którzy byli jeńcami lub dezerterami z Wehrmachtu.

Ponad 375 tysięcy Polaków zostało w czasie wojny przymusowo wcielonych do Wehrmachtu, kolejne dziesiątki tysięcy do innych sił zbrojnych hitlerowskich Niemiec. Zginęło na froncie ponad 220 tysięcy. Aż 90 tysięcy Polaków, którzy zostało jeńcami lub dezerterowało na froncie trafiał od 1943 r. do wojska polskiego. Pod koniec wojny byli żołnierze Wehrmachtu stanowili najliczniejszą grupę Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, liczniejszą nawet od żołnierzy wyprowadzonych przez gen. Andersa ze Związku Sowieckiego.

Wcześniej obywatele przedwojennej II RP byli wcielani do niemieckiego wojska ze względu na anektowanie części Polski jako terenu III Rzeszy.  Dramat rodzin i samych Polaków wcielanych w szeregi armii niemieckiej zaczął się praktycznie już w roku 1940 i miał uzasadnienie w polityce narodowościowej III Rzeszy na terenach podbitych.  Porażka Polski w wojnie obronnej roku 1939 przyniosła nie tylko podział dotychczasowego terytorium II Rzeczypospolitej pomiędzy dwóch agresorów: III Rzeszę i ZSRR, ale także dwie kategorie terenów podbitych przez Niemcy. Część włączono do państwa niemieckiego, a część traktowano jako teren okupowany. Już jesienią roku 1939. Górny Śląsk, Pomorze i Wielkopolska zostały inkorporowane do państwa niemieckiego, podobnie jak tereny daleko wykraczające poza granicę rozbioru z roku 1914. Od października 1939 w Trzeciej Rzeszy formalnie znalazły się również takie obszary jak Mazowsze z Ciechanowem, Łódź, ale także Zagłębie Dąbrowskie czy część Małopolski.

Na Górnym Śląsku polityka okupanta oznaczała nakłanianie miejscowej ludności do podpisywania tzw. Volkslisty. Następnie, po weryfikacji przydzielanie ich do jednej kategorii Niemieckiej Listy Narodowej. Do końca roku 1942 na Górnym Śląsku trafiło na nią ponad 1 milion 400 tysięcy osób, na terenie tzw. Gdańska-Prus Zachodnich 1 milion 153 tysiące, w sumie ponad 3 miliony przedwojennych obywateli II Rzeczypospolitej, z których raptem 1/6 była faktycznie przedwojenną mniejszością niemiecką.

Tymczasem po rozpoczęciu działań lądowych w Północnej Afryce okazywało się, że znaczną część niemieckich żołnierzy stanową stanowili Polacy, którzy siłą zostali wcieleni do Wehrmachtu. Wkrótce mieli oni możliwość dołączenia Polskich Sił Zbrojnych, brygady pancernej gen. Maczka oraz wojsk 2 Korpusu gen. Andersa. Praktycznie dzięki jeńcom i dezerterom z Wehrmachtu można było znacznie rozbudować Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie. Tego typu przypadki miały miejsce i po lądowaniu aliantów w Normandii, jak i we Włoszech. Polskie wojsko miało ze sobą nawet dodatkowe komplety umundurowania przeznaczanie dla rodaków, którzy zrzucali mundur Wehrmachtu już na linii frontu.  Między innymi dzięki temu udało się sformować trzecie brygady w obu dywizjach piechoty. Ślązacy czy Pomorzanie, którzy przechodzili na naszą stronę służyli pod obcym nazwiskiem, gdyż w przypadku trafienia do niewoli groziła im śmierć i represje rodzin, które zostały na terenach Polski włączonych do III Rzeszy.

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie