Podcast Kryminalny

W małych miasteczkach strasznie mieszkają straszni mieszczanie.
A wśród nich zbrodnie. Jedne popełniane z żądzy pieniądza, inne z pożądania lędźwi. W miasteczkach wszyscy szepcą, a nikt nie wie. Gadają, podjudzają jednych na drugich. Plują na zdradę, sami zdradzając, wzdrygają się na inność, sami uważając się za lepszych.
Lachno jest takim miasteczkiem. Tam zbrodnia nie jest codziennością, ale kiedy się wydarza, jest rodzinną tragedią.
Leon Pawlak, dziś sierżant, a wtedy początkujący posterunkowy uczący się fachu, opowiada o swojej codziennej służbie.
Jeśli masz ochotę na dreszczyk, posłuchaj

Kategorie:
Kryminalne

Odcinki od najnowszych:

W DRODZE - Śniadanie po irlandzku cz.1 #audiobook
2022-03-17 06:05:40

Czasami, budząc się w środku nocy, myślę sobie, że mogłoby być tak: Czarny ptak z rozpiętymi skrzydłami pojawił się na nocnym niebie. Pazurami rozdarł gęstą ciszę, która ociężale zalegała nad ziemią. Z poszumem skrzydeł i hukiem silników przedzierał się przez ciemności, niewidzialny nad warstwą chmur, pod którymi zasypiała Szmaragdowa Wyspa. W mroku nocy niknęły porośnięte trawami wzgórza i pastwiska, obrośnięte mchem kamienice, niezwyciężone janowce, żywopłoty z fuksji oraz plantacje torfu, który daje ten charakterystyczny zapach niektórym rodzajom whisky. Moja ekscytacja, że zaraz stanę na ziemi, po której stąpał James Joyce, Samuel Beckett czy Oscar Wilde, wciskała moją twarz w okienko, mimo że znad chmur nie widziałem wyspy, tylko czerwone i zielone refleksy świateł pozycyjnych, rozbijających się o pierzastą powierzchnię. No i samolotowe skrzydło z jednym silnikiem, które drgało złowieszczo, jakby zaraz miało oderwać się od kadłuba. W duszy słyszałem dźwięki tradycyjnych pieśni irlandzkich w wykonaniu The Dubliners oraz punkowe ich wersje zespołu The Pouges.

Czasami, budząc się w środku nocy, myślę sobie, że mogłoby być tak:

Czarny ptak z rozpiętymi skrzydłami pojawił się na nocnym niebie. Pazurami rozdarł gęstą ciszę, która ociężale zalegała nad ziemią. Z poszumem skrzydeł i hukiem silników przedzierał się przez ciemności, niewidzialny nad warstwą chmur, pod którymi zasypiała Szmaragdowa Wyspa. W mroku nocy niknęły porośnięte trawami wzgórza i pastwiska, obrośnięte mchem kamienice, niezwyciężone janowce, żywopłoty z fuksji oraz plantacje torfu, który daje ten charakterystyczny zapach niektórym rodzajom whisky.

Moja ekscytacja, że zaraz stanę na ziemi, po której stąpał James Joyce, Samuel Beckett czy Oscar Wilde, wciskała moją twarz w okienko, mimo że znad chmur nie widziałem wyspy, tylko czerwone i zielone refleksy świateł pozycyjnych, rozbijających się o pierzastą powierzchnię. No i samolotowe skrzydło z jednym silnikiem, które drgało złowieszczo, jakby zaraz miało oderwać się od kadłuba. W duszy słyszałem dźwięki tradycyjnych pieśni irlandzkich w wykonaniu The Dubliners oraz punkowe ich wersje zespołu The Pouges.

Kim jest człowiek, który napadł na Ukrainę?
2022-03-14 06:00:00

Najpierw moja spowiedź – Piękny ukraiński hymn śpiewany na cztery głowy ukradłem stąd: https://www.youtube.com/watch?v=kpCx5Iu7SJw&t=6s Jeśli chcesz pomóc Ukraińcom, możesz skorzystać z poniższych linków: https://pomagamukrainie.gov.pl/ https://pck.pl/na-pomoc-ukrainie/ https://www.siepomaga.pl/ukraina https://caritas.pl/ukraina/ I pamiętaj też, że warto oddać krew: https://krew.info/rckik/

Najpierw moja spowiedź – Piękny ukraiński hymn śpiewany na cztery głowy ukradłem stąd:

https://www.youtube.com/watch?v=kpCx5Iu7SJw&t=6s


Jeśli chcesz pomóc Ukraińcom, możesz skorzystać z poniższych linków:

https://pomagamukrainie.gov.pl/

https://pck.pl/na-pomoc-ukrainie/

https://www.siepomaga.pl/ukraina

https://caritas.pl/ukraina/

I pamiętaj też, że warto oddać krew:

https://krew.info/rckik/

Szajka podłych czyścicieli – mają na swoim koncie 6 x §148 KK || KRONIKA KRYMINALNA PODCAST s03e03
2022-01-17 06:00:00

Są różne stopnie upodlenia się. Można jak niejaki Leksiu wysyłać fotki młodym pannom swego tłuściutkiego bebzola, na których widać drapanie się po brzydkich majtkach. Nie jest to szczyt finezji, ale poza niesmacznym widokiem, który wypala się na długo na powiekach, wielka krzywda się nie dzieje. Można, w stanie wskazującym, zrobić jakąś głupotę, a później zamknąć się na długie miesiące w ciemnym a odludnym miejscu, bo płonie się wstydu. Można nawet sprzedawać scam niepełnoletnim widzom. Można wreszcie robić pranki. Ale wciąż są to przykłady takiego upodlenia się, że można po jakimś czasie spojrzeć sobie w oczy, choć pewnie ze wstydem, i powiedzieć sobie – summa summarum niewiele różnię się od innych.   Są jednak tak podłe rzeczy, że kiedy się o nich słyszy, nie chce się uwierzyć, że popełniła je osoba ludzka. Czyny, które w jednym szeregu można postawić przy oficerach, noszących w latach czterdziestych mundury projektowane przez Hugo Bossa. Czyny, które są tak podłe jak lepkie rączki panów w koloratkach, którzy nie patrzą na metrykę urodzenia. A być może właśnie patrzą, bo lubują się w tych, co boją się odmówić. O jakich zatem padalcach będę dziś opowiadał? O najgorszych – co do tego nie mam wątpliwości. O takich, co żerują na ludzkiej biedzie, na słabościach, na samotności, a zwłaszcza ograniczeniach intelektualnych. Ludzkie hieny – to byłoby w tej sytuacji określenie adekwatne. Ale co ja tam będę się wypowiadał? Opowiem Wam po prostu historię, a Wy sami ocenicie. Może ja jestem zbyt surowy… O metodzie na wnuczka lub na policjanta słyszał pewnie każdy. Nie będę nawet wdawał się w szczegóły tych metod, są już tak oklepane. Ale metoda na wódkę z wkładką jest sposobem względnie nowym. Choć być może powinienem powiedzieć – dziś już zapomnianym, bo przecież ten sposób pozbycia się kogoś dla nas niewygodnego znany był już od starożytności. Cykuta, na ten przykład, została nawet oficjalnie wprowadzona do systemu kar w Atenach, w 404 r. p.n.e. w czasie rządów Trzydziestu Tyranów, narzuconych Ateńczykom przez Spartan. Pięć lat później sam Sokrates został skazany na karę ostateczną przez właśnie spożycie tej mieszanki alkaloidów, którą sławny filozof wypił w pucharze wina. --- Utwory: Utwór Healing autorstwa Kevin MacLeod jest dostępny na licencji Licencja Creative Commons – uznanie autorstwa 4.0. https://creativecommons.org/licenses/by/4.0/ Źródło: http://incompetech.com/music/royalty-free/index.html?isrc=USUAN1200048 Wykonawca: http://incompetech.com/ Utwór Land on the Golden Gate autorstwa Chris Zabriskie jest dostępny na licencji Licencja Creative Commons – uznanie autorstwa 4.0. https://creativecommons.org/licenses/by/4.0/ Źródło: http://chriszabriskie.com/stuntisland/ Wykonawca: http://chriszabriskie.com/  Źródła: https://www.pap.pl/aktualnosci/news%2C1047307%2Cwyludzali-mieszkania-i-truli-wlascicieli-6-osob-nie-zyje.html http://www.policja.waw.pl/pl/dzialania/aktualnosci/58438,Usmiercali-wlascicieli-podstepnie-przejetych-mieszkan.html https://www.rp.pl/przestepczosc/art19271111-truli-ofiary-izopropanolem-by-przejac-ich-majatek-sa-zarzuty-dla-czlonkow-szajki #podcast #audiobook #truecrime

Są różne stopnie upodlenia się. Można jak niejaki Leksiu wysyłać fotki młodym pannom swego tłuściutkiego bebzola, na których widać drapanie się po brzydkich majtkach. Nie jest to szczyt finezji, ale poza niesmacznym widokiem, który wypala się na długo na powiekach, wielka krzywda się nie dzieje. Można, w stanie wskazującym, zrobić jakąś głupotę, a później zamknąć się na długie miesiące w ciemnym a odludnym miejscu, bo płonie się wstydu. Można nawet sprzedawać scam niepełnoletnim widzom. Można wreszcie robić pranki. Ale wciąż są to przykłady takiego upodlenia się, że można po jakimś czasie spojrzeć sobie w oczy, choć pewnie ze wstydem, i powiedzieć sobie – summa summarum niewiele różnię się od innych. 

 Są jednak tak podłe rzeczy, że kiedy się o nich słyszy, nie chce się uwierzyć, że popełniła je osoba ludzka. Czyny, które w jednym szeregu można postawić przy oficerach, noszących w latach czterdziestych mundury projektowane przez Hugo Bossa. Czyny, które są tak podłe jak lepkie rączki panów w koloratkach, którzy nie patrzą na metrykę urodzenia. A być może właśnie patrzą, bo lubują się w tych, co boją się odmówić.

O jakich zatem padalcach będę dziś opowiadał? O najgorszych – co do tego nie mam wątpliwości. O takich, co żerują na ludzkiej biedzie, na słabościach, na samotności, a zwłaszcza ograniczeniach intelektualnych. Ludzkie hieny – to byłoby w tej sytuacji określenie adekwatne. Ale co ja tam będę się wypowiadał? Opowiem Wam po prostu historię, a Wy sami ocenicie. Może ja jestem zbyt surowy…

O metodzie na wnuczka lub na policjanta słyszał pewnie każdy. Nie będę nawet wdawał się w szczegóły tych metod, są już tak oklepane. Ale metoda na wódkę z wkładką jest sposobem względnie nowym. Choć być może powinienem powiedzieć – dziś już zapomnianym, bo przecież ten sposób pozbycia się kogoś dla nas niewygodnego znany był już od starożytności. Cykuta, na ten przykład, została nawet oficjalnie wprowadzona do systemu kar w Atenach, w 404 r. p.n.e. w czasie rządów Trzydziestu Tyranów, narzuconych Ateńczykom przez Spartan. Pięć lat później sam Sokrates został skazany na karę ostateczną przez właśnie spożycie tej mieszanki alkaloidów, którą sławny filozof wypił w pucharze wina.

---

Utwory:

Utwór Healing autorstwa Kevin MacLeod jest dostępny na licencji Licencja Creative Commons – uznanie autorstwa 4.0.
https://creativecommons.org/licenses/by/4.0/
Źródło: http://incompetech.com/music/royalty-free/index.html?isrc=USUAN1200048
Wykonawca: http://incompetech.com/

Utwór Land on the Golden Gate autorstwa Chris Zabriskie jest dostępny na licencji Licencja Creative Commons – uznanie autorstwa 4.0. https://creativecommons.org/licenses/by/4.0/
Źródło: http://chriszabriskie.com/stuntisland/
Wykonawca: http://chriszabriskie.com/ 

Źródła:
https://www.pap.pl/aktualnosci/news%2C1047307%2Cwyludzali-mieszkania-i-truli-wlascicieli-6-osob-nie-zyje.html http://www.policja.waw.pl/pl/dzialania/aktualnosci/58438,Usmiercali-wlascicieli-podstepnie-przejetych-mieszkan.html https://www.rp.pl/przestepczosc/art19271111-truli-ofiary-izopropanolem-by-przejac-ich-majatek-sa-zarzuty-dla-czlonkow-szajki

#podcast #audiobook #truecrime

PAN TADEUSZ – PIERWSZY praski WAMPIR || Kronika kryminalna PODCAST || s03e02
2022-01-10 08:19:29

Noc w Wielki Czwartek 6 kwietnia była bardzo ciepła. Tadeusz Ołdak, bo o nim mowa,  który wracał po robocie do domu, oddychał pełną piersią wiosennym powietrzem. Kurtkę zdjął ze swojego grzbietu i przerzucił ją sobie przez ramię. Szedł pogwizdując wesoło i nie przeczuwając nawet, co się za chwilę wydarzy. Był wprawdzie pijany, ale wydawało mu się, że jest trzeźwy. Rozpierającą go radość tłumaczył sobie powiewem wiosny, a nie flaszką siwuchy, którą obalił wraz z kolegami z szychty. Nie przeszkadzało mu w tym momencie życia także, że przez wiele ostatnich lat przezywano go "Fajtłapą" i "Wariatem”. W jednym i drugim przezwisku było coś prawdziwego. Tadeusz od niecałych dwóch miesięcy pracował jako strażnik w obozie pracy na Służewcu i był z siebie dumny. Miał wrażenie, że po latach różnych perypetii wychodzi wreszcie na prostą. Robota niby nie była nadzwyczajna, a jednak miła odmiana po latach pracy przymusowej w Niemczech. A co najważniejsze – co miesiąc dostawał swoje wynagrodzenie i nie musiał już kombinować, aby wyżywić swoją żonę oraz ich dwuletniego synka. Szedł wzdłuż torów kolejowych przecinających Pragę Północ i Południe. Niebo było bezchmurne i księżyc świecił mocnym światłem, oświetlając swoją srebrzysto-niebieską łuną milczące wagony, stojące na zajezdni oraz budynki Polskich Kolei Państwowych. Świat był tak piękny, że Tadeuszowi chciało się tańczyć i śpiewać. Sam nie rozumiał, skąd ta radość. I wtedy, ku swojemu zadowoleniu, spotkał niestarą, bo czterdziestoletnią kobietę, która, jak się zdawało też wracała do domu z popołudniowej zmiany. Źródła: Stanisław Szczepaniak, „Wampir” z Warszawy, w: Problemy Kryminalistyki nr 54 J.M. Jastrzębski, Krwawy „fajtłapa”, w: Bestie. Zbrodnie i Kary https://histmag.org/Tadeusz-Oldak-Wampir-z-Warszawy-7100 https://www.rmf.fm/magazyn/news,36281,tadeusz-oldak-wampir-z-warszawy-w-sposob-okrutny-dusil-i-gwalcil-kobiety.html #kronika_kryminalna #podcast #audiobook

Noc w Wielki Czwartek 6 kwietnia była bardzo ciepła. Tadeusz Ołdak, bo o nim mowa,  który wracał po robocie do domu, oddychał pełną piersią wiosennym powietrzem. Kurtkę zdjął ze swojego grzbietu i przerzucił ją sobie przez ramię. Szedł pogwizdując wesoło i nie przeczuwając nawet, co się za chwilę wydarzy. Był wprawdzie pijany, ale wydawało mu się, że jest trzeźwy. Rozpierającą go radość tłumaczył sobie powiewem wiosny, a nie flaszką siwuchy, którą obalił wraz z kolegami z szychty. Nie przeszkadzało mu w tym momencie życia także, że przez wiele ostatnich lat przezywano go "Fajtłapą" i "Wariatem”. W jednym i drugim przezwisku było coś prawdziwego.

Tadeusz od niecałych dwóch miesięcy pracował jako strażnik w obozie pracy na Służewcu i był z siebie dumny. Miał wrażenie, że po latach różnych perypetii wychodzi wreszcie na prostą. Robota niby nie była nadzwyczajna, a jednak miła odmiana po latach pracy przymusowej w Niemczech. A co najważniejsze – co miesiąc dostawał swoje wynagrodzenie i nie musiał już kombinować, aby wyżywić swoją żonę oraz ich dwuletniego synka.

Szedł wzdłuż torów kolejowych przecinających Pragę Północ i Południe. Niebo było bezchmurne i księżyc świecił mocnym światłem, oświetlając swoją srebrzysto-niebieską łuną milczące wagony, stojące na zajezdni oraz budynki Polskich Kolei Państwowych. Świat był tak piękny, że Tadeuszowi chciało się tańczyć i śpiewać. Sam nie rozumiał, skąd ta radość. I wtedy, ku swojemu zadowoleniu, spotkał niestarą, bo czterdziestoletnią kobietę, która, jak się zdawało też wracała do domu z popołudniowej zmiany.

Źródła:

Stanisław Szczepaniak, „Wampir” z Warszawy, w: Problemy Kryminalistyki nr 54
J.M. Jastrzębski, Krwawy „fajtłapa”, w: Bestie. Zbrodnie i Kary
https://histmag.org/Tadeusz-Oldak-Wampir-z-Warszawy-7100
https://www.rmf.fm/magazyn/news,36281,tadeusz-oldak-wampir-z-warszawy-w-sposob-okrutny-dusil-i-gwalcil-kobiety.html

#kronika_kryminalna #podcast #audiobook

ZAGINĘŁA w NOWY ROK. Znalezione CIAŁO nie należało do niej.
2021-12-30 19:49:05

Do wydarzenia, które dzisiaj opiszę, doszło w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia kilka lat temu. Dwa dni po nowym roku ojciec zgłosił zaginięcie swojej córki Ewy. Po jakimś czasie prawie wszystkie (nie tylko lokalne) gazety opublikowały opis zaginionej: Ewa ma tyle a tyle cm wzrostu, waży tyle a tyle kilogramów, ma rude włosy do ramion, owalną twarz, lekko skrzywioną przegrodę nosową oraz taki a taki tatuaż na stopie. Policja prosi o pomoc w ustaleniu miejsca pobytu zaginionej i o zgłoszenia od osób, które mają informacje o jej losie. Zgłaszać można się na Komisariat Policji lub dzwonić pod podany nr telefonu albo skontaktować się z dyżurnym tego komisariatu pod numerem takim a takim. Ewa zaginęła 1 stycznia. Tego dnia miała odebrać od swoich rodziców córkę, którą przekazała dziadkom pod opiekę, bo sama wybierała na zabawę sylwestrową. Zadzwoniła jeszcze krótko po północy, aby zapewnić, że niedługo będzie, ale się nie pojawiła. Jej matka próbowała kontaktować się z nią telefonicznie, lecz Ewa nie odbierała połączeń. Policja ustaliła do tego czasu, że Ewa nie spędzała nocy sylwestrowej z mężem, bo krótko przed imprezą pokłóciła się z nim. Źródła: https://tvn24.pl/magazyn-tvn24/w-celi-trzech-mezczyzn-ktory-zabil-sylwestrowa-zbrodnia-bez-kary,251,4372 https://lodz.wyborcza.pl/lodz/7,35136,24583171,ewy-k-ktorej-szukala-cala-lodz-odnaleziona-ukrywala-sie.html https://dzienniklodzki.pl/smiertelne-pobicie-w-lodzi-w-sylwestra-skazani-tylko-za-pobicie-mimo-ze-wsrod-nich-jest-zabojca/ar/c1-14745740 https://dzienniklodzki.pl/poszukiwania-ewy-k-zakonczone-policja-poinformowala-o-odnalezieniu-lodzianki/ar/13994837 https://wiadomosci.wp.pl/tajemnicze-zaginiecie-malzenstwa-z-lodzi-nie-ma-ich-od-nowego-roku-6362182949517441a https://expressilustrowany.pl/ewa-k-zniknela-po-morderstwie-przy-ul-niemcewicza-do-ktorego-doszlo-w-sylwestra/ar/13996549 https://lodz.se.pl/horror-w-lodzi-40-letni-robert-zginal-w-sylwestrowa-noc-od-ciosow-nozem-sprawca-odpowie-za-pobicie-aa-2kw2-1PHZ-uWNZ.html https://nowosci.com.pl/smiertelne-pobicie-w-sylwestra-w-lodzi-mezczyzna-nie-zyje-a-oskarzeni-odpowiadaja-za-pobicie-przed-lodzkim-sadem/ar/c1-14705309

Do wydarzenia, które dzisiaj opiszę, doszło w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia kilka lat temu. Dwa dni po nowym roku ojciec zgłosił zaginięcie swojej córki Ewy. Po jakimś czasie prawie wszystkie (nie tylko lokalne) gazety opublikowały opis zaginionej:

Ewa ma tyle a tyle cm wzrostu, waży tyle a tyle kilogramów, ma rude włosy do ramion, owalną twarz, lekko skrzywioną przegrodę nosową oraz taki a taki tatuaż na stopie. Policja prosi o pomoc w ustaleniu miejsca pobytu zaginionej i o zgłoszenia od osób, które mają informacje o jej losie. Zgłaszać można się na Komisariat Policji lub dzwonić pod podany nr telefonu albo skontaktować się z dyżurnym tego komisariatu pod numerem takim a takim.

Ewa zaginęła 1 stycznia. Tego dnia miała odebrać od swoich rodziców córkę, którą przekazała dziadkom pod opiekę, bo sama wybierała na zabawę sylwestrową. Zadzwoniła jeszcze krótko po północy, aby zapewnić, że niedługo będzie, ale się nie pojawiła. Jej matka próbowała kontaktować się z nią telefonicznie, lecz Ewa nie odbierała połączeń.

Policja ustaliła do tego czasu, że Ewa nie spędzała nocy sylwestrowej z mężem, bo krótko przed imprezą pokłóciła się z nim.


Źródła:

https://tvn24.pl/magazyn-tvn24/w-celi-trzech-mezczyzn-ktory-zabil-sylwestrowa-zbrodnia-bez-kary,251,4372

https://lodz.wyborcza.pl/lodz/7,35136,24583171,ewy-k-ktorej-szukala-cala-lodz-odnaleziona-ukrywala-sie.html

https://dzienniklodzki.pl/smiertelne-pobicie-w-lodzi-w-sylwestra-skazani-tylko-za-pobicie-mimo-ze-wsrod-nich-jest-zabojca/ar/c1-14745740

https://dzienniklodzki.pl/poszukiwania-ewy-k-zakonczone-policja-poinformowala-o-odnalezieniu-lodzianki/ar/13994837

https://wiadomosci.wp.pl/tajemnicze-zaginiecie-malzenstwa-z-lodzi-nie-ma-ich-od-nowego-roku-6362182949517441a

https://expressilustrowany.pl/ewa-k-zniknela-po-morderstwie-przy-ul-niemcewicza-do-ktorego-doszlo-w-sylwestra/ar/13996549

https://lodz.se.pl/horror-w-lodzi-40-letni-robert-zginal-w-sylwestrowa-noc-od-ciosow-nozem-sprawca-odpowie-za-pobicie-aa-2kw2-1PHZ-uWNZ.html

https://nowosci.com.pl/smiertelne-pobicie-w-sylwestra-w-lodzi-mezczyzna-nie-zyje-a-oskarzeni-odpowiadaja-za-pobicie-przed-lodzkim-sadem/ar/c1-14705309

Przebiśnieg (cz. 6.) - Powstanie Wielkopolskie - fabularyzowane słuchowisko
2021-12-27 15:37:57

Ogromny wpływ na wydarzenia, jakie zaszły wieczorem tego dnia, miały flagi. Jak psowate zaznaczają swoje terytorium, tak też ludzie, za pomocą flag właśnie, zaznaczali swoje. Polacy, poza własnymi, białoczerwonymi flagami, rozwieszali flagi znienawidzonej przez Niemców koalicji państw alianckich. Niemieckich Poznaniaków raziły w oczy poziome czerwone i białe pasy oraz pięćdziesiąt gwiazd na niebieskim tle flagi amerykańskich bankierów, drażniła ich konstrukcja czerwonego krzyża świętego Jerzego angielskich kupców i przecinającego go krzyża świętego Patryka pijanych Irlandczyków, wkomponowanych w biały krzyż świętego Andrzeja na niebieskim tle skąpych Szkotów. A jakby jeszcze mało było czerwieni, bieli i niebieskiego, powiewały też trójkolorowe flagi francuskich żabojadów. Nie powinno zatem dziwić, że niczym horda rozwścieczonych psów niemieccy samce alfa zaczęli zrywać te flagi z masztów przytwierdzonych do fasad domów, sklepów i słupów ulicznych latarni. Tak samo jak dziwić nie powinno, że rozsierdzało to polskich samców alfa, którzy nie tylko przepychali się z niemieckimi, ale na powrót te flagi przytwierdzali, gdzie ich zdaniem, było ich miejsce. I tak jedni flagi wieszali, aby zaznaczyć swój teren, a drudzy, ogarnięci frustracją i złością, te flagi zrywali. A im więcej zrywali, tym więcej flag wieszali ci pierwsi. A wraz z nowymi flagami, powiewającymi nad Poznaniem, rosła frustracja Niemieckich nacjonalistów. I rósł sprzeciw nacjonalistów polskich, kiedy one znikały. Tak więc flagi i złość pchnęły historię do przodu.

Ogromny wpływ na wydarzenia, jakie zaszły wieczorem tego dnia, miały flagi. Jak psowate zaznaczają swoje terytorium, tak też ludzie, za pomocą flag właśnie, zaznaczali swoje. Polacy, poza własnymi, białoczerwonymi flagami, rozwieszali flagi znienawidzonej przez Niemców koalicji państw alianckich. Niemieckich Poznaniaków raziły w oczy poziome czerwone i białe pasy oraz pięćdziesiąt gwiazd na niebieskim tle flagi amerykańskich bankierów, drażniła ich konstrukcja czerwonego krzyża świętego Jerzego angielskich kupców i przecinającego go krzyża świętego Patryka pijanych Irlandczyków, wkomponowanych w biały krzyż świętego Andrzeja na niebieskim tle skąpych Szkotów. A jakby jeszcze mało było czerwieni, bieli i niebieskiego, powiewały też trójkolorowe flagi francuskich żabojadów.

Nie powinno zatem dziwić, że niczym horda rozwścieczonych psów niemieccy samce alfa zaczęli zrywać te flagi z masztów przytwierdzonych do fasad domów, sklepów i słupów ulicznych latarni.

Tak samo jak dziwić nie powinno, że rozsierdzało to polskich samców alfa, którzy nie tylko przepychali się z niemieckimi, ale na powrót te flagi przytwierdzali, gdzie ich zdaniem, było ich miejsce.

I tak jedni flagi wieszali, aby zaznaczyć swój teren, a drudzy, ogarnięci frustracją i złością, te flagi zrywali. A im więcej zrywali, tym więcej flag wieszali ci pierwsi. A wraz z nowymi flagami, powiewającymi nad Poznaniem, rosła frustracja Niemieckich nacjonalistów. I rósł sprzeciw nacjonalistów polskich, kiedy one znikały.

Tak więc flagi i złość pchnęły historię do przodu.

Przebiśnieg (cz. 5.) - Powstanie Wielkopolskie - fabularyzowane słuchowisko
2021-12-26 07:00:00

Jak grom z jasnego nieba gruchnęła wieść, że do Poznania zmierza Ignacy Jan Paderewski, a w raz z nim generał Józef Haller ze swoją Błękitną Armią. Już prują do Gdańska przez smarkozielone wody Bałtyku na pokładzie okrętu bojowego Royal Navy. Już gotują się na uwolnienie Polaków z niemieckiego jarzma! Już ostrzą bagnety, czyszczą karabiny i wdziewają hełmy. Premier Paderewski ze swą czupryną siwych, choć niegdyś płomiennorudych włosów, stoi na dziobie okrętu Concordia. W czarnym futrze, którego poły powiewają na wietrze jak skrzydła drapieżnego ptaka. A przy nim, na gniadym koniu, na czystej krwi arabie (choć polskim!), siedzi dumny i wyprostowany generał. Spod swej błękitnej rogatywki z polskim orłem patrzy w dal wzrokiem przenikliwym, widząc już brzeg polskiej ziemi. Głaska wąs swój czarny i kozią bródkę na modę francuską. Oczy cieszy już sam widok polskiego generała Józefa Hallera von Hallenburg. Wygląda niczym książę, hetman polny albo co najmniej marszałek. Kołnierz munduru ma wysoki pod samą brodę, ozdobnie haftowany złotymi nićmi, guziki złote z orłem jagiellońskim, a na ramionach płaszcz błękitny obszyty grubym futrem. Szabla przy boku ze złotą rękojeścią, a na niej wygrawerowana inskrypcja „Za wolność naszą i waszą”. A za nimi, za przyszłym premierem Polski i marszałkiem, siedemdziesiąt siedem tysięcy żołnierzy polskich umundurowanych w jasnoniebieskie uniformy, z rogatywkami z daszkiem i orłem w koronie, uzbrojeni po zęby w broń palną i białą. L’Armée bleue – nazywali ją Francuzi: Błękitna Armia! Nikt na świecie nie widział takich żołnierzy. Niezwyciężeni żołnierze Hallera. Legendy mówiły o ich skuteczności i niezłomności. I każdy wyobrażał sobie, jak ta niebieska fala płynie. Jak zalewa najpierw Gdańsk, wyrywając go niemieckiemu zaborcy, a potem Wisłą, pod prąd, w górę rzeki. I zdobywa Grudziądz, a potem Bydgoszcz, i Toruń, a potem jeszcze kolejną falą ruszą na zachód, aby uwolnić Poznań. I oto wjeżdża generał na swoim gniadym rumaku do Poznania. Miasto wiwatuje! Owacje, zimne ognie, fajerwerki! Dziewice rzucają mu kwiaty pod nogi, białe i czerwone. Cały Poznań udekorowany jest w biało-czerwone flagi i proporce. Ludzie krzyczą i wiwatują. Niech żyje generał Haller! Niech żyje!

Jak grom z jasnego nieba gruchnęła wieść, że do Poznania zmierza Ignacy Jan Paderewski, a w raz z nim generał Józef Haller ze swoją Błękitną Armią. Już prują do Gdańska przez smarkozielone wody Bałtyku na pokładzie okrętu bojowego Royal Navy. Już gotują się na uwolnienie Polaków z niemieckiego jarzma! Już ostrzą bagnety, czyszczą karabiny i wdziewają hełmy.

Premier Paderewski ze swą czupryną siwych, choć niegdyś płomiennorudych włosów, stoi na dziobie okrętu Concordia. W czarnym futrze, którego poły powiewają na wietrze jak skrzydła drapieżnego ptaka. A przy nim, na gniadym koniu, na czystej krwi arabie (choć polskim!), siedzi dumny i wyprostowany generał. Spod swej błękitnej rogatywki z polskim orłem patrzy w dal wzrokiem przenikliwym, widząc już brzeg polskiej ziemi. Głaska wąs swój czarny i kozią bródkę na modę francuską.

Oczy cieszy już sam widok polskiego generała Józefa Hallera von Hallenburg. Wygląda niczym książę, hetman polny albo co najmniej marszałek. Kołnierz munduru ma wysoki pod samą brodę, ozdobnie haftowany złotymi nićmi, guziki złote z orłem jagiellońskim, a na ramionach płaszcz błękitny obszyty grubym futrem. Szabla przy boku ze złotą rękojeścią, a na niej wygrawerowana inskrypcja „Za wolność naszą i waszą”.

A za nimi, za przyszłym premierem Polski i marszałkiem, siedemdziesiąt siedem tysięcy żołnierzy polskich umundurowanych w jasnoniebieskie uniformy, z rogatywkami z daszkiem i orłem w koronie, uzbrojeni po zęby w broń palną i białą. L’Armée bleue – nazywali ją Francuzi: Błękitna Armia!

Nikt na świecie nie widział takich żołnierzy. Niezwyciężeni żołnierze Hallera. Legendy mówiły o ich skuteczności i niezłomności. I każdy wyobrażał sobie, jak ta niebieska fala płynie. Jak zalewa najpierw Gdańsk, wyrywając go niemieckiemu zaborcy, a potem Wisłą, pod prąd, w górę rzeki. I zdobywa Grudziądz, a potem Bydgoszcz, i Toruń, a potem jeszcze kolejną falą ruszą na zachód, aby uwolnić Poznań.

I oto wjeżdża generał na swoim gniadym rumaku do Poznania. Miasto wiwatuje! Owacje, zimne ognie, fajerwerki! Dziewice rzucają mu kwiaty pod nogi, białe i czerwone. Cały Poznań udekorowany jest w biało-czerwone flagi i proporce. Ludzie krzyczą i wiwatują. Niech żyje generał Haller! Niech żyje!

Przebiśnieg (cz. 4.) - Powstanie Wielkopolskie - fabularyzowane słuchowisko
2021-12-26 01:00:00

Ratajczak to nazwisko w Poznaniu bardzo dobrze znane. Chyba każdy słyszał o Franciszku, którego ulica przecina poznańską starówkę od placu Wolności aż po Aleje Niepodległości. Nieznane są jednak wspomnienia młodego Eryka Ratajczaka, syna Franciszka, w których ten opisywał dni poprzedzające wybuch Powstania Wielkopolskiego. Miał wtedy osiem, może dziesięć lat i jego odkrycia mogą wydawać się czasem banalne i oczywiste, ale były szczere. Nie przeciągając zatem, oddajmy mu głos: Byłem bardzo podekscytowany, kiedy z mamą i Cecylią wsiedliśmy do pociągu, bo jeszcze nigdy nie jechałem pociągiem. A mieszkaliśmy przecież blisko dworca i czasami chodziliśmy z kolegami na skarpę, żeby sobie popatrzeć na przejeżdżającą kolej żelazną. Pamiętam zwłaszcza te pociągi, które kilka lat temu, zanim poszedłem jeszcze do szkoły, jechały na zachód owieszone flagami i popisane kredą „Von Berlin über Köln nach Paris“ albo „Ausflug nach Paris”, czy też „Auf Wiedersehen auf dem Boulevard”. Czyli: Z Berlina, przez Kolonię do Paryża. Wycieczka do Paryża. Do zobaczenia na Bulwarach. A w każdym z tych pociągów jechali uśmiechnięci żołnierze i machali do nas z wagonów, i rzucali nam jakieś smakołyki. Nie rozumiałem wtedy, dlaczego mamie nie podobają się te pociągi. I dlaczego zabrania mi chodzić na skarpę, aby machać żołnierzom. Przejeżdżające przez Wanne wagony były przecież takie radosne. A połowa naszego miasteczka, zwłaszcza młode, bardzo piękne panie, też przychodziły, aby machać tym żołnierzom. Rozdawały im kwiatki i całowały czasem w usta. A my klaskaliśmy im wszyscy i śpiewaliśmy piosenki. Żołnierze, przejeżdżający przez Wanne, wyglądali, jakby jechali na jakąś wycieczkę. I pomyślałem wtedy, że kiedy ja dorosnę, też pojadę na taką wycieczkę. Takim samym radosnym pociągiem i będę machał do ludzi na dworcach. Ale mamie ten pomysł się nie spodobał. A kiedy tata też pojechał takim pociągiem do Paryża, mama się rozpłakała i od tego czasu płakała prawie bez przerwy.

Ratajczak to nazwisko w Poznaniu bardzo dobrze znane. Chyba każdy słyszał o Franciszku, którego ulica przecina poznańską starówkę od placu Wolności aż po Aleje Niepodległości. Nieznane są jednak wspomnienia młodego Eryka Ratajczaka, syna Franciszka, w których ten opisywał dni poprzedzające wybuch Powstania Wielkopolskiego. Miał wtedy osiem, może dziesięć lat i jego odkrycia mogą wydawać się czasem banalne i oczywiste, ale były szczere.

Nie przeciągając zatem, oddajmy mu głos:

Byłem bardzo podekscytowany, kiedy z mamą i Cecylią wsiedliśmy do pociągu, bo jeszcze nigdy nie jechałem pociągiem. A mieszkaliśmy przecież blisko dworca i czasami chodziliśmy z kolegami na skarpę, żeby sobie popatrzeć na przejeżdżającą kolej żelazną.

Pamiętam zwłaszcza te pociągi, które kilka lat temu, zanim poszedłem jeszcze do szkoły, jechały na zachód owieszone flagami i popisane kredą „Von Berlin über Köln nach Paris“ albo „Ausflug nach Paris”, czy też „Auf Wiedersehen auf dem Boulevard”. Czyli: Z Berlina, przez Kolonię do Paryża. Wycieczka do Paryża. Do zobaczenia na Bulwarach. A w każdym z tych pociągów jechali uśmiechnięci żołnierze i machali do nas z wagonów, i rzucali nam jakieś smakołyki.

Nie rozumiałem wtedy, dlaczego mamie nie podobają się te pociągi. I dlaczego zabrania mi chodzić na skarpę, aby machać żołnierzom. Przejeżdżające przez Wanne wagony były przecież takie radosne. A połowa naszego miasteczka, zwłaszcza młode, bardzo piękne panie, też przychodziły, aby machać tym żołnierzom. Rozdawały im kwiatki i całowały czasem w usta. A my klaskaliśmy im wszyscy i śpiewaliśmy piosenki.

Żołnierze, przejeżdżający przez Wanne, wyglądali, jakby jechali na jakąś wycieczkę. I pomyślałem wtedy, że kiedy ja dorosnę, też pojadę na taką wycieczkę. Takim samym radosnym pociągiem i będę machał do ludzi na dworcach. Ale mamie ten pomysł się nie spodobał. A kiedy tata też pojechał takim pociągiem do Paryża, mama się rozpłakała i od tego czasu płakała prawie bez przerwy.

Przebiśnieg (cz. 3.) - Powstanie Wielkopolskie - fabularyzowane słuchowisko
2021-12-25 23:00:00

Ojciec Antoniego, szewc Jan Andrzejewski, wydawał właśnie piękne buty pani Zweig, która zamówiła je była kilka tygodni wcześniej, zanim jej syn, Rudolf wrócił i okazało się, że ubyło mu nogi. – Takie protezy się w dzisiejszych czasach robi, pani Zweig – mówił szewc Andrzejewski – że nie będzie widać różnicy. Pod spodniami proteza będzie wyglądać jak noga. A buty na niej jak ulał. Pani Zweig dawała sobie robić buty u Andrzejewskiego od lat, zawsze też u niego je naprawiała. Dla siebie, dla męża, dla obu synów. Bo Rudolf miał także młodszego brata,. Oskara, który jeszcze chodził do gimnazjum i bardzo był oburzony na fakt zakończenia wojny, bo mu całe bohaterstwo umknęło. Czego Oskar jeszcze nie wiedział, a zapisane było już na kartach przeznaczenia, za dwadzieścia lat też miał założyć mundur niemiecki, ale służył już zupełnie innym Niemcom, innej polityce i innym zamiarom. Wróćmy jednak do roku 1918, do przedednia Wigilii, do zakładu szewca Andrzejewskiego, gdzie pani Zweig odbierała buty dla Rudolfa. Była przyniosła też rogala, które wypełniała białym makiem. Zresztą pani Zweig zawsze przychodziła z czymś słodkim do szewca Jana, jak nie z rogalem, to ze szneką z glancem albo windbeutlami ze schlagsahną. – Bóg pani zapłać – mawiał szewc. – Należy się panu coś od życia, skoro całymi dniami w ten ponurej komorze pan siedzisz, wśród smrodu kleju i papierosów. Bo i pan Jan palił jednego po drugim. Pani Zweig stała przed ladą, trzymając w obu dłoniach nowe buty, a przez jej twarz przemykały promienie radości i cienie smutku. Jej oczy szkliły się łzawo i nie wiedziała, czy cieszyć się, czy płakać nad losem syna. Pan Jan pamiętał Rudolfa, kiedy ten był jeszcze ejbrem i chodził do klasy razem z Piotrem. Był miłym i energicznym chłopcem, a i Piotr się chyba z nim przyjaźnił. Piotry był najstarszym synem pana Andrzejewskiego. Przed wojną terminował u ojca, uczył się zawodu i pomagał przy naprawie butów. To on był tym synem z szyldu nad zakładem „Andrzejewski i syn”. On miał przejąć zakład, kiedy szewc Jan odejdzie. Jednak los chciał inaczej. Kajzer chciał inaczej i powołał go na front, gdzie już w pierwszym miesiącu wojny Piotr odszedł. To było gdzieś pod Paryżem. Tydzień po jego śmierci dostali widokówkę, że u niego wszystko dobrze i na Święta wróci do domu. W zakładzie pojawiła się nagle pani Andzrejewska, wchodząc od zaplecza, od ich mieszkania, które znajdowało się zaraz za pracownią. – Dobry wieczór, pani Zweig – powiedziała. – Czy ja dobrze słyszę, że syn pani wrócił? – Kilka dni temu przyjechał – odparła z ulga na twarzy. – Jest ranny i bardzo zmęczony, ale żyje. – Chwała Bogu – powiedziała pani Andrzejewska i przeżegnała się. – My czekamy na Pawła – dodała po chwili. – Przetrzymują go gdzieś na Ukrainie. Podobno układają się z Wojskiem Polskim. Nie wiadomo kiedy ich puszczą. Przez mundur pruski nie chcą zwolnić – dodała jeszcze, a potem zamilkła, bo jakaś gula w gardle nie dała jej mówić dalej. Sześć lat temu, przed wojną, była ich siedmioro w trzech izbach kamienicy przy ulicy Strzeleckiej. Szewc Jan Andrzejewski, jego żona, matka jego żony i pięciu synów. Piotr odszedł, Paweł odszedł, a Przemysław, który z frontu wrócił, jest jak warzywo.

Ojciec Antoniego, szewc Jan Andrzejewski, wydawał właśnie piękne buty pani Zweig, która zamówiła je była kilka tygodni wcześniej, zanim jej syn, Rudolf wrócił i okazało się, że ubyło mu nogi.

– Takie protezy się w dzisiejszych czasach robi, pani Zweig – mówił szewc Andrzejewski – że nie będzie widać różnicy. Pod spodniami proteza będzie wyglądać jak noga. A buty na niej jak ulał.

Pani Zweig dawała sobie robić buty u Andrzejewskiego od lat, zawsze też u niego je naprawiała. Dla siebie, dla męża, dla obu synów. Bo Rudolf miał także młodszego brata,. Oskara, który jeszcze chodził do gimnazjum i bardzo był oburzony na fakt zakończenia wojny, bo mu całe bohaterstwo umknęło.

Czego Oskar jeszcze nie wiedział, a zapisane było już na kartach przeznaczenia, za dwadzieścia lat też miał założyć mundur niemiecki, ale służył już zupełnie innym Niemcom, innej polityce i innym zamiarom.

Wróćmy jednak do roku 1918, do przedednia Wigilii, do zakładu szewca Andrzejewskiego, gdzie pani Zweig odbierała buty dla Rudolfa. Była przyniosła też rogala, które wypełniała białym makiem. Zresztą pani Zweig zawsze przychodziła z czymś słodkim do szewca Jana, jak nie z rogalem, to ze szneką z glancem albo windbeutlami ze schlagsahną.

– Bóg pani zapłać – mawiał szewc.

– Należy się panu coś od życia, skoro całymi dniami w ten ponurej komorze pan siedzisz, wśród smrodu kleju i papierosów.

Bo i pan Jan palił jednego po drugim.

Pani Zweig stała przed ladą, trzymając w obu dłoniach nowe buty, a przez jej twarz przemykały promienie radości i cienie smutku. Jej oczy szkliły się łzawo i nie wiedziała, czy cieszyć się, czy płakać nad losem syna.

Pan Jan pamiętał Rudolfa, kiedy ten był jeszcze ejbrem i chodził do klasy razem z Piotrem. Był miłym i energicznym chłopcem, a i Piotr się chyba z nim przyjaźnił.

Piotry był najstarszym synem pana Andrzejewskiego. Przed wojną terminował u ojca, uczył się zawodu i pomagał przy naprawie butów. To on był tym synem z szyldu nad zakładem „Andrzejewski i syn”. On miał przejąć zakład, kiedy szewc Jan odejdzie. Jednak los chciał inaczej. Kajzer chciał inaczej i powołał go na front, gdzie już w pierwszym miesiącu wojny Piotr odszedł. To było gdzieś pod Paryżem. Tydzień po jego śmierci dostali widokówkę, że u niego wszystko dobrze i na Święta wróci do domu.

W zakładzie pojawiła się nagle pani Andzrejewska, wchodząc od zaplecza, od ich mieszkania, które znajdowało się zaraz za pracownią.

– Dobry wieczór, pani Zweig – powiedziała. – Czy ja dobrze słyszę, że syn pani wrócił?

– Kilka dni temu przyjechał – odparła z ulga na twarzy. – Jest ranny i bardzo zmęczony, ale żyje.

– Chwała Bogu – powiedziała pani Andrzejewska i przeżegnała się. – My czekamy na Pawła – dodała po chwili. – Przetrzymują go gdzieś na Ukrainie. Podobno układają się z Wojskiem Polskim. Nie wiadomo kiedy ich puszczą. Przez mundur pruski nie chcą zwolnić – dodała jeszcze, a potem zamilkła, bo jakaś gula w gardle nie dała jej mówić dalej.

Sześć lat temu, przed wojną, była ich siedmioro w trzech izbach kamienicy przy ulicy Strzeleckiej. Szewc Jan Andrzejewski, jego żona, matka jego żony i pięciu synów. Piotr odszedł, Paweł odszedł, a Przemysław, który z frontu wrócił, jest jak warzywo.

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie