Podkast amerykański

Łukasz Pawłowski i Piotr Tarczyński o Stanach Zjednoczonych - komentujemy to, co się dzieje w amerykańskiej polityce, przypominamy ważne wydarzenia historyczne, a co jakiś czas omawiamy jakieś ważne zjawisko społeczne czy trapiący Amerykę problem. Nowy odcinek w każdą sobotę.

Czytajcie nasze książki:
Piotr: "Rozkład. O niedemokracji w Ameryce": https://bit.ly/40x9OYn
Łukasz: "Stany Podzielone Ameryki": https://bit.ly/3Yrz7s4

Jeśli chcecie nas wspierać, zapraszamy na http://patronite.pl/podkastamerykanski


Odcinki od najnowszych:

222. Elonizacja: minionki rozrabiają
2025-02-15 07:00:00

W administracji federalnej trwa „rewolucja ludowa”, którą najbogatszy człowiek świata, Elon Musk, przeprowadza rękoma swoich „minionków” z DOGE, Departamentu Efektywności Rządowej. Byli stażyści jego firm, dwudziestolatkowie świeżo po studiach, bez certyfikatów bezpieczeństwa, wchodzą do agencji rządowych, gromadzą dane, a w niektórych przypadkach wręcz wstrzymują działalność państwowych instytucji. Wesprzyjcie nas na ➡︎ https://patronite.pl/podkastamerykanski Opowiadamy dziś o tym, jak de facto zdemontowano USAID, Agencję ds. Rozwoju Międzynarodowego – największego darczyńcę pomocy humanitarnej na świecie, a przy okazji skuteczne narzędzie amerykańskiej soft power. Czy w USAID faktycznie dochodziło do „korupcji na niebywałą skalę” i  gigantycznych malwersacji? Czyżby rzeczywiście USA wydały 50 mln dolarów na „kondomy dla Hamasu”? Czyżby rzeczywiście Musk z Trumpem unicestwili „organizację przestępczą” i zaoszczędzili dla Amerykanów miliardy dolarów? I czy prezydent w ogóle może bez pytania Kongresu zlikwidować federalną agencję? Mówimy też o zupełnie oczywistym konflikcie interesów – Musk patroszy instytucje, które kontrolują jego firmy; a także o konflikcie konstytucyjnym – władza wykonawcza ignoruje ustawodawczą i nie wiadomo czy będzie słuchać decyzji sądów. Ale amerykańskie instytucje są przecież legendarnie silne…

W administracji federalnej trwa „rewolucja ludowa”, którą najbogatszy człowiek świata, Elon Musk, przeprowadza rękoma swoich „minionków” z DOGE, Departamentu Efektywności Rządowej. Byli stażyści jego firm, dwudziestolatkowie świeżo po studiach, bez certyfikatów bezpieczeństwa, wchodzą do agencji rządowych, gromadzą dane, a w niektórych przypadkach wręcz wstrzymują działalność państwowych instytucji.

Wesprzyjcie nas na ➡︎ https://patronite.pl/podkastamerykanski

Opowiadamy dziś o tym, jak de facto zdemontowano USAID, Agencję ds. Rozwoju Międzynarodowego – największego darczyńcę pomocy humanitarnej na świecie, a przy okazji skuteczne narzędzie amerykańskiej soft power. Czy w USAID faktycznie dochodziło do „korupcji na niebywałą skalę” i  gigantycznych malwersacji? Czyżby rzeczywiście USA wydały 50 mln dolarów na „kondomy dla Hamasu”? Czyżby rzeczywiście Musk z Trumpem unicestwili „organizację przestępczą” i zaoszczędzili dla Amerykanów miliardy dolarów? I czy prezydent w ogóle może bez pytania Kongresu zlikwidować federalną agencję?

Mówimy też o zupełnie oczywistym konflikcie interesów – Musk patroszy instytucje, które kontrolują jego firmy; a także o konflikcie konstytucyjnym – władza wykonawcza ignoruje ustawodawczą i nie wiadomo czy będzie słuchać decyzji sądów. Ale amerykańskie instytucje są przecież legendarnie silne…

221. Stulecie "Nowojorczyka". Rozmowa z Michałem Choińskim o tygodniku "The New Yorker"
2025-02-08 07:00:00

21 lutego nowojorczycy będą świętować 100. urodziny jednej z ikon swojego miasta. Tym razem nie chodzi o żaden ze słynnych wieżowców, mostów czy hoteli, ale o pismo. Tygodnik „Nowojorczyk”, „The New Yorker”, wbrew nazwie od samego początku czytany był przez Amerykanów w całym kraju, a z czasem przez odbiorców na całym świecie. Dziś pismo pierwotnie przeznaczone dla wszystkich tych, którzy chcieli się poczuć nowojorczykami, ma ponad 1,2 miliona egzemplarzy nakładu. Wesprzyjcie nas na ➡︎ https://patronite.pl/podkastamerykanski W jakich okolicznościach powstało i czym miało konkurować z innymi magazynami zakładanymi w tym czasie – jak „Life” czy „Vanity Fair” – lub już uznanymi markami – jak „New York Times”? Pytanie tym bardziej zasadne, że „Nowojorczyka” nie założyli nowojorczycy, lecz przyjezdni prowincjusze. To zresztą nie jedyny paradoks związany z historią gazety.Z jednej strony tygodnik niemal kompletnie ignorował tak przełomowe wydarzenia jak wielki kryzys i jego konsekwencje, a z drugiej potrafił przeorać świadomość tysięcy swoich czytelników, publikując potężny reportaż pokazujący skutki wybuchu bomby atomowej zrzuconej na Hiroszimę. Z jednej strony szczycił się i szczyci swoim przywiązaniem do drobiazgowej weryfikacji faktów, z drugiej najsłynniejszym opublikowanym w gazecie reportażom zarzucono właśnie naginanie faktów. Z jednej strony miał mierzyć tętno miasta, z drugiej w latach 70. kiedy miasto bankrutowało, a poziom przestępczości bił kolejne rekordy, gazeta przeżywała swój złoty okres. Ale już w latach 80. przyszedł poważny kryzys. Wówczas tygodnik musiał walczyć o reklamodawców z telewizją, potem z mediami internetowymi oferującymi darmowe treści. Dla większości gazet w USA ten kryzys trwa do dziś. Zaufanie do mediów spada, lokalne gazety zamykają się w takim tempie jak puby w Anglii, a tysiące dziennikarzy co roku tracą pracę. Jak z tymi wyzwaniami radzi sobie „Nowojorczyk”? O tym wszystkim rozmawiamy z Michałem Choińskim, autorem książki „The New Yorker. Biografia pisma, które zmieniło Amerykę”.

21 lutego nowojorczycy będą świętować 100. urodziny jednej z ikon swojego miasta. Tym razem nie chodzi o żaden ze słynnych wieżowców, mostów czy hoteli, ale o pismo. Tygodnik „Nowojorczyk”, „The New Yorker”, wbrew nazwie od samego początku czytany był przez Amerykanów w całym kraju, a z czasem przez odbiorców na całym świecie. Dziś pismo pierwotnie przeznaczone dla wszystkich tych, którzy chcieli się poczuć nowojorczykami, ma ponad 1,2 miliona egzemplarzy nakładu. Wesprzyjcie nas na ➡︎ https://patronite.pl/podkastamerykanski W jakich okolicznościach powstało i czym miało konkurować z innymi magazynami zakładanymi w tym czasie – jak „Life” czy „Vanity Fair” – lub już uznanymi markami – jak „New York Times”? Pytanie tym bardziej zasadne, że „Nowojorczyka” nie założyli nowojorczycy, lecz przyjezdni prowincjusze. To zresztą nie jedyny paradoks związany z historią gazety.Z jednej strony tygodnik niemal kompletnie ignorował tak przełomowe wydarzenia jak wielki kryzys i jego konsekwencje, a z drugiej potrafił przeorać świadomość tysięcy swoich czytelników, publikując potężny reportaż pokazujący skutki wybuchu bomby atomowej zrzuconej na Hiroszimę. Z jednej strony szczycił się i szczyci swoim przywiązaniem do drobiazgowej weryfikacji faktów, z drugiej najsłynniejszym opublikowanym w gazecie reportażom zarzucono właśnie naginanie faktów. Z jednej strony miał mierzyć tętno miasta, z drugiej w latach 70. kiedy miasto bankrutowało, a poziom przestępczości bił kolejne rekordy, gazeta przeżywała swój złoty okres. Ale już w latach 80. przyszedł poważny kryzys. Wówczas tygodnik musiał walczyć o reklamodawców z telewizją, potem z mediami internetowymi oferującymi darmowe treści. Dla większości gazet w USA ten kryzys trwa do dziś. Zaufanie do mediów spada, lokalne gazety zamykają się w takim tempie jak puby w Anglii, a tysiące dziennikarzy co roku tracą pracę. Jak z tymi wyzwaniami radzi sobie „Nowojorczyk”? O tym wszystkim rozmawiamy z Michałem Choińskim, autorem książki „The New Yorker. Biografia pisma, które zmieniło Amerykę”.

220. Pocahontas, John Smith i Jamestown, czyli Rdzenni Amerykanie i kolonie angielskie
2025-02-01 07:00:00

Wracamy do opowieści o Rdzennych Amerykanach: tym razem porozmawiamy o początkach kolonizacji angielskiej, która zaczęła się najpóźniej i z największymi problemami, ale która ostatecznie okazała się dla Indian najbardziej zgubna. Wesprzyjcie nas na ➡︎ https://patronite.pl/podkastamerykanski Dlaczego Anglicy tak późno zaczęli kolonizować Nowy Świat? Czym się kierowali i jak wyobrażali sobie angielską misję po drugiej stronie Atlantyku? Skąd się wzięła nazwa „Wirginia” i co się stało z „zaginioną kolonią Roanoke”? Czy to rzeczywiście wielka zagadka, która do dziś pozostaje nierozwiązana? Przede wszystkim jednak opowiemy na nowo dzieje Pocahontas, córki wodza Powhatanów i Johna Smitha, barczystego lidera angielskich kolonistów. Te bowiem wyglądały trochę inaczej, niż przedstawia to film Disneya: zamiast mądrej Babci Wierzby i sympatycznego szopa pracza, będą głód, smród i ubóstwo, kidnaping, tytoń i ekipa polskich szklarzy.  Dowiecie się też dlaczego rok 1619 jest tak ważny w historii i jak łączą się w nim to, co w dziejach angielskiej Ameryki najwznioślejsze z tym, co najpodlejsze.

Wracamy do opowieści o Rdzennych Amerykanach: tym razem porozmawiamy o początkach kolonizacji angielskiej, która zaczęła się najpóźniej i z największymi problemami, ale która ostatecznie okazała się dla Indian najbardziej zgubna.

Wesprzyjcie nas na ➡︎ https://patronite.pl/podkastamerykanski

Dlaczego Anglicy tak późno zaczęli kolonizować Nowy Świat? Czym się kierowali i jak wyobrażali sobie angielską misję po drugiej stronie Atlantyku? Skąd się wzięła nazwa „Wirginia” i co się stało z „zaginioną kolonią Roanoke”? Czy to rzeczywiście wielka zagadka, która do dziś pozostaje nierozwiązana?

Przede wszystkim jednak opowiemy na nowo dzieje Pocahontas, córki wodza Powhatanów i Johna Smitha, barczystego lidera angielskich kolonistów. Te bowiem wyglądały trochę inaczej, niż przedstawia to film Disneya: zamiast mądrej Babci Wierzby i sympatycznego szopa pracza, będą głód, smród i ubóstwo, kidnaping, tytoń i ekipa polskich szklarzy. 

Dowiecie się też dlaczego rok 1619 jest tak ważny w historii i jak łączą się w nim to, co w dziejach angielskiej Ameryki najwznioślejsze z tym, co najpodlejsze.

219. „Nowy złoty wiek”, czyli druga inauguracja Donalda Trumpa
2025-01-25 06:00:00

W amerykańskim ceremoniale politycznym inauguracja nowego prezydenta to uroczystość jednocząca wszystkich obywateli, ponadpartyjne święto demokracji: tym razem jednak zaprzysiężenie wyglądało inaczej. Wesprzyjcie nas na ➡︎ https://patronite.pl/podkastamerykanski Po pierwsze, z powodu mrozu zaprzysiężenie Donalda Trumpa przeniesiono do gmachu Kapitolu i w tej samej rotundzie, do której 6 stycznia cztery lata temu wtargnęli jego zwolennicy, Trump złożył przysięgę prezydencką. Po drugie jednak inauguracja ta nie była ceremonią jedności, ale triumfem jednej strony – zamiast mówić o współpracy, Trump miażdżył poprzedników; zamiast z pokorą podziękować za wybór, mówił, że otrzymał mandat nie tylko od ludu, ale i Boga, który uratował go przed śmiercią z ręki zamachowca po to, aby uczynił Amerykę znów wielką. Zapowiadał „rewolucję zdrowego rozsądku” i nadejście „nowego złotego wieku Ameryki”. Dzielimy się naszymi wrażeniami z tych uroczystości i zastanawiamy się nad ich wymową wizerunkową: czy ma znaczenie to, że technomiliarderzy siedzieli bliżej, niż przyszli członkowie gabinetu? Albo że Trump nawet nie wspomniał o Kongresie? Próbujemy analizować mowę inauguracyjną – a nawet trzy mowy, bo Trump przemawiał też do zwolenników zebranych w innych miejscach, m.in. w hali widowiskowej w Waszyngtonie, gdzie odbyła się parada inauguracyjna i gdzie nowy prezydent podpisywał rozporządzenia wykonawcze. Co mówią nam te dekrety o drugiej kadencji? Czy faktycznie jednym podpisem mazaka Trump rozwiązał kryzys migracyjny i obniżył inflację? Z tego nawału informacji, wydarzeń, gestów i przemówień, próbujemy wyłuskać dla Was to, co naszym zdaniem najważniejsze.

W amerykańskim ceremoniale politycznym inauguracja nowego prezydenta to uroczystość jednocząca wszystkich obywateli, ponadpartyjne święto demokracji: tym razem jednak zaprzysiężenie wyglądało inaczej.

Wesprzyjcie nas na ➡︎ https://patronite.pl/podkastamerykanski

Po pierwsze, z powodu mrozu zaprzysiężenie Donalda Trumpa przeniesiono do gmachu Kapitolu i w tej samej rotundzie, do której 6 stycznia cztery lata temu wtargnęli jego zwolennicy, Trump złożył przysięgę prezydencką. Po drugie jednak inauguracja ta nie była ceremonią jedności, ale triumfem jednej strony – zamiast mówić o współpracy, Trump miażdżył poprzedników; zamiast z pokorą podziękować za wybór, mówił, że otrzymał mandat nie tylko od ludu, ale i Boga, który uratował go przed śmiercią z ręki zamachowca po to, aby uczynił Amerykę znów wielką. Zapowiadał „rewolucję zdrowego rozsądku” i nadejście „nowego złotego wieku Ameryki”.

Dzielimy się naszymi wrażeniami z tych uroczystości i zastanawiamy się nad ich wymową wizerunkową: czy ma znaczenie to, że technomiliarderzy siedzieli bliżej, niż przyszli członkowie gabinetu? Albo że Trump nawet nie wspomniał o Kongresie? Próbujemy analizować mowę inauguracyjną – a nawet trzy mowy, bo Trump przemawiał też do zwolenników zebranych w innych miejscach, m.in. w hali widowiskowej w Waszyngtonie, gdzie odbyła się parada inauguracyjna i gdzie nowy prezydent podpisywał rozporządzenia wykonawcze.

Co mówią nam te dekrety o drugiej kadencji? Czy faktycznie jednym podpisem mazaka Trump rozwiązał kryzys migracyjny i obniżył inflację? Z tego nawału informacji, wydarzeń, gestów i przemówień, próbujemy wyłuskać dla Was to, co naszym zdaniem najważniejsze.

218. Los Angeles: pożary & polityka
2025-01-18 07:00:00

Trwające od 7 stycznia pożary w Los Angeles zabiły co najmniej 25 osób, strawiły już ponad 12 tysięcy budowli i objęły powierzchnię prawie 160 kilometrów kwadratowych. To więcej niż obszar Paryża czy San Francisco. Oszacowanie strat będzie trudne, ale pierwsze oceny mówią o nawet 45 miliardach w samych nieruchomościach. Szacunki długofalowe, uwzględniające koszty społeczne i zdrowotne są kilkukrotnie większe - nawet ćwierć biliona dolarów! Wesprzyjcie nas na ➡︎ https://patronite.pl/podkastamerykanski Chociaż strażacy wciąż walczą z ogniem już zaczęło się poszukiwanie winnych. Kto zaprószył ogień? Czy dowódcy straży pożarnej w pełni wykorzystali swoje zasoby? Czy władze miasta dały strażakom dość pieniędzy? Czy burmistrzyni i gubernator zareagowali dość szybko? A może winni są ludzie osiedlający się w miejscach skrajnie narażonych na pożary?  W sieci aż roi się od teorii spiskowych - od laserów z kosmosu, po celowe działania władz. A rzeczywiste przyczyny są - jak to zwykle bywa - złożone i nie przystają do wyjaśnień „na chłopski rozum”. Problem nie zniknie. Nie tylko LA, ale rozmaite stany coraz częściej doświadczają katastrof naturalnych. Ubezpieczyciele podnoszą stawki lub wycofują się z rynku, ludzie tracą majątki ulokowane w nieruchomościach i chcą pomocy z budżetu, a bogaci zatrudniają prywatnych strażaków. Na dłuższą metę to sytuacja nie do utrzymania. Tymczasem ogromna tragedia już stała się przedmiotem walki politycznej. Republikanie oskarżają pochodzące z Partii Demokratycznej władze stanowe o niekompetencję i chcą aby pomoc z budżetu federalnego popłynęła dopiero po tym jak Demokraci wprowadzą reformy. Jakie? Nie do końca wiadomo, ale mowa o walce z lewackimi politykami. Co jedno ma z drugim wspólnego? I czy kiedy kolejny huragan uderzy w rządzoną Republikanów Florydę pomoc także zostanie uzależniona od spełniona jakichś warunków - np. legalizacji aborcji?

Trwające od 7 stycznia pożary w Los Angeles zabiły co najmniej 25 osób, strawiły już ponad 12 tysięcy budowli i objęły powierzchnię prawie 160 kilometrów kwadratowych. To więcej niż obszar Paryża czy San Francisco. Oszacowanie strat będzie trudne, ale pierwsze oceny mówią o nawet 45 miliardach w samych nieruchomościach. Szacunki długofalowe, uwzględniające koszty społeczne i zdrowotne są kilkukrotnie większe - nawet ćwierć biliona dolarów!

Wesprzyjcie nas na ➡︎ https://patronite.pl/podkastamerykanski

Chociaż strażacy wciąż walczą z ogniem już zaczęło się poszukiwanie winnych. Kto zaprószył ogień? Czy dowódcy straży pożarnej w pełni wykorzystali swoje zasoby? Czy władze miasta dały strażakom dość pieniędzy? Czy burmistrzyni i gubernator zareagowali dość szybko? A może winni są ludzie osiedlający się w miejscach skrajnie narażonych na pożary? 

W sieci aż roi się od teorii spiskowych - od laserów z kosmosu, po celowe działania władz. A rzeczywiste przyczyny są - jak to zwykle bywa - złożone i nie przystają do wyjaśnień „na chłopski rozum”.

Problem nie zniknie. Nie tylko LA, ale rozmaite stany coraz częściej doświadczają katastrof naturalnych. Ubezpieczyciele podnoszą stawki lub wycofują się z rynku, ludzie tracą majątki ulokowane w nieruchomościach i chcą pomocy z budżetu, a bogaci zatrudniają prywatnych strażaków. Na dłuższą metę to sytuacja nie do utrzymania.

Tymczasem ogromna tragedia już stała się przedmiotem walki politycznej. Republikanie oskarżają pochodzące z Partii Demokratycznej władze stanowe o niekompetencję i chcą aby pomoc z budżetu federalnego popłynęła dopiero po tym jak Demokraci wprowadzą reformy. Jakie? Nie do końca wiadomo, ale mowa o walce z lewackimi politykami. Co jedno ma z drugim wspólnego? I czy kiedy kolejny huragan uderzy w rządzoną Republikanów Florydę pomoc także zostanie uzależniona od spełniona jakichś warunków - np. legalizacji aborcji?

217. Grenlandia, Panama, Kanada i inne pomysły Donalda Trumpa
2025-01-11 07:00:00

Chociaż ponowne objęcie stanowiska prezydenta przez Donalda Trumpa ma nastąpić dopiero 20 stycznia, to prezydent-elekt oraz część jego współpracowników żywo angażują się w proces legislacyjny i bieżące spory polityczne, całkowicie przykrywając gasnącą aktywność prezydenta Bidena. To Donald Trump i Elon Musk storpedowali porozumienie w sprawie podniesienia limitu zadłużenia i próbowali wpływać na jej treść, grożąc kongresmanom i senatorom, którzy nie posłuchaliby ich wytycznych. Wyszło im połowicznie - sprawę po prostu odłożono na później. Ta kwestia i kolejne wydarzenia pokazały jednak rysujące się linie podziału w ramach nowej republikańskiej koalicji. Obok wydatków budżetowych punktem spornym jest imigracja. Elon Musk i inni przedstawiciele biznesu skupieni wokół Trumpa chcą sprowadzać do USA pracowników z zagranicy. Ikony ruchu MAGA - jak Steve Bannon, Laura Loomer czy Steven Miller - są temu skrajnie przeciwni. Spór na razie przycichł, ale wróci - interesy wielkich korporacji i ich właścicieli oraz zwykłych sfrustrowanych Amerykanów, którzy liczą na reformy Trumpa - są na kursie kolizyjnym. Mimo to kolejni bogaci biznesmeni albo sięgają do kieszeni, albo wysyłają wyraźnie przyjazne sygnały do nowej administracji. Dość powiedzieć, że na inaugurację prezydenta od zamożnych przedsiębiorców zebrano już rekordową kwotę prawie 200 mln dolarów. A Mark Zuckerberg zmienia politykę swoich mediów społecznościowych i wyraźnie mówi dlaczego chce być bardziej podobny do Elona Muska. Kontrowersje ostatnich dni nie ograniczają się do spraw jedynie wewnętrznych. W odcinku pomówimy też o zapowiedziach podboju Grenlandii, Kanady i Kanału Panamskiego i o tym dlaczego nie należy ich ani bagatelizować, ani tym bardziej chwalić.

Chociaż ponowne objęcie stanowiska prezydenta przez Donalda Trumpa ma nastąpić dopiero 20 stycznia, to prezydent-elekt oraz część jego współpracowników żywo angażują się w proces legislacyjny i bieżące spory polityczne, całkowicie przykrywając gasnącą aktywność prezydenta Bidena.

To Donald Trump i Elon Musk storpedowali porozumienie w sprawie podniesienia limitu zadłużenia i próbowali wpływać na jej treść, grożąc kongresmanom i senatorom, którzy nie posłuchaliby ich wytycznych. Wyszło im połowicznie - sprawę po prostu odłożono na później.

Ta kwestia i kolejne wydarzenia pokazały jednak rysujące się linie podziału w ramach nowej republikańskiej koalicji. Obok wydatków budżetowych punktem spornym jest imigracja. Elon Musk i inni przedstawiciele biznesu skupieni wokół Trumpa chcą sprowadzać do USA pracowników z zagranicy. Ikony ruchu MAGA - jak Steve Bannon, Laura Loomer czy Steven Miller - są temu skrajnie przeciwni. Spór na razie przycichł, ale wróci - interesy wielkich korporacji i ich właścicieli oraz zwykłych sfrustrowanych Amerykanów, którzy liczą na reformy Trumpa - są na kursie kolizyjnym.

Mimo to kolejni bogaci biznesmeni albo sięgają do kieszeni, albo wysyłają wyraźnie przyjazne sygnały do nowej administracji. Dość powiedzieć, że na inaugurację prezydenta od zamożnych przedsiębiorców zebrano już rekordową kwotę prawie 200 mln dolarów. A Mark Zuckerberg zmienia politykę swoich mediów społecznościowych i wyraźnie mówi dlaczego chce być bardziej podobny do Elona Muska.

Kontrowersje ostatnich dni nie ograniczają się do spraw jedynie wewnętrznych. W odcinku pomówimy też o zapowiedziach podboju Grenlandii, Kanady i Kanału Panamskiego i o tym dlaczego nie należy ich ani bagatelizować, ani tym bardziej chwalić.

216. „Delay, deny, defend”, czyli opieka zdrowotna w Ameryce, część 2
2025-01-04 06:00:00

Amerykanie płacą za opiekę zdrowotną mnóstwo, ale nigdy nie mogą być pewni, czy ich ubezpieczenie pokryje koszty takiej czy innej procedury medycznej. Stany Zjednoczone to jedyny wysoko rozwinięty w kraj w którym nie ma państwowej służby zdrowia – cały system opiera się na prywatnych ubezpieczycielach, których celem jest nie wyleczenie jak największej liczby ludzi, ale wydanie na leczenie jak najmniej, żeby wykazać się przed akcjonariuszami jak największe zyski. Wesprzyjcie nas na ➡︎ https://patronite.pl/podkastamerykanski W dzisiejszym odcinku próbujemy zrozumieć jak wygląda ten system, którego często nie rozumieją sami Amerykanie. Tłumaczymy czym jest „premium”, czym „deductible”, co oznacza „copay” i „coinsurance”, a także „out-of-pocket maximum”. Jak to możliwe, że nie lekarze, a algorytmy decydują o tym ile potrwa terapia, a także na czym polega słynna już strategia „delay, deny, defend”, którą stosują firmy ubezpieczeniowe. I jak znakomicie opanowała ją firma UnitedHealthcare, której prezes zginął z ręki Luigiego Mangione. Opowiadamy o tym dlaczego leczenie w Stanach jest tak koszmarnie drogie, o „długach medycznych”, o niebywałym marnotrawstwie pieniędzy, które wyciekają z amerykańskiego systemu. Czy faktycznie prywatne jest efektywniejsze niż państwowe? Czy wysokie koszty przekładają się na jakość opieki zdrowotnej? Czy mają rację ci, którzy twierdzą, że amerykański system ubezpieczeń zdrowotnych jest systemem zorganizowanej przemocy – tylko innej nieco od tego, co zwykliśmy uważać za przemoc?

Amerykanie płacą za opiekę zdrowotną mnóstwo, ale nigdy nie mogą być pewni, czy ich ubezpieczenie pokryje koszty takiej czy innej procedury medycznej. Stany Zjednoczone to jedyny wysoko rozwinięty w kraj w którym nie ma państwowej służby zdrowia – cały system opiera się na prywatnych ubezpieczycielach, których celem jest nie wyleczenie jak największej liczby ludzi, ale wydanie na leczenie jak najmniej, żeby wykazać się przed akcjonariuszami jak największe zyski.

Wesprzyjcie nas na ➡︎ https://patronite.pl/podkastamerykanski

W dzisiejszym odcinku próbujemy zrozumieć jak wygląda ten system, którego często nie rozumieją sami Amerykanie. Tłumaczymy czym jest „premium”, czym „deductible”, co oznacza „copay” i „coinsurance”, a także „out-of-pocket maximum”. Jak to możliwe, że nie lekarze, a algorytmy decydują o tym ile potrwa terapia, a także na czym polega słynna już strategia „delay, deny, defend”, którą stosują firmy ubezpieczeniowe. I jak znakomicie opanowała ją firma UnitedHealthcare, której prezes zginął z ręki Luigiego Mangione.

Opowiadamy o tym dlaczego leczenie w Stanach jest tak koszmarnie drogie, o „długach medycznych”, o niebywałym marnotrawstwie pieniędzy, które wyciekają z amerykańskiego systemu. Czy faktycznie prywatne jest efektywniejsze niż państwowe? Czy wysokie koszty przekładają się na jakość opieki zdrowotnej? Czy mają rację ci, którzy twierdzą, że amerykański system ubezpieczeń zdrowotnych jest systemem zorganizowanej przemocy – tylko innej nieco od tego, co zwykliśmy uważać za przemoc?

215. Dlaczego Luigi Mangione stał się bohaterem ludowym, czyli opieka zdrowotna, część 1
2024-12-28 07:00:00

Od dawna zapowiadaliśmy odcinek o opiece zdrowotnej, aż wreszcie zmusiły nas do tego wydarzenia: 4 grudnia nad ranem Luigi Mangione zastrzelił na Manhattanie Briana Thompsona, szefa UnitedHealthcare, największej firmy ubezpieczeń medycznych w Stanach Zjednoczonych. Sprawca zostawił krótki manifest: zwrócił uwagę na to, że USA wydają na opiekę zdrowotną per capita najwięcej na świecie, a mimo zajmują 42. miejsce pod względem oczekiwanej długości życia. Firmy ubezpieczeniowe nazwał pasożytami, które wykorzystują ludzi po to, by czerpać ogromne zyski.  Zamiast fali współczucia wobec zabitego, wybuchła „Luigimania”: Mangione stał się obiektem uwielbienia, tematem gadżetów, ballad, nawet fantazji erotycznych, zbierane są pieniądze na jego obronę, okrzyknięto go nawet „świętym Luigim”, obrońcą pacjentów uciśnionych przez chciwe korporacje. Czy gdyby jednak Mangione nie był biały, młody i przystojny, reakcje byłyby takie same? Co te reakcje mówią nam o amerykańskim społeczeństwie i dlaczego Amerykanie są tak sfrustrowani i tak wściekli na swoich ubezpieczycieli? Wychodzimy od historii Briana Thompsona i Luigiego Mangione, żeby opowiedzieć o kryzysie amerykańskiej służby zdrowia – czy raczej amerykańskiego przemysłu ubezpieczeniowego.

Od dawna zapowiadaliśmy odcinek o opiece zdrowotnej, aż wreszcie zmusiły nas do tego wydarzenia: 4 grudnia nad ranem Luigi Mangione zastrzelił na Manhattanie Briana Thompsona, szefa UnitedHealthcare, największej firmy ubezpieczeń medycznych w Stanach Zjednoczonych.

Sprawca zostawił krótki manifest: zwrócił uwagę na to, że USA wydają na opiekę zdrowotną per capita najwięcej na świecie, a mimo zajmują 42. miejsce pod względem oczekiwanej długości życia. Firmy ubezpieczeniowe nazwał pasożytami, które wykorzystują ludzi po to, by czerpać ogromne zyski. 

Zamiast fali współczucia wobec zabitego, wybuchła „Luigimania”: Mangione stał się obiektem uwielbienia, tematem gadżetów, ballad, nawet fantazji erotycznych, zbierane są pieniądze na jego obronę, okrzyknięto go nawet „świętym Luigim”, obrońcą pacjentów uciśnionych przez chciwe korporacje. Czy gdyby jednak Mangione nie był biały, młody i przystojny, reakcje byłyby takie same? Co te reakcje mówią nam o amerykańskim społeczeństwie i dlaczego Amerykanie są tak sfrustrowani i tak wściekli na swoich ubezpieczycieli?

Wychodzimy od historii Briana Thompsona i Luigiego Mangione, żeby opowiedzieć o kryzysie amerykańskiej służby zdrowia – czy raczej amerykańskiego przemysłu ubezpieczeniowego.

214. Odcinek świąteczny, czyli co nas zaciekawiło w mijającym roku i co polecamy pod choinkę
2024-12-21 07:00:00

Świąteczny odcinek „Podkastu amerykańskiego” nieco odmienny od typowych. Zaczynamy od kilku mniej oczywistych wydarzeń i zjawisk, które szczególnie przykuły naszą uwagę w mijającym roku: od wzrostu majątku i wpływów Elona Muska oraz grupy miliarderów powołanych do gabinetu przyszłego prezydenta, przez propozycje zwołania konwencji konstytucyjnej dla zaradzenia bolączkom amerykańskiego systemu politycznego, po pytania o to jak otoczenie starzejącego się Joego Bidena ograniczało dostęp do prezydenta i czy tę samą metodę zastosuję otoczenie Donalda Trumpa. A w części drugiej świąteczne polecajki – filmy i książki do obejrzenia w wolnym czasie – od historii tygodnika „New Yorker”, przez historię upadku „amerykańskiego marzenia”, po książkowy niezbędnik, w który powinien zaopatrzyć się każdy, kto planuje podróż do Teksasu. W przypadku tego ostatniego mamy też wersję dla zabieganych – serial dokumentalny nakręcony na podstawie książki.  Życzymy wszystkiego dobrego w czasie świątecznej przerwy i do usłyszenia!

Świąteczny odcinek „Podkastu amerykańskiego” nieco odmienny od typowych. Zaczynamy od kilku mniej oczywistych wydarzeń i zjawisk, które szczególnie przykuły naszą uwagę w mijającym roku: od wzrostu majątku i wpływów Elona Muska oraz grupy miliarderów powołanych do gabinetu przyszłego prezydenta, przez propozycje zwołania konwencji konstytucyjnej dla zaradzenia bolączkom amerykańskiego systemu politycznego, po pytania o to jak otoczenie starzejącego się Joego Bidena ograniczało dostęp do prezydenta i czy tę samą metodę zastosuję otoczenie Donalda Trumpa.

A w części drugiej świąteczne polecajki – filmy i książki do obejrzenia w wolnym czasie – od historii tygodnika „New Yorker”, przez historię upadku „amerykańskiego marzenia”, po książkowy niezbędnik, w który powinien zaopatrzyć się każdy, kto planuje podróż do Teksasu. W przypadku tego ostatniego mamy też wersję dla zabieganych – serial dokumentalny nakręcony na podstawie książki. 

Życzymy wszystkiego dobrego w czasie świątecznej przerwy i do usłyszenia!

213. Stolica bez prawa głosu, czyli historia Waszyngtonu, część 2
2024-12-14 07:00:00

Proszę sobie wyobrazić, że setki tysięcy mieszkańców Polski, Niemiec, Francji czy Wielkiej Brytanii tracą nagle prawo do głosowania w wyborach parlamentarnych. Trudno byłoby to uznać za demokratyczne rozwiązanie. A tymczasem w Stanach Zjednoczonych – kolebce nowoczesnej demokracji – mieszkańcy stolicy są właśnie w takiej sytuacji. Wesprzyjcie nas na ➡︎ https://patronite.pl/podkastamerykanski Dopiero od 60 lat mają wpływ na wybór prezydenta i to na mocy specjalnej poprawki do konstytucji. Dopiero od 50 lat mogą wybierać burmistrza i radę miasta. Ale i tak władze lokalne są w swoich poczynaniach ograniczone i każda ich decyzja może zostać zawetowana przez Kongres. Kongres, który co prawda ma swoją siedzibę w Dystrykcie Kolumbii, ale w którym mieszkańcy Dystryktu Kolumbii nie mają prawa głosu. Od dekad rodowici waszyngtończycy walczą o zmianę tego stanu rzeczy. Najprostszym sposobem byłoby uczynienie z D.C. 51 stanu, ale na to dziś nie chcą się zgodzić przede wszystkim Republikanie (choć kiedyś takich oporów nie mieli). Amerykanie w innych częściach kraju też nie są nastawieni entuzjastycznie. Pojawiają się więc inne propozycje – m.in. przyznania D.C. jednego zamiast dwóch senatorów lub powrotu niemal całego Dystryktu do macierzy, czyli stanu Maryland. Dlaczego to niekoniecznie dobre rozwiązanie? Argumenty zwolenników stworzenia nowego stanu są oczywiste – obecny stan rzeczy jest niesprawiedliwy: waszyngtończycy płacą podatki jak wszyscy (a nawet wyższe), ale nie mają prawa do reprezentacji. Tym samym stolica USA nie spełnia postulatu, który powołał ten kraj do życia: „No taxation without representation”. Jakie argumenty mają przeciwnicy reform? W tym odcinku opowiadamy o najnowszej historii Dystryktu Kolumbii – nie tylko o zmianach architektonicznych i demograficznych, ale właśnie o wieloletniej walce setek tysięcy Amerykanów o te same prawa, jakie mają ich rodacy w innych częściach kraju.

Proszę sobie wyobrazić, że setki tysięcy mieszkańców Polski, Niemiec, Francji czy Wielkiej Brytanii tracą nagle prawo do głosowania w wyborach parlamentarnych. Trudno byłoby to uznać za demokratyczne rozwiązanie. A tymczasem w Stanach Zjednoczonych – kolebce nowoczesnej demokracji – mieszkańcy stolicy są właśnie w takiej sytuacji.

Wesprzyjcie nas na ➡︎ https://patronite.pl/podkastamerykanski

Dopiero od 60 lat mają wpływ na wybór prezydenta i to na mocy specjalnej poprawki do konstytucji. Dopiero od 50 lat mogą wybierać burmistrza i radę miasta. Ale i tak władze lokalne są w swoich poczynaniach ograniczone i każda ich decyzja może zostać zawetowana przez Kongres. Kongres, który co prawda ma swoją siedzibę w Dystrykcie Kolumbii, ale w którym mieszkańcy Dystryktu Kolumbii nie mają prawa głosu.

Od dekad rodowici waszyngtończycy walczą o zmianę tego stanu rzeczy. Najprostszym sposobem byłoby uczynienie z D.C. 51 stanu, ale na to dziś nie chcą się zgodzić przede wszystkim Republikanie (choć kiedyś takich oporów nie mieli). Amerykanie w innych częściach kraju też nie są nastawieni entuzjastycznie. Pojawiają się więc inne propozycje – m.in. przyznania D.C. jednego zamiast dwóch senatorów lub powrotu niemal całego Dystryktu do macierzy, czyli stanu Maryland. Dlaczego to niekoniecznie dobre rozwiązanie?

Argumenty zwolenników stworzenia nowego stanu są oczywiste – obecny stan rzeczy jest niesprawiedliwy: waszyngtończycy płacą podatki jak wszyscy (a nawet wyższe), ale nie mają prawa do reprezentacji. Tym samym stolica USA nie spełnia postulatu, który powołał ten kraj do życia: „No taxation without representation”. Jakie argumenty mają przeciwnicy reform?

W tym odcinku opowiadamy o najnowszej historii Dystryktu Kolumbii – nie tylko o zmianach architektonicznych i demograficznych, ale właśnie o wieloletniej walce setek tysięcy Amerykanów o te same prawa, jakie mają ich rodacy w innych częściach kraju.

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie