Radio Naukowe
Radio Naukowe to podcast naukowy tworzony przez dziennikarkę Karolinę Głowacką. Tu na pierwszym planie są naukowczynie i naukowcy. Opowiadają - fenomenalnie! - o swoich dziedzinach wiedzy, aktualnych badaniach i wyzwaniach na przyszłość. Rozmawiamy nie tylko o tym CO wiemy, ale też SKĄD to wiemy.
#84 Strach, lęk, fobie – jak boi się mózg i czy można tym sterować? | prof. Ewelina Knapska
2022-02-24 08:00:03
Gdzie mieszka strach w naszym mózgu? - Jest kilka struktur, które wydają się szczególnie ważne. To kora przedczołowa, hipokamp i ciało migdałowate – wymienia prof. Ewelina Knapska, kierowniczka Pracowni Neurobiologii Emocji, Instytut Biologii Doświadczalnej im. Marcelego Nenckiego PAN. Przy czym, uwaga: - Wszelkie nasze wspomnienia, czy reakcje nie są kodowane w pojedynczej strukturze. To są raczej sieci neuronalne, które obejmują różne połączone, dobrze skomunikowane struktury – doprecyzowuje. Z różnym natężeniem, ale dość powszechnie ludzie boją się węży czy pająków. A czy inne naczelne również mają podobne lęki? - Stosunkowo łatwo jest uwarunkować strach u małp na obiekty przypominające węże. Warunkowanie polega na skojarzeniu bodźców. Kojarzymy jakiś obiekt, np. pluszowego węża, z czymś budzącym strach – mówi badaczka. - Były takie, już klasyczne, badania, kiedy próbowano kojarzyć pluszowe węże i pluszowe kwiatki z czymś nieprzyjemnym. Okazało się, że małpy dużo chętniej uczą się, że to pluszowy wąż jest zagrożeniem. Kwiatek jednak nie był prostym bodźcem do warunkowania – śmieje się naukowczyni. Skąd można wysnuć wnioski, że mózg ma ewolucyjnie utrwalone pewne bodźce, jako łatwiejsze do nauczenia się na nie reakcji strachu. Bo właśnie: strachu się uczymy. Dorośli mogą łatwo nauczyć swoje dzieci lęku przed psami czy pająkami – sami reagując strachem. Podobnie uczą się od siebie nawzajem szczury. To bardzo dobry ewolucyjny mechanizm – lepiej nauczyć się strachu na odległość (nawet gdyby on miał być na wyrost), niż samemu wystawiać się na zagrożenie. Ryzyko nieporównanie mniejsze. A czy różnych fobii można się pozbyć? Prof. Knapska przekonuje, że terapie behawioralne są skuteczne. Cały feler polega na tym, żeby aby pozbyć się fobii np. na pająki, trzeba się na obecność tych pająków (w kontrolowanych warunkach terapeutycznych) wystawić… W podcaście rozmawiamy dużo o tym, jak technicznie w mózgu powstaje strach, w jaki sposób naukowcy mogą to oglądać, dlaczego cały czas potrzebują badań na myszach i szczurach oraz czy nie mogliby sobie po prostu do testów wyhodować trochę mózgów. Polecam! ********
Gdzie mieszka strach w naszym mózgu? - Jest kilka struktur, które wydają się szczególnie ważne. To kora przedczołowa, hipokamp i ciało migdałowate – wymienia prof. Ewelina Knapska, kierowniczka Pracowni Neurobiologii Emocji, Instytut Biologii Doświadczalnej im. Marcelego Nenckiego PAN. Przy czym, uwaga: - Wszelkie nasze wspomnienia, czy reakcje nie są kodowane w pojedynczej strukturze. To są raczej sieci neuronalne, które obejmują różne połączone, dobrze skomunikowane struktury – doprecyzowuje.
Z różnym natężeniem, ale dość powszechnie ludzie boją się węży czy pająków. A czy inne naczelne również mają podobne lęki? - Stosunkowo łatwo jest uwarunkować strach u małp na obiekty przypominające węże. Warunkowanie polega na skojarzeniu bodźców. Kojarzymy jakiś obiekt, np. pluszowego węża, z czymś budzącym strach – mówi badaczka. - Były takie, już klasyczne, badania, kiedy próbowano kojarzyć pluszowe węże i pluszowe kwiatki z czymś nieprzyjemnym. Okazało się, że małpy dużo chętniej uczą się, że to pluszowy wąż jest zagrożeniem. Kwiatek jednak nie był prostym bodźcem do warunkowania – śmieje się naukowczyni. Skąd można wysnuć wnioski, że mózg ma ewolucyjnie utrwalone pewne bodźce, jako łatwiejsze do nauczenia się na nie reakcji strachu.
Bo właśnie: strachu się uczymy. Dorośli mogą łatwo nauczyć swoje dzieci lęku przed psami czy pająkami – sami reagując strachem. Podobnie uczą się od siebie nawzajem szczury. To bardzo dobry ewolucyjny mechanizm – lepiej nauczyć się strachu na odległość (nawet gdyby on miał być na wyrost), niż samemu wystawiać się na zagrożenie. Ryzyko nieporównanie mniejsze.
A czy różnych fobii można się pozbyć? Prof. Knapska przekonuje, że terapie behawioralne są skuteczne. Cały feler polega na tym, żeby aby pozbyć się fobii np. na pająki, trzeba się na obecność tych pająków (w kontrolowanych warunkach terapeutycznych) wystawić…
W podcaście rozmawiamy dużo o tym, jak technicznie w mózgu powstaje strach, w jaki sposób naukowcy mogą to oglądać, dlaczego cały czas potrzebują badań na myszach i szczurach oraz czy nie mogliby sobie po prostu do testów wyhodować trochę mózgów. Polecam!
********
Z różnym natężeniem, ale dość powszechnie ludzie boją się węży czy pająków. A czy inne naczelne również mają podobne lęki? - Stosunkowo łatwo jest uwarunkować strach u małp na obiekty przypominające węże. Warunkowanie polega na skojarzeniu bodźców. Kojarzymy jakiś obiekt, np. pluszowego węża, z czymś budzącym strach – mówi badaczka. - Były takie, już klasyczne, badania, kiedy próbowano kojarzyć pluszowe węże i pluszowe kwiatki z czymś nieprzyjemnym. Okazało się, że małpy dużo chętniej uczą się, że to pluszowy wąż jest zagrożeniem. Kwiatek jednak nie był prostym bodźcem do warunkowania – śmieje się naukowczyni. Skąd można wysnuć wnioski, że mózg ma ewolucyjnie utrwalone pewne bodźce, jako łatwiejsze do nauczenia się na nie reakcji strachu.
Bo właśnie: strachu się uczymy. Dorośli mogą łatwo nauczyć swoje dzieci lęku przed psami czy pająkami – sami reagując strachem. Podobnie uczą się od siebie nawzajem szczury. To bardzo dobry ewolucyjny mechanizm – lepiej nauczyć się strachu na odległość (nawet gdyby on miał być na wyrost), niż samemu wystawiać się na zagrożenie. Ryzyko nieporównanie mniejsze.
A czy różnych fobii można się pozbyć? Prof. Knapska przekonuje, że terapie behawioralne są skuteczne. Cały feler polega na tym, żeby aby pozbyć się fobii np. na pająki, trzeba się na obecność tych pająków (w kontrolowanych warunkach terapeutycznych) wystawić…
W podcaście rozmawiamy dużo o tym, jak technicznie w mózgu powstaje strach, w jaki sposób naukowcy mogą to oglądać, dlaczego cały czas potrzebują badań na myszach i szczurach oraz czy nie mogliby sobie po prostu do testów wyhodować trochę mózgów. Polecam!
********
#83 Analogi łazików marsjańskich - jak wychować kosmicznego inżyniera? | dr inż. Justyna Tołstoj-Sienkiewicz, mgr inż. Maciej Rećko
2022-02-17 08:00:03
- Politechnika Białostocka przecierała szlaki. Startowaliśmy z łazikami z serii Magma i Hyperion, jako pierwsze polskie drużyny z takimi sukcesami – przypomina dr inż. Justyna Tołstoj-Sienkiewicz, opiekunka Koła Robotycznego na Wydziale Mechanicznym Politechniki Białostockiej. Chodzi o studenckie konkursy analogów marsjańskich organizowane w Stanach Zjednoczonych, na pustyni Utah (University Rover Challenge). Jest też wersja europejska odbywająca się w Polsce pod Kielcami (European Rover Challenge). Właśnie ze względu na legendarną białostockie łaziki postanowiłam odwiedzić Politechnikę. Przez kilka sezonów z Białymstokiem mocno konkurowały ekipy z Politechniki Rzeszowskiej. Obecnie „scena łazikowa” jest bogata, ważne są ośrodki m.in. warszawski, krakowski, kielecki, częstochowski. Łaziki w konkursach muszą pokonać kilka konkurencji. – Największy postrach sieje trawers, czyli przemierzenie połaci pustyni, która jest usiana przeszkodami: kamiennymi ścieżkami, bardzo sypkim piaskiem, dużymi wzniesieniami – opowiada mgr inż. Maciej Rećko, dziś również opiekujący się Kołem, a wcześniej sam uczestniczący jako student w budowie łazików. Roboty muszą być też gotowe do poszukiwania życia oraz do pomocy astronaucie, gdyby doszło do wypadku. Ich powstawanie to fenomenalna lekcja dla przyszłych inżynierów. W odcinku posłuchacie o różnych mniejszych i większych katastrofach, jakie przydarzały się ekipom łazikowym, jest też o rozwijanych w Kole robotach walczących w zawodach sumo (są nawet walki takich robotów w skali nano!), a także o robotach… lego. Najbliższe zawody URC 1-4 czerwca 2022, ERC tradycyjnie we wrześniu w dniach 9-11. Oglądanie zmagań jest otwarte dla publiczności! ***
- Politechnika Białostocka przecierała szlaki. Startowaliśmy z łazikami z serii Magma i Hyperion, jako pierwsze polskie drużyny z takimi sukcesami – przypomina dr inż. Justyna Tołstoj-Sienkiewicz, opiekunka Koła Robotycznego na Wydziale Mechanicznym Politechniki Białostockiej. Chodzi o studenckie konkursy analogów marsjańskich organizowane w Stanach Zjednoczonych, na pustyni Utah (University Rover Challenge). Jest też wersja europejska odbywająca się w Polsce pod Kielcami (European Rover Challenge).
Właśnie ze względu na legendarną białostockie łaziki postanowiłam odwiedzić Politechnikę. Przez kilka sezonów z Białymstokiem mocno konkurowały ekipy z Politechniki Rzeszowskiej. Obecnie „scena łazikowa” jest bogata, ważne są ośrodki m.in. warszawski, krakowski, kielecki, częstochowski.
Łaziki w konkursach muszą pokonać kilka konkurencji. – Największy postrach sieje trawers, czyli przemierzenie połaci pustyni, która jest usiana przeszkodami: kamiennymi ścieżkami, bardzo sypkim piaskiem, dużymi wzniesieniami – opowiada mgr inż. Maciej Rećko, dziś również opiekujący się Kołem, a wcześniej sam uczestniczący jako student w budowie łazików. Roboty muszą być też gotowe do poszukiwania życia oraz do pomocy astronaucie, gdyby doszło do wypadku. Ich powstawanie to fenomenalna lekcja dla przyszłych inżynierów.
W odcinku posłuchacie o różnych mniejszych i większych katastrofach, jakie przydarzały się ekipom łazikowym, jest też o rozwijanych w Kole robotach walczących w zawodach sumo (są nawet walki takich robotów w skali nano!), a także o robotach… lego.
Najbliższe zawody URC 1-4 czerwca 2022, ERC tradycyjnie we wrześniu w dniach 9-11. Oglądanie zmagań jest otwarte dla publiczności!
***
Właśnie ze względu na legendarną białostockie łaziki postanowiłam odwiedzić Politechnikę. Przez kilka sezonów z Białymstokiem mocno konkurowały ekipy z Politechniki Rzeszowskiej. Obecnie „scena łazikowa” jest bogata, ważne są ośrodki m.in. warszawski, krakowski, kielecki, częstochowski.
Łaziki w konkursach muszą pokonać kilka konkurencji. – Największy postrach sieje trawers, czyli przemierzenie połaci pustyni, która jest usiana przeszkodami: kamiennymi ścieżkami, bardzo sypkim piaskiem, dużymi wzniesieniami – opowiada mgr inż. Maciej Rećko, dziś również opiekujący się Kołem, a wcześniej sam uczestniczący jako student w budowie łazików. Roboty muszą być też gotowe do poszukiwania życia oraz do pomocy astronaucie, gdyby doszło do wypadku. Ich powstawanie to fenomenalna lekcja dla przyszłych inżynierów.
W odcinku posłuchacie o różnych mniejszych i większych katastrofach, jakie przydarzały się ekipom łazikowym, jest też o rozwijanych w Kole robotach walczących w zawodach sumo (są nawet walki takich robotów w skali nano!), a także o robotach… lego.
Najbliższe zawody URC 1-4 czerwca 2022, ERC tradycyjnie we wrześniu w dniach 9-11. Oglądanie zmagań jest otwarte dla publiczności!
***
#82 Architektura ciał - jak biologia negocjuje z fizyką? | prof. Marek Konarzewski
2022-02-10 08:00:03
Biologia jest ograniczona przez fizykę – to niby oczywiste, ale pomyślmy, ile niesię to ze sobą konsekwencji. Zwierzęta muszą pokonywać grawitację, produkować energię i zarządzać nią (termodynamika). Ma to wpływ na architekturę ich ciał. – Wpływ grawitacji bardzo zależy od wielkości ciała. Pchła może sobie skoczyć na odległość będącą wielokrotnością długości jej ciała. My nie damy rady – mówi w Radiu Naukowym prof. Marek Konarzewski z Wydziału Biologii Uniwersytetu w Białymstoku oraz PAN. Dlaczego? W porównaniu do pchły, zachowując proporcje, wcale nie jesteśmy tacy silni. – Tkanki podporowe, nasz szkielet, stanowią znacznie większą proporcję całej masy ciała niż efektory, czyli mięśnie. Relatywnie rzecz biorąc, jesteśmy słabsi – dodaje. Te tkanki są nam potrzebne, właśnie po to, żeby pokonywać grawitację. Bycie dużym niesie ze sobą więcej wyzwań. Dinozaury były ogromne, ale jak mówi naukowiec „wiele większe by być nie mogły”. – Po to żeby utrzymać przy życiu tkanki ogromnego zwierzaka, trzeba do tych tkanek dowieźć tlen. Okazuje się, że wraz ze wzrostem masy ciała nieproporcjonalnie szybciej rośnie np. objętość krwi. Takie zwierzę musiałoby się składać z naczyń krwionośnych i ze szkieletu, nie pozostaje miejsce na całą resztę – opisuje. Jeśli chodzi o zwierzęta stałocieplne, są też ograniczenia w drugą stronę. – Owszem, są piękne koliberki wielkości trzmiela, są ryjówki mieszczące się w łyżeczce do cukru. Ale mniej już nie da się. Jeżeli popatrzymy na ich tkankę mięśniową, to tam wyraźnie widać ograniczenia konstrukcyjne. Tkanka jest na granicy upakowania włókien mięśniowych i mitochondriów, które je napędzają. I to jest granica, której przy tym sposobie zagospodarowania energii i ruchu już bardziej nie posuniemy – wyjaśnia. Te wszystkie negocjacje biologii z fizyką przynoszą rozmaite efekty. W podcaście opowiadamy o tym, jakie zarządzanie energią – w sposób stało- czy zmiennocieplny – jest lepsze. Jest też o tym, czy mogą istnieć pająki wielkości człowieka, oraz o szczególnej gospodarce energetycznej u ludzi. Nasze mózgi są koszmarnie energożerne i przez to w świecie przyrody, jak to określa prof. Konarzewski, ekstrawaganckie. Jak to możliwe, że nas na nie stać? W podcaście odpowiadamy też na nadesłane wcześniej pytania od patronów Radia Naukowego. Odcinek pełen ciekawostek – bardzo polecam! *** Prof. Marek Konarzewski jest znanym popularyzatorem nauki, biologiem, fotografem i przyrodnikiem. Możecie posłuchać jego oprowadzania po Puszczy Knyszyńskiej, tu ostatni odcinek powstający w ramach Uniwersyteckiego Centrum Podcastowego przy UWB (dziękuję jeszcze raz za udostępnienie studia!) https://www.youtube.com/watch?v=IX07D4dhyJU& Przy okazji ogłoszenie. Prof. Konarzewski jest jednym z organizatorów konferencji International Grouse Symposium, która – po raz pierwszy w Polsce - odbędzie się 12-16 września. Tematem będzie ochrona zagrożonych wyginięciem ptaków, takich jak głuszec i cietrzew. Wydarzenie odbędzie się na kampusie Uniwersytetu w Białymstoku. Zainteresowanych zachęcam do śledzenia szczegółów na stronach Uniwersytetu!
Biologia jest ograniczona przez fizykę – to niby oczywiste, ale pomyślmy, ile niesię to ze sobą konsekwencji. Zwierzęta muszą pokonywać grawitację, produkować energię i zarządzać nią (termodynamika). Ma to wpływ na architekturę ich ciał.
– Wpływ grawitacji bardzo zależy od wielkości ciała. Pchła może sobie skoczyć na odległość będącą wielokrotnością długości jej ciała. My nie damy rady – mówi w Radiu Naukowym prof. Marek Konarzewski z Wydziału Biologii Uniwersytetu w Białymstoku oraz PAN. Dlaczego? W porównaniu do pchły, zachowując proporcje, wcale nie jesteśmy tacy silni. – Tkanki podporowe, nasz szkielet, stanowią znacznie większą proporcję całej masy ciała niż efektory, czyli mięśnie. Relatywnie rzecz biorąc, jesteśmy słabsi – dodaje. Te tkanki są nam potrzebne, właśnie po to, żeby pokonywać grawitację.
Bycie dużym niesie ze sobą więcej wyzwań. Dinozaury były ogromne, ale jak mówi naukowiec „wiele większe by być nie mogły”. – Po to żeby utrzymać przy życiu tkanki ogromnego zwierzaka, trzeba do tych tkanek dowieźć tlen. Okazuje się, że wraz ze wzrostem masy ciała nieproporcjonalnie szybciej rośnie np. objętość krwi. Takie zwierzę musiałoby się składać z naczyń krwionośnych i ze szkieletu, nie pozostaje miejsce na całą resztę – opisuje.
Jeśli chodzi o zwierzęta stałocieplne, są też ograniczenia w drugą stronę. – Owszem, są piękne koliberki wielkości trzmiela, są ryjówki mieszczące się w łyżeczce do cukru. Ale mniej już nie da się. Jeżeli popatrzymy na ich tkankę mięśniową, to tam wyraźnie widać ograniczenia konstrukcyjne. Tkanka jest na granicy upakowania włókien mięśniowych i mitochondriów, które je napędzają. I to jest granica, której przy tym sposobie zagospodarowania energii i ruchu już bardziej nie posuniemy – wyjaśnia.
Te wszystkie negocjacje biologii z fizyką przynoszą rozmaite efekty. W podcaście opowiadamy o tym, jakie zarządzanie energią – w sposób stało- czy zmiennocieplny – jest lepsze. Jest też o tym, czy mogą istnieć pająki wielkości człowieka, oraz o szczególnej gospodarce energetycznej u ludzi. Nasze mózgi są koszmarnie energożerne i przez to w świecie przyrody, jak to określa prof. Konarzewski, ekstrawaganckie. Jak to możliwe, że nas na nie stać?
W podcaście odpowiadamy też na nadesłane wcześniej pytania od patronów Radia Naukowego.
Odcinek pełen ciekawostek – bardzo polecam!
***
Prof. Marek Konarzewski jest znanym popularyzatorem nauki, biologiem, fotografem i przyrodnikiem. Możecie posłuchać jego oprowadzania po Puszczy Knyszyńskiej, tu ostatni odcinek powstający w ramach Uniwersyteckiego Centrum Podcastowego przy UWB (dziękuję jeszcze raz za udostępnienie studia!) https://www.youtube.com/watch?v=IX07D4dhyJU&
Przy okazji ogłoszenie. Prof. Konarzewski jest jednym z organizatorów konferencji International Grouse Symposium, która – po raz pierwszy w Polsce - odbędzie się 12-16 września. Tematem będzie ochrona zagrożonych wyginięciem ptaków, takich jak głuszec i cietrzew. Wydarzenie odbędzie się na kampusie Uniwersytetu w Białymstoku. Zainteresowanych zachęcam do śledzenia szczegółów na stronach Uniwersytetu!
– Wpływ grawitacji bardzo zależy od wielkości ciała. Pchła może sobie skoczyć na odległość będącą wielokrotnością długości jej ciała. My nie damy rady – mówi w Radiu Naukowym prof. Marek Konarzewski z Wydziału Biologii Uniwersytetu w Białymstoku oraz PAN. Dlaczego? W porównaniu do pchły, zachowując proporcje, wcale nie jesteśmy tacy silni. – Tkanki podporowe, nasz szkielet, stanowią znacznie większą proporcję całej masy ciała niż efektory, czyli mięśnie. Relatywnie rzecz biorąc, jesteśmy słabsi – dodaje. Te tkanki są nam potrzebne, właśnie po to, żeby pokonywać grawitację.
Bycie dużym niesie ze sobą więcej wyzwań. Dinozaury były ogromne, ale jak mówi naukowiec „wiele większe by być nie mogły”. – Po to żeby utrzymać przy życiu tkanki ogromnego zwierzaka, trzeba do tych tkanek dowieźć tlen. Okazuje się, że wraz ze wzrostem masy ciała nieproporcjonalnie szybciej rośnie np. objętość krwi. Takie zwierzę musiałoby się składać z naczyń krwionośnych i ze szkieletu, nie pozostaje miejsce na całą resztę – opisuje.
Jeśli chodzi o zwierzęta stałocieplne, są też ograniczenia w drugą stronę. – Owszem, są piękne koliberki wielkości trzmiela, są ryjówki mieszczące się w łyżeczce do cukru. Ale mniej już nie da się. Jeżeli popatrzymy na ich tkankę mięśniową, to tam wyraźnie widać ograniczenia konstrukcyjne. Tkanka jest na granicy upakowania włókien mięśniowych i mitochondriów, które je napędzają. I to jest granica, której przy tym sposobie zagospodarowania energii i ruchu już bardziej nie posuniemy – wyjaśnia.
Te wszystkie negocjacje biologii z fizyką przynoszą rozmaite efekty. W podcaście opowiadamy o tym, jakie zarządzanie energią – w sposób stało- czy zmiennocieplny – jest lepsze. Jest też o tym, czy mogą istnieć pająki wielkości człowieka, oraz o szczególnej gospodarce energetycznej u ludzi. Nasze mózgi są koszmarnie energożerne i przez to w świecie przyrody, jak to określa prof. Konarzewski, ekstrawaganckie. Jak to możliwe, że nas na nie stać?
W podcaście odpowiadamy też na nadesłane wcześniej pytania od patronów Radia Naukowego.
Odcinek pełen ciekawostek – bardzo polecam!
***
Prof. Marek Konarzewski jest znanym popularyzatorem nauki, biologiem, fotografem i przyrodnikiem. Możecie posłuchać jego oprowadzania po Puszczy Knyszyńskiej, tu ostatni odcinek powstający w ramach Uniwersyteckiego Centrum Podcastowego przy UWB (dziękuję jeszcze raz za udostępnienie studia!) https://www.youtube.com/watch?v=IX07D4dhyJU&
Przy okazji ogłoszenie. Prof. Konarzewski jest jednym z organizatorów konferencji International Grouse Symposium, która – po raz pierwszy w Polsce - odbędzie się 12-16 września. Tematem będzie ochrona zagrożonych wyginięciem ptaków, takich jak głuszec i cietrzew. Wydarzenie odbędzie się na kampusie Uniwersytetu w Białymstoku. Zainteresowanych zachęcam do śledzenia szczegółów na stronach Uniwersytetu!
#81 Testowanie Einsteina – czy Ogólna Teoria Względności ma konkurencję? | Prof. Piotr Jaranowski
2022-02-03 08:00:02
„Główny urok tej teorii polega na jej kompletności pod względem logicznym” – pisał Albert Einstein w eseju dla The London Times w 1919 roku. Napisał go poproszony o wyjaśnienie czytelnikom znaczenia swojej teorii względności. „ Jeżeli chociaż jedna jedyna wynikająca z niej konsekwencja okazałaby się nietrafna, trzeba by było porzucić całą teorię; wprowadzenie jakiejkolwiek zmiany pociąga za sobą nieuchronnie zburzenie całego gmachu” – kontynuował. Trzeba przyznać, że sprawę postawił zdecydowanie. Po ponad 100 latach od opublikowania Ogólnej Teorii Względności naukowcy wciąż szukają nietrafności jej przewidywań. Teoria grawitacji Einsteina jest również porównywana do konkurencji, której nie brakuje. - Na rynku naukowym istnieje kilkadziesiąt alternatywnych teorii, które wyjaśniają naturę oddziaływania grawitacyjnego – mówi w Radiu Naukowym relatywista, prof. Piotr Jaranowski z Wydziału Fizyki Uniwersytetu w Białymstoku. Porównywania przewidywań tych teorii dokonywał przez ostatnich 16 lat zespół naukowców pod kierownictwem prof. Michaela Kramera z Max-Planck-Institute for Radio Astronomy w Bonn w Niemczech. Obserwowali dwa szybko obracające się pulsary (gwiazdy neutronowe) generujące wokół siebie silne pole grawitacyjne. Znów teoria Einsteina okazała się bezkonkurencyjna. - Nie pojawiły się żadne przekonujące dowody obserwacyjne, które by wskazywały na konieczność zmiany tej teorii – precyzuje fizyk. Po co w ogóle po raz kolejny analizować przewidywania OTW? Choć wszystkie jej przewidywania się sprawdzają, to ta teoria ma swoje słabości. – Są ogromne trudności w połączeniu z mechaniką kwantową – przypomina prof. Jaranowski. Ale tu nie chodzi o żadne „obalanie Einsteina”. – Proszę zauważyć, że Einstein nie „obalił” Newtona. Cała nasza inżynieria opiera się na mechanice newtonowskiej, więc jest ona poprawna. Einstein uogólnił teorię Newtona poprzez uwzględnienie efektów związanych z bardzo silnymi polami grawitacyjnemu – wyjaśnia fizyk. - I sądzę, że w podobny sposób trzeba będzie mówić, gdy zastąpimy klasyczną teorię Einsteina inną teorią klasyczną (czyli nie kwantową – przypis RN), która okaże się być lepsza w tych miejscach, gdzie teoria Einsteina zawodzi, np. w opisie wnętrz czarnych dziur – ocenia. A czy uda się skleić Ogólną Teorię Względności z mechanika kwantową? Czy uda się skwantować grawitację? - Jestem w tej sprawie agnostykiem – mówi prof. Jaranowski. Rozmawiamy również o tym, czy wszystkie rozwiązania równań OTW są fizyczne (głównie dręczę profesora czy da się podróżować w czasie), o tym czy prof. Jaranowski ma swoją ulubioną kwantową teorię grawitacji, o falach grawitacyjnych oraz o tym, że większość fizyków na teorii względności się nie zna. Polecam gorąco! *** Rozmowę nagrałam w studio Uniwersyteckiego Centrum Podcastów Uniwersytetu w Białymstoku dzięki uprzejmości Doroty Sawickiej (dziękuję!). Polecam podcasty powstające w ramach UCP, dostępne na kanale YouTube Uniwersytetu https://www.youtube.com/c/UniwersytetwBia%C5%82ymstokuBia%C5%82ystok/videos
„Główny urok tej teorii polega na jej kompletności pod względem logicznym” – pisał Albert Einstein w eseju dla The London Times w 1919 roku. Napisał go poproszony o wyjaśnienie czytelnikom znaczenia swojej teorii względności. „ Jeżeli chociaż jedna jedyna wynikająca z niej konsekwencja okazałaby się nietrafna, trzeba by było porzucić całą teorię; wprowadzenie jakiejkolwiek zmiany pociąga za sobą nieuchronnie zburzenie całego gmachu” – kontynuował. Trzeba przyznać, że sprawę postawił zdecydowanie.
Po ponad 100 latach od opublikowania Ogólnej Teorii Względności naukowcy wciąż szukają nietrafności jej przewidywań. Teoria grawitacji Einsteina jest również porównywana do konkurencji, której nie brakuje. - Na rynku naukowym istnieje kilkadziesiąt alternatywnych teorii, które wyjaśniają naturę oddziaływania grawitacyjnego – mówi w Radiu Naukowym relatywista, prof. Piotr Jaranowski z Wydziału Fizyki Uniwersytetu w Białymstoku.
Porównywania przewidywań tych teorii dokonywał przez ostatnich 16 lat zespół naukowców pod kierownictwem prof. Michaela Kramera z Max-Planck-Institute for Radio Astronomy w Bonn w Niemczech. Obserwowali dwa szybko obracające się pulsary (gwiazdy neutronowe) generujące wokół siebie silne pole grawitacyjne.
Znów teoria Einsteina okazała się bezkonkurencyjna. - Nie pojawiły się żadne przekonujące dowody obserwacyjne, które by wskazywały na konieczność zmiany tej teorii – precyzuje fizyk.
Po co w ogóle po raz kolejny analizować przewidywania OTW? Choć wszystkie jej przewidywania się sprawdzają, to ta teoria ma swoje słabości. – Są ogromne trudności w połączeniu z mechaniką kwantową – przypomina prof. Jaranowski.
Ale tu nie chodzi o żadne „obalanie Einsteina”. – Proszę zauważyć, że Einstein nie „obalił” Newtona. Cała nasza inżynieria opiera się na mechanice newtonowskiej, więc jest ona poprawna. Einstein uogólnił teorię Newtona poprzez uwzględnienie efektów związanych z bardzo silnymi polami grawitacyjnemu – wyjaśnia fizyk. - I sądzę, że w podobny sposób trzeba będzie mówić, gdy zastąpimy klasyczną teorię Einsteina inną teorią klasyczną (czyli nie kwantową – przypis RN), która okaże się być lepsza w tych miejscach, gdzie teoria Einsteina zawodzi, np. w opisie wnętrz czarnych dziur – ocenia.
A czy uda się skleić Ogólną Teorię Względności z mechanika kwantową? Czy uda się skwantować grawitację? - Jestem w tej sprawie agnostykiem – mówi prof. Jaranowski.
Rozmawiamy również o tym, czy wszystkie rozwiązania równań OTW są fizyczne (głównie dręczę profesora czy da się podróżować w czasie), o tym czy prof. Jaranowski ma swoją ulubioną kwantową teorię grawitacji, o falach grawitacyjnych oraz o tym, że większość fizyków na teorii względności się nie zna. Polecam gorąco!
***
Rozmowę nagrałam w studio Uniwersyteckiego Centrum Podcastów Uniwersytetu w Białymstoku dzięki uprzejmości Doroty Sawickiej (dziękuję!). Polecam podcasty powstające w ramach UCP, dostępne na kanale YouTube Uniwersytetu https://www.youtube.com/c/UniwersytetwBia%C5%82ymstokuBia%C5%82ystok/videos
Po ponad 100 latach od opublikowania Ogólnej Teorii Względności naukowcy wciąż szukają nietrafności jej przewidywań. Teoria grawitacji Einsteina jest również porównywana do konkurencji, której nie brakuje. - Na rynku naukowym istnieje kilkadziesiąt alternatywnych teorii, które wyjaśniają naturę oddziaływania grawitacyjnego – mówi w Radiu Naukowym relatywista, prof. Piotr Jaranowski z Wydziału Fizyki Uniwersytetu w Białymstoku.
Porównywania przewidywań tych teorii dokonywał przez ostatnich 16 lat zespół naukowców pod kierownictwem prof. Michaela Kramera z Max-Planck-Institute for Radio Astronomy w Bonn w Niemczech. Obserwowali dwa szybko obracające się pulsary (gwiazdy neutronowe) generujące wokół siebie silne pole grawitacyjne.
Znów teoria Einsteina okazała się bezkonkurencyjna. - Nie pojawiły się żadne przekonujące dowody obserwacyjne, które by wskazywały na konieczność zmiany tej teorii – precyzuje fizyk.
Po co w ogóle po raz kolejny analizować przewidywania OTW? Choć wszystkie jej przewidywania się sprawdzają, to ta teoria ma swoje słabości. – Są ogromne trudności w połączeniu z mechaniką kwantową – przypomina prof. Jaranowski.
Ale tu nie chodzi o żadne „obalanie Einsteina”. – Proszę zauważyć, że Einstein nie „obalił” Newtona. Cała nasza inżynieria opiera się na mechanice newtonowskiej, więc jest ona poprawna. Einstein uogólnił teorię Newtona poprzez uwzględnienie efektów związanych z bardzo silnymi polami grawitacyjnemu – wyjaśnia fizyk. - I sądzę, że w podobny sposób trzeba będzie mówić, gdy zastąpimy klasyczną teorię Einsteina inną teorią klasyczną (czyli nie kwantową – przypis RN), która okaże się być lepsza w tych miejscach, gdzie teoria Einsteina zawodzi, np. w opisie wnętrz czarnych dziur – ocenia.
A czy uda się skleić Ogólną Teorię Względności z mechanika kwantową? Czy uda się skwantować grawitację? - Jestem w tej sprawie agnostykiem – mówi prof. Jaranowski.
Rozmawiamy również o tym, czy wszystkie rozwiązania równań OTW są fizyczne (głównie dręczę profesora czy da się podróżować w czasie), o tym czy prof. Jaranowski ma swoją ulubioną kwantową teorię grawitacji, o falach grawitacyjnych oraz o tym, że większość fizyków na teorii względności się nie zna. Polecam gorąco!
***
Rozmowę nagrałam w studio Uniwersyteckiego Centrum Podcastów Uniwersytetu w Białymstoku dzięki uprzejmości Doroty Sawickiej (dziękuję!). Polecam podcasty powstające w ramach UCP, dostępne na kanale YouTube Uniwersytetu https://www.youtube.com/c/UniwersytetwBia%C5%82ymstokuBia%C5%82ystok/videos
#80 Masoneria – historia, rytuały i całkiem jawne tajemnice | prof. Tadeusz Cegielski
2022-01-27 08:00:03
– Wolnomularstwo, z którym jestem związany jest takim ruchem o strukturach bardzo demokratycznych – mówi w Radiu Naukowym prof. Tadeusz Cegielski, historyk oraz wolnomularz, gdy go pytam o historyczne zasługi masonerii. - Niektórzy historycy twierdzą, że w demokracja Stanów Zjednoczonych zawdzięcza swoje istnienie dużym stopniu właśnie organizacjom lożowym. Rozpowszechniły się one dzięki doskonale znanej postaci, Benjaminiowi Franklinowi, drukarzowi, wydawcy i wolnomularzowi, który założył pierwszą lożę w koloniach amerykańskich – dodaje. Charakterystyczne dla wolnomularstwa jest silna sfera rytualna. – Tym się różni loża od klubu towarzyskiego, że tu się działa poprzez rytuał. Członkiem zostaje się nie poprzez zapisanie się i wpłacenie składki, chociaż składki trzeba płacić – zaznacza prof. Cegielski – a poprzez inicjację, czyli obrzęd wtajemniczenia. Główne założenia obrzędu usłyszycie w tym odcinku! MASONERIA KATOLICKA? Masonerię kojarzymy, jako ruch zwalczany przez Kościół katolicki, na początku wcale tak nie było. W Anglii, po utracie władzy przez dynastię Stuartów i czterokrotnych nieudanych zamachach stanu, sytuacja katolików była fatalna. - Zostali kompletnie pozbawieni wszelkich praw, w tym prawa do wykonywania kultu. Katolik nie mógł posyłać dzieci do szkoły, mógł prywatnie, nie mógł być stroną w sądzie – opowiada historyk. – Masoneria z założenia miała przywrócić katolików do działania i z tego powodu była popierana przez papiestwo. Potrzebowało grubo ponad 50 lat, żeby zmienić zdanie na temat masonerii, bo papieżom wydawało się, że będzie użyteczne narzędzie walki przeciw protestantom, dynastią hanowerską – dodaje prof. Cegielski. MASONI MOGLIBY RZĄDZIĆ ŚWIATEM A czy masoni rządzą światem? – Nie rządzi, ale gdyby rządziła, to świat byłby ciutkę lepszy - odpowiada na to gość Radia Naukowego. To szczególny odcinek podcastu, w którym wątki historyczne przeplatają się ze współczesnymi i osobistymi. Są też kulisy pewne akcji politycznej, która być może zdecydowała o politycznych losach Polski!
– Wolnomularstwo, z którym jestem związany jest takim ruchem o strukturach bardzo demokratycznych – mówi w Radiu Naukowym prof. Tadeusz Cegielski, historyk oraz wolnomularz, gdy go pytam o historyczne zasługi masonerii. - Niektórzy historycy twierdzą, że w demokracja Stanów Zjednoczonych zawdzięcza swoje istnienie dużym stopniu właśnie organizacjom lożowym. Rozpowszechniły się one dzięki doskonale znanej postaci, Benjaminiowi Franklinowi, drukarzowi, wydawcy i wolnomularzowi, który założył pierwszą lożę w koloniach amerykańskich – dodaje.
Charakterystyczne dla wolnomularstwa jest silna sfera rytualna. – Tym się różni loża od klubu towarzyskiego, że tu się działa poprzez rytuał. Członkiem zostaje się nie poprzez zapisanie się i wpłacenie składki, chociaż składki trzeba płacić – zaznacza prof. Cegielski – a poprzez inicjację, czyli obrzęd wtajemniczenia. Główne założenia obrzędu usłyszycie w tym odcinku!
MASONERIA KATOLICKA?
Masonerię kojarzymy, jako ruch zwalczany przez Kościół katolicki, na początku wcale tak nie było. W Anglii, po utracie władzy przez dynastię Stuartów i czterokrotnych nieudanych zamachach stanu, sytuacja katolików była fatalna.
- Zostali kompletnie pozbawieni wszelkich praw, w tym prawa do wykonywania kultu. Katolik nie mógł posyłać dzieci do szkoły, mógł prywatnie, nie mógł być stroną w sądzie – opowiada historyk. – Masoneria z założenia miała przywrócić katolików do działania i z tego powodu była popierana przez papiestwo. Potrzebowało grubo ponad 50 lat, żeby zmienić zdanie na temat masonerii, bo papieżom wydawało się, że będzie użyteczne narzędzie walki przeciw protestantom, dynastią hanowerską – dodaje prof. Cegielski.
MASONI MOGLIBY RZĄDZIĆ ŚWIATEM
A czy masoni rządzą światem? – Nie rządzi, ale gdyby rządziła, to świat byłby ciutkę lepszy - odpowiada na to gość Radia Naukowego.
To szczególny odcinek podcastu, w którym wątki historyczne przeplatają się ze współczesnymi i osobistymi. Są też kulisy pewne akcji politycznej, która być może zdecydowała o politycznych losach Polski!
Charakterystyczne dla wolnomularstwa jest silna sfera rytualna. – Tym się różni loża od klubu towarzyskiego, że tu się działa poprzez rytuał. Członkiem zostaje się nie poprzez zapisanie się i wpłacenie składki, chociaż składki trzeba płacić – zaznacza prof. Cegielski – a poprzez inicjację, czyli obrzęd wtajemniczenia. Główne założenia obrzędu usłyszycie w tym odcinku!
MASONERIA KATOLICKA?
Masonerię kojarzymy, jako ruch zwalczany przez Kościół katolicki, na początku wcale tak nie było. W Anglii, po utracie władzy przez dynastię Stuartów i czterokrotnych nieudanych zamachach stanu, sytuacja katolików była fatalna.
- Zostali kompletnie pozbawieni wszelkich praw, w tym prawa do wykonywania kultu. Katolik nie mógł posyłać dzieci do szkoły, mógł prywatnie, nie mógł być stroną w sądzie – opowiada historyk. – Masoneria z założenia miała przywrócić katolików do działania i z tego powodu była popierana przez papiestwo. Potrzebowało grubo ponad 50 lat, żeby zmienić zdanie na temat masonerii, bo papieżom wydawało się, że będzie użyteczne narzędzie walki przeciw protestantom, dynastią hanowerską – dodaje prof. Cegielski.
MASONI MOGLIBY RZĄDZIĆ ŚWIATEM
A czy masoni rządzą światem? – Nie rządzi, ale gdyby rządziła, to świat byłby ciutkę lepszy - odpowiada na to gość Radia Naukowego.
To szczególny odcinek podcastu, w którym wątki historyczne przeplatają się ze współczesnymi i osobistymi. Są też kulisy pewne akcji politycznej, która być może zdecydowała o politycznych losach Polski!
#79 Astronomia zagrożona? Satelity Elona Muska utrudniają obserwację kosmosu | dr Przemysław Mróz
2022-01-20 08:00:04
Aż 5301 smug na obrazach wykonanych przez teleskop projektu Zwicky Transient Facility (ZTF) zaobserwowali astronomowie w latach 2019-2021. (jedna z nich na zdjęciu). Te smugi to przelatujące na niebie Starlinki – sieć satelitów SpaceX, które mają dostarczyć internet na całym globie. Teraz nad naszymi głowami krąży ich raptem ok. 1800, ale docelowo ich liczba ma sięgnąć ponad 42 tysięcy. - To są astronomiczne liczby – komentuje w Radiu Naukowym dr Przemysław Mróz z Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Warszawskiego. Dr Mróz przewodniczył międzynarodowego zespołowi naukowców sprawdzających, jak Starlinki wpłyną na astronomię. Ich praca ukazała się w styczniu w Astrophysical Journal Letters. Asteroida nadleci od Słońca? Większość zaobserwowanych smug została znaleziona na obrazach wykonanych o zmierzchu lub świcie. Wtedy światło słoneczne odbija się od powierzchni satelitów. To istotny szczegół, wtedy bowiem można obserwować obiekty znajdujące się blisko Słońca, a te z kolei są wewnątrz orbity naszej planety. – Szukamy tam asteroid czy komet, które mogą lecieć w stronę Ziemi od Słońca – wyjaśnia dr Mróz. SpaceX, trzeba to oddać, nie pozostało głuche na apele astronomów o przyciemnienie Starlinków. Najpierw pewną partię pomalowaną farbą, ale urządzenia się nagrzewały, więc zastosowano osłony. To, jak również zbadał zespół dr. Mroza, istotnie zmniejszyło ich jasność na niebie. Jednak niewystarczająco. Nadal mogą zagrozić budowanemu obserwatorium im. Very Rubin, którego teleskop będzie bardzo czuły. – Obawiamy się, że jeśli satelity będą zbyt jasne, cały obraz uzyskany z obserwacji byłby w zasadzie bezużyteczny – mówi dr Mróz. Koniec obserwacji naziemnych? W podcaście rozmawiamy o tym, czy Starlinki (i inne satelity tego typu, bo SpaceX nie jest jedyne) zmienią nam obraz codziennego nieba, kto ma decydujące prawo głosu w kosmosie, czy potrzeba nam globalnego traktatu kosmicznego. A także – z inspiracji jednego z patronów, pana Pawła – czy obserwacje z powierzchni Ziemi jeszcze mają sens? Może można wszystko przeprowadzić na orbitę? Posłuchajcie koniecznie.
Aż 5301 smug na obrazach wykonanych przez teleskop projektu Zwicky Transient Facility (ZTF) zaobserwowali astronomowie w latach 2019-2021. (jedna z nich na zdjęciu). Te smugi to przelatujące na niebie Starlinki – sieć satelitów SpaceX, które mają dostarczyć internet na całym globie. Teraz nad naszymi głowami krąży ich raptem ok. 1800, ale docelowo ich liczba ma sięgnąć ponad 42 tysięcy.
- To są astronomiczne liczby – komentuje w Radiu Naukowym dr Przemysław Mróz z Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Warszawskiego. Dr Mróz przewodniczył międzynarodowego zespołowi naukowców sprawdzających, jak Starlinki wpłyną na astronomię. Ich praca ukazała się w styczniu w Astrophysical Journal Letters.
Asteroida nadleci od Słońca?
Większość zaobserwowanych smug została znaleziona na obrazach wykonanych o zmierzchu lub świcie. Wtedy światło słoneczne odbija się od powierzchni satelitów. To istotny szczegół, wtedy bowiem można obserwować obiekty znajdujące się blisko Słońca, a te z kolei są wewnątrz orbity naszej planety. – Szukamy tam asteroid czy komet, które mogą lecieć w stronę Ziemi od Słońca – wyjaśnia dr Mróz.
SpaceX, trzeba to oddać, nie pozostało głuche na apele astronomów o przyciemnienie Starlinków. Najpierw pewną partię pomalowaną farbą, ale urządzenia się nagrzewały, więc zastosowano osłony. To, jak również zbadał zespół dr. Mroza, istotnie zmniejszyło ich jasność na niebie. Jednak niewystarczająco. Nadal mogą zagrozić budowanemu obserwatorium im. Very Rubin, którego teleskop będzie bardzo czuły. – Obawiamy się, że jeśli satelity będą zbyt jasne, cały obraz uzyskany z obserwacji byłby w zasadzie bezużyteczny – mówi dr Mróz.
Koniec obserwacji naziemnych?
W podcaście rozmawiamy o tym, czy Starlinki (i inne satelity tego typu, bo SpaceX nie jest jedyne) zmienią nam obraz codziennego nieba, kto ma decydujące prawo głosu w kosmosie, czy potrzeba nam globalnego traktatu kosmicznego. A także – z inspiracji jednego z patronów, pana Pawła – czy obserwacje z powierzchni Ziemi jeszcze mają sens? Może można wszystko przeprowadzić na orbitę? Posłuchajcie koniecznie.
- To są astronomiczne liczby – komentuje w Radiu Naukowym dr Przemysław Mróz z Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Warszawskiego. Dr Mróz przewodniczył międzynarodowego zespołowi naukowców sprawdzających, jak Starlinki wpłyną na astronomię. Ich praca ukazała się w styczniu w Astrophysical Journal Letters.
Asteroida nadleci od Słońca?
Większość zaobserwowanych smug została znaleziona na obrazach wykonanych o zmierzchu lub świcie. Wtedy światło słoneczne odbija się od powierzchni satelitów. To istotny szczegół, wtedy bowiem można obserwować obiekty znajdujące się blisko Słońca, a te z kolei są wewnątrz orbity naszej planety. – Szukamy tam asteroid czy komet, które mogą lecieć w stronę Ziemi od Słońca – wyjaśnia dr Mróz.
SpaceX, trzeba to oddać, nie pozostało głuche na apele astronomów o przyciemnienie Starlinków. Najpierw pewną partię pomalowaną farbą, ale urządzenia się nagrzewały, więc zastosowano osłony. To, jak również zbadał zespół dr. Mroza, istotnie zmniejszyło ich jasność na niebie. Jednak niewystarczająco. Nadal mogą zagrozić budowanemu obserwatorium im. Very Rubin, którego teleskop będzie bardzo czuły. – Obawiamy się, że jeśli satelity będą zbyt jasne, cały obraz uzyskany z obserwacji byłby w zasadzie bezużyteczny – mówi dr Mróz.
Koniec obserwacji naziemnych?
W podcaście rozmawiamy o tym, czy Starlinki (i inne satelity tego typu, bo SpaceX nie jest jedyne) zmienią nam obraz codziennego nieba, kto ma decydujące prawo głosu w kosmosie, czy potrzeba nam globalnego traktatu kosmicznego. A także – z inspiracji jednego z patronów, pana Pawła – czy obserwacje z powierzchni Ziemi jeszcze mają sens? Może można wszystko przeprowadzić na orbitę? Posłuchajcie koniecznie.
#78 Kopalne DNA - czy ożywi wymarłe gatunki i napisze historię na nowo? | dr Martyna Molak
2022-01-13 08:00:02
- Chciałabym odtworzyć to jak ludzie wychodzili z Afryki i zasiedlali cały świat – mówi dr Martyna Molak z Centrum Nowych Technologii @Uniwersytet Warszawski pytana o naukowe ambicje związane z kopalnym DNA, którym się zajmuje. Takie odtwarzanie modeli migracyjnych jest możliwe właśnie dzięki technikom genetycznym. Dzięki antycznemu DNA genetycy są w stanie dostarczyć zupełnie nowych informacji. Choć, jak przyznaje dr Molak, zdarzają się napięcia na linii genetycy – archeolodzy. – Było parę artykułów w poważnych czasopismach, które można by określić jako kontrowersyjne – mówi badaczka, przyznając, że genetykom (niektórym) przydałoby się trochę więcej pokory w interpretacji swoich badań, a archeologom i historykom (niektórym) nieco więcej otwartości na nowe narzędzia. Dużo emocji budzą też pomysły odtwarzania wymarłych gatunków. Skoro dysponujemy ich genomami, to w zasadzie dlaczego nie? Są takie projekty, zupełnie na poważnie. Brytyjscy naukowcy planują odtworzyć mamuta na podstawie zmodyfikowanego genomu słonia indyjskiego – najbliższego współcześnie żyjącego krewniaka - Z punktu widzenia czystego DNA wydaje się to dość sensowny pomysł, ale zarodek to nie jest tylko DNA, to też dużo rzeczy jakie dostajemy od mamy, białka, enzymy. Jest bardzo dużo zmiennych, które są potrzebne do urodzenia zdrowego mamuta i eksperci od wczesnych stadiów rozwoju zarodkowego sceptycznie podchodzą do tego projektu – podkreśla dr Molak. A jednocześnie przyznaje, że jeżeli odtworzenie mamuta byłoby możliwe, to tym bardziej neandertalczyka. – Neandertalczyk jest dużo bliższy genetycznie człowiekowi niż mamut słoniowi indyjskiemu – zauważa badaczka. Oby jednak nikomu nie przyszło coś takiego do głowy, bo z etyką nie miałoby to wiele wspólnego. Posłuchajcie o rozwoju paleogenetyki, o pewnych poważnych wpadkach z początku istnienia tej dziedziny oraz o moich pomysłach na nową gałąź branży beauty w oparciu o osiągnięcia antycznego DNA. Polecam!
- Chciałabym odtworzyć to jak ludzie wychodzili z Afryki i zasiedlali cały świat – mówi dr Martyna Molak z Centrum Nowych Technologii @Uniwersytet Warszawski pytana o naukowe ambicje związane z kopalnym DNA, którym się zajmuje. Takie odtwarzanie modeli migracyjnych jest możliwe właśnie dzięki technikom genetycznym. Dzięki antycznemu DNA genetycy są w stanie dostarczyć zupełnie nowych informacji.
Choć, jak przyznaje dr Molak, zdarzają się napięcia na linii genetycy – archeolodzy. – Było parę artykułów w poważnych czasopismach, które można by określić jako kontrowersyjne – mówi badaczka, przyznając, że genetykom (niektórym) przydałoby się trochę więcej pokory w interpretacji swoich badań, a archeologom i historykom (niektórym) nieco więcej otwartości na nowe narzędzia.
Dużo emocji budzą też pomysły odtwarzania wymarłych gatunków. Skoro dysponujemy ich genomami, to w zasadzie dlaczego nie? Są takie projekty, zupełnie na poważnie. Brytyjscy naukowcy planują odtworzyć mamuta na podstawie zmodyfikowanego genomu słonia indyjskiego – najbliższego współcześnie żyjącego krewniaka
- Z punktu widzenia czystego DNA wydaje się to dość sensowny pomysł, ale zarodek to nie jest tylko DNA, to też dużo rzeczy jakie dostajemy od mamy, białka, enzymy. Jest bardzo dużo zmiennych, które są potrzebne do urodzenia zdrowego mamuta i eksperci od wczesnych stadiów rozwoju zarodkowego sceptycznie podchodzą do tego projektu – podkreśla dr Molak. A jednocześnie przyznaje, że jeżeli odtworzenie mamuta byłoby możliwe, to tym bardziej neandertalczyka. – Neandertalczyk jest dużo bliższy genetycznie człowiekowi niż mamut słoniowi indyjskiemu – zauważa badaczka.
Oby jednak nikomu nie przyszło coś takiego do głowy, bo z etyką nie miałoby to wiele wspólnego.
Posłuchajcie o rozwoju paleogenetyki, o pewnych poważnych wpadkach z początku istnienia tej dziedziny oraz o moich pomysłach na nową gałąź branży beauty w oparciu o osiągnięcia antycznego DNA. Polecam!
Choć, jak przyznaje dr Molak, zdarzają się napięcia na linii genetycy – archeolodzy. – Było parę artykułów w poważnych czasopismach, które można by określić jako kontrowersyjne – mówi badaczka, przyznając, że genetykom (niektórym) przydałoby się trochę więcej pokory w interpretacji swoich badań, a archeologom i historykom (niektórym) nieco więcej otwartości na nowe narzędzia.
Dużo emocji budzą też pomysły odtwarzania wymarłych gatunków. Skoro dysponujemy ich genomami, to w zasadzie dlaczego nie? Są takie projekty, zupełnie na poważnie. Brytyjscy naukowcy planują odtworzyć mamuta na podstawie zmodyfikowanego genomu słonia indyjskiego – najbliższego współcześnie żyjącego krewniaka
- Z punktu widzenia czystego DNA wydaje się to dość sensowny pomysł, ale zarodek to nie jest tylko DNA, to też dużo rzeczy jakie dostajemy od mamy, białka, enzymy. Jest bardzo dużo zmiennych, które są potrzebne do urodzenia zdrowego mamuta i eksperci od wczesnych stadiów rozwoju zarodkowego sceptycznie podchodzą do tego projektu – podkreśla dr Molak. A jednocześnie przyznaje, że jeżeli odtworzenie mamuta byłoby możliwe, to tym bardziej neandertalczyka. – Neandertalczyk jest dużo bliższy genetycznie człowiekowi niż mamut słoniowi indyjskiemu – zauważa badaczka.
Oby jednak nikomu nie przyszło coś takiego do głowy, bo z etyką nie miałoby to wiele wspólnego.
Posłuchajcie o rozwoju paleogenetyki, o pewnych poważnych wpadkach z początku istnienia tej dziedziny oraz o moich pomysłach na nową gałąź branży beauty w oparciu o osiągnięcia antycznego DNA. Polecam!
#77 Górnictwo ekstremalne – czego szukamy na dnie oceanów i powierzchni Księżyca? | dr Jakub Ciążela
2022-01-06 08:00:02
Dr Jakub Ciążela przyznaje, że marzyłby o podróży na dno oceanicznie w batyskafie. Zgłosił się również do naboru na astronautów Europejskiej Agencji Kosmicznej. Obie te aktywności łączą się z jego pracą naukową. Dr Ciążela pracuje w Instytucie Nauk Geologicznych PAN we Wrocławiu. Jest geologiem planetarnym, mineralogiem i geochemikiem, a jego główne zainteresowania to górnictwo kosmiczne i morskie, a w zasadzie oceaniczne. Jak szukać cennych złóż na dnie oceanów? Gdzie zacząć? Na początek trzeba wziąć mapę wskazującą na linie styku płyt kontynentalnych. To tam jest największe prawdopodobieństwo znalezienia złóż cennych pierwiastków. Aby przeprowadzać badania dna oceanicznego pod kątem złóż trzeba mieć specjalną licencję. Obecnie posiada ją siedem krajów: Francja, Rosja, Chiny, Korea, Indie, Niemcy oraz Polska. Nasza licencja obejmuje fragment Oceanu Atlantyckiego, w jego części na wysokości Wysp Kanaryjskich. Naukowcy mają pozwolenie na prowadzenie ogólnych badań, nieinwazyjnych. A niektórych terenów, nawet jeśli okażą się bogate w złoża, ze względów środowiskowych nigdy nie będzie można ruszyć. – Na terenie naszej licencji jest tzw. Lost City – zagubione miasto. To bardzo piękne miejsce z kominami hydrotermalnymi. Tam na pewno nie będziemy mogli prowadzić inwazyjnych badań – mówi dr Ciążela. W podcaście naukowiec opowiada o skomplikowanym procesie poszukiwań i przyszłego wydobycia potrzebnych pierwiastków. To bardzo drogie działania. Dlaczego interesować się tym teraz? – Za 20-30 lat wiele lądowych zasobów cennych pierwiastków zacznie się kończyć. A potrzeba kilkunastu lat, żeby rozpoznać teren – wyjaśnia geolog. Obiektem zainteresowania naukowców są również asteroidy, czy powierzchnia Księżyca. Pracuje się nad możliwościami sprowadzania pierwiastków na Ziemię – to po pierwsze. Ale część surowców będzie potrzebna do wykorzystania na miejscu, jak w przypadku Księżyca i oczywiście Marsa. Musimy się nauczyć pozyskiwać lokalne zasoby, jeśli ludzie mają przebywać na tych globach przez dłuższy czas. Jakie są perspektywy czasowe na uruchomienie takiego górnictwa ekstremalnego? – Jeśli chodzi o oceany to około 15 lat, górnictwo kosmiczne 40-50 lat – szacuje dr Ciążela. *** Jeśli podobał Wam się ten podcast, chcecie, żeby Radio Naukowe się rozwijało – możecie mnie wesprzeć patronite.pl/radionaukowe. Od progu 10 zł zapraszam do grupy na FB, w której prywatnie i swobodnie rozmawiamy na tematy podcastu i nie tylko. Dzięki!
Dr Jakub Ciążela przyznaje, że marzyłby o podróży na dno oceanicznie w batyskafie. Zgłosił się również do naboru na astronautów Europejskiej Agencji Kosmicznej. Obie te aktywności łączą się z jego pracą naukową. Dr Ciążela pracuje w Instytucie Nauk Geologicznych PAN we Wrocławiu. Jest geologiem planetarnym, mineralogiem i geochemikiem, a jego główne zainteresowania to górnictwo kosmiczne i morskie, a w zasadzie oceaniczne.
Jak szukać cennych złóż na dnie oceanów? Gdzie zacząć? Na początek trzeba wziąć mapę wskazującą na linie styku płyt kontynentalnych. To tam jest największe prawdopodobieństwo znalezienia złóż cennych pierwiastków.
Aby przeprowadzać badania dna oceanicznego pod kątem złóż trzeba mieć specjalną licencję. Obecnie posiada ją siedem krajów: Francja, Rosja, Chiny, Korea, Indie, Niemcy oraz Polska. Nasza licencja obejmuje fragment Oceanu Atlantyckiego, w jego części na wysokości Wysp Kanaryjskich.
Naukowcy mają pozwolenie na prowadzenie ogólnych badań, nieinwazyjnych. A niektórych terenów, nawet jeśli okażą się bogate w złoża, ze względów środowiskowych nigdy nie będzie można ruszyć. – Na terenie naszej licencji jest tzw. Lost City – zagubione miasto. To bardzo piękne miejsce z kominami hydrotermalnymi. Tam na pewno nie będziemy mogli prowadzić inwazyjnych badań – mówi dr Ciążela.
W podcaście naukowiec opowiada o skomplikowanym procesie poszukiwań i przyszłego wydobycia potrzebnych pierwiastków. To bardzo drogie działania. Dlaczego interesować się tym teraz? – Za 20-30 lat wiele lądowych zasobów cennych pierwiastków zacznie się kończyć. A potrzeba kilkunastu lat, żeby rozpoznać teren – wyjaśnia geolog.
Obiektem zainteresowania naukowców są również asteroidy, czy powierzchnia Księżyca. Pracuje się nad możliwościami sprowadzania pierwiastków na Ziemię – to po pierwsze. Ale część surowców będzie potrzebna do wykorzystania na miejscu, jak w przypadku Księżyca i oczywiście Marsa. Musimy się nauczyć pozyskiwać lokalne zasoby, jeśli ludzie mają przebywać na tych globach przez dłuższy czas. Jakie są perspektywy czasowe na uruchomienie takiego górnictwa ekstremalnego? – Jeśli chodzi o oceany to około 15 lat, górnictwo kosmiczne 40-50 lat – szacuje dr Ciążela.
***
Jeśli podobał Wam się ten podcast, chcecie, żeby Radio Naukowe się rozwijało – możecie mnie wesprzeć patronite.pl/radionaukowe. Od progu 10 zł zapraszam do grupy na FB, w której prywatnie i swobodnie rozmawiamy na tematy podcastu i nie tylko. Dzięki!
Jak szukać cennych złóż na dnie oceanów? Gdzie zacząć? Na początek trzeba wziąć mapę wskazującą na linie styku płyt kontynentalnych. To tam jest największe prawdopodobieństwo znalezienia złóż cennych pierwiastków.
Aby przeprowadzać badania dna oceanicznego pod kątem złóż trzeba mieć specjalną licencję. Obecnie posiada ją siedem krajów: Francja, Rosja, Chiny, Korea, Indie, Niemcy oraz Polska. Nasza licencja obejmuje fragment Oceanu Atlantyckiego, w jego części na wysokości Wysp Kanaryjskich.
Naukowcy mają pozwolenie na prowadzenie ogólnych badań, nieinwazyjnych. A niektórych terenów, nawet jeśli okażą się bogate w złoża, ze względów środowiskowych nigdy nie będzie można ruszyć. – Na terenie naszej licencji jest tzw. Lost City – zagubione miasto. To bardzo piękne miejsce z kominami hydrotermalnymi. Tam na pewno nie będziemy mogli prowadzić inwazyjnych badań – mówi dr Ciążela.
W podcaście naukowiec opowiada o skomplikowanym procesie poszukiwań i przyszłego wydobycia potrzebnych pierwiastków. To bardzo drogie działania. Dlaczego interesować się tym teraz? – Za 20-30 lat wiele lądowych zasobów cennych pierwiastków zacznie się kończyć. A potrzeba kilkunastu lat, żeby rozpoznać teren – wyjaśnia geolog.
Obiektem zainteresowania naukowców są również asteroidy, czy powierzchnia Księżyca. Pracuje się nad możliwościami sprowadzania pierwiastków na Ziemię – to po pierwsze. Ale część surowców będzie potrzebna do wykorzystania na miejscu, jak w przypadku Księżyca i oczywiście Marsa. Musimy się nauczyć pozyskiwać lokalne zasoby, jeśli ludzie mają przebywać na tych globach przez dłuższy czas. Jakie są perspektywy czasowe na uruchomienie takiego górnictwa ekstremalnego? – Jeśli chodzi o oceany to około 15 lat, górnictwo kosmiczne 40-50 lat – szacuje dr Ciążela.
***
Jeśli podobał Wam się ten podcast, chcecie, żeby Radio Naukowe się rozwijało – możecie mnie wesprzeć patronite.pl/radionaukowe. Od progu 10 zł zapraszam do grupy na FB, w której prywatnie i swobodnie rozmawiamy na tematy podcastu i nie tylko. Dzięki!
#76 Homo erectus – dziki człowiek, mistrz przetrwania | dr Wioletta Nowaczewska
2021-12-30 08:00:02
Homo erectus spojrzenie miał surowe. Patrzyłby na nas spod silnie rozwiniętych łuków brwiowych. Jeśli zaszczyciłby uśmiechem, byłby to uśmiech zwracający uwagę – żuchwa była masywna, szkielet twarzy mocno wysunięty do przodu. – Bardzo duża twarz w porównaniu do puszki mózgowej. Od razu byśmy go rozpoznali w tłumie – mówi w Radiu Naukowym dr Wioletta Nowaczewska z Zakładu Biologii Człowieka na Uniwersytecie Wrocławskim. Homo erectus to fenomen. Gatunek przetrwał blisko 2 miliony lat. Korzystał z ognia, wytwarzał proste narzędzia (pięściaki), a nawet ozdoby. – Są znaleziska wskazujące na działalność artystyczną, abstrakcyjne myślenie – podkreśla badaczka. Jednym z nich są ślady na muszlach znalezionych przy szczątkach Homo erectus z wyspy Jawa. Na muszlach widać wzór. – Regularny, wyryty ręką ludzką. Nie wygląda na przypadek, a raczej na wykonany w sposób intencjonalny – opisuje dr Nowaczewska. Naukowcy datując osady na muszlach ocenili, że wzór pochodzi sprzed ok. 500 tys. lat. - Czyli pół miliona lat temu, taki Homo erectus żyjący w Indonezji, był bardzo dobrze rozwinięty intelektualnie w sensie zdolności do abstrakcyjnego myślenia. Musiał sobie radzić w różnych warunkach, musiał być twórczy – zauważa badaczka. Z podcastu dowiecie się, co by to mogło być, gdyby para przedstawicieli Homo erectus zapukała do gabinetu wrocławskiej badaczki. Rozmawiamy też o tym, że ewolucja ludzi nie przebiegała nie jak na obrazkach – linearnie, jeden po drugim – ale była prawdziwym labiryntem. Dzięki dr Nowaczewskiej poznajemy też metody pracy naukowców zajmujących się ewolucją człowieka. A nie jest to proste. – Mamy tylko małe okienko, przez które zaglądamy w przeszłość – porównuje naukowczyni. *** Ten odcinek jest kolejnym efektem podróży Radia Naukowego, na które mogę sobie pozwolić dzięki wsparciu na https://patronite.pl/radionaukowe . Kto ma możliwość i ochotę dołączyć do grona Patronek i Patronów – serdecznie zapraszam! Każde wsparcie to dla mnie wiatr w żagle
Homo erectus spojrzenie miał surowe. Patrzyłby na nas spod silnie rozwiniętych łuków brwiowych. Jeśli zaszczyciłby uśmiechem, byłby to uśmiech zwracający uwagę – żuchwa była masywna, szkielet twarzy mocno wysunięty do przodu. – Bardzo duża twarz w porównaniu do puszki mózgowej. Od razu byśmy go rozpoznali w tłumie – mówi w Radiu Naukowym dr Wioletta Nowaczewska z Zakładu Biologii Człowieka na Uniwersytecie Wrocławskim.
Homo erectus to fenomen. Gatunek przetrwał blisko 2 miliony lat. Korzystał z ognia, wytwarzał proste narzędzia (pięściaki), a nawet ozdoby. – Są znaleziska wskazujące na działalność artystyczną, abstrakcyjne myślenie – podkreśla badaczka. Jednym z nich są ślady na muszlach znalezionych przy szczątkach Homo erectus z wyspy Jawa. Na muszlach widać wzór. – Regularny, wyryty ręką ludzką. Nie wygląda na przypadek, a raczej na wykonany w sposób intencjonalny – opisuje dr Nowaczewska. Naukowcy datując osady na muszlach ocenili, że wzór pochodzi sprzed ok. 500 tys. lat.
- Czyli pół miliona lat temu, taki Homo erectus żyjący w Indonezji, był bardzo dobrze rozwinięty intelektualnie w sensie zdolności do abstrakcyjnego myślenia. Musiał sobie radzić w różnych warunkach, musiał być twórczy – zauważa badaczka.
Z podcastu dowiecie się, co by to mogło być, gdyby para przedstawicieli Homo erectus zapukała do gabinetu wrocławskiej badaczki. Rozmawiamy też o tym, że ewolucja ludzi nie przebiegała nie jak na obrazkach – linearnie, jeden po drugim – ale była prawdziwym labiryntem. Dzięki dr Nowaczewskiej poznajemy też metody pracy naukowców zajmujących się ewolucją człowieka. A nie jest to proste. – Mamy tylko małe okienko, przez które zaglądamy w przeszłość – porównuje naukowczyni.
***
Ten odcinek jest kolejnym efektem podróży Radia Naukowego, na które mogę sobie pozwolić dzięki wsparciu na https://patronite.pl/radionaukowe.
Kto ma możliwość i ochotę dołączyć do grona Patronek i Patronów – serdecznie zapraszam! Każde wsparcie to dla mnie wiatr w żagle
Homo erectus to fenomen. Gatunek przetrwał blisko 2 miliony lat. Korzystał z ognia, wytwarzał proste narzędzia (pięściaki), a nawet ozdoby. – Są znaleziska wskazujące na działalność artystyczną, abstrakcyjne myślenie – podkreśla badaczka. Jednym z nich są ślady na muszlach znalezionych przy szczątkach Homo erectus z wyspy Jawa. Na muszlach widać wzór. – Regularny, wyryty ręką ludzką. Nie wygląda na przypadek, a raczej na wykonany w sposób intencjonalny – opisuje dr Nowaczewska. Naukowcy datując osady na muszlach ocenili, że wzór pochodzi sprzed ok. 500 tys. lat.
- Czyli pół miliona lat temu, taki Homo erectus żyjący w Indonezji, był bardzo dobrze rozwinięty intelektualnie w sensie zdolności do abstrakcyjnego myślenia. Musiał sobie radzić w różnych warunkach, musiał być twórczy – zauważa badaczka.
Z podcastu dowiecie się, co by to mogło być, gdyby para przedstawicieli Homo erectus zapukała do gabinetu wrocławskiej badaczki. Rozmawiamy też o tym, że ewolucja ludzi nie przebiegała nie jak na obrazkach – linearnie, jeden po drugim – ale była prawdziwym labiryntem. Dzięki dr Nowaczewskiej poznajemy też metody pracy naukowców zajmujących się ewolucją człowieka. A nie jest to proste. – Mamy tylko małe okienko, przez które zaglądamy w przeszłość – porównuje naukowczyni.
***
Ten odcinek jest kolejnym efektem podróży Radia Naukowego, na które mogę sobie pozwolić dzięki wsparciu na https://patronite.pl/radionaukowe.
Kto ma możliwość i ochotę dołączyć do grona Patronek i Patronów – serdecznie zapraszam! Każde wsparcie to dla mnie wiatr w żagle
#75 Historyczny Jezus - faryzeusz z dobrego domu | prof. Łukasz Niesiołowski-Spanò
2021-12-23 08:00:03
Czy Mesjasz żydowski miał być Synem Boga? Pytam o to historyka specjalizującego się w dziejach starożytnej Palestyny. – Nie… W pierwotnym ujęciu jego działalność miała być polityczna. Mesjasz miał być po prostu wyjątkowo prawym i sprawiedliwym królem – odpowiada prof. Łukasz Niesiołowski-Spanò, dziekan Wydziału Historii Uniwersytetu Warszawskiego. W tym kontekście trudno się dziwić, że ubogi Jezus jako Mesjasz mógł być uważany za uzurpatora. – O ile Jezus w ogóle mówił o sobie, że jest Mesjaszem – zauważa prof. Niesiołowski-Spanò. Zdaniem historyka, nie ma na to dowodów. – W Nowym Testamencie jest to powiedziane, ale to zostało zapisane pokolenie, dwa później – podkreśla. W źródłach współczesnych Jezusowi brakuje o nim wzmianek. Wskazywałoby to na niszowy charakter jego działalności. Nazaret, nie Betlejem Również urodzenie się Jezusa w Betlejem jest bardzo wątpliwe. – Takie twierdzenie jest dziełem autorów Ewangelii, którzy chcieli wykorzystać starotestamentowe zapisy, konkretnie z Księgi Micheasza, gdzie mowa o Betlejem: „najmniejsze jesteś wśród plemion judzkich! Z ciebie mi wyjdzie Ten, który będzie władał w Izraelu” – przypomina historyk. – Nie sądzę, żeby Jezus budował sobie taką propagandę – dodaje. Najprawdopodobniej urodził się w Nazarecie. – Betlejem, jako miejsce urodzenia Jezusa Galilejczyka, jest bardzo łatwo podważyć, w przeciwieństwie do konsekwentnie wspominanego Nazaretu. Historyk nie ma powodów, by wątpić, że Jezus urodził się właśnie tam – mówi prof. Niesiołowski-Spanò. A dlaczego cześć Żydów uznała w Jezusie Mesjasza? I to bez znaczenia czy on tak o sobie mówił, czy było mu to przypisane? Czynników mogło być wiele, a jednym z nich pozytywny, optymistyczny przekaz Jezusa oraz dopuszczenie do wspólnoty chrześcijan nie-Żydów (dzięki Pawłowi z Tarsu można było być chrześcijaninem bez konieczności obrzezania i przejścia na koszerne jedzenie). Posłuchajcie podcastu, w którym prof. Niesiołowski-Spanò opowiada o prawdopodobnie wysokim wykształceniu Jezusa, rozważa dlaczego doszło do jego śmierci i przypomina, że Jezus był faryzeuszem. Jeśli podobał Wam się ten podcast, chcecie, żeby Radio Naukowe się rozwijało – możecie mnie wesprzeć https://patronite.pl/radionaukowe . Od progu 10 zł zapraszam do grupy na FB, w której prywatnie i swobodnie rozmawiamy na tematy podcastu i nie tylko. Dzięki!
Czy Mesjasz żydowski miał być Synem Boga? Pytam o to historyka specjalizującego się w dziejach starożytnej Palestyny. – Nie… W pierwotnym ujęciu jego działalność miała być polityczna. Mesjasz miał być po prostu wyjątkowo prawym i sprawiedliwym królem – odpowiada prof. Łukasz Niesiołowski-Spanò, dziekan Wydziału Historii Uniwersytetu Warszawskiego.
W tym kontekście trudno się dziwić, że ubogi Jezus jako Mesjasz mógł być uważany za uzurpatora. – O ile Jezus w ogóle mówił o sobie, że jest Mesjaszem – zauważa prof. Niesiołowski-Spanò. Zdaniem historyka, nie ma na to dowodów. – W Nowym Testamencie jest to powiedziane, ale to zostało zapisane pokolenie, dwa później – podkreśla. W źródłach współczesnych Jezusowi brakuje o nim wzmianek. Wskazywałoby to na niszowy charakter jego działalności.
Nazaret, nie Betlejem
Również urodzenie się Jezusa w Betlejem jest bardzo wątpliwe. – Takie twierdzenie jest dziełem autorów Ewangelii, którzy chcieli wykorzystać starotestamentowe zapisy, konkretnie z Księgi Micheasza, gdzie mowa o Betlejem: „najmniejsze jesteś wśród plemion judzkich! Z ciebie mi wyjdzie Ten, który będzie władał w Izraelu” – przypomina historyk. – Nie sądzę, żeby Jezus budował sobie taką propagandę – dodaje.
Najprawdopodobniej urodził się w Nazarecie. – Betlejem, jako miejsce urodzenia Jezusa Galilejczyka, jest bardzo łatwo podważyć, w przeciwieństwie do konsekwentnie wspominanego Nazaretu. Historyk nie ma powodów, by wątpić, że Jezus urodził się właśnie tam – mówi prof. Niesiołowski-Spanò.
A dlaczego cześć Żydów uznała w Jezusie Mesjasza? I to bez znaczenia czy on tak o sobie mówił, czy było mu to przypisane? Czynników mogło być wiele, a jednym z nich pozytywny, optymistyczny przekaz Jezusa oraz dopuszczenie do wspólnoty chrześcijan nie-Żydów (dzięki Pawłowi z Tarsu można było być chrześcijaninem bez konieczności obrzezania i przejścia na koszerne jedzenie).
Posłuchajcie podcastu, w którym prof. Niesiołowski-Spanò opowiada o prawdopodobnie wysokim wykształceniu Jezusa, rozważa dlaczego doszło do jego śmierci i przypomina, że Jezus był faryzeuszem.
Jeśli podobał Wam się ten podcast, chcecie, żeby Radio Naukowe się rozwijało – możecie mnie wesprzeć https://patronite.pl/radionaukowe. Od progu 10 zł zapraszam do grupy na FB, w której prywatnie i swobodnie rozmawiamy na tematy podcastu i nie tylko. Dzięki!
W tym kontekście trudno się dziwić, że ubogi Jezus jako Mesjasz mógł być uważany za uzurpatora. – O ile Jezus w ogóle mówił o sobie, że jest Mesjaszem – zauważa prof. Niesiołowski-Spanò. Zdaniem historyka, nie ma na to dowodów. – W Nowym Testamencie jest to powiedziane, ale to zostało zapisane pokolenie, dwa później – podkreśla. W źródłach współczesnych Jezusowi brakuje o nim wzmianek. Wskazywałoby to na niszowy charakter jego działalności.
Nazaret, nie Betlejem
Również urodzenie się Jezusa w Betlejem jest bardzo wątpliwe. – Takie twierdzenie jest dziełem autorów Ewangelii, którzy chcieli wykorzystać starotestamentowe zapisy, konkretnie z Księgi Micheasza, gdzie mowa o Betlejem: „najmniejsze jesteś wśród plemion judzkich! Z ciebie mi wyjdzie Ten, który będzie władał w Izraelu” – przypomina historyk. – Nie sądzę, żeby Jezus budował sobie taką propagandę – dodaje.
Najprawdopodobniej urodził się w Nazarecie. – Betlejem, jako miejsce urodzenia Jezusa Galilejczyka, jest bardzo łatwo podważyć, w przeciwieństwie do konsekwentnie wspominanego Nazaretu. Historyk nie ma powodów, by wątpić, że Jezus urodził się właśnie tam – mówi prof. Niesiołowski-Spanò.
A dlaczego cześć Żydów uznała w Jezusie Mesjasza? I to bez znaczenia czy on tak o sobie mówił, czy było mu to przypisane? Czynników mogło być wiele, a jednym z nich pozytywny, optymistyczny przekaz Jezusa oraz dopuszczenie do wspólnoty chrześcijan nie-Żydów (dzięki Pawłowi z Tarsu można było być chrześcijaninem bez konieczności obrzezania i przejścia na koszerne jedzenie).
Posłuchajcie podcastu, w którym prof. Niesiołowski-Spanò opowiada o prawdopodobnie wysokim wykształceniu Jezusa, rozważa dlaczego doszło do jego śmierci i przypomina, że Jezus był faryzeuszem.
Jeśli podobał Wam się ten podcast, chcecie, żeby Radio Naukowe się rozwijało – możecie mnie wesprzeć https://patronite.pl/radionaukowe. Od progu 10 zł zapraszam do grupy na FB, w której prywatnie i swobodnie rozmawiamy na tematy podcastu i nie tylko. Dzięki!