Stan Wyjątkowy

"Stan Wyjątkowy" to program, w którym Andrzej Stankiewicz, Dominika Długosz, Beata Lubecka i Kamil Dziubka dyskutować będą o najważniejszych politycznych wydarzeniach tygodnia. Czołowi dziennikarze Onetu i Newsweeka zapewnią słuchaczom i widzom nieszablonową, często żartobliwą, ale zawsze merytoryczną rozmowę, a ich ogromne doświadczenie dziennikarskie i znajomość kulisów polskiej sceny politycznej gwarantują potężną dawkę informacji.


Odcinki od najnowszych:

#69 - Politycy PiS wykorzystani przez Orbana. Kaczyński i Morawiecki jak dzieci we mgle
2020-12-12 17:20:57

Na szczycie unijnym w Brukseli doszło do kompromisu w sprawie wieloletniego budżetu UE. Niemal cała Unia się z tego cieszy. Niemal — bo w Polsce zaczęła się polityczna wojna. W ramach pakietu budżetowego, w Brukseli zostało przyjęte rozporządzenie, którego politycy Zjednoczonej Prawicy nie chcieli. Chodzi o uzależnienie wypłaty unijnych pieniędzy od przestrzegania zasad praworządności. Najbardziej bojowi byli przedstawiciele Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry, którzy zakrzykiwali: „Weto albo śmierć!“. Dlatego, gdy w Brukseli doszło do kompromisu, a premier Mateusz Morawiecki ogłosił zwycięstwo, to Zbigniew Ziobro wraz ze ze swymi ludźmi uznali, że to utrata suwerenności przez Polskę. Trwa więc wojna na całego. Ograni przez Węgra   Kluczowa dla przebiegu wydarzeń w Brukseli była wcześniejsza, niespodziewana wizyta premiera Węgier w Polsce. Viktor Orban po prostu przywiózł Kaczyńskiemu i Morawieckiemu ofertę, którą wcześniej uzgodnił z Angelą Merkel. I postawił PiS przed wyborem: albo akceptujecie kompromis budżetowy, albo zostajecie sami. Orban rozegrał polskich liderów jak dzieci. Rozporządzenie dotyczące praworządności, uderzało przede wszystkim w niego, bo zbudował nepotyczny system dojenia unijnej kasy i mógł się obawiać wstrzymania środków. Potrzebował jednak sojusznika, bo sam nie byłby w stanie zablokować rozporządzenia. Wykorzystał więc liderów Zjednoczonej Prawicy, podsycając ich obawy, że rozporządzenie może zostać wykorzystane przeciwko rządowi Morawieckiego, choćby po to, by blokować planowane czystki w sądach. Orban dostał od Merkel gwarancje, że kontrola wydawania unijnych pieniędzy wejdzie w życie najwcześniej za 2 lata. Czyli — jak to ujął w jeden z polityków z PiS, z którym kontaktował się dziennikarz Onetu Andrzej Stankiewicz — otoczenie premiera Węgier będzie mogło kraść jeszcze przez 2 lata. Dlatego Orban zapowiedział Kaczyńskiemu i Morawieckiemu, że taki układ z Berlinem go urządza. Wykorzystał Polaków i załatwił swoje interesy. Liderzy Zjednoczonej Prawicy zostali z niczym, musieli porzucić buńczuczne zapowiedzi i pójść na kompromis w Brukseli. Co dalej z koalicją Zjednoczonej Prawicy? Może konflikt Ziobry z Morawieckim będzie narastał powoli, a może dojdzie do kryzysu w koalicji? Wazelina w Sejmie W środę w Sejmie doszło do debaty nad wnioskiem o odwołanie Jarosława Kaczyńskiego ze stanowiska wicepremiera do spraw bezpieczeństwa. Opozycja chciała odwołać prezesa, z pewnością zdając sobie sprawę, że się go odwołać nie da. A jak wyglądała sama debata? Prezes nie był tak ostry w swej ekspresji, jak nas do tego ostatnio przyzwyczaił. Ale za to Mateusz Morawiecki! Premier swym czołobitnym wystąpieniem złożył do prezesa podanie o przedłużenie premierostwa. Z hołdu Morawieckiego wynikało właściwie, że Kaczyńskiemu zawdzięczamy wszystko, co dobre. Niedawno, premier Morawiecki wygłosił najbardziej antyunijne wystąpienie w polskim parlamencie, krzycząc, że Unia Europejska nas oszukuje i chce odebrać nam suwerenność. Wystąpienie w obronie prezesa PiS było z kolei najbardziej wazeliniarskim w historii polskiego parlamentu. Czy premier Morawieckiego musi się uwiarygadniać przez to, jaką ma biografię, bankiera, który kręcił się przy Platformie i dorobił milionów w III RP? Nafciarze przejmują media Państwowy koncern Orlen to dla PiS spółka do specjalnych zadań. Polityczni nafciarze właśnie kupili wydawnictwo Polska Press, które wydaje 20 z 24 regionalnych dzienników i ma serwisy internetowe, które docierają do ponad 17 milionów Polaków. To największy w polskiej sieci dostawca treści informacyjnych i publicystycznych. Nie jest normalną praktyką, że państwowi nafciarze, elektrycy czy gazownicy kontrolują media. Znów sięgamy po najgorsze wzorce z orbanowskich Węgier. Gazety i portale w rękach Orlenu staną się narzędziem politycznej propagandy. Przed nami wybory parlamentarne, ale także samorządowe. Media przejęte przez władzę będą więc kluczowe w tych starciach. W dodatku w Internecie wszyscy zbierają informację o użytkownikach. Prezes Orlenu Daniel Obajtek twierdzi, że Polska Press to dla Orlenu idealna baza danych o odbiorcach (tzw. big data). Tyle, że Obajtek raczej nie chce im sprzedawać paliwa. Wiedza o odbiorcach mediów internetowych może zostać wykorzystana do kampanii politycznych przed wyborami. A owe ponad 17 milionów użytkowników mediów Polska Press to więcej, niż PiS ma wyborców.

Na szczycie unijnym w Brukseli doszło do kompromisu w sprawie wieloletniego budżetu UE. Niemal cała Unia się z tego cieszy. Niemal — bo w Polsce zaczęła się polityczna wojna.
W ramach pakietu budżetowego, w Brukseli zostało przyjęte rozporządzenie, którego politycy Zjednoczonej Prawicy nie chcieli. Chodzi o uzależnienie wypłaty unijnych pieniędzy od przestrzegania zasad praworządności. Najbardziej bojowi byli przedstawiciele Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry, którzy zakrzykiwali: „Weto albo śmierć!“. Dlatego, gdy w Brukseli doszło do kompromisu, a premier Mateusz Morawiecki ogłosił zwycięstwo, to Zbigniew Ziobro wraz ze ze swymi ludźmi uznali, że to utrata suwerenności przez Polskę. Trwa więc wojna na całego.

Ograni przez Węgra 

Kluczowa dla przebiegu wydarzeń w Brukseli była wcześniejsza, niespodziewana wizyta premiera Węgier w Polsce. Viktor Orban po prostu przywiózł Kaczyńskiemu i Morawieckiemu ofertę, którą wcześniej uzgodnił z Angelą Merkel. I postawił PiS przed wyborem: albo akceptujecie kompromis budżetowy, albo zostajecie sami.
Orban rozegrał polskich liderów jak dzieci. Rozporządzenie dotyczące praworządności, uderzało przede wszystkim w niego, bo zbudował nepotyczny system dojenia unijnej kasy i mógł się obawiać wstrzymania środków. Potrzebował jednak sojusznika, bo sam nie byłby w stanie zablokować rozporządzenia. Wykorzystał więc liderów Zjednoczonej Prawicy, podsycając ich obawy, że rozporządzenie może zostać wykorzystane przeciwko rządowi Morawieckiego, choćby po to, by blokować planowane czystki w sądach.
Orban dostał od Merkel gwarancje, że kontrola wydawania unijnych pieniędzy wejdzie w życie najwcześniej za 2 lata. Czyli — jak to ujął w jeden z polityków z PiS, z którym kontaktował się dziennikarz Onetu Andrzej Stankiewicz — otoczenie premiera Węgier będzie mogło kraść jeszcze przez 2 lata. Dlatego Orban zapowiedział Kaczyńskiemu i Morawieckiemu, że taki układ z Berlinem go urządza. Wykorzystał Polaków i załatwił swoje interesy. Liderzy Zjednoczonej Prawicy zostali z niczym, musieli porzucić buńczuczne zapowiedzi i pójść na kompromis w Brukseli.
Co dalej z koalicją Zjednoczonej Prawicy? Może konflikt Ziobry z Morawieckim będzie narastał powoli, a może dojdzie do kryzysu w koalicji?

Wazelina w Sejmie

W środę w Sejmie doszło do debaty nad wnioskiem o odwołanie Jarosława Kaczyńskiego ze stanowiska wicepremiera do spraw bezpieczeństwa. Opozycja chciała odwołać prezesa, z pewnością zdając sobie sprawę, że się go odwołać nie da. A jak wyglądała sama debata? Prezes nie był tak ostry w swej ekspresji, jak nas do tego ostatnio przyzwyczaił. Ale za to Mateusz Morawiecki! Premier swym czołobitnym wystąpieniem złożył do prezesa podanie o przedłużenie premierostwa. Z hołdu Morawieckiego wynikało właściwie, że Kaczyńskiemu zawdzięczamy wszystko, co dobre. Niedawno, premier Morawiecki wygłosił najbardziej antyunijne wystąpienie w polskim parlamencie, krzycząc, że Unia Europejska nas oszukuje i chce odebrać nam suwerenność. Wystąpienie w obronie prezesa PiS było z kolei najbardziej wazeliniarskim w historii polskiego parlamentu. Czy premier Morawieckiego musi się uwiarygadniać przez to, jaką ma biografię, bankiera, który kręcił się przy Platformie i dorobił milionów w III RP?

Nafciarze przejmują media

Państwowy koncern Orlen to dla PiS spółka do specjalnych zadań. Polityczni nafciarze właśnie kupili wydawnictwo Polska Press, które wydaje 20 z 24 regionalnych dzienników i ma serwisy internetowe, które docierają do ponad 17 milionów Polaków. To największy w polskiej sieci dostawca treści informacyjnych i publicystycznych. Nie jest normalną praktyką, że państwowi nafciarze, elektrycy czy gazownicy kontrolują media. Znów sięgamy po najgorsze wzorce z orbanowskich Węgier. Gazety i portale w rękach Orlenu staną się narzędziem politycznej propagandy. Przed nami wybory parlamentarne, ale także samorządowe. Media przejęte przez władzę będą więc kluczowe w tych starciach. W dodatku w Internecie wszyscy zbierają informację o użytkownikach. Prezes Orlenu Daniel Obajtek twierdzi, że Polska Press to dla Orlenu idealna baza danych o odbiorcach (tzw. big data). Tyle, że Obajtek raczej nie chce im sprzedawać paliwa. Wiedza o odbiorcach mediów internetowych może zostać wykorzystana do kampanii politycznych przed wyborami.
A owe ponad 17 milionów użytkowników mediów Polska Press to więcej, niż PiS ma wyborców.

#68 - Gowin negocjuje z UE, ośmiesza prezydenta i denerwuje ziobrystów. Czy nastąpi tąpnięcie w rządzie?
2020-12-05 17:05:50

Polskie władze cały czas grożą, że nie przyjmą budżetu unijnego, jeśli będzie on powiązany z kontrolą praworządności. Wynika to z obawy, że pieniądze unijne nie trafią do Polski, bo Bruksela kwestionuje wiele działań Zjednoczonej Prawicy, choćby w sprawie sądów. Solidarna Polska — partia Zbigniewa Ziobry — mówi Unii stanowcze „nie”, podobnie jak duża część PiS. Przyciśnięty do ściany przez radykałów premier także zaczął mówić językiem wojny. W tej sytuacji negocjować do Brukseli pojechał wicepremier Jarosław Gowin, który mówi znacznie łagodniej. Lider Porozumienia zaproponował przywódcom państw członkowskich podpisanie deklaracji, która wyjaśniałaby, w jaki sposób stosowana byłaby kontrola praworządności. Unia Europejska już zdążyła podchwycić tę propozycję. Pojawiają się dwie wersje tłumaczące woltę Gowina. Pierwsza wersja mówi, że jako wicepremier od gospodarki, zdaje sobie sprawę z tego, jak poważna jest sytuacja gospodarki wykańczanej koronawirusem. Gowin prze więc do porozumienia z Brukselą, bo potrafi liczyć — wie, że Polska potrzebuje funduszu pomocowych i środków na odbudowę po COVID-19. Na ostatniej radzie koalicyjnej — czyli spotkaniu liderów partii tworzących rząd — Gowin wyśmiał wyliczenia ziobrystów, wedle których Polska tak naprawdę nie potrzebuje pieniędzy z Unii. Mógł się jednak czuć osamotniony, bo nawet proeuropejski zazwyczaj Morawiecki twardo i czytelnie postawił na linię antyunijną, podyktowaną Zbigniewa Ziobrę. Może był to jednak tylko teatr premiera? Bo druga wersja wydarzeń głosi, że Gowin gra w sprawie Unii w jednej drużynie z premierem. Morawiecki wypowiada się radykalnie, by utrzymać swoją pozycję polityczną i premierostwo, natomiast Gowin jest tym, który stara się w jego imieniu walczyć akceptowalny dla Jarosława Kaczyńskiego kompromis z UE. Gowin prowadzi jeszcze jedną grę: ośmiesza Andrzeja Dudę, który też stał się antyunijnym jastrzębiem. Wicepremier ujawnił, że to prezydent naciskał na niego w sprawie otwarcia stoków narciarskich — w ten sposób sprowadził głowę państwa do roli załatwiacza, który martwi się tylko tym, czy pojeździ sobie na nartach. Dla kogo Gowin prowadzi tę grę? Czy chce doprowadzić obóz władzy do cofnięcia się w starciu z Unią? W związku z prowadzoną przez Jarosława Gowina grą, ziobryści poczuli się niepewnie. Choć dziś może się wydawać, że to oni nadają ton dyskusji o Unii Europejskiej, że prezydent i prezes PiS są po ich stronie. Ale jednak w Solidarnej Polsce widać nerwowość. Chodzą słuchy, że PiS nawiązał kontakty ze środowiskiem ludowców. Jeden z liderów PSL Marek Sawicki poinformował, że prowadzi rozmowy z partią rządzącą. W międzyczasie doszło również do spotkania senatora PSL Jana Filipa Libickiego z szefem klubu PiS Ryszardem Terleckim. Terlecki zaproponował Libickiemu stanowisko marszałka Senatu. O tych rozmowach dowiedzieli się ludzie Zbigniewa Ziobry i wpadli w panikę. Czy koalicja z PSL to jest wariant realny w razie, gdy Kaczyński postawi na kompromis z Unią, którego Ziobro nie zaakceptuje? A może to tylko rozgrywka PiS, mająca na celu osłabienie pozycji lidera Solidarnej Polski? Były minister zdrowia Łukasz Szumowski, zanim wszedł do rządu przeprowadził intercyzę ze swoją małżonką — podobnie jak premier. Kiedy pojawiły się kontrowersje, dotyczące przepisywania przez członków rządu milionowych majątków na rodziny, prezes Jarosław Kaczyński zapowiedział pełną przejrzystość. Pojawiła się nawet ustawa, która miała doprowadzić do ujawniania majątków rodzin polityków. Ba, trafiła nawet na biurko Andrzeja Dudy. Prezydent skierował ją jednak do Trybunału Konstytucyjnego, gdzie utknęła — co jest oczywiście decyzją władz PiS, bo to one kontrolują szefową TK Julię Przyłębską. W efekcie, ustawa niby jest, ale nie obowiązuje. A rodzina Łukasza Szumowskiego nadal zarabia miliony. W mijającym tygodniu pojawiła się informacja, że małżonka byłego ministra i jego brat, sprzedali część udziałów firmy farmaceutycznej, która była dotowana przez państwo setkami milionów. Marcin Szumowski zarobił na tym 3,7 mln złotych, a żona Szumowskiego 5,1 mln zł. Kolejne, potencjalne miliony przed nimi, bo nie sprzedali jeszcze wszystkiego. Żona Mateusza Morawieckiego — mimo zapowiedzi premiera — także wciąż majątku nie ujawniła. Czy istnieje szansa, że za sprawą TK dowiemy się w końcu, jakie majątki mają naprawdę rodziny polityków PiS?

Polskie władze cały czas grożą, że nie przyjmą budżetu unijnego, jeśli będzie on powiązany z kontrolą praworządności. Wynika to z obawy, że pieniądze unijne nie trafią do Polski, bo Bruksela kwestionuje wiele działań Zjednoczonej Prawicy, choćby w sprawie sądów. Solidarna Polska — partia Zbigniewa Ziobry — mówi Unii stanowcze „nie”, podobnie jak duża część PiS. Przyciśnięty do ściany przez radykałów premier także zaczął mówić językiem wojny. W tej sytuacji negocjować do Brukseli pojechał wicepremier Jarosław Gowin, który mówi znacznie łagodniej. Lider Porozumienia zaproponował przywódcom państw członkowskich podpisanie deklaracji, która wyjaśniałaby, w jaki sposób stosowana byłaby kontrola praworządności. Unia Europejska już zdążyła podchwycić tę propozycję.
Pojawiają się dwie wersje tłumaczące woltę Gowina. Pierwsza wersja mówi, że jako wicepremier od gospodarki, zdaje sobie sprawę z tego, jak poważna jest sytuacja gospodarki wykańczanej koronawirusem. Gowin prze więc do porozumienia z Brukselą, bo potrafi liczyć — wie, że Polska potrzebuje funduszu pomocowych i środków na odbudowę po COVID-19.
Na ostatniej radzie koalicyjnej — czyli spotkaniu liderów partii tworzących rząd — Gowin wyśmiał wyliczenia ziobrystów, wedle których Polska tak naprawdę nie potrzebuje pieniędzy z Unii.
Mógł się jednak czuć osamotniony, bo nawet proeuropejski zazwyczaj Morawiecki twardo i czytelnie postawił na linię antyunijną, podyktowaną Zbigniewa Ziobrę.
Może był to jednak tylko teatr premiera? Bo druga wersja wydarzeń głosi, że Gowin gra w sprawie Unii w jednej drużynie z premierem. Morawiecki wypowiada się radykalnie, by utrzymać swoją pozycję polityczną i premierostwo, natomiast Gowin jest tym, który stara się w jego imieniu walczyć akceptowalny dla Jarosława Kaczyńskiego kompromis z UE.
Gowin prowadzi jeszcze jedną grę: ośmiesza Andrzeja Dudę, który też stał się antyunijnym jastrzębiem. Wicepremier ujawnił, że to prezydent naciskał na niego w sprawie otwarcia stoków narciarskich — w ten sposób sprowadził głowę państwa do roli załatwiacza, który martwi się tylko tym, czy pojeździ sobie na nartach. Dla kogo Gowin prowadzi tę grę? Czy chce doprowadzić obóz władzy do cofnięcia się w starciu z Unią?

W związku z prowadzoną przez Jarosława Gowina grą, ziobryści poczuli się niepewnie. Choć dziś może się wydawać, że to oni nadają ton dyskusji o Unii Europejskiej, że prezydent i prezes PiS są po ich stronie. Ale jednak w Solidarnej Polsce widać nerwowość. Chodzą słuchy, że PiS nawiązał kontakty ze środowiskiem ludowców. Jeden z liderów PSL Marek Sawicki poinformował, że prowadzi rozmowy z partią rządzącą. W międzyczasie doszło również do spotkania senatora PSL Jana Filipa Libickiego z szefem klubu PiS Ryszardem Terleckim. Terlecki zaproponował Libickiemu stanowisko marszałka Senatu.
O tych rozmowach dowiedzieli się ludzie Zbigniewa Ziobry i wpadli w panikę. Czy koalicja z PSL to jest wariant realny w razie, gdy Kaczyński postawi na kompromis z Unią, którego Ziobro nie zaakceptuje? A może to tylko rozgrywka PiS, mająca na celu osłabienie pozycji lidera Solidarnej Polski?

Były minister zdrowia Łukasz Szumowski, zanim wszedł do rządu przeprowadził intercyzę ze swoją małżonką — podobnie jak premier. Kiedy pojawiły się kontrowersje, dotyczące przepisywania przez członków rządu milionowych majątków na rodziny, prezes Jarosław Kaczyński zapowiedział pełną przejrzystość. Pojawiła się nawet ustawa, która miała doprowadzić do ujawniania majątków rodzin polityków. Ba, trafiła nawet na biurko Andrzeja Dudy. Prezydent skierował ją jednak do Trybunału Konstytucyjnego, gdzie utknęła — co jest oczywiście decyzją władz PiS, bo to one kontrolują szefową TK Julię Przyłębską. W efekcie, ustawa niby jest, ale nie obowiązuje. A rodzina Łukasza Szumowskiego nadal zarabia miliony. W mijającym tygodniu pojawiła się informacja, że małżonka byłego ministra i jego brat, sprzedali część udziałów firmy farmaceutycznej, która była dotowana przez państwo setkami milionów. Marcin Szumowski zarobił na tym 3,7 mln złotych, a żona Szumowskiego 5,1 mln zł. Kolejne, potencjalne miliony przed nimi, bo nie sprzedali jeszcze wszystkiego. Żona Mateusza Morawieckiego — mimo zapowiedzi premiera — także wciąż majątku nie ujawniła. Czy istnieje szansa, że za sprawą TK dowiemy się w końcu, jakie majątki mają naprawdę rodziny polityków PiS?

#67 - Kto jest „miękiszonem” w PiS? Ziobro próbuje wykończyć Morawieckiego
2020-11-28 16:30:42

Obóz władzy idzie na kolizyjny kurs wobec Unii Europejskiej. Zbigniew Ziobro podkręca konflikt wokół budżetu UE, bo chce zatopić Mateusza Morawieckiego. Minister sprawiedliwości napisał list do premiera. Lider Solidarnej Polski stwierdził w nim, że Bruksela dybie na polską niezależność i nie pozostaje nam nic innego, jak zawetować unijny budżet, jeśli zostanie powiązany z kontrolą praworządności. Premier znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. W obozie władzy nie ma zbyt wielu ludzi, którzy stoją po jego stronie. Morawiecki, który był typowany na następcę Jarosława Kaczyńskiego, przeżywa najcięższe chwile swego premierostwa. Kluczowe w tej historii jest to, że choć Kaczyński nie trawi Ziobry i byłby gotów się go pozbyć, to jednak Ziobro jest do niego o wiele bardziej podobny niż Morawiecki. Dlatego też minister sprawiedliwości lepiej trafia w przekonania prezesa — w sprawie Unii, aborcji czy Kościoła. Ziobro zdołał przekonać Kaczyńskiego, że Morawiecki okłamywał go w sprawie powiązania budżetu unijnego z praworządnością. Ziobro przekonuje, że Morawiecki zgodził się na praworządność już w lipcu, ale ukrywał to przed władzami PiS. Ziobro poczyna sobie coraz bardziej ostro i prowokacyjnie. Sugeruje, że Morawiecki jest „miękiszonem” w negocjacjach z UE. Polska nie schodzi mu z ust, ciągle mówi „patriotyzmie” i „interesie narodowym” — przekonując, że trzeba iść na wojnę z Unią. Formacja prawdziwych wariatów To dość zabawne wzmożenie biorąc pod uwagę unijną aktywność Ziobry w ostatnich latach. Otóż, parę lat temu Ziobro jako europoseł związał się w Parlamencie Europejskim z formacją prawdziwych wariatów, którzy zwali się Europa Wolności i Demokracji (EFD). To była menażeria: zachodni wrogowie polskich pracowników w UE, antysemici kwestionujący Holokaust, tropiciele UFO w krajach członkowskich, fani manifestu politycznego norweskiego zamachowca Andersa Breivika i wielbiciele libijskiego kacyka Muammara Kadafiego. A nade wszystko: w zdecydowanej większości przeciwnicy hojnego budżetu UE dla Polski, który negocjował wówczas rząd Tuska. Wtedy to Ziobrze nie przeszkadzało. Jego poczucia narodowej dumy nie gwałciło nawet to, że współpracował z partią europosła Rolandasa Paksasa, który wiosną 2004 r. w atmosferze oskarżeń o korupcję i współpracę z KGB został usunięty z urzędu prezydenta Litwy. Tuż przed usunięciem z prezydenckiego urzędu odznaczył pośmiertnie najwyższym litewskim odznaczeniem gen. Povilasa Plechavičiusa, który podczas II wojny światowej dowodził podporządkowanymi Niemcom litewskimi formacjami powołanymi do zwalczania Armii Krajowej. Kolegą Ziobry był wówczas także były gwiazdor duńskiego Big Brothera Morten Messerschmidt, przyłapany na używaniu faszystowskiego pozdrowienia „Heil Hitler”. W Europarlamencie Ziobro nie zajmował się wówczas budżetem dla Polski i narodową dumą, tylko tuczył swe osobiste konto. Mówiąc wprost: do niedawna polityka europejska nie była agendą Ziobry. Zmieniło się to, gdy pojawiła się okazja uderzenia w Morawieckiego. To świadoma taktyka, wybór boiska na którym najłatwiej pokonać przeciwnika. Kukiz przestał być chłopem PSL zakończył współpracę z Pawłem Kukizem i jego posłami. Nadszedł więc pamiętny dzień, kiedy Kukiz przestał być chłopem. Kłopoty w wzajemnych relacjach zaczęły w wakacje, kiedy pojawiły się doniesienia, że Kukiz odbywa z prezesem PiS wielogodzinne spotkania. Ludzie prezesa za wszelką cenę robili wtedy wszystko, by znaleźć kogoś, kto zastąpi Zbigniewa Ziobrę i jego ekipę w koalicji. W pierwszym szeregu stanął właśnie Paweł Kukiz. Pakt Kukiz-Kaczyński jednak nie doszedł do skutku, a Ziobro został w koalicji i w rządzie. Czemu zatem w mijającym tygodniu szef ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz podziękował Kukizowi za współpracę? Gwoździem do trumny okazało się głosowanie w Sejmie, w którym kukizowcy zagłosowali za uchwałą PiS, wspierającą działania rządu w negocjacjach dotyczących budżetu unijnego. Kukiz poparł kierunek na weto, jeśli Bruksela nie zrezygnuje z uzależnienie wypłat pomocy od kontroli praworządności. A ludowcy ostro krytykują taką politykę PiS, twierdząc, że to droga do wyprowadzenia Polski z Unii. Tajemnice ostatniej rozmowy Kaczyńskich Kilkanaście dni temu w „Gazecie Wyborczej” pojawił się wywiad, która zelektryzował elektorat negatywnie nastawiony do Jarosława Kaczyńskiego. Sędzia Wojciech Łączewski powiedział w „Wyborczej”, że jest tępiony przez władzę dlatego, że zna zapis ostatniej rozmowy braci Kaczyńskich, która miała miejsce w trakcie lotu prezydenta do Smoleńska. Łączewski twierdzi, że gdyby opinia publiczna poznała zapis tej rozmowy, to zupełnie inaczej oceniałaby sytuację po 10 kwietnia 2010 roku. To jasna sugestia, że Jarosław Kaczyński namawiał swojego brata do lądowania za wszelką cenę. Choć ta teoria jest od dłuższego czasu popularna w kręgach niechętnych obozowi władzy, to Łączewski jest pierwszym, który twierdzi, że w tajnych aktach śledztwa jest stenogram tej rozmowy. W jaki sposób mógł on do niego dotrzeć? Łączewski sądził w jednej ze spraw smoleńskich. Był to wątek poboczny, dotyczący tego, co działo się przed startem samolotu. Jakim cudem sędzia mógł mieć więc dostęp do zapisu rozmowy, do której doszło już w czasie lotu? Łączewski twierdzi, że nagrania te przez przypadek zostały dołączone do akt śledztwa, które trafiło na jego biurko. Powiedział także, że akta z zapisem rozmowy Kaczyńskich trafiły później do prokuratora Józefa Gacka, jednego z prowadzących sprawę smoleńską. Co na to prokurator Gacek? Czy poznamy kiedyś nagranie rozmowy braci? A może Łączewski blefuje?

Obóz władzy idzie na kolizyjny kurs wobec Unii Europejskiej. Zbigniew Ziobro podkręca konflikt wokół budżetu UE, bo chce zatopić Mateusza Morawieckiego.
Minister sprawiedliwości napisał list do premiera. Lider Solidarnej Polski stwierdził w nim, że Bruksela dybie na polską niezależność i nie pozostaje nam nic innego, jak zawetować unijny budżet, jeśli zostanie powiązany z kontrolą praworządności. Premier znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. W obozie władzy nie ma zbyt wielu ludzi, którzy stoją po jego stronie. Morawiecki, który był typowany na następcę Jarosława Kaczyńskiego, przeżywa najcięższe chwile swego premierostwa. Kluczowe w tej historii jest to, że choć Kaczyński nie trawi Ziobry i byłby gotów się go pozbyć, to jednak Ziobro jest do niego o wiele bardziej podobny niż Morawiecki. Dlatego też minister sprawiedliwości lepiej trafia w przekonania prezesa — w sprawie Unii, aborcji czy Kościoła.
Ziobro zdołał przekonać Kaczyńskiego, że Morawiecki okłamywał go w sprawie powiązania budżetu unijnego z praworządnością. Ziobro przekonuje, że Morawiecki zgodził się na praworządność już w lipcu, ale ukrywał to przed władzami PiS. Ziobro poczyna sobie coraz bardziej ostro i prowokacyjnie. Sugeruje, że Morawiecki jest „miękiszonem” w negocjacjach z UE. Polska nie schodzi mu z ust, ciągle mówi „patriotyzmie” i „interesie narodowym” — przekonując, że trzeba iść na wojnę z Unią.

Formacja prawdziwych wariatów

To dość zabawne wzmożenie biorąc pod uwagę unijną aktywność Ziobry w ostatnich latach. Otóż, parę lat temu Ziobro jako europoseł związał się w Parlamencie Europejskim z formacją prawdziwych wariatów, którzy zwali się Europa Wolności i Demokracji (EFD). To była menażeria: zachodni wrogowie polskich pracowników w UE, antysemici kwestionujący Holokaust, tropiciele UFO w krajach członkowskich, fani manifestu politycznego norweskiego zamachowca Andersa Breivika i wielbiciele libijskiego kacyka Muammara Kadafiego. A nade wszystko: w zdecydowanej większości przeciwnicy hojnego budżetu UE dla Polski, który negocjował wówczas rząd Tuska.
Wtedy to Ziobrze nie przeszkadzało. Jego poczucia narodowej dumy nie gwałciło nawet to, że współpracował z partią europosła Rolandasa Paksasa, który wiosną 2004 r. w atmosferze oskarżeń o korupcję i współpracę z KGB został usunięty z urzędu prezydenta Litwy. Tuż przed usunięciem z prezydenckiego urzędu odznaczył pośmiertnie najwyższym litewskim odznaczeniem gen. Povilasa Plechavičiusa, który podczas II wojny światowej dowodził podporządkowanymi Niemcom litewskimi formacjami powołanymi do zwalczania Armii Krajowej. Kolegą Ziobry był wówczas także były gwiazdor duńskiego Big Brothera Morten Messerschmidt, przyłapany na używaniu faszystowskiego pozdrowienia „Heil Hitler”.
W Europarlamencie Ziobro nie zajmował się wówczas budżetem dla Polski i narodową dumą, tylko tuczył swe osobiste konto. Mówiąc wprost: do niedawna polityka europejska nie była agendą Ziobry. Zmieniło się to, gdy pojawiła się okazja uderzenia w Morawieckiego. To świadoma taktyka, wybór boiska na którym najłatwiej pokonać przeciwnika.

Kukiz przestał być chłopem

PSL zakończył współpracę z Pawłem Kukizem i jego posłami. Nadszedł więc pamiętny dzień, kiedy Kukiz przestał być chłopem. Kłopoty w wzajemnych relacjach zaczęły w wakacje, kiedy pojawiły się doniesienia, że Kukiz odbywa z prezesem PiS wielogodzinne spotkania. Ludzie prezesa za wszelką cenę robili wtedy wszystko, by znaleźć kogoś, kto zastąpi Zbigniewa Ziobrę i jego ekipę w koalicji. W pierwszym szeregu stanął właśnie Paweł Kukiz. Pakt Kukiz-Kaczyński jednak nie doszedł do skutku, a Ziobro został w koalicji i w rządzie.
Czemu zatem w mijającym tygodniu szef ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz podziękował Kukizowi za współpracę? Gwoździem do trumny okazało się głosowanie w Sejmie, w którym kukizowcy zagłosowali za uchwałą PiS, wspierającą działania rządu w negocjacjach dotyczących budżetu unijnego. Kukiz poparł kierunek na weto, jeśli Bruksela nie zrezygnuje z uzależnienie wypłat pomocy od kontroli praworządności. A ludowcy ostro krytykują taką politykę PiS, twierdząc, że to droga do wyprowadzenia Polski z Unii.

Tajemnice ostatniej rozmowy Kaczyńskich

Kilkanaście dni temu w „Gazecie Wyborczej” pojawił się wywiad, która zelektryzował elektorat negatywnie nastawiony do Jarosława Kaczyńskiego. Sędzia Wojciech Łączewski powiedział w „Wyborczej”, że jest tępiony przez władzę dlatego, że zna zapis ostatniej rozmowy braci Kaczyńskich, która miała miejsce w trakcie lotu prezydenta do Smoleńska. Łączewski twierdzi, że gdyby opinia publiczna poznała zapis tej rozmowy, to zupełnie inaczej oceniałaby sytuację po 10 kwietnia 2010 roku. To jasna sugestia, że Jarosław Kaczyński namawiał swojego brata do lądowania za wszelką cenę. Choć ta teoria jest od dłuższego czasu popularna w kręgach niechętnych obozowi władzy, to Łączewski jest pierwszym, który twierdzi, że w tajnych aktach śledztwa jest stenogram tej rozmowy. W jaki sposób mógł on do niego dotrzeć?
Łączewski sądził w jednej ze spraw smoleńskich. Był to wątek poboczny, dotyczący tego, co działo się przed startem samolotu. Jakim cudem sędzia mógł mieć więc dostęp do zapisu rozmowy, do której doszło już w czasie lotu? Łączewski twierdzi, że nagrania te przez przypadek zostały dołączone do akt śledztwa, które trafiło na jego biurko. Powiedział także, że akta z zapisem rozmowy Kaczyńskich trafiły później do prokuratora Józefa Gacka, jednego z prowadzących sprawę smoleńską. Co na to prokurator Gacek? Czy poznamy kiedyś nagranie rozmowy braci? A może Łączewski blefuje?

#66 - Morawiecki dociśnięty do ściany idzie na wojnę z Unią Europejską. „Żona Zbigniewa Ziobry jest głównym ośrodkiem polityki europejskiej w naszym kraju.”
2020-11-21 16:04:12

Kiedy Mateusz Morawiecki zostawał premierem, stał się nadzieją Jarosława Kaczyńskiego na unormowanie szorstkich relacji z Unią Europejską i zagwarantowanie, że Bruksela nie będzie blokować kontrowersyjnych działań PiS, choćby w prokuraturze, sądach czy mediach. Morawiecki rzeczywiście budował swój wizerunek jako polityka skutecznego na arenie unijnej. Latem minionego roku opowiadał, że wybór Ursuli von der Leyen na szefową Komisji Europejskiej to jego osobisty sukces — wybór Niemki miał oznaczać koniec kłopotów PiS w relacjach z Unią Europejską. Rok później, w lipcu 2020 roku, kiedy na szczycie Rady Europejskiej toczyły się rozmowy dotyczące powiązania wypłat pieniędzy z budżetu Unii Europejskiej z oceną praworządności w krajach członkowskich, premier zapewniał prezesa, że osiągnął kolejny sukces i żadnej oceny sytuacji w Polsce ani blokowania nam pieniędzy nie będzie. Po czym nadeszła jesień 2020 roku, która okazała się dla premiera niemal jesienią średniowiecza. Otóż Mateusz Morawiecki — a wraz z nim cały PiS — dowiedział się, że przygotowywany projekt budżetu Unii Europejskiej powiązany będzie z praworządnością. W tej sytuacji Morawiecki stwierdził, że zostaliśmy oszukani przez złą Unię i przyjął bardzo ostrą retorykę antyunijną. Jego ostatnie wystąpienie sejmowej można śmiało traktować jako najbardziej antyunijne w dziejach parlamentu. Mateusz Morawiecki miał być lekiem na całe zło w kontaktach z Unią Europejską, a dziś mamy groźbę weta budżetu unijnego ze strony Polski i mocno radykalizujący się obóz władzy. Morawiecki miał zostać pierwszym zastępcą prezesa PiS i przyszłym liderem partii, a dziś jego notowania w obozie władzy lecą na łeb na szyję. Czy premier wyjdzie z tego obronną ręką? Władza szczuje na Unię Kłopoty Morawieckiego są na rękę ministrowi sprawiedliwości. Zbigniew Ziobro wraz ze swoimi współpracownikami przeżywa właśnie czasy tryumfu. Antyunijna retoryka Solidarnej Polski staje się stanowiskiem rządu PiS wobec Unii Europejskiej. Ziobro wyczekał moment, kiedy Morawieckiemu powinęła się noga w Brukseli i docisnął premiera do ściany. Ziobro czuje się pewnie. Przez ostatnie tygodnie sprawdzał, czy Kaczyńskiemu uda się spełnić pogróżki, że znajdzie do koalicji inną formację na miejsce Solidarnej Polski. Nie udało się — Ziobro wie, że prezes bez niego większości miał nie będzie. Ziobro może szarżować, stał się recenzentem, dyktującym politykę europejską. A Morawiecki stał się zakładnikiem Ziobry i dlatego idzie na wojnę z Brukselą. W ten sposób obóz władzy przeprowadza operację na naszej świadomości: celowo wywołuje antyunijne nastroje, oskarża UE o wszystko co najgorsze, obrzydza ją. Do przygotowanie do klęski w negocjacjach budżetowych, którą PiS będzie prezentować jako zwycięstwo nad siłami zła. Kto jest dziś tak naprawdę realnym ośrodkiem myśli europejskiej w naszym kraju? Czyżby żona Ziobry? Kaczyński popsuł negocjacje budżetowe z Unią W całej tej układance władzy, najważniejszy jest wciąż oczywiście Jarosław Kaczyński. Jednak wiara w nieomylność prezesa powoli zaczyna odchodzić w przeszłość nawet na szczytach PiS. W ostatnich dniach prezes znów pokazał swą agresywną twarz — zaatakował posłów opozycji, zarzucając im, że mają krew na rękach, wyprowadzając ludzi na ulicę. Szkopuł w tym, że to prezes, wydając Trybunałowi Konstytucyjnemu nakaz zaostrzenia przepisów w sprawie aborcji zachęcił ludzi do protestów. To także prezes poważnie przyczynił się do kłopotów w kwestii unijnego budżetu. W połowie października Kaczyński udzielił wywiadu „Gazecie Polskiej”, w którym powiedział, że Unia Europejska jest gorsza od ZSRR, a jeśli budżet unijny zostanie powiązany z praworządnością, to Polska go zawetuje. Zrobił to dlatego, że Ziobro przekonał go, iż Morawiecki go oszukał, powtarzając, że wszystko jest z Brukselą dogadane. Kaczyński tym wywiadem wywrócił rozmowy między polskim rządem a Unią w sprawie rozmycia kontroli praworządności. Unijni negocjatorzy uznali, że z prezesem nie da się dogadać i postanowili pójść na rękę krajom, które — jak Holandia, czy Francja — chcą kontrolować praworządność w Polsce.

Kiedy Mateusz Morawiecki zostawał premierem, stał się nadzieją Jarosława Kaczyńskiego na unormowanie szorstkich relacji z Unią Europejską i zagwarantowanie, że Bruksela nie będzie blokować kontrowersyjnych działań PiS, choćby w prokuraturze, sądach czy mediach. Morawiecki rzeczywiście budował swój wizerunek jako polityka skutecznego na arenie unijnej. Latem minionego roku opowiadał, że wybór Ursuli von der Leyen na szefową Komisji Europejskiej to jego osobisty sukces — wybór Niemki miał oznaczać koniec kłopotów PiS w relacjach z Unią Europejską.
Rok później, w lipcu 2020 roku, kiedy na szczycie Rady Europejskiej toczyły się rozmowy dotyczące powiązania wypłat pieniędzy z budżetu Unii Europejskiej z oceną praworządności w krajach członkowskich, premier zapewniał prezesa, że osiągnął kolejny sukces i żadnej oceny sytuacji w Polsce ani blokowania nam pieniędzy nie będzie. Po czym nadeszła jesień 2020 roku, która okazała się dla premiera niemal jesienią średniowiecza. Otóż Mateusz Morawiecki — a wraz z nim cały PiS — dowiedział się, że przygotowywany projekt budżetu Unii Europejskiej powiązany będzie z praworządnością. W tej sytuacji Morawiecki stwierdził, że zostaliśmy oszukani przez złą Unię i przyjął bardzo ostrą retorykę antyunijną. Jego ostatnie wystąpienie sejmowej można śmiało traktować jako najbardziej antyunijne w dziejach parlamentu.
Mateusz Morawiecki miał być lekiem na całe zło w kontaktach z Unią Europejską, a dziś mamy groźbę weta budżetu unijnego ze strony Polski i mocno radykalizujący się obóz władzy. Morawiecki miał zostać pierwszym zastępcą prezesa PiS i przyszłym liderem partii, a dziś jego notowania w obozie władzy lecą na łeb na szyję. Czy premier wyjdzie z tego obronną ręką?

Władza szczuje na Unię

Kłopoty Morawieckiego są na rękę ministrowi sprawiedliwości. Zbigniew Ziobro wraz ze swoimi współpracownikami przeżywa właśnie czasy tryumfu. Antyunijna retoryka Solidarnej Polski staje się stanowiskiem rządu PiS wobec Unii Europejskiej. Ziobro wyczekał moment, kiedy Morawieckiemu powinęła się noga w Brukseli i docisnął premiera do ściany.
Ziobro czuje się pewnie. Przez ostatnie tygodnie sprawdzał, czy Kaczyńskiemu uda się spełnić pogróżki, że znajdzie do koalicji inną formację na miejsce Solidarnej Polski. Nie udało się — Ziobro wie, że prezes bez niego większości miał nie będzie. Ziobro może szarżować, stał się recenzentem, dyktującym politykę europejską. A Morawiecki stał się zakładnikiem Ziobry i dlatego idzie na wojnę z Brukselą. W ten sposób obóz władzy przeprowadza operację na naszej świadomości: celowo wywołuje antyunijne nastroje, oskarża UE o wszystko co najgorsze, obrzydza ją. Do przygotowanie do klęski w negocjacjach budżetowych, którą PiS będzie prezentować jako zwycięstwo nad siłami zła. Kto jest dziś tak naprawdę realnym ośrodkiem myśli europejskiej w naszym kraju? Czyżby żona Ziobry?

Kaczyński popsuł negocjacje budżetowe z Unią

W całej tej układance władzy, najważniejszy jest wciąż oczywiście Jarosław Kaczyński. Jednak wiara w nieomylność prezesa powoli zaczyna odchodzić w przeszłość nawet na szczytach PiS. W ostatnich dniach prezes znów pokazał swą agresywną twarz — zaatakował posłów opozycji, zarzucając im, że mają krew na rękach, wyprowadzając ludzi na ulicę. Szkopuł w tym, że to prezes, wydając Trybunałowi Konstytucyjnemu nakaz zaostrzenia przepisów w sprawie aborcji zachęcił ludzi do protestów. To także prezes poważnie przyczynił się do kłopotów w kwestii unijnego budżetu. W połowie października Kaczyński udzielił wywiadu „Gazecie Polskiej”, w którym powiedział, że Unia Europejska jest gorsza od ZSRR, a jeśli budżet unijny zostanie powiązany z praworządnością, to Polska go zawetuje. Zrobił to dlatego, że Ziobro przekonał go, iż Morawiecki go oszukał, powtarzając, że wszystko jest z Brukselą dogadane. Kaczyński tym wywiadem wywrócił rozmowy między polskim rządem a Unią w sprawie rozmycia kontroli praworządności. Unijni negocjatorzy uznali, że z prezesem nie da się dogadać i postanowili pójść na rękę krajom, które — jak Holandia, czy Francja — chcą kontrolować praworządność w Polsce.

#65 - Kardynał typowany na ojca chrzestnego lobby kryjącego pedofilię w polskim Kościele
2020-11-14 16:29:32

Co roku, 11 listopada od kilkunastu lat organizowany jest Marsz Niepodległości. Tym razem, ze względu na pandemię, miało być inaczej. Organizatorzy — przekonując, że pragną zapewnić uczestnikom większe bezpieczeństwo — zaproponowali przejazd samochodami zamiast marszu. Na miejscu okazało się jednak, że zmotoryzowany marsz to oszustwo. Oczywiście, utworzyła się kawalkada aut. Ale — po pierwsze — trudno było się do niej dostać, ze względu na policyjne zasieki. A po drugie, na Rondzie Dmowskiego — skąd startował marsz — pojawiły się tabuny ludzi, chętnych do pieszego przemarszu, nielegalnego przemarszu. To nie przypadek — w wąskich uliczkach nieopodal centrum, zatrzymywały się vany, z których wysiadali muskularni panowie w strojach sportowych. Nie zapowiadało to świętowania, a raczej zadymy. I rzeczywiście — na warszawskich ulicach doszło do poważnych zamieszek. Muskularni panowie kilkakrotnie starli się z policją. Ucierpiały osoby postronne, w tym dziennikarze. Jeden z fotoreporterów, Tomasz Gutry z „Tygodnika Solidarność”, został raniony w twarz, po strzale przez policjantów z broni gładkolufowej. Kilku dziennikarzy na własnej skórze odczuło, co znaczy uderzenie z policyjnej pałki i jakie zastosowanie ma gaz łzawiący. Czy Jarosław Kaczyński zdał pierwszy test w roli wicepremiera do spraw bezpieczeństwa? Czy PiS flirtuje z narodowcami? W jakim celu, dzień po Marszu Niepodległości, na Nowogrodzkiej spotkał się obóz władzy? Jarosław Kaczyński od lat powtarza, że Kościół jest w Polsce jedynym depozytariuszem wartości, a ten, kto w to nie wierzy, jest nihilistą. Równocześnie jednak, Kościół od jakiegoś czasu jest w kryzysie, a na jaw wychodzą coraz to nowe fakty, związane z czynami pedofilskimi, których dopuszczali się księża. W mijającym tygodniu, na antenie TVN, pojawił się wstrząsający dokument „Don Stanislao” o kardynale Stanisławie Dziwiszu. Z kolei Watykan wydał raport dotyczący byłego amerykańskiej kardynała Theodore'a McCarricka, który przez lata był podejrzewany o czyny pedofilskie. Także za kontakty seksualne z nieletnimi drastycznie ukarany został przez Watykan legendarny metropolita wrocławski kardynał Henryk Gulbinowicz — nie ma prawa używać kardynalskich insygniów, stracił prawo do okazałego pogrzebu i pochówku w katedrze. Bardzo ostre zachowanie Watykanu wobec Henryka Gulbinowicza może wskazywać na to, że jest on typowany na jednego z „cappo di tutti capi” — czyli ojca chrzestnego — lobby kryjącego ekscesy seksualne w polskim w Kościele. To uderzenie w patrona układu księży i biskupów, którzy mieli coś na sumieniu w sprawach seksualnych. Wychowankami Gulbinowicza są  m.in . abp Sławoj Leszek Głódź oraz bp Edward Janiak, którzy znaleźli się pod lupą Watykanu w sprawach dotyczących tuszowania pedofilii.  Co z tych wszystkich historii wynika dla sytuacji w polskim Kościele? Czy to kłopot dla Kaczyńskiego tak wierzącego, że Kościół pomoże mu zachować władzę? Kilka miesięcy temu, gdy premier Mateusz Morawiecki wrócił z Brukseli po negocjacjach dotyczących budżetu unijnego, zapewniał, że wszystko układa się świetnie i przy rozdziale pomocy instytucje UE nie będą się kierować oceną praworządności. To było kluczowe, bo PiS ma wedle kryteriów unijnych problem z praworządnością, dlatego, że podporządkowuje sobie instytucje, które powinny pozostać niezależne od polityków, choćby sądy i Trybunał Konstytucyjny. Dziś okazuje sie jednak, że budżet unijny może być powiązany z praworządnością, co grozi Polsce utratą ogromnych pieniędzy, w tym funduszy na odbudowę po koronawirusie. Rządzący grożą Brukseli, że jeśli nie zrezygnuje z kryterium praworządności, to zawetują budżet. Według PiS to fantastyczne rozwiązanie, bo bez budżetu będzie obowiązywać prowizorium budżetowe, które — jak twierdzą — będzie dla nas o wiele bardziej korzystne. Wiele wskazuje jednak na to, że głęboko się mylą i w razie konfliktu możemy zostać bez pieniędzy. Za nami także wybory w Stanach Zjednoczonych. To kolejny realny problem dla partii rządzącej. Przez ostatnie lata to nie Stany Zjednoczone były naszym głównym sojusznikiem, a prezydent Donald Trump, na którego stawiało PiS. Dziś może się to okazać wielkim błędem tej ekipy, bo wszystko wskazuje na to, że prezydentem USA zostanie Joe Biden, kandydat Demokratów — bardzo krytycznych wobec PiS. Kim jest Madeleine Albright, która będzie miała ogromny wpływ na politykę Bidena wobec naszego regionu? Dlaczego może to oznaczać kłopoty dla naszego kraju? Dlaczego dzisiejsza polityka międzynarodowa PiS tak bardzo różni się tej, jaką uprawiał w trakcie swojej prezydentury Lech Kaczyński?

Co roku, 11 listopada od kilkunastu lat organizowany jest Marsz Niepodległości. Tym razem, ze względu na pandemię, miało być inaczej. Organizatorzy — przekonując, że pragną zapewnić uczestnikom większe bezpieczeństwo — zaproponowali przejazd samochodami zamiast marszu.
Na miejscu okazało się jednak, że zmotoryzowany marsz to oszustwo. Oczywiście, utworzyła się kawalkada aut. Ale — po pierwsze — trudno było się do niej dostać, ze względu na policyjne zasieki. A po drugie, na Rondzie Dmowskiego — skąd startował marsz — pojawiły się tabuny ludzi, chętnych do pieszego przemarszu, nielegalnego przemarszu. To nie przypadek — w wąskich uliczkach nieopodal centrum, zatrzymywały się vany, z których wysiadali muskularni panowie w strojach sportowych. Nie zapowiadało to świętowania, a raczej zadymy. I rzeczywiście — na warszawskich ulicach doszło do poważnych zamieszek. Muskularni panowie kilkakrotnie starli się z policją. Ucierpiały osoby postronne, w tym dziennikarze. Jeden z fotoreporterów, Tomasz Gutry z „Tygodnika Solidarność”, został raniony w twarz, po strzale przez policjantów z broni gładkolufowej. Kilku dziennikarzy na własnej skórze odczuło, co znaczy uderzenie z policyjnej pałki i jakie zastosowanie ma gaz łzawiący.
Czy Jarosław Kaczyński zdał pierwszy test w roli wicepremiera do spraw bezpieczeństwa? Czy PiS flirtuje z narodowcami? W jakim celu, dzień po Marszu Niepodległości, na Nowogrodzkiej spotkał się obóz władzy?

Jarosław Kaczyński od lat powtarza, że Kościół jest w Polsce jedynym depozytariuszem wartości, a ten, kto w to nie wierzy, jest nihilistą. Równocześnie jednak, Kościół od jakiegoś czasu jest w kryzysie, a na jaw wychodzą coraz to nowe fakty, związane z czynami pedofilskimi, których dopuszczali się księża. W mijającym tygodniu, na antenie TVN, pojawił się wstrząsający dokument „Don Stanislao” o kardynale Stanisławie Dziwiszu. Z kolei Watykan wydał raport dotyczący byłego amerykańskiej kardynała Theodore'a McCarricka, który przez lata był podejrzewany o czyny pedofilskie. Także za kontakty seksualne z nieletnimi drastycznie ukarany został przez Watykan legendarny metropolita wrocławski kardynał Henryk Gulbinowicz — nie ma prawa używać kardynalskich insygniów, stracił prawo do okazałego pogrzebu i pochówku w katedrze.
Bardzo ostre zachowanie Watykanu wobec Henryka Gulbinowicza może wskazywać na to, że jest on typowany na jednego z „cappo di tutti capi” — czyli ojca chrzestnego — lobby kryjącego ekscesy seksualne w polskim w Kościele. To uderzenie w patrona układu księży i biskupów, którzy mieli coś na sumieniu w sprawach seksualnych. Wychowankami Gulbinowicza są m.in. abp Sławoj Leszek Głódź oraz bp Edward Janiak, którzy znaleźli się pod lupą Watykanu w sprawach dotyczących tuszowania pedofilii.
 Co z tych wszystkich historii wynika dla sytuacji w polskim Kościele? Czy to kłopot dla Kaczyńskiego tak wierzącego, że Kościół pomoże mu zachować władzę?

Kilka miesięcy temu, gdy premier Mateusz Morawiecki wrócił z Brukseli po negocjacjach dotyczących budżetu unijnego, zapewniał, że wszystko układa się świetnie i przy rozdziale pomocy instytucje UE nie będą się kierować oceną praworządności. To było kluczowe, bo PiS ma wedle kryteriów unijnych problem z praworządnością, dlatego, że podporządkowuje sobie instytucje, które powinny pozostać niezależne od polityków, choćby sądy i Trybunał Konstytucyjny. Dziś okazuje sie jednak, że budżet unijny może być powiązany z praworządnością, co grozi Polsce utratą ogromnych pieniędzy, w tym funduszy na odbudowę po koronawirusie. Rządzący grożą Brukseli, że jeśli nie zrezygnuje z kryterium praworządności, to zawetują budżet. Według PiS to fantastyczne rozwiązanie, bo bez budżetu będzie obowiązywać prowizorium budżetowe, które — jak twierdzą — będzie dla nas o wiele bardziej korzystne. Wiele wskazuje jednak na to, że głęboko się mylą i w razie konfliktu możemy zostać bez pieniędzy. Za nami także wybory w Stanach Zjednoczonych. To kolejny realny problem dla partii rządzącej. Przez ostatnie lata to nie Stany Zjednoczone były naszym głównym sojusznikiem, a prezydent Donald Trump, na którego stawiało PiS. Dziś może się to okazać wielkim błędem tej ekipy, bo wszystko wskazuje na to, że prezydentem USA zostanie Joe Biden, kandydat Demokratów — bardzo krytycznych wobec PiS. Kim jest Madeleine Albright, która będzie miała ogromny wpływ na politykę Bidena wobec naszego regionu? Dlaczego może to oznaczać kłopoty dla naszego kraju? Dlaczego dzisiejsza polityka międzynarodowa PiS tak bardzo różni się tej, jaką uprawiał w trakcie swojej prezydentury Lech Kaczyński?

#64 - Kaczyński się skrył, nie pomaga w walce z wirusem. Posłowie PiS zwątpili w geniusz prezesa
2020-11-07 16:21:27

Koronawirus uderza w nas z coraz większą siłą. Rząd wprowadza kolejne ograniczenia, ale wciąż nie zamyka nas w domach. Ta groźba jednak ciągle nad nami wisi. A co słychać u liderów Zjednoczonej Prawicy? Prezydent chowa się za spódnicami Pierwszej Damy i Pierwszej Córki, Zbigniew Ziobro się izoluje w obawie przed zakażeniem, zaś Jarosław Kaczyński zamiast zajmować się wirusem, otwiera kolejne pola konfliktu. Z pandemią walczy tylko Mateusz Morawiecki, choć podejmuje decyzje nagłe i chaotyczne. Czy wprowadzać pełny lockdown? Spór w rządzie Od soboty zamknięte są galerie handlowe, restauracje i obiekty kultury. Od poniedziałku natomiast najmłodsze dzieci ze szkół przechodzą na nauczanie zdalne. Obóz władzy połapał się w końcu, że sytuacja jest niebywale poważna, a dalsze zaklinanie rzeczywistości nic nie pomoże. W rządzie toczy się w tej chwili fundamentalny spór o to, czy wprowadzać pełny lockdown. Zwolennikiem takiego rozwiązania jest minister zdrowia Adam Niedzielski, coraz bardziej skłania się ku temu także premier Mateusz Morawiecki. Przeciwnikiem z pewnością jest Jarosław Gowin. A co z liderami Zjednoczonej Prawicy? Prezydent się schował, Zbigniew Ziobro się izoluje w obawie przed koronawirusem, zaś prezes Kaczyński zamiast zajmować się walką z pandemią, otwiera kolejne pola konfliktu. Rząd określił, że jeśli liczba dziennych zachorowań będzie wahać się w okolicach 75 przypadków na 100 tysięcy mieszkańców, to czeka nas pełne zamknięcie. Czym tak naprawdę będzie narodowa kwarantanna? Z jakich danych przy podejmowaniu decyzji dotyczących walki z koronawirusem korzysta rząd? Czy wprowadzane ograniczenia świadczą o tym, że obóz władzy ma wiarygodny plan walki o nasze zdrowie i życie? Trzy konflikty Kaczyńskiego. Prezes musiał się poddać W ciągu pół roku pandemii prezes Kaczyński zdążył wygenerować trzy poważne konflikty: o wybory korespondencyjne (z Gowinem), o ustawę chroniącą zwierzęta (z Ziobrą i częścią PiS) oraz o aborcję (z większością opinii publicznej). W każdym z tych przypadków musiał się cofnąć — to wydarzenie bez precedensu, bo Kaczyński nie cofa się prawie nigdy. Ale takie działanie prezesa prowadzi do chaosu. W tej chwili nie wiadomo, jakie przepisy dotyczące aborcji obowiązują w Polsce. Rząd stosuje metodę, którą wykorzystywał już w latach 2015-16, kiedy PiS walczył z ówczesnym prezesem Trybunału Konstytucyjnego, Andrzejem Rzeplińskim i nie drukował w Dzienniku Ustaw części orzeczeń, które utrudniłyby walkę z TK. Dziś to samo działanie podejmowane jest w sytuacji, gdy Trybunałem rządzi Julia Przyłębska, ulubiona towarzyszka biesiad prezesa Kaczyńskiego. Czemu PiS nie drukuje orzeczenia TK w sprawie zaostrzenia aborcji, które wszak Kaczyński zlecił Przyłębskiej? To efekt ostrych ulicznych protestów w całej Polsce. Wstrzymując druk orzeczenia, Kaczyński gra na czas. Tyle, że ściąga w ten sposób na siebie ataki Kościoła — a zatem jest na dobrej drodze, by stracić wdzięczność biskupów, wdzięcznych mu za decyzję TK. Prezes staje się mistrzem szukania doraźnych recept na fundamentalne kłopoty, które sam wygenerował. Równie chybotliwy jest prezydent. Zaraz po orzeczeniu Trybunału, Andrzej Duda stwierdził, że zawsze tego pragnął. Jednak gdy na ulice wyszli ludzie, prezydent się wystraszył konsekwencji. Do gry wkroczyła wtedy Marianna Rowińska, szara eminencja w Pałacu Prezydenckim. Kiedyś dobierała ubranie Pierwszej Parze, a dziś jest niemal przyjaciółką Dudów i ma ambicje wpływania na wizerunek prezydenta. Z różnym skutkiem — wiele wskazuje na to, że to ona w kampanii wyborczej wymyśliła nieszczęsny prezydencki rap „Ostry cień mgły”. Tym razem Rowińska postanowiła odseparować Dudów od Trybunału. Nieoficjalnie wiadomo, że to ona pomagała przygotowywać wystąpienia, w których Agata Duda i Kinga Duda zdystansowały się od zaostrzenia prawa aborcyjnego. W sprawie aborcji Andrzej Duda skrył się za ich spódnicami. Dopiero kiedy jego żona i córka zabrały głos, prezydent złożył projekt ustawy, który ma łagodzić orzeczenie TK. Tyle, że planowane posiedzenie, na którym Sejm miałby zajmować się tą ustawą, zostało nagle odwołane. Powód? Klub PiS bardzo mocno się podzielił — po prostu nie ma większości dla projektu Dudów i Rowińskiej. W dodatku po przedstawieniu projektu ustawy prezydenta zaczął atakować Kościół i środowiska pro-life. Co na to prezes Kaczyński? Czy dał zielone światło do takiego działania prezydenta? Czy stracił pełną kontrolę nad obozem władzy? Czy Zjednoczona Prawica może stracić większość w Sejmie? Kaczyński osłabiony Obóz władzy, po tych wszystkich tarciach i kontrowersyjnych ruchach Jarosława Kaczyńskiego, nie jest już taki sam. Krążą słuchy, że grupa posłów związana z były ministrem rolnictwa Janem Krzysztofem Ardanowskim może wyjść z PiS. To mogłoby oznaczać utratę przez Zjednoczoną Prawicę większości w Sejmie, bo dziś rząd dysponuje kruchą większością 5 mandatów. Czy to realna groźba? A może posłowie niezadowoleni z rządów Kaczyńskiego probują po prostu wzmocnić swą pozycję korzystając z niespotykanego osłabienia prezesa?
Koronawirus uderza w nas z coraz większą siłą. Rząd wprowadza kolejne ograniczenia, ale wciąż nie zamyka nas w domach. Ta groźba jednak ciągle nad nami wisi. A co słychać u liderów Zjednoczonej Prawicy? Prezydent chowa się za spódnicami Pierwszej Damy i Pierwszej Córki, Zbigniew Ziobro się izoluje w obawie przed zakażeniem, zaś Jarosław Kaczyński zamiast zajmować się wirusem, otwiera kolejne pola konfliktu. Z pandemią walczy tylko Mateusz Morawiecki, choć podejmuje decyzje nagłe i chaotyczne.

Czy wprowadzać pełny lockdown? Spór w rządzie

Od soboty zamknięte są galerie handlowe, restauracje i obiekty kultury. Od poniedziałku natomiast najmłodsze dzieci ze szkół przechodzą na nauczanie zdalne. Obóz władzy połapał się w końcu, że sytuacja jest niebywale poważna, a dalsze zaklinanie rzeczywistości nic nie pomoże. W rządzie toczy się w tej chwili fundamentalny spór o to, czy wprowadzać pełny lockdown. Zwolennikiem takiego rozwiązania jest minister zdrowia Adam Niedzielski, coraz bardziej skłania się ku temu także premier Mateusz Morawiecki. Przeciwnikiem z pewnością jest Jarosław Gowin. A co z liderami Zjednoczonej Prawicy? Prezydent się schował, Zbigniew Ziobro się izoluje w obawie przed koronawirusem, zaś prezes Kaczyński zamiast zajmować się walką z pandemią, otwiera kolejne pola konfliktu. Rząd określił, że jeśli liczba dziennych zachorowań będzie wahać się w okolicach 75 przypadków na 100 tysięcy mieszkańców, to czeka nas pełne zamknięcie. Czym tak naprawdę będzie narodowa kwarantanna? Z jakich danych przy podejmowaniu decyzji dotyczących walki z koronawirusem korzysta rząd? Czy wprowadzane ograniczenia świadczą o tym, że obóz władzy ma wiarygodny plan walki o nasze zdrowie i życie?

Trzy konflikty Kaczyńskiego. Prezes musiał się poddać

W ciągu pół roku pandemii prezes Kaczyński zdążył wygenerować trzy poważne konflikty: o wybory korespondencyjne (z Gowinem), o ustawę chroniącą zwierzęta (z Ziobrą i częścią PiS) oraz o aborcję (z większością opinii publicznej). W każdym z tych przypadków musiał się cofnąć — to wydarzenie bez precedensu, bo Kaczyński nie cofa się prawie nigdy. Ale takie działanie prezesa prowadzi do chaosu. W tej chwili nie wiadomo, jakie przepisy dotyczące aborcji obowiązują w Polsce. Rząd stosuje metodę, którą wykorzystywał już w latach 2015-16, kiedy PiS walczył z ówczesnym prezesem Trybunału Konstytucyjnego, Andrzejem Rzeplińskim i nie drukował w Dzienniku Ustaw części orzeczeń, które utrudniłyby walkę z TK. Dziś to samo działanie podejmowane jest w sytuacji, gdy Trybunałem rządzi Julia Przyłębska, ulubiona towarzyszka biesiad prezesa Kaczyńskiego. Czemu PiS nie drukuje orzeczenia TK w sprawie zaostrzenia aborcji, które wszak Kaczyński zlecił Przyłębskiej? To efekt ostrych ulicznych protestów w całej Polsce. Wstrzymując druk orzeczenia, Kaczyński gra na czas. Tyle, że ściąga w ten sposób na siebie ataki Kościoła — a zatem jest na dobrej drodze, by stracić wdzięczność biskupów, wdzięcznych mu za decyzję TK. Prezes staje się mistrzem szukania doraźnych recept na fundamentalne kłopoty, które sam wygenerował. Równie chybotliwy jest prezydent. Zaraz po orzeczeniu Trybunału, Andrzej Duda stwierdził, że zawsze tego pragnął. Jednak gdy na ulice wyszli ludzie, prezydent się wystraszył konsekwencji. Do gry wkroczyła wtedy Marianna Rowińska, szara eminencja w Pałacu Prezydenckim. Kiedyś dobierała ubranie Pierwszej Parze, a dziś jest niemal przyjaciółką Dudów i ma ambicje wpływania na wizerunek prezydenta. Z różnym skutkiem — wiele wskazuje na to, że to ona w kampanii wyborczej wymyśliła nieszczęsny prezydencki rap „Ostry cień mgły”. Tym razem Rowińska postanowiła odseparować Dudów od Trybunału. Nieoficjalnie wiadomo, że to ona pomagała przygotowywać wystąpienia, w których Agata Duda i Kinga Duda zdystansowały się od zaostrzenia prawa aborcyjnego. W sprawie aborcji Andrzej Duda skrył się za ich spódnicami. Dopiero kiedy jego żona i córka zabrały głos, prezydent złożył projekt ustawy, który ma łagodzić orzeczenie TK. Tyle, że planowane posiedzenie, na którym Sejm miałby zajmować się tą ustawą, zostało nagle odwołane. Powód? Klub PiS bardzo mocno się podzielił — po prostu nie ma większości dla projektu Dudów i Rowińskiej. W dodatku po przedstawieniu projektu ustawy prezydenta zaczął atakować Kościół i środowiska pro-life. Co na to prezes Kaczyński? Czy dał zielone światło do takiego działania prezydenta? Czy stracił pełną kontrolę nad obozem władzy?
Czy Zjednoczona Prawica może stracić większość w Sejmie?

Kaczyński osłabiony

Obóz władzy, po tych wszystkich tarciach i kontrowersyjnych ruchach Jarosława Kaczyńskiego, nie jest już taki sam. Krążą słuchy, że grupa posłów związana z były ministrem rolnictwa Janem Krzysztofem Ardanowskim może wyjść z PiS. To mogłoby oznaczać utratę przez Zjednoczoną Prawicę większości w Sejmie, bo dziś rząd dysponuje kruchą większością 5 mandatów. Czy to realna groźba? A może posłowie niezadowoleni z rządów Kaczyńskiego probują po prostu wzmocnić swą pozycję korzystając z niespotykanego osłabienia prezesa?

#63 - W PiS nikt nie ma kontroli nad tym, co robi Kaczyński. „Partyjni towarzysze prezesa są zszokowani”
2020-10-31 15:46:36

Sytuacja związana z pandemią koronawirusa stała się bardzo niebezpieczna. Mamy ponad 20 tysięcy zakażeń i ponad 200 zgonów dziennie. Jeszcze pod koniec września podczas wizyty w Watykanie prezydent Andrzej Duda przekonywał: „Pandemia jest pod kontrolą w naszym kraju, podkreślam to od samego początku. Jest wzrost zachorowań, ale nie ma dzisiaj żadnego zagrożenia wybuchem, jest wzrost, który był przewidywany. Możemy się spodziewać, że do połowy października mogą być jeszcze wzrosty, tak mnie informowano, a spodziewamy się od połowy października wypłaszczenia”. Do wypłaszczenia nie doszło, jest drastyczny wzrost chorych i zmarłych. Minister zdrowia Adam Niedzielski domaga się bardzo drakońskich ograniczeń i zamknięcia wszystkiego, co się da. Przeciwny temu jest natomiast Mateusz Morawiecki, który patrzy na naszą ledwo dychającą gospodarkę i wie, że to fatalne rozwiązanie. W niektórych regionach brakuje już niestety respiratorów, a za chwilę może to się przenieść na cały kraj. W obozie władzy coraz częściej zaczyna się mówić o stanie klęski żywiołowej, a nawet o wprowadzeniu stanu wyjątkowego, poprzez który można byłoby wyprowadzić wojsko na ulice, zawiesić działalność partii politycznych, czy ocenzurować media. Co mógłby załatwić stan wyjątkowy i czy jest to realny plan Jarosława Kaczyńskiego? W sytuacji, w której Trybunał Konstytucyjny praktycznie zakazał aborcji, a środowiska kobiece i antyrządowe postanowiły wyjść na ulicę i okazać swoją wściekłość, głos zabrał Jarosław Kaczyński. Prezes PiS wygłosił specyficzne orędzie, w którym protestujących nazwał przestępcami, zachęcał do obrony Kościołów, a to, co dzieje się aktualnie w kraju nazwał zagrożeniem dla Polski. Prezes dał mocny sygnał, że obóz władzy się nie cofnie. To wywołało szok u wielu polityków PiS. Niektórzy wręcz są przerażeni, obranym przez Kaczyńskiego kierunkiem. Prezes PiS, dając zielone światło Trybunałowi Konstytucyjnemu na zaostrzenie przepisów aborcyjnych, nie spodziewał się aż takich protestów, w których oprócz kobiet, maszerują również rolnicy czy przedsiębiorcy. Środowisko Prawa i Sprawiedliwości jest zagubione. Nikt z władz partii nie jest w stanie zapanować nad prezesem. Jak politycy PiS-u interpretują to, co robi Kaczyński? Prezydent Andrzej Duda od zawsze popierał zaostrzenie przepisów aborcyjnych. Chciał wykreślenia możliwości przerywania ciąży ze względu na trwałe uszkodzenie płodu. Kiedy Trybunał Konstytucyjny wydał właśnie takie orzeczenie, prezydent nie krył szczęścia. Dziś jednak sytuacja się zmieniła. Protesty przerosły nie tylko ludzi na Nowogrodzkiej, ale też pana prezydenta, który nie jest już tak chętny do demonstrowania radości orzeczenia Trybunału. Ewidentnie wpływ miały na to żona i córka prezydenta. Obie panie niezależnie od siebie skrytykowały decyzję o zaostrzeniu prawa. Prezydent wymyślił więc, że przygotuje nową wersję ustawy aborcyjnej, pozwalającą wybrnąć z kryzysu, który wybuchł po decyzji Trybunału, inspirowanej przez Kaczyńskiego. Czy Pierwsza Dama i Pierwsza Córka wygrają z Jarosławem Kaczyńskim?

Sytuacja związana z pandemią koronawirusa stała się bardzo niebezpieczna. Mamy ponad 20 tysięcy zakażeń i ponad 200 zgonów dziennie. Jeszcze pod koniec września podczas wizyty w Watykanie prezydent Andrzej Duda przekonywał: „Pandemia jest pod kontrolą w naszym kraju, podkreślam to od samego początku. Jest wzrost zachorowań, ale nie ma dzisiaj żadnego zagrożenia wybuchem, jest wzrost, który był przewidywany. Możemy się spodziewać, że do połowy października mogą być jeszcze wzrosty, tak mnie informowano, a spodziewamy się od połowy października wypłaszczenia”.
Do wypłaszczenia nie doszło, jest drastyczny wzrost chorych i zmarłych. Minister zdrowia Adam Niedzielski domaga się bardzo drakońskich ograniczeń i zamknięcia wszystkiego, co się da. Przeciwny temu jest natomiast Mateusz Morawiecki, który patrzy na naszą ledwo dychającą gospodarkę i wie, że to fatalne rozwiązanie. W niektórych regionach brakuje już niestety respiratorów, a za chwilę może to się przenieść na cały kraj. W obozie władzy coraz częściej zaczyna się mówić o stanie klęski żywiołowej, a nawet o wprowadzeniu stanu wyjątkowego, poprzez który można byłoby wyprowadzić wojsko na ulice, zawiesić działalność partii politycznych, czy ocenzurować media. Co mógłby załatwić stan wyjątkowy i czy jest to realny plan Jarosława Kaczyńskiego?

W sytuacji, w której Trybunał Konstytucyjny praktycznie zakazał aborcji, a środowiska kobiece i antyrządowe postanowiły wyjść na ulicę i okazać swoją wściekłość, głos zabrał Jarosław Kaczyński. Prezes PiS wygłosił specyficzne orędzie, w którym protestujących nazwał przestępcami, zachęcał do obrony Kościołów, a to, co dzieje się aktualnie w kraju nazwał zagrożeniem dla Polski. Prezes dał mocny sygnał, że obóz władzy się nie cofnie. To wywołało szok u wielu polityków PiS. Niektórzy wręcz są przerażeni, obranym przez Kaczyńskiego kierunkiem. Prezes PiS, dając zielone światło Trybunałowi Konstytucyjnemu na zaostrzenie przepisów aborcyjnych, nie spodziewał się aż takich protestów, w których oprócz kobiet, maszerują również rolnicy czy przedsiębiorcy.
Środowisko Prawa i Sprawiedliwości jest zagubione. Nikt z władz partii nie jest w stanie zapanować nad prezesem. Jak politycy PiS-u interpretują to, co robi Kaczyński?

Prezydent Andrzej Duda od zawsze popierał zaostrzenie przepisów aborcyjnych. Chciał wykreślenia możliwości przerywania ciąży ze względu na trwałe uszkodzenie płodu. Kiedy Trybunał Konstytucyjny wydał właśnie takie orzeczenie, prezydent nie krył szczęścia. Dziś jednak sytuacja się zmieniła. Protesty przerosły nie tylko ludzi na Nowogrodzkiej, ale też pana prezydenta, który nie jest już tak chętny do demonstrowania radości orzeczenia Trybunału.
Ewidentnie wpływ miały na to żona i córka prezydenta. Obie panie niezależnie od siebie skrytykowały decyzję o zaostrzeniu prawa. Prezydent wymyślił więc, że przygotuje nową wersję ustawy aborcyjnej, pozwalającą wybrnąć z kryzysu, który wybuchł po decyzji Trybunału, inspirowanej przez Kaczyńskiego. Czy Pierwsza Dama i Pierwsza Córka wygrają z Jarosławem Kaczyńskim?

#62 - Polska na wojnie z koronawirusem, a PiS zaostrza prawo aborcyjne. „To Kaczyński podejmował tę decyzję”
2020-10-24 15:56:20

Od soboty cała Polska znalazła się w czerwonej strefie. To nowa rzeczywistość. Zamknięte zostały bary i restauracje, dzieci do 16 roku życia przez sporą część dnia mogą wychodzić z domu tylko pod opieką dorosłych, a seniorzy mają pozostać w izolacji. Głównym problemem są dziś szkoły, które — jak stwierdził minister zdrowia Adam Niedzielski — stały się rozsadnikiem koronawirusa. Rząd próbuje się ratować, stopniowo wycofując dzieci z podstawówek i wysyłając starsze roczniki na naukę zdalną. To pokazuje jednak, że obóz władzy jest w panice i podczas wakacji nie przygotował żadnych wariantów ratunkowych dla szkół. W mijającym tygodniu rząd podjął decyzję, że na Stadionie Narodowym w Warszawie powstanie szpital COVID-owy. Jeżeli rząd przekształca największy stadion w Polsce w szpital polowy, to znaczy, że sytuacja jest katastrofalna. W tej chwili gabinet Mateusza Morawieckiego jest jedyną siłą, która może zapanować nad wirusem — bo tylko rząd ma do tego instrumenty. Jeżeli PiS przegra tę walkę, to politycznie za to zapłaci. Tyle, że na porażce rządu w starciu z koronawirusem ucierpi społeczeństwo. Czy rząd podejmuje logiczne działania względem szkół? Czego dowodzi decyzja o budowie szpitala na Stadionie Narodowym? Czy rząd w ogóle ma plan obrony nas wszystkich przed pandemią, czy działa po omacku? Na początku rządów PiS, za czasów Beaty Szydło, do Sejmu wpłynął projekt całkowitego zakazu aborcji i karania kobiet przerywających ciężę. To projekt kojarzony ze ultrakonserwatywnym instytutem Ordo Iuris. Wybuchły wtedy „czarne protesty” i PiS się cofnął. Jedocześnie jednak obóz władzy przyjął ustawę „Za Życiem”, która miała zachęcać kobiety do rodzenia dzieci w sytuacji ciąży, kiedy płód jest uszkodzony — czyli wówczas, gdy zgodnie z prawem miały prawo do aborcji. Jednocześnie Kaczyński grał na czas wobec Kościoła i środowisk przeciwników aborcji — pozwolił swoim posłom, by do Trybunału Konstytucyjnego skierowali wniosek o uznanie za nielegalne przerywanie ciąży właśnie w sytuacji ciężkiego uszkodzenia płodu. Teraz, gdy zmagamy się z pandemią koronawirusa, projekt niespodziewanie trafił na wokandę, a sędziowie Trybunału Konstytucyjnego — prawie wyłącznie ludzie PiS — uznali, że usuwanie ciąży w takiej sytuacji jest niezgodne z Konstytucją. Jarosław Kaczyński osiągnął swój cel, bo praktyczna likwidacja legalnej aborcji wywołała ogromne protesty, a zaniedbania rządu w sprawie zwalczania pandemii zeszły na dalszy plan.  Czy wizyty protestujących pod domem prezesa Kaczyńskiego, mogą być przygrywką do tego, co jeszcze przed nami? Skąd wiadomo, że decyzję o zaostrzeniu przepisów podjął osobiście Kaczyński? Demonstranci protestujący przeciwko zmianie przepisów aborcyjnych, odwiedzili prezesa Kaczyńskiego pod jego willą na Żoliborzu, gdzie odbywa „autokwarantannę“. To eufemizm, który zaczyna robić karierę w obozie władzy. Kaczyński miał kontakt z chorym na COVID-19 posłem, ale nie ma dziś takiej siły w Polsce, która byłaby w stanie wysłać prezesa na formalną kwarantannę — z pełną izolacją, zakazem opuszczania domu i policją, regularnie sprawdzającą sytuację. Czym zajmuje się dziś Kaczyński? Zaostrza prawo aborcyjne i atakuje Unią Europejską. W obozie władzy mamy absolutny kryzys przywództwa. Polska znajduje się dziś w wyjątkowym momencie, a prezydent i prezes nie zdają egzaminu. Co się stało z liderami obozu rządzącego?

Od soboty cała Polska znalazła się w czerwonej strefie. To nowa rzeczywistość. Zamknięte zostały bary i restauracje, dzieci do 16 roku życia przez sporą część dnia mogą wychodzić z domu tylko pod opieką dorosłych, a seniorzy mają pozostać w izolacji. Głównym problemem są dziś szkoły, które — jak stwierdził minister zdrowia Adam Niedzielski — stały się rozsadnikiem koronawirusa. Rząd próbuje się ratować, stopniowo wycofując dzieci z podstawówek i wysyłając starsze roczniki na naukę zdalną. To pokazuje jednak, że obóz władzy jest w panice i podczas wakacji nie przygotował żadnych wariantów ratunkowych dla szkół.

W mijającym tygodniu rząd podjął decyzję, że na Stadionie Narodowym w Warszawie powstanie szpital COVID-owy. Jeżeli rząd przekształca największy stadion w Polsce w szpital polowy, to znaczy, że sytuacja jest katastrofalna. W tej chwili gabinet Mateusza Morawieckiego jest jedyną siłą, która może zapanować nad wirusem — bo tylko rząd ma do tego instrumenty. Jeżeli PiS przegra tę walkę, to politycznie za to zapłaci. Tyle, że na porażce rządu w starciu z koronawirusem ucierpi społeczeństwo.
Czy rząd podejmuje logiczne działania względem szkół? Czego dowodzi decyzja o budowie szpitala na Stadionie Narodowym? Czy rząd w ogóle ma plan obrony nas wszystkich przed pandemią, czy działa po omacku?

Na początku rządów PiS, za czasów Beaty Szydło, do Sejmu wpłynął projekt całkowitego zakazu aborcji i karania kobiet przerywających ciężę. To projekt kojarzony ze ultrakonserwatywnym instytutem Ordo Iuris. Wybuchły wtedy „czarne protesty” i PiS się cofnął. Jedocześnie jednak obóz władzy przyjął ustawę „Za Życiem”, która miała zachęcać kobiety do rodzenia dzieci w sytuacji ciąży, kiedy płód jest uszkodzony — czyli wówczas, gdy zgodnie z prawem miały prawo do aborcji. Jednocześnie Kaczyński grał na czas wobec Kościoła i środowisk przeciwników aborcji — pozwolił swoim posłom, by do Trybunału Konstytucyjnego skierowali wniosek o uznanie za nielegalne przerywanie ciąży właśnie w sytuacji ciężkiego uszkodzenia płodu. Teraz, gdy zmagamy się z pandemią koronawirusa, projekt niespodziewanie trafił na wokandę, a sędziowie Trybunału Konstytucyjnego — prawie wyłącznie ludzie PiS — uznali, że usuwanie ciąży w takiej sytuacji jest niezgodne z Konstytucją. Jarosław Kaczyński osiągnął swój cel, bo praktyczna likwidacja legalnej aborcji wywołała ogromne protesty, a zaniedbania rządu w sprawie zwalczania pandemii zeszły na dalszy plan.
 Czy wizyty protestujących pod domem prezesa Kaczyńskiego, mogą być przygrywką do tego, co jeszcze przed nami? Skąd wiadomo, że decyzję o zaostrzeniu przepisów podjął osobiście Kaczyński?

Demonstranci protestujący przeciwko zmianie przepisów aborcyjnych, odwiedzili prezesa Kaczyńskiego pod jego willą na Żoliborzu, gdzie odbywa „autokwarantannę“. To eufemizm, który zaczyna robić karierę w obozie władzy. Kaczyński miał kontakt z chorym na COVID-19 posłem, ale nie ma dziś takiej siły w Polsce, która byłaby w stanie wysłać prezesa na formalną kwarantannę — z pełną izolacją, zakazem opuszczania domu i policją, regularnie sprawdzającą sytuację. Czym zajmuje się dziś Kaczyński? Zaostrza prawo aborcyjne i atakuje Unią Europejską. W obozie władzy mamy absolutny kryzys przywództwa. Polska znajduje się dziś w wyjątkowym momencie, a prezydent i prezes nie zdają egzaminu. Co się stało z liderami obozu rządzącego?

#61 - Politycy PiS przerażeni słowami Kaczyńskiego. “W PiS pojawiają się głosy, że prezes dryfuje.”
2020-10-17 16:13:54

Rząd od soboty drastycznie rozbudował listę miast, które znalazły się w czerwonej strefie. Przy okazji broni się jednak przed zamknięciem szkół podstawowych i zmiany nauczania na tryb zdalny. Uczniowie szkół ponadpodstawowych i studenci będą uczyć się na odległość, a dzieci z podstawówek nadal będą uczęszczać na zajęcia stacjonarne. Powód? Gdyby uczniowie ze szkół podstawowych zostali w domach, musieliby się nimi opiekować rodzice, którzy przestaliby w takiej sytuacji pracować. A to doprowadziłoby gospodarkę i budżet państwa do ruiny. Obóz władzy przyjął linię ataku na nauczycieli i lekarzy, jako współwinnych trudnej sytuacji, spowodowanej pandemią koronawirusa. W mijającym tygodniu wicepremier Jacek Sasin stwierdził, że jednym z problemów w walce z koronawirusem jest brak zaangażowania części personelu medycznego, a za nim poszli Łukasz Schreiber i Stanisław Karczewski. Schreiber zapytany o przypadki śmierci nauczycieli na CCOVID-19, odpowiedział, że nauczyciele giną również w wypadkach samochodowych. Były marszałek Senatu rzucił natomiast, że w jednym ze szpitali COVID-owych, pensja oferowana anestezjologowi wynosi 50 tys. zł. Czy atak na lekarzy i nauczycieli był przygotowaną akcją? Dlaczego rząd panicznie poszukuje współwinnych? W tle koronawirusa dzieje się też realna polityka. W minionym tygodniu Senat zajmował się “Piątką dla zwierząt”, autorskim projektem Jarosława Kaczyńskiego. Senatorowie wprowadzili do projektu znaczące poprawki, a klubie senackim PiS nastąpił podział. Opozycja zastawiła pułapki na PiS. Polegają one na przedłużeniu vacatio legis dla zakazu hodowli futerkowej i zakazu uboju rytualnego. PiS ma dwa wyjścia. Albo zgodzić się na to i pozwolić, aby dyskusja o ochronie zwierząt wróciła w kampanii wyborczej w 2023 r., denerwując wieś i ojca Tadeusza Rydzyka. Albo odrzucić te poprawki i doprowadzić do tego, że okresy przejściowe wynosić będą nawet 30 dni, co dla niektórych rolników będzie katastrofą. Jak PiS zachowa się w Sejmie? Co spowodowało, że PiS wycofał się z przepisów, dotyczących zakazu uboju rytualnego drobiu? I dlaczego część polityków obozu władzy z coraz większym zdumieniem patrzy na decyzje Jarosława Kaczyńskiego? Centralne Biuro Antykorupcyjne zazwyczaj kiedy kogoś zatrzymuje, robi to rano. Dla Romana Giertycha przewidziano jednak inne rozwiązanie. Znany adwokat zatrzymany został w środku dnia, gdy wychodził z sądu. Agencji CBA skuli go w kajdanki i zawieźli do domu. Zarzuty prokuratorskie dotyczą sprawy sprzed kilku lat, kiedy Roman Giertych miał pomagać Ryszardowi K. wyprowadzać pieniądze z jego firm. Czy to zatrzymanie miało na celu przykrycie sytuacji związanej z koronawirusem, jak twierdzi opozycja?

Rząd od soboty drastycznie rozbudował listę miast, które znalazły się w czerwonej strefie. Przy okazji broni się jednak przed zamknięciem szkół podstawowych i zmiany nauczania na tryb zdalny. Uczniowie szkół ponadpodstawowych i studenci będą uczyć się na odległość, a dzieci z podstawówek nadal będą uczęszczać na zajęcia stacjonarne. Powód? Gdyby uczniowie ze szkół podstawowych zostali w domach, musieliby się nimi opiekować rodzice, którzy przestaliby w takiej sytuacji pracować. A to doprowadziłoby gospodarkę i budżet państwa do ruiny.

Obóz władzy przyjął linię ataku na nauczycieli i lekarzy, jako współwinnych trudnej sytuacji, spowodowanej pandemią koronawirusa. W mijającym tygodniu wicepremier Jacek Sasin stwierdził, że jednym z problemów w walce z koronawirusem jest brak zaangażowania części personelu medycznego, a za nim poszli Łukasz Schreiber i Stanisław Karczewski. Schreiber zapytany o przypadki śmierci nauczycieli na CCOVID-19, odpowiedział, że nauczyciele giną również w wypadkach samochodowych. Były marszałek Senatu rzucił natomiast, że w jednym ze szpitali COVID-owych, pensja oferowana anestezjologowi wynosi 50 tys. zł. Czy atak na lekarzy i nauczycieli był przygotowaną akcją? Dlaczego rząd panicznie poszukuje współwinnych?

W tle koronawirusa dzieje się też realna polityka. W minionym tygodniu Senat zajmował się “Piątką dla zwierząt”, autorskim projektem Jarosława Kaczyńskiego. Senatorowie wprowadzili do projektu znaczące poprawki, a klubie senackim PiS nastąpił podział. Opozycja zastawiła pułapki na PiS. Polegają one na przedłużeniu vacatio legis dla zakazu hodowli futerkowej i zakazu uboju rytualnego. PiS ma dwa wyjścia. Albo zgodzić się na to i pozwolić, aby dyskusja o ochronie zwierząt wróciła w kampanii wyborczej w 2023 r., denerwując wieś i ojca Tadeusza Rydzyka. Albo odrzucić te poprawki i doprowadzić do tego, że okresy przejściowe wynosić będą nawet 30 dni, co dla niektórych rolników będzie katastrofą. Jak PiS zachowa się w Sejmie? Co spowodowało, że PiS wycofał się z przepisów, dotyczących zakazu uboju rytualnego drobiu? I dlaczego część polityków obozu władzy z coraz większym zdumieniem patrzy na decyzje Jarosława Kaczyńskiego?

Centralne Biuro Antykorupcyjne zazwyczaj kiedy kogoś zatrzymuje, robi to rano. Dla Romana Giertycha przewidziano jednak inne rozwiązanie. Znany adwokat zatrzymany został w środku dnia, gdy wychodził z sądu. Agencji CBA skuli go w kajdanki i zawieźli do domu. Zarzuty prokuratorskie dotyczą sprawy sprzed kilku lat, kiedy Roman Giertych miał pomagać Ryszardowi K. wyprowadzać pieniądze z jego firm. Czy to zatrzymanie miało na celu przykrycie sytuacji związanej z koronawirusem, jak twierdzi opozycja?

#60 - Morawiecki może stać się ofiarą pomysłów Kaczyńskiego. Czy polska służba zdrowia przekroczyła granicę wydolności?
2020-10-10 15:27:34

Mateusz Morawiecki zarządził od dziś, że cała Polska znajdzie się w żółtej strefie. Cofamy się więc o pół roku, do restrykcji, które zostały zniesione nagle przed wyborami. Choć jeszcze tydzień temu słyszeliśmy, że wszystko jest pod kontrolą, teraz na premiera padł blady strach, bo to on okazuje się być twarzą tego bałaganu. Łukasz Szumowski, jako lekarz, będąc na froncie walki, czuł co się zbliża i w odpowiednim czasie się ewakuował. Dziś ofiary idą w dziesiątki. Można być przerażonym tym, co dzieje się w kraju. Polska służba zdrowia być może przekroczyła już granicę wydolności, choć jak twierdzi premier, do tego mamy jeszcze krok. W partii rządzącej zaczynają wybrzmiewać głosy, że za ten wielki kryzys odpowiada właśnie Morawiecki i być może nie nadaje się on na premiera. Co na to prezes Kaczyński? Czy Mateusz Morawiecki staje się obciążeniem tego rządu? Od wakacji, priorytetem dla PiS-u była rekonstrukcja rządu. Plany te opóźnił jednak konflikt ze Zbigniewem Ziobrą. Kiedy jednak koalicjanci doszli do porozumienia i rekonstrukcja miała dojść do skutku, jeden z przyszłych ministrów zachorował na koronawirusa. Okazało się więc, że zaprzysiężenie odbyć się nie może. Przemysław Czarnek, wiedząc, że zostanie ministrem edukacji i nauki, spotykał się z politykami PiS na prawo i lewo. Kiedy okazało się, że jest chory, to ci, którzy mieli z nim kontakt, poddani zostali kwarantannie. Koronawirus okazał się być potężniejszy od problemów wewnętrznych PiS-u. Koniec końców, zaprzysiężenie doszło do skutku, ale nie obyło się bez pewnych incydentów. Dlaczego Jarosław Kaczyński ma tak elastyczne podejście do przepisów, które wprowadzane są przez rząd, w którym on został wicepremierem? Czy obecność prezesa paraliżuje prezydenta? O tym w najnowszym odcinku podcastu "Stan po Burzy". Zapraszają Agnieszka Burzyńska i Andrzej Stankiewicz.

Mateusz Morawiecki zarządził od dziś, że cała Polska znajdzie się w żółtej strefie. Cofamy się więc o pół roku, do restrykcji, które zostały zniesione nagle przed wyborami. Choć jeszcze tydzień temu słyszeliśmy, że wszystko jest pod kontrolą, teraz na premiera padł blady strach, bo to on okazuje się być twarzą tego bałaganu. Łukasz Szumowski, jako lekarz, będąc na froncie walki, czuł co się zbliża i w odpowiednim czasie się ewakuował. Dziś ofiary idą w dziesiątki. Można być przerażonym tym, co dzieje się w kraju. Polska służba zdrowia być może przekroczyła już granicę wydolności, choć jak twierdzi premier, do tego mamy jeszcze krok. W partii rządzącej zaczynają wybrzmiewać głosy, że za ten wielki kryzys odpowiada właśnie Morawiecki i być może nie nadaje się on na premiera. Co na to prezes Kaczyński? Czy Mateusz Morawiecki staje się obciążeniem tego rządu?

Od wakacji, priorytetem dla PiS-u była rekonstrukcja rządu. Plany te opóźnił jednak konflikt ze Zbigniewem Ziobrą. Kiedy jednak koalicjanci doszli do porozumienia i rekonstrukcja miała dojść do skutku, jeden z przyszłych ministrów zachorował na koronawirusa. Okazało się więc, że zaprzysiężenie odbyć się nie może. Przemysław Czarnek, wiedząc, że zostanie ministrem edukacji i nauki, spotykał się z politykami PiS na prawo i lewo. Kiedy okazało się, że jest chory, to ci, którzy mieli z nim kontakt, poddani zostali kwarantannie. Koronawirus okazał się być potężniejszy od problemów wewnętrznych PiS-u. Koniec końców, zaprzysiężenie doszło do skutku, ale nie obyło się bez pewnych incydentów. Dlaczego Jarosław Kaczyński ma tak elastyczne podejście do przepisów, które wprowadzane są przez rząd, w którym on został wicepremierem? Czy obecność prezesa paraliżuje prezydenta?

O tym w najnowszym odcinku podcastu "Stan po Burzy". Zapraszają Agnieszka Burzyńska i Andrzej Stankiewicz.

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie