Stan Wyjątkowy

"Stan Wyjątkowy" to program, w którym Andrzej Stankiewicz, Dominika Długosz, Beata Lubecka i Kamil Dziubka dyskutować będą o najważniejszych politycznych wydarzeniach tygodnia. Czołowi dziennikarze Onetu i Newsweeka zapewnią słuchaczom i widzom nieszablonową, często żartobliwą, ale zawsze merytoryczną rozmowę, a ich ogromne doświadczenie dziennikarskie i znajomość kulisów polskiej sceny politycznej gwarantują potężną dawkę informacji.


Odcinki od najnowszych:

#72 - Seks, taśmy i Wałbrzych. Najnowsze skandale pokazują marny poziom ludzi PiS
2021-01-16 17:25:34

Prezydent okłada się z prezesem, w wałbrzyskim PiS ruszyła nagrywarka haków, zaś w kontrolowanej przez PiS Krajowej Radzie Sądownictwa sędziowie wzięli się za łby w wojnie o wyłudzanie diet. O tych wszystkich napięciach w obozie władzy posłuchają Państwo w najnowszym odcinku podcastu „Stan po Burzy”, który prowadzą Agnieszka Burzyńska z „Faktu” oraz Andrzej Stankiewicz z Onetu. Prezydent się przebudził Prezydent Andrzej Duda postanowił się uaktywnić. W minionym tygodniu Duda zawetował ustawę o działach administracji. Ustawa ta zakłada między innymi przekazanie Lasów Państwowych z Ministerstwa Środowiska pod nadzór resortu rolnictwa. To, jak twierdzi prezydent, stanowiło główny powód weta. Ale tak naprawdę ważniejsze jest co innego: ustawa ta organizuje rząd na nowo po rekonstrukcji. Prezydent tym wetem próbuje więc zaznaczyć swoją obecność po miesiącach niebytu, przy okazji utrudniając życie rządowi. Ta decyzja razem z kilkoma innymi działaniami Dudy łączy się w jedną całość — prezydent próbuje się uwolnić spod kurateli prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Kiedy PiS zaproponowało Piotra Wawrzyka jako kandydata na Rzecznika Praw Obywatelskich, Duda odbił piłeczkę i zaproponował Jana Marię Rokitę, wiedząc, że nie ma na to żadnych szans. Ale prezydentowi chodziło nie o wybór Rokity, tylko o prosty sygnał: Wawrzyk nie jest dobrym kandydatem. Jednocześnie Andrzej Duda zaczął grać na środowiska, które są krytyczne wobec prezesa Kaczyńskiego i premiera Mateusza Morawieckiego. Nie przypadkiem jego propozycję dotyczącą kandydata na RPO poparli ludzie Zbigniewa Ziobry — bo właśnie z Ziobrą i byłą premier Beatą Szydło jest ostatnio Dudzie najbardziej po drodze. Widać to także po zmianach w Pałacu Prezydenckim. Duda zmarginalizował głównego intryganta w swoim środowisku, Krzysztofa Szczerskiego. W jego miejsce szefem gabinetu prezydenta został Paweł Szrot, który jest człowiekiem Szydło. Zakończyła się też najkrótsza i najbardziej zdumiewająca kariera u boku Dudy — raptem po pół roku z doradzania prezydentowi zrezygnowała jego córka. Jakie będą konsekwencje wszystkich tych decyzji? Czy Duda i Kaczyński zaczną ze sobą rozmawiać — bo dziś nie rozmawiają? I kto domaga się od prezesa, by nie traktował Dudy jak „ciamajdy”? Erotyczny donos do Kaczyńskiego   Wałbrzych to bardzo specyficzne miejsce na mapie Polski. W tym mieście, działacze partyjni rozmaitych formacji od lat biorą się za gęby w wewnętrznych wojenkach. Kupują głosy, szantażują i nagrywają — robią wszystko, by się wykończyć. Niemal dokładnie 10 lat temu struktury w Wałbrzychu rozwiązała Platforma Obywatelska, ponieważ dochodziło tam do kupowania głosów w wyborach samorządowych. Tym razem okazało się, Wałbrzych uderzył w PiS. Przez lata najważniejszym politykiem PiS w Wałbrzychu była Anna Zalewska. Sytuacja uległa zmianie, gdy PiS doszło do władzy w 2015 r. Zalewska została ministrem edukacji i przestała doglądać swego wałbrzyskiego ogródka. Wykorzystał to młody ambitny harcerz z bujną grzywką — Michał Dworczyk, który zaczął rozbudowywać wpływy w regionie wałbrzyskim. Korzystał z silnej pozycji ówczesnego szefa MON Antoniego Macierewicza, którego znał od lat i dzięki któremu został wiceministrem obrony. Zalewska powoli słabła, a Dworczyk rósł w siłę. W 2018 roku, przy okazji rekonstrukcji rządu, zapomniał o swoim patronie, odwoływanym Antonim Macierewiczu. Za nowego opiekuna wybrał sobie świeżo upieczonego premiera Mateusza Morawieckiego. Dziś Dworczyk jest główną twarzą walki z pandemią i Narodowego Programu Szczepień, wcześniej — bez wielkiego sukcesu — tworzył szpital na Stadionie Narodowym. Anna Zalewska natomiast została europosłanką, wyjechała do Brukseli i niemal całkowicie straciła wpływy. Dworczyk postanowił wykorzystać tę okazję i próbował przeciągnąć wałbrzyskich ludzi Zalewskiej na swoją stronę. Starzy wyjadacze z Dolnego Śląska postawili jednak opór, a jeden z nich nagrał szantaż ze strony ludzi Dworczyka. Krótko mówiąc ludzie Anny Zalewskiej nagrali ludzi Michała Dworczyka na korupcji politycznej. W tle jest też erotyczno-polityczny donos, który trafił do prezesa PiS. Po prostu PiS donosami stoi, a Kaczyńskiemu jest to na rękę, ponieważ im więcej informacji ma na swoich ludzi, tym łatwiej jest mu nimi kierować. Sędziowie PiS na kalorycznych dietach Zjednoczona Prawica przejmując władzę w 2015 roku, na sztandarach niosła hasła oczyszczenia polskiego sądownictwa. W ramach zmian w wymiarze sprawiedliwości, PiS przejął Krajową Radę Sądownictwa, która nominuje i awansuje sędziów. Miały się w niej znaleźć nieskazitelne autorytety, które zmienią oblicze polskiego sądownictwa. Niestety, autorytety PiS upadły w pandemii — okazało się, że najbardziej interesuje je napchana sakiewka. Otóż, w pandemii okazało się, że drastycznie wzrosła liczba zdalnie organizowanych komisji roboczych KRS. Praca, nie dość, że wykonywana z domu, to dodatkowo odbywała się w dni, w których KRS nie ma posiedzeń. A za to płynęły diety. Najbardziej zajętą okazała się komisja ds. danych osobowych. Kieruje nią największy gwiazdor KRS, sędzia Maciej Nawacki. Zasłynął z tego, że dostał się do KRS tylko dlatego, że sam sobie podpisał listę poparcia, inaczej zabrakłoby mu głosów. Teraz okazało się, że jest także przedsiębiorczy w kwestiach diet — zainkasował 22 241 złotych w niespełna pół roku. Sprawa dotarła do przewodniczącego KRS Leszka Mazura, który zrozumiał, że skończy rok z dziurą w budżecie. Sędzia Mazur wprowadził więc obowiązek organizowania posiedzeń komisji wyłącznie w dniach, w którym spotyka się cały KRS — w tej sytuacji Nawacki i jego ferajna przestali dostawać dodatkowe diety. Co się okazało? Ano nagle komisje przestały się spotykać, dane osobowe w sądach nie były już takie ważne. Ale Nawacki i jego kuple nie darowali — Mazur został odwołany. Ten wewnętrzny konflikt w szeregach sędziów nominowanych przez PiS pokazuje, że Krajowa Rada Sądownictwa miast przyczółkiem zmian na lepsze w sądownictwie, stała się oazą patologii. Czy można zmieniać wymiar sprawiedliwości ludźmi, którzy mają swobodne podejście do zasad? Narty z byłą wicepremier   Stacja TVN24 przyłapała byłą wicepremier Jadwigę Emilewicz podczas rodzinnego wypadku na narty. Trzech synów Emilewicz jeździło na stoku mimo pandemicznych ograniczeń. Wiceminister twierdziła, że jej dzieci są zaawansowanymi narciarzami i są zarejestrowane w Polskim Związku Narciarskim. Okazało się, że co prawda są zarejestrowani, ale rejestracja nastąpiła dopiero po pytaniach od dziennikarza w tej sprawie. Polski Związek Narciarski wydał oświadczenie, z którego jasno wynika, że Emilewicz mijała się z prawdą. Zresztą bez względu na to, jak wyglądała kwestia licencji PZN dla synów byłej wicepremier, sprawa jest prosta. Otóż, władza powinna świecić przykładem w kwestii przestrzegania pandemicznych ograniczeń, a nie korzystać z wąskich furtek, które pozwalają je omijać, o łamaniu przepisów nie wspominając. Tak, jak Krystyna Janda bokiem ominęła kolejkę do szczepień, tak Jadwiga Emilewicz znalazła sposób, aby umożliwić swoim dzieciom jazdę na nartach, która dla innych jest niedostępna. Ale czy Emilewicz jest w obozie jedyna? Nie, nie jest. Politycy PiS uwielbiają zwłaszcza wypoczynkowe wyjazdy do ciepłych krajów, na które dziś mało kto może sobie pozwolić.

Prezydent okłada się z prezesem, w wałbrzyskim PiS ruszyła nagrywarka haków, zaś w kontrolowanej przez PiS Krajowej Radzie Sądownictwa sędziowie wzięli się za łby w wojnie o wyłudzanie diet. O tych wszystkich napięciach w obozie władzy posłuchają Państwo w najnowszym odcinku podcastu „Stan po Burzy”, który prowadzą Agnieszka Burzyńska z „Faktu” oraz Andrzej Stankiewicz z Onetu.

Prezydent się przebudził

Prezydent Andrzej Duda postanowił się uaktywnić. W minionym tygodniu Duda zawetował ustawę o działach administracji. Ustawa ta zakłada między innymi przekazanie Lasów Państwowych z Ministerstwa Środowiska pod nadzór resortu rolnictwa. To, jak twierdzi prezydent, stanowiło główny powód weta. Ale tak naprawdę ważniejsze jest co innego: ustawa ta organizuje rząd na nowo po rekonstrukcji. Prezydent tym wetem próbuje więc zaznaczyć swoją obecność po miesiącach niebytu, przy okazji utrudniając życie rządowi. Ta decyzja razem z kilkoma innymi działaniami Dudy łączy się w jedną całość — prezydent próbuje się uwolnić spod kurateli prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Kiedy PiS zaproponowało Piotra Wawrzyka jako kandydata na Rzecznika Praw Obywatelskich, Duda odbił piłeczkę i zaproponował Jana Marię Rokitę, wiedząc, że nie ma na to żadnych szans. Ale prezydentowi chodziło nie o wybór Rokity, tylko o prosty sygnał: Wawrzyk nie jest dobrym kandydatem. Jednocześnie Andrzej Duda zaczął grać na środowiska, które są krytyczne wobec prezesa Kaczyńskiego i premiera Mateusza Morawieckiego.
Nie przypadkiem jego propozycję dotyczącą kandydata na RPO poparli ludzie Zbigniewa Ziobry — bo właśnie z Ziobrą i byłą premier Beatą Szydło jest ostatnio Dudzie najbardziej po drodze.
Widać to także po zmianach w Pałacu Prezydenckim. Duda zmarginalizował głównego intryganta w swoim środowisku, Krzysztofa Szczerskiego. W jego miejsce szefem gabinetu prezydenta został Paweł Szrot, który jest człowiekiem Szydło. Zakończyła się też najkrótsza i najbardziej zdumiewająca kariera u boku Dudy — raptem po pół roku z doradzania prezydentowi zrezygnowała jego córka. Jakie będą konsekwencje wszystkich tych decyzji? Czy Duda i Kaczyński zaczną ze sobą rozmawiać — bo dziś nie rozmawiają? I kto domaga się od prezesa, by nie traktował Dudy jak „ciamajdy”?

Erotyczny donos do Kaczyńskiego 

Wałbrzych to bardzo specyficzne miejsce na mapie Polski. W tym mieście, działacze partyjni rozmaitych formacji od lat biorą się za gęby w wewnętrznych wojenkach. Kupują głosy, szantażują i nagrywają — robią wszystko, by się wykończyć. Niemal dokładnie 10 lat temu struktury w Wałbrzychu rozwiązała Platforma Obywatelska, ponieważ dochodziło tam do kupowania głosów w wyborach samorządowych. Tym razem okazało się, Wałbrzych uderzył w PiS. Przez lata najważniejszym politykiem PiS w Wałbrzychu była Anna Zalewska. Sytuacja uległa zmianie, gdy PiS doszło do władzy w 2015 r. Zalewska została ministrem edukacji i przestała doglądać swego wałbrzyskiego ogródka. Wykorzystał to młody ambitny harcerz z bujną grzywką — Michał Dworczyk, który zaczął rozbudowywać wpływy w regionie wałbrzyskim. Korzystał z silnej pozycji ówczesnego szefa MON Antoniego Macierewicza, którego znał od lat i dzięki któremu został wiceministrem obrony. Zalewska powoli słabła, a Dworczyk rósł w siłę. W 2018 roku, przy okazji rekonstrukcji rządu, zapomniał o swoim patronie, odwoływanym Antonim Macierewiczu. Za nowego opiekuna wybrał sobie świeżo upieczonego premiera Mateusza Morawieckiego. Dziś Dworczyk jest główną twarzą walki z pandemią i Narodowego Programu Szczepień, wcześniej — bez wielkiego sukcesu — tworzył szpital na Stadionie Narodowym. Anna Zalewska natomiast została europosłanką, wyjechała do Brukseli i niemal całkowicie straciła wpływy. Dworczyk postanowił wykorzystać tę okazję i próbował przeciągnąć wałbrzyskich ludzi Zalewskiej na swoją stronę. Starzy wyjadacze z Dolnego Śląska postawili jednak opór, a jeden z nich nagrał szantaż ze strony ludzi Dworczyka. Krótko mówiąc ludzie Anny Zalewskiej nagrali ludzi Michała Dworczyka na korupcji politycznej. W tle jest też erotyczno-polityczny donos, który trafił do prezesa PiS. Po prostu PiS donosami stoi, a Kaczyńskiemu jest to na rękę, ponieważ im więcej informacji ma na swoich ludzi, tym łatwiej jest mu nimi kierować.

Sędziowie PiS na kalorycznych dietach

Zjednoczona Prawica przejmując władzę w 2015 roku, na sztandarach niosła hasła oczyszczenia polskiego sądownictwa. W ramach zmian w wymiarze sprawiedliwości, PiS przejął Krajową Radę Sądownictwa, która nominuje i awansuje sędziów. Miały się w niej znaleźć nieskazitelne autorytety, które zmienią oblicze polskiego sądownictwa. Niestety, autorytety PiS upadły w pandemii — okazało się, że najbardziej interesuje je napchana sakiewka.
Otóż, w pandemii okazało się, że drastycznie wzrosła liczba zdalnie organizowanych komisji roboczych KRS. Praca, nie dość, że wykonywana z domu, to dodatkowo odbywała się w dni, w których KRS nie ma posiedzeń. A za to płynęły diety.
Najbardziej zajętą okazała się komisja ds. danych osobowych. Kieruje nią największy gwiazdor KRS, sędzia Maciej Nawacki. Zasłynął z tego, że dostał się do KRS tylko dlatego, że sam sobie podpisał listę poparcia, inaczej zabrakłoby mu głosów. Teraz okazało się, że jest także przedsiębiorczy w kwestiach diet — zainkasował 22 241 złotych w niespełna pół roku.
Sprawa dotarła do przewodniczącego KRS Leszka Mazura, który zrozumiał, że skończy rok z dziurą w budżecie. Sędzia Mazur wprowadził więc obowiązek organizowania posiedzeń komisji wyłącznie w dniach, w którym spotyka się cały KRS — w tej sytuacji Nawacki i jego ferajna przestali dostawać dodatkowe diety. Co się okazało? Ano nagle komisje przestały się spotykać, dane osobowe w sądach nie były już takie ważne.
Ale Nawacki i jego kuple nie darowali — Mazur został odwołany. Ten wewnętrzny konflikt w szeregach sędziów nominowanych przez PiS pokazuje, że Krajowa Rada Sądownictwa miast przyczółkiem zmian na lepsze w sądownictwie, stała się oazą patologii. Czy można zmieniać wymiar sprawiedliwości ludźmi, którzy mają swobodne podejście do zasad?

Narty z byłą wicepremier 

Stacja TVN24 przyłapała byłą wicepremier Jadwigę Emilewicz podczas rodzinnego wypadku na narty. Trzech synów Emilewicz jeździło na stoku mimo pandemicznych ograniczeń. Wiceminister twierdziła, że jej dzieci są zaawansowanymi narciarzami i są zarejestrowane w Polskim Związku Narciarskim. Okazało się, że co prawda są zarejestrowani, ale rejestracja nastąpiła dopiero po pytaniach od dziennikarza w tej sprawie. Polski Związek Narciarski wydał oświadczenie, z którego jasno wynika, że Emilewicz mijała się z prawdą. Zresztą bez względu na to, jak wyglądała kwestia licencji PZN dla synów byłej wicepremier, sprawa jest prosta. Otóż, władza powinna świecić przykładem w kwestii przestrzegania pandemicznych ograniczeń, a nie korzystać z wąskich furtek, które pozwalają je omijać, o łamaniu przepisów nie wspominając. Tak, jak Krystyna Janda bokiem ominęła kolejkę do szczepień, tak Jadwiga Emilewicz znalazła sposób, aby umożliwić swoim dzieciom jazdę na nartach, która dla innych jest niedostępna. Ale czy Emilewicz jest w obozie jedyna? Nie, nie jest. Politycy PiS uwielbiają zwłaszcza wypoczynkowe wyjazdy do ciepłych krajów, na które dziś mało kto może sobie pozwolić.

#71 - Prezydent Duda obiecywał szczepionki od Donalda Trumpa. Trump odchodzi w niesławie, a słuch o szczepionkach z Ameryki zaginął
2021-01-09 17:10:17

W Polsce mamy około 30 milionów dorosłych. Przyjmując dość konserwatywne założenie, że połowa z nas będzie chciała się zaszczepić, to w obecnym tempie — ok. 20 tys. osób dziennie — zajmie to nam dwa lata. To oznaczałoby kolejne miesiące w zamknięciu, zapaść gospodarki, niewiadomą w edukacji i masę problemów w służbie zdrowia. Rząd: możemy szczepić 4 mln osób miesięcznie Szczepionka jest szansą na powrót do normalności, a rząd nie traktuje akcji szczepień, jak sprawę życia lub śmierci — jak choćby Izrael, który jest światowym liderem w szczepieniu. Wciąż nie jesteśmy przygotowani na masowe szczepienia, a statystyki zgonów pokazują, że koronawirus ciągle ma się świetnie. Niewydolny i zbiurokratyzowany system służby zdrowia dostał zadanie, z którym trudno mu będzie sobie poradzić. Rząd przekonuje jednak, że ma wszystko pod kontrolą i w szybkim czasie jest w stanie szczepić nawet 4 mln osób miesięcznie. Czemu zatem nie szczepi? Problemem ma być niewystarczająca liczba szczepionek, dostarczona przez Unię Europejską. W zeszłym roku Unia podpisała umowy ramowe z kilkoma konsorcjami firm, nie wiedząc dokładnie, które z nich pierwsze wyprodukuje szczepionkę. Okazało się, ze firmy Pfizer i BioNtech dokonały tego najszybciej i ich szczepionka rozprowadzane jest po krajach członkowskich. Można narzekać, że szczepionek jest za mało i że to wina Unii. Ale — po pierwsze — w Polsce są już setki tysięcy dawek, które czekają na wykorzystanie. A — po wtóre — co by się stało, gdyby UE nie koordynowała zakupów i kraje członkowskie kupowały szczepionki samodzielnie w firmach farmaceutycznych? Czy nasz rząd byłby w stanie zapłacić za szczepionkę tyle, co Niemcy czy Francja? Gdzie szczepionki od Donalda? Skoro rząd narzeka, że ma za mało szczepionek, to powinien wykorzystać swe zachwalane kontakty w Ameryce. Na finale kampanii prezydenckiej w Polsce latem minionego roku prezydent Andrzej Duda spotkał się z Donaldem Trumpem. Po spotkaniu, TVP Info podało sensacyjną informację, że Polska zostanie pierwszym krajem, zaopatrzonym przez USA w szczepionkę na koronawirusa. Jak się okazało ani jedna dawka szczepionki od Trumpa nie trafiła do naszego kraju. Zresztą Trump kończy prezydenturę w marnym stylu — nie może pogodzić się z porażką i nie potrafi odejść ze stanowiska. Twierdzi, że wybory w USA zostały sfałszowane — dokładnie tak, jak twierdzili w przeszłości politycy PiS, gdy przegrywali wybory w Polsce. Zachowanie Trumpa doprowadziło do zamieszek, a tłum jego zwolenników zaatakował Kapitol — siedzibę amerykańskiego parlamentu. Większość liderów światowych skrytykowało zarówno prezydenta USA, jak i protestujących. Jak w tej sytuacji zachowała się Polska? Andrzej Duda napisał, że to wewnętrzna sprawa USA, a jego minister Krzysztof Szczerski stwierdził, że zachowanie protestujących przypomina zachowanie polskiej opozycji z przełomu 2016 i 2017 r., gdy doszło do zablokowania sali plenarnej Sejmu. Tę brawurową teorię podtrzymała Telewizja Publiczna, która przypomniała swe epokowe dzieło — film „Pucz”, zrealizowany w tamtym właśnie czasie. Jeśli jednak szukać w polskiej polityce analogii do napastników z Kapitolu, to raczej w środowisku PiS. No bo porównajmy choćby wiarę w spiski. W szturmie na Kapitol udział brali ludzie, wierzący w teorię spiskową QAnon. Według niej Donald Trump toczy wojnę z globalnym spiskiem pedofili. W PiS za to powszechna jest wiara, że Jarosław Kaczyński walczy z tzw. układem — spiskiem polityków, mafiozów, specsłużb i liberalnych mediów. To Kaczyński nazwał protest opozycji z 2016 i 2017 r. próbą „puczu”. Ba, prokuratura za jego życzeniem prowadziła nawet śledztwo w tej sprawie. Co ustaliła? S zczepienia celebrytów. Janda zawaliła rolę Celebryci, ludzie mediów, biznesu i polityki zaszczepili się bez kolejki na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. Wśród zaszczepionych są: Krystyna Janda, Andrzej Seweryn, Maria Seweryn, Emilia Krakowska, Olgierd Łukaszewicz, Wiktor Zborowski, Magda Umer, Radosław Pazura, Michał Bajor, Grzegorz Warchoł, Krzysztof Materna, współzałożyciel TVN Mariusz Walter, obecni szefowie TVN Katarzyna Kieli (z mężem) i Edward Miszczak (z partnerką), Leszek Miller i jego żona, a także biznesowe klany Grycanów i Erisów. Zaszczepieni mieli różne tłumaczenia. Jedni twierdzili, że byli przekonani, iż szczepią się w ramach kampanii promocji szczepień. Inni — że przypadkiem dowiedzieli się o szczepieniach ze strony internetowej WUM i po prostu sobie przyjechali do gabinetu zabiegowego. Nie trzyma się to jednak kupy, bo — dla przykładu — Leszek Miller załatwił sobie szczepionkę bez kolejki w zupełnie inny sposób niż aktorzy. Skorzystał ze starej, politycznej znajomości. Szczepionki są w tej chwili towarem deficytowym, dla wielu wręcz szansą na przeżycie. Kolejkę do szczepień możemy więc traktować jako kolejkę do życia. W tej sytuacji oczekiwania wobec postaci tak ikonicznych jak Janda — które chcą być autorytetami w sprawach społecznych i politycznych — są proste: dawanie dobrego przykładu. Wybitna aktorka — która poza kolejką zaczepiła swą rodzinę i aktorów swego teatru — w tej roli zupełnie zawiodła. Czy ta przykra historia może przynieść jakieś pozytywne skutki? Czy sceptyczne wobec szczepionek społeczeństwo może zmienić nastawienie?

W Polsce mamy około 30 milionów dorosłych. Przyjmując dość konserwatywne założenie, że połowa z nas będzie chciała się zaszczepić, to w obecnym tempie — ok. 20 tys. osób dziennie — zajmie to nam dwa lata. To oznaczałoby kolejne miesiące w zamknięciu, zapaść gospodarki, niewiadomą w edukacji i masę problemów w służbie zdrowia.

Rząd: możemy szczepić 4 mln osób miesięcznie

Szczepionka jest szansą na powrót do normalności, a rząd nie traktuje akcji szczepień, jak sprawę życia lub śmierci — jak choćby Izrael, który jest światowym liderem w szczepieniu. Wciąż nie jesteśmy przygotowani na masowe szczepienia, a statystyki zgonów pokazują, że koronawirus ciągle ma się świetnie. Niewydolny i zbiurokratyzowany system służby zdrowia dostał zadanie, z którym trudno mu będzie sobie poradzić.
Rząd przekonuje jednak, że ma wszystko pod kontrolą i w szybkim czasie jest w stanie szczepić nawet 4 mln osób miesięcznie. Czemu zatem nie szczepi? Problemem ma być niewystarczająca liczba szczepionek, dostarczona przez Unię Europejską. W zeszłym roku Unia podpisała umowy ramowe z kilkoma konsorcjami firm, nie wiedząc dokładnie, które z nich pierwsze wyprodukuje szczepionkę. Okazało się, ze firmy Pfizer i BioNtech dokonały tego najszybciej i ich szczepionka rozprowadzane jest po krajach członkowskich. Można narzekać, że szczepionek jest za mało i że to wina Unii. Ale — po pierwsze — w Polsce są już setki tysięcy dawek, które czekają na wykorzystanie. A — po wtóre — co by się stało, gdyby UE nie koordynowała zakupów i kraje członkowskie kupowały szczepionki samodzielnie w firmach farmaceutycznych? Czy nasz rząd byłby w stanie zapłacić za szczepionkę tyle, co Niemcy czy Francja?

Gdzie szczepionki od Donalda?

Skoro rząd narzeka, że ma za mało szczepionek, to powinien wykorzystać swe zachwalane kontakty w Ameryce. Na finale kampanii prezydenckiej w Polsce latem minionego roku prezydent Andrzej Duda spotkał się z Donaldem Trumpem. Po spotkaniu, TVP Info podało sensacyjną informację, że Polska zostanie pierwszym krajem, zaopatrzonym przez USA w szczepionkę na koronawirusa. Jak się okazało ani jedna dawka szczepionki od Trumpa nie trafiła do naszego kraju.
Zresztą Trump kończy prezydenturę w marnym stylu — nie może pogodzić się z porażką i nie potrafi odejść ze stanowiska. Twierdzi, że wybory w USA zostały sfałszowane — dokładnie tak, jak twierdzili w przeszłości politycy PiS, gdy przegrywali wybory w Polsce.
Zachowanie Trumpa doprowadziło do zamieszek, a tłum jego zwolenników zaatakował Kapitol — siedzibę amerykańskiego parlamentu. Większość liderów światowych skrytykowało zarówno prezydenta USA, jak i protestujących. Jak w tej sytuacji zachowała się Polska? Andrzej Duda napisał, że to wewnętrzna sprawa USA, a jego minister Krzysztof Szczerski stwierdził, że zachowanie protestujących przypomina zachowanie polskiej opozycji z przełomu 2016 i 2017 r., gdy doszło do zablokowania sali plenarnej Sejmu. Tę brawurową teorię podtrzymała Telewizja Publiczna, która przypomniała swe epokowe dzieło — film „Pucz”, zrealizowany w tamtym właśnie czasie. Jeśli jednak szukać w polskiej polityce analogii do napastników z Kapitolu, to raczej w środowisku PiS. No bo porównajmy choćby wiarę w spiski. W szturmie na Kapitol udział brali ludzie, wierzący w teorię spiskową QAnon. Według niej Donald Trump toczy wojnę z globalnym spiskiem pedofili. W PiS za to powszechna jest wiara, że Jarosław Kaczyński walczy z tzw. układem — spiskiem polityków, mafiozów, specsłużb i liberalnych mediów.
To Kaczyński nazwał protest opozycji z 2016 i 2017 r. próbą „puczu”. Ba, prokuratura za jego życzeniem prowadziła nawet śledztwo w tej sprawie. Co ustaliła?

Szczepienia celebrytów. Janda zawaliła rolę

Celebryci, ludzie mediów, biznesu i polityki zaszczepili się bez kolejki na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. Wśród zaszczepionych są: Krystyna Janda, Andrzej Seweryn, Maria Seweryn, Emilia Krakowska, Olgierd Łukaszewicz, Wiktor Zborowski, Magda Umer, Radosław Pazura, Michał Bajor, Grzegorz Warchoł, Krzysztof Materna, współzałożyciel TVN Mariusz Walter, obecni szefowie TVN Katarzyna Kieli (z mężem) i Edward Miszczak (z partnerką), Leszek Miller i jego żona, a także biznesowe klany Grycanów i Erisów. Zaszczepieni mieli różne tłumaczenia. Jedni twierdzili, że byli przekonani, iż szczepią się w ramach kampanii promocji szczepień. Inni — że przypadkiem dowiedzieli się o szczepieniach ze strony internetowej WUM i po prostu sobie przyjechali do gabinetu zabiegowego. Nie trzyma się to jednak kupy, bo — dla przykładu — Leszek Miller załatwił sobie szczepionkę bez kolejki w zupełnie inny sposób niż aktorzy. Skorzystał ze starej, politycznej znajomości. Szczepionki są w tej chwili towarem deficytowym, dla wielu wręcz szansą na przeżycie. Kolejkę do szczepień możemy więc traktować jako kolejkę do życia. W tej sytuacji oczekiwania wobec postaci tak ikonicznych jak Janda — które chcą być autorytetami w sprawach społecznych i politycznych — są proste: dawanie dobrego przykładu. Wybitna aktorka — która poza kolejką zaczepiła swą rodzinę i aktorów swego teatru — w tej roli zupełnie zawiodła. Czy ta przykra historia może przynieść jakieś pozytywne skutki? Czy sceptyczne wobec szczepionek społeczeństwo może zmienić nastawienie?

#70 - Ziobro okazał się „miękiszonem”. Dlaczego Solidarna Polska nie wyszła z koalicji?
2020-12-19 16:13:07

Choć minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro twierdzi, że premier Mateusz Morawiecki na szczycie w Brukseli oddał polską suwerenność, nie przeszkadza mu to tkwić we wspólnym rządzie z takim „miękiszonem”.  Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. W tym przypadku — o rodzinną kiesę państwa Ziobrów. Przed szczytem unijnym, na którym miały zostać podjęte decyzje dotyczące budżetu UE, Zbigniew Ziobro zastawił pułapkę na Mateusza Morawieckiego: popychał premiera w kierunku weta, bo wiedział, że to się skończy katastrofą dla szefa rządu. Specyficznie mobilizował Morawieckiego, twierdząc, że jeśli nie zawetuje budżetu, to będzie „miękiszonem”. Ziobro tak dokazywał, bo był pewny, że Jarosław Kaczyński stoi po jego stronie i również prze do weta. Minister sprawiedliwości popełnił jednak zasadniczy błąd: uznał, że Kaczyński jest nieracjonalny i gotów jest odrzucić fundusze pomocowe dla Polski w łącznej kwocie niemal 800 mld. zł. Skończyło się na tym, że Kaczyński stanął po stronie premiera i dał mu zielone światło na kompromis z Unią. Ziobro i jego ludzie uznali, że ten kompromis oznacza utratę suwerenności. Mimo to Ziobro ogłosił, że „dla dobra Polski” jego partia zostanie w koalicji. Nie trzyma się to kupy? Nie. Bo tak naprawdę chodzi o pieniądze. W tym przypadku — pieniądze polityków i ich rodzin. Żona i brat Ziobry zajmują lukratywne posady w spółkach skarbu państwa i straciliby dużo pieniędzy na rozwodzie z PiS. Co jest zaskakujące, że zawsze, kiedy rządzi PiS, Polska godzi się na zacieśnienie integracji w ramach w Unii Europejskiej — choć oficjalny program partii Jarosława Kaczyńskiego mówi coś dokładnie przeciwnego. Za czasów prezydentury Lecha Kaczyńskiego, przyjęty został Traktat Lizboński, który wzmocnił instytucje unijne, kosztem krajów członkowskich. Dziś wykonany został kolejny krok. Nowy budżet unijny pozwała Brukseli stać się kredytobiorcą na rynkach finansowych. A cóż bardziej łączy, jeśli nie kredyt? Godzina policyjna. Tego jeszcze nie było Minister zdrowia Adam Niedzielski ogłosił nowe obostrzenia dotyczące walki z koronawirusem. Ograniczenia wejdą w życie 28 grudnia i potrwają do 17 stycznia. Hotele nie będą otwarte dla podróżujących służbowo, a jedynie dla służb mundurowych i medyków. Stoki narciarskie, podobnie jak galerie handlowe, choć przed chwilą otwarte, zostaną zamknięte. W Sylwestra natomiast obowiązywać będzie godzina policyjna od 19.00 do 6.00 rano. Rząd tłumaczy, że musi obniżyć liczbę zachorowań, by w ten sposób przygotować się do szczepień. W działania władzy widać jednak brak konsekwencji. Wprowadzany jest zakaz przemieszczania się w Sylwestra, któremu towarzyszyć będzie godzina policyjna. A tydzień wcześniej, w Wigilię i podczas pasterek, tak ostrych zakazów nie będzie. Restauratorom, hotelarzom i właścicielom stoków narciarskich rząd nie daje się żadnej szansy, by mogli normalnie funkcjonować, choć z pieniędzy, które zarobią w sezonie zimowym, często muszą żyć cały rok. Czego jeszcze możemy spodziewać się po działaniach polskiego rządu w kwestii walki z pandemia koronawirusa? Córka prezydenta wzięła się za psychiatrię Kinga Duda chce pójść śladem Ivanki Trump i została doradczynią własnego taty. Rozpoczęła urzędowanie od cyklu spotkań pod hasłem „Młodzi w Pałacu”. Na początek zaprosiła Polską Radę Organizacji Młodzieżowych. Czego dotyczyły rozmowy? Jak się okazało - psychiatrii dziecięcej. Prezydent - za sprawą swoich doradców - wziął się za dziedzinę, która jest w koszmarnym stanie. Czy można jednak traktować to poważnie, jeśli w imieniu prezydenta, działania te prowadzą Kinga Duda i Łukasz Rzepecki? Trudno zakładać że były, zbuntowany poseł PiS i córka prezydenta rozwiążą problem psychiatrii dziecięcej. Temat jest poważny, ale podejście Kancelarii Prezydenta poważnie nie wygląda. No i kluczowy w tej kwestii jest rząd, a przedstawicieli rządu na spotkaniu z panią Kingą nie było. Polityczny szept wicepremiera Nie ma się co dziwić, wszak rząd jest w tej chwili zajęty czym innym. W zeszłym tygodniu odbyły się głosowania w Sejmie, a jedno z nich dotyczyło odrzucenia uchwały Senatu, kontrolowanego przez opozycję. Obóz władzy to głosowanie przegrał, ale nic straconego. Wicepremier Piotr Gliński podszedł do marszałek Sejmu Elżbiety Witek i zaczął jej szeptać o „prośbie szefa”, by zrobić powtórkę głosowania, tak by PiS wygrało. I tak się stało. Gliński się broni — na pytanie Onetu o tę sytuację, odpowiedział, że to... wina opozycji. Wszyscy twierdzą, że Glińskiemu mówiąc o „szefie” miał na myśli Jarosława Kaczyńskiego. Ale prawdopodobnie się mylą — na Kaczyńskiego nikt nie mówi „szef”, tylko „prezes”. Kto więc był tajemniczym „szefem”?

Choć minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro twierdzi, że premier Mateusz Morawiecki na szczycie w Brukseli oddał polską suwerenność, nie przeszkadza mu to tkwić we wspólnym rządzie z takim „miękiszonem”.  Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. W tym przypadku — o rodzinną kiesę państwa Ziobrów.

Przed szczytem unijnym, na którym miały zostać podjęte decyzje dotyczące budżetu UE, Zbigniew Ziobro zastawił pułapkę na Mateusza Morawieckiego: popychał premiera w kierunku weta, bo wiedział, że to się skończy katastrofą dla szefa rządu. Specyficznie mobilizował Morawieckiego, twierdząc, że jeśli nie zawetuje budżetu, to będzie „miękiszonem”.
Ziobro tak dokazywał, bo był pewny, że Jarosław Kaczyński stoi po jego stronie i również prze do weta. Minister sprawiedliwości popełnił jednak zasadniczy błąd: uznał, że Kaczyński jest nieracjonalny i gotów jest odrzucić fundusze pomocowe dla Polski w łącznej kwocie niemal 800 mld. zł. Skończyło się na tym, że Kaczyński stanął po stronie premiera i dał mu zielone światło na kompromis z Unią. Ziobro i jego ludzie uznali, że ten kompromis oznacza utratę suwerenności. Mimo to Ziobro ogłosił, że „dla dobra Polski” jego partia zostanie w koalicji. Nie trzyma się to kupy? Nie. Bo tak naprawdę chodzi o pieniądze. W tym przypadku — pieniądze polityków i ich rodzin. Żona i brat Ziobry zajmują lukratywne posady w spółkach skarbu państwa i straciliby dużo pieniędzy na rozwodzie z PiS.
Co jest zaskakujące, że zawsze, kiedy rządzi PiS, Polska godzi się na zacieśnienie integracji w ramach w Unii Europejskiej — choć oficjalny program partii Jarosława Kaczyńskiego mówi coś dokładnie przeciwnego. Za czasów prezydentury Lecha Kaczyńskiego, przyjęty został Traktat Lizboński, który wzmocnił instytucje unijne, kosztem krajów członkowskich. Dziś wykonany został kolejny krok. Nowy budżet unijny pozwała Brukseli stać się kredytobiorcą na rynkach finansowych. A cóż bardziej łączy, jeśli nie kredyt?

Godzina policyjna. Tego jeszcze nie było

Minister zdrowia Adam Niedzielski ogłosił nowe obostrzenia dotyczące walki z koronawirusem. Ograniczenia wejdą w życie 28 grudnia i potrwają do 17 stycznia. Hotele nie będą otwarte dla podróżujących służbowo, a jedynie dla służb mundurowych i medyków. Stoki narciarskie, podobnie jak galerie handlowe, choć przed chwilą otwarte, zostaną zamknięte. W Sylwestra natomiast obowiązywać będzie godzina policyjna od 19.00 do 6.00 rano. Rząd tłumaczy, że musi obniżyć liczbę zachorowań, by w ten sposób przygotować się do szczepień. W działania władzy widać jednak brak konsekwencji. Wprowadzany jest zakaz przemieszczania się w Sylwestra, któremu towarzyszyć będzie godzina policyjna. A tydzień wcześniej, w Wigilię i podczas pasterek, tak ostrych zakazów nie będzie.
Restauratorom, hotelarzom i właścicielom stoków narciarskich rząd nie daje się żadnej szansy, by mogli normalnie funkcjonować, choć z pieniędzy, które zarobią w sezonie zimowym, często muszą żyć cały rok. Czego jeszcze możemy spodziewać się po działaniach polskiego rządu w kwestii walki z pandemia koronawirusa?

Córka prezydenta wzięła się za psychiatrię

Kinga Duda chce pójść śladem Ivanki Trump i została doradczynią własnego taty. Rozpoczęła urzędowanie od cyklu spotkań pod hasłem „Młodzi w Pałacu”. Na początek zaprosiła Polską Radę Organizacji Młodzieżowych. Czego dotyczyły rozmowy? Jak się okazało - psychiatrii dziecięcej. Prezydent - za sprawą swoich doradców - wziął się za dziedzinę, która jest w koszmarnym stanie. Czy można jednak traktować to poważnie, jeśli w imieniu prezydenta, działania te prowadzą Kinga Duda i Łukasz Rzepecki? Trudno zakładać że były, zbuntowany poseł PiS i córka prezydenta rozwiążą problem psychiatrii dziecięcej. Temat jest poważny, ale podejście Kancelarii Prezydenta poważnie nie wygląda. No i kluczowy w tej kwestii jest rząd, a przedstawicieli rządu na spotkaniu z panią Kingą nie było.

Polityczny szept wicepremiera

Nie ma się co dziwić, wszak rząd jest w tej chwili zajęty czym innym. W zeszłym tygodniu odbyły się głosowania w Sejmie, a jedno z nich dotyczyło odrzucenia uchwały Senatu, kontrolowanego przez opozycję. Obóz władzy to głosowanie przegrał, ale nic straconego. Wicepremier Piotr Gliński podszedł do marszałek Sejmu Elżbiety Witek i zaczął jej szeptać o „prośbie szefa”, by zrobić powtórkę głosowania, tak by PiS wygrało. I tak się stało. Gliński się broni — na pytanie Onetu o tę sytuację, odpowiedział, że to... wina opozycji.
Wszyscy twierdzą, że Glińskiemu mówiąc o „szefie” miał na myśli Jarosława Kaczyńskiego. Ale prawdopodobnie się mylą — na Kaczyńskiego nikt nie mówi „szef”, tylko „prezes”. Kto więc był tajemniczym „szefem”?

#69 - Politycy PiS wykorzystani przez Orbana. Kaczyński i Morawiecki jak dzieci we mgle
2020-12-12 17:20:57

Na szczycie unijnym w Brukseli doszło do kompromisu w sprawie wieloletniego budżetu UE. Niemal cała Unia się z tego cieszy. Niemal — bo w Polsce zaczęła się polityczna wojna. W ramach pakietu budżetowego, w Brukseli zostało przyjęte rozporządzenie, którego politycy Zjednoczonej Prawicy nie chcieli. Chodzi o uzależnienie wypłaty unijnych pieniędzy od przestrzegania zasad praworządności. Najbardziej bojowi byli przedstawiciele Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry, którzy zakrzykiwali: „Weto albo śmierć!“. Dlatego, gdy w Brukseli doszło do kompromisu, a premier Mateusz Morawiecki ogłosił zwycięstwo, to Zbigniew Ziobro wraz ze ze swymi ludźmi uznali, że to utrata suwerenności przez Polskę. Trwa więc wojna na całego. Ograni przez Węgra   Kluczowa dla przebiegu wydarzeń w Brukseli była wcześniejsza, niespodziewana wizyta premiera Węgier w Polsce. Viktor Orban po prostu przywiózł Kaczyńskiemu i Morawieckiemu ofertę, którą wcześniej uzgodnił z Angelą Merkel. I postawił PiS przed wyborem: albo akceptujecie kompromis budżetowy, albo zostajecie sami. Orban rozegrał polskich liderów jak dzieci. Rozporządzenie dotyczące praworządności, uderzało przede wszystkim w niego, bo zbudował nepotyczny system dojenia unijnej kasy i mógł się obawiać wstrzymania środków. Potrzebował jednak sojusznika, bo sam nie byłby w stanie zablokować rozporządzenia. Wykorzystał więc liderów Zjednoczonej Prawicy, podsycając ich obawy, że rozporządzenie może zostać wykorzystane przeciwko rządowi Morawieckiego, choćby po to, by blokować planowane czystki w sądach. Orban dostał od Merkel gwarancje, że kontrola wydawania unijnych pieniędzy wejdzie w życie najwcześniej za 2 lata. Czyli — jak to ujął w jeden z polityków z PiS, z którym kontaktował się dziennikarz Onetu Andrzej Stankiewicz — otoczenie premiera Węgier będzie mogło kraść jeszcze przez 2 lata. Dlatego Orban zapowiedział Kaczyńskiemu i Morawieckiemu, że taki układ z Berlinem go urządza. Wykorzystał Polaków i załatwił swoje interesy. Liderzy Zjednoczonej Prawicy zostali z niczym, musieli porzucić buńczuczne zapowiedzi i pójść na kompromis w Brukseli. Co dalej z koalicją Zjednoczonej Prawicy? Może konflikt Ziobry z Morawieckim będzie narastał powoli, a może dojdzie do kryzysu w koalicji? Wazelina w Sejmie W środę w Sejmie doszło do debaty nad wnioskiem o odwołanie Jarosława Kaczyńskiego ze stanowiska wicepremiera do spraw bezpieczeństwa. Opozycja chciała odwołać prezesa, z pewnością zdając sobie sprawę, że się go odwołać nie da. A jak wyglądała sama debata? Prezes nie był tak ostry w swej ekspresji, jak nas do tego ostatnio przyzwyczaił. Ale za to Mateusz Morawiecki! Premier swym czołobitnym wystąpieniem złożył do prezesa podanie o przedłużenie premierostwa. Z hołdu Morawieckiego wynikało właściwie, że Kaczyńskiemu zawdzięczamy wszystko, co dobre. Niedawno, premier Morawiecki wygłosił najbardziej antyunijne wystąpienie w polskim parlamencie, krzycząc, że Unia Europejska nas oszukuje i chce odebrać nam suwerenność. Wystąpienie w obronie prezesa PiS było z kolei najbardziej wazeliniarskim w historii polskiego parlamentu. Czy premier Morawieckiego musi się uwiarygadniać przez to, jaką ma biografię, bankiera, który kręcił się przy Platformie i dorobił milionów w III RP? Nafciarze przejmują media Państwowy koncern Orlen to dla PiS spółka do specjalnych zadań. Polityczni nafciarze właśnie kupili wydawnictwo Polska Press, które wydaje 20 z 24 regionalnych dzienników i ma serwisy internetowe, które docierają do ponad 17 milionów Polaków. To największy w polskiej sieci dostawca treści informacyjnych i publicystycznych. Nie jest normalną praktyką, że państwowi nafciarze, elektrycy czy gazownicy kontrolują media. Znów sięgamy po najgorsze wzorce z orbanowskich Węgier. Gazety i portale w rękach Orlenu staną się narzędziem politycznej propagandy. Przed nami wybory parlamentarne, ale także samorządowe. Media przejęte przez władzę będą więc kluczowe w tych starciach. W dodatku w Internecie wszyscy zbierają informację o użytkownikach. Prezes Orlenu Daniel Obajtek twierdzi, że Polska Press to dla Orlenu idealna baza danych o odbiorcach (tzw. big data). Tyle, że Obajtek raczej nie chce im sprzedawać paliwa. Wiedza o odbiorcach mediów internetowych może zostać wykorzystana do kampanii politycznych przed wyborami. A owe ponad 17 milionów użytkowników mediów Polska Press to więcej, niż PiS ma wyborców.

Na szczycie unijnym w Brukseli doszło do kompromisu w sprawie wieloletniego budżetu UE. Niemal cała Unia się z tego cieszy. Niemal — bo w Polsce zaczęła się polityczna wojna.
W ramach pakietu budżetowego, w Brukseli zostało przyjęte rozporządzenie, którego politycy Zjednoczonej Prawicy nie chcieli. Chodzi o uzależnienie wypłaty unijnych pieniędzy od przestrzegania zasad praworządności. Najbardziej bojowi byli przedstawiciele Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry, którzy zakrzykiwali: „Weto albo śmierć!“. Dlatego, gdy w Brukseli doszło do kompromisu, a premier Mateusz Morawiecki ogłosił zwycięstwo, to Zbigniew Ziobro wraz ze ze swymi ludźmi uznali, że to utrata suwerenności przez Polskę. Trwa więc wojna na całego.

Ograni przez Węgra 

Kluczowa dla przebiegu wydarzeń w Brukseli była wcześniejsza, niespodziewana wizyta premiera Węgier w Polsce. Viktor Orban po prostu przywiózł Kaczyńskiemu i Morawieckiemu ofertę, którą wcześniej uzgodnił z Angelą Merkel. I postawił PiS przed wyborem: albo akceptujecie kompromis budżetowy, albo zostajecie sami.
Orban rozegrał polskich liderów jak dzieci. Rozporządzenie dotyczące praworządności, uderzało przede wszystkim w niego, bo zbudował nepotyczny system dojenia unijnej kasy i mógł się obawiać wstrzymania środków. Potrzebował jednak sojusznika, bo sam nie byłby w stanie zablokować rozporządzenia. Wykorzystał więc liderów Zjednoczonej Prawicy, podsycając ich obawy, że rozporządzenie może zostać wykorzystane przeciwko rządowi Morawieckiego, choćby po to, by blokować planowane czystki w sądach.
Orban dostał od Merkel gwarancje, że kontrola wydawania unijnych pieniędzy wejdzie w życie najwcześniej za 2 lata. Czyli — jak to ujął w jeden z polityków z PiS, z którym kontaktował się dziennikarz Onetu Andrzej Stankiewicz — otoczenie premiera Węgier będzie mogło kraść jeszcze przez 2 lata. Dlatego Orban zapowiedział Kaczyńskiemu i Morawieckiemu, że taki układ z Berlinem go urządza. Wykorzystał Polaków i załatwił swoje interesy. Liderzy Zjednoczonej Prawicy zostali z niczym, musieli porzucić buńczuczne zapowiedzi i pójść na kompromis w Brukseli.
Co dalej z koalicją Zjednoczonej Prawicy? Może konflikt Ziobry z Morawieckim będzie narastał powoli, a może dojdzie do kryzysu w koalicji?

Wazelina w Sejmie

W środę w Sejmie doszło do debaty nad wnioskiem o odwołanie Jarosława Kaczyńskiego ze stanowiska wicepremiera do spraw bezpieczeństwa. Opozycja chciała odwołać prezesa, z pewnością zdając sobie sprawę, że się go odwołać nie da. A jak wyglądała sama debata? Prezes nie był tak ostry w swej ekspresji, jak nas do tego ostatnio przyzwyczaił. Ale za to Mateusz Morawiecki! Premier swym czołobitnym wystąpieniem złożył do prezesa podanie o przedłużenie premierostwa. Z hołdu Morawieckiego wynikało właściwie, że Kaczyńskiemu zawdzięczamy wszystko, co dobre. Niedawno, premier Morawiecki wygłosił najbardziej antyunijne wystąpienie w polskim parlamencie, krzycząc, że Unia Europejska nas oszukuje i chce odebrać nam suwerenność. Wystąpienie w obronie prezesa PiS było z kolei najbardziej wazeliniarskim w historii polskiego parlamentu. Czy premier Morawieckiego musi się uwiarygadniać przez to, jaką ma biografię, bankiera, który kręcił się przy Platformie i dorobił milionów w III RP?

Nafciarze przejmują media

Państwowy koncern Orlen to dla PiS spółka do specjalnych zadań. Polityczni nafciarze właśnie kupili wydawnictwo Polska Press, które wydaje 20 z 24 regionalnych dzienników i ma serwisy internetowe, które docierają do ponad 17 milionów Polaków. To największy w polskiej sieci dostawca treści informacyjnych i publicystycznych. Nie jest normalną praktyką, że państwowi nafciarze, elektrycy czy gazownicy kontrolują media. Znów sięgamy po najgorsze wzorce z orbanowskich Węgier. Gazety i portale w rękach Orlenu staną się narzędziem politycznej propagandy. Przed nami wybory parlamentarne, ale także samorządowe. Media przejęte przez władzę będą więc kluczowe w tych starciach. W dodatku w Internecie wszyscy zbierają informację o użytkownikach. Prezes Orlenu Daniel Obajtek twierdzi, że Polska Press to dla Orlenu idealna baza danych o odbiorcach (tzw. big data). Tyle, że Obajtek raczej nie chce im sprzedawać paliwa. Wiedza o odbiorcach mediów internetowych może zostać wykorzystana do kampanii politycznych przed wyborami.
A owe ponad 17 milionów użytkowników mediów Polska Press to więcej, niż PiS ma wyborców.

#68 - Gowin negocjuje z UE, ośmiesza prezydenta i denerwuje ziobrystów. Czy nastąpi tąpnięcie w rządzie?
2020-12-05 17:05:50

Polskie władze cały czas grożą, że nie przyjmą budżetu unijnego, jeśli będzie on powiązany z kontrolą praworządności. Wynika to z obawy, że pieniądze unijne nie trafią do Polski, bo Bruksela kwestionuje wiele działań Zjednoczonej Prawicy, choćby w sprawie sądów. Solidarna Polska — partia Zbigniewa Ziobry — mówi Unii stanowcze „nie”, podobnie jak duża część PiS. Przyciśnięty do ściany przez radykałów premier także zaczął mówić językiem wojny. W tej sytuacji negocjować do Brukseli pojechał wicepremier Jarosław Gowin, który mówi znacznie łagodniej. Lider Porozumienia zaproponował przywódcom państw członkowskich podpisanie deklaracji, która wyjaśniałaby, w jaki sposób stosowana byłaby kontrola praworządności. Unia Europejska już zdążyła podchwycić tę propozycję. Pojawiają się dwie wersje tłumaczące woltę Gowina. Pierwsza wersja mówi, że jako wicepremier od gospodarki, zdaje sobie sprawę z tego, jak poważna jest sytuacja gospodarki wykańczanej koronawirusem. Gowin prze więc do porozumienia z Brukselą, bo potrafi liczyć — wie, że Polska potrzebuje funduszu pomocowych i środków na odbudowę po COVID-19. Na ostatniej radzie koalicyjnej — czyli spotkaniu liderów partii tworzących rząd — Gowin wyśmiał wyliczenia ziobrystów, wedle których Polska tak naprawdę nie potrzebuje pieniędzy z Unii. Mógł się jednak czuć osamotniony, bo nawet proeuropejski zazwyczaj Morawiecki twardo i czytelnie postawił na linię antyunijną, podyktowaną Zbigniewa Ziobrę. Może był to jednak tylko teatr premiera? Bo druga wersja wydarzeń głosi, że Gowin gra w sprawie Unii w jednej drużynie z premierem. Morawiecki wypowiada się radykalnie, by utrzymać swoją pozycję polityczną i premierostwo, natomiast Gowin jest tym, który stara się w jego imieniu walczyć akceptowalny dla Jarosława Kaczyńskiego kompromis z UE. Gowin prowadzi jeszcze jedną grę: ośmiesza Andrzeja Dudę, który też stał się antyunijnym jastrzębiem. Wicepremier ujawnił, że to prezydent naciskał na niego w sprawie otwarcia stoków narciarskich — w ten sposób sprowadził głowę państwa do roli załatwiacza, który martwi się tylko tym, czy pojeździ sobie na nartach. Dla kogo Gowin prowadzi tę grę? Czy chce doprowadzić obóz władzy do cofnięcia się w starciu z Unią? W związku z prowadzoną przez Jarosława Gowina grą, ziobryści poczuli się niepewnie. Choć dziś może się wydawać, że to oni nadają ton dyskusji o Unii Europejskiej, że prezydent i prezes PiS są po ich stronie. Ale jednak w Solidarnej Polsce widać nerwowość. Chodzą słuchy, że PiS nawiązał kontakty ze środowiskiem ludowców. Jeden z liderów PSL Marek Sawicki poinformował, że prowadzi rozmowy z partią rządzącą. W międzyczasie doszło również do spotkania senatora PSL Jana Filipa Libickiego z szefem klubu PiS Ryszardem Terleckim. Terlecki zaproponował Libickiemu stanowisko marszałka Senatu. O tych rozmowach dowiedzieli się ludzie Zbigniewa Ziobry i wpadli w panikę. Czy koalicja z PSL to jest wariant realny w razie, gdy Kaczyński postawi na kompromis z Unią, którego Ziobro nie zaakceptuje? A może to tylko rozgrywka PiS, mająca na celu osłabienie pozycji lidera Solidarnej Polski? Były minister zdrowia Łukasz Szumowski, zanim wszedł do rządu przeprowadził intercyzę ze swoją małżonką — podobnie jak premier. Kiedy pojawiły się kontrowersje, dotyczące przepisywania przez członków rządu milionowych majątków na rodziny, prezes Jarosław Kaczyński zapowiedział pełną przejrzystość. Pojawiła się nawet ustawa, która miała doprowadzić do ujawniania majątków rodzin polityków. Ba, trafiła nawet na biurko Andrzeja Dudy. Prezydent skierował ją jednak do Trybunału Konstytucyjnego, gdzie utknęła — co jest oczywiście decyzją władz PiS, bo to one kontrolują szefową TK Julię Przyłębską. W efekcie, ustawa niby jest, ale nie obowiązuje. A rodzina Łukasza Szumowskiego nadal zarabia miliony. W mijającym tygodniu pojawiła się informacja, że małżonka byłego ministra i jego brat, sprzedali część udziałów firmy farmaceutycznej, która była dotowana przez państwo setkami milionów. Marcin Szumowski zarobił na tym 3,7 mln złotych, a żona Szumowskiego 5,1 mln zł. Kolejne, potencjalne miliony przed nimi, bo nie sprzedali jeszcze wszystkiego. Żona Mateusza Morawieckiego — mimo zapowiedzi premiera — także wciąż majątku nie ujawniła. Czy istnieje szansa, że za sprawą TK dowiemy się w końcu, jakie majątki mają naprawdę rodziny polityków PiS?

Polskie władze cały czas grożą, że nie przyjmą budżetu unijnego, jeśli będzie on powiązany z kontrolą praworządności. Wynika to z obawy, że pieniądze unijne nie trafią do Polski, bo Bruksela kwestionuje wiele działań Zjednoczonej Prawicy, choćby w sprawie sądów. Solidarna Polska — partia Zbigniewa Ziobry — mówi Unii stanowcze „nie”, podobnie jak duża część PiS. Przyciśnięty do ściany przez radykałów premier także zaczął mówić językiem wojny. W tej sytuacji negocjować do Brukseli pojechał wicepremier Jarosław Gowin, który mówi znacznie łagodniej. Lider Porozumienia zaproponował przywódcom państw członkowskich podpisanie deklaracji, która wyjaśniałaby, w jaki sposób stosowana byłaby kontrola praworządności. Unia Europejska już zdążyła podchwycić tę propozycję.
Pojawiają się dwie wersje tłumaczące woltę Gowina. Pierwsza wersja mówi, że jako wicepremier od gospodarki, zdaje sobie sprawę z tego, jak poważna jest sytuacja gospodarki wykańczanej koronawirusem. Gowin prze więc do porozumienia z Brukselą, bo potrafi liczyć — wie, że Polska potrzebuje funduszu pomocowych i środków na odbudowę po COVID-19.
Na ostatniej radzie koalicyjnej — czyli spotkaniu liderów partii tworzących rząd — Gowin wyśmiał wyliczenia ziobrystów, wedle których Polska tak naprawdę nie potrzebuje pieniędzy z Unii.
Mógł się jednak czuć osamotniony, bo nawet proeuropejski zazwyczaj Morawiecki twardo i czytelnie postawił na linię antyunijną, podyktowaną Zbigniewa Ziobrę.
Może był to jednak tylko teatr premiera? Bo druga wersja wydarzeń głosi, że Gowin gra w sprawie Unii w jednej drużynie z premierem. Morawiecki wypowiada się radykalnie, by utrzymać swoją pozycję polityczną i premierostwo, natomiast Gowin jest tym, który stara się w jego imieniu walczyć akceptowalny dla Jarosława Kaczyńskiego kompromis z UE.
Gowin prowadzi jeszcze jedną grę: ośmiesza Andrzeja Dudę, który też stał się antyunijnym jastrzębiem. Wicepremier ujawnił, że to prezydent naciskał na niego w sprawie otwarcia stoków narciarskich — w ten sposób sprowadził głowę państwa do roli załatwiacza, który martwi się tylko tym, czy pojeździ sobie na nartach. Dla kogo Gowin prowadzi tę grę? Czy chce doprowadzić obóz władzy do cofnięcia się w starciu z Unią?

W związku z prowadzoną przez Jarosława Gowina grą, ziobryści poczuli się niepewnie. Choć dziś może się wydawać, że to oni nadają ton dyskusji o Unii Europejskiej, że prezydent i prezes PiS są po ich stronie. Ale jednak w Solidarnej Polsce widać nerwowość. Chodzą słuchy, że PiS nawiązał kontakty ze środowiskiem ludowców. Jeden z liderów PSL Marek Sawicki poinformował, że prowadzi rozmowy z partią rządzącą. W międzyczasie doszło również do spotkania senatora PSL Jana Filipa Libickiego z szefem klubu PiS Ryszardem Terleckim. Terlecki zaproponował Libickiemu stanowisko marszałka Senatu.
O tych rozmowach dowiedzieli się ludzie Zbigniewa Ziobry i wpadli w panikę. Czy koalicja z PSL to jest wariant realny w razie, gdy Kaczyński postawi na kompromis z Unią, którego Ziobro nie zaakceptuje? A może to tylko rozgrywka PiS, mająca na celu osłabienie pozycji lidera Solidarnej Polski?

Były minister zdrowia Łukasz Szumowski, zanim wszedł do rządu przeprowadził intercyzę ze swoją małżonką — podobnie jak premier. Kiedy pojawiły się kontrowersje, dotyczące przepisywania przez członków rządu milionowych majątków na rodziny, prezes Jarosław Kaczyński zapowiedział pełną przejrzystość. Pojawiła się nawet ustawa, która miała doprowadzić do ujawniania majątków rodzin polityków. Ba, trafiła nawet na biurko Andrzeja Dudy. Prezydent skierował ją jednak do Trybunału Konstytucyjnego, gdzie utknęła — co jest oczywiście decyzją władz PiS, bo to one kontrolują szefową TK Julię Przyłębską. W efekcie, ustawa niby jest, ale nie obowiązuje. A rodzina Łukasza Szumowskiego nadal zarabia miliony. W mijającym tygodniu pojawiła się informacja, że małżonka byłego ministra i jego brat, sprzedali część udziałów firmy farmaceutycznej, która była dotowana przez państwo setkami milionów. Marcin Szumowski zarobił na tym 3,7 mln złotych, a żona Szumowskiego 5,1 mln zł. Kolejne, potencjalne miliony przed nimi, bo nie sprzedali jeszcze wszystkiego. Żona Mateusza Morawieckiego — mimo zapowiedzi premiera — także wciąż majątku nie ujawniła. Czy istnieje szansa, że za sprawą TK dowiemy się w końcu, jakie majątki mają naprawdę rodziny polityków PiS?

#67 - Kto jest „miękiszonem” w PiS? Ziobro próbuje wykończyć Morawieckiego
2020-11-28 16:30:42

Obóz władzy idzie na kolizyjny kurs wobec Unii Europejskiej. Zbigniew Ziobro podkręca konflikt wokół budżetu UE, bo chce zatopić Mateusza Morawieckiego. Minister sprawiedliwości napisał list do premiera. Lider Solidarnej Polski stwierdził w nim, że Bruksela dybie na polską niezależność i nie pozostaje nam nic innego, jak zawetować unijny budżet, jeśli zostanie powiązany z kontrolą praworządności. Premier znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. W obozie władzy nie ma zbyt wielu ludzi, którzy stoją po jego stronie. Morawiecki, który był typowany na następcę Jarosława Kaczyńskiego, przeżywa najcięższe chwile swego premierostwa. Kluczowe w tej historii jest to, że choć Kaczyński nie trawi Ziobry i byłby gotów się go pozbyć, to jednak Ziobro jest do niego o wiele bardziej podobny niż Morawiecki. Dlatego też minister sprawiedliwości lepiej trafia w przekonania prezesa — w sprawie Unii, aborcji czy Kościoła. Ziobro zdołał przekonać Kaczyńskiego, że Morawiecki okłamywał go w sprawie powiązania budżetu unijnego z praworządnością. Ziobro przekonuje, że Morawiecki zgodził się na praworządność już w lipcu, ale ukrywał to przed władzami PiS. Ziobro poczyna sobie coraz bardziej ostro i prowokacyjnie. Sugeruje, że Morawiecki jest „miękiszonem” w negocjacjach z UE. Polska nie schodzi mu z ust, ciągle mówi „patriotyzmie” i „interesie narodowym” — przekonując, że trzeba iść na wojnę z Unią. Formacja prawdziwych wariatów To dość zabawne wzmożenie biorąc pod uwagę unijną aktywność Ziobry w ostatnich latach. Otóż, parę lat temu Ziobro jako europoseł związał się w Parlamencie Europejskim z formacją prawdziwych wariatów, którzy zwali się Europa Wolności i Demokracji (EFD). To była menażeria: zachodni wrogowie polskich pracowników w UE, antysemici kwestionujący Holokaust, tropiciele UFO w krajach członkowskich, fani manifestu politycznego norweskiego zamachowca Andersa Breivika i wielbiciele libijskiego kacyka Muammara Kadafiego. A nade wszystko: w zdecydowanej większości przeciwnicy hojnego budżetu UE dla Polski, który negocjował wówczas rząd Tuska. Wtedy to Ziobrze nie przeszkadzało. Jego poczucia narodowej dumy nie gwałciło nawet to, że współpracował z partią europosła Rolandasa Paksasa, który wiosną 2004 r. w atmosferze oskarżeń o korupcję i współpracę z KGB został usunięty z urzędu prezydenta Litwy. Tuż przed usunięciem z prezydenckiego urzędu odznaczył pośmiertnie najwyższym litewskim odznaczeniem gen. Povilasa Plechavičiusa, który podczas II wojny światowej dowodził podporządkowanymi Niemcom litewskimi formacjami powołanymi do zwalczania Armii Krajowej. Kolegą Ziobry był wówczas także były gwiazdor duńskiego Big Brothera Morten Messerschmidt, przyłapany na używaniu faszystowskiego pozdrowienia „Heil Hitler”. W Europarlamencie Ziobro nie zajmował się wówczas budżetem dla Polski i narodową dumą, tylko tuczył swe osobiste konto. Mówiąc wprost: do niedawna polityka europejska nie była agendą Ziobry. Zmieniło się to, gdy pojawiła się okazja uderzenia w Morawieckiego. To świadoma taktyka, wybór boiska na którym najłatwiej pokonać przeciwnika. Kukiz przestał być chłopem PSL zakończył współpracę z Pawłem Kukizem i jego posłami. Nadszedł więc pamiętny dzień, kiedy Kukiz przestał być chłopem. Kłopoty w wzajemnych relacjach zaczęły w wakacje, kiedy pojawiły się doniesienia, że Kukiz odbywa z prezesem PiS wielogodzinne spotkania. Ludzie prezesa za wszelką cenę robili wtedy wszystko, by znaleźć kogoś, kto zastąpi Zbigniewa Ziobrę i jego ekipę w koalicji. W pierwszym szeregu stanął właśnie Paweł Kukiz. Pakt Kukiz-Kaczyński jednak nie doszedł do skutku, a Ziobro został w koalicji i w rządzie. Czemu zatem w mijającym tygodniu szef ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz podziękował Kukizowi za współpracę? Gwoździem do trumny okazało się głosowanie w Sejmie, w którym kukizowcy zagłosowali za uchwałą PiS, wspierającą działania rządu w negocjacjach dotyczących budżetu unijnego. Kukiz poparł kierunek na weto, jeśli Bruksela nie zrezygnuje z uzależnienie wypłat pomocy od kontroli praworządności. A ludowcy ostro krytykują taką politykę PiS, twierdząc, że to droga do wyprowadzenia Polski z Unii. Tajemnice ostatniej rozmowy Kaczyńskich Kilkanaście dni temu w „Gazecie Wyborczej” pojawił się wywiad, która zelektryzował elektorat negatywnie nastawiony do Jarosława Kaczyńskiego. Sędzia Wojciech Łączewski powiedział w „Wyborczej”, że jest tępiony przez władzę dlatego, że zna zapis ostatniej rozmowy braci Kaczyńskich, która miała miejsce w trakcie lotu prezydenta do Smoleńska. Łączewski twierdzi, że gdyby opinia publiczna poznała zapis tej rozmowy, to zupełnie inaczej oceniałaby sytuację po 10 kwietnia 2010 roku. To jasna sugestia, że Jarosław Kaczyński namawiał swojego brata do lądowania za wszelką cenę. Choć ta teoria jest od dłuższego czasu popularna w kręgach niechętnych obozowi władzy, to Łączewski jest pierwszym, który twierdzi, że w tajnych aktach śledztwa jest stenogram tej rozmowy. W jaki sposób mógł on do niego dotrzeć? Łączewski sądził w jednej ze spraw smoleńskich. Był to wątek poboczny, dotyczący tego, co działo się przed startem samolotu. Jakim cudem sędzia mógł mieć więc dostęp do zapisu rozmowy, do której doszło już w czasie lotu? Łączewski twierdzi, że nagrania te przez przypadek zostały dołączone do akt śledztwa, które trafiło na jego biurko. Powiedział także, że akta z zapisem rozmowy Kaczyńskich trafiły później do prokuratora Józefa Gacka, jednego z prowadzących sprawę smoleńską. Co na to prokurator Gacek? Czy poznamy kiedyś nagranie rozmowy braci? A może Łączewski blefuje?

Obóz władzy idzie na kolizyjny kurs wobec Unii Europejskiej. Zbigniew Ziobro podkręca konflikt wokół budżetu UE, bo chce zatopić Mateusza Morawieckiego.
Minister sprawiedliwości napisał list do premiera. Lider Solidarnej Polski stwierdził w nim, że Bruksela dybie na polską niezależność i nie pozostaje nam nic innego, jak zawetować unijny budżet, jeśli zostanie powiązany z kontrolą praworządności. Premier znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. W obozie władzy nie ma zbyt wielu ludzi, którzy stoją po jego stronie. Morawiecki, który był typowany na następcę Jarosława Kaczyńskiego, przeżywa najcięższe chwile swego premierostwa. Kluczowe w tej historii jest to, że choć Kaczyński nie trawi Ziobry i byłby gotów się go pozbyć, to jednak Ziobro jest do niego o wiele bardziej podobny niż Morawiecki. Dlatego też minister sprawiedliwości lepiej trafia w przekonania prezesa — w sprawie Unii, aborcji czy Kościoła.
Ziobro zdołał przekonać Kaczyńskiego, że Morawiecki okłamywał go w sprawie powiązania budżetu unijnego z praworządnością. Ziobro przekonuje, że Morawiecki zgodził się na praworządność już w lipcu, ale ukrywał to przed władzami PiS. Ziobro poczyna sobie coraz bardziej ostro i prowokacyjnie. Sugeruje, że Morawiecki jest „miękiszonem” w negocjacjach z UE. Polska nie schodzi mu z ust, ciągle mówi „patriotyzmie” i „interesie narodowym” — przekonując, że trzeba iść na wojnę z Unią.

Formacja prawdziwych wariatów

To dość zabawne wzmożenie biorąc pod uwagę unijną aktywność Ziobry w ostatnich latach. Otóż, parę lat temu Ziobro jako europoseł związał się w Parlamencie Europejskim z formacją prawdziwych wariatów, którzy zwali się Europa Wolności i Demokracji (EFD). To była menażeria: zachodni wrogowie polskich pracowników w UE, antysemici kwestionujący Holokaust, tropiciele UFO w krajach członkowskich, fani manifestu politycznego norweskiego zamachowca Andersa Breivika i wielbiciele libijskiego kacyka Muammara Kadafiego. A nade wszystko: w zdecydowanej większości przeciwnicy hojnego budżetu UE dla Polski, który negocjował wówczas rząd Tuska.
Wtedy to Ziobrze nie przeszkadzało. Jego poczucia narodowej dumy nie gwałciło nawet to, że współpracował z partią europosła Rolandasa Paksasa, który wiosną 2004 r. w atmosferze oskarżeń o korupcję i współpracę z KGB został usunięty z urzędu prezydenta Litwy. Tuż przed usunięciem z prezydenckiego urzędu odznaczył pośmiertnie najwyższym litewskim odznaczeniem gen. Povilasa Plechavičiusa, który podczas II wojny światowej dowodził podporządkowanymi Niemcom litewskimi formacjami powołanymi do zwalczania Armii Krajowej. Kolegą Ziobry był wówczas także były gwiazdor duńskiego Big Brothera Morten Messerschmidt, przyłapany na używaniu faszystowskiego pozdrowienia „Heil Hitler”.
W Europarlamencie Ziobro nie zajmował się wówczas budżetem dla Polski i narodową dumą, tylko tuczył swe osobiste konto. Mówiąc wprost: do niedawna polityka europejska nie była agendą Ziobry. Zmieniło się to, gdy pojawiła się okazja uderzenia w Morawieckiego. To świadoma taktyka, wybór boiska na którym najłatwiej pokonać przeciwnika.

Kukiz przestał być chłopem

PSL zakończył współpracę z Pawłem Kukizem i jego posłami. Nadszedł więc pamiętny dzień, kiedy Kukiz przestał być chłopem. Kłopoty w wzajemnych relacjach zaczęły w wakacje, kiedy pojawiły się doniesienia, że Kukiz odbywa z prezesem PiS wielogodzinne spotkania. Ludzie prezesa za wszelką cenę robili wtedy wszystko, by znaleźć kogoś, kto zastąpi Zbigniewa Ziobrę i jego ekipę w koalicji. W pierwszym szeregu stanął właśnie Paweł Kukiz. Pakt Kukiz-Kaczyński jednak nie doszedł do skutku, a Ziobro został w koalicji i w rządzie.
Czemu zatem w mijającym tygodniu szef ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz podziękował Kukizowi za współpracę? Gwoździem do trumny okazało się głosowanie w Sejmie, w którym kukizowcy zagłosowali za uchwałą PiS, wspierającą działania rządu w negocjacjach dotyczących budżetu unijnego. Kukiz poparł kierunek na weto, jeśli Bruksela nie zrezygnuje z uzależnienie wypłat pomocy od kontroli praworządności. A ludowcy ostro krytykują taką politykę PiS, twierdząc, że to droga do wyprowadzenia Polski z Unii.

Tajemnice ostatniej rozmowy Kaczyńskich

Kilkanaście dni temu w „Gazecie Wyborczej” pojawił się wywiad, która zelektryzował elektorat negatywnie nastawiony do Jarosława Kaczyńskiego. Sędzia Wojciech Łączewski powiedział w „Wyborczej”, że jest tępiony przez władzę dlatego, że zna zapis ostatniej rozmowy braci Kaczyńskich, która miała miejsce w trakcie lotu prezydenta do Smoleńska. Łączewski twierdzi, że gdyby opinia publiczna poznała zapis tej rozmowy, to zupełnie inaczej oceniałaby sytuację po 10 kwietnia 2010 roku. To jasna sugestia, że Jarosław Kaczyński namawiał swojego brata do lądowania za wszelką cenę. Choć ta teoria jest od dłuższego czasu popularna w kręgach niechętnych obozowi władzy, to Łączewski jest pierwszym, który twierdzi, że w tajnych aktach śledztwa jest stenogram tej rozmowy. W jaki sposób mógł on do niego dotrzeć?
Łączewski sądził w jednej ze spraw smoleńskich. Był to wątek poboczny, dotyczący tego, co działo się przed startem samolotu. Jakim cudem sędzia mógł mieć więc dostęp do zapisu rozmowy, do której doszło już w czasie lotu? Łączewski twierdzi, że nagrania te przez przypadek zostały dołączone do akt śledztwa, które trafiło na jego biurko. Powiedział także, że akta z zapisem rozmowy Kaczyńskich trafiły później do prokuratora Józefa Gacka, jednego z prowadzących sprawę smoleńską. Co na to prokurator Gacek? Czy poznamy kiedyś nagranie rozmowy braci? A może Łączewski blefuje?

#66 - Morawiecki dociśnięty do ściany idzie na wojnę z Unią Europejską. „Żona Zbigniewa Ziobry jest głównym ośrodkiem polityki europejskiej w naszym kraju.”
2020-11-21 16:04:12

Kiedy Mateusz Morawiecki zostawał premierem, stał się nadzieją Jarosława Kaczyńskiego na unormowanie szorstkich relacji z Unią Europejską i zagwarantowanie, że Bruksela nie będzie blokować kontrowersyjnych działań PiS, choćby w prokuraturze, sądach czy mediach. Morawiecki rzeczywiście budował swój wizerunek jako polityka skutecznego na arenie unijnej. Latem minionego roku opowiadał, że wybór Ursuli von der Leyen na szefową Komisji Europejskiej to jego osobisty sukces — wybór Niemki miał oznaczać koniec kłopotów PiS w relacjach z Unią Europejską. Rok później, w lipcu 2020 roku, kiedy na szczycie Rady Europejskiej toczyły się rozmowy dotyczące powiązania wypłat pieniędzy z budżetu Unii Europejskiej z oceną praworządności w krajach członkowskich, premier zapewniał prezesa, że osiągnął kolejny sukces i żadnej oceny sytuacji w Polsce ani blokowania nam pieniędzy nie będzie. Po czym nadeszła jesień 2020 roku, która okazała się dla premiera niemal jesienią średniowiecza. Otóż Mateusz Morawiecki — a wraz z nim cały PiS — dowiedział się, że przygotowywany projekt budżetu Unii Europejskiej powiązany będzie z praworządnością. W tej sytuacji Morawiecki stwierdził, że zostaliśmy oszukani przez złą Unię i przyjął bardzo ostrą retorykę antyunijną. Jego ostatnie wystąpienie sejmowej można śmiało traktować jako najbardziej antyunijne w dziejach parlamentu. Mateusz Morawiecki miał być lekiem na całe zło w kontaktach z Unią Europejską, a dziś mamy groźbę weta budżetu unijnego ze strony Polski i mocno radykalizujący się obóz władzy. Morawiecki miał zostać pierwszym zastępcą prezesa PiS i przyszłym liderem partii, a dziś jego notowania w obozie władzy lecą na łeb na szyję. Czy premier wyjdzie z tego obronną ręką? Władza szczuje na Unię Kłopoty Morawieckiego są na rękę ministrowi sprawiedliwości. Zbigniew Ziobro wraz ze swoimi współpracownikami przeżywa właśnie czasy tryumfu. Antyunijna retoryka Solidarnej Polski staje się stanowiskiem rządu PiS wobec Unii Europejskiej. Ziobro wyczekał moment, kiedy Morawieckiemu powinęła się noga w Brukseli i docisnął premiera do ściany. Ziobro czuje się pewnie. Przez ostatnie tygodnie sprawdzał, czy Kaczyńskiemu uda się spełnić pogróżki, że znajdzie do koalicji inną formację na miejsce Solidarnej Polski. Nie udało się — Ziobro wie, że prezes bez niego większości miał nie będzie. Ziobro może szarżować, stał się recenzentem, dyktującym politykę europejską. A Morawiecki stał się zakładnikiem Ziobry i dlatego idzie na wojnę z Brukselą. W ten sposób obóz władzy przeprowadza operację na naszej świadomości: celowo wywołuje antyunijne nastroje, oskarża UE o wszystko co najgorsze, obrzydza ją. Do przygotowanie do klęski w negocjacjach budżetowych, którą PiS będzie prezentować jako zwycięstwo nad siłami zła. Kto jest dziś tak naprawdę realnym ośrodkiem myśli europejskiej w naszym kraju? Czyżby żona Ziobry? Kaczyński popsuł negocjacje budżetowe z Unią W całej tej układance władzy, najważniejszy jest wciąż oczywiście Jarosław Kaczyński. Jednak wiara w nieomylność prezesa powoli zaczyna odchodzić w przeszłość nawet na szczytach PiS. W ostatnich dniach prezes znów pokazał swą agresywną twarz — zaatakował posłów opozycji, zarzucając im, że mają krew na rękach, wyprowadzając ludzi na ulicę. Szkopuł w tym, że to prezes, wydając Trybunałowi Konstytucyjnemu nakaz zaostrzenia przepisów w sprawie aborcji zachęcił ludzi do protestów. To także prezes poważnie przyczynił się do kłopotów w kwestii unijnego budżetu. W połowie października Kaczyński udzielił wywiadu „Gazecie Polskiej”, w którym powiedział, że Unia Europejska jest gorsza od ZSRR, a jeśli budżet unijny zostanie powiązany z praworządnością, to Polska go zawetuje. Zrobił to dlatego, że Ziobro przekonał go, iż Morawiecki go oszukał, powtarzając, że wszystko jest z Brukselą dogadane. Kaczyński tym wywiadem wywrócił rozmowy między polskim rządem a Unią w sprawie rozmycia kontroli praworządności. Unijni negocjatorzy uznali, że z prezesem nie da się dogadać i postanowili pójść na rękę krajom, które — jak Holandia, czy Francja — chcą kontrolować praworządność w Polsce.

Kiedy Mateusz Morawiecki zostawał premierem, stał się nadzieją Jarosława Kaczyńskiego na unormowanie szorstkich relacji z Unią Europejską i zagwarantowanie, że Bruksela nie będzie blokować kontrowersyjnych działań PiS, choćby w prokuraturze, sądach czy mediach. Morawiecki rzeczywiście budował swój wizerunek jako polityka skutecznego na arenie unijnej. Latem minionego roku opowiadał, że wybór Ursuli von der Leyen na szefową Komisji Europejskiej to jego osobisty sukces — wybór Niemki miał oznaczać koniec kłopotów PiS w relacjach z Unią Europejską.
Rok później, w lipcu 2020 roku, kiedy na szczycie Rady Europejskiej toczyły się rozmowy dotyczące powiązania wypłat pieniędzy z budżetu Unii Europejskiej z oceną praworządności w krajach członkowskich, premier zapewniał prezesa, że osiągnął kolejny sukces i żadnej oceny sytuacji w Polsce ani blokowania nam pieniędzy nie będzie. Po czym nadeszła jesień 2020 roku, która okazała się dla premiera niemal jesienią średniowiecza. Otóż Mateusz Morawiecki — a wraz z nim cały PiS — dowiedział się, że przygotowywany projekt budżetu Unii Europejskiej powiązany będzie z praworządnością. W tej sytuacji Morawiecki stwierdził, że zostaliśmy oszukani przez złą Unię i przyjął bardzo ostrą retorykę antyunijną. Jego ostatnie wystąpienie sejmowej można śmiało traktować jako najbardziej antyunijne w dziejach parlamentu.
Mateusz Morawiecki miał być lekiem na całe zło w kontaktach z Unią Europejską, a dziś mamy groźbę weta budżetu unijnego ze strony Polski i mocno radykalizujący się obóz władzy. Morawiecki miał zostać pierwszym zastępcą prezesa PiS i przyszłym liderem partii, a dziś jego notowania w obozie władzy lecą na łeb na szyję. Czy premier wyjdzie z tego obronną ręką?

Władza szczuje na Unię

Kłopoty Morawieckiego są na rękę ministrowi sprawiedliwości. Zbigniew Ziobro wraz ze swoimi współpracownikami przeżywa właśnie czasy tryumfu. Antyunijna retoryka Solidarnej Polski staje się stanowiskiem rządu PiS wobec Unii Europejskiej. Ziobro wyczekał moment, kiedy Morawieckiemu powinęła się noga w Brukseli i docisnął premiera do ściany.
Ziobro czuje się pewnie. Przez ostatnie tygodnie sprawdzał, czy Kaczyńskiemu uda się spełnić pogróżki, że znajdzie do koalicji inną formację na miejsce Solidarnej Polski. Nie udało się — Ziobro wie, że prezes bez niego większości miał nie będzie. Ziobro może szarżować, stał się recenzentem, dyktującym politykę europejską. A Morawiecki stał się zakładnikiem Ziobry i dlatego idzie na wojnę z Brukselą. W ten sposób obóz władzy przeprowadza operację na naszej świadomości: celowo wywołuje antyunijne nastroje, oskarża UE o wszystko co najgorsze, obrzydza ją. Do przygotowanie do klęski w negocjacjach budżetowych, którą PiS będzie prezentować jako zwycięstwo nad siłami zła. Kto jest dziś tak naprawdę realnym ośrodkiem myśli europejskiej w naszym kraju? Czyżby żona Ziobry?

Kaczyński popsuł negocjacje budżetowe z Unią

W całej tej układance władzy, najważniejszy jest wciąż oczywiście Jarosław Kaczyński. Jednak wiara w nieomylność prezesa powoli zaczyna odchodzić w przeszłość nawet na szczytach PiS. W ostatnich dniach prezes znów pokazał swą agresywną twarz — zaatakował posłów opozycji, zarzucając im, że mają krew na rękach, wyprowadzając ludzi na ulicę. Szkopuł w tym, że to prezes, wydając Trybunałowi Konstytucyjnemu nakaz zaostrzenia przepisów w sprawie aborcji zachęcił ludzi do protestów. To także prezes poważnie przyczynił się do kłopotów w kwestii unijnego budżetu. W połowie października Kaczyński udzielił wywiadu „Gazecie Polskiej”, w którym powiedział, że Unia Europejska jest gorsza od ZSRR, a jeśli budżet unijny zostanie powiązany z praworządnością, to Polska go zawetuje. Zrobił to dlatego, że Ziobro przekonał go, iż Morawiecki go oszukał, powtarzając, że wszystko jest z Brukselą dogadane. Kaczyński tym wywiadem wywrócił rozmowy między polskim rządem a Unią w sprawie rozmycia kontroli praworządności. Unijni negocjatorzy uznali, że z prezesem nie da się dogadać i postanowili pójść na rękę krajom, które — jak Holandia, czy Francja — chcą kontrolować praworządność w Polsce.

#65 - Kardynał typowany na ojca chrzestnego lobby kryjącego pedofilię w polskim Kościele
2020-11-14 16:29:32

Co roku, 11 listopada od kilkunastu lat organizowany jest Marsz Niepodległości. Tym razem, ze względu na pandemię, miało być inaczej. Organizatorzy — przekonując, że pragną zapewnić uczestnikom większe bezpieczeństwo — zaproponowali przejazd samochodami zamiast marszu. Na miejscu okazało się jednak, że zmotoryzowany marsz to oszustwo. Oczywiście, utworzyła się kawalkada aut. Ale — po pierwsze — trudno było się do niej dostać, ze względu na policyjne zasieki. A po drugie, na Rondzie Dmowskiego — skąd startował marsz — pojawiły się tabuny ludzi, chętnych do pieszego przemarszu, nielegalnego przemarszu. To nie przypadek — w wąskich uliczkach nieopodal centrum, zatrzymywały się vany, z których wysiadali muskularni panowie w strojach sportowych. Nie zapowiadało to świętowania, a raczej zadymy. I rzeczywiście — na warszawskich ulicach doszło do poważnych zamieszek. Muskularni panowie kilkakrotnie starli się z policją. Ucierpiały osoby postronne, w tym dziennikarze. Jeden z fotoreporterów, Tomasz Gutry z „Tygodnika Solidarność”, został raniony w twarz, po strzale przez policjantów z broni gładkolufowej. Kilku dziennikarzy na własnej skórze odczuło, co znaczy uderzenie z policyjnej pałki i jakie zastosowanie ma gaz łzawiący. Czy Jarosław Kaczyński zdał pierwszy test w roli wicepremiera do spraw bezpieczeństwa? Czy PiS flirtuje z narodowcami? W jakim celu, dzień po Marszu Niepodległości, na Nowogrodzkiej spotkał się obóz władzy? Jarosław Kaczyński od lat powtarza, że Kościół jest w Polsce jedynym depozytariuszem wartości, a ten, kto w to nie wierzy, jest nihilistą. Równocześnie jednak, Kościół od jakiegoś czasu jest w kryzysie, a na jaw wychodzą coraz to nowe fakty, związane z czynami pedofilskimi, których dopuszczali się księża. W mijającym tygodniu, na antenie TVN, pojawił się wstrząsający dokument „Don Stanislao” o kardynale Stanisławie Dziwiszu. Z kolei Watykan wydał raport dotyczący byłego amerykańskiej kardynała Theodore'a McCarricka, który przez lata był podejrzewany o czyny pedofilskie. Także za kontakty seksualne z nieletnimi drastycznie ukarany został przez Watykan legendarny metropolita wrocławski kardynał Henryk Gulbinowicz — nie ma prawa używać kardynalskich insygniów, stracił prawo do okazałego pogrzebu i pochówku w katedrze. Bardzo ostre zachowanie Watykanu wobec Henryka Gulbinowicza może wskazywać na to, że jest on typowany na jednego z „cappo di tutti capi” — czyli ojca chrzestnego — lobby kryjącego ekscesy seksualne w polskim w Kościele. To uderzenie w patrona układu księży i biskupów, którzy mieli coś na sumieniu w sprawach seksualnych. Wychowankami Gulbinowicza są  m.in . abp Sławoj Leszek Głódź oraz bp Edward Janiak, którzy znaleźli się pod lupą Watykanu w sprawach dotyczących tuszowania pedofilii.  Co z tych wszystkich historii wynika dla sytuacji w polskim Kościele? Czy to kłopot dla Kaczyńskiego tak wierzącego, że Kościół pomoże mu zachować władzę? Kilka miesięcy temu, gdy premier Mateusz Morawiecki wrócił z Brukseli po negocjacjach dotyczących budżetu unijnego, zapewniał, że wszystko układa się świetnie i przy rozdziale pomocy instytucje UE nie będą się kierować oceną praworządności. To było kluczowe, bo PiS ma wedle kryteriów unijnych problem z praworządnością, dlatego, że podporządkowuje sobie instytucje, które powinny pozostać niezależne od polityków, choćby sądy i Trybunał Konstytucyjny. Dziś okazuje sie jednak, że budżet unijny może być powiązany z praworządnością, co grozi Polsce utratą ogromnych pieniędzy, w tym funduszy na odbudowę po koronawirusie. Rządzący grożą Brukseli, że jeśli nie zrezygnuje z kryterium praworządności, to zawetują budżet. Według PiS to fantastyczne rozwiązanie, bo bez budżetu będzie obowiązywać prowizorium budżetowe, które — jak twierdzą — będzie dla nas o wiele bardziej korzystne. Wiele wskazuje jednak na to, że głęboko się mylą i w razie konfliktu możemy zostać bez pieniędzy. Za nami także wybory w Stanach Zjednoczonych. To kolejny realny problem dla partii rządzącej. Przez ostatnie lata to nie Stany Zjednoczone były naszym głównym sojusznikiem, a prezydent Donald Trump, na którego stawiało PiS. Dziś może się to okazać wielkim błędem tej ekipy, bo wszystko wskazuje na to, że prezydentem USA zostanie Joe Biden, kandydat Demokratów — bardzo krytycznych wobec PiS. Kim jest Madeleine Albright, która będzie miała ogromny wpływ na politykę Bidena wobec naszego regionu? Dlaczego może to oznaczać kłopoty dla naszego kraju? Dlaczego dzisiejsza polityka międzynarodowa PiS tak bardzo różni się tej, jaką uprawiał w trakcie swojej prezydentury Lech Kaczyński?

Co roku, 11 listopada od kilkunastu lat organizowany jest Marsz Niepodległości. Tym razem, ze względu na pandemię, miało być inaczej. Organizatorzy — przekonując, że pragną zapewnić uczestnikom większe bezpieczeństwo — zaproponowali przejazd samochodami zamiast marszu.
Na miejscu okazało się jednak, że zmotoryzowany marsz to oszustwo. Oczywiście, utworzyła się kawalkada aut. Ale — po pierwsze — trudno było się do niej dostać, ze względu na policyjne zasieki. A po drugie, na Rondzie Dmowskiego — skąd startował marsz — pojawiły się tabuny ludzi, chętnych do pieszego przemarszu, nielegalnego przemarszu. To nie przypadek — w wąskich uliczkach nieopodal centrum, zatrzymywały się vany, z których wysiadali muskularni panowie w strojach sportowych. Nie zapowiadało to świętowania, a raczej zadymy. I rzeczywiście — na warszawskich ulicach doszło do poważnych zamieszek. Muskularni panowie kilkakrotnie starli się z policją. Ucierpiały osoby postronne, w tym dziennikarze. Jeden z fotoreporterów, Tomasz Gutry z „Tygodnika Solidarność”, został raniony w twarz, po strzale przez policjantów z broni gładkolufowej. Kilku dziennikarzy na własnej skórze odczuło, co znaczy uderzenie z policyjnej pałki i jakie zastosowanie ma gaz łzawiący.
Czy Jarosław Kaczyński zdał pierwszy test w roli wicepremiera do spraw bezpieczeństwa? Czy PiS flirtuje z narodowcami? W jakim celu, dzień po Marszu Niepodległości, na Nowogrodzkiej spotkał się obóz władzy?

Jarosław Kaczyński od lat powtarza, że Kościół jest w Polsce jedynym depozytariuszem wartości, a ten, kto w to nie wierzy, jest nihilistą. Równocześnie jednak, Kościół od jakiegoś czasu jest w kryzysie, a na jaw wychodzą coraz to nowe fakty, związane z czynami pedofilskimi, których dopuszczali się księża. W mijającym tygodniu, na antenie TVN, pojawił się wstrząsający dokument „Don Stanislao” o kardynale Stanisławie Dziwiszu. Z kolei Watykan wydał raport dotyczący byłego amerykańskiej kardynała Theodore'a McCarricka, który przez lata był podejrzewany o czyny pedofilskie. Także za kontakty seksualne z nieletnimi drastycznie ukarany został przez Watykan legendarny metropolita wrocławski kardynał Henryk Gulbinowicz — nie ma prawa używać kardynalskich insygniów, stracił prawo do okazałego pogrzebu i pochówku w katedrze.
Bardzo ostre zachowanie Watykanu wobec Henryka Gulbinowicza może wskazywać na to, że jest on typowany na jednego z „cappo di tutti capi” — czyli ojca chrzestnego — lobby kryjącego ekscesy seksualne w polskim w Kościele. To uderzenie w patrona układu księży i biskupów, którzy mieli coś na sumieniu w sprawach seksualnych. Wychowankami Gulbinowicza są m.in. abp Sławoj Leszek Głódź oraz bp Edward Janiak, którzy znaleźli się pod lupą Watykanu w sprawach dotyczących tuszowania pedofilii.
 Co z tych wszystkich historii wynika dla sytuacji w polskim Kościele? Czy to kłopot dla Kaczyńskiego tak wierzącego, że Kościół pomoże mu zachować władzę?

Kilka miesięcy temu, gdy premier Mateusz Morawiecki wrócił z Brukseli po negocjacjach dotyczących budżetu unijnego, zapewniał, że wszystko układa się świetnie i przy rozdziale pomocy instytucje UE nie będą się kierować oceną praworządności. To było kluczowe, bo PiS ma wedle kryteriów unijnych problem z praworządnością, dlatego, że podporządkowuje sobie instytucje, które powinny pozostać niezależne od polityków, choćby sądy i Trybunał Konstytucyjny. Dziś okazuje sie jednak, że budżet unijny może być powiązany z praworządnością, co grozi Polsce utratą ogromnych pieniędzy, w tym funduszy na odbudowę po koronawirusie. Rządzący grożą Brukseli, że jeśli nie zrezygnuje z kryterium praworządności, to zawetują budżet. Według PiS to fantastyczne rozwiązanie, bo bez budżetu będzie obowiązywać prowizorium budżetowe, które — jak twierdzą — będzie dla nas o wiele bardziej korzystne. Wiele wskazuje jednak na to, że głęboko się mylą i w razie konfliktu możemy zostać bez pieniędzy. Za nami także wybory w Stanach Zjednoczonych. To kolejny realny problem dla partii rządzącej. Przez ostatnie lata to nie Stany Zjednoczone były naszym głównym sojusznikiem, a prezydent Donald Trump, na którego stawiało PiS. Dziś może się to okazać wielkim błędem tej ekipy, bo wszystko wskazuje na to, że prezydentem USA zostanie Joe Biden, kandydat Demokratów — bardzo krytycznych wobec PiS. Kim jest Madeleine Albright, która będzie miała ogromny wpływ na politykę Bidena wobec naszego regionu? Dlaczego może to oznaczać kłopoty dla naszego kraju? Dlaczego dzisiejsza polityka międzynarodowa PiS tak bardzo różni się tej, jaką uprawiał w trakcie swojej prezydentury Lech Kaczyński?

#64 - Kaczyński się skrył, nie pomaga w walce z wirusem. Posłowie PiS zwątpili w geniusz prezesa
2020-11-07 16:21:27

Koronawirus uderza w nas z coraz większą siłą. Rząd wprowadza kolejne ograniczenia, ale wciąż nie zamyka nas w domach. Ta groźba jednak ciągle nad nami wisi. A co słychać u liderów Zjednoczonej Prawicy? Prezydent chowa się za spódnicami Pierwszej Damy i Pierwszej Córki, Zbigniew Ziobro się izoluje w obawie przed zakażeniem, zaś Jarosław Kaczyński zamiast zajmować się wirusem, otwiera kolejne pola konfliktu. Z pandemią walczy tylko Mateusz Morawiecki, choć podejmuje decyzje nagłe i chaotyczne. Czy wprowadzać pełny lockdown? Spór w rządzie Od soboty zamknięte są galerie handlowe, restauracje i obiekty kultury. Od poniedziałku natomiast najmłodsze dzieci ze szkół przechodzą na nauczanie zdalne. Obóz władzy połapał się w końcu, że sytuacja jest niebywale poważna, a dalsze zaklinanie rzeczywistości nic nie pomoże. W rządzie toczy się w tej chwili fundamentalny spór o to, czy wprowadzać pełny lockdown. Zwolennikiem takiego rozwiązania jest minister zdrowia Adam Niedzielski, coraz bardziej skłania się ku temu także premier Mateusz Morawiecki. Przeciwnikiem z pewnością jest Jarosław Gowin. A co z liderami Zjednoczonej Prawicy? Prezydent się schował, Zbigniew Ziobro się izoluje w obawie przed koronawirusem, zaś prezes Kaczyński zamiast zajmować się walką z pandemią, otwiera kolejne pola konfliktu. Rząd określił, że jeśli liczba dziennych zachorowań będzie wahać się w okolicach 75 przypadków na 100 tysięcy mieszkańców, to czeka nas pełne zamknięcie. Czym tak naprawdę będzie narodowa kwarantanna? Z jakich danych przy podejmowaniu decyzji dotyczących walki z koronawirusem korzysta rząd? Czy wprowadzane ograniczenia świadczą o tym, że obóz władzy ma wiarygodny plan walki o nasze zdrowie i życie? Trzy konflikty Kaczyńskiego. Prezes musiał się poddać W ciągu pół roku pandemii prezes Kaczyński zdążył wygenerować trzy poważne konflikty: o wybory korespondencyjne (z Gowinem), o ustawę chroniącą zwierzęta (z Ziobrą i częścią PiS) oraz o aborcję (z większością opinii publicznej). W każdym z tych przypadków musiał się cofnąć — to wydarzenie bez precedensu, bo Kaczyński nie cofa się prawie nigdy. Ale takie działanie prezesa prowadzi do chaosu. W tej chwili nie wiadomo, jakie przepisy dotyczące aborcji obowiązują w Polsce. Rząd stosuje metodę, którą wykorzystywał już w latach 2015-16, kiedy PiS walczył z ówczesnym prezesem Trybunału Konstytucyjnego, Andrzejem Rzeplińskim i nie drukował w Dzienniku Ustaw części orzeczeń, które utrudniłyby walkę z TK. Dziś to samo działanie podejmowane jest w sytuacji, gdy Trybunałem rządzi Julia Przyłębska, ulubiona towarzyszka biesiad prezesa Kaczyńskiego. Czemu PiS nie drukuje orzeczenia TK w sprawie zaostrzenia aborcji, które wszak Kaczyński zlecił Przyłębskiej? To efekt ostrych ulicznych protestów w całej Polsce. Wstrzymując druk orzeczenia, Kaczyński gra na czas. Tyle, że ściąga w ten sposób na siebie ataki Kościoła — a zatem jest na dobrej drodze, by stracić wdzięczność biskupów, wdzięcznych mu za decyzję TK. Prezes staje się mistrzem szukania doraźnych recept na fundamentalne kłopoty, które sam wygenerował. Równie chybotliwy jest prezydent. Zaraz po orzeczeniu Trybunału, Andrzej Duda stwierdził, że zawsze tego pragnął. Jednak gdy na ulice wyszli ludzie, prezydent się wystraszył konsekwencji. Do gry wkroczyła wtedy Marianna Rowińska, szara eminencja w Pałacu Prezydenckim. Kiedyś dobierała ubranie Pierwszej Parze, a dziś jest niemal przyjaciółką Dudów i ma ambicje wpływania na wizerunek prezydenta. Z różnym skutkiem — wiele wskazuje na to, że to ona w kampanii wyborczej wymyśliła nieszczęsny prezydencki rap „Ostry cień mgły”. Tym razem Rowińska postanowiła odseparować Dudów od Trybunału. Nieoficjalnie wiadomo, że to ona pomagała przygotowywać wystąpienia, w których Agata Duda i Kinga Duda zdystansowały się od zaostrzenia prawa aborcyjnego. W sprawie aborcji Andrzej Duda skrył się za ich spódnicami. Dopiero kiedy jego żona i córka zabrały głos, prezydent złożył projekt ustawy, który ma łagodzić orzeczenie TK. Tyle, że planowane posiedzenie, na którym Sejm miałby zajmować się tą ustawą, zostało nagle odwołane. Powód? Klub PiS bardzo mocno się podzielił — po prostu nie ma większości dla projektu Dudów i Rowińskiej. W dodatku po przedstawieniu projektu ustawy prezydenta zaczął atakować Kościół i środowiska pro-life. Co na to prezes Kaczyński? Czy dał zielone światło do takiego działania prezydenta? Czy stracił pełną kontrolę nad obozem władzy? Czy Zjednoczona Prawica może stracić większość w Sejmie? Kaczyński osłabiony Obóz władzy, po tych wszystkich tarciach i kontrowersyjnych ruchach Jarosława Kaczyńskiego, nie jest już taki sam. Krążą słuchy, że grupa posłów związana z były ministrem rolnictwa Janem Krzysztofem Ardanowskim może wyjść z PiS. To mogłoby oznaczać utratę przez Zjednoczoną Prawicę większości w Sejmie, bo dziś rząd dysponuje kruchą większością 5 mandatów. Czy to realna groźba? A może posłowie niezadowoleni z rządów Kaczyńskiego probują po prostu wzmocnić swą pozycję korzystając z niespotykanego osłabienia prezesa?
Koronawirus uderza w nas z coraz większą siłą. Rząd wprowadza kolejne ograniczenia, ale wciąż nie zamyka nas w domach. Ta groźba jednak ciągle nad nami wisi. A co słychać u liderów Zjednoczonej Prawicy? Prezydent chowa się za spódnicami Pierwszej Damy i Pierwszej Córki, Zbigniew Ziobro się izoluje w obawie przed zakażeniem, zaś Jarosław Kaczyński zamiast zajmować się wirusem, otwiera kolejne pola konfliktu. Z pandemią walczy tylko Mateusz Morawiecki, choć podejmuje decyzje nagłe i chaotyczne.

Czy wprowadzać pełny lockdown? Spór w rządzie

Od soboty zamknięte są galerie handlowe, restauracje i obiekty kultury. Od poniedziałku natomiast najmłodsze dzieci ze szkół przechodzą na nauczanie zdalne. Obóz władzy połapał się w końcu, że sytuacja jest niebywale poważna, a dalsze zaklinanie rzeczywistości nic nie pomoże. W rządzie toczy się w tej chwili fundamentalny spór o to, czy wprowadzać pełny lockdown. Zwolennikiem takiego rozwiązania jest minister zdrowia Adam Niedzielski, coraz bardziej skłania się ku temu także premier Mateusz Morawiecki. Przeciwnikiem z pewnością jest Jarosław Gowin. A co z liderami Zjednoczonej Prawicy? Prezydent się schował, Zbigniew Ziobro się izoluje w obawie przed koronawirusem, zaś prezes Kaczyński zamiast zajmować się walką z pandemią, otwiera kolejne pola konfliktu. Rząd określił, że jeśli liczba dziennych zachorowań będzie wahać się w okolicach 75 przypadków na 100 tysięcy mieszkańców, to czeka nas pełne zamknięcie. Czym tak naprawdę będzie narodowa kwarantanna? Z jakich danych przy podejmowaniu decyzji dotyczących walki z koronawirusem korzysta rząd? Czy wprowadzane ograniczenia świadczą o tym, że obóz władzy ma wiarygodny plan walki o nasze zdrowie i życie?

Trzy konflikty Kaczyńskiego. Prezes musiał się poddać

W ciągu pół roku pandemii prezes Kaczyński zdążył wygenerować trzy poważne konflikty: o wybory korespondencyjne (z Gowinem), o ustawę chroniącą zwierzęta (z Ziobrą i częścią PiS) oraz o aborcję (z większością opinii publicznej). W każdym z tych przypadków musiał się cofnąć — to wydarzenie bez precedensu, bo Kaczyński nie cofa się prawie nigdy. Ale takie działanie prezesa prowadzi do chaosu. W tej chwili nie wiadomo, jakie przepisy dotyczące aborcji obowiązują w Polsce. Rząd stosuje metodę, którą wykorzystywał już w latach 2015-16, kiedy PiS walczył z ówczesnym prezesem Trybunału Konstytucyjnego, Andrzejem Rzeplińskim i nie drukował w Dzienniku Ustaw części orzeczeń, które utrudniłyby walkę z TK. Dziś to samo działanie podejmowane jest w sytuacji, gdy Trybunałem rządzi Julia Przyłębska, ulubiona towarzyszka biesiad prezesa Kaczyńskiego. Czemu PiS nie drukuje orzeczenia TK w sprawie zaostrzenia aborcji, które wszak Kaczyński zlecił Przyłębskiej? To efekt ostrych ulicznych protestów w całej Polsce. Wstrzymując druk orzeczenia, Kaczyński gra na czas. Tyle, że ściąga w ten sposób na siebie ataki Kościoła — a zatem jest na dobrej drodze, by stracić wdzięczność biskupów, wdzięcznych mu za decyzję TK. Prezes staje się mistrzem szukania doraźnych recept na fundamentalne kłopoty, które sam wygenerował. Równie chybotliwy jest prezydent. Zaraz po orzeczeniu Trybunału, Andrzej Duda stwierdził, że zawsze tego pragnął. Jednak gdy na ulice wyszli ludzie, prezydent się wystraszył konsekwencji. Do gry wkroczyła wtedy Marianna Rowińska, szara eminencja w Pałacu Prezydenckim. Kiedyś dobierała ubranie Pierwszej Parze, a dziś jest niemal przyjaciółką Dudów i ma ambicje wpływania na wizerunek prezydenta. Z różnym skutkiem — wiele wskazuje na to, że to ona w kampanii wyborczej wymyśliła nieszczęsny prezydencki rap „Ostry cień mgły”. Tym razem Rowińska postanowiła odseparować Dudów od Trybunału. Nieoficjalnie wiadomo, że to ona pomagała przygotowywać wystąpienia, w których Agata Duda i Kinga Duda zdystansowały się od zaostrzenia prawa aborcyjnego. W sprawie aborcji Andrzej Duda skrył się za ich spódnicami. Dopiero kiedy jego żona i córka zabrały głos, prezydent złożył projekt ustawy, który ma łagodzić orzeczenie TK. Tyle, że planowane posiedzenie, na którym Sejm miałby zajmować się tą ustawą, zostało nagle odwołane. Powód? Klub PiS bardzo mocno się podzielił — po prostu nie ma większości dla projektu Dudów i Rowińskiej. W dodatku po przedstawieniu projektu ustawy prezydenta zaczął atakować Kościół i środowiska pro-life. Co na to prezes Kaczyński? Czy dał zielone światło do takiego działania prezydenta? Czy stracił pełną kontrolę nad obozem władzy?
Czy Zjednoczona Prawica może stracić większość w Sejmie?

Kaczyński osłabiony

Obóz władzy, po tych wszystkich tarciach i kontrowersyjnych ruchach Jarosława Kaczyńskiego, nie jest już taki sam. Krążą słuchy, że grupa posłów związana z były ministrem rolnictwa Janem Krzysztofem Ardanowskim może wyjść z PiS. To mogłoby oznaczać utratę przez Zjednoczoną Prawicę większości w Sejmie, bo dziś rząd dysponuje kruchą większością 5 mandatów. Czy to realna groźba? A może posłowie niezadowoleni z rządów Kaczyńskiego probują po prostu wzmocnić swą pozycję korzystając z niespotykanego osłabienia prezesa?

#63 - W PiS nikt nie ma kontroli nad tym, co robi Kaczyński. „Partyjni towarzysze prezesa są zszokowani”
2020-10-31 15:46:36

Sytuacja związana z pandemią koronawirusa stała się bardzo niebezpieczna. Mamy ponad 20 tysięcy zakażeń i ponad 200 zgonów dziennie. Jeszcze pod koniec września podczas wizyty w Watykanie prezydent Andrzej Duda przekonywał: „Pandemia jest pod kontrolą w naszym kraju, podkreślam to od samego początku. Jest wzrost zachorowań, ale nie ma dzisiaj żadnego zagrożenia wybuchem, jest wzrost, który był przewidywany. Możemy się spodziewać, że do połowy października mogą być jeszcze wzrosty, tak mnie informowano, a spodziewamy się od połowy października wypłaszczenia”. Do wypłaszczenia nie doszło, jest drastyczny wzrost chorych i zmarłych. Minister zdrowia Adam Niedzielski domaga się bardzo drakońskich ograniczeń i zamknięcia wszystkiego, co się da. Przeciwny temu jest natomiast Mateusz Morawiecki, który patrzy na naszą ledwo dychającą gospodarkę i wie, że to fatalne rozwiązanie. W niektórych regionach brakuje już niestety respiratorów, a za chwilę może to się przenieść na cały kraj. W obozie władzy coraz częściej zaczyna się mówić o stanie klęski żywiołowej, a nawet o wprowadzeniu stanu wyjątkowego, poprzez który można byłoby wyprowadzić wojsko na ulice, zawiesić działalność partii politycznych, czy ocenzurować media. Co mógłby załatwić stan wyjątkowy i czy jest to realny plan Jarosława Kaczyńskiego? W sytuacji, w której Trybunał Konstytucyjny praktycznie zakazał aborcji, a środowiska kobiece i antyrządowe postanowiły wyjść na ulicę i okazać swoją wściekłość, głos zabrał Jarosław Kaczyński. Prezes PiS wygłosił specyficzne orędzie, w którym protestujących nazwał przestępcami, zachęcał do obrony Kościołów, a to, co dzieje się aktualnie w kraju nazwał zagrożeniem dla Polski. Prezes dał mocny sygnał, że obóz władzy się nie cofnie. To wywołało szok u wielu polityków PiS. Niektórzy wręcz są przerażeni, obranym przez Kaczyńskiego kierunkiem. Prezes PiS, dając zielone światło Trybunałowi Konstytucyjnemu na zaostrzenie przepisów aborcyjnych, nie spodziewał się aż takich protestów, w których oprócz kobiet, maszerują również rolnicy czy przedsiębiorcy. Środowisko Prawa i Sprawiedliwości jest zagubione. Nikt z władz partii nie jest w stanie zapanować nad prezesem. Jak politycy PiS-u interpretują to, co robi Kaczyński? Prezydent Andrzej Duda od zawsze popierał zaostrzenie przepisów aborcyjnych. Chciał wykreślenia możliwości przerywania ciąży ze względu na trwałe uszkodzenie płodu. Kiedy Trybunał Konstytucyjny wydał właśnie takie orzeczenie, prezydent nie krył szczęścia. Dziś jednak sytuacja się zmieniła. Protesty przerosły nie tylko ludzi na Nowogrodzkiej, ale też pana prezydenta, który nie jest już tak chętny do demonstrowania radości orzeczenia Trybunału. Ewidentnie wpływ miały na to żona i córka prezydenta. Obie panie niezależnie od siebie skrytykowały decyzję o zaostrzeniu prawa. Prezydent wymyślił więc, że przygotuje nową wersję ustawy aborcyjnej, pozwalającą wybrnąć z kryzysu, który wybuchł po decyzji Trybunału, inspirowanej przez Kaczyńskiego. Czy Pierwsza Dama i Pierwsza Córka wygrają z Jarosławem Kaczyńskim?

Sytuacja związana z pandemią koronawirusa stała się bardzo niebezpieczna. Mamy ponad 20 tysięcy zakażeń i ponad 200 zgonów dziennie. Jeszcze pod koniec września podczas wizyty w Watykanie prezydent Andrzej Duda przekonywał: „Pandemia jest pod kontrolą w naszym kraju, podkreślam to od samego początku. Jest wzrost zachorowań, ale nie ma dzisiaj żadnego zagrożenia wybuchem, jest wzrost, który był przewidywany. Możemy się spodziewać, że do połowy października mogą być jeszcze wzrosty, tak mnie informowano, a spodziewamy się od połowy października wypłaszczenia”.
Do wypłaszczenia nie doszło, jest drastyczny wzrost chorych i zmarłych. Minister zdrowia Adam Niedzielski domaga się bardzo drakońskich ograniczeń i zamknięcia wszystkiego, co się da. Przeciwny temu jest natomiast Mateusz Morawiecki, który patrzy na naszą ledwo dychającą gospodarkę i wie, że to fatalne rozwiązanie. W niektórych regionach brakuje już niestety respiratorów, a za chwilę może to się przenieść na cały kraj. W obozie władzy coraz częściej zaczyna się mówić o stanie klęski żywiołowej, a nawet o wprowadzeniu stanu wyjątkowego, poprzez który można byłoby wyprowadzić wojsko na ulice, zawiesić działalność partii politycznych, czy ocenzurować media. Co mógłby załatwić stan wyjątkowy i czy jest to realny plan Jarosława Kaczyńskiego?

W sytuacji, w której Trybunał Konstytucyjny praktycznie zakazał aborcji, a środowiska kobiece i antyrządowe postanowiły wyjść na ulicę i okazać swoją wściekłość, głos zabrał Jarosław Kaczyński. Prezes PiS wygłosił specyficzne orędzie, w którym protestujących nazwał przestępcami, zachęcał do obrony Kościołów, a to, co dzieje się aktualnie w kraju nazwał zagrożeniem dla Polski. Prezes dał mocny sygnał, że obóz władzy się nie cofnie. To wywołało szok u wielu polityków PiS. Niektórzy wręcz są przerażeni, obranym przez Kaczyńskiego kierunkiem. Prezes PiS, dając zielone światło Trybunałowi Konstytucyjnemu na zaostrzenie przepisów aborcyjnych, nie spodziewał się aż takich protestów, w których oprócz kobiet, maszerują również rolnicy czy przedsiębiorcy.
Środowisko Prawa i Sprawiedliwości jest zagubione. Nikt z władz partii nie jest w stanie zapanować nad prezesem. Jak politycy PiS-u interpretują to, co robi Kaczyński?

Prezydent Andrzej Duda od zawsze popierał zaostrzenie przepisów aborcyjnych. Chciał wykreślenia możliwości przerywania ciąży ze względu na trwałe uszkodzenie płodu. Kiedy Trybunał Konstytucyjny wydał właśnie takie orzeczenie, prezydent nie krył szczęścia. Dziś jednak sytuacja się zmieniła. Protesty przerosły nie tylko ludzi na Nowogrodzkiej, ale też pana prezydenta, który nie jest już tak chętny do demonstrowania radości orzeczenia Trybunału.
Ewidentnie wpływ miały na to żona i córka prezydenta. Obie panie niezależnie od siebie skrytykowały decyzję o zaostrzeniu prawa. Prezydent wymyślił więc, że przygotuje nową wersję ustawy aborcyjnej, pozwalającą wybrnąć z kryzysu, który wybuchł po decyzji Trybunału, inspirowanej przez Kaczyńskiego. Czy Pierwsza Dama i Pierwsza Córka wygrają z Jarosławem Kaczyńskim?

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie