Stan Wyjątkowy

"Stan Wyjątkowy" to program, w którym Andrzej Stankiewicz, Dominika Długosz, Renata Grochal i Kamil Dziubka dyskutować będą o najważniejszych politycznych wydarzeniach tygodnia. Czołowi dziennikarze Onetu i Newsweeka zapewnią słuchaczom i widzom nieszablonową, często żartobliwą, ale zawsze merytoryczną rozmowę, a ich ogromne doświadczenie dziennikarskie i znajomość kulisów polskiej sceny politycznej gwarantują potężną dawkę informacji.


Odcinki od najnowszych:

Sztab PiS ośmiesza Kaczyńskiego. Rząd idzie na starcie z Ukraińcami. Tusk sprawdza majątek premiera #OnetAudio
2023-09-12 17:21:12

Całość TYLKO w aplikacji Onet Audio. Subskrybuj pakiet Onet Premium i słuchaj bez limitu. To jest "Stan Wyjątkowy na wybory". Słuchowisko polityczne Andrzeja Stankiewicza, Dominiki Długosz, Kamila Dziubki i Renaty Grochal teraz dwa razy w tygodniu. Do standardowego programu w sobotę o 20.00 dokładamy dodatkowe wydanie kampanijne — zawsze we wtorek o 19.00 na stronie głównej Onetu oraz w serwisie YouTube. Po emisji program będzie dostępny w ramach pakietu Onet Premium. W tym wydaniu dziennikarze Onetu Kamil Dziubka i Andrzej Stankiewicz opowiadają o tym, że PiS zdecydowało się na otwartą walkę z Konfederacją, żeby przejąć część jej elektoratu. Stąd mocne promowanie przez premiera sprzeciwu wobec przywozu do Polski ukraińskiego zboża. Efekt już widać — sondaże PiS idą do góry, zaś Konfederacja spada. To ryzykowna gra PiS, wszak jednocześnie Konfederacja w nowym Sejmie może być potencjalnym koalicjantem. Jeśli będzie za słaba, to Kaczyński będzie musiał szukać bardziej skomplikowanej większości. Na zwrot w swej kampanii zdecydował się także Donald Tusk. Lider PO przestaje walczyć z wewnętrzną konkurencją po stronie opozycji. Planuje nawet inicjatywy, które mają pokazać wyborcom, że opozycja antypisowska działa razem. Powód? Tusk wie, że jeśli Lewica czy Trzecia Droga nie wejdą do Sejmu — a mają przeciętne sondaże — to PiS będzie miało szansę nie tylko rządzić trzecią kadencję, ale rządzić samodzielnie trzecią kadencję. Jedno się nie zmienia — Tusk intensywnie zajmuje się majątkiem premiera, sugerując jednocześnie, że gdy Morawiecki był jego doradcą, to kombinował, jak się dorobić na państwowym. Czujemy — a nawet wiemy — że skrywany wielomilionowy majątek państwa Morawieckich jak zwykle przed wyborami będzie kłopotem dla PiS.

Całość TYLKO w aplikacji Onet Audio. Subskrybuj pakiet Onet Premium i słuchaj bez limitu.
To jest "Stan Wyjątkowy na wybory". Słuchowisko polityczne Andrzeja Stankiewicza, Dominiki Długosz, Kamila Dziubki i Renaty Grochal teraz dwa razy w tygodniu. Do standardowego programu w sobotę o 20.00 dokładamy dodatkowe wydanie kampanijne — zawsze we wtorek o 19.00 na stronie głównej Onetu oraz w serwisie YouTube. Po emisji program będzie dostępny w ramach pakietu Onet Premium.

W tym wydaniu dziennikarze Onetu Kamil Dziubka i Andrzej Stankiewicz opowiadają o tym, że PiS zdecydowało się na otwartą walkę z Konfederacją, żeby przejąć część jej elektoratu. Stąd mocne promowanie przez premiera sprzeciwu wobec przywozu do Polski ukraińskiego zboża. Efekt już widać — sondaże PiS idą do góry, zaś Konfederacja spada. To ryzykowna gra PiS, wszak jednocześnie Konfederacja w nowym Sejmie może być potencjalnym koalicjantem. Jeśli będzie za słaba, to Kaczyński będzie musiał szukać bardziej skomplikowanej większości.

Na zwrot w swej kampanii zdecydował się także Donald Tusk. Lider PO przestaje walczyć z wewnętrzną konkurencją po stronie opozycji. Planuje nawet inicjatywy, które mają pokazać wyborcom, że opozycja antypisowska działa razem. Powód? Tusk wie, że jeśli Lewica czy Trzecia Droga nie wejdą do Sejmu — a mają przeciętne sondaże — to PiS będzie miało szansę nie tylko rządzić trzecią kadencję, ale rządzić samodzielnie trzecią kadencję.

Jedno się nie zmienia — Tusk intensywnie zajmuje się majątkiem premiera, sugerując jednocześnie, że gdy Morawiecki był jego doradcą, to kombinował, jak się dorobić na państwowym. Czujemy — a nawet wiemy — że skrywany wielomilionowy majątek państwa Morawieckich jak zwykle przed wyborami będzie kłopotem dla PiS.

Państwowe spółki rzucają miliony na pomoc PiS w kampanii. KO w defensywie. Gwiazdor TVP bił kochankę #OnetAudio
2023-09-09 16:39:49

Całość TYLKO w aplikacji Onet Audio. Subskrybuj pakiet Onet Premium i słuchaj bez limitu. Wiedzieliśmy, że ten moment nastąpi. Zastanawialiśmy się tylko kiedy i jak spółki skarbu państwa sięgną do swych zasobnych — zasilanych przez nas — sejfów, żeby pomóc w kampanii swym panom z PiS. I właśnie się to dzieje. Teraz widać wyraźnie, jaki mechanizm wymyślił Jarosław Kaczyński, aby wydoić spółki skarbu i obejść restrykcyjne przepisy wyborcze, które ograniczają wydatki na kampanię. Otóż Kaczyński ogłosił całkowicie fikcyjne referendum, którego data pokrywa się z wyborami. To powoduje, że kampania wyborcza nakłada się na kampanię referendalną. A zaletą kampanii referendalnej jest to, że może ją prowadzić każdy, zaś limity finansowe nie obowiązują. Pożądany przez Kaczyńskiego efekt już jest — do Państwowej Komisji Wyborczej zgłosiło się jak dotąd 13 fundacji prowadzonych przez największe i najbogatsze spółki skarbu państwa. Tak, chcą prowadzić kampanię referendalną. Wszyscy to czujemy, ale nazwijmy rzeczy po imieniu: to będzie kampania wyborcza PiS za pieniądze spółek skarbu państwa. Za nasze pieniądze. To prawda, w ostatnich dniach kampania partii opozycyjnych — od PO po Konfederację — znalazła się w maraźmie. Widać to po sondażach: PiS się odbiło, Koalicja Obywatelska stoi w miejscu, Konfederacja, Trzecia Droga i Lewica spadają. Ale twórcy słuchowiska politycznego „Stan Wyjątkowy” Andrzej Stankiewicz (ONET.PL) oraz Dominika Długosz („Newsweek”) stawiają inne pytanie. Czy z PiS w ogóle da wygrać, kiedy wszystkie służby, instytucje państwa i media państwowe prowadzą partyjną propagandę, a spółki skarbu potajemnie oliwią partyjny fundusz wyborczy dodatkowymi milionami? Jarosław Kaczyński zbudował własną nomenklaturę — grupę ludzi rozlokowanych na kierowniczych stanowiskach w kluczowych instytucjach i spółkach państwowych, którzy mają osobisty interes, żeby bić się o wygraną PiS. Dziś łożą miliony — nasze, a nie swoje — by pomagać partii, dzięki której są królami życia. Zmiana władzy byłaby dla nich katastrofą — wszyscy straciliby lukratywne stanowiska, a częścią zajęłaby się prokuratura. Tak — to jest nomenklatura PiS, która będzie walczyć bez pardonu.

Całość TYLKO w aplikacji Onet Audio. Subskrybuj pakiet Onet Premium i słuchaj bez limitu.
Wiedzieliśmy, że ten moment nastąpi. Zastanawialiśmy się tylko kiedy i jak spółki skarbu państwa sięgną do swych zasobnych — zasilanych przez nas — sejfów, żeby pomóc w kampanii swym panom z PiS. I właśnie się to dzieje. Teraz widać wyraźnie, jaki mechanizm wymyślił Jarosław Kaczyński, aby wydoić spółki skarbu i obejść restrykcyjne przepisy wyborcze, które ograniczają wydatki na kampanię. Otóż Kaczyński ogłosił całkowicie fikcyjne referendum, którego data pokrywa się z wyborami. To powoduje, że kampania wyborcza nakłada się na kampanię referendalną. A zaletą kampanii referendalnej jest to, że może ją prowadzić każdy, zaś limity finansowe nie obowiązują. Pożądany przez Kaczyńskiego efekt już jest — do Państwowej Komisji Wyborczej zgłosiło się jak dotąd 13 fundacji prowadzonych przez największe i najbogatsze spółki skarbu państwa. Tak, chcą prowadzić kampanię referendalną. Wszyscy to czujemy, ale nazwijmy rzeczy po imieniu: to będzie kampania wyborcza PiS za pieniądze spółek skarbu państwa. Za nasze pieniądze.
To prawda, w ostatnich dniach kampania partii opozycyjnych — od PO po Konfederację — znalazła się w maraźmie. Widać to po sondażach: PiS się odbiło, Koalicja Obywatelska stoi w miejscu, Konfederacja, Trzecia Droga i Lewica spadają. Ale twórcy słuchowiska politycznego „Stan Wyjątkowy” Andrzej Stankiewicz (ONET.PL) oraz Dominika Długosz („Newsweek”) stawiają inne pytanie. Czy z PiS w ogóle da wygrać, kiedy wszystkie służby, instytucje państwa i media państwowe prowadzą partyjną propagandę, a spółki skarbu potajemnie oliwią partyjny fundusz wyborczy dodatkowymi milionami? Jarosław Kaczyński zbudował własną nomenklaturę — grupę ludzi rozlokowanych na kierowniczych stanowiskach w kluczowych instytucjach i spółkach państwowych, którzy mają osobisty interes, żeby bić się o wygraną PiS. Dziś łożą miliony — nasze, a nie swoje — by pomagać partii, dzięki której są królami życia. Zmiana władzy byłaby dla nich katastrofą — wszyscy straciliby lukratywne stanowiska, a częścią zajęłaby się prokuratura.
Tak — to jest nomenklatura PiS, która będzie walczyć bez pardonu.

Kaczyński mści się na własnych ludziach. Trzecia Droga wyrzuca fankę Putina. A Konfederacja skreśla miłośniczkę mięsa z psów #OnetAudio
2023-09-05 18:41:04

To jest „Stan Wyjątkowy na wybory”. Słuchowisko polityczne Andrzeja Stankiewicza, Dominiki Długosz, Kamila Dziubki i Renaty Grochal teraz dwa razy w tygodniu. Do standardowego programu w sobotę o 20.00 dokładamy dodatkowe wydanie kampanijne — zawsze we wtorek o 19.00 na stronie głównej Onetu oraz w serwisie YouTube. Po emisji program będzie dostępny w ramach pakietu Onet Premium. W pierwszym odcinku Renata Grochal oraz Andrzej Stankiewicz typują swoje ulubione listy wyborcze PiS. Andrzej Stankiewicz obstawia Lubuskie, gdzie prezes Kaczyński umieścił tak złożonych bohaterów, jak Łukasz Mejza (naciągał rodziców ciężko chorych dzieci i kręcił przy dotacjach z UE), Jacek Kurzępa (zanim wszedł do Sejmu nie miał na spłatę kredytu i groził partii, że zatrudni się w niemieckim sklepie wysyłkowym, dziś jako poseł PiS na jednoosobowej działalności gospodarczej zarabia 400 tys. zł rocznie, a mimo to wykazuje stratę), czy Marek Surmacz (jako wiceszef MSW osobiście kazał policjantom kupić hamburgery i dostarczyć do pociągu swej koleżance, dziś europosłance PiS Elżbiecie Rafalskiej). Jest też wśród kandydatów syn Rafalskiej, żeby także nepotyzm pasował do tej listy PiS. Renata Grochal faworyzuje listę PiS w Gdańsku, którą otwiera Kacper Płażyński. Pan Kacper był kandydatem PiS na prezydenta Gdańska w 2018 r. Po przegranych wyborach zarejestrował się jako bezrobotny i dostał prawie 20 tys. na założenie kancelarii prawnej. Miał wówczas 30 lat i majątek wart ok. 900 tys. zł. Na dalszych miejscach gdańskiej listy PiS — sami zdrajcy i buntownicy, którzy wrócili do PiS na przestrzeni lat. Także tacy, którzy buntowali się przeciwko wystawieniu Płażyńskiego na prezydenta Gdańską. Tak więc widać, że prezes wybacza. Ale w tym wydaniu „Stanu Wyjątkowego” autorzy pokazują, że gdańscy potępieńcy, którym prezes darował winy, to wyjątek od reguły. Bo w PiS przy okazji układania list trup ściele się gęsto. I to na samych szczytach partii i rządu. Bo generalnie prezes raczej nie wybacza. Lecą też głowy kandydatów w innych partiach. Trzecia Droga przeraziła się, że jej kandydatka do Senatu wcale nie udaje i naprawdę wielbi Putina — więc ją skreśliła z listy. Z kolei Konfederacja uznała, że są jednak granice kontrowersji, których nie przekroczy — i zakończyła wewnątrzpartyjną, pluralistyczną dyskusję o wartościach płynących z jedzenia psów. Zakończyła drastycznie — jej inicjatorkę wyrzuciła z list. Czyli przynajmniej psy mogą po wyborach spać spokojnie

To jest „Stan Wyjątkowy na wybory”. Słuchowisko polityczne Andrzeja Stankiewicza, Dominiki Długosz, Kamila Dziubki i Renaty Grochal teraz dwa razy w tygodniu. Do standardowego programu w sobotę o 20.00 dokładamy dodatkowe wydanie kampanijne — zawsze we wtorek o 19.00 na stronie głównej Onetu oraz w serwisie YouTube. Po emisji program będzie dostępny w ramach pakietu Onet Premium.

W pierwszym odcinku Renata Grochal oraz Andrzej Stankiewicz typują swoje ulubione listy wyborcze PiS. Andrzej Stankiewicz obstawia Lubuskie, gdzie prezes Kaczyński umieścił tak złożonych bohaterów, jak Łukasz Mejza (naciągał rodziców ciężko chorych dzieci i kręcił przy dotacjach z UE), Jacek Kurzępa (zanim wszedł do Sejmu nie miał na spłatę kredytu i groził partii, że zatrudni się w niemieckim sklepie wysyłkowym, dziś jako poseł PiS na jednoosobowej działalności gospodarczej zarabia 400 tys. zł rocznie, a mimo to wykazuje stratę), czy Marek Surmacz (jako wiceszef MSW osobiście kazał policjantom kupić hamburgery i dostarczyć do pociągu swej koleżance, dziś europosłance PiS Elżbiecie Rafalskiej). Jest też wśród kandydatów syn Rafalskiej, żeby także nepotyzm pasował do tej listy PiS.

Renata Grochal faworyzuje listę PiS w Gdańsku, którą otwiera Kacper Płażyński. Pan Kacper był kandydatem PiS na prezydenta Gdańska w 2018 r. Po przegranych wyborach zarejestrował się jako bezrobotny i dostał prawie 20 tys. na założenie kancelarii prawnej. Miał wówczas 30 lat i majątek wart ok. 900 tys. zł. Na dalszych miejscach gdańskiej listy PiS — sami zdrajcy i buntownicy, którzy wrócili do PiS na przestrzeni lat. Także tacy, którzy buntowali się przeciwko wystawieniu Płażyńskiego na prezydenta Gdańską. Tak więc widać, że prezes wybacza.

Ale w tym wydaniu „Stanu Wyjątkowego” autorzy pokazują, że gdańscy potępieńcy, którym prezes darował winy, to wyjątek od reguły. Bo w PiS przy okazji układania list trup ściele się gęsto. I to na samych szczytach partii i rządu. Bo generalnie prezes raczej nie wybacza.

Lecą też głowy kandydatów w innych partiach. Trzecia Droga przeraziła się, że jej kandydatka do Senatu wcale nie udaje i naprawdę wielbi Putina — więc ją skreśliła z listy. Z kolei Konfederacja uznała, że są jednak granice kontrowersji, których nie przekroczy — i zakończyła wewnątrzpartyjną, pluralistyczną dyskusję o wartościach płynących z jedzenia psów. Zakończyła drastycznie — jej inicjatorkę wyrzuciła z list. Czyli przynajmniej psy mogą po wyborach spać spokojnie

"Stan Wyjątkowy na wybory. Dodatkowe wydanie kampanijne! #OnetAudio
2023-09-05 17:13:07

Od 5 września "Stan Wyjątkowy" będzie emitowany dwa razy w tygodniu. Zapraszamy na specjalne wydania naszego słuchowiska politycznego we wtorki. Premiera o 19 na stronie głównej Onetu oraz w serwisie YouTube. Po emisji do wysłuchania i obejrzenia w ramach pakietu Onet Premium. Zapraszają Andrzej Stankiewicz, Dominika Długosz, Renata Grochal i Kamil Dziubka.

Od 5 września "Stan Wyjątkowy" będzie emitowany dwa razy w tygodniu. Zapraszamy na specjalne wydania naszego słuchowiska politycznego we wtorki. Premiera o 19 na stronie głównej Onetu oraz w serwisie YouTube. Po emisji do wysłuchania i obejrzenia w ramach pakietu Onet Premium. Zapraszają Andrzej Stankiewicz, Dominika Długosz, Renata Grochal i Kamil Dziubka.

Kaczyński przytula skazanego Bąkiewicza. Tusk uderza Giertychem. Ludzie premiera wycięci z list PiS #OnetAudio
2023-09-02 17:51:03

Całość TYLKO w aplikacji Onet Audio. Subskrybuj pakiet Onet Premium i słuchaj bez limitu. Nie, nie jesteśmy zdziwieni. Przecież jeśli przez ostatnie lata prezes Kaczyński kazał zainwestować kilka baniek w organizacje Roberta Bąkiewicza — zapiewajły Marszu Niepodległości — to prędzej czy później ta inwestycja musiała się zwrócić. Bąkiewicz na listach PiS to — patrząc czysto politycznie — bardzo praktyczny ruch. Skonfliktowany ze swymi brunatnymi kumplami z Konfederacji, ma przyciągać do PiS wyborców ultranarodowych i antyunijnych, a także wszelkiej maści organizacje nacjonalistyczne i kibolskie. To logiczne w tym sensie, że Kaczyński walczy o polityczne życie i robi wszystko, aby zmaksymalizować wynik PiS — zmienił prawo wyborcze tworząc nowe komisje na wsiach, angażuje w kampanię kasę spółek skarbu i rozpisał referendum, w którym nie obowiązują kampanijne limity finansowe, więc można wtłoczyć gigantyczną kasę w promocję PiS. W tym planie Bąkiewicz ma przyciągnąć do PiS jakiś ułamek wyborców nacjonalistycznych — ale o wyniku decydować będzie seria takich ułamków. Twórcy słuchowiska politycznego „Stan Wyjątkowy” Andrzej Stankiewicz (ONET.PL) oraz Dominika Długosz („Newsweek”) nie chcą sobie rościć praw do etosu Lecha Kaczyńskiego. Zbyt wielu jest do tego pretendentów. Ale znaliśmy zmarłego prezydenta wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć jedno: przewraca się w swym grobie na Wawelu. Bąkiewicz to jedna z sensacji na listach PiS. Ale owych sensacji jest znacznie więcej. Andrzej Stankiewicz oraz Dominika Długosz skrupulatnie analizują listy PiS, pokazując aktualny rozkład sił poszczególnych frakcji w partii. Po kształcie list wdać jasno, kto i za co został ukarany. Bo prezes kumulował haki i wpadki swych ludzi przez całą kadencję. A teraz nadszedł czas wypłaty.

Całość TYLKO w aplikacji Onet Audio. Subskrybuj pakiet Onet Premium i słuchaj bez limitu.
Nie, nie jesteśmy zdziwieni. Przecież jeśli przez ostatnie lata prezes Kaczyński kazał zainwestować kilka baniek w organizacje Roberta Bąkiewicza — zapiewajły Marszu Niepodległości — to prędzej czy później ta inwestycja musiała się zwrócić. Bąkiewicz na listach PiS to — patrząc czysto politycznie — bardzo praktyczny ruch. Skonfliktowany ze swymi brunatnymi kumplami z Konfederacji, ma przyciągać do PiS wyborców ultranarodowych i antyunijnych, a także wszelkiej maści organizacje nacjonalistyczne i kibolskie. To logiczne w tym sensie, że Kaczyński walczy o polityczne życie i robi wszystko, aby zmaksymalizować wynik PiS — zmienił prawo wyborcze tworząc nowe komisje na wsiach, angażuje w kampanię kasę spółek skarbu i rozpisał referendum, w którym nie obowiązują kampanijne limity finansowe, więc można wtłoczyć gigantyczną kasę w promocję PiS. W tym planie Bąkiewicz ma przyciągnąć do PiS jakiś ułamek wyborców nacjonalistycznych — ale o wyniku decydować będzie seria takich ułamków.
Twórcy słuchowiska politycznego „Stan Wyjątkowy” Andrzej Stankiewicz (ONET.PL) oraz Dominika Długosz („Newsweek”) nie chcą sobie rościć praw do etosu Lecha Kaczyńskiego. Zbyt wielu jest do tego pretendentów. Ale znaliśmy zmarłego prezydenta wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć jedno: przewraca się w swym grobie na Wawelu.
Bąkiewicz to jedna z sensacji na listach PiS. Ale owych sensacji jest znacznie więcej. Andrzej Stankiewicz oraz Dominika Długosz skrupulatnie analizują listy PiS, pokazując aktualny rozkład sił poszczególnych frakcji w partii. Po kształcie list wdać jasno, kto i za co został ukarany. Bo prezes kumulował haki i wpadki swych ludzi przez całą kadencję. A teraz nadszedł czas wypłaty.

Tusk wygrywa z PiS w sądzie. Policja śledzi Kołodziejczaka. Konfederacja promuje mięso z psów #OnetAudio
2023-08-26 18:22:45

Wiceminister Maciej Wąsik, niegdyś znany jako bywalec imprez, na których Mariusz Kamiński miał całować psa - bokserkę „Tequilę”, z przytupem zainaugurował swoją kampanię. Wąsik postanowił na piknik rodzinny w swoim okręgu wyborczym ściągnąć policyjnego Black Hawka. Gdyby wiedział, że cała akcja zakończy się spektakularną klapą i dziennikarskim dochodzeniem, gdzie są kwity zezwalające na organizację pokazu lotniczego, a w PiS zaczną krążyć memy ze zdjęciami z filmu „Helikopter w ogniu”, pewnie puknąłby się w głowę. Ale co tam! Jak mówił wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki, służby mają dbać o wizerunek rządu, więc nikt w policji nie wpadł na to, by wybić wiceministrowi z głowy pomysł wypożyczenia Black Hawka na kampanijny piknik. Impreza zamieniła się w piknik grozy, gdy helikopter przeleciał tuż nad głowami uczestników, kosząc przy okazji linię wysokiego napięcia. Uczestnicy imprezy na pewno na długo zapamiętają piknik wiceministra Wąsika, choć trudno powiedzieć, czy po tych wątpliwych atrakcjach będą chcieli na niego zagłosować. Ale, jak mówią w PO, kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Donald Tusk zaryzykował i wziął na listy Michała Kołodziejczaka z Agro Unii, zwanego przez niektórych „nowym Lepperem”. W ten sposób Tusk chce ściągnąć głosy wsi. Okazuje się, że strach PiS przed utratą wiejskiego elektoratu jest tak duży, że odbiera niektórym rozum. Otóż ktoś wpadł na pomysł, by wysłać za Kołodziejczakiem policyjny ogon. „Młody Lepper” nie w ciemię bity i od razu zauważył, że kiedy tylko przyjeżdża do Warszawy, robi się wokół niego podejrzanie niebiesko od policyjnych mundurów. Postanowił więc zdemaskować grupę pościgową. Przyznajemy, że nie było to szczególnie trudne, bo policjanci wyjątkowo nieudolnie prowadzili obserwację. Wszystko zarejestrowała kamera Agro Unii i obywatele mogli zobaczyć na własne oczy, jak polska policja się „błaźni”. Swoją drogą, to przykre, że w tej instytucji, liczącej 103 tys. funkcjonariuszy, nie zalazł się nikt, kto przeciwstawiłby się wykorzystywaniu policyjnego munduru do kampanii jednej partii, i to tak głupiej, że głowa boli. Nie wiadomo, czy Kołodziejczak pomoże Koalicji Obywatelskiej wygrać wybory, ale Tusk już może uznać, że przyjęcie na listy lidera Agro Unii, który w ostatnich dniach koncentrował uwagę mediów, mu się opłaciło. Ale to nie był jedyny powód do tego, by na piątym piętrze kamienicy przy ul. Wiejskiej w Warszawie, gdzie mieści się siedziba PO, wystrzeliły korki od szampanów. W minionym tygodniu Platforma Obywatelska wygrała pierwszy proces w trybie wyborczym z PiS. Proces był o spot, w którym PiS zarzuciło Platformie, że pod rządami Tuska bezrobocie w Polsce sięgnęło 15 procent, a premier Mateusz Morawiecki nazwał lidera KO „premierem polskiego bezrobocia”. Sąd uznał te informacje za nieprawdziwe, bo bezrobocie za Tuska w szczytowym momencie osiągnęło 14,4 proc. Szkoda, że eksperci od bezrobocia z PiS nie pamiętają, że za pierwszych rządów PiS w 2006 r. bezrobocie sięgnęło nie 14,4 proc., ale 18 procent. Jak zatem Morawiecki nazwałby Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego? Partie finalizują tworzenie list wyborczych. Trzecia Droga pokazała swoje jedynki na listach. Już wiadomo, że Szymon Hołownia nie wystartuje z Warszawy, jak pozostali liderzy tylko z Białegostoku. Czyżby przestraszył się, że Tusk pobije go na głowę? Ale także w PiS pojawił się pomysł, żeby przesunąć Jarosława Kaczyńskiego z Warszawy do województwa Świętokrzyskiego. Działacze PO kpią, że Kaczyński chce zrejterować przed Tuskiem, bo się przestraszył. Sztabowcy PiS mówią, że to nieprawda, a start Kaczyńskiego z Kielc może przysporzyć partii dodatkowe mandaty. Ale i tak w tym tygodniu bank rozbiła Konfederacja proponując, by znieść zakaz handlu psim mięsem. Autorzy „Stanu Wyjątkowego” Renata Grochal i Kamil Dziubka zapewniają, że psiego mięsa nie ruszą, za to ciekawe, jak ten osobliwy pomysł ocenią wyborcy Konfederacji. Jednak, proszę państwa, idzie jesień, słońce przestanie tak ostro świecić, co – miejmy nadzieję - nieco ochłodzi rozgrzane głowy niektórych polityków. Chociaż po ostatnich występach trudno przewidzieć, z czym jeszcze wyskoczą nasi parlamentarni przedstawiciele. Do wyborów zostało 50 dni, a kampania zapowiada się wyjątkowo gorąca. Mamy tylko jedną prośbę, trzymajcie Wąsika z dala od granatników.

Wiceminister Maciej Wąsik, niegdyś znany jako bywalec imprez, na których Mariusz Kamiński miał całować psa - bokserkę „Tequilę”, z przytupem zainaugurował swoją kampanię. Wąsik postanowił na piknik rodzinny w swoim okręgu wyborczym ściągnąć policyjnego Black Hawka. Gdyby wiedział, że cała akcja zakończy się spektakularną klapą i dziennikarskim dochodzeniem, gdzie są kwity zezwalające na organizację pokazu lotniczego, a w PiS zaczną krążyć memy ze zdjęciami z filmu „Helikopter w ogniu”, pewnie puknąłby się w głowę. Ale co tam! Jak mówił wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki, służby mają dbać o wizerunek rządu, więc nikt w policji nie wpadł na to, by wybić wiceministrowi z głowy pomysł wypożyczenia Black Hawka na kampanijny piknik. Impreza zamieniła się w piknik grozy, gdy helikopter przeleciał tuż nad głowami uczestników, kosząc przy okazji linię wysokiego napięcia. Uczestnicy imprezy na pewno na długo zapamiętają piknik wiceministra Wąsika, choć trudno powiedzieć, czy po tych wątpliwych atrakcjach będą chcieli na niego zagłosować. Ale, jak mówią w PO, kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.
Donald Tusk zaryzykował i wziął na listy Michała Kołodziejczaka z Agro Unii, zwanego przez niektórych „nowym Lepperem”. W ten sposób Tusk chce ściągnąć głosy wsi. Okazuje się, że strach PiS przed utratą wiejskiego elektoratu jest tak duży, że odbiera niektórym rozum. Otóż ktoś wpadł na pomysł, by wysłać za Kołodziejczakiem policyjny ogon. „Młody Lepper” nie w ciemię bity i od razu zauważył, że kiedy tylko przyjeżdża do Warszawy, robi się wokół niego podejrzanie niebiesko od policyjnych mundurów. Postanowił więc zdemaskować grupę pościgową. Przyznajemy, że nie było to szczególnie trudne, bo policjanci wyjątkowo nieudolnie prowadzili obserwację. Wszystko zarejestrowała kamera Agro Unii i obywatele mogli zobaczyć na własne oczy, jak polska policja się „błaźni”. Swoją drogą, to przykre, że w tej instytucji, liczącej 103 tys. funkcjonariuszy, nie zalazł się nikt, kto przeciwstawiłby się wykorzystywaniu policyjnego munduru do kampanii jednej partii, i to tak głupiej, że głowa boli.
Nie wiadomo, czy Kołodziejczak pomoże Koalicji Obywatelskiej wygrać wybory, ale Tusk już może uznać, że przyjęcie na listy lidera Agro Unii, który w ostatnich dniach koncentrował uwagę mediów, mu się opłaciło. Ale to nie był jedyny powód do tego, by na piątym piętrze kamienicy przy ul. Wiejskiej w Warszawie, gdzie mieści się siedziba PO, wystrzeliły korki od szampanów. W minionym tygodniu Platforma Obywatelska wygrała pierwszy proces w trybie wyborczym z PiS. Proces był o spot, w którym PiS zarzuciło Platformie, że pod rządami Tuska bezrobocie w Polsce sięgnęło 15 procent, a premier Mateusz Morawiecki nazwał lidera KO „premierem polskiego bezrobocia”. Sąd uznał te informacje za nieprawdziwe, bo bezrobocie za Tuska w szczytowym momencie osiągnęło 14,4 proc. Szkoda, że eksperci od bezrobocia z PiS nie pamiętają, że za pierwszych rządów PiS w 2006 r. bezrobocie sięgnęło nie 14,4 proc., ale 18 procent. Jak zatem Morawiecki nazwałby Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego?

Partie finalizują tworzenie list wyborczych. Trzecia Droga pokazała swoje jedynki na listach. Już wiadomo, że Szymon Hołownia nie wystartuje z Warszawy, jak pozostali liderzy tylko z Białegostoku. Czyżby przestraszył się, że Tusk pobije go na głowę?
Ale także w PiS pojawił się pomysł, żeby przesunąć Jarosława Kaczyńskiego z Warszawy do województwa Świętokrzyskiego. Działacze PO kpią, że Kaczyński chce zrejterować przed Tuskiem, bo się przestraszył. Sztabowcy PiS mówią, że to nieprawda, a start Kaczyńskiego z Kielc może przysporzyć partii dodatkowe mandaty.

Ale i tak w tym tygodniu bank rozbiła Konfederacja proponując, by znieść zakaz handlu psim mięsem. Autorzy „Stanu Wyjątkowego” Renata Grochal i Kamil Dziubka zapewniają, że psiego mięsa nie ruszą, za to ciekawe, jak ten osobliwy pomysł ocenią wyborcy Konfederacji. Jednak, proszę państwa, idzie jesień, słońce przestanie tak ostro świecić, co – miejmy nadzieję - nieco ochłodzi rozgrzane głowy niektórych polityków. Chociaż po ostatnich występach trudno przewidzieć, z czym jeszcze wyskoczą nasi parlamentarni przedstawiciele. Do wyborów zostało 50 dni, a kampania zapowiada się wyjątkowo gorąca.
Mamy tylko jedną prośbę, trzymajcie Wąsika z dala od granatników.

Tusk idzie po wieś, Kaczyński chce tępić "czyste zło", a rosyjska komisja zaginęła w akcji #OnetAudio
2023-08-19 17:15:31

Całość TYLKO w aplikacji Onet Audio. Subskrybuj pakiet Onet Premium i słuchaj bez limitu.   Był ciepły, letni poranek… Stolica. Zgiełk godzin porannego szczytu powoli ustępował, a skąpane w słońcu miasto zatapiało się w codziennej rutynie. Nic nie zwiastowało wydarzeń, które za chwilę miały nastąpić. Na zapleczu jednej z sal warszawskiego hotelu mężczyzna w białej koszuli powtarzał w głowie przygotowane wcześniej przemówienie. Wiedział, że to, co za chwilę ogłosi, wstrząśnie całym krajem…   Nie wiemy, czy Bogusław Wołoszański tak zacząłby jeden z kolejnych odcinków „Sensacji XX wieku”, ale jedno wiemy na pewno: „Sensacji” na antenie TVP na razie nie będzie. Państwowa stacja właśnie skasowała z ramówki wszystkie odcinki tego programu po tym, gdy mężczyzna w białej koszuli, czyli Donald Tusk, ogłosił, że Wołoszański będzie liderem piotrkowskiej listy Koalicji Obywatelskiej.   W walce o Sejm autor jednej z najsłynniejszej serii w historii telewizji w Polsce zetrze się z Antonim Macierewiczem, czego nie omieszkał podkreślić lider Platformy Obywatelskiej. Wprawdzie małostkowi obserwatorzy sceny politycznej, do jakich niewątpliwie zaliczamy się również i my, przypominają, że za Bogusławem Wołoszańskim ciągną się oskarżenia o współpracę z wywiadem w PRL (miał mieć pseudonimy Rewo i Ben) ale sam świeżo upieczony polityk przekonuje, że to odgrzewane kotlety.   Zapewnia, że nie otrzymywał żadnych pieniędzy, na nikogo nie donosił, ani nikogo nie skrzywdził. Inna sprawa, że chyba większego znaczenia w kampanii to mieć nie będzie, zwłaszcza że prezes Prawa i Sprawiedliwości toleruje w swoim bliskim otoczeniu Kazimierza Kujdę (obecnie doradcę Jacka Sasina), który – jak uznał sąd lustracyjny – świadomie współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa.     Wołoszański to niejedyny celebryta na listach Koalicji Obywatelskiej. Tusk potwierdził swoją zapowiedź z wiecu w Ustroniu. Z okręgu bielskiego do Sejmu wystartuje dawny trener Adama Małysza Apoloniusz Tajner, który już zdążył wystawić PiS jak najniższe noty.   Jednak największe emocje wzbudziła obecność na listach KO Michała Kołodziejczaka z Agrounii, który jeszcze dwa miesiące temu nie zostawiał na Donaldzie Tusku suchej nitki, a kiedyś robił sobie nawet słitfocie z Robertem Bąkiewiczem, ulubionym narodowcem obecnej władzy. Tusk puścił to wszystko w niepamięć i wystawił Kołodziejczaka na pierwszym miejscu w okręgu konińskim.   Szef Agrounii, który w ostatnich latach o współpracy rozmawiał już chyba ze wszystkimi i kilka sojuszów zerwał tylko w tym roku, ma dla Tuska spróbować wyrwać kawałek wiejskiego elektoratu. Był do wzięcia, bo wcześniej czarną polewkę dała Kołodziejczakowi Trzecia Droga. Hołownia bał się go jak diabeł święconej wody, więc Ludowcy – choć smalili cholewki do Agrounii – musieli obejść się smakiem.   Jak ustaliliśmy, Kołodziejczaka miała przekonać dość luźna formuła współpracy zaproponowana przez Tuska. Agrounia i KO mają nie podpisywać formalnej umowy, a Kołodziejczak i jego ludzie mają dostać przestrzeń do politycznego budowania się.   Platforma miała przeprowadzić szczegółowe badania w elektoracie Koalicji Obywatelskiej. Ma z nich wynikać, że wyborcy KO dobrze odbierają Kołodziejczaka, bo utożsamiają go z frontalną krytyką PiS. Liczą też na to, że Agrounia pomoże odbić  partii władzy część elektoratu wiejskiego, którego większa część od lat jest nie do zdobycia przez Platformę.   Z informacji Onetu wynika również, że jednym z akuszerów sojuszu KO i Agrounii był Artur Balazs. W ostatnich latach to człowiek cienia, ale też wciąż bardzo wpływowa postać. Był ministrem w kilku rządach. W trakcie swojej kariery był związany m.in. z AWS, Platformą, a nawet Jarosławem Gowinem. W 2006 r. był jednym z negocjatorów koalicji Samoobrona-PiS-LPR, reprezentującym Andrzeja Leppera. W wyborach prezydenckich wspierał Bronisława Komorowskiego, a w 2020 r. Władysława Kosiniaka-Kamysza. W ostatnich latach zaczął mocno krytykować politykę PiS na wsi. Tusk zaskoczył swoich ludzi również innymi posunięciami na listach. Wypchnął z Sejmu Grzegorza Schetynę i odesłał do Senatu. Były szef PO będzie się bił o mandat z okręgu wrocławskiego. W Senacie ma również wylądować Małgorzata Kidawa-Błońska. A jeszcze niedawno wydawało się, że wicemarszałek Sejmu otworzy toruńską listę KO do Sejmu.   W 2019 r. jako liderka warszawskiej listy KO Kidawa-Błońska zdobyła ponad 400 tys. głosów i wygrała z Jarosławem Kaczyńskim . Był to również najlepszy indywidualny wynik w kraju. Na ostatniej prostej jednak Donald Tusk zmienił decyzję. Wiceszefowa izby niższej parlamentu wystartuje do izby wyższej parlamentu. W jednym z okręgów w Warszawie wystartuje zamiast obecnego senatora Aleksandra Pocieja. Podobno szef Platformy obiecał Kidawie-Błońskiej fotel marszałka Senatu w przyszłej kadencji. Nie przywiązywalibyśmy się do tego. Złośliwi twierdzą, że Tusk bez żalu przehandluje tę posadę w zamian za jakieś ministerstwo, gdyby nadarzyła się okazja do stworzenia po wyborach koalicyjnego rządu. Do tego jednak daleko. Lokomotywy PO muszą wykręcić wyniki w swoich okręgach. Ale nie tylko w wyborach sejmowych. Wspomniany Senat również jest istotny, o czym liderzy opozycji świetnie wiedzą. Dlatego kolejny raz i – już raczej ostatecznie – dogadali się w sprawie paktu senackiego. Nie ma w tym układzie Romana Giertycha, który zgłaszał chęć startu. Pełnomocnik Tuska i jego rodziny w kilku sprawach nie zdecydował się na start, choć w ostatnich dniach groził, że wystartuje wbrew ustaleniom paktu w jednym z okręgów w Warszawie. Tam wspólną kandydatką opozycji ma być Magdalena Biejat z Partii Razem. Giertych zlecił badania i stwierdził, że miałby szansę na sukces, ale ryzyko wygranej kandydata PiS znacząco by wzrosło. Mecenas na razie zostanie więc na bocznym torze. Wciąż nie wiadomo za to, co z Ryszardem Petru. Były szef Nowoczesnej dostał propozycję powalczenia o Senat w Stalowej Woli. Petru doskonale jednak wiedział, że nie szans ma mandat nie ma tam żadnych, bo to okręg wybitnie pisowski. Dlatego zmienił koncepcję. Teraz chce wejść do Sejmu z okręgu warszawskiego, czyli tam, skąd będzie startował lider Konfederacji Sławomir Mentzen. Petru znalazł sobie sposób na kampanię. Próbuje podgryzać konfederatów, ośmieszając ich pomysły na gospodarkę. Jak wieść gminna niesie, ekonomista naprawdę mocno wierzy w to, że Donald Tusk jeszcze zmieni warszawską układankę. Teoretycznie taka możliwość istnieje jeszcze do początku września. Zapewne do ostatniej chwili z ogłoszeniem list będzie czekał Jarosław Kaczyński. Lider PiS pewnie chce mieć spokój i pewność, że nikt, kto dostanie słabe miejsce na liście, nie wierzgnie mu w trakcie jakiegoś istotnego głosowania. Na razie idzie sprawnie. PiS przeforsował w Sejmie referendum, które odbędzie się razem z wyborami parlamentarnymi. Zamiast jednego pytania będą cztery. Zero pytań prawdopodobnie usłyszy od członków tzw. rosyjskiej komisji Donald Tusk. Komisja, która miała być batem na lidera Platformy, na razie nie powstała. Wiele wskazuje na to, że nie powstanie nigdy, o czym powiedział właśnie szef sejmowej komisji sprawiedliwości Marek Ast. Wprawdzie jego słowa zdementował później Adam Bielan, ale czasu na powołanie i rozpoczęcie prac komisji właściwie już nie ma. Na razie więc Donald Tusk triumfuje i przekonuje, że to efekt marszu 4 czerwca. A Jarosław Kaczyński teraz już właściwie w każdym przemówieniu wspomina o szefie Platformy. Ostatnio zwymyślał go na pikniku wojskowym w Uniejowie. Dość powiedzieć, że zrobił to, mając za plecami żołnierzy. Prezes takimi głupotami, jak konstytucyjnie zapewniona apolityczność wojska, nie przejmuje. Mówi, że Tusk to czyste zło, które trzeba tępić. W debacie z nim spotkać się jednak nie chce, choć naczelni Onetu i Wirtualnej Polski zaproponowali, że zorganizują takie spotkanie. Donald Tusk od razu się zgodził. Nowogrodzka przysłała z kolei odpowiedź, że prezes Jarosław może debatować, ale z Manfredem Weberem, liderem Europejskiej Partii Ludowej. Dziwna sprawa, bo jednocześnie Sejm przegłosował uchwałę o sprzeciwie wobec rzekomej zagranicznej – czytaj niemieckiej - ingerencji w polskie wybory. Ponieważ jesteśmy małostkowi, przypominamy, że niedawno włoska premier Georgia Meloni powiedziała, że zwycięstwo PiS będzie dla Polski najlepszym rozwiązaniem. Ciekawe też, że dziwnym trafem hiszpański parlament nie wysmażył podobnej uchwały. Wszak Jarosław Kaczyński przed niedawnymi wyborami parlamentarnymi w tym kraju nagrał specjalne wystąpienie dla Hiszpanów, przekonując do głosowania na prawicowo-populistyczną partię VOX. Zastanawiamy się, czy prezesowi ktoś już powiedział, że ugrupowanie doznało w tych wyborach bolesnej porażki.          

Całość TYLKO w aplikacji Onet Audio. Subskrybuj pakiet Onet Premium i słuchaj bez limitu.

 

Był ciepły, letni poranek… Stolica. Zgiełk godzin porannego szczytu powoli ustępował, a skąpane w słońcu miasto zatapiało się w codziennej rutynie. Nic nie zwiastowało wydarzeń, które za chwilę miały nastąpić. Na zapleczu jednej z sal warszawskiego hotelu mężczyzna w białej koszuli powtarzał w głowie przygotowane wcześniej przemówienie. Wiedział, że to, co za chwilę ogłosi, wstrząśnie całym krajem…

 

Nie wiemy, czy Bogusław Wołoszański tak zacząłby jeden z kolejnych odcinków „Sensacji XX wieku”, ale jedno wiemy na pewno: „Sensacji” na antenie TVP na razie nie będzie. Państwowa stacja właśnie skasowała z ramówki wszystkie odcinki tego programu po tym, gdy mężczyzna w białej koszuli, czyli Donald Tusk, ogłosił, że Wołoszański będzie liderem piotrkowskiej listy Koalicji Obywatelskiej.

 

W walce o Sejm autor jednej z najsłynniejszej serii w historii telewizji w Polsce zetrze się z Antonim Macierewiczem, czego nie omieszkał podkreślić lider Platformy Obywatelskiej. Wprawdzie małostkowi obserwatorzy sceny politycznej, do jakich niewątpliwie zaliczamy się również i my, przypominają, że za Bogusławem Wołoszańskim ciągną się oskarżenia o współpracę z wywiadem w PRL (miał mieć pseudonimy Rewo i Ben) ale sam świeżo upieczony polityk przekonuje, że to odgrzewane kotlety.

 

Zapewnia, że nie otrzymywał żadnych pieniędzy, na nikogo nie donosił, ani nikogo nie skrzywdził. Inna sprawa, że chyba większego znaczenia w kampanii to mieć nie będzie, zwłaszcza że prezes Prawa i Sprawiedliwości toleruje w swoim bliskim otoczeniu Kazimierza Kujdę (obecnie doradcę Jacka Sasina), który – jak uznał sąd lustracyjny – świadomie współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa. 

 

Wołoszański to niejedyny celebryta na listach Koalicji Obywatelskiej. Tusk potwierdził swoją zapowiedź z wiecu w Ustroniu. Z okręgu bielskiego do Sejmu wystartuje dawny trener Adama Małysza Apoloniusz Tajner, który już zdążył wystawić PiS jak najniższe noty.

 

Jednak największe emocje wzbudziła obecność na listach KO Michała Kołodziejczaka z Agrounii, który jeszcze dwa miesiące temu nie zostawiał na Donaldzie Tusku suchej nitki, a kiedyś robił sobie nawet słitfocie z Robertem Bąkiewiczem, ulubionym narodowcem obecnej władzy. Tusk puścił to wszystko w niepamięć i wystawił Kołodziejczaka na pierwszym miejscu w okręgu konińskim.

 

Szef Agrounii, który w ostatnich latach o współpracy rozmawiał już chyba ze wszystkimi i kilka sojuszów zerwał tylko w tym roku, ma dla Tuska spróbować wyrwać kawałek wiejskiego elektoratu. Był do wzięcia, bo wcześniej czarną polewkę dała Kołodziejczakowi Trzecia Droga. Hołownia bał się go jak diabeł święconej wody, więc Ludowcy – choć smalili cholewki do Agrounii – musieli obejść się smakiem.

 

Jak ustaliliśmy, Kołodziejczaka miała przekonać dość luźna formuła współpracy zaproponowana przez Tuska. Agrounia i KO mają nie podpisywać formalnej umowy, a Kołodziejczak i jego ludzie mają dostać przestrzeń do politycznego budowania się.

 

Platforma miała przeprowadzić szczegółowe badania w elektoracie Koalicji Obywatelskiej. Ma z nich wynikać, że wyborcy KO dobrze odbierają Kołodziejczaka, bo utożsamiają go z frontalną krytyką PiS. Liczą też na to, że Agrounia pomoże odbić partii władzy część elektoratu wiejskiego, którego większa część od lat jest nie do zdobycia przez Platformę.

 

Z informacji Onetu wynika również, że jednym z akuszerów sojuszu KO i Agrounii był Artur Balazs. W ostatnich latach to człowiek cienia, ale też wciąż bardzo wpływowa postać. Był ministrem w kilku rządach. W trakcie swojej kariery był związany m.in. z AWS, Platformą, a nawet Jarosławem Gowinem.

W 2006 r. był jednym z negocjatorów koalicji Samoobrona-PiS-LPR, reprezentującym Andrzeja Leppera. W wyborach prezydenckich wspierał Bronisława Komorowskiego, a w 2020 r. Władysława Kosiniaka-Kamysza. W ostatnich latach zaczął mocno krytykować politykę PiS na wsi.

Tusk zaskoczył swoich ludzi również innymi posunięciami na listach. Wypchnął z Sejmu Grzegorza Schetynę i odesłał do Senatu. Były szef PO będzie się bił o mandat z okręgu wrocławskiego. W Senacie ma również wylądować Małgorzata Kidawa-Błońska. A jeszcze niedawno wydawało się, że wicemarszałek Sejmu otworzy toruńską listę KO do Sejmu.

 

W 2019 r. jako liderka warszawskiej listy KO Kidawa-Błońska zdobyła ponad 400 tys. głosów i wygrała z Jarosławem Kaczyńskim . Był to również najlepszy indywidualny wynik w kraju.

Na ostatniej prostej jednak Donald Tusk zmienił decyzję. Wiceszefowa izby niższej parlamentu wystartuje do izby wyższej parlamentu. W jednym z okręgów w Warszawie wystartuje zamiast obecnego senatora Aleksandra Pocieja.

Podobno szef Platformy obiecał Kidawie-Błońskiej fotel marszałka Senatu w przyszłej kadencji. Nie przywiązywalibyśmy się do tego. Złośliwi twierdzą, że Tusk bez żalu przehandluje tę posadę w zamian za jakieś ministerstwo, gdyby nadarzyła się okazja do stworzenia po wyborach koalicyjnego rządu.

Do tego jednak daleko. Lokomotywy PO muszą wykręcić wyniki w swoich okręgach. Ale nie tylko w wyborach sejmowych. Wspomniany Senat również jest istotny, o czym liderzy opozycji świetnie wiedzą. Dlatego kolejny raz i – już raczej ostatecznie – dogadali się w sprawie paktu senackiego.

Nie ma w tym układzie Romana Giertycha, który zgłaszał chęć startu. Pełnomocnik Tuska i jego rodziny w kilku sprawach nie zdecydował się na start, choć w ostatnich dniach groził, że wystartuje wbrew ustaleniom paktu w jednym z okręgów w Warszawie.

Tam wspólną kandydatką opozycji ma być Magdalena Biejat z Partii Razem. Giertych zlecił badania i stwierdził, że miałby szansę na sukces, ale ryzyko wygranej kandydata PiS znacząco by wzrosło. Mecenas na razie zostanie więc na bocznym torze.

Wciąż nie wiadomo za to, co z Ryszardem Petru. Były szef Nowoczesnej dostał propozycję powalczenia o Senat w Stalowej Woli. Petru doskonale jednak wiedział, że nie szans ma mandat nie ma tam żadnych, bo to okręg wybitnie pisowski.

Dlatego zmienił koncepcję. Teraz chce wejść do Sejmu z okręgu warszawskiego, czyli tam, skąd będzie startował lider Konfederacji Sławomir Mentzen. Petru znalazł sobie sposób na kampanię. Próbuje podgryzać konfederatów, ośmieszając ich pomysły na gospodarkę.

Jak wieść gminna niesie, ekonomista naprawdę mocno wierzy w to, że Donald Tusk jeszcze zmieni warszawską układankę. Teoretycznie taka możliwość istnieje jeszcze do początku września.

Zapewne do ostatniej chwili z ogłoszeniem list będzie czekał Jarosław Kaczyński. Lider PiS pewnie chce mieć spokój i pewność, że nikt, kto dostanie słabe miejsce na liście, nie wierzgnie mu w trakcie jakiegoś istotnego głosowania.

Na razie idzie sprawnie. PiS przeforsował w Sejmie referendum, które odbędzie się razem z wyborami parlamentarnymi. Zamiast jednego pytania będą cztery.

Zero pytań prawdopodobnie usłyszy od członków tzw. rosyjskiej komisji Donald Tusk. Komisja, która miała być batem na lidera Platformy, na razie nie powstała. Wiele wskazuje na to, że nie powstanie nigdy, o czym powiedział właśnie szef sejmowej komisji sprawiedliwości Marek Ast. Wprawdzie jego słowa zdementował później Adam Bielan, ale czasu na powołanie i rozpoczęcie prac komisji właściwie już nie ma.

Na razie więc Donald Tusk triumfuje i przekonuje, że to efekt marszu 4 czerwca.

A Jarosław Kaczyński teraz już właściwie w każdym przemówieniu wspomina o szefie Platformy. Ostatnio zwymyślał go na pikniku wojskowym w Uniejowie. Dość powiedzieć, że zrobił to, mając za plecami żołnierzy. Prezes takimi głupotami, jak konstytucyjnie zapewniona apolityczność wojska, nie przejmuje.

Mówi, że Tusk to czyste zło, które trzeba tępić. W debacie z nim spotkać się jednak nie chce, choć naczelni Onetu i Wirtualnej Polski zaproponowali, że zorganizują takie spotkanie. Donald Tusk od razu się zgodził. Nowogrodzka przysłała z kolei odpowiedź, że prezes Jarosław może debatować, ale z Manfredem Weberem, liderem Europejskiej Partii Ludowej.

Dziwna sprawa, bo jednocześnie Sejm przegłosował uchwałę o sprzeciwie wobec rzekomej zagranicznej – czytaj niemieckiej - ingerencji w polskie wybory. Ponieważ jesteśmy małostkowi, przypominamy, że niedawno włoska premier Georgia Meloni powiedziała, że zwycięstwo PiS będzie dla Polski najlepszym rozwiązaniem.

Ciekawe też, że dziwnym trafem hiszpański parlament nie wysmażył podobnej uchwały. Wszak Jarosław Kaczyński przed niedawnymi wyborami parlamentarnymi w tym kraju nagrał specjalne wystąpienie dla Hiszpanów, przekonując do głosowania na prawicowo-populistyczną partię VOX.

Zastanawiamy się, czy prezesowi ktoś już powiedział, że ugrupowanie doznało w tych wyborach bolesnej porażki.

 

 

 

 

 

Kaczyński straszy wojną. Tusk wierzy w „miękką rurę” Dudy. A redaktor Dziubka ujawnia tajemnice PiS #OnetAudio
2023-08-12 18:50:26

Całość TYLKO w aplikacji Onet Audio. Subskrybuj pakiet Onet Premium i słuchaj bez limitu. No to jedziemy! Prezydent wyznaczył datę wyborów na 15 października, co znaczy, że zaraz poznamy ostateczne koalicje, w jakich wystartują wszyscy główni gracze. Jednocześnie kompletowane są listy wyborcze — do twórców słuchowiska politycznego „Stan Wyjątkowy” dobiegają odgłosy politycznych tortur, jakie liderzy urządzają swym kandydatom, słyszymy echa walk, słychać błagania i szlochy. Oj, będzie się działo przy rejestracji list — twórcy „Stanu Wyjątkowego” Andrzej Stankiewicz i Kamil Dziubka szeroko opowiadają o tych walkach o polityczny byt: w PiS, Platformie, w Trzeciej Drodze, w Konfederacji. Zwracamy także uwagę na to, co dzieje się w obozie władzy. Prezes Kaczyński wyraźnie stawia w kampanii na wojsko i bezpieczeństwo — chce straszyć Polaków wojną i jednocześnie przekonywać, że tylko jego Putin się boi. Wierzy w to bardziej, niż w połączone z wyborami referendum, którego kolejne pytania ujawnia ze sztucznym suspensem. Wyznaczenie wyborów na 15 października ze wszech miar nie było ukłonem prezydenta pod adresem lidera PO Donalda Tuska, który miał już ukute zawołanie „października piętnastego pogonimy Kaczyńskiego”. To był gest pod adresem PiS, bo taka data zbiega się z Dniem Papieskim, a zatem w dniu wyborów politycy obozu władzy będą próbowali bezkarnie prowadzić agitację pod kościołami, zasłaniając się walką o wiarę i pamięcią o Janie Pawle II. Widać wyraźnie, że w kluczowym momencie dla przyszłości politycznej Polski, prezydent po cichu wraca na łono matki-partii. Wysłał nawet swojego człowieka do sztabu wyborczego PiS. Niektórzy uważają, że prezydencki minister Paweł Szrot ma przynosić Dudzie informacje z Nowogrodzkiej. Ale większość jest jednak przekonana, iż jest na odwrót — wszak Szrot już wcześniej bywał podejrzewany o przekazywanie prezesowi plotek z Pałacu Prezydenckiego. Duda aktywnie włącza się w kampanię obozu władzy wcale nie dlatego, że nagle zapałał ognistym uczuciem do Jarosława Kaczyńskiego. Ich relacje dziś są wyjątkowo chłodne — i to mimo że prezes publicznie broni prezydenta przed zarzutami Tuska, że „mięknie mu rura”. Wszak Duda pamięta, co stało się trzy lata temu, gdy walczył o swoją reelekcję — Kaczyński próbował się go pozbyć, wystawiając w wyborach Beatę Szydło lub Mateusza Morawieckiego. Historię tę — i wiele innych tajemnic obozu władzy — Kamil Dziubka ujawnia w swej książce „Kulisy PiS”, która właśnie ukazała się na rynku. W „Stanie Wyjątkowym” redaktor Dziubka ujawnia jeszcze więcej skrywanych, pisowskich sensacji.

Całość TYLKO w aplikacji Onet Audio. Subskrybuj pakiet Onet Premium i słuchaj bez limitu.
No to jedziemy! Prezydent wyznaczył datę wyborów na 15 października, co znaczy, że zaraz poznamy ostateczne koalicje, w jakich wystartują wszyscy główni gracze. Jednocześnie kompletowane są listy wyborcze — do twórców słuchowiska politycznego „Stan Wyjątkowy” dobiegają odgłosy politycznych tortur, jakie liderzy urządzają swym kandydatom, słyszymy echa walk, słychać błagania i szlochy. Oj, będzie się działo przy rejestracji list — twórcy „Stanu Wyjątkowego” Andrzej Stankiewicz i Kamil Dziubka szeroko opowiadają o tych walkach o polityczny byt: w PiS, Platformie, w Trzeciej Drodze, w Konfederacji.
Zwracamy także uwagę na to, co dzieje się w obozie władzy. Prezes Kaczyński wyraźnie stawia w kampanii na wojsko i bezpieczeństwo — chce straszyć Polaków wojną i jednocześnie przekonywać, że tylko jego Putin się boi. Wierzy w to bardziej, niż w połączone z wyborami referendum, którego kolejne pytania ujawnia ze sztucznym suspensem.
Wyznaczenie wyborów na 15 października ze wszech miar nie było ukłonem prezydenta pod adresem lidera PO Donalda Tuska, który miał już ukute zawołanie „października piętnastego pogonimy Kaczyńskiego”. To był gest pod adresem PiS, bo taka data zbiega się z Dniem Papieskim, a zatem w dniu wyborów politycy obozu władzy będą próbowali bezkarnie prowadzić agitację pod kościołami, zasłaniając się walką o wiarę i pamięcią o Janie Pawle II. Widać wyraźnie, że w kluczowym momencie dla przyszłości politycznej Polski, prezydent po cichu wraca na łono matki-partii. Wysłał nawet swojego człowieka do sztabu wyborczego PiS. Niektórzy uważają, że prezydencki minister Paweł Szrot ma przynosić Dudzie informacje z Nowogrodzkiej. Ale większość jest jednak przekonana, iż jest na odwrót — wszak Szrot już wcześniej bywał podejrzewany o przekazywanie prezesowi plotek z Pałacu Prezydenckiego.
Duda aktywnie włącza się w kampanię obozu władzy wcale nie dlatego, że nagle zapałał ognistym uczuciem do Jarosława Kaczyńskiego. Ich relacje dziś są wyjątkowo chłodne — i to mimo że prezes publicznie broni prezydenta przed zarzutami Tuska, że „mięknie mu rura”. Wszak Duda pamięta, co stało się trzy lata temu, gdy walczył o swoją reelekcję — Kaczyński próbował się go pozbyć, wystawiając w wyborach Beatę Szydło lub Mateusza Morawieckiego. Historię tę — i wiele innych tajemnic obozu władzy — Kamil Dziubka ujawnia w swej książce „Kulisy PiS”, która właśnie ukazała się na rynku. W „Stanie Wyjątkowym” redaktor Dziubka ujawnia jeszcze więcej skrywanych, pisowskich sensacji.

Kryzys w Trzeciej Drodze. Kaczyński idzie na starcie z Ukraińcami. Czarnek chce być premierem #OnetAudio
2023-08-05 20:22:11

Podobno małżeństwa z rozsądku są najtrwalsze. Jednak pożycie partii Władysława Kosiniaka-Kamysza z ugrupowaniem Szymona Hołowni całkowicie tej tezie przeczy. Pobrali się zdecydowanie zdroworozsądkowo. Ludowcy — przyduszani przez PiS na wsi — w razie samodzielnego startu do Sejmu mogliby nie przekroczyć progu wyborczego i po ponad wieku działalności złożyliby swój sztandar do muzeum ruchu ludowego. Podobny problem miał Hołownia. Spychany na marines przez rosnącego w siłę Donalda Tuska, na jesieni mógłby wylądować poza Sejmem i rozsyłać swe CV do telewizyjnych „talent show”. Problem z małżeństwem PSL i Polski 2050 jest jednak taki, że wyborcy czują, iż nie ma w nim za grosz emocji i miłości. Dlatego wspólny sojusz Hołowni i Kosiniaka dumnie zwany Trzecią Drogą dołuje w sondażach. A to znaczy, że koalicja na niewiele się zdała i obie formacje wróciły do punktu wyjścia — czyli obaw, że nie uda im się wejść do Sejmu. Tyle, że razem. Dlatego ludowcy jako doświadczeni gracze już kombinują, jak poprawić swoją sytuację. Swoją, nie Hołowni — dla jasności. Najpierw bez pytania go o zdanie dokooptowali do swego klubu grupkę posłów z dawnego Porozumienia Jarosława Gowina, którzy mają szanse uzyskać dobre wyniki wyborcze. Potem zaczęli rozmawiać z rozłamowcami z Konfederacji, na czele z popularnym w elektoracie wolnorynkowym Arturem Dziamborem. A wreszcie złożyli ofertę współpracy liderowi rolniczych zadymiarzy Michałowi Kołodziejczakowi z AgroUnii, z którym PiS sobie wyraźnie nie radzi. Hołownia się wściekł. Powiedział Kosiniakowi, że nie chce słyszeć o takich transferach — sugerował, że po wyborach nowe nabytki PSL pójdą na współpracę z PiS. Przyszłość 3D stanęła pod znakiem zapytania. Ostatecznie panowie się dogadali — bo nie mieli wyjścia. Ale twórcy „Stanu Wyjątkowego” Andrzej Stankiewicz (ONET.PL) oraz Dominika Długosz („Newsweek”) przepowiadają, że to nie koniec tarć. Bo Hołownia nie wie jeszcze jednego: że liderzy PSL Władysław Kosiniak-Kamysz oraz Piotr Zgorzelski utrzymują regularne kontakty z premierem Mateuszem Morawieckim. Wszak obrotnym ludowcom może się to przydać po wyborach, gdy PiS będzie żebrać o koalicję. W tym wydaniu „Stanu Wyjątkowego” Andrzej Stankiewicz oraz Dominika Długosz ujawniają, że Morawiecki może mieć po wyborach silnego rywala do premierostwa — nawet jeśli przyniesie prezesowi w wianie ludowców. Intensywny lobbying za swą kandydaturę prowadzi konserwatywny ultras Przemysław Czarnek. Minister edukacji zakłada, że po wyborach dojdzie raczej do koalicji PiS z Konfederacją, a wtedy — w co głęboko wierzy — tylko on będzie pasował na premiera wspólnego rządu. Czarnek jest już narodowy i katolicki — jak Konfederacja. Ostatnio zaczął nawet wygrażać Ukraińcom — prawie tak jak konfederaci. Inna rzecz, że to element szerszej kampanii PiS, na którą przyzwolenie dał prezes Kaczyński.

Podobno małżeństwa z rozsądku są najtrwalsze. Jednak pożycie partii Władysława Kosiniaka-Kamysza z ugrupowaniem Szymona Hołowni całkowicie tej tezie przeczy. Pobrali się zdecydowanie zdroworozsądkowo. Ludowcy — przyduszani przez PiS na wsi — w razie samodzielnego startu do Sejmu mogliby nie przekroczyć progu wyborczego i po ponad wieku działalności złożyliby swój sztandar do muzeum ruchu ludowego. Podobny problem miał Hołownia. Spychany na marines przez rosnącego w siłę Donalda Tuska, na jesieni mógłby wylądować poza Sejmem i rozsyłać swe CV do telewizyjnych „talent show”. Problem z małżeństwem PSL i Polski 2050 jest jednak taki, że wyborcy czują, iż nie ma w nim za grosz emocji i miłości.
Dlatego wspólny sojusz Hołowni i Kosiniaka dumnie zwany Trzecią Drogą dołuje w sondażach. A to znaczy, że koalicja na niewiele się zdała i obie formacje wróciły do punktu wyjścia — czyli obaw, że nie uda im się wejść do Sejmu. Tyle, że razem.
Dlatego ludowcy jako doświadczeni gracze już kombinują, jak poprawić swoją sytuację. Swoją, nie Hołowni — dla jasności. Najpierw bez pytania go o zdanie dokooptowali do swego klubu grupkę posłów z dawnego Porozumienia Jarosława Gowina, którzy mają szanse uzyskać dobre wyniki wyborcze. Potem zaczęli rozmawiać z rozłamowcami z Konfederacji, na czele z popularnym w elektoracie wolnorynkowym Arturem Dziamborem. A wreszcie złożyli ofertę współpracy liderowi rolniczych zadymiarzy Michałowi Kołodziejczakowi z AgroUnii, z którym PiS sobie wyraźnie nie radzi. Hołownia się wściekł. Powiedział Kosiniakowi, że nie chce słyszeć o takich transferach — sugerował, że po wyborach nowe nabytki PSL pójdą na współpracę z PiS. Przyszłość 3D stanęła pod znakiem zapytania.
Ostatecznie panowie się dogadali — bo nie mieli wyjścia. Ale twórcy „Stanu Wyjątkowego” Andrzej Stankiewicz (ONET.PL) oraz Dominika Długosz („Newsweek”) przepowiadają, że to nie koniec tarć. Bo Hołownia nie wie jeszcze jednego: że liderzy PSL Władysław Kosiniak-Kamysz oraz Piotr Zgorzelski utrzymują regularne kontakty z premierem Mateuszem Morawieckim. Wszak obrotnym ludowcom może się to przydać po wyborach, gdy PiS będzie żebrać o koalicję.
W tym wydaniu „Stanu Wyjątkowego” Andrzej Stankiewicz oraz Dominika Długosz ujawniają, że Morawiecki może mieć po wyborach silnego rywala do premierostwa — nawet jeśli przyniesie prezesowi w wianie ludowców. Intensywny lobbying za swą kandydaturę prowadzi konserwatywny ultras Przemysław Czarnek. Minister edukacji zakłada, że po wyborach dojdzie raczej do koalicji PiS z Konfederacją, a wtedy — w co głęboko wierzy — tylko on będzie pasował na premiera wspólnego rządu. Czarnek jest już narodowy i katolicki — jak Konfederacja. Ostatnio zaczął nawet wygrażać Ukraińcom — prawie tak jak konfederaci. Inna rzecz, że to element szerszej kampanii PiS, na którą przyzwolenie dał prezes Kaczyński.

Kiedy politycy zaczną się okładać? Kto zalał nas śmieciami? Ile kuzyn Kaczyńskiego doi ze spółek? #OnetAudio
2023-07-29 17:52:06

Właściwie to moglibyśmy już zacząć pracę nad rankingiem kampanijnych przemocowców. Na pewno w czołówce znalazłby się wiceminister środowiska Jacek Ozdoba. Młodzian ów łączy gaszenie płonących wysypisk śmieci przywiezionych z Niemiec za czasów PiS z intensywną pracą udami oraz rękami podczas nalotów na konferencje prasowe swych konkurentów z Platformy, wytykających mu śmieciowe zaniedbania. Wysoko zapewne jest jego towarzysz partyjny Janusz Kowalski, który — jak twierdzą nieżyczliwi mu politycy PO — podczas nalotów nie tylko się przepycha, ale jeszcze pluje. Ostatnio Kowalski — który udaje, że jest wiceministrem rolnictwa — prawie się pobił z Michałem Kołodziejczakiem, liderem chłopskiej AgroUnii. To są epickie sceny: na ministerialnym korytarzu wysoki, przylizany Kowalski stoi twarzą w twarz z niskim, skromnie odzianym Kołodziejczakiem. Obaj wrzeszczą na siebie, a na ich twarzach widać wściekłość. Brakuje tylko iskry, żeby dali sobie po razie. Kołodziejczak nie poprzestał na starciu z Kowalskim i na spotkaniu w Ministerstwie Rolnictwa zwyzywał innych wiceministrów tak brutalnie, że jeden z nich — Rafał Romanowski — rwał się do spotkania z nim „w cztery oczy”. Starcie osobiście powstrzymał minister Rober Telus. Tak wygląda kampania wyborcza AD 2023. A twórców słuchowiska politycznego „Stan Wyjątkowy” zastanawia jedno: kto pierwszy nie wytrzyma. Oczywiście zakładamy, że takie przepychanki i awantury to w pełni zaplanowane akcje kampanijne. Tyle że gdy oglądamy zdjęcia z ataków biodrem i łokciem, z przepychanek i wyzwisk, to dochodzimy do wniosku, że panów przemocowców często ponosi temperament i rękoczyny wiszą w powietrzu. W tym wydaniu „Stanu Wyjątkowego” Andrzej Stankiewicz (ONET.PL) oraz Dominika Długosz („Newsweek”) analizują także atak Jarosława Kaczyńskiego, który wykrzyczał na pikniku rodzinnym — finansowanym z publicznych pieniędzy — że Donald Tusk to „ryży wróg narodu”. Szukamy źródeł furii prezesa i wychodzi nam, że raczej nie znikną — więc furii będzie do wyborów tylko więcej. Tusk sugeruje, że ten atak to nie jest przypadek. Twierdzi, że Kaczyński przygotowuje się do przesunięcia wyborów, aby pozaprawnie zatrzymać pochód opozycji do władzy. To jest prawdziwy powód, dla którego Tusk zwołuje milionowy marsz na 1 października — chce postraszyć Kaczyńskiego, by nie sięgał po żadne triki. Autorzy „Stanu Wyjątkowego” pochylają się też z troską nad występami pana premiera, który natrętnie próbuje włączyć się do pojedynku Kaczyńskiego z Tuskiem. Filmiki pana premiera są stylowe — ostatnio modne są ciemne, militarne koszule i wojskowe polo w kolorze khaki. Ale poczucie bezpieczeństwa w nas to nie buduje, jako że premier opowiada straszliwe androny.

Właściwie to moglibyśmy już zacząć pracę nad rankingiem kampanijnych przemocowców. Na pewno w czołówce znalazłby się wiceminister środowiska Jacek Ozdoba. Młodzian ów łączy gaszenie płonących wysypisk śmieci przywiezionych z Niemiec za czasów PiS z intensywną pracą udami oraz rękami podczas nalotów na konferencje prasowe swych konkurentów z Platformy, wytykających mu śmieciowe zaniedbania. Wysoko zapewne jest jego towarzysz partyjny Janusz Kowalski, który — jak twierdzą nieżyczliwi mu politycy PO — podczas nalotów nie tylko się przepycha, ale jeszcze pluje. Ostatnio Kowalski — który udaje, że jest wiceministrem rolnictwa — prawie się pobił z Michałem Kołodziejczakiem, liderem chłopskiej AgroUnii. To są epickie sceny: na ministerialnym korytarzu wysoki, przylizany Kowalski stoi twarzą w twarz z niskim, skromnie odzianym Kołodziejczakiem. Obaj wrzeszczą na siebie, a na ich twarzach widać wściekłość. Brakuje tylko iskry, żeby dali sobie po razie. Kołodziejczak nie poprzestał na starciu z Kowalskim i na spotkaniu w Ministerstwie Rolnictwa zwyzywał innych wiceministrów tak brutalnie, że jeden z nich — Rafał Romanowski — rwał się do spotkania z nim „w cztery oczy”. Starcie osobiście powstrzymał minister Rober Telus. Tak wygląda kampania wyborcza AD 2023. A twórców słuchowiska politycznego „Stan Wyjątkowy” zastanawia jedno: kto pierwszy nie wytrzyma. Oczywiście zakładamy, że takie przepychanki i awantury to w pełni zaplanowane akcje kampanijne. Tyle że gdy oglądamy zdjęcia z ataków biodrem i łokciem, z przepychanek i wyzwisk, to dochodzimy do wniosku, że panów przemocowców często ponosi temperament i rękoczyny wiszą w powietrzu.
W tym wydaniu „Stanu Wyjątkowego” Andrzej Stankiewicz (ONET.PL) oraz Dominika Długosz („Newsweek”) analizują także atak Jarosława Kaczyńskiego, który wykrzyczał na pikniku rodzinnym — finansowanym z publicznych pieniędzy — że Donald Tusk to „ryży wróg narodu”. Szukamy źródeł furii prezesa i wychodzi nam, że raczej nie znikną — więc furii będzie do wyborów tylko więcej. Tusk sugeruje, że ten atak to nie jest przypadek. Twierdzi, że Kaczyński przygotowuje się do przesunięcia wyborów, aby pozaprawnie zatrzymać pochód opozycji do władzy. To jest prawdziwy powód, dla którego Tusk zwołuje milionowy marsz na 1 października — chce postraszyć Kaczyńskiego, by nie sięgał po żadne triki.
Autorzy „Stanu Wyjątkowego” pochylają się też z troską nad występami pana premiera, który natrętnie próbuje włączyć się do pojedynku Kaczyńskiego z Tuskiem. Filmiki pana premiera są stylowe — ostatnio modne są ciemne, militarne koszule i wojskowe polo w kolorze khaki. Ale poczucie bezpieczeństwa w nas to nie buduje, jako że premier opowiada straszliwe androny.

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie