Nowa Europa Wschodnia

Nowa Europa Wschodnia przybliża i odczarowuje "Wschód". Ten cudzysłów został użyty celowo, bo obszar tematyczny, o którym opowiadamy, jest bardzo umownie określony, zróżnicowany pod każdym możliwym względem, a przede wszystkim – ogromny.


Odcinki od najnowszych:

Zapad-2021. Demonstracja siły to część gry
2021-09-19 12:47:18

Ćwiczenia Zapad-2021 zaczęły się dużo wcześniej, niż zakończona niedawno „dynamiczna część” manewrów prowadzona przez kilkanaście tysięcy żołnierzy z Rosji i Białorusi. Skala przedsięwzięcia robi wrażenie. Zdaniem gen. rez. Mirosława Różańskiego, prezesa fundacji Stratpoints, ta demonstracja siły była konsekwencja ekspansywnej polityki Rosji.  Jednym z wniosków płynących z obserwacji ćwiczeń jest iluzoryczna niezależność sił zbrojnych Białorusi. Zdaniem Różańskiego armia Białorusi w praktyce jest częścią sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej, co pokazuje nie tylko wyposażenie, ale także procedury. Z tego powodu wojska modelowane i kierowane z Kremla przy naszej wschodniej granicy muszą budzić niepokój, jednak prezes Stratpoints zachęca do racjonalnego, a nie emocjonalnego patrzenia na rzeczywistość.  Z tego powodu pamiętać należy że Rosja prowadzi grę globalną, od Bliskiego Wschodu po Biegun Północny i od Chin po Unię Europejską. Także uczestniczy w wyścigu kosmicznym. Zdaniem Różańskiego plan Kremla wobec Europy nie jest militarny militarny i nie należy spodziewać się prób przesuwania granic przez połączone siły rosyjsko-białoruskie. Celem Moskwy na Starym Kontynencie przede wszystkim jest osłabianie Unii Europejskiej, a temu służą, między innymi, narzędzia i metody dostępne w cyberprzestrzeni, szerzenie dezinformacji czy wpływanie na społeczeństwa lub ingerencja w systemy bankowe, energetyczne i inne. Różański podkreśla, że przyszłe agresje nie będą opierać się na artylerii czy zagonach pancernych, tylko na wrogim wykorzystaniu czy wykradaniu informacji. Także ćwiczenia Zapad-2021 można analizować pod tym kontem. To była bardzo skuteczna demonstracja siły zarówno na użytek wewnętrzny Rosji i Białorusi, ale także jako metoda oddziaływania na międzynarodową opinię publiczną. Na przykład niemal każdy wie, że ćwiczyło 200 tys. żołnierzy, czyli prawie dwukrotnie więcej niż liczy armia polska. Co więcej, Rosja pokazała, że nie musi liczyć się z kosztami  i potrafi przeprowadzić wielkie manewry, które są znacznie większe niż jakiekolwiek ćwiczenia Sojuszu Północnoatlantyckiego. Zorganizowanie ćwiczeń przez NATO wymaga wielomiesięcznych uzgodnień międzypaństwowych uwzględniających opinie i interesy każdego z uczestników.  Różański podkreśla, że na ostateczną ocenę Zapad-2021 należy poczekać i przestrzega przed pochopnymi wnioskami. Dodanej, że takie ćwiczenia takie są szansą gromadzenia informacji i potwierdzania wiedzy na temat organizacji i działania wojsk rosyjskich i białoruskich. Podczas Zapad-2021 mowa była  o przesuwaniu jednostek wojskowych w Polsce w kierunku granicy, a nie o aktywowaniu zdolności rozpoznawczych. Stąd Różański ubolewa, uwzględniając wrażliwy charakter takich informacji, że Polska nie wykorzystała szansy, którą stwarzały ćwiczenia Zapad-2021. Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Ćwiczenia Zapad-2021 zaczęły się dużo wcześniej, niż zakończona niedawno „dynamiczna część” manewrów prowadzona przez kilkanaście tysięcy żołnierzy z Rosji i Białorusi. Skala przedsięwzięcia robi wrażenie. Zdaniem gen. rez. Mirosława Różańskiego, prezesa fundacji Stratpoints, ta demonstracja siły była konsekwencja ekspansywnej polityki Rosji. 

Jednym z wniosków płynących z obserwacji ćwiczeń jest iluzoryczna niezależność sił zbrojnych Białorusi. Zdaniem Różańskiego armia Białorusi w praktyce jest częścią sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej, co pokazuje nie tylko wyposażenie, ale także procedury. Z tego powodu wojska modelowane i kierowane z Kremla przy naszej wschodniej granicy muszą budzić niepokój, jednak prezes Stratpoints zachęca do racjonalnego, a nie emocjonalnego patrzenia na rzeczywistość. 

Z tego powodu pamiętać należy że Rosja prowadzi grę globalną, od Bliskiego Wschodu po Biegun Północny i od Chin po Unię Europejską. Także uczestniczy w wyścigu kosmicznym. Zdaniem Różańskiego plan Kremla wobec Europy nie jest militarny militarny i nie należy spodziewać się prób przesuwania granic przez połączone siły rosyjsko-białoruskie. Celem Moskwy na Starym Kontynencie przede wszystkim jest osłabianie Unii Europejskiej, a temu służą, między innymi, narzędzia i metody dostępne w cyberprzestrzeni, szerzenie dezinformacji czy wpływanie na społeczeństwa lub ingerencja w systemy bankowe, energetyczne i inne.

Różański podkreśla, że przyszłe agresje nie będą opierać się na artylerii czy zagonach pancernych, tylko na wrogim wykorzystaniu czy wykradaniu informacji. Także ćwiczenia Zapad-2021 można analizować pod tym kontem. To była bardzo skuteczna demonstracja siły zarówno na użytek wewnętrzny Rosji i Białorusi, ale także jako metoda oddziaływania na międzynarodową opinię publiczną. Na przykład niemal każdy wie, że ćwiczyło 200 tys. żołnierzy, czyli prawie dwukrotnie więcej niż liczy armia polska. Co więcej, Rosja pokazała, że nie musi liczyć się z kosztami  i potrafi przeprowadzić wielkie manewry, które są znacznie większe niż jakiekolwiek ćwiczenia Sojuszu Północnoatlantyckiego. Zorganizowanie ćwiczeń przez NATO wymaga wielomiesięcznych uzgodnień międzypaństwowych uwzględniających opinie i interesy każdego z uczestników. 

Różański podkreśla, że na ostateczną ocenę Zapad-2021 należy poczekać i przestrzega przed pochopnymi wnioskami. Dodanej, że takie ćwiczenia takie są szansą gromadzenia informacji i potwierdzania wiedzy na temat organizacji i działania wojsk rosyjskich i białoruskich. Podczas Zapad-2021 mowa była  o przesuwaniu jednostek wojskowych w Polsce w kierunku granicy, a nie o aktywowaniu zdolności rozpoznawczych. Stąd Różański ubolewa, uwzględniając wrażliwy charakter takich informacji, że Polska nie wykorzystała szansy, którą stwarzały ćwiczenia Zapad-2021.

Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Religijna zasłona dymna w Czarnogórze
2021-09-15 13:41:52

W rozmowie z Piotrem Pogorzelskim w podcaście Po prostu Wschód  ekspertka podkreśliła, że prezydent Milo Đukanović, którego ugrupowanie do zeszłego roku kontrolowało władzę w Czarnogórze, bardzo obawia się możliwych rozliczeń związanych ze swoimi rządami. Niektórzy analitycy określają je, jako kleptokrację z rozwiniętą na dużą skalę korupcją. Dlatego obecnie, aby pokazać swoją siłę Milo Đukanović przedstawia się, jako patriota i obrońca Czarnogóry.  - To jest karta, jaką chętnie gra. On przedstawia obecny rząd i cerkiew, jako agentów, którzy działają przeciwko Czarnogórze - dodaje.  Marta Szpala zaznacza przy tym, że rzeczywiście w ostatnich latach pojawia się coraz więcej pytań o rolę Serbskiej Cerkwi Prawosławnej w Czarnogórze, na przykład we wspieraniu antyzachodnich tendencji.  Czarnogóra odłączyła się od Serbii i stała się niepodległym państwem w 2006 roku. Prawie jedna trzecia  ludności identyfikuje się jako Serbowie. Cały czas trwają dyskusje, czym jest tożsamość czarnogórska i na czym się ona opiera.  Do Serbskiej Cerkwi Prawosławnej należy znaczna większość prawosławnych mieszkańców kraju.  Podcast został udostępniony bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem i portalem Nowa Europa Wschodnia. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite .

W rozmowie z Piotrem Pogorzelskim w podcaście Po prostu Wschód  ekspertka podkreśliła, że prezydent Milo Đukanović, którego ugrupowanie do zeszłego roku kontrolowało władzę w Czarnogórze, bardzo obawia się możliwych rozliczeń związanych ze swoimi rządami. Niektórzy analitycy określają je, jako kleptokrację z rozwiniętą na dużą skalę korupcją. Dlatego obecnie, aby pokazać swoją siłę Milo Đukanović przedstawia się, jako patriota i obrońca Czarnogóry. 

- To jest karta, jaką chętnie gra. On przedstawia obecny rząd i cerkiew, jako agentów, którzy działają przeciwko Czarnogórze - dodaje. 

Marta Szpala zaznacza przy tym, że rzeczywiście w ostatnich latach pojawia się coraz więcej pytań o rolę Serbskiej Cerkwi Prawosławnej w Czarnogórze, na przykład we wspieraniu antyzachodnich tendencji. 

Czarnogóra odłączyła się od Serbii i stała się niepodległym państwem w 2006 roku. Prawie jedna trzecia  ludności identyfikuje się jako Serbowie. Cały czas trwają dyskusje, czym jest tożsamość czarnogórska i na czym się ona opiera. 

Do Serbskiej Cerkwi Prawosławnej należy znaczna większość prawosławnych mieszkańców kraju. 

Podcast został udostępniony bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem i portalem Nowa Europa Wschodnia. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite.

Covid-19 nie zniknie. Infodemia jest niebezpieczna jak wirus
2021-09-12 12:32:53

W różnych częściach świata choroby, w tym covid-19 przebiegają w sposób odmienny i w nierównomiernym tempie. Stąd fale pandemii wirusa, który lepiej się rozprzestrzenia w miesiącach chłodnych, uzależnione są od zmian pór roku na poszczególnych kontynentach. Intensywność pandemii zależy także od mobilności ludzi i interakcji między nimi.  Kluczowe znaczenie mają próby zaburzania naturalnego cyklu krążenia wirusa w środowisku. Szczepienia, maseczki i lockdowny skutecznie spowalniają rozprzestrzenianie się choroby, choć jej nie eliminują. W miejscach, w których wirus intensywnie się namnaża, zaczyna się zmieniać i mutować w sposób często niemożliwy do przewidzenia.  Ludzkość odzwyczaiła się od zagrożeń. Ludzie oczekują, że wszystko będzie miało swój początek i koniec. Pandemia tak nie przebiega i możliwe, że trzeba przygotować się na długą obecność wirusa w naszym otoczeniu. O ile początek pandemii wyglądał stosunkowo optymistycznie dzięki szybkiemu wynalezieniu szczepionek, to nowe warianty wirusa częściowo przełamują odporność poszczepienną. To zwiększa niepewność wśród ludzi, którzy niejednokrotnie otrzymują sprzeczne komunikaty od władz i ekspertów. - Z tego powodu wiele osób odrzuca naukę, bo ktoś, kto tyle razy zmienia zdanie w krótkim czasie, traci wiarygodność – mówi Paweł Grzesiowski. – Cały czas musimy mówić o tym, że wiarygodnym jest tylko ten, kto modyfikuje swoje zdanie w świetle faktów. Zdaniem eksperta, Sars-CoV-2 jest młodym wirusem, który z łatwością mutuje, a nowe warianty są roznoszone po całym świecie w wyniku ruchu ludności. Stąd szybie rozprzestrzenienie się wariantu Dela pochodzącego z Indii i szansa, że wariant Mu z Ameryki Południowej, czy niebezpieczny wariant C1 zaobserwowany w RPA, nie uzyska zasięgu globalnego. Jest szansa, że z czasem, w miarę nabywania odporności przez ludzi, którzy chorowali lub się zaszczepili, Covid-19 stanie się stosunkowo łagodną chorobą dziecięcą, podobnie do innych koronawirusów. Grzesiowski przestrzega, że nie można mieć pewności, że tak się stanie, bo zawsze może pojawić się nowy, groźny wariant nieznany dla pamięci immunologicznej. O ile w przypadku grypy istnieje system przewidywania, jaki wariant może dominować w kolejnym sezonie, co pozwala na dostosowywanie szczepionek, to w przypadku Sars-CoV-2 taki mechanizm nie istnieje. Także żadna z koncepcji walki z chorobą nie przyniosła dotychczas pełnego sukcesu, jednak poszczególnym krajom udaje się zmniejszyć liczbę zachorowań. Dlatego dla spowolnienia pandemii konieczna jest ścisła ochrona granic obejmująca kwarantannę, testy czy paszporty covidowe. Nie chodzi o zamykanie granic, ale o kontrolowanie zdrowia podróżnych, jak Tajwan czy Nowa Zelandia. Grzesiowski podkreśla, że ważnym elementem ochrony osobistej jest oddychanie powietrzem filtrowanym przez maski medyczne. Ponadto niezwykle istotne są szczepienia ograniczające ciężkie zachorowania. Obecne szczepionki nie są w pełni skuteczne, lecz zaszczepieni chorują lżej i krócej, dzięki czemu wirus słabiej mutuje. Z kolei powszechne, bezpłatne i częste testowanie pozwoli sprawne izolować chorych jeszcze bardziej zmniejszając ryzyko mutacji wirusa. Najmniej medycznym, lecz nie mniej ważnym, elementem walki z pandemią jest informacja, a przeciwdziałanie dezinformacji jest równie ważne, jak pozostałe metody walki z pandemią, czyli kontrola granic, maseczki, szczepienia i testy.  - Dezinformacja, infodemia jest równie niebezpieczna, a może wręcz bardziej niebezpieczna niż sama pandemia, a fałszywe informacje powodują wśród ludzi straszne szkody – mówi Grzesiowski. – Ludzie wierząc w fałszywe informacje mogą sobie bardziej zaszkodzić, niż gdyby w ogóle Internetu nie czytali. Pandemia jest testem współpracy i myślenia globalnego. Zdaniem Grzesiowskiego choroba pokazała, że ludzie pozbawieni wyobraźni i wiedzy, ale posiadający władzę, potrafią spowodować ogromne szkody w miejscach, w których medycyna i nauka stały się zakładnikami celów politycznych. Poleganie na Świtowej Organizacji Zdrowia (WHO) i organizowanej przez nią wymianie informacji to za mało. Świat potrzebuje ujednoliconej niepodważalnej strategii, która nie jest podporządkowana lokalnym i doraźnym celom politycznym. Tymczasem ludzkość jest rozproszona i zagubiona w działaniach, których cele często nie są czyste.  - Róbmy swoje, bądźmy przygotowani, dbajmy o swoje otoczenie – mówi Grzesiowski. - To jest bardzo ważne, choć dotyczy skali mikro. W skali globalnej te działania indywidualne niewiele dadzą, a decyzje muszą zapadać na zupełnie innym szczeblu. Pandemia pokazała, że jesteśmy słabi jako gatunek, bo rezygnujemy ze skutecznych środków walki z zagrożeniem, czego przykładem jest infodemia i niepohamowany zalew dezinformacji czy antynauki na całym świecie - dodaje.  Podcast został sfinansowany z grantu przyznanego przez Departament Stanu USA. Opinie, stwierdzenia i wnioski zawarte w tym podcaście należą do jego autorów i nie muszą odzwierciedlać stanowiska Departamentu Stanu USA.

W różnych częściach świata choroby, w tym covid-19 przebiegają w sposób odmienny i w nierównomiernym tempie. Stąd fale pandemii wirusa, który lepiej się rozprzestrzenia w miesiącach chłodnych, uzależnione są od zmian pór roku na poszczególnych kontynentach. Intensywność pandemii zależy także od mobilności ludzi i interakcji między nimi. 

Kluczowe znaczenie mają próby zaburzania naturalnego cyklu krążenia wirusa w środowisku. Szczepienia, maseczki i lockdowny skutecznie spowalniają rozprzestrzenianie się choroby, choć jej nie eliminują. W miejscach, w których wirus intensywnie się namnaża, zaczyna się zmieniać i mutować w sposób często niemożliwy do przewidzenia. 

Ludzkość odzwyczaiła się od zagrożeń. Ludzie oczekują, że wszystko będzie miało swój początek i koniec. Pandemia tak nie przebiega i możliwe, że trzeba przygotować się na długą obecność wirusa w naszym otoczeniu. O ile początek pandemii wyglądał stosunkowo optymistycznie dzięki szybkiemu wynalezieniu szczepionek, to nowe warianty wirusa częściowo przełamują odporność poszczepienną. To zwiększa niepewność wśród ludzi, którzy niejednokrotnie otrzymują sprzeczne komunikaty od władz i ekspertów.

- Z tego powodu wiele osób odrzuca naukę, bo ktoś, kto tyle razy zmienia zdanie w krótkim czasie, traci wiarygodność – mówi Paweł Grzesiowski. – Cały czas musimy mówić o tym, że wiarygodnym jest tylko ten, kto modyfikuje swoje zdanie w świetle faktów.

Zdaniem eksperta, Sars-CoV-2 jest młodym wirusem, który z łatwością mutuje, a nowe warianty są roznoszone po całym świecie w wyniku ruchu ludności. Stąd szybie rozprzestrzenienie się wariantu Dela pochodzącego z Indii i szansa, że wariant Mu z Ameryki Południowej, czy niebezpieczny wariant C1 zaobserwowany w RPA, nie uzyska zasięgu globalnego. Jest szansa, że z czasem, w miarę nabywania odporności przez ludzi, którzy chorowali lub się zaszczepili, Covid-19 stanie się stosunkowo łagodną chorobą dziecięcą, podobnie do innych koronawirusów. Grzesiowski przestrzega, że nie można mieć pewności, że tak się stanie, bo zawsze może pojawić się nowy, groźny wariant nieznany dla pamięci immunologicznej.

O ile w przypadku grypy istnieje system przewidywania, jaki wariant może dominować w kolejnym sezonie, co pozwala na dostosowywanie szczepionek, to w przypadku Sars-CoV-2 taki mechanizm nie istnieje. Także żadna z koncepcji walki z chorobą nie przyniosła dotychczas pełnego sukcesu, jednak poszczególnym krajom udaje się zmniejszyć liczbę zachorowań. Dlatego dla spowolnienia pandemii konieczna jest ścisła ochrona granic obejmująca kwarantannę, testy czy paszporty covidowe. Nie chodzi o zamykanie granic, ale o kontrolowanie zdrowia podróżnych, jak Tajwan czy Nowa Zelandia.

Grzesiowski podkreśla, że ważnym elementem ochrony osobistej jest oddychanie powietrzem filtrowanym przez maski medyczne. Ponadto niezwykle istotne są szczepienia ograniczające ciężkie zachorowania. Obecne szczepionki nie są w pełni skuteczne, lecz zaszczepieni chorują lżej i krócej, dzięki czemu wirus słabiej mutuje. Z kolei powszechne, bezpłatne i częste testowanie pozwoli sprawne izolować chorych jeszcze bardziej zmniejszając ryzyko mutacji wirusa.

Najmniej medycznym, lecz nie mniej ważnym, elementem walki z pandemią jest informacja, a przeciwdziałanie dezinformacji jest równie ważne, jak pozostałe metody walki z pandemią, czyli kontrola granic, maseczki, szczepienia i testy. 

- Dezinformacja, infodemia jest równie niebezpieczna, a może wręcz bardziej niebezpieczna niż sama pandemia, a fałszywe informacje powodują wśród ludzi straszne szkody – mówi Grzesiowski. – Ludzie wierząc w fałszywe informacje mogą sobie bardziej zaszkodzić, niż gdyby w ogóle Internetu nie czytali.

Pandemia jest testem współpracy i myślenia globalnego. Zdaniem Grzesiowskiego choroba pokazała, że ludzie pozbawieni wyobraźni i wiedzy, ale posiadający władzę, potrafią spowodować ogromne szkody w miejscach, w których medycyna i nauka stały się zakładnikami celów politycznych. Poleganie na Świtowej Organizacji Zdrowia (WHO) i organizowanej przez nią wymianie informacji to za mało. Świat potrzebuje ujednoliconej niepodważalnej strategii, która nie jest podporządkowana lokalnym i doraźnym celom politycznym. Tymczasem ludzkość jest rozproszona i zagubiona w działaniach, których cele często nie są czyste. 

- Róbmy swoje, bądźmy przygotowani, dbajmy o swoje otoczenie – mówi Grzesiowski. - To jest bardzo ważne, choć dotyczy skali mikro. W skali globalnej te działania indywidualne niewiele dadzą, a decyzje muszą zapadać na zupełnie innym szczeblu. Pandemia pokazała, że jesteśmy słabi jako gatunek, bo rezygnujemy ze skutecznych środków walki z zagrożeniem, czego przykładem jest infodemia i niepohamowany zalew dezinformacji czy antynauki na całym świecie - dodaje. 

Podcast został sfinansowany z grantu przyznanego przez Departament Stanu USA. Opinie, stwierdzenia i wnioski zawarte w tym podcaście należą do jego autorów i nie muszą odzwierciedlać stanowiska Departamentu Stanu USA.

Węgrzy stawiają na gaz z Rosji
2021-09-08 15:00:00

Poprzednie długoterminowe porozumienie o kupnie gazu między Węgrami i Rosją zostało zawarte w 1995 roku i właśnie teraz wygasa. Nowe ma obejmować 10 plus 5 lat, co oznacza, że po 10 latach nastąpi zmniejszanie zakupionej ilości, która początkowo ma wynosić 4,5 mld m sześciennych rocznie. Dr Dominik Hejj z Instytutu Europy Środkowej zwrócił uwagę w rozmowie z Piotrem Pogorzelskim  w podcaście Po prostu Wschód [], że Węgrzy rozumieją bezpieczeństwo energetyczne inaczej niż Polska. Chodzi głównie o ciągłość dostaw błękitnego paliwa z Rosji.  Nie jest wykluczone przy tym, że gaz trafi na Węgry za pomocą gazociągu Nord Stream 2. Paradoksalnie, jak zauważył Dominik Hejj, Budapeszt może stracić w wyniku jego uruchomienia, ponieważ gaz, który przepływa przez Ukrainę, jest później transportowany częściowo przez Węgry. Ekspert dodał przy tym, że w Budapeszcie niemal nie ma dyskusji na temat dywersyfikacji źródeł importu surowców energetycznych. Swoich propozycji w tej sferze nie przedstawia nawet węgierska opozycja. Podcast został udostępniony bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem i portalem Nowa Europa Wschodnia. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite .

Poprzednie długoterminowe porozumienie o kupnie gazu między Węgrami i Rosją zostało zawarte w 1995 roku i właśnie teraz wygasa. Nowe ma obejmować 10 plus 5 lat, co oznacza, że po 10 latach nastąpi zmniejszanie zakupionej ilości, która początkowo ma wynosić 4,5 mld m sześciennych rocznie.

Dr Dominik Hejj z Instytutu Europy Środkowej zwrócił uwagę w rozmowie z Piotrem Pogorzelskim  w podcaście Po prostu Wschód [], że Węgrzy rozumieją bezpieczeństwo energetyczne inaczej niż Polska. Chodzi głównie o ciągłość dostaw błękitnego paliwa z Rosji. 

Nie jest wykluczone przy tym, że gaz trafi na Węgry za pomocą gazociągu Nord Stream 2. Paradoksalnie, jak zauważył Dominik Hejj, Budapeszt może stracić w wyniku jego uruchomienia, ponieważ gaz, który przepływa przez Ukrainę, jest później transportowany częściowo przez Węgry. Ekspert dodał przy tym, że w Budapeszcie niemal nie ma dyskusji na temat dywersyfikacji źródeł importu surowców energetycznych. Swoich propozycji w tej sferze nie przedstawia nawet węgierska opozycja.

Podcast został udostępniony bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem i portalem Nowa Europa Wschodnia. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite.

Obraz przyduszonej rewolty
2021-09-05 09:14:39

Agresją i terrorem Aleksandr Łukaszenka przytłumił rewoltę. Ludzie są zastraszeni, a kraj ociera się o totalitaryzm. Represje grożą za wpisy w Internecie czy wieszanie symboli w oknach i na balkonach. Kamil Kłysiński, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich specjalizujący  się w Białorusi podkreśla, że „ludzie są zastraszeni, ale w serach mają poglądy prodemokratycznie i nie dadzą się przekonać do Łukaszenki”. Wyraźnie osłabienie „Białoruskiego przebudzenia” nie oznacza, że władza Łukaszenki jest bezpieczna. Reżim polega wyłącznie na uprzywilejowanym i rozbudowanym systemie bezpieczeństwa, co powoduje, że nie można go uważać za „stabilną dyktaturę z przyszłością” zwłaszcza, że gospodarka jest coraz słabsza. Sankcje wprowadzone przez Unię Europejską i USA wyraźnie uderzają w Mińsk. Nawet Chiny wycofały się i przyjęły bierną postawę rozczarowane destabilizacją kraju, który miał odgrywać istotną rolę tranzytową w globalnym projekcie gospodarczym Pekinu. W rezultacie Łukaszence została już tylko Rosja, która jednak jest dla niego zagrożeniem, a nie szansą.  Niezależność Łukaszenki była powiązana z niepodległością Białorusi. Teraz, by zostać u władzy w coraz większym stopniu uzależnia się od Rosji tracąc możliwość grania relacjami z innymi krajami. Ekspert podkreśla, że toczą się negocjacje nad stopniem uzależnienia Białorusi od Rosji. Szczegóły są utajnione, ale jego zdaniem nie chodzi o aneksję. Uważa, że pojawić może się wspólny, rosyjski system podatkowy, wspólny system wizowy, a może także wspólna walut. Najprawdopodobniej jeszcze w tym roku Łukaszenka będzie musiał podpisać jakieś porozumienie pogłębiające uzależnienie od Rosji. Rosja mogłaby zmienić głowę białoruskiego reżimu. Kłysiński uważa, że wystarczyłby sygnał do przedstawicieli sektora siłowego w Mińsku, którzy, z nielicznymi wyjątkami, przeszliby na stronę nowego lidera wskazanego przez Kreml. Jednak władze rosyjskie nie ufają i boją się swojej ulicy podobnie jak białoruskie. Dlatego Moskwa nie chce doprowadzić do sytuacji, w której będzie można odnieść wrażenie, że głos ulicy przeważył i doprowadził do usunięcia Łukaszenki. Wśród Białorusinów widać rozczarowanie i niechęć wobec Władimira Putina, który broni Łukaszenki. Nie znaczy to jednak, że odwrócą się od „rosyjskich braci”, z którymi bardzo wiele ich wiąże. Nie mniej przechodzą „przyspieszony proces wychodzenia z uśpienia narodowego”, na co Rosjanie reagują histerycznie, nie rozumieją go i się obawiają. Ekspert uważa, że na razie Białorusinie mierzą się z Łukaszenką, ale w przyszłości będą musieli stawić czoła rosyjskiemu imperializmowi i odpowiedzieć na pytania o tożsamość narodową, symbole.  Zachód, w tym Polska, powinien wspierać białoruskie społeczeństwo obywatelskie, pomagać represjonowanym, ale także dostarczać informacje na Białoruś. Zdaniem Kłysińskiego bardzo ważne jest pokazywanie Białorusinom, że nie są sami, a świat o nich nie zapomniał. Zacząć przy tym należy od wspierania tych, którzy już z kraju wyjechali, zwłaszcza że organizacje działające na emigracji najlepiej znają realia i wiedzą co robić. Równocześnie białoruscy opozycjoniści powinni uporządkować swoje działania, lepiej je koordynować działania, nie kłócić się i unikać sytuacji, w których politycy chcący wspierać Białorusinów nie wiedzą z kim mają rozmawiać.  Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Agresją i terrorem Aleksandr Łukaszenka przytłumił rewoltę. Ludzie są zastraszeni, a kraj ociera się o totalitaryzm. Represje grożą za wpisy w Internecie czy wieszanie symboli w oknach i na balkonach. Kamil Kłysiński, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich specjalizujący  się w Białorusi podkreśla, że „ludzie są zastraszeni, ale w serach mają poglądy prodemokratycznie i nie dadzą się przekonać do Łukaszenki”.

Wyraźnie osłabienie „Białoruskiego przebudzenia” nie oznacza, że władza Łukaszenki jest bezpieczna. Reżim polega wyłącznie na uprzywilejowanym i rozbudowanym systemie bezpieczeństwa, co powoduje, że nie można go uważać za „stabilną dyktaturę z przyszłością” zwłaszcza, że gospodarka jest coraz słabsza. Sankcje wprowadzone przez Unię Europejską i USA wyraźnie uderzają w Mińsk. Nawet Chiny wycofały się i przyjęły bierną postawę rozczarowane destabilizacją kraju, który miał odgrywać istotną rolę tranzytową w globalnym projekcie gospodarczym Pekinu. W rezultacie Łukaszence została już tylko Rosja, która jednak jest dla niego zagrożeniem, a nie szansą. 

Niezależność Łukaszenki była powiązana z niepodległością Białorusi. Teraz, by zostać u władzy w coraz większym stopniu uzależnia się od Rosji tracąc możliwość grania relacjami z innymi krajami. Ekspert podkreśla, że toczą się negocjacje nad stopniem uzależnienia Białorusi od Rosji. Szczegóły są utajnione, ale jego zdaniem nie chodzi o aneksję. Uważa, że pojawić może się wspólny, rosyjski system podatkowy, wspólny system wizowy, a może także wspólna walut. Najprawdopodobniej jeszcze w tym roku Łukaszenka będzie musiał podpisać jakieś porozumienie pogłębiające uzależnienie od Rosji.

Rosja mogłaby zmienić głowę białoruskiego reżimu. Kłysiński uważa, że wystarczyłby sygnał do przedstawicieli sektora siłowego w Mińsku, którzy, z nielicznymi wyjątkami, przeszliby na stronę nowego lidera wskazanego przez Kreml. Jednak władze rosyjskie nie ufają i boją się swojej ulicy podobnie jak białoruskie. Dlatego Moskwa nie chce doprowadzić do sytuacji, w której będzie można odnieść wrażenie, że głos ulicy przeważył i doprowadził do usunięcia Łukaszenki.

Wśród Białorusinów widać rozczarowanie i niechęć wobec Władimira Putina, który broni Łukaszenki. Nie znaczy to jednak, że odwrócą się od „rosyjskich braci”, z którymi bardzo wiele ich wiąże. Nie mniej przechodzą „przyspieszony proces wychodzenia z uśpienia narodowego”, na co Rosjanie reagują histerycznie, nie rozumieją go i się obawiają. Ekspert uważa, że na razie Białorusinie mierzą się z Łukaszenką, ale w przyszłości będą musieli stawić czoła rosyjskiemu imperializmowi i odpowiedzieć na pytania o tożsamość narodową, symbole. 

Zachód, w tym Polska, powinien wspierać białoruskie społeczeństwo obywatelskie, pomagać represjonowanym, ale także dostarczać informacje na Białoruś. Zdaniem Kłysińskiego bardzo ważne jest pokazywanie Białorusinom, że nie są sami, a świat o nich nie zapomniał. Zacząć przy tym należy od wspierania tych, którzy już z kraju wyjechali, zwłaszcza że organizacje działające na emigracji najlepiej znają realia i wiedzą co robić. Równocześnie białoruscy opozycjoniści powinni uporządkować swoje działania, lepiej je koordynować działania, nie kłócić się i unikać sytuacji, w których politycy chcący wspierać Białorusinów nie wiedzą z kim mają rozmawiać. 

Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Niepodległa Ukraina ma 30 lat
2021-09-02 12:59:17

24 sierpnia Ukraina obchodziła 30-lecie odrodzenia niepodległości. Z tej okazji Piotr Pogorzelski, autor podcastu Po prostu Wschód objechał Ukrainę - od położonego na zachodzie Lwowa, aż do Charkowa, tuż przy granicy z Rosją. Rozmawiał z ekspertami, aktywistami i ludźmi kultury, którzy mówili, czym dla nich jest niepodległość ich kraju.  Prorektor Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego, profesor Myrosław Marynowycz, tłumaczył, czy współczesna Ukraina jest tą o jaką walczył w czasach Związku Radzieckiego i dlaczego największą zdobyczą jest wolność słowa i wyznania.  Docent Iryna Starowojt z Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego opowiedziała o tym, jakie były następstwa ubóstwa panującego w tym kraju w latach 90. i dlaczego tak łatwo było podzielić Ukrainę na wschód i zachód oraz sprawić, żeby mieszkańcy tych dwóch krańców tak bali się siebie nawzajem.  Sergiusz Tołstichin, właściciel gospodarstwa agroturystycznego koło Kamieńca Podolskiego i działacz, wyjaśnia dlaczego wrócił na Ukrainę w 2004 roku i że zmiany przyniosła dopiero rewolucja godności. Ten temat kontynuuje także Jerzy Wójcicki, aktywista polskiej mniejszości i ekspert do spraw reformy samorządowej.  Piotr Pogorzelski odwiedził też Chersoń, Mikołajów, Dniepr i Charków. Te miasta położone są przy anektowanym Krymie i niedaleko od samozwańczych republik donieckiej i ługańskiej. Mieszkający tam działacze, artyści i politycy mówią o tym, czy odczuwają strach przed ewentualną dalszą rosyjską agresją i dlaczego wielu mieszkańców tego regionu, nawet rosyjskojęzycznych, odnosi się do Moskwy z wrogością.  W podcaście jest też mowa o roli Polski, a także o stosunkach Warszawy i Kijowa.  Podcast został udostępniony bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem i portalem Nowa Europa Wschodnia. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite . W podcaście wykorzystano następujące utwory:  - Boombox, Wachtioram - Iryna Biłyk, Tak prosto - Latexfauna i Tina Karol, Bounty - Mertwyj Piweń, A my u dwoch - Okean Elzy, Majże wesna - Skriabin, Stari fotografii - Tartak, Mene wże nemaje - Taras Czubaj, Wona - TNMK, Hranuly - VV, Wiesna - Wasyl Zinkewicz, Nazarij Jaremczuk, Czerwona ruta

24 sierpnia Ukraina obchodziła 30-lecie odrodzenia niepodległości. Z tej okazji Piotr Pogorzelski, autor podcastu Po prostu Wschód objechał Ukrainę - od położonego na zachodzie Lwowa, aż do Charkowa, tuż przy granicy z Rosją. Rozmawiał z ekspertami, aktywistami i ludźmi kultury, którzy mówili, czym dla nich jest niepodległość ich kraju. 

Prorektor Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego, profesor Myrosław Marynowycz, tłumaczył, czy współczesna Ukraina jest tą o jaką walczył w czasach Związku Radzieckiego i dlaczego największą zdobyczą jest wolność słowa i wyznania. 

Docent Iryna Starowojt z Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego opowiedziała o tym, jakie były następstwa ubóstwa panującego w tym kraju w latach 90. i dlaczego tak łatwo było podzielić Ukrainę na wschód i zachód oraz sprawić, żeby mieszkańcy tych dwóch krańców tak bali się siebie nawzajem. 

Sergiusz Tołstichin, właściciel gospodarstwa agroturystycznego koło Kamieńca Podolskiego i działacz, wyjaśnia dlaczego wrócił na Ukrainę w 2004 roku i że zmiany przyniosła dopiero rewolucja godności. Ten temat kontynuuje także Jerzy Wójcicki, aktywista polskiej mniejszości i ekspert do spraw reformy samorządowej. 

Piotr Pogorzelski odwiedził też Chersoń, Mikołajów, Dniepr i Charków. Te miasta położone są przy anektowanym Krymie i niedaleko od samozwańczych republik donieckiej i ługańskiej. Mieszkający tam działacze, artyści i politycy mówią o tym, czy odczuwają strach przed ewentualną dalszą rosyjską agresją i dlaczego wielu mieszkańców tego regionu, nawet rosyjskojęzycznych, odnosi się do Moskwy z wrogością. 

W podcaście jest też mowa o roli Polski, a także o stosunkach Warszawy i Kijowa. 

Podcast został udostępniony bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem i portalem Nowa Europa Wschodnia. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite.

W podcaście wykorzystano następujące utwory: 

- Boombox, Wachtioram

- Iryna Biłyk, Tak prosto

- Latexfauna i Tina Karol, Bounty

- Mertwyj Piweń, A my u dwoch

- Okean Elzy, Majże wesna

- Skriabin, Stari fotografii

- Tartak, Mene wże nemaje

- Taras Czubaj, Wona

- TNMK, Hranuly

- VV, Wiesna

- Wasyl Zinkewicz, Nazarij Jaremczuk, Czerwona ruta

Nie wolno przestać pomagać Białorusinom
2021-08-29 09:00:00

W Polsce w sposób naturalny sytuacja na Białorusi porównywana jest ze stanem wojennym. Poziom terroru wprowadzony przez reżim Alaksandra Łukaszenki jest jednak niewspółmiernie większy. Mimo to nie brak Białorusinów, którzy nie porzucili nadziei na zbudowanie społeczeństwa obywatelskiego i nadal walczą o wolność w swoim kraju. Część z nich działa wewnątrz Białorusi pomimo represji, a dziesiątki tysięcy wyjechało. Rafał Dzięciołowski, prezes Fundacji Solidarności Międzynarodowej, podkreśla, że Białorusini potrzebują pomocy i otrzymują ją, między innymi od polskiego rządu za pośrednictwem kierowanej przez niego fundacji i innych organizacji pozarządowych. Z powodu niebezpieczeństwa grożącego aktywistom na Białorusi nie może zdradzić szczegółów wsparcia. Podkreśla jednak, że nie jest to pomoc wymierzona przeciwko komukolwiek. Polacy nie kreują rzeczywistości społecznej ani politycznej, a jedynie odpowiadają na potrzeby, których celem jest tworzenie podstaw społeczeństwa obywatelskiego przez samych Białorusinów. Wsparcia potrzebują także imigranci i uchodźcy, którzy trafili do Polski. Na konkretne potrzeby odpowiadają organizacje pozarządowe i znajdujący się w Warszawie Dom Białoruski.  Rafał Dzięciołowski jest przekonany, że potrzeby będą rosły i potrzebnych będzie więcej środków umożliwiających ludziom uciekającym przed prześladowaniom rozpoczęcie nowego życia. uważa, że los Białorusi nie jest przesądzony, a obywatele tego kraju rozumieją, że reżim by nie przetrwał bez wsparcia Rosji Władimira Putina. Stąd tak istotne jest, aby pokazywać Białorusinom znaczenie demokracji, praw człowieka i związków z Zachodem. Dzięciołowskiego niepokoi obojętność opinii publicznej, którą trzeba informować o tym, co dzieje się na Białorusi. Jego zdaniem ważne jest szczere rozmawianie nie tylko o sytuacji bieżącej, ale także o historii, stąd duże znaczenie  miała wizyta prezydenta Andrzeja Dudy w Zaleszanach i złożenie wieńca pod krzyżem upamiętniającym białoruskie  ofiary polskiego podziemia niepodległościowego.  Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

W Polsce w sposób naturalny sytuacja na Białorusi porównywana jest ze stanem wojennym. Poziom terroru wprowadzony przez reżim Alaksandra Łukaszenki jest jednak niewspółmiernie większy. Mimo to nie brak Białorusinów, którzy nie porzucili nadziei na zbudowanie społeczeństwa obywatelskiego i nadal walczą o wolność w swoim kraju. Część z nich działa wewnątrz Białorusi pomimo represji, a dziesiątki tysięcy wyjechało.

Rafał Dzięciołowski, prezes Fundacji Solidarności Międzynarodowej, podkreśla, że Białorusini potrzebują pomocy i otrzymują ją, między innymi od polskiego rządu za pośrednictwem kierowanej przez niego fundacji i innych organizacji pozarządowych. Z powodu niebezpieczeństwa grożącego aktywistom na Białorusi nie może zdradzić szczegółów wsparcia. Podkreśla jednak, że nie jest to pomoc wymierzona przeciwko komukolwiek. Polacy nie kreują rzeczywistości społecznej ani politycznej, a jedynie odpowiadają na potrzeby, których celem jest tworzenie podstaw społeczeństwa obywatelskiego przez samych Białorusinów.

Wsparcia potrzebują także imigranci i uchodźcy, którzy trafili do Polski. Na konkretne potrzeby odpowiadają organizacje pozarządowe i znajdujący się w Warszawie Dom Białoruski.  Rafał Dzięciołowski jest przekonany, że potrzeby będą rosły i potrzebnych będzie więcej środków umożliwiających ludziom uciekającym przed prześladowaniom rozpoczęcie nowego życia. uważa, że los Białorusi nie jest przesądzony, a obywatele tego kraju rozumieją, że reżim by nie przetrwał bez wsparcia Rosji Władimira Putina. Stąd tak istotne jest, aby pokazywać Białorusinom znaczenie demokracji, praw człowieka i związków z Zachodem.

Dzięciołowskiego niepokoi obojętność opinii publicznej, którą trzeba informować o tym, co dzieje się na Białorusi. Jego zdaniem ważne jest szczere rozmawianie nie tylko o sytuacji bieżącej, ale także o historii, stąd duże znaczenie  miała wizyta prezydenta Andrzeja Dudy w Zaleszanach i złożenie wieńca pod krzyżem upamiętniającym białoruskie  ofiary polskiego podziemia niepodległościowego. 

Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Szczerość, nawet brutalna, pomaga walczyć z Covid-19
2021-08-22 10:00:00

Poziom wiedzy i dyskusji na temat koronawirusa i pandemii nie jest zły, uważa Paweł Reszka, szef działu krajowego tygodnika Polityka i autor książek Mali bogowie i Stan krytyczny .  Początkowo władze usiłowały ograniczać dostęp do informacji, a dziennikarze musieli stosować "metody partyzanckie", żeby dostawać się do szpitali i pisać reportaże, albo przynajmniej rzetelnie informować społeczeństwo. Reszka, z własnego doświadczenia, pokazuje, jak udawało się zadać kłam oficjalnej propagandzie.   Pomimo dostępu do danych i  niezwykłego postępu wiedzy naukowej, nie tylko medycznej, nie brak teorii spiskowych i ludzi, którzy w nie wierzą. Skoro nadal są ludzie kwestionujący krzywiznę ziemi, dziennikarza nie dziwi, że znajdują się tacy, którzy kwestionują coś, czego nie mogą zobaczyć na własne oczy. Nawet, jeśli jest to dla nich śmiertelne niebezpieczne. Najlepszym przykładem reagowania jest tutaj własny przykład, by niektórych żadne argumenty i tak przekonać nie zdołają. - Tak, w tym tygodniu widziałem już trzech takich - powiedział Reszka taksówkarzowi wiozącego go do szpitala w czasie, gdy dziennikarz zatrudnił się jako sanitariusz, żeby zbierać materiały do książki. Kierowca kwestionował pandemię i stąd pytanie do pasażera, czy widział kogoś, kto zmarł na Covid-19. Włosi szybko zrozumieli, że rzetelne, szczere informowanie o sytuacji potrafi ratować życie. Zawsze jest szansa, że przekaz, zwłaszcza bolesny, czy wręcz brutalny, przebije się przez barierę negacji i przekona do zadbania o siebie i ludzi wokół. Co więcej, otwarta informacja ma także wymiar polityczny w sytuacji, gdy pandemia wykorzystywana jest jako narzędzie do dezinformacji. Reszka podkreśla, że Rosjanie mają długą historię wykorzystywania wolności słowa przeciwko Zachodowi. Wykorzystują sytuację, w której kraje demokratyczne nie mogą po prostu zakazać dezinformacji, bo to godziłoby w jeden z fundamentów demokracji, którym jest wolność słowa. Nie jest więc przypadkiem, że tuby propagandowe Kremla wykorzystują pandemię, żeby w sposób zmanipulowany pokazywać, jak bardzo Zachód sobie nie radzi z problemami - nawet, gdy sytuacja w Rosji nie jest lepsza. Rzetelne informowanie  jest więc odpowiedzią zarówno na wykorzystywanie Covid-19 w celach propagandowych, jako narzędzie dezinformacji czy poprostu przez ludzi, którzy odrzucają fundamenty nauki. Jest to zadanie zarówno dla zawodowych dziennikarzy, jak i dla dziennikarzy obywatelskich wykorzystujących media społecznościowe. Świetnym przykładem byli i są tutaj lekarze dzielący się własnych, niekiedy bardzo trudnymi doświadczeniami.  Podcast został sfinansowany z grantu przyznanego przez Departament Stanu USA. Opinie, stwierdzenia i wnioski zawarte w tym podcaście należą do jego autorów i nie muszą odzwierciedlać stanowiska Departamentu Stanu USA.

Poziom wiedzy i dyskusji na temat koronawirusa i pandemii nie jest zły, uważa Paweł Reszka, szef działu krajowego tygodnika Polityka i autor książek Mali bogowie i Stan krytyczny.  Początkowo władze usiłowały ograniczać dostęp do informacji, a dziennikarze musieli stosować "metody partyzanckie", żeby dostawać się do szpitali i pisać reportaże, albo przynajmniej rzetelnie informować społeczeństwo. Reszka, z własnego doświadczenia, pokazuje, jak udawało się zadać kłam oficjalnej propagandzie.  

Pomimo dostępu do danych i  niezwykłego postępu wiedzy naukowej, nie tylko medycznej, nie brak teorii spiskowych i ludzi, którzy w nie wierzą. Skoro nadal są ludzie kwestionujący krzywiznę ziemi, dziennikarza nie dziwi, że znajdują się tacy, którzy kwestionują coś, czego nie mogą zobaczyć na własne oczy. Nawet, jeśli jest to dla nich śmiertelne niebezpieczne. Najlepszym przykładem reagowania jest tutaj własny przykład, by niektórych żadne argumenty i tak przekonać nie zdołają.

- Tak, w tym tygodniu widziałem już trzech takich - powiedział Reszka taksówkarzowi wiozącego go do szpitala w czasie, gdy dziennikarz zatrudnił się jako sanitariusz, żeby zbierać materiały do książki. Kierowca kwestionował pandemię i stąd pytanie do pasażera, czy widział kogoś, kto zmarł na Covid-19.

Włosi szybko zrozumieli, że rzetelne, szczere informowanie o sytuacji potrafi ratować życie. Zawsze jest szansa, że przekaz, zwłaszcza bolesny, czy wręcz brutalny, przebije się przez barierę negacji i przekona do zadbania o siebie i ludzi wokół. Co więcej, otwarta informacja ma także wymiar polityczny w sytuacji, gdy pandemia wykorzystywana jest jako narzędzie do dezinformacji.

Reszka podkreśla, że Rosjanie mają długą historię wykorzystywania wolności słowa przeciwko Zachodowi. Wykorzystują sytuację, w której kraje demokratyczne nie mogą po prostu zakazać dezinformacji, bo to godziłoby w jeden z fundamentów demokracji, którym jest wolność słowa. Nie jest więc przypadkiem, że tuby propagandowe Kremla wykorzystują pandemię, żeby w sposób zmanipulowany pokazywać, jak bardzo Zachód sobie nie radzi z problemami - nawet, gdy sytuacja w Rosji nie jest lepsza.

Rzetelne informowanie  jest więc odpowiedzią zarówno na wykorzystywanie Covid-19 w celach propagandowych, jako narzędzie dezinformacji czy poprostu przez ludzi, którzy odrzucają fundamenty nauki. Jest to zadanie zarówno dla zawodowych dziennikarzy, jak i dla dziennikarzy obywatelskich wykorzystujących media społecznościowe. Świetnym przykładem byli i są tutaj lekarze dzielący się własnych, niekiedy bardzo trudnymi doświadczeniami. 

Podcast został sfinansowany z grantu przyznanego przez Departament Stanu USA. Opinie, stwierdzenia i wnioski zawarte w tym podcaście należą do jego autorów i nie muszą odzwierciedlać stanowiska Departamentu Stanu USA.

Rewolucja przyszła za wcześnie
2021-08-15 14:46:40

Ihar Melnikau, doktor historii z Białorusi, jest przekonany, że najlepszą drogą dla jego rodaków jest budowanie świadomości narodowej. Uważa, że kluczem jest praca organiczna, czyli edukacja, wycieczki, wydawanie książek czy wystawy. Podkreśla, że mimo tego, że w ostatnich latach ludzie myślący podobnie do niego zrobili bardzo dużo, w wyniku rewolucji praca ta legła w gruzach. Dlatego krytycznie podchodzi o białoruskiej rewolucji, która jego zdaniem, zahamowała proces tworzenia tożsamości narodowej.  Historyk jeszcze przed wyborami w 2020 r. pytał głównych kandydatów o miejsce kwestii narodowych i symbolicznych w programach głównych kandydatów opozycyjnych. Ku swojemu rozczarowaniu otrzymywał odpowiedzi, że są to sprawy na kolejną kadencję, a teraz najważniejsze jest po prostu doprowadzenie do zmiany władzy.  Melnikau z takim podejściem się nie zgadza i podkreśla znaczenie wysiłku pro-białoruskich aktywistów, którzy budowali fundament tożsamości narodu bardzo słabo znającego swoją historię. Podkreśla, że w latach 2014-2020 wiele udawało się zrobić i nawet funkcjonariusze władzy po prostu robili sobie z nim zdjęcia, gdy pojawiał się w centrum Mińska w polskim mundurze przedwojennym. Teraz takie działania edukacyjne są zakazane, bo wszystko, co dotyczy tożsamości stało się przejawem opozycyjności, a tymczasem większość Białorusinów nadal nic na ten temat nie wie i nawet nie rozumie znaczenia używanych symboli. Opowiada, że w rozmowach z uczestnikami protestów często spotykał się ze stwierdzeniami, że demonstrantom nie chodzi o symbolikę, a wyłącznie o to, żeby „tego nie było”. Uważa to za głupotę, gdyż według historyka konieczne jest budowanie świadomości narodowej, świadomości własnej historii, a nie jedynie „bicie się na ulicach”. - Protesty zostały stłumione, a historia została. Historia, której Białorusini niestety nie znają. Ihar Melnikau jest przekonany, że budowanie tożsamości narodowej Białorusinów przede wszystkim przeszkadzało Rosji, gdzie oskarżano nawet Alaksandra Łukaszenkę o „wspieranie nazistów”. Teraz każdy przejaw tożsamości narodowej jest interpretowany politycznie, budzi emocje i jest tępiony. Podobnie dzieje się z kwestiami wspólnej historii Białorusinów i Polaków. Władze posunęły się przy tym tak daleko, że ogłosiły 17 września świętem narodowym. Większość Białorusinów nadal nie wie, co to znaczy, a dla historyka, który poświęcił lata na pokazywanie tego, co łączy oba narody. Historyk podkreślał rolę i męstwo żołnierzy białoruskich mężnie walczących w szeregach Wojska Polskiego w 1939 r. czy w Drugim Korpusie Wojska Polskiego. Zorganizował nawet poświęconą temu wystawę w Mińsku. Teraz byłoby to niemożliwe.  - Są emocje, agresja, a nie ma analizy – mówi Melnikau i podkreśla konieczność przebicia muru niezrozumienia wspólnej historii, co można zrobić wyłącznie na drodze edukacji pracy organicznej. Jego zdaniem agresja niszczy wyniki pracy nad tym, co łączyło Polaków i Białorusinów, a to jest na rękę Rosjanom. Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Ihar Melnikau, doktor historii z Białorusi, jest przekonany, że najlepszą drogą dla jego rodaków jest budowanie świadomości narodowej. Uważa, że kluczem jest praca organiczna, czyli edukacja, wycieczki, wydawanie książek czy wystawy. Podkreśla, że mimo tego, że w ostatnich latach ludzie myślący podobnie do niego zrobili bardzo dużo, w wyniku rewolucji praca ta legła w gruzach. Dlatego krytycznie podchodzi o białoruskiej rewolucji, która jego zdaniem, zahamowała proces tworzenia tożsamości narodowej. 

Historyk jeszcze przed wyborami w 2020 r. pytał głównych kandydatów o miejsce kwestii narodowych i symbolicznych w programach głównych kandydatów opozycyjnych. Ku swojemu rozczarowaniu otrzymywał odpowiedzi, że są to sprawy na kolejną kadencję, a teraz najważniejsze jest po prostu doprowadzenie do zmiany władzy. 

Melnikau z takim podejściem się nie zgadza i podkreśla znaczenie wysiłku pro-białoruskich aktywistów, którzy budowali fundament tożsamości narodu bardzo słabo znającego swoją historię. Podkreśla, że w latach 2014-2020 wiele udawało się zrobić i nawet funkcjonariusze władzy po prostu robili sobie z nim zdjęcia, gdy pojawiał się w centrum Mińska w polskim mundurze przedwojennym. Teraz takie działania edukacyjne są zakazane, bo wszystko, co dotyczy tożsamości stało się przejawem opozycyjności, a tymczasem większość Białorusinów nadal nic na ten temat nie wie i nawet nie rozumie znaczenia używanych symboli.

Opowiada, że w rozmowach z uczestnikami protestów często spotykał się ze stwierdzeniami, że demonstrantom nie chodzi o symbolikę, a wyłącznie o to, żeby „tego nie było”. Uważa to za głupotę, gdyż według historyka konieczne jest budowanie świadomości narodowej, świadomości własnej historii, a nie jedynie „bicie się na ulicach”.

- Protesty zostały stłumione, a historia została. Historia, której Białorusini niestety nie znają.

Ihar Melnikau jest przekonany, że budowanie tożsamości narodowej Białorusinów przede wszystkim przeszkadzało Rosji, gdzie oskarżano nawet Alaksandra Łukaszenkę o „wspieranie nazistów”. Teraz każdy przejaw tożsamości narodowej jest interpretowany politycznie, budzi emocje i jest tępiony. Podobnie dzieje się z kwestiami wspólnej historii Białorusinów i Polaków. Władze posunęły się przy tym tak daleko, że ogłosiły 17 września świętem narodowym. Większość Białorusinów nadal nie wie, co to znaczy, a dla historyka, który poświęcił lata na pokazywanie tego, co łączy oba narody.

Historyk podkreślał rolę i męstwo żołnierzy białoruskich mężnie walczących w szeregach Wojska Polskiego w 1939 r. czy w Drugim Korpusie Wojska Polskiego. Zorganizował nawet poświęconą temu wystawę w Mińsku. Teraz byłoby to niemożliwe. 

- Są emocje, agresja, a nie ma analizy – mówi Melnikau i podkreśla konieczność przebicia muru niezrozumienia wspólnej historii, co można zrobić wyłącznie na drodze edukacji pracy organicznej. Jego zdaniem agresja niszczy wyniki pracy nad tym, co łączyło Polaków i Białorusinów, a to jest na rękę Rosjanom.

Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Ormianie i Azerowie ciągle walczą
2021-08-10 13:00:00

Na mocy deklaracji o zawieszeniu broni z 9 listopada strony mają prowadzić rozmowy na temat uregulowania konfliktu, w tym pełnej wymiany jeńców, odblokowania kanałów transportowych, demarkacji i delimitacji granicy.  Wojciech Górecki zwraca uwagę na ogólność podpisanego porozumienia i sprzeczne interesy: Baku chce, jak najszybciej je zrealizować, przede wszystkim, odblokować drogi. Erywań z kolei chciałby doprowadzić do powrotu jeńców wojennych i nie ustępować w kwestii dróg.  - Azerbejdżan żeby zwiększyć presję na Armenię i Rosję, która jest gwarantem porozumienia, prowadzi dość agresywną politykę - podkreślił ekspert OSW. Do Karabachu wprowadzono też rosyjskie siły pokojowe, które mają tam pozostać przez co najmniej pięć lat. Premier Armenii Nikol Paszynian chciałby rozszerzyć obecność tego kontyngentu. Baku się temu sprzeciwia ponieważ dla Azerbejdżanu korzystniejsza byłaby większa obecność Turcji, a nie Rosji.  Wojciech Górecki podkreśla przy tym, że obydwu stronom nie zależy na przejściu konfliktu w ostrą fazę.  - Jest to bardziej przeciąganie liny - mówi.  Więcej o sytuacji na Kaukazie, w tym, jak to wpływa na wewnętrzną sytuację polityczną w Armenii, w podcaście Piotra Pogorzelskiego . Rozmowa została udostępniona bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem podcastu i portalem Nowa Europa Wschodnia [new.org.pl]. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite .

Na mocy deklaracji o zawieszeniu broni z 9 listopada strony mają prowadzić rozmowy na temat uregulowania konfliktu, w tym pełnej wymiany jeńców, odblokowania kanałów transportowych, demarkacji i delimitacji granicy. 

Wojciech Górecki zwraca uwagę na ogólność podpisanego porozumienia i sprzeczne interesy: Baku chce, jak najszybciej je zrealizować, przede wszystkim, odblokować drogi. Erywań z kolei chciałby doprowadzić do powrotu jeńców wojennych i nie ustępować w kwestii dróg. 

- Azerbejdżan żeby zwiększyć presję na Armenię i Rosję, która jest gwarantem porozumienia, prowadzi dość agresywną politykę - podkreślił ekspert OSW.

Do Karabachu wprowadzono też rosyjskie siły pokojowe, które mają tam pozostać przez co najmniej pięć lat. Premier Armenii Nikol Paszynian chciałby rozszerzyć obecność tego kontyngentu. Baku się temu sprzeciwia ponieważ dla Azerbejdżanu korzystniejsza byłaby większa obecność Turcji, a nie Rosji. 

Wojciech Górecki podkreśla przy tym, że obydwu stronom nie zależy na przejściu konfliktu w ostrą fazę. 

- Jest to bardziej przeciąganie liny - mówi. 

Więcej o sytuacji na Kaukazie, w tym, jak to wpływa na wewnętrzną sytuację polityczną w Armenii, w podcaście Piotra Pogorzelskiego. Rozmowa została udostępniona bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem podcastu i portalem Nowa Europa Wschodnia [new.org.pl]. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite.

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie