Dziennik Zmian — Miłka O. Malzahn

Tworzę miniaudycje, aby dotknąć miejsc wrażliwych naszej rzeczywistości. Dziennik Zmian to felietony dźwiękowe, mini-audycje, nastrojowe dźwięki - trochę dla rozrywki, przyjemności i dla poszerzania horyzontów. To otwieranie oczu poprzez uszy, zauważanie małych, a wielkich historii - cudowny proces! Bywa zaskakująco, pojawiają się też goście, lecz nie jest to zwyczajne podcastowanie. Krótkie formy audio przypominają, że zanim wynaleziono pismo - wiedzę i wzruszenia przekazywano sobie mową. Rzeczywistość jest naszą przestrzenią dźwiękową, nie wierzysz? A posłuchaj...


Odcinki od najnowszych:

W poszukiwaniu magii. Stambuł cz. 1 #296
2025-03-10 20:30:52

Jestem w poszukiwaniu magii. Taki stan bycia. Stambuł cz. 1Stambuł - Miasto pełne sekretów, gdzie Wschód spotyka się z Zachodem, a historia miesza się z magią. Podróż nieunikniona. :) Czy wierzycie w magiczny kurz? Bo ja tak. A w Stambule jest go pod dostatkiem.Zostawiam za sobą turystyczne szlaki, by zanurzyć się w cieniach murów Üsküdar, tam, gdzie czas płynie inaczej, a każdy kamień kryje swoją opowieść. Odkrywam częściowo zapomniane groby, badam pamięć pewnego muru i… trafiam na korty tenisowe, które skrywają okultystyczne tajemnice. PIerwszy odnaleziony grób: trochę zapomniany, okratowany, przytulony do starego muru. Pewna kobieta w hidżabie zatrzymała się tam na chwilę. Dłużej niż ktokolwiek inny. Zatrzymałam się razem z nią.Spróbowałam rozszyfrować zagadkę zapomnianego grobu. Spróbowałam domyśleć się czy korty tenisowe mogą być bramą do innego świata?

Jestem w poszukiwaniu magii. Taki stan bycia. Stambuł cz. 1Stambuł - Miasto pełne sekretów, gdzie Wschód spotyka się z Zachodem, a historia miesza się z magią. Podróż nieunikniona. :) Czy wierzycie w magiczny kurz? Bo ja tak. A w Stambule jest go pod dostatkiem.Zostawiam za sobą turystyczne szlaki, by zanurzyć się w cieniach murów Üsküdar, tam, gdzie czas płynie inaczej, a każdy kamień kryje swoją opowieść. Odkrywam częściowo zapomniane groby, badam pamięć pewnego muru i… trafiam na korty tenisowe, które skrywają okultystyczne tajemnice. PIerwszy odnaleziony grób: trochę zapomniany, okratowany, przytulony do starego muru. Pewna kobieta w hidżabie zatrzymała się tam na chwilę. Dłużej niż ktokolwiek inny. Zatrzymałam się razem z nią.Spróbowałam rozszyfrować zagadkę zapomnianego grobu. Spróbowałam domyśleć się czy korty tenisowe mogą być bramą do innego świata?

W poszukiwaniu magii. Stambuł. Wstęp. #295
2025-03-10 09:30:26

Stambuł to dynamicznie rozwijające się miasto, które w krótkim czasie doświadczyło ogromnego napływu ludności.Ten szybki rozwój nie zawsze idzie w parze z odpowiednią infrastrukturą, w tym systemem gospodarki odpadami.Wiele dzielnic, zwłaszcza te na obrzeżach, boryka się z niedostateczną liczbą koszy na śmieci i częstotliwością ich opróżniania.Do tego mentalność i przyzwyczajenia, oj nie ma jeszcze takiej magii, ktora by to porządnie posprzątała.Ale szukam ;)W niektórych rejonach, zwłaszcza tych mniej zamożnych, brak jest silnego poczucia wspólnoty i dbałości o czystość otoczenia.Nawyki takie jak rzucanie niedopałków na ulicę, czy pestek słonecznika, są głęboko zakorzenione.Brak surowych kar za zaśmiecanie sprawia, że wiele osób czuje się bezkarnie.Duża liczba straganów z jedzeniem na wynos i małych sklepików generuje spore ilości odpadów.Wielowiekowe przyzwyczajenia, połączone z nagłymi zmianami społecznymi, również wpływają na podejście do porządku w przestrzeni publicznej.ALe w ostatnich latach władze miasta podejmują różne działania, mające na celu poprawę tej sytuacji.

Stambuł to dynamicznie rozwijające się miasto, które w krótkim czasie doświadczyło ogromnego napływu ludności.Ten szybki rozwój nie zawsze idzie w parze z odpowiednią infrastrukturą, w tym systemem gospodarki odpadami.Wiele dzielnic, zwłaszcza te na obrzeżach, boryka się z niedostateczną liczbą koszy na śmieci i częstotliwością ich opróżniania.Do tego mentalność i przyzwyczajenia, oj nie ma jeszcze takiej magii, ktora by to porządnie posprzątała.Ale szukam ;)W niektórych rejonach, zwłaszcza tych mniej zamożnych, brak jest silnego poczucia wspólnoty i dbałości o czystość otoczenia.Nawyki takie jak rzucanie niedopałków na ulicę, czy pestek słonecznika, są głęboko zakorzenione.Brak surowych kar za zaśmiecanie sprawia, że wiele osób czuje się bezkarnie.Duża liczba straganów z jedzeniem na wynos i małych sklepików generuje spore ilości odpadów.Wielowiekowe przyzwyczajenia, połączone z nagłymi zmianami społecznymi, również wpływają na podejście do porządku w przestrzeni publicznej.ALe w ostatnich latach władze miasta podejmują różne działania, mające na celu poprawę tej sytuacji.

Siła street art'u - Lux przez iks i podlaska niemuraloza #294
2025-03-06 18:03:00

Polska scena muralowa przeżywa prawdziwy renesans, a artyści uliczni coraz śmielej wkraczają do galerii, zacierając granice między tym, co legalne, a tym, co nieformalne. W tym odcinku podcastu przyglądamy się fenomenowi street artu z bliska, a naszym przewodnikiem jest LUX pisany przez iks, artysta z Sokółki, który właśnie podbił serca warszawskiej publiczności. LUX to absolwent grafiki na ASP w Warszawie oraz projektowania ubioru w Łodzi, a zawodowo od lat związany jest z reklamą. Jego twórczość to fuzja dwóch światów: akademickiego środowiska artystycznego i surowej, nieskrępowanej sztuki ulicznej. Czerpiąc z estetyki brutalizmu, glitchu, kubizmu i geometrii, LUX odwołuje się do hip-hopu, subkultur i modernistycznej architektury, tworząc unikalny, rozpoznawalny styl.Niedawno w Warszawie odbył się wernisaż jego pierwszej dużej wystawy, przygotowanej we współpracy z artystą o pseudonimie Niebieski . Na to wydarzenie przybyły tłumy, co świadczy o rosnącym zainteresowaniu street artem. Fenomenem polskiej sceny muralowej jest "muraloza", czyli wykorzystywanie street artu jako narzędzia promocji przez instytucje miejskie i prywatne firmy - wernisaż udowodnił, że prawdziwa sztuka uliczna to przede wszystkim wolność ekspresji i autentyczność.PS. A przy okazji - punktem odniesienia może być Szlak Murali w Białymstoku, który pokazuje, jak sztuka uliczna realnie ożywia i zmienia oblicze miasta. O swojej współpracy z artystami opowiada właścicielka Galerii Leonarda Sztyc Stróżyńska, która z uwagą obserwuje polską scenę muralową.Prace LUX a można podziwiać nie tylko w Leonarda art Gallery , ale także na ulicach Warszawy i w Sokółce, m.in. w kamienicy Tyzenhausa, w ośrodku kultury i na garażach koło dworca PKP.A ta opowieść to powiew siły polskiego street artu.

Polska scena muralowa przeżywa prawdziwy renesans, a artyści uliczni coraz śmielej wkraczają do galerii, zacierając granice między tym, co legalne, a tym, co nieformalne. W tym odcinku podcastu przyglądamy się fenomenowi street artu z bliska, a naszym przewodnikiem jest LUX pisany przez iks, artysta z Sokółki, który właśnie podbił serca warszawskiej publiczności.LUX to absolwent grafiki na ASP w Warszawie oraz projektowania ubioru w Łodzi, a zawodowo od lat związany jest z reklamą. Jego twórczość to fuzja dwóch światów: akademickiego środowiska artystycznego i surowej, nieskrępowanej sztuki ulicznej. Czerpiąc z estetyki brutalizmu, glitchu, kubizmu i geometrii, LUX odwołuje się do hip-hopu, subkultur i modernistycznej architektury, tworząc unikalny, rozpoznawalny styl.Niedawno w Warszawie odbył się wernisaż jego pierwszej dużej wystawy, przygotowanej we współpracy z artystą o pseudonimie Niebieski. Na to wydarzenie przybyły tłumy, co świadczy o rosnącym zainteresowaniu street artem.

Fenomenem polskiej sceny muralowej jest "muraloza", czyli wykorzystywanie street artu jako narzędzia promocji przez instytucje miejskie i prywatne firmy - wernisaż udowodnił, że prawdziwa sztuka uliczna to przede wszystkim wolność ekspresji i autentyczność.PS. A przy okazji - punktem odniesienia może być Szlak Murali w Białymstoku, który pokazuje, jak sztuka uliczna realnie ożywia i zmienia oblicze miasta.

O swojej współpracy z artystami opowiada właścicielka Galerii Leonarda Sztyc Stróżyńska, która z uwagą obserwuje polską scenę muralową.Prace LUXa można podziwiać nie tylko w Leonarda art Gallery, ale także na ulicach Warszawy i w Sokółce, m.in. w kamienicy Tyzenhausa, w ośrodku kultury i na garażach koło dworca PKP.A ta opowieść to powiew siły polskiego street artu.

Meksyk i kurczak traci głowę #294
2025-03-03 09:57:22

Mam tu prawdziwą petardę: Natalia Kotowska , zabiera nas w podróż do miejsca, które wywraca do góry nogami wszystko, co myślicie o kościołach i szamanizmie. Przygotujcie się na opowieść o San Juan Chamula, miasteczku w meksykańskim stanie Chiapas, gdzie tradycja Majów miesza się z katolicyzmem w najbardziej zaskakujący sposób.Wyobraźcie sobie kościół, w którym zamiast kadzidła unosi się zapach... Coca-Coli! Tak, dobrze słyszycie. W tym miejscu kury tracą głowy w rytualnych ceremoniach, a gazowany napój jest świętym narzędziem. Coca-Cola stała się nieodłącznym elementem meksykańskiej kultury, a nawet... lekarstwem na złe duchy. To jest i straszne i intrygujące - dlaczego Meksyk jest największym konsumentem tego napoju na świecie i jakie to ma konsekwencje dla zdrowia mieszkańców.Jeśli jesteście ciekawi, jak wygląda szamański rytuał z Coca-Colą w tle i dlaczego Meksykanie piją jej więcej niż wody, koniecznie musicie tego posłuchać!Nie zapomnijcie zostawić łapki w górę i subskrybować kanał, żeby nie przegapić kolejnych ciekawostek ze świata! Wkrótce - relacje ze stambulskie wyprawy :) Do usłyszenia!@milka.malzahn________________________Chcesz wiedzieć więcej? Zajrzyj do mnie:facebook: https://www.facebook.com/Milka.Malzahnmoja strona: https://www.milkamalzahn.plpodcasty: https://anchor.fm/milkamalzahnRadio Białystok: https://www.radio.bialystok.pl/chilloutKawa dla Miłki: https://buycoffee.to/dziennik.zmianpiękne wsparcie https://patronite.pl/milkamalzahn

Mam tu prawdziwą petardę: Natalia Kotowska, zabiera nas w podróż do miejsca, które wywraca do góry nogami wszystko, co myślicie o kościołach i szamanizmie. Przygotujcie się na opowieść o San Juan Chamula, miasteczku w meksykańskim stanie Chiapas, gdzie tradycja Majów miesza się z katolicyzmem w najbardziej zaskakujący sposób.Wyobraźcie sobie kościół, w którym zamiast kadzidła unosi się zapach... Coca-Coli! Tak, dobrze słyszycie. W tym miejscu kury tracą głowy w rytualnych ceremoniach, a gazowany napój jest świętym narzędziem. Coca-Cola stała się nieodłącznym elementem meksykańskiej kultury, a nawet... lekarstwem na złe duchy. To jest i straszne i intrygujące - dlaczego Meksyk jest największym konsumentem tego napoju na świecie i jakie to ma konsekwencje dla zdrowia mieszkańców.Jeśli jesteście ciekawi, jak wygląda szamański rytuał z Coca-Colą w tle i dlaczego Meksykanie piją jej więcej niż wody, koniecznie musicie tego posłuchać!Nie zapomnijcie zostawić łapki w górę i subskrybować kanał, żeby nie przegapić kolejnych ciekawostek ze świata! Wkrótce - relacje ze stambulskie wyprawy :) Do usłyszenia!@milka.malzahn________________________Chcesz wiedzieć więcej? Zajrzyj do mnie:facebook: https://www.facebook.com/Milka.Malzahnmoja strona: https://www.milkamalzahn.plpodcasty: https://anchor.fm/milkamalzahnRadio Białystok: https://www.radio.bialystok.pl/chilloutKawa dla Miłki: https://buycoffee.to/dziennik.zmianpiękne wsparcie https://patronite.pl/milkamalzahn

Kobiety z Kiedyś cz. 13 - gdy myślę Hotel, to słyszę tamten świat... #293
2025-02-19 18:03:08

Kiedy myślę Hotel, to słyszę tamten świat, ale czasami także i ten film. *** "Zaklęte rewiry " Majewskiego z 1975 roku to adaptacja powieści z okresu przedwojennego. Tematyka filmu pozostaje nadal aktualna, a jego uniwersalna historia rozgrywa się w luksusowej Restauracji Posejdon . Dzisiaj będzie trochę o luksusach, chociaż hotel, który mam na myśli, miał zupełnie inną atmosferę.Kiedyś, w czasach PRL , gdy kobiety z kiedyś wybierały się w podróż, zazwyczaj zatrzymywały się u rodziny lub znajomych. Spaliśmy na kanapach, tzw. łóżkach turystycznych w jednym pokoju lub nawet na korytarzu. Pamiętam, jak z przyjaciółką spałam w kuchni u moich cioć z Krakowa. Kraków był dla nas świątynią, a kuchnia jej egzotyczną częścią.Hotele wtedy były synonimem luksusu, na który mało kto mógł sobie pozwolić. Były drogie i niedostępne z różnych powodów. W 1976 roku władze zdecydowały, że każde miasto wojewódzkie musi mieć hotel, ale doba w nim kosztowała tyle, co pensja robotnika. Hotele, ośrodki wypoczynkowe i sanatoria przedstawiały obraz rzeczywistości, której przeciętni obywatele nie znali nawet z telewizji.W każdym razie, miasta wojewódzkie mogły się pochwalić swoimi hotelami, ale i takie miejscowości jak Białowieża miały odpowiednie ośrodki, by gościć wybrańców. Czasy się zmieniały i wreszcie urlopy i noclegi w hotelach stały się popularne wśród wycieczek, konferencji i innych wydarzeń. Najbardziej luksusowym białowieskim hotelem był hotel IWA, uosabiający ten rodzaj zgrzebnego dobrobytu. Jego dioramy autorstwa Lecha Wilczka przedstawiające Puszczę Białowieską w pełnej krasie i obfitości, są wspominane do dziś.Tymczasem przypomnij sobie swoje pierwsze cudownie luksusowe miejsce... Wróć tam, rozejrzyj się "oczami pamięci" raz jeszcze...Dla mnie wciąż luksusowo smakuje mała czarna kawa. Można postawić kawę autorce za pomocą linka w komentarzu. Dziękuję, Miłka Malzahn.Kawa dla Miłki: https://buycoffee.to/dziennik.zmian piękne wsparcie https://patronite.pl/milkamalzahn Na deser – wątek z "Zaklętych rewirów".A z Małgosią Buszko Briggs wspominamy tamte czasy, ponieważ przez sezon czy dwa pracowałam w recepcji hotelowej. W okolicach matury, mama Małgosi pracowała w hotelu IWA od lat. Kobiety tamtych czasów preferowały jedną pracę przez całe życie, chociaż bywało różnie. Czasy, w których z Małgosią, zaczynałyśmy zawodowe działania - całkowicie to zmieniły. Chyba na szczęście.Pojawia się też tu na moment Pani Zosia, której mam nadzieję poświęcić kiedyś cały odcinek. Opowieści spod fontanny znajdziecie w poprzednim odcinku. @milka.malzahn

Kiedy myślę Hotel, to słyszę tamten świat, ale czasami także i ten film. ***"Zaklęte rewiry" Majewskiego z 1975 roku to adaptacja powieści z okresu przedwojennego. Tematyka filmu pozostaje nadal aktualna, a jego uniwersalna historia rozgrywa się w luksusowej Restauracji Posejdon. Dzisiaj będzie trochę o luksusach, chociaż hotel, który mam na myśli, miał zupełnie inną atmosferę.Kiedyś, w czasach PRL, gdy kobiety z kiedyś wybierały się w podróż, zazwyczaj zatrzymywały się u rodziny lub znajomych. Spaliśmy na kanapach, tzw. łóżkach turystycznych w jednym pokoju lub nawet na korytarzu. Pamiętam, jak z przyjaciółką spałam w kuchni u moich cioć z Krakowa. Kraków był dla nas świątynią, a kuchnia jej egzotyczną częścią.Hotele wtedy były synonimem luksusu, na który mało kto mógł sobie pozwolić. Były drogie i niedostępne z różnych powodów. W 1976 roku władze zdecydowały, że każde miasto wojewódzkie musi mieć hotel, ale doba w nim kosztowała tyle, co pensja robotnika. Hotele, ośrodki wypoczynkowe i sanatoria przedstawiały obraz rzeczywistości, której przeciętni obywatele nie znali nawet z telewizji.W każdym razie, miasta wojewódzkie mogły się pochwalić swoimi hotelami, ale i takie miejscowości jak Białowieża miały odpowiednie ośrodki, by gościć wybrańców. Czasy się zmieniały i wreszcie urlopy i noclegi w hotelach stały się popularne wśród wycieczek, konferencji i innych wydarzeń. Najbardziej luksusowym białowieskim hotelem był hotel IWA, uosabiający ten rodzaj zgrzebnego dobrobytu. Jego dioramy autorstwa Lecha Wilczka przedstawiające Puszczę Białowieską w pełnej krasie i obfitości, są wspominane do dziś.Tymczasem przypomnij sobie swoje pierwsze cudownie luksusowe miejsce... Wróć tam, rozejrzyj się "oczami pamięci" raz jeszcze...Dla mnie wciąż luksusowo smakuje mała czarna kawa. Można postawić kawę autorce za pomocą linka w komentarzu. Dziękuję, Miłka Malzahn.Kawa dla Miłki: https://buycoffee.to/dziennik.zmianpiękne wsparcie https://patronite.pl/milkamalzahnNa deser – wątek z "Zaklętych rewirów".A z Małgosią Buszko Briggs wspominamy tamte czasy, ponieważ przez sezon czy dwa pracowałam w recepcji hotelowej. W okolicach matury, mama Małgosi pracowała w hotelu IWA od lat. Kobiety tamtych czasów preferowały jedną pracę przez całe życie, chociaż bywało różnie. Czasy, w których z Małgosią, zaczynałyśmy zawodowe działania - całkowicie to zmieniły. Chyba na szczęście.Pojawia się też tu na moment Pani Zosia, której mam nadzieję poświęcić kiedyś cały odcinek. Opowieści spod fontanny znajdziecie w poprzednim odcinku. @milka.malzahn

Kobiety z kiedyś cz. 11 - Hotel IWA - Opowieści zza fontanny . #292
2025-02-08 20:06:07

To Kobiety z kiedyś cz. 11 - Hotel IWA - Opowieści zza fontanny .Kawa dla Miłki: ⁠https://buycoffee.to/dziennik.zmian⁠ piękne wsparcie ⁠https://patronite.pl/milkamalzahn⁠ Czas, tykanie zegara, towarzyszy moim rozmowom o kobietach z kiedyś, o miejscach, które współtworzyły ten czas. Marcin Wicha, pisarz, który niedawno odszedł, zauważył kiedyś, że na początku istnienia zegara wystarczała jedna wskazówka, potem zaczęto odczuwać pewną presję i dodano drugą, następnie wręcz konieczne okazało się odliczanie sekund, a teraz – to świat wariował.No i właśnie siedzimy w tym zwariowanym świecie. Zwalniamy tempo, bo patrzymy wstecz, w miejsca, których nie ma, w ludzi, którzy byli. To jest niesamowite, że takie wycieczki często zaczynają się od jakichś absurdalnie dokładnie zapamiętanych szczegółów. Fontanna. No właśnie. Siedzimy sobie z Małgosią Buszko-Briggs pod zegarem, który wybija te dobre, towarzyskie godziny i zawieszamy pamięć na fontannach. Tym jakże malowniczym elemencie hotelu Iwa, perełki okresu PRL-u w Białowieży, istniejącym tylko w naszych wspomnieniach. Mam wrażenie, że wtedy w Polsce takie hotele to były wyjątkowe oazy jakiegoś innego życia. Może trochę bardziej kolorowego. Iwa już nie istnieje, ale to było tak niezwykłe miejsce i tak symptomatyczne, że warto mu się przyjrzeć.Zostańmy więc przy tych fontannach. I skoro wspomnieliśmy sam budynek – proszę sobie teraz wyobrazić, że ten kompleks turystyczny, jak na tamte czasy, prezentował się okazale, a jego wnętrze – zdaniem wielu gości – nie ustępowało standardowi europejskiemu. Ośrodek Turystyczny „Iwa” w Białowieży funkcjonował w latach 1968-1999. Wybudowano go na miejscu rozebranych w 1961 roku ruin dawnego pałacu carskiego. Ośrodek składał się z trzech połączonych ze sobą brył architektonicznych. Jego budowę rozpoczęto w połowie września 1962 roku, a rozpoczął swoją działalność w lipcu 1968 roku, zaś hotel reprezentacyjny oraz restaurację oddano do użytku 12 listopada 1969 roku. Początkowo hotel był prowadzony przez Spółdzielcze Biuro Turystyczne „Turysta” w Warszawie. Później, w 2001 roku, zarządzanie przejęła firma „IWA” – spółka. Tutaj na scenę wchodzi polityka, ale zostańmy przy osobistej historii z tzw. wielką historią w tle. O, to jest moment, w którym pojawi się ktoś, kto pamięta tamten moment historyczny. Przy czym – to nie była i to nie jest nadal jednorodna wieś. Nie można w sumie mówić, że na coś wszyscy reagowali kiedykolwiek podobnie. Co do ekskluzywnego hotelu w czasach PRL-u – sprawa była jednak w miarę prosta. A o to, jak to było, zapytam po prostu moją Mamę. Rozwój agroturystyczny Białowieży to dosłownie ostatnie lata i chociaż zawsze była ważnym punktem na turystycznej mapie Polski – to kiedyś – noclegowo nie można tu było kręcić nosem. Ale wróćmy do świata wspomnień Małgosi, no i moich, bo Iwa to w końcu kawałek mojego zawodowego życiorysu. Takie obiadki w czasach PRL-u- to też tematy zainteresowania badaczy. Przy okazji można sięgnąć po książkę Błażeja Brzostka „PRL na widelcu”. Grzegorz Piotrowski w książce „Kuchnia (w) PRL” gdzie pisze, że „władza ingerowała w codzienne praktyki ludności, w tym i nawyki żywieniowe”. A co do nawyków – to aktualnie uprawiamy kult chipsów i takich tam…. Wiadomo :) Najbardziej popularne dania w PRL-u nie odbiegają znacznie od tych, które dziś możemy zamówić w większości restauracji. Do lamusa przeszło jednak kilka "sztandarowych" pozycji: coraz trudniej jest zamówić dziś, chociażby nerki w śmietanie, cynaderki, ozorek, forszmak, czy też płucka w różnej postaci. W ‘Iwie’ oczywiście, w wersji luksusowej, jadało się dziczyznę. Rozmaitą. No i desery. Przez wiele lat – jako deser – bardzo popularny był krem sułtański, jeden z najbardziej popularnych deserów PRL-u. Podawany w szklanych pucharkach, był bardzo słodki. Kawę podawano najczęściej parzoną po turecku – w szklance podawanej na spodku. Żeby się nie sparzyć, czasami szklanka miała metalowy uchwyt do trzymania.No to tyle nostalgii kulinarnej.

To Kobiety z kiedyś cz. 11 -Hotel IWA - Opowieści zza fontanny .Kawa dla Miłki:⁠https://buycoffee.to/dziennik.zmian⁠piękne wsparcie⁠https://patronite.pl/milkamalzahn⁠Czas, tykanie zegara, towarzyszy moim rozmowom o kobietach z kiedyś, o miejscach, które współtworzyły ten czas. Marcin Wicha, pisarz, który niedawno odszedł, zauważył kiedyś, że na początku istnienia zegara wystarczała jedna wskazówka, potem zaczęto odczuwać pewną presję i dodano drugą, następnie wręcz konieczne okazało się odliczanie sekund, a teraz – to świat wariował.No i właśniesiedzimy w tym zwariowanym świecie.Zwalniamy tempo, bo patrzymy wstecz, w miejsca, których nie ma, w ludzi, którzy byli. To jest niesamowite, że takie wycieczki często zaczynają się od jakichś absurdalnie dokładnie zapamiętanych szczegółów. Fontanna. No właśnie.

Siedzimy sobie z Małgosią Buszko-Briggs pod zegarem, który wybija te dobre, towarzyskie godziny i zawieszamy pamięć na fontannach. Tym jakże malowniczym elemencie hotelu Iwa, perełki okresu PRL-u w Białowieży, istniejącym tylko w naszych wspomnieniach.

Mam wrażenie, że wtedy w Polsce takie hotele to były wyjątkowe oazy jakiegoś innego życia. Może trochę bardziej kolorowego. Iwa już nie istnieje, ale to było tak niezwykłe miejsce i tak symptomatyczne, że warto mu się przyjrzeć.Zostańmy więc przy tych fontannach. I skoro wspomnieliśmy sam budynek – proszę sobie teraz wyobrazić, że ten kompleks turystyczny, jak na tamte czasy, prezentował się okazale, a jego wnętrze – zdaniem wielu gości – nie ustępowało standardowi europejskiemu.Ośrodek Turystyczny „Iwa” w Białowieży funkcjonował w latach 1968-1999. Wybudowano go na miejscu rozebranych w 1961 roku ruin dawnego pałacu carskiego. Ośrodek składał się z trzech połączonych ze sobą brył architektonicznych. Jego budowę rozpoczęto w połowie września 1962 roku, a rozpoczął swoją działalność w lipcu 1968 roku, zaś hotel reprezentacyjny oraz restaurację oddano do użytku 12 listopada 1969 roku.

Początkowo hotel był prowadzony przez Spółdzielcze Biuro Turystyczne „Turysta” w Warszawie. Później, w 2001 roku, zarządzanie przejęła firma „IWA” – spółka. Tutaj na scenę wchodzi polityka, ale zostańmy przy osobistej historii z tzw. wielką historią w tle.

O, to jest moment, w którym pojawi się ktoś, kto pamięta tamten moment historyczny. Przy czym – to nie była i to nie jest nadal jednorodna wieś. Nie można w sumie mówić, że na coś wszyscy reagowali kiedykolwiek podobnie. Co do ekskluzywnego hotelu w czasach PRL-u – sprawa była jednak w miarę prosta. A o to, jak to było, zapytam po prostu moją Mamę.

Rozwój agroturystyczny Białowieży to dosłownie ostatnie lata i chociaż zawsze była ważnym punktem na turystycznej mapie Polski – to kiedyś – noclegowo nie można tu było kręcić nosem. Ale wróćmy do świata wspomnień Małgosi, no i moich, bo Iwa to w końcu kawałek mojego zawodowego życiorysu.


Takie obiadki w czasach PRL-u- to też tematy zainteresowania badaczy. Przy okazji można sięgnąć po książkę Błażeja Brzostka „PRL na widelcu”. Grzegorz Piotrowski w książce „Kuchnia (w) PRL” gdzie pisze, że „władza ingerowała w codzienne praktyki ludności, w tym i nawyki żywieniowe”. A co do nawyków – to aktualnie uprawiamy kult chipsów i takich tam…. Wiadomo :)

Najbardziej popularne dania w PRL-u nie odbiegają znacznie od tych, które dziś możemy zamówić w większości restauracji. Do lamusa przeszło jednak kilka "sztandarowych" pozycji: coraz trudniej jest zamówić dziś, chociażby nerki w śmietanie, cynaderki, ozorek, forszmak, czy też płucka w różnej postaci. W ‘Iwie’ oczywiście, w wersji luksusowej, jadało się dziczyznę. Rozmaitą. No i desery.

Przez wiele lat – jako deser – bardzo popularny był krem sułtański, jeden z najbardziej popularnych deserów PRL-u. Podawany w szklanych pucharkach, był bardzo słodki. Kawę podawano najczęściej parzoną po turecku – w szklance podawanej na spodku. Żeby się nie sparzyć, czasami szklanka miała metalowy uchwyt do trzymania.No to tyle nostalgii kulinarnej.

Kobiecy punkt śpiewania - jak napisać piosenkę? #291
2025-02-04 16:25:08

Jak się pisze piosenki? Przez pełne zanurzenie :) Pisanie piosenek to poszukiwanie własnego głosu, dla mnie - mojego "kobiecego punktu śpiewania". To próba wyrażenia tego, co mnie porusza, co mnie inspiruje. Czerpię z moich doświadczeń, z obserwacji świata, z emocji, które we mnie rezonują. To jest mój osobisty sposób na „porcję świata”, "Mapę" i "Sequel" • Słowa są dla mnie kluczowe. Zaczynam od nich, od tych pierwszych fraz, które pojawiają się w mojej głowie. Czasem to jedno zdanie, czasem po prostu - rytm. Zapisuję je, a potem pozwalam im żyć, rozwijać się, układać w opowieść. Nie boję się poetyckiego języka, metafory, porównań. • Muzyka jest dopełnieniem słów. Chcę, żeby współgrały ze sobą, żeby razem tworzyły harmonię, pejzaż, świat. Czasami melodia rodzi się równocześnie ze słowami, czasami powstaje później, ale zawsze jest ważna. Lubię eksperymentować z dźwiękami, szukać nowych brzmień, zresztą eksperymenty widać także w podcastowaniu, prawda? :) • Piosenki są dla mnie rozmową. Ze sobą, z odbiorcami, z rzeczywistością. Chcę, żebyście słuchając moich utworów, czytając je - czuli emocje, które też odczuwam. Chcę, żebyście znaleźli w nich coś bliskiego sobie, coś, co poruszy, skłoni do refleksji. Czasami to nostalgiczna nuta, czasami melancholijna, czasami złość, a czasami jest to zaskakujące wyznanie miłości - jak w piosence "Piękna śmierć". •Inspiracje są wszędzie. W naturze, w spotkaniach z ludźmi, w codziennych sytuacjach, w tym co „tu i teraz”. Lubię obserwować świat, słuchać jego dźwięków, patrzeć na detale. Moja głowa jest miejscem, gdzie rodzą się planety ze słów. (znajdź planetarną dyrygentkę ;) •Nie ma jednej słusznej drogi. Każdy z nas ma własny sposób na wyrażanie siebie . Ważne jest, żeby być autentycznym, słuchać siebie, dzielić się swoją wrażliwością, sposobem rozumienia świata. Jeśli potrzebujesz inspiracji i zachęty do nucenia, zapraszam do książki "Kobiecy punkt śpiewania", która właśnie ukazała się drukiem. Znajdziecie ją na Amazon.pl https://amzn.eu/d/aIvQkD8. Dostępna jest także w formie ebooka na mojej stronie internetowej https://www.naffy.io/milka-o-malzahn/kobiecy-punkt-spiewania-teksty-piosenek-1Sk Jestem bardzo ciekawa Waszych wrażeń. ________________________ Chcesz wiedzieć więcej? Zajrzyj do mnie: facebook: https://www.facebook.com/Milka.Malzahn moja strona: https://www.milkamalzahn.pl podcasty: https://anchor.fm/milkamalzahn Radio Białystok: https://www.radio.bialystok.pl/chillout Kawa dla Miłki: https://buycoffee.to/dziennik.zmian piękne wsparcie https://patronite.pl/milkamalzahn

Jak się pisze piosenki? Przez pełne zanurzenie :)

Pisanie piosenek to poszukiwanie własnego głosu, dla mnie - mojego "kobiecego punktu śpiewania". To próba wyrażenia tego, co mnie porusza, co mnie inspiruje. Czerpię z moich doświadczeń, z obserwacji świata, z emocji, które we mnie rezonują. To jest mój osobisty sposób na „porcję świata”, "Mapę" i "Sequel"

Słowa są dla mnie kluczowe. Zaczynam od nich, od tych pierwszych fraz, które pojawiają się w mojej głowie. Czasem to jedno zdanie, czasem po prostu - rytm. Zapisuję je, a potem pozwalam im żyć, rozwijać się, układać w opowieść. Nie boję się poetyckiego języka, metafory, porównań.

Muzyka jest dopełnieniem słów. Chcę, żeby współgrały ze sobą, żeby razem tworzyły harmonię, pejzaż, świat. Czasami melodia rodzi się równocześnie ze słowami, czasami powstaje później, ale zawsze jest ważna. Lubię eksperymentować z dźwiękami, szukać nowych brzmień, zresztą eksperymenty widać także w podcastowaniu, prawda? :)

Piosenki są dla mnie rozmową. Ze sobą, z odbiorcami, z rzeczywistością. Chcę, żebyście słuchając moich utworów, czytając je - czuli emocje, które też odczuwam. Chcę, żebyście znaleźli w nich coś bliskiego sobie, coś, co poruszy, skłoni do refleksji. Czasami to nostalgiczna nuta, czasami melancholijna, czasami złość, a czasami jest to zaskakujące wyznanie miłości - jak w piosence "Piękna śmierć".

•Inspiracje są wszędzie. W naturze, w spotkaniach z ludźmi, w codziennych sytuacjach, w tym co „tu i teraz”.

Lubię obserwować świat, słuchać jego dźwięków, patrzeć na detale. Moja głowa jest miejscem, gdzie rodzą się planety ze słów. (znajdź planetarną dyrygentkę ;)

•Nie ma jednej słusznej drogi. Każdy z nas ma własny sposób na wyrażanie siebie. Ważne jest, żeby być autentycznym, słuchać siebie, dzielić się swoją wrażliwością, sposobem rozumienia świata. Jeśli potrzebujesz inspiracji i zachęty do nucenia, zapraszam do książki "Kobiecy punkt śpiewania", która właśnie ukazała się drukiem.

Znajdziecie ją na Amazon.pl https://amzn.eu/d/aIvQkD8. Dostępna jest także w formie ebooka na mojej stronie internetowej https://www.naffy.io/milka-o-malzahn/kobiecy-punkt-spiewania-teksty-piosenek-1Sk

Jestem bardzo ciekawa Waszych wrażeń.

________________________ Chcesz wiedzieć więcej? Zajrzyj do mnie: facebook: https://www.facebook.com/Milka.Malzahn moja strona: https://www.milkamalzahn.pl podcasty: https://anchor.fm/milkamalzahn Radio Białystok: https://www.radio.bialystok.pl/chillout Kawa dla Miłki: https://buycoffee.to/dziennik.zmian piękne wsparcie https://patronite.pl/milkamalzahn

Medytacja Punktu Siedzenia #290
2025-01-27 10:27:13

Odkryj Moc Swojego Centrum: Medytacja Punktu Siedzenia

Odkryj Moc Swojego Centrum: Medytacja Punktu Siedzenia

Sekrety Pamięci: Miejsce-Źródło #290
2025-01-22 13:28:52

Sekrety Pamięci: Miejsce-Źródło Witajcie w Sekretach Pamięci! W tym wyjątkowym odcinku, zanurzymy się w świat melancholii, tęsknoty i… podróży w czasie. Odkąd zaczęłam nagrywać cykl "Kobiety z Kiedyś", historie o utraconych miejscach, o zapachach dzieciństwa, o rodzinnych sekretach, spływają do mnie jak rzeka wspomnień. Kawa dla Miłki: https://buycoffee.to/dziennik.zmian piękne wsparcie https://patronite.pl/milkamalzahn Ostatnio, pracując nad zupełnie innym projektem – serią poradników o podróżach – spotkałam Marię. Zapytałam ją o ulubiony kierunek, o miejsce, które ją zachwyciło. I wtedy… otworzył się zupełnie inny wszechświat. Wszechświat wspomnień, emocji, tęsknoty za miejscem, które ukształtowało ją na zawsze. Każdy z nas ma takie miejsce-źródło. Dom rodzinny, ukochany zakątek z dzieciństwa, miejsce pierwszej miłości... To właśnie tam formowała się nasza tożsamość, tam zapuszczaliśmy korzenie. "Tożsamość osobista jest w dużej mierze zbudowana ze wspomnień. Bez nich bylibyśmy jak statki bez kotwicy, dryfujące bez celu po morzu czasu" – pisze Daniel Schacter w "Siedmiu grzechach pamięci". Maria zabiera nas w podróż do swojego miejsca-źródła. Do domu, w którym czas płynie inaczej. Gdzie zapachy, dźwięki, nawet światło mają smak dzieciństwa. Wspomnienia to nie tylko sentymentalna podróż. To również kompas, który pomaga nam nawigować w życiu. Uczymy się na błędach, czerpiemy siłę z dawnych zwycięstw, odkrywamy mądrość przeszłych pokoleń. " Pamięć jest matką mądrości" – mawiali starożytni. Dom rodzinny, w najlepszym wydaniu, to bezpieczna przystań, latarnia morska w życiowej burzy. " Dom rodzinny to pierwsza szkoła życia" – głosił Konfucjusz . Ale to również miejsce, które inspiruje do podróży, do odkrywania świata. Freud w "Pamięci i zapominaniu" napisał: "Pamięć jest nie tylko sposobem na przechowywanie informacji, ale także na ich odkrywanie i interpretowanie." Dlatego zachęcam Was do zaglądania za zasłonę czasu, do odkrywania sekretów własnej pamięci. Mam nadzieję, że historia Marii zainspiruje Was do własnej podróży w miejsce-źródło. Do miejsca, które nadal na Was wpływa, kształtuje Wasze życie. A jeśli spodobał Wam się ten odcinek, możecie wesprzeć mój kanał, stawiając mi wirtualną kawę lub dołączając do grona patronów. Linki znajdziecie w opisie. Do usłyszenia!

Sekrety Pamięci: Miejsce-Źródło

Witajcie w Sekretach Pamięci! W tym wyjątkowym odcinku, zanurzymy się w świat melancholii, tęsknoty i… podróży w czasie. Odkąd zaczęłam nagrywać cykl "Kobiety z Kiedyś", historie o utraconych miejscach, o zapachach dzieciństwa, o rodzinnych sekretach, spływają do mnie jak rzeka wspomnień.

Kawa dla Miłki: https://buycoffee.to/dziennik.zmian piękne wsparcie https://patronite.pl/milkamalzahn Ostatnio, pracując nad zupełnie innym projektem – serią poradników o podróżach – spotkałam Marię. Zapytałam ją o ulubiony kierunek, o miejsce, które ją zachwyciło. I wtedy… otworzył się zupełnie inny wszechświat. Wszechświat wspomnień, emocji, tęsknoty za miejscem, które ukształtowało ją na zawsze.

Każdy z nas ma takie miejsce-źródło. Dom rodzinny, ukochany zakątek z dzieciństwa, miejsce pierwszej miłości... To właśnie tam formowała się nasza tożsamość, tam zapuszczaliśmy korzenie. "Tożsamość osobista jest w dużej mierze zbudowana ze wspomnień. Bez nich bylibyśmy jak statki bez kotwicy, dryfujące bez celu po morzu czasu" – pisze Daniel Schacter w "Siedmiu grzechach pamięci".

Maria zabiera nas w podróż do swojego miejsca-źródła. Do domu, w którym czas płynie inaczej. Gdzie zapachy, dźwięki, nawet światło mają smak dzieciństwa.

Wspomnienia to nie tylko sentymentalna podróż. To również kompas, który pomaga nam nawigować w życiu. Uczymy się na błędach, czerpiemy siłę z dawnych zwycięstw, odkrywamy mądrość przeszłych pokoleń. "Pamięć jest matką mądrości" – mawiali starożytni.

Dom rodzinny, w najlepszym wydaniu, to bezpieczna przystań, latarnia morska w życiowej burzy. "Dom rodzinny to pierwsza szkoła życia" – głosił Konfucjusz. Ale to również miejsce, które inspiruje do podróży, do odkrywania świata.


Freud w "Pamięci i zapominaniu" napisał: "Pamięć jest nie tylko sposobem na przechowywanie informacji, ale także na ich odkrywanie i interpretowanie." Dlatego zachęcam Was do zaglądania za zasłonę czasu, do odkrywania sekretów własnej pamięci.


Mam nadzieję, że historia Marii zainspiruje Was do własnej podróży w miejsce-źródło. Do miejsca, które nadal na Was wpływa, kształtuje Wasze życie. A jeśli spodobał Wam się ten odcinek, możecie wesprzeć mój kanał, stawiając mi wirtualną kawę lub dołączając do grona patronów.

Linki znajdziecie w opisie.

Do usłyszenia!

Porady ze starego kalendarza: jak czytać książki? #289
2025-01-14 14:32:07

Porady ze starego kalendarza: jak czytać książki? Zostałam fanką przedwojennego kalendarza "Iskier" z 1925 roku. Znalazłam go w kufrze, odkurzyłam i okazał się książką pełną zaskoczeń. Kawa dla Miłki: https://buycoffee.to/dziennik.zmian piękne wsparcie https://patronite.pl/milkamalzahn W ogóle, Kalendarz "Iskier" z lat przedwojennych pełnił rolę małej encyklopedii i notatnika dla młodzieży. Był też tygodniowy ilustrowany magazyn redagowany przez Władysława Kopczewskiego, zawierający różnorodne informacje, porady i treści edukacyjne. Kopczewski pisał to wszystko sam, tworząc też takie kieszonkowe kalendarze. Publikacja miała na celu wzmacnianie świadomości społecznej i kulturalnej młodych czytelników, oferując im wartościowe treści oraz inspirując do myślenia i działania. Kiedy teraz, po stu latach, czytam te porady, naprawdę czuję ich moc. Ponieważ czytanie książek i pisanie (!) to dla mnie ważna sprawa, z otwartą głową podeszłam do notatek z kalendarza o tym, jak czytać. Jak książki czytaj, konkretnie. Dziś przeważnie używamy kalendarza w telefonie – mało romantycznie, ale mega wygodnie. Niektórzy potrzebują jeszcze dużych kalendarzy, żeby ogarnąć logistycznie wiele wydarzeń naraz. Lepiej widać zapisaną przestrzeń niż wyświetlaną na ekranie, ale.. to pewnie kwestia czasu. Większość z nas ma nos w telefonie i mocno ceni funkcję przypomnień. Ech, kiedyś kalendarz to było okno na świat. Dosłownie. I przewodnik po mądrym życiu. #Podcast #KalendarzIskier #CzytanieKsiążek #PrzedwojennePorady #Odkrycia #Historia #MądrośćŻyciowa #OknoNaŚwiat #WładysławKopczewski #Edukacja @milka.malzahn ________________________ Chcesz wiedzieć więcej? Zajrzyj do mnie: facebook: https://www.facebook.com/Milka.Malzahn moja strona: https://www.milkamalzahn.pl podcasty: https://anchor.fm/milkamalzahn Radio Białystok: https://www.radio.bialystok.pl/chillout

Porady ze starego kalendarza: jak czytać książki? Zostałam fanką przedwojennego kalendarza "Iskier" z 1925 roku. Znalazłam go w kufrze, odkurzyłam i okazał się książką pełną zaskoczeń. Kawa dla Miłki: https://buycoffee.to/dziennik.zmian piękne wsparcie https://patronite.pl/milkamalzahn W ogóle, Kalendarz "Iskier" z lat przedwojennych pełnił rolę małej encyklopedii i notatnika dla młodzieży. Był też tygodniowy ilustrowany magazyn redagowany przez Władysława Kopczewskiego, zawierający różnorodne informacje, porady i treści edukacyjne. Kopczewski pisał to wszystko sam, tworząc też takie kieszonkowe kalendarze. Publikacja miała na celu wzmacnianie świadomości społecznej i kulturalnej młodych czytelników, oferując im wartościowe treści oraz inspirując do myślenia i działania. Kiedy teraz, po stu latach, czytam te porady, naprawdę czuję ich moc. Ponieważ czytanie książek i pisanie (!) to dla mnie ważna sprawa, z otwartą głową podeszłam do notatek z kalendarza o tym, jak czytać. Jak książki czytaj, konkretnie. Dziś przeważnie używamy kalendarza w telefonie – mało romantycznie, ale mega wygodnie. Niektórzy potrzebują jeszcze dużych kalendarzy, żeby ogarnąć logistycznie wiele wydarzeń naraz. Lepiej widać zapisaną przestrzeń niż wyświetlaną na ekranie, ale.. to pewnie kwestia czasu. Większość z nas ma nos w telefonie i mocno ceni funkcję przypomnień. Ech, kiedyś kalendarz to było okno na świat. Dosłownie. I przewodnik po mądrym życiu. #Podcast #KalendarzIskier #CzytanieKsiążek #PrzedwojennePorady #Odkrycia #Historia #MądrośćŻyciowa #OknoNaŚwiat #WładysławKopczewski #Edukacja @milka.malzahn ________________________ Chcesz wiedzieć więcej? Zajrzyj do mnie: facebook: https://www.facebook.com/Milka.Malzahn moja strona: https://www.milkamalzahn.pl podcasty: https://anchor.fm/milkamalzahn Radio Białystok: https://www.radio.bialystok.pl/chillout

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie