Dziennik Zmian — Miłka O. Malzahn

Tworzę miniaudycje, aby dotknąć miejsc wrażliwych naszej rzeczywistości. Dziennik Zmian to felietony dźwiękowe, mini-audycje, nastrojowe dźwięki - trochę dla rozrywki, przyjemności i dla poszerzania horyzontów. To otwieranie oczu poprzez uszy, zauważanie małych, a wielkich historii - cudowny proces! Bywa zaskakująco, pojawiają się też goście, lecz nie jest to zwyczajne podcastowanie. Krótkie formy audio przypominają, że zanim wynaleziono pismo - wiedzę i wzruszenia przekazywano sobie mową. Rzeczywistość jest naszą przestrzenią dźwiękową, nie wierzysz? A posłuchaj...


Odcinki od najnowszych:

Paparapapa m a j o n e z #41
2020-08-14 21:31:54

Paparapapa majonez Siedzę na murku w parku i jem sałatkę z taką ilością majonezu, że przechodnie odwracają ode mnie wzrok. Barokowo ułożone kleksy majonezowe cieszą mnie jednak niesamowicie. Oj, czułam brak majonezu w organizmie. Naprawdę. Mówią, że  nieładnie jest polegać na fast foodach, pizzach z budki takich tam. I ja nie polegam na fast fooodzie. Siedzę na murku w parku i wyjadam ten majonez. Boisz się majonezu? Ja już nie.

Paparapapa majonez

Siedzę na murku w parku i jem sałatkę z taką ilością majonezu, że przechodnie odwracają ode mnie wzrok. Barokowo ułożone kleksy majonezowe cieszą mnie jednak niesamowicie. Oj, czułam brak majonezu w organizmie. Naprawdę. Mówią, że  nieładnie jest polegać na fast foodach, pizzach z budki takich tam. I ja nie polegam na fast fooodzie. Siedzę na murku w parku i wyjadam ten majonez.

Boisz się majonezu? Ja już nie.

Co prowokuje nasze odchylenia? #40
2020-08-09 16:56:44

Co prowokuje nasze odchylenia Miało być tak spokojnie. Lato, zachody słońca, świerszcze, poranna rosa..  Ale przeszły suche burze, tropikalne temperatury skomplikowały oddychanie W tej stolicy – zamieszki, w tamtej huragan, czy  ogień.  W komentarzach - deszcz nienawiści, niechęci, bezradności, zwyczajowych klątw. Nie jest spokojnie - w żadnym powiecie w żadnym mieście, tak naprawdę, naprawdę wszędzie pod tą pierwszą warstwą kipi kilka innych warstw Nie jest spokojne w żadnym kraju. I żadnym człowieku. Kotłuje się w nas, zbiera, wylewa i zapieka. Burzy się w nas, wyładowuje, rozładowuje i wycisza.  Jesteśmy jak wahadła Co prowokuje nasze odchylenia Emocjonalna grawitacja, niedokładne dane, wicher zmian, fałszywa nuta? Wszystko na raz. I dla każdego inaczej. I idę przez miasto nie jak spacerowiczka, lecz jak zdobywczyni nie-wiadomo-czego. Idę, pewnym krokiem, zdecydowania, tylko - nie wiem  dokąd idę Tam gdzie chcę dotrzeć jest dobrze. Chodź, chodź ze mną Tam jest  spokojnie. Lato, zachody słońca, świerszcze, poranna rosa….

Co prowokuje nasze odchylenia

Miało być tak spokojnie. Lato, zachody słońca, świerszcze, poranna rosa..  Ale przeszły suche burze, tropikalne temperatury skomplikowały oddychanie

W tej stolicy – zamieszki, w tamtej huragan, czy  ogień.  W komentarzach - deszcz nienawiści, niechęci, bezradności, zwyczajowych klątw.

Nie jest spokojnie - w żadnym powiecie w żadnym mieście, tak naprawdę, naprawdę wszędzie pod tą pierwszą warstwą kipi kilka innych warstw

Nie jest spokojne w żadnym kraju.

I żadnym człowieku. Kotłuje się w nas, zbiera, wylewa i zapieka. Burzy się w nas, wyładowuje, rozładowuje i wycisza.  Jesteśmy jak wahadła

Co prowokuje nasze odchylenia

Emocjonalna grawitacja, niedokładne dane, wicher zmian, fałszywa nuta?

Wszystko na raz. I dla każdego inaczej.

I idę przez miasto nie jak spacerowiczka, lecz jak zdobywczyni nie-wiadomo-czego. Idę, pewnym krokiem, zdecydowania, tylko - nie wiem  dokąd idę

Tam gdzie chcę dotrzeć jest dobrze.

Chodź, chodź ze mną

Tam jest  spokojnie. Lato, zachody słońca, świerszcze, poranna rosa….

Co się stało z moim czasem (medytacja znad kota) #39
2020-08-06 23:13:02

Medytacja znad sierści kota - Co się stało z moim czasem Co się stało z moim czasem? Jakiś taki skurczony siedzi pod stołem, niby czeka, aż skończę głaskać kota. Czas dla kota nie istnieje Nawet nie spojrzy jego stronę Cierpliwość dla czasu nie istnieje, dlatego kurczy się jeszcze bardziej. Kot ma to w nosie, on po prostu jest (JEST) i interesuje go tylko obecność mojej ręki, reszta nie wydaje się istotna. Czas jest zainteresowany biegiem wydarzeń, szczególnie ten ludzki czas, nastawiony został na aktywność, działanie, sukcesywność, mieszczenie się w ramach. Biegnie do przodu i nawet taki skurczony, wygląda jak zawodnik w pozycji startowej. Nie chce słyszeć o byciu. Chce słyszeć o aktywowaniu. W momencie, w którym  zaczynam myśleć jak kot - być – być być -  czas wyskakuje spod stołu z hukiem, dzwoni wszystkimi dzwonkami, oskarża wszystkimi sposobami, grozi biedą, poniewierką i sugeruje grzech zaniedbania Co się stało z moim czasem? Ta prosta wypadkowa faktu, że żyję na ziemi, ten faktor, którym musi posługiwać się umysł, by lokalizować siebie w przestrzeni Czyżby myślał, że jest pępkiem świata????????? Ooo, niedoczekanie!

Medytacja znad sierści kota - Co się stało z moim czasem

Co się stało z moim czasem? Jakiś taki skurczony siedzi pod stołem, niby czeka, aż skończę głaskać kota. Czas dla kota nie istnieje

Nawet nie spojrzy jego stronę

Cierpliwość dla czasu nie istnieje, dlatego kurczy się jeszcze bardziej. Kot ma to w nosie, on po prostu jest (JEST) i interesuje go tylko obecność mojej ręki, reszta nie wydaje się istotna.

Czas jest zainteresowany biegiem wydarzeń, szczególnie ten ludzki czas, nastawiony został na aktywność, działanie, sukcesywność, mieszczenie się w ramach. Biegnie do przodu i nawet taki skurczony, wygląda jak zawodnik w pozycji startowej.

Nie chce słyszeć o byciu. Chce słyszeć o aktywowaniu.

W momencie, w którym  zaczynam myśleć jak kot - być – być być -  czas wyskakuje spod stołu z hukiem, dzwoni wszystkimi dzwonkami, oskarża wszystkimi sposobami, grozi biedą, poniewierką i sugeruje grzech zaniedbania

Co się stało z moim czasem?

Ta prosta wypadkowa faktu, że żyję na ziemi, ten faktor, którym musi posługiwać się umysł, by lokalizować siebie w przestrzeni

Czyżby myślał, że jest pępkiem świata?????????

Ooo, niedoczekanie!

List od Witkacego BONUS (a Ciebie kto straszy?) #38
2020-08-03 12:15:54

List od Witkacego  (otrzymała znienacka Miłka Malzahn) Koperta wygląda tak bardzo retro, że najpierw ją wącham. Odruch taki.  Wyczuwam strych. Zapach myszy i delikatny powiew papierosowego dymu. Albo płonącego świata. Nie jestem pewna. I zdaję sobie sprawę z tego, że mam w ręku albo bardzo starą rzecz, albo artefakt z innej linii czasowej. Obie wersje są w porządku. „Droga Pani bądź błogosławiona jedyna w swoim rodzaju, niech Melchizedek przekłuje pępek temu, kto dla ciebie niemiły. We mnie nie ma już żadnej nuty fałszywej. Przysięgam , wszystko szczere. Spieszę Ci przypomnieć, co pisałem, zanim mnie szlag trafił:  że „Żyjemy w epoce straszliwej, jakiej nie znała dotąd historia ludzkości, a tak zamaskowanej pewnymi ideami, że człowiek dzisiejszy nie zna siebie, w kłamstwie się rodzi, żyje i umiera i nie zna głębi swojego upadku. Ja już, oczywiście nie żyję kompletnie, ale ty wręcz przeciwnie. (ciąg dalszy w dźwięku) Od autorki: Korzystałam w tekstu "Nowe formy w malarstwie", zapożyczyłam też frazy z listów Stanisława Ignacego Witkiewicza do Leona Reynela, kupca i przyjaciela rodziny.

List od Witkacego  (otrzymała znienacka Miłka Malzahn)

Koperta wygląda tak bardzo retro, że najpierw ją wącham. Odruch taki.  Wyczuwam strych. Zapach myszy i delikatny powiew papierosowego dymu. Albo płonącego świata. Nie jestem pewna. I zdaję sobie sprawę z tego, że mam w ręku albo bardzo starą rzecz, albo artefakt z innej linii czasowej. Obie wersje są w porządku.

„Droga Pani bądź błogosławiona jedyna w swoim rodzaju, niech Melchizedek przekłuje pępek temu, kto dla ciebie niemiły. We mnie nie ma już żadnej nuty fałszywej. Przysięgam, wszystko szczere. Spieszę Ci przypomnieć, co pisałem, zanim mnie szlag trafił:  że „Żyjemy w epoce straszliwej, jakiej nie znała dotąd historia ludzkości, a tak zamaskowanej pewnymi ideami, że człowiek dzisiejszy nie zna siebie, w kłamstwie się rodzi, żyje i umiera i nie zna głębi swojego upadku. Ja już, oczywiście nie żyję kompletnie, ale ty wręcz przeciwnie. (ciąg dalszy w dźwięku)

Od autorki: Korzystałam w tekstu "Nowe formy w malarstwie", zapożyczyłam też frazy z listów Stanisława Ignacego Witkiewicza do Leona Reynela, kupca i przyjaciela rodziny.

Plażo, znajdź mnie, bo ja Cię właśnie bardzo szukam! #37
2020-08-01 22:17:38

Plażo, znajdź mnie, bo ja Cię właśnie bardzo szukam! Tęsknota za plażą , jest pochodną potrzeby ciszy (lub dźwiękowego pasma białego szumu), jest pochodną poczucia naszej ludzkiej jaszczurkowatości, kiedy rozgrzana skóra sprawia, że luzują mięśnie i odpuszcza głowa; jest sygnałem mówiącym o konieczności posiedzenie sobie w przestrzeni, w której woda i piasek grają pierwsze skrzypce (a do tego… ewentualnie wakacyjny przebój w tle); jest tęsknotą za takim wysiłkiem fizycznym, który objawia się poprzez kontrolowany bezruch. Plażo, znajdź mnie, bo ja Cię właśnie bardzo szukam! PS. Pierwsze sekretne działanie (każdej chyba) plaży to możliwość rozjaśnienia ciemniej przestrzeni podczaszkowej; słońce wpada przez oczy, słońce wsiąka przez skórę i po godzinie jesteśmy w słonecznym kosmosie (ale tak rzadko wiemy, co z tym kosmosem zrobić). Drugie sekretne działanie plaży to perspektywa krótkiej drzemki, odcięcia zewnętrznego świata, dobrze widzianej przez resztę torzystwa ucieczki od gadania nazywanej opalaniem. Potem - opcjonalnie moczymy stopy w wodzie, lub  zanurzamy rozgrzane ciało w chłodnej cieczy, dla wyrównania potencjałów. Plaże jak ludzie – mają swoje charaktery i trzeba to wziąć pod uwagę… tęskniąc.

Plażo, znajdź mnie, bo ja Cię właśnie bardzo szukam!

Tęsknota za plażą, jest pochodną potrzeby ciszy (lub dźwiękowego pasma białego szumu), jest pochodną poczucia naszej ludzkiej jaszczurkowatości, kiedy rozgrzana skóra sprawia, że luzują mięśnie i odpuszcza głowa;

jest sygnałem mówiącym o konieczności posiedzenie sobie w przestrzeni, w której woda i piasek grają pierwsze skrzypce (a do tego… ewentualnie wakacyjny przebój w tle);

jest tęsknotą za takim wysiłkiem fizycznym, który objawia się poprzez kontrolowany bezruch.

Plażo, znajdź mnie, bo ja Cię właśnie bardzo szukam!

PS. Pierwsze sekretne działanie (każdej chyba) plaży to możliwość rozjaśnienia ciemniej przestrzeni podczaszkowej; słońce wpada przez oczy, słońce wsiąka przez skórę i po godzinie jesteśmy w słonecznym kosmosie (ale tak rzadko wiemy, co z tym kosmosem zrobić).

Drugie sekretne działanie plaży to perspektywa krótkiej drzemki, odcięcia zewnętrznego świata, dobrze widzianej przez resztę torzystwa ucieczki od gadania nazywanej opalaniem. Potem - opcjonalnie moczymy stopy w wodzie, lub  zanurzamy rozgrzane ciało w chłodnej cieczy, dla wyrównania potencjałów.

Plaże jak ludzie – mają swoje charaktery i trzeba to wziąć pod uwagę… tęskniąc.

Skarby (u Pani Szewcowej) #36
2020-07-27 17:51:24

Skarby Przychodzą z butami. Bardzo, bardzo dokładnie opowiadają o defekcie, ustalają szczegółowo proces naprawy, dobierają kolory, sprzączki, paseczki, kolor podeszwy. Zanim zostawią je w tym miejscu, sprawdzają każde ustalenie, powtarzają kilka razy, jakie efekt trzeba uzyskać. Naciskają, żeby było szybko. I tanio. A potem znikają. Po naprawione nie przychodzą o czasie, w ciągu dwóch miesięcy – cisza,  potem sezon mija i zgłaszają się za rok, albo nigdy. Zapytaj swojego szewca, jak jest. Czemu tak robimy? Jaka psychologiczna prawda stoi za porzuconymi butami, ponaprawianymi torbami?  I co jeszcze udaje nam się tak zmyślnie porzucić.

Skarby

Przychodzą z butami. Bardzo, bardzo dokładnie opowiadają o defekcie, ustalają szczegółowo proces naprawy, dobierają kolory, sprzączki, paseczki, kolor podeszwy. Zanim zostawią je w tym miejscu, sprawdzają każde ustalenie, powtarzają kilka razy, jakie efekt trzeba uzyskać.

Naciskają, żeby było szybko. I tanio.

A potem znikają. Po naprawione nie przychodzą o czasie, w ciągu dwóch miesięcy – cisza,  potem sezon mija i zgłaszają się za rok, albo nigdy.

Zapytaj swojego szewca, jak jest.

Czemu tak robimy? Jaka psychologiczna prawda stoi za porzuconymi butami, ponaprawianymi torbami?  I co jeszcze udaje nam się tak zmyślnie porzucić.

Pięć powiewów niepokoju #35
2020-07-21 17:27:19

Pięć powiewów niepokoju Przy pierwszym powiewie niepokoju – moja noga wybija rytm o wiele szybszy niż rytm serca. Wygląda to na nerwowy tik, ale wcale nim nie jest. Jest informacją o niepokoju Przy drugim powiewie niepokoju – trzeba więcej kawy, a wieczorem małe piwo. Symbolicznie. I tak tylko dla smaku. Przy trzecim powiewie niepokoju – robi się gorąco… pomaga długie leżenie w wannie, serial, rozmowa z nikim o niczym, podsłuchiwanie sąsiadów, mruczenie kota. Przy czwartym powiewie niepokoju – radio nie milknie, portale nadają jeden komunikat, telewizor mówi o tym, że na pewno umrę – nic nie pomaga, drżą obie nogi, tik nerwowy dotyczy kącika ust. Wyglądam, jakby  uśmiech nie schodził mi z twarzy i dlatego uparcie wciąż noszę maseczkę. Przy piątym powiewie niepokoju – świat się kończy. Ale i tak budzę się rano i zaczynam codzienną pracę. Smażę dwa jajka i boję się zmutowanego pomidora. Jest jak było, ale jest tak, jak nigdy więcej nie będzie. A znajomi pukają do drzwi, żeby mi udowodnić, że świat się skończył, lecz wciąż jesteśmy. I rzeczywiście. Większość z nas wciąż tu jest. Więc siadamy przy stole. Parzę kawy. Podaję ostatnie zakitrane ciasteczka. Moja noga wybija rytm o wiele szybszy niż rytm serca; zaczynamy śpiewać, najpierw cicho, a potem coraz głośniej. Zaczynamy tańczyć, najpierw nieśmiało, w miejscu. A potem robimy wesoły pociąg i suniemy z pokoju do kuchni, kręcąc piruety w przedpokoju. Nie ma powiewów niczego, na co nie mielibyśmy chęci. To tyle.

Pięć powiewów niepokoju

Przy pierwszym powiewie niepokoju – moja noga wybija rytm o wiele szybszy niż rytm serca. Wygląda to na nerwowy tik, ale wcale nim nie jest. Jest informacją o niepokoju

Przy drugim powiewie niepokoju – trzeba więcej kawy, a wieczorem małe piwo. Symbolicznie. I tak tylko dla smaku.

Przy trzecim powiewie niepokoju – robi się gorąco… pomaga długie leżenie w wannie, serial, rozmowa z nikim o niczym, podsłuchiwanie sąsiadów, mruczenie kota.

Przy czwartym powiewie niepokoju – radio nie milknie, portale nadają jeden komunikat, telewizor mówi o tym, że na pewno umrę – nic nie pomaga, drżą obie nogi, tik nerwowy dotyczy kącika ust. Wyglądam, jakby  uśmiech nie schodził mi z twarzy i dlatego uparcie wciąż noszę maseczkę.

Przy piątym powiewie niepokoju – świat się kończy.

Ale i tak budzę się rano i zaczynam codzienną pracę. Smażę dwa jajka i boję się zmutowanego pomidora. Jest jak było, ale jest tak, jak nigdy więcej nie będzie.

A znajomi pukają do drzwi, żeby mi udowodnić, że świat się skończył, lecz wciąż jesteśmy. I rzeczywiście. Większość z nas wciąż tu jest.

Więc siadamy przy stole. Parzę kawy. Podaję ostatnie zakitrane ciasteczka. Moja noga wybija rytm o wiele szybszy niż rytm serca; zaczynamy śpiewać, najpierw cicho, a potem coraz głośniej.

Zaczynamy tańczyć, najpierw nieśmiało, w miejscu. A potem robimy wesoły pociąg i suniemy z pokoju do kuchni, kręcąc piruety w przedpokoju.

Nie ma powiewów niczego, na co nie mielibyśmy chęci.

To tyle.

Moje rzeczy potrzebują cudzej ręki #34
2020-07-20 10:49:42

Moje rzeczy potrzebują cudzej ręki Potrzebują cudzej, żeby je bez emocji odkurzyła, umyła, przestawiła na dobre miejsce, chociaż  takie, z którego będą miały gorszy widok na pokój.  Moje rzeczy potrzebują cudzej ręki, żeby je dyscyplinowała. Teraz rozłażą się jak szalone.  Nigdy nich nie ma tam, gdzie powinny być. Potrzebują ręki, która spokojnie oceni ich przydatność i jeśli ocena nie wypadnie dobrze – przeniesie je na śmietnik. Jak imbryczek Andersena! Ja nie mogę. Nie dam rady. Serce mi pęknie. Czy ktoś zna jakąś pomocną rękę, odnóże obce, które pomogłoby ogarnąć nieduże mieszkanie? I obca ręka będzie bardzo potrzebna, szczególnie jeśli druga fala okaże się w miarę powszechną prawdą…

Moje rzeczy potrzebują cudzej ręki

Potrzebują cudzej, żeby je bez emocji odkurzyła, umyła, przestawiła na dobre miejsce, chociaż  takie, z którego będą miały gorszy widok na pokój.  Moje rzeczy potrzebują cudzej ręki, żeby je dyscyplinowała.

Teraz rozłażą się jak szalone.  Nigdy nich nie ma tam, gdzie powinny być.

Potrzebują ręki, która spokojnie oceni ich przydatność i jeśli ocena nie wypadnie dobrze – przeniesie je na śmietnik.

Jak imbryczek Andersena!

Ja nie mogę. Nie dam rady. Serce mi pęknie.

Czy ktoś zna jakąś pomocną rękę, odnóże obce, które pomogłoby ogarnąć nieduże mieszkanie?

I obca ręka będzie bardzo potrzebna, szczególnie jeśli druga fala okaże się w miarę powszechną prawdą…

Post szeptum: jesteśmy mierzalni #33
2020-07-17 21:21:07

POST SZEPTUM Widzę to wyraźnie, i dotyczy do pewnych odczuć. Dość intymnych w sumie. Istnieją bowiem pewna fakty, choć nie badano tego oficjalnie. Nie jest to może wiekopomna obserwacja, ale… (fanfary) istnieje pewna zależność dotycząca ludzkiego ciała (szczególnie kobiet to dotyczy, chociaż nie jest to reguła) : otóż, kiedy rośnie podbródek, to rośnie i biust. równolegle. najczęściej w podobnym tempie.  to przykład sytuacji słodkiej i gorzkiej jednocześnie.  Jedenej z  wielu takich sytuacji. Zauważenie tego w swoim ciele jest sygnałem wyboru – cieszę się, że...  albo wkurzam się, bo…., dobrze, że rośnie i niedobrze, że rośnie. Małe jest piękne. Duże jest piękne. Ciało jest brzydkie. Ciało w nieustannej obserwacji… Ja jestem mierzalna, jesteśmy mieszalni, Za miarę uważamy centymetr Oto nasz ludzki wymiar w centymetrach Co za spłaszczenie. Co za nieporozumienie. Nie do wiary, do czego doszliśmy w ciągu ostatnich stuleci! ***

POST SZEPTUM

Widzę to wyraźnie, i dotyczy do pewnych odczuć. Dość intymnych w sumie. Istnieją bowiem pewna fakty, choć nie badano tego oficjalnie. Nie jest to może wiekopomna obserwacja, ale… (fanfary) istnieje pewna zależność dotycząca ludzkiego ciała (szczególnie kobiet to dotyczy, chociaż nie jest to reguła) : otóż, kiedy rośnie podbródek, to rośnie i biust. równolegle. najczęściej w podobnym tempie.  to przykład sytuacji słodkiej i gorzkiej jednocześnie.  Jedenej z  wielu takich sytuacji.

Zauważenie tego w swoim ciele jest sygnałem wyboru – cieszę się, że...  albo wkurzam się, bo…., dobrze, że rośnie i niedobrze, że rośnie. Małe jest piękne. Duże jest piękne. Ciało jest brzydkie. Ciało w nieustannej obserwacji…

Ja jestem mierzalna, jesteśmy mieszalni,

Za miarę uważamy centymetr

Oto nasz ludzki wymiar w centymetrach

Co za spłaszczenie. Co za nieporozumienie.

Nie do wiary, do czego doszliśmy w ciągu ostatnich stuleci!

***

Klatka poglądów, klatka dla chomika i klatkolot. #32
2020-07-12 11:55:53

Nadchodzę. To moja codzienna trasa. Mogę ją przejść z zamkniętymi oczami. Czasem nie mogę, muszę zapalić światło, otworzyć oczy. Klatka mojej wyobraźni podsuwa obrazy z horrorów. Ale to ograniczona liczba kombinacji. Klatka mojej wyobraźni czasem sama wyłącza prąd i wtedy muszę siebie włączyć. Oświecić codzienną trasę. Przekroczyć wyobraźnię. Trudne to i straszne, ale nie ma niczego fajniejszego. Mogę w klatce otworzyć okna, czy drzwi, sprawić, by miała elastyczne ścianki jak błona komórkowa,  rozpuścić granice, zagęścić powietrze, mogę stworzyć tęczową bańkę, powiększyć ją, zamienić w bozon Higgsa, wykreować międzygalaktyczny klatkolot  lub w ogóle wypstryknąć moją klatkę z ram, bawić się... wyobraźnią. Znam jednak klatki bez okien, z zaryglowanymi drzwiami, w bezruchu. Kwadratowe, przycięte równo, takie jak inne, takie twarde jak kamienie. I nieme. A w środku… podobno człowiek. Miękki, żywy, czujący, słodki jak żurawina. Nachodzę. Człowiek w takiej klatce nawet tego nie zauważy. Nie wiem, co tam robi. Może po prostu adoruje klatkę. Nadchodzę. Ale bez klatki (wypsotryknęłam ją w kosmos z samego rana) – no i to on mnie nie zobaczy. Bo i jak? Klatka poglądów, klatka ignorancji, klatka wydarzeń, klatka filmowa, klatka dla chomika, klatka dla słowika, klatka piersiowa, klatka schodowa – synteza klatek. Punkt odniesienia. Schody w górę, schody w dół. *** Zrealizowano w ramach programu stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kultura w sieci.

Nadchodzę. To moja codzienna trasa. Mogę ją przejść z zamkniętymi oczami. Czasem nie mogę, muszę zapalić światło, otworzyć oczy.

Klatka mojej wyobraźni podsuwa obrazy z horrorów. Ale to ograniczona liczba kombinacji. Klatka mojej wyobraźni czasem sama wyłącza prąd i wtedy muszę siebie włączyć. Oświecić codzienną trasę. Przekroczyć wyobraźnię. Trudne to i straszne, ale nie ma niczego fajniejszego.

Mogę w klatce otworzyć okna, czy drzwi, sprawić, by miała elastyczne ścianki jak błona komórkowa,  rozpuścić granice, zagęścić powietrze, mogę stworzyć tęczową bańkę, powiększyć ją, zamienić w bozon Higgsa, wykreować międzygalaktyczny klatkolot  lub w ogóle wypstryknąć moją klatkę z ram, bawić się... wyobraźnią.

Znam jednak klatki bez okien, z zaryglowanymi drzwiami, w bezruchu. Kwadratowe, przycięte równo, takie jak inne, takie twarde jak kamienie. I nieme. A w środku… podobno człowiek. Miękki, żywy, czujący, słodki jak żurawina.

Nachodzę. Człowiek w takiej klatce nawet tego nie zauważy. Nie wiem, co tam robi. Może po prostu adoruje klatkę.

Nadchodzę.

Ale bez klatki (wypsotryknęłam ją w kosmos z samego rana) – no i to on mnie nie zobaczy. Bo i jak?

Klatka poglądów, klatka ignorancji, klatka wydarzeń, klatka filmowa, klatka dla chomika, klatka dla słowika, klatka piersiowa, klatka schodowa – synteza klatek. Punkt odniesienia. Schody w górę, schody w dół.

***

Zrealizowano w ramach programu stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kultura w sieci.

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie