Dziennik Zmian — Miłka O. Malzahn

Tworzę miniaudycje, aby dotknąć miejsc wrażliwych naszej rzeczywistości; Tak, co jest mega poetyckie. Dziennik Zmian to felietony dźwiękowe, służące zadumie, rozrywce, przyjemności, poszerzaniu horyzontów, otwieraniu oczu poprzez uszy, zauważaniu małych, a wielkich historii. Bywa zaskakująco, bywają frapujący goście i to nie jest tradycyjne podcastowanie. Krótkie formy audio przypominają, że zanim wynaleziono pismo - to wiedzę i wzruszenia przekazywano sobie mową. Rzeczywistość jest naszą przestrzenią dźwiękową, nie wierzysz? A posłuchaj... #podcast artystyczny


Odcinki od najnowszych:

Białowieża i Solidarność – rodzinny punkt widzenia 2 #125
2021-07-08 11:09:25

Białowieża i Solidarność – rodzinny punkt widzenia 2  -   To była nieprawdopodobna zmiana Solidarność i Białowieża – to taka historia nieoczywista, bo wielkich akcji nie było. Zwykłe życie było, po PRL-owsku szare i po ludzku kolorowe. W 1980 roku miałam dziewięć lat, moja wieś to był taki trochę koniec świata: puszcza, zaraz granica z ZSRR, czarno biały telewizor z telerankiem, na mojej ulicy było sporo dzieci, jesteśmy rocznikiem wyżu demograficznego. Rodzice prowadzili aktywne życie zawodowe, mama w zakładzie naukowym - tata był wtedy nadleśniczym. Prowadzili też całkiem ciekawe życie towarzyskie, dyskutowali nieraz do rana. Słuchałam, co się dzieje, ale nic nie rozumiałam. Teraz też nie jestem pewna czy jestem w stanie zrozumieć, po dorosłemu dotknąć tamtej atmosfery, wyobrazić sobie realne napięcia i nadzieje. Ówczesną potrzebę wolności. Czy byłą podobna do tej, która poczuliśmy zasłonięci maseczkami, przygniecenie badaniami, obserwując zamykanie granic, otwieranie granic, zamykanie restauracji, otwieranie. Ruch Solidarnościowy w Białowieży – nie łączy się z jakąś wiekopomną chwilą. Ale dla zwartej grupki naukowców to był bardzo gorący czas. Wtedy, w tej białowieskiej skali próbowali łączyć się w nurt przemian, który z trudem dopływał w głąb lasu i z równym trudem w głąb ludzkiej wyobraźni. Co to będzie, jak jacyś inni dojdą do władzy, co to będzie, jak Związek Radziecki zareaguje. Jedyne newsy ze świata przywożono w postaci publikacji drugiego obiegu, które były obiektem ogromnego pożądania. Jedynym źródłem wiedzy i obietnicą czegoś lepszego niż to...teraz. Chciałam bardzo wiedzieć, na jakie informacje czkali, co tam było? CDN. PS.  a przy okazji: https://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/moja-zona-glaszcze-jeze --- Send in a voice message: https://podcasters.spotify.com/pod/show/milkamalzahn/message

Białowieża i Solidarność – rodzinny punkt widzenia 2  -  To była nieprawdopodobna zmiana

Solidarność i Białowieża – to taka historia nieoczywista, bo wielkich akcji nie było. Zwykłe życie było, po PRL-owsku szare i po ludzku kolorowe.

W 1980 roku miałam dziewięć lat, moja wieś to był taki trochę koniec świata: puszcza, zaraz granica z ZSRR, czarno biały telewizor z telerankiem, na mojej ulicy było sporo dzieci, jesteśmy rocznikiem wyżu demograficznego. Rodzice prowadzili aktywne życie zawodowe, mama w zakładzie naukowym - tata był wtedy nadleśniczym. Prowadzili też całkiem ciekawe życie towarzyskie, dyskutowali nieraz do rana. Słuchałam, co się dzieje, ale nic nie rozumiałam. Teraz też nie jestem pewna czy jestem w stanie zrozumieć, po dorosłemu dotknąć tamtej atmosfery, wyobrazić sobie realne napięcia i nadzieje. Ówczesną potrzebę wolności. Czy byłą podobna do tej, która poczuliśmy zasłonięci maseczkami, przygniecenie badaniami, obserwując zamykanie granic, otwieranie granic, zamykanie restauracji, otwieranie.

Ruch Solidarnościowy w Białowieży – nie łączy się z jakąś wiekopomną chwilą. Ale dla zwartej grupki naukowców to był bardzo gorący czas. Wtedy, w tej białowieskiej skali próbowali łączyć się w nurt przemian, który z trudem dopływał w głąb lasu i z równym trudem w głąb ludzkiej wyobraźni. Co to będzie, jak jacyś inni dojdą do władzy, co to będzie, jak Związek Radziecki zareaguje. Jedyne newsy ze świata przywożono w postaci publikacji drugiego obiegu, które były obiektem ogromnego pożądania. Jedynym źródłem wiedzy i obietnicą czegoś lepszego niż to...teraz. Chciałam bardzo wiedzieć, na jakie informacje czkali, co tam było?


CDN.


PS.  a przy okazji: https://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/moja-zona-glaszcze-jeze

--- Send in a voice message: https://podcasters.spotify.com/pod/show/milkamalzahn/message

Białowieża i Solidarność – rodzinny punkt widzenia 1 #125
2021-07-06 12:48:37

Czasy mamy niespokojne, powodów do szykowania na zmiany, do elastyczności - jest naprawdę sporo. I nie ma co panikować, jako ludzkość – stawaliśmy wobec tego typu wyzwań co wojnę, co kataklizm, co polityczne zwroty akcji. czyli - cyklicznie. Każde pokolenie ma czas swoich małych albo większych dramatów. Każde pokolenie w którymś momencie musi zapytać – czy to ono tworzy tę społeczność, w której żyje, czy ktoś to robi za nich. Ktoś t robi za nas. Moje pokolenie ma teraz do dyspozycji pandemię, pokolenie rodziców stawiało swoje kluczowe pytania w latach 80 ubiegłego wieku, kiedy ówczesna polityczna i społeczna rzeczywistość coraz wyraźniej rozchodziła się w szwach. Ale ponieważ punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, to nie wszędzie i nie każdy brał udział w spektakularnej walce. Nawet jeśli czuł, że tak by trzeba było. W większych ośrodkach, w miastach napięcia i reperkusje były duże, zostały opisane, historyczne fakty opracowywano po latach. Jednak wychowywałam się na wsi. Naprawdę trochę dziwnej wsi, nietypowej. Pamiętam tamto solidarnościowe poruszenie w nieistotnych już dzisiaj detalach, co nie zmienia faktu, że był to ważny moment, jeśli nie dla tamtego wiejskiego świata, do dla moich rodziców, z którym pewnego dnia postanowiłam odkryć nasze lokalne, kameralne, zwyczajne, codzienne karty wielkiej historii. Niby to takie banalne, ale i dziś (jaj i wtedy) gra toczy się o prawdę. Ach, ta prawda, ustalenie faktów, i ich interpretacja – to wciąż są punkty zapalne mapy naszego świata. Arystoteles mówił, że „Prawda leży pośrodku – może dlatego wszystkim zawadza”. Fot Muzeum w Białowieży, 1937 rok /polona.pl --- Send in a voice message: https://podcasters.spotify.com/pod/show/milkamalzahn/message

Czasy mamy niespokojne, powodów do szykowania na zmiany, do elastyczności - jest naprawdę sporo. I nie ma co panikować, jako ludzkość – stawaliśmy wobec tego typu wyzwań co wojnę, co kataklizm, co polityczne zwroty akcji. czyli - cyklicznie. Każde pokolenie ma czas swoich małych albo większych dramatów. Każde pokolenie w którymś momencie musi zapytać – czy to ono tworzy tę społeczność, w której żyje, czy ktoś to robi za nich. Ktoś t robi za nas.


Moje pokolenie ma teraz do dyspozycji pandemię, pokolenie rodziców stawiało swoje kluczowe pytania w latach 80 ubiegłego wieku, kiedy ówczesna polityczna i społeczna rzeczywistość coraz wyraźniej rozchodziła się w szwach. Ale ponieważ punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, to nie wszędzie i nie każdy brał udział w spektakularnej walce. Nawet jeśli czuł, że tak by trzeba było.


W większych ośrodkach, w miastach napięcia i reperkusje były duże, zostały opisane, historyczne fakty opracowywano po latach. Jednak wychowywałam się na wsi. Naprawdę trochę dziwnej wsi, nietypowej. Pamiętam tamto solidarnościowe poruszenie w nieistotnych już dzisiaj detalach, co nie zmienia faktu, że był to ważny moment, jeśli nie dla tamtego wiejskiego świata, do dla moich rodziców, z którym pewnego dnia postanowiłam odkryć nasze lokalne, kameralne, zwyczajne, codzienne karty wielkiej historii.

Niby to takie banalne, ale i dziś (jaj i wtedy) gra toczy się o prawdę.

Ach, ta prawda, ustalenie faktów, i ich interpretacja – to wciąż są punkty zapalne mapy naszego świata. Arystoteles mówił, że „Prawda leży pośrodku – może dlatego wszystkim zawadza”.

Fot Muzeum w Białowieży, 1937 rok /polona.pl

--- Send in a voice message: https://podcasters.spotify.com/pod/show/milkamalzahn/message

Detale, szczegóły, wypite kawy na balkonie #124
2021-07-03 12:15:02

Poranki są ciepłe, ciche, chociaż miasto szumi i buczy  gdzieś dalej. Robię sobie kawę z kardamonem i siadam na małym balkonie, patrzę na pelargonie - kwiaty, które zniosą wszystko, a wyglądać będą soczyście. Tak, teraz zapamiętuję każdy dźwięk, zapach szczegół. I te wszystkie kawy wypite latem na balkonie będą mi się śniły pewnie już na początku października. A ty – jak dbasz o swoje jesienne sny? --- Send in a voice message: https://podcasters.spotify.com/pod/show/milkamalzahn/message

Poranki są ciepłe, ciche, chociaż miasto szumi i buczy  gdzieś dalej. Robię sobie kawę z kardamonem i siadam na małym balkonie, patrzę na pelargonie - kwiaty, które zniosą wszystko, a wyglądać będą soczyście. Tak, teraz zapamiętuję każdy dźwięk, zapach szczegół. I te wszystkie kawy wypite latem na balkonie będą mi się śniły pewnie już na początku października. A ty – jak dbasz o swoje jesienne sny?

--- Send in a voice message: https://podcasters.spotify.com/pod/show/milkamalzahn/message

Noc Kupały – obok legend, ale przy ognisku #123
2021-06-24 18:06:40

Noc Kupały – obok legend, ale przy ognisku Postanowiłam, że będę świętować, co chcę i kiedy  chcę, ale kuszą mnie dobre stare daty. Noc kupały jest niezwykle kusząca – astronomicznie, pogodowo, to święto – legenda, święto po odkurzeniu   wciąż przynoszące radość tym bardziej aktualną, że w zasadzie zmysłową. O to w tym świętowaniu zawsze chodziło, jeśli wierzyć etnografom. Wprawdzie odtwarzanie przedchrześcijańskiego świata, w mentalu i w zgrzebności obyczaju wydaj mi się dość ryzykownym zabiegiem, ale w każdej bajce jest ziarno prawdy i to akurat przeważnie się po prostu czuje.  I dlatego postanowiłyśmy świętować. Bez reguł, bez ram, trochę bajkowo, trochę z szacunku to echa zapomnianej rzeczywistości, które wciąż brzmi w legendach, przysłowiach, ludowych piosenkach i w starych opisach tamtego  świata. To wszystko było i trochę nada jest. I dlatego,  biorąc księżyc na świadka, taki gruby, będący tuż przed pełnią i jasny jak latarnia – świętowałam w świętotwórczym towarzystwie , korzystając z jadła, napitku i poezji. Co do poezji, to wiersz napisała tuż przez Kupalnocką 2021 Basia Goralczuk i wrzuciła na swojego fejsa. Z czego skorzystałyśmy, (technologia by night)  - po to, by chwili dodać splendoru, podążyć za poetyckim obrazem, pomyśleć nad jakąś frazą, zaintonować wspólną myśl. (wiersz w dźwięku) Nie, nie wyruszyłyśmy w poszukiwania kwiatu paproci, zostałyśmy przy ognisku, ale „co się odwlecze, to nie uciecze”.  A radości miałyśmy co niemara, a rozmowy trwały do bladego świtu. I o to chodzi w świętowaniu, w zasadzie  - w każdym. Sprawdź  - jakie świętowania nie budzą twojego entuzjazmu… namierzyłam już kilka.  Sprawdź, czy istniały kiedyś radości, które teraz pasowałyby do ciebie? I… pamiętaj o wierszach. Letnie Przesilenie, kupalnocka, to nasze słowiańskie noc, kiedy spotykają się boginie Wiosny i Lata to najlepszy czas, by świętować Miłość. Święto ognia, wody, słońca i księżyca, urodzaju, płodności, radości i miłości, powszechnie obchodzone na obszarach zamieszkiwanych przez ludy słowiańskie, ale również w podobnym charakterze na obszarach zamieszkiwanych przez ludy bałtyckie, germańskie i celtyckie. --- Send in a voice message: https://podcasters.spotify.com/pod/show/milkamalzahn/message

Noc Kupały – obok legend, ale przy ognisku

Postanowiłam, że będę świętować, co chcę i kiedy  chcę, ale kuszą mnie dobre stare daty. Noc kupały jest niezwykle kusząca – astronomicznie, pogodowo, to święto – legenda, święto po odkurzeniu   wciąż przynoszące radość tym bardziej aktualną, że w zasadzie zmysłową. O to w tym świętowaniu zawsze chodziło, jeśli wierzyć etnografom. Wprawdzie odtwarzanie przedchrześcijańskiego świata, w mentalu i w zgrzebności obyczaju wydaj mi się dość ryzykownym zabiegiem, ale w każdej bajce jest ziarno prawdy i to akurat przeważnie się po prostu czuje.  I dlatego postanowiłyśmy świętować. Bez reguł, bez ram, trochę bajkowo, trochę z szacunku to echa zapomnianej rzeczywistości, które wciąż brzmi w legendach, przysłowiach, ludowych piosenkach i w starych opisach tamtego  świata. To wszystko było i trochę nada jest. I dlatego,  biorąc księżyc na świadka, taki gruby, będący tuż przed pełnią i jasny jak latarnia – świętowałam w świętotwórczym towarzystwie , korzystając z jadła, napitku i poezji. Co do poezji, to wiersz napisała tuż przez Kupalnocką 2021 Basia Goralczuk i wrzuciła na swojego fejsa. Z czego skorzystałyśmy, (technologia by night)  - po to, by chwili dodać splendoru, podążyć za poetyckim obrazem, pomyśleć nad jakąś frazą, zaintonować wspólną myśl.

(wiersz w dźwięku)

Nie, nie wyruszyłyśmy w poszukiwania kwiatu paproci, zostałyśmy przy ognisku, ale „co się odwlecze, to nie uciecze”.  A radości miałyśmy co niemara, a rozmowy trwały do bladego świtu. I o to chodzi w świętowaniu, w zasadzie  - w każdym. Sprawdź  - jakie świętowania nie budzą twojego entuzjazmu… namierzyłam już kilka.  Sprawdź, czy istniały kiedyś radości, które teraz pasowałyby do ciebie?

I… pamiętaj o wierszach.

Letnie Przesilenie, kupalnocka, to nasze słowiańskie noc, kiedy spotykają się boginie Wiosny i Lata to najlepszy czas, by świętować Miłość. Święto ognia, wody, słońca i księżyca, urodzaju, płodności, radości i miłości, powszechnie obchodzone na obszarach zamieszkiwanych przez ludy słowiańskie, ale również w podobnym charakterze na obszarach zamieszkiwanych przez ludy bałtyckie, germańskie i celtyckie. --- Send in a voice message: https://podcasters.spotify.com/pod/show/milkamalzahn/message

Tajemnica nucenia pod nosem #122
2021-06-23 18:38:17

Żeby osiedle nagle stało się teledyskiem, przestrzenią zaskakująco melancholijną, lub odkrywanie energetycznego potencjału śmietnika za blokiem – jest możliwe za pomocą muzyki. Zresztą wyjście na łąkę z Hanią Rani w uszach tez Mozę przenieść na inną płaszczyznę. No więc wystarczy włożyć sobie w uszy słuchawki, albo na uszy – zdrowiej – skupić się na swoim ciele, nie na tym co się dzieje dookoła i iść. Iść w rytm muzyki. I jść, i czuć. Nie analizować tego, co mijam, nie mówić do siebie ani do nikogo innego - iść z muzyką w głowie i w brzuchu. I to są przenosiny do innego świata. Szybkie i proste. Problematyczny może być wybór. Bo gdy idziemy w miasto z ostrym hiphopem, który wpływa na nasz puls i podkręca wkurzenie – to nie liczmy na super przyjemny dzień, raczej. Chociaż różnie to bywa. Jesteśmy bardzo inni. I zawsze dobieramy muzykę do tego, jacy jesteśmy. Niekiedy dzieje się tak przez słowa piosenki, która nam nagle weszła w mózg, tak możemy się orientować we własnych treściach, tych podświadomych. Dlatego wyłapanie - co nucimy odruchowo i zapytania siebie: a dlaczego – jest otwarciem drzwi do głębszej warstw siebie I dlatego, zamiast robić sobie ze świata teledyski – nucę, chodząc i odkrywam, co tam we mnie jeszcze gra. No to: czym brzmisz dzisiaj? --- Send in a voice message: https://podcasters.spotify.com/pod/show/milkamalzahn/message

Żeby osiedle nagle stało się teledyskiem, przestrzenią zaskakująco melancholijną, lub odkrywanie energetycznego potencjału śmietnika za blokiem – jest możliwe za pomocą muzyki. Zresztą wyjście na łąkę z Hanią Rani w uszach tez Mozę przenieść na inną płaszczyznę. No więc wystarczy włożyć sobie w uszy słuchawki, albo na uszy – zdrowiej – skupić się na swoim ciele, nie na tym co się dzieje dookoła i iść. Iść w rytm muzyki. I jść, i czuć. Nie analizować tego, co mijam, nie mówić do siebie ani do nikogo innego - iść z muzyką w głowie i w brzuchu. I to są przenosiny do innego świata. Szybkie i proste. Problematyczny może być wybór. Bo gdy idziemy w miasto z ostrym hiphopem, który wpływa na nasz puls i podkręca wkurzenie – to nie liczmy na super przyjemny dzień, raczej. Chociaż różnie to bywa.

Jesteśmy bardzo inni. I zawsze dobieramy muzykę do tego, jacy jesteśmy.

Niekiedy dzieje się tak przez słowa piosenki, która nam nagle weszła w mózg, tak możemy się orientować we własnych treściach, tych podświadomych. Dlatego wyłapanie - co nucimy odruchowo i zapytania siebie: a dlaczego – jest otwarciem drzwi do głębszej warstw siebie

I dlatego, zamiast robić sobie ze świata teledyski – nucę, chodząc i odkrywam, co tam we mnie jeszcze gra.

No to: czym brzmisz dzisiaj?

--- Send in a voice message: https://podcasters.spotify.com/pod/show/milkamalzahn/message

Bułgaria - rytmy ciała i głosu (Dynow i inni) #121
2021-06-21 00:11:40

Mam do dyspozycji  powietrze i struny głosowe i dlatego gadam ile wlezie.  Mam do dyspozycji ciało, ten instrument odlotowy. My ludzie, możemy traktować ciało jako instrument nie tylko muzyczny. Ciało – możemy traktować jako scenografię do treści (jak w rozmowie, tzw. mowa ciała etc), ciało  w gestach wiele mówiących, ciało w ruchu, który ma znaczenie symboliczne, jest rodzajem komunikatu, albo po prostu ciało narzędzie do wprowadzania spokoju i harmonii w środku i na zewnątrz (jeśli założymy , że na zewnątrz nie jest wynikiem tego co w środku… ale to inna bajka) Ciało ciało ciało...     zawiodło nie do Bułgarii, żeby tańczyć paneurytmię, w zasadzie zestaw ćwiczeń do muzyki na żywo opracowany po 1900 roku przez filozofa, myśliciela i muzyka – Petyra Dynowa. Tańczyłam a jakże, zbyt krótko, żeby poczuć totalne zharmonizowanie, ale wystarczająco, żeby czuć się dobrze, lekko i swobodnie w tym ruchu. Natomiast to na co chcę zwrócić uwagę to fakt, że w XIX filozofowie  - teozofowie postawili na ruch. Przypominam,że w starożytności nauczanie filozofii tez odbywało się w uchu. No, naprawdę , nie  jest to przypadek, nie jest to filozoficzna fantazja.  Taniec, ćwiczenie to filozoficzna konieczność. Przypomnienie dla ciekawskich: od 1911 roku można tańczyć [niem. Eurythmie z gr. piękny ruch] – antropozoficzną sztuka ruchu, której zasady ( tu  techniki wykonawczej, jak i struktury dzieła scenicznego)  nakreślił  twórca antropozofii Rudolf Steiner (1861 – 1925). Jurij Iwanowicz Gurdżijew,  spędził większość swoich młodych lat, wędrując po Wschodzie w poszukiwaniu mądrości starożytnych religii. Należał do grupy ludzi nazywających się "Wspólnotą Poszukiwaczy Prawdy"; uważali oni, że kiedyś istniała jedna religia, a później podzieliła się i można ją znaleźć w różnych krajach Wschodu. W kresie międzywojennym opracował system dość skomplikowanych tańców, które uważał, za zasadniczą częścią nauki. Wedlu niego człowiekdziała poprzez trzy ośrodki: intelektualny, który myśli i planuje; emocjonalny, odczuwający ból i przyjemność oraz fizyczno-instynktowny, będący twórczym ruchem. W każdym człowieku dominuje jeden z tych ośrodków. Tańce miały na celu odkrycie tych ośrodków i wyrażenie całej filozofii Gurdżijewa poprzez ruch. No i najprostsza, łącząca a z cyklem natury, przypominające ludowe słowiańskie tańce w kręgu – Panewrymia Dynowa. Zawsze tańczona do muzyki granej na żywo, będąca trochę pilatesem, trochę naszym polonezem i zdecydowanie – niepotrzebująca gimnastycznych talentów. O słońcu, jako głównym źródle energii i inspiracji, śpiewa się prawie w każdym utworze towarzyszącym ćwiczeniom. Petyr Dynow podkreślał, że paneurytmia przynosi korzyść zdrowiu tylko wtedy, gdy tańczy się płynnie, zgodnie z wewnętrznym rytmem, zachowując właściwą kolejność figur. Starałam się, naprawdę. Mam do dyspozycji  powietrze i struny głosowe i Mam do dyspozycji ciało, ten instrument odlotowy. A ty masz do dyspozycji to samo. Tylko trochę inaczej… --- Send in a voice message: https://podcasters.spotify.com/pod/show/milkamalzahn/message

Mam do dyspozycji  powietrze i struny głosowe i dlatego gadam ile wlezie.  Mam do dyspozycji ciało, ten instrument odlotowy. My ludzie, możemy traktować ciało jako instrument nie tylko muzyczny. Ciało – możemy traktować jako scenografię do treści (jak w rozmowie, tzw. mowa ciała etc), ciało  w gestach wiele mówiących, ciało w ruchu, który ma znaczenie symboliczne, jest rodzajem komunikatu, albo po prostu ciało narzędzie do wprowadzania spokoju i harmonii w środku i na zewnątrz (jeśli założymy , że na zewnątrz nie jest wynikiem tego co w środku… ale to inna bajka)

Ciało ciało ciało...     zawiodło nie do Bułgarii, żeby tańczyć paneurytmię, w zasadzie zestaw ćwiczeń do muzyki na żywo opracowany po 1900 roku przez filozofa, myśliciela i muzyka – Petyra Dynowa.

Tańczyłam a jakże, zbyt krótko, żeby poczuć totalne zharmonizowanie, ale wystarczająco, żeby czuć się dobrze, lekko i swobodnie w tym ruchu.

Natomiast to na co chcę zwrócić uwagę to fakt, że w XIX filozofowie  - teozofowie postawili na ruch. Przypominam,że w starożytności nauczanie filozofii tez odbywało się w uchu. No, naprawdę , nie  jest to przypadek, nie jest to filozoficzna fantazja.  Taniec, ćwiczenie to filozoficzna konieczność.

Przypomnienie dla ciekawskich: od 1911 roku można tańczyć [niem. Eurythmie z gr. piękny ruch] – antropozoficzną sztuka ruchu, której zasady ( tu  techniki wykonawczej, jak i struktury dzieła scenicznego)  nakreślił  twórca antropozofii Rudolf Steiner (1861 – 1925).

Jurij Iwanowicz Gurdżijew,  spędził większość swoich młodych lat, wędrując po Wschodzie w poszukiwaniu mądrości starożytnych religii. Należał do grupy ludzi nazywających się "Wspólnotą Poszukiwaczy Prawdy"; uważali oni, że kiedyś istniała jedna religia, a później podzieliła się i można ją znaleźć w różnych krajach Wschodu. W kresie międzywojennym opracował system dość skomplikowanych tańców, które uważał, za zasadniczą częścią nauki. Wedlu niego człowiekdziała poprzez trzy ośrodki: intelektualny, który myśli i planuje; emocjonalny, odczuwający ból i przyjemność oraz fizyczno-instynktowny, będący twórczym ruchem. W każdym człowieku dominuje jeden z tych ośrodków. Tańce miały na celu odkrycie tych ośrodków i wyrażenie całej filozofii Gurdżijewa poprzez ruch.

No i najprostsza, łącząca a z cyklem natury, przypominające ludowe słowiańskie tańce w kręgu – Panewrymia Dynowa. Zawsze tańczona do muzyki granej na żywo, będąca trochę pilatesem, trochę naszym polonezem i zdecydowanie – niepotrzebująca gimnastycznych talentów. O słońcu, jako głównym źródle energii i inspiracji, śpiewa się prawie w każdym utworze towarzyszącym ćwiczeniom. Petyr Dynow podkreślał, że paneurytmia przynosi korzyść zdrowiu tylko
wtedy, gdy tańczy się płynnie, zgodnie z wewnętrznym rytmem, zachowując właściwą kolejność figur.

Starałam się, naprawdę.

Mam do dyspozycji  powietrze i struny głosowe i Mam do dyspozycji ciało, ten instrument odlotowy.

A ty masz do dyspozycji to samo. Tylko trochę inaczej…

--- Send in a voice message: https://podcasters.spotify.com/pod/show/milkamalzahn/message

Bułgaria - a czego nie wiesz o panewrytmii...? #120
2021-06-16 19:55:59

Stoję twardo na ziemi  i jestem literką A. Potem składam się w L, a  gdy się prostuję, to jestem pewna, że jakieś ze mnie takie X. Bywam alfabetem, bywam znakiem drogowym, bywam posągiem, ciało jest po względem możliwości niesamowite. Tańczyłam paneurytmię, wg nauk Dynowa. Tańczyłam  w Sofii, w parku o 7 rano. Do muzyki granej na żywo na skrzypcach. Krążyłam, powtarzając  jak papuga kolejne gesty. Wprawdzie bez pełnego zrozumienia, ale z pełnym zaangażowaniem. Panurytmia jest przyjemna, niewysiłkowa, chociaż można mieć zakwasy… w rękach. Serio. Paneurytmia dobrze działa na zdrowe, ale tańczą i młodzie zdrowi i starsi ludzie. Każdy nadąża. I każdy jest skupiony na sobie. Nie ma przestrzeni do sprawdzania komu co lepiej wychodzi . To jest fajne.  W tym tańcu się nie gada, gada się ewentualnie potem, ale nie ma konieczności. Można po tańcu oddalić się w swoim unikalnym stylu. Co kto lubię. Taniec kończą życzenie dobrego dnia i to dopiero jest moment socjalizacji.  Łatwej do ogarnięcia nawet po bułgarsku. Na początku – luźna inwokacja, ale nie ma tu wodzireja, o prawidłowe wykonanie figur dba każdy, kto umie. No dobrze, ale chcę powiedzieć,że takich tańców, ćwiczeń, przyjemnego spokojnego ruchu, w jakimś systemie lub bez jest mnóstwo. W każdej szerokości geograficzne. My ludzie – naprawdę tego potrzebujemy jak… słońca, jak oddechu Nie lekceważmy zatem ani  gimnastyki słowiańskiej, ani jogi, ani pilatesu, ani cantieniki (z włoch przyszła) ani tai-chi, ani żadnego ruchu, który nam pasuje Nie tylko za paneurytmią stoi filozofia konkretna historia i lata praktyk praktykujących. Kiedy patrze na krąg bułgarskich tancerzy, ćwiczących zawsze wśród zieleni, skupionych i poważnych – to wydaje mi się to organiczne, konieczne, niewymuszone i przyszłościowe. Bułgarska profesor kinezjoterapii Ludmiła Chervenkova dwukrotnie przebadała grupę osób współcześnie praktykujących paneurytmię. Pierwszy raz przed rozpoczęciem ćwiczeń, drugi – po sześciu miesiącach. Okazało się, że każda z nich nie tylko stała się sprawniejsza, silniejsza, bardziej wytrzymała i zdrowsza (mniej infekcji, więcej energii). U wszystkich ćwiczących zmniejszył się także poziom lęku, stresu, agresji i innych negatywnych emocji. Wzrosło natomiast subiektywne poczucie szczęścia, własnej wartości i wpływu na rzeczywistość, a także optymizm i satysfakcja z życia. *** Gra na flecie i do stworzeni grupy paneurytmicznej zachęca Cweta / Цвета Коцева --- Send in a voice message: https://podcasters.spotify.com/pod/show/milkamalzahn/message

Stoję twardo na ziemi  i jestem literką A. Potem składam się w L, a  gdy się prostuję, to jestem pewna, że jakieś ze mnie takie X.

Bywam alfabetem, bywam znakiem drogowym, bywam posągiem, ciało jest po względem możliwości niesamowite.

Tańczyłam paneurytmię, wg nauk Dynowa. Tańczyłam  w Sofii, w parku o 7 rano. Do muzyki granej na żywo na skrzypcach. Krążyłam, powtarzając  jak papuga kolejne gesty. Wprawdzie bez pełnego zrozumienia, ale z pełnym zaangażowaniem. Panurytmia jest przyjemna, niewysiłkowa, chociaż można mieć zakwasy… w rękach. Serio. Paneurytmia dobrze działa na zdrowe, ale tańczą i młodzie zdrowi i starsi ludzie. Każdy nadąża. I każdy jest skupiony na sobie. Nie ma przestrzeni do sprawdzania komu co lepiej wychodzi . To jest fajne.  W tym tańcu się nie gada, gada się ewentualnie potem, ale nie ma konieczności. Można po tańcu oddalić się w swoim unikalnym stylu. Co kto lubię. Taniec kończą życzenie dobrego dnia i to dopiero jest moment socjalizacji.  Łatwej do ogarnięcia nawet po bułgarsku.

Na początku – luźna inwokacja, ale nie ma tu wodzireja, o prawidłowe wykonanie figur dba każdy, kto umie.

No dobrze, ale chcę powiedzieć,że takich tańców, ćwiczeń, przyjemnego spokojnego ruchu, w jakimś systemie lub bez jest mnóstwo. W każdej szerokości geograficzne. My ludzie – naprawdę tego potrzebujemy jak… słońca, jak oddechu

Nie lekceważmy zatem ani  gimnastyki słowiańskiej, ani jogi, ani pilatesu, ani cantieniki (z włoch przyszła) ani tai-chi, ani żadnego ruchu, który nam pasuje

Nie tylko za paneurytmią stoi filozofia konkretna historia i lata praktyk praktykujących.

Kiedy patrze na krąg bułgarskich tancerzy, ćwiczących zawsze wśród zieleni, skupionych i poważnych – to wydaje mi się to organiczne, konieczne, niewymuszone i przyszłościowe.

Bułgarska profesor kinezjoterapii Ludmiła Chervenkova dwukrotnie przebadała grupę osób współcześnie praktykujących paneurytmię. Pierwszy raz przed rozpoczęciem ćwiczeń, drugi – po sześciu miesiącach. Okazało się, że każda z nich nie tylko stała się sprawniejsza, silniejsza, bardziej wytrzymała i zdrowsza (mniej infekcji, więcej energii). U wszystkich ćwiczących zmniejszył się także poziom lęku, stresu, agresji i innych negatywnych emocji. Wzrosło natomiast subiektywne poczucie szczęścia, własnej wartości i wpływu na rzeczywistość, a także optymizm i satysfakcja z życia.

***

Gra na flecie i do stworzeni grupy paneurytmicznej zachęca Cweta / Цвета Коцева

--- Send in a voice message: https://podcasters.spotify.com/pod/show/milkamalzahn/message

Maki. Historia prawdziwa. #119
2021-06-12 20:44:57

Maki W tym roku maki kwitną jak szalone. To ich pogoda. To ich czas. W ogrodzie, kępa maków ma 163 cm. wzrostu, jest bujna jak nigdy i przyciąga oko jak nic innego. Choć wybór jest niczego sobie. Te maki są dzikie i co roku w tej kępie jakoś dotąd kwitły. Teraz kwitną nie jakoś – kwitną spektakularnie I - to jest w zasadzie dosyć straszne – gdy je widzę, to w głowie odpala mi się pieśń patriotyczna – czerwone maki . Każdy zna, prawda? I gdy tak sobie przewijam ten test, po raz enty, na widok maków w ogrodzie, to nagle do mnie dociera: Czerwone maki na Monte Cassino Zamiast rosy piły polską krew Zaraz, zaraz! Kwiaty, zamiast rosy piły krew, akurat polską, no horror. Wyobraź sobie krótki film animowany: kwiaty, czerwone, piją krew, zamiast rosy, oto ktoś wchodzi na pole czerwonych maków, a one szumią przy stopach, tak szumią szumią… I takie saą sprawgnioneee… Mam dwa przemyślenia.: 1. uważaj na patriotyczne pieśni i usłysz, co nucisz, usłysz na 100 % 2. nie każdy to kwiat, co się kwieci. --- Send in a voice message: https://podcasters.spotify.com/pod/show/milkamalzahn/message

Maki

W tym roku maki kwitną jak szalone. To ich pogoda. To ich czas. W ogrodzie, kępa maków ma 163 cm. wzrostu, jest bujna jak nigdy i przyciąga oko jak nic innego. Choć wybór jest niczego sobie. Te maki są dzikie i co roku w tej kępie jakoś dotąd kwitły. Teraz kwitną nie jakoś – kwitną spektakularnie

I - to jest w zasadzie dosyć straszne – gdy je widzę, to w głowie odpala mi się pieśń patriotyczna – czerwone maki.

Każdy zna, prawda? I gdy tak sobie przewijam ten test, po raz enty, na widok maków w ogrodzie, to nagle do mnie dociera:

Czerwone maki na Monte Cassino
Zamiast rosy piły polską krew

Zaraz, zaraz!

Kwiaty, zamiast rosy piły krew, akurat polską, no horror.

Wyobraź sobie krótki film animowany: kwiaty, czerwone, piją krew, zamiast rosy, oto ktoś wchodzi na pole czerwonych maków, a one szumią przy stopach, tak szumią szumią… I takie saą sprawgnioneee…

Mam dwa przemyślenia.: 1. uważaj na patriotyczne pieśni i usłysz, co nucisz, usłysz na 100 %

2. nie każdy to kwiat, co się kwieci.

--- Send in a voice message: https://podcasters.spotify.com/pod/show/milkamalzahn/message

Zgubiony dokument - znalezione znaczenia #118
2021-06-09 23:03:58

I straciłam ramy, w jakie mnie włożono gdy miałam 18, mówiąc mi,  że od tego momentu jestem dorosła i gdy pokażę papierek, dokument, plakietkę… to każdy mnie potraktuje jak dorosłą. Taaak. Akurat. Ale od tego czasu mam ten dokument przy sobie i odtąd na myśl, że jakoś go stracę, zawieruszę – prowadziła do dużego niepokoju. Bo jak to? Tak bez dowodu? Cała ciasna siatka zależności, loginów pozwoleń i podejrzeń się rozpadnie! Szczególnie silne jest to w czasie podroży... znasz ten lęk o dokumenty? Znasz ten lęk o dokumenty? Znasz ten lęk o dokumenty? Znasz ten lęk o dokumenty? Jedziesz sobie wzdłuż oceanu, czy idziesz górską ścieżką, albo jesz zupę urodżu na zanzibarskim targu i z tyłu głowy masz myśl – dobrze, dobrze, ale gdzie mam dokumenty? Gdzie mój paszport? Czy tu na pewno? Czy w hotelu dokumenty są bezpieczne? W walizeczce specjalna kieszonka, albo plastikowe, nie - skórzane opakowanie noszone na piersi, żeby nic nie zginęło. Nosz kurde! Przecież to mój czas, moja uwaga, moje myśli, są zatrzymywane przez kawałek plastiku, która ma udowodnić, że ja to ja, że z ojca i matki i z ziemi ojczystej, która nazywa się tak czy siak.  I jak mi gdzieś dokumenty zwinie – to stanę się nikim znikąd i żaden kraj, żadna ojczyzna, żadna matka i ojciec się do mnie nie przyznają? Ej, na pewno? No… możliwe. Serio. Ale tak naprawdę nie – nie  jestem typu parametrami, które tam widnieją. A w podróży sama sobie nadaję wiele imion. Nad morzem jestem rodzajem Miłki Wodnej, na łąkach – jestem Kolonizatorką Zielska, o zachodzie słońca  w górach – zamieniam się w miotłę romantyczną (no dobrze, trochę przesadziłam z tą miotłą, romantyzm zostaje). Nie jestem po prostu imieniem i nazwiskiem oraz imionami rodziców! I tak – prawdą jest, że zgubiłam dokument. DOKUMENT. I zaczęła się odklejać ode mnie identyfikacja obywatelska, te numery, bez których no się nie da tego i tamtego, te dane informujące, że wójt zaświadcza, że ja to ja. Wójt. Szanuję, ale bez dokumentu i wójta… Staję się  kosmitką w jakiejś  galaktyce  - bardziej, niż Miłką mieszkanką miejsca i czasu etc Dokument, symbol przynależności pewnie gdzieś poszybował, ale mam nadzieję, że nie posłuży komuś innemu.  Nie o to tu chodzi, żeby ktoś się żywił się moimi danymi

I straciłam ramy, w jakie mnie włożono gdy miałam 18, mówiąc mi,  że od tego momentu jestem dorosła i gdy pokażę papierek, dokument, plakietkę… to każdy mnie potraktuje jak dorosłą. Taaak. Akurat. Ale od tego czasu mam ten dokument przy sobie i odtąd na myśl, że jakoś go stracę, zawieruszę – prowadziła do dużego niepokoju. Bo jak to? Tak bez dowodu? Cała ciasna siatka zależności, loginów pozwoleń i podejrzeń się rozpadnie!

Szczególnie silne jest to w czasie podroży... znasz ten lęk o dokumenty? Znasz ten lęk o dokumenty? Znasz ten lęk o dokumenty? Znasz ten lęk o dokumenty?

Jedziesz sobie wzdłuż oceanu, czy idziesz górską ścieżką, albo jesz zupę urodżu na zanzibarskim targu i z tyłu głowy masz myśl – dobrze, dobrze, ale gdzie mam dokumenty? Gdzie mój paszport? Czy tu na pewno? Czy w hotelu dokumenty są bezpieczne? W walizeczce specjalna kieszonka, albo plastikowe, nie - skórzane opakowanie noszone na piersi, żeby nic nie zginęło. Nosz kurde!

Przecież to mój czas, moja uwaga, moje myśli, są zatrzymywane przez kawałek plastiku, która ma udowodnić, że ja to ja, że z ojca i matki i z ziemi ojczystej, która nazywa się tak czy siak.  I jak mi gdzieś dokumenty zwinie – to stanę się nikim znikąd i żaden kraj, żadna ojczyzna, żadna matka i ojciec się do mnie nie przyznają? Ej, na pewno? No… możliwe. Serio.

Ale tak naprawdę nie – nie  jestem typu parametrami, które tam widnieją. A w podróży sama sobie nadaję wiele imion. Nad morzem jestem rodzajem Miłki Wodnej, na łąkach – jestem Kolonizatorką Zielska, o zachodzie słońca  w górach – zamieniam się w miotłę romantyczną (no dobrze, trochę przesadziłam z tą miotłą, romantyzm zostaje). Nie jestem po prostu imieniem i nazwiskiem oraz imionami rodziców!

I tak – prawdą jest, że zgubiłam dokument. DOKUMENT.

I zaczęła się odklejać ode mnie identyfikacja obywatelska, te numery, bez których no się nie da tego i tamtego, te dane informujące, że wójt zaświadcza, że ja to ja. Wójt. Szanuję, ale

bez dokumentu i wójta… Staję się  kosmitką w jakiejś  galaktyce  - bardziej, niż Miłką mieszkanką miejsca i czasu etc

Dokument, symbol przynależności pewnie gdzieś poszybował, ale mam nadzieję, że nie posłuży komuś innemu.  Nie o to tu chodzi, żeby ktoś się żywił się moimi danymi

Bułgaria – słońce na górze (Witosza), słońce na dole (Człowieka). #117
2021-06-06 14:08:25

Bułgaria – słońce na górze (Witosza), słońce na dole (Człowieka) Nie jestem tzw. porannym ptaszkiem, raczej ptaszyskiem jestem śródnocnym. Nieustannie mam zamiar to zmienić, dla zdrowia i urody, no ale... Ale tutaj spotykałam słońce o świecie. Bułgarską wersję słońca. Weszłam na górę przed świtem (masyw Witosza, jest wokół Sofii ;) . Weszłam z entuzjazmem.  Ostatecznie…. Ja  osoba w podroży. Trochę inna wersja siebie same. Wiadomo. A takie spotkania były bardzo zalecane  przez Petyra Dynowa – myśliciela, Nauczyciela, teozofa, który tak właśnie celebrował każdy początek dnia. I polecał tę praktykę. Nie jest ona odkrywcza, lecz w tej dziedzinie nie chodzi o odkrywanie kolejnych ameryk, ale o zrozumienie drogi i o konsekwencję. Zatem Petyr Dynow (Beinsa Douno) przez wiele lat o 5 rano dawał publiczne wykłady, w swoim  domu w Sofii, w dzielnicy Izgrew, na jego lekcje przybywali także intelektualiści ze świata. Próbuję sobie to wyobrazić, ale dziewiętnastowieczny zasłuchany tłumek nie chce mi się dać wyobrazić jeszcze. Zbyt wczesna godzina. A – najbardziej popularne wykłady były przed II wojną światową. Nauczyciel umarł, jako szanowany i (poza wszystkim innym) piękny starzec w 1944 roku. Tymczasem pod jedną z gór masywu Witosza pojechaliśmy samochodem.  Wysoko . Zostało kilka kroków na szczyt. Uuu uuu myślałm, że mi rozerwie płuca. Sama wysokość stolicy Bułgarii to 562 м  n.p.m. a ja jeszcze weszłam wyżej. Widok jest piękny, krajobraz kojący, grupa witających słońce - mała. Nie rozumiem bułgarskiego. Ale czekająć  - się milczy. Uff. Kiedy uspokoiłam już oddech, słońce wturlało się znad horyzontu. Wszyscy patrzyli na nie w ciszy. Stojąc sobie zwyczajnie, a bez ceremoni. Dopiero potem tworzymy krąg, jest cicha modlitwa ułożoną przez Petyra Dybowa, kilka luźny zdań i żadnych religijnie uschematyzowanych gestów  (bez wyraźnego prowadzenia), a potem każdy sam do siebie  sobie mówi, czego by chciał od tego dnia. Chcę się wyspać. Lecz to dopiero początek. Uśmiechamy się do siebie i każdy schodzi w dół do swoich  spraw. Czy – słońce dziś zostało już przez Ciebie przywitane? Tak po prostu? *** Po spotkaniu ze słońcem rozmawialiśmy o filozofii z Cwetą Koncewą (Цвета Коцева) – ot tak... przy śniadaniu.  PS. A za moim spotkaniem ze słońcem 'stoi' też Maria Traykova, dziękuję :) --- Send in a voice message: https://podcasters.spotify.com/pod/show/milkamalzahn/message

Bułgaria – słońce na górze (Witosza), słońce na dole (Człowieka)

Nie jestem tzw. porannym ptaszkiem, raczej ptaszyskiem jestem śródnocnym. Nieustannie mam zamiar to zmienić, dla zdrowia i urody, no ale...

Ale tutaj spotykałam słońce o świecie. Bułgarską wersję słońca. Weszłam na górę przed świtem (masyw Witosza, jest wokół Sofii ;) . Weszłam z entuzjazmem.  Ostatecznie…. Ja  osoba w podroży. Trochę inna wersja siebie same. Wiadomo. A takie spotkania były bardzo zalecane  przez Petyra Dynowa – myśliciela, Nauczyciela, teozofa, który tak właśnie celebrował każdy początek dnia. I polecał tę praktykę. Nie jest ona odkrywcza, lecz w tej dziedzinie nie chodzi o odkrywanie kolejnych ameryk, ale o zrozumienie drogi i o konsekwencję. Zatem Petyr Dynow (Beinsa Douno) przez wiele lat o 5 rano dawał publiczne wykłady, w swoim  domu w Sofii, w dzielnicy Izgrew, na jego lekcje przybywali także intelektualiści ze świata. Próbuję sobie to wyobrazić, ale dziewiętnastowieczny zasłuchany tłumek nie chce mi się dać wyobrazić jeszcze. Zbyt wczesna godzina. A – najbardziej popularne wykłady były przed II wojną światową. Nauczyciel umarł, jako szanowany i (poza wszystkim innym) piękny starzec w 1944 roku.

Tymczasem pod jedną z gór masywu Witosza pojechaliśmy samochodem.  Wysoko . Zostało kilka kroków na szczyt. Uuu uuu myślałm, że mi rozerwie płuca. Sama wysokość stolicy Bułgarii to 562 м  n.p.m. a ja jeszcze weszłam wyżej.

Widok jest piękny, krajobraz kojący, grupa witających słońce - mała. Nie rozumiem bułgarskiego. Ale czekająć  - się milczy. Uff.

Kiedy uspokoiłam już oddech, słońce wturlało się znad horyzontu. Wszyscy patrzyli na nie w ciszy. Stojąc sobie zwyczajnie, a bez ceremoni. Dopiero potem tworzymy krąg, jest cicha modlitwa ułożoną przez Petyra Dybowa, kilka luźny zdań i żadnych religijnie uschematyzowanych gestów  (bez wyraźnego prowadzenia), a potem każdy sam do siebie  sobie mówi, czego by chciał od tego dnia.

Chcę się wyspać. Lecz to dopiero początek. Uśmiechamy się do siebie i każdy schodzi w dół do swoich  spraw.

Czy – słońce dziś zostało już przez Ciebie przywitane? Tak po prostu?

***

Po spotkaniu ze słońcem rozmawialiśmy o filozofii z Cwetą Koncewą (Цвета Коцева) – ot tak... przy śniadaniu. 

PS. A za moim spotkaniem ze słońcem 'stoi' też Maria Traykova, dziękuję :)

--- Send in a voice message: https://podcasters.spotify.com/pod/show/milkamalzahn/message

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie