naTemat.pl

Zapraszamy do odsłuchu naszych programów:
- MORDERSTWO (NIE)DOSKONAŁE
- ALLEGRO MA NON TROPPO, CZYLI GODZINA Z JACKIEM
- poliTyka
- HALLO HALLER
- REKLAMIARA
- TALK SLOW
- ZDROWIE BEZ CENZURY
- TYPIARA OD TYPÓW


Odcinki od najnowszych:

MORDERSTWO (NIE)DOSKONAŁE #42 | Potrójne zabójstwo dla bogactwa. W mieście omal nie doszło do wojny
2021-03-10 21:47:27

To, co się działo w sądzie po ogłoszeniu wyroku w pierwszym procesie, to się po prostu nie mieści w głowie. Publiczność niezadowolona z orzeczenia, w końcu chodziło o potrójne morderstwo, próbowała dokonać linczu. Cygańskie prawo jest bowiem jednoznaczne i surowe: śmierć za śmierć. Nawet sprowadzona do sądu brygada antyterrorystyczna z trudem radziła sobie z sytuacją.  Ta zbrodnia bez wątpienia miała tło rabunkowe. Bo z domu Waldemara Huczki (ps. Lalek) w Nowej Soli było co rabować. Huczko był romskim wójtem w mieście. Prowadził różne interesy, przede wszystkim handlował antykami, dziełami sztuki, złotem.   36-letni Waldemar Huczko mieszkał z 19-letnią konkubiną Anną Warzychą oraz z 18-letnim synem, również Waldemarem. Wszyscy troje zostali zamordowani w niezwykle brutalny sposób w nocy z 19 na 20 czerwca 1991 r.  Z domu w Nowej Soli zniknęło wiele kosztowności, m.in. niezwykle cenna biżuteria. Najpewniej najcenniejszym przedmiotem zrabowanym przez morderców było Jajo Fabergé. Stuprocentowej pewności w tej kwestii nie ma, ale jest co najmniej dwóch wiarygodnych świadków, którzy twierdzą, że takie carskie jajo u Huczki widzieli.  Mało tego, dziesięć miesięcy po morderstwie w Nowej Soli jajo wykonane w 1907 r. na zlecenie cara Mikołaja II trafiło na aukcję w Nowym Jorku i zostało sprzedane za ponad 3 mln dolarów. Poinformowano jedynie, że pochodziło z prywatnej kolekcji i nie wiadomo, jak trafiło na Zachód. Nabywca kosztowności też wolał zachować anonimowość.  Po tym potrójnym zabójstwie w Nowej Soli właściwie było o krok od wojny. W środowisku Romów byli tacy, co szykowali się do krwawego wymierzenia sprawiedliwości. Bo wiadomość o tym, kto miał być sprawcą, rozeszła się szybko. Dwaj ojcowie mężczyzn, którzy byli później skazani, mieli przyjść do brata Waldemara Huczki i oświadczyć mu, przepraszając, że wiedzą, iż to ich synowie stoją za zbrodnią.  Policja i prokuratura w Nowej Soli ustaliły, że to miejscowy Rom wskazał willę Huczków pięciu przyjezdnym. Ważnymi dowodami okazały się przedmioty zrabowane z domu Lalka, które próbowano sprzedać w niemieckim Essen, a także w Inowrocławiu. I choć sprawa wydawała się prosta do ustalenia, zaczęły się dziać dziwne rzeczy: podejrzani wychodzili na wolność, mogli się też między sobą kontaktować.  Pierwszy wyrok, jaki zapadł w Zielonej Górze, był uniewinniający. Potem Sąd Apelacyjny w Poznaniu nakazał ponowne rozpatrzenie sprawy, a prokuraturze uzupełnienie akt. Początkowo szło to bardzo opornie. W końcu jednak zapadł wyrok skazujący, a w 2007 roku Sąd Najwyższy podtrzymał orzeczenie.  Dlaczego trwało to aż tak strasznie długo? O tej zbrodni, o zbieraniu dowodów, o dziwnych sprawach jakie działy się wokół śledztwa i procesu w najnowszym odcinku podcastu "Morderstwo (nie)doskonałe" rozmawiamy z Januszem Maciejem Jastrzębskim, autorem książki "Bestie. Zbrodnie i kary", w której w najnowszym wydaniu znalazł się rozdział poświęcony właśnie sprawie Waldemara Huczki, cygańskiego wójta w Nowej Soli.

To, co się działo w sądzie po ogłoszeniu wyroku w pierwszym procesie, to się po prostu nie mieści w głowie. Publiczność niezadowolona z orzeczenia, w końcu chodziło o potrójne morderstwo, próbowała dokonać linczu. Cygańskie prawo jest bowiem jednoznaczne i surowe: śmierć za śmierć. Nawet sprowadzona do sądu brygada antyterrorystyczna z trudem radziła sobie z sytuacją.  Ta zbrodnia bez wątpienia miała tło rabunkowe. Bo z domu Waldemara Huczki (ps. Lalek) w Nowej Soli było co rabować. Huczko był romskim wójtem w mieście. Prowadził różne interesy, przede wszystkim handlował antykami, dziełami sztuki, złotem.   36-letni Waldemar Huczko mieszkał z 19-letnią konkubiną Anną Warzychą oraz z 18-letnim synem, również Waldemarem. Wszyscy troje zostali zamordowani w niezwykle brutalny sposób w nocy z 19 na 20 czerwca 1991 r.  Z domu w Nowej Soli zniknęło wiele kosztowności, m.in. niezwykle cenna biżuteria. Najpewniej najcenniejszym przedmiotem zrabowanym przez morderców było Jajo Fabergé. Stuprocentowej pewności w tej kwestii nie ma, ale jest co najmniej dwóch wiarygodnych świadków, którzy twierdzą, że takie carskie jajo u Huczki widzieli.  Mało tego, dziesięć miesięcy po morderstwie w Nowej Soli jajo wykonane w 1907 r. na zlecenie cara Mikołaja II trafiło na aukcję w Nowym Jorku i zostało sprzedane za ponad 3 mln dolarów. Poinformowano jedynie, że pochodziło z prywatnej kolekcji i nie wiadomo, jak trafiło na Zachód. Nabywca kosztowności też wolał zachować anonimowość.  Po tym potrójnym zabójstwie w Nowej Soli właściwie było o krok od wojny. W środowisku Romów byli tacy, co szykowali się do krwawego wymierzenia sprawiedliwości. Bo wiadomość o tym, kto miał być sprawcą, rozeszła się szybko. Dwaj ojcowie mężczyzn, którzy byli później skazani, mieli przyjść do brata Waldemara Huczki i oświadczyć mu, przepraszając, że wiedzą, iż to ich synowie stoją za zbrodnią.  Policja i prokuratura w Nowej Soli ustaliły, że to miejscowy Rom wskazał willę Huczków pięciu przyjezdnym. Ważnymi dowodami okazały się przedmioty zrabowane z domu Lalka, które próbowano sprzedać w niemieckim Essen, a także w Inowrocławiu. I choć sprawa wydawała się prosta do ustalenia, zaczęły się dziać dziwne rzeczy: podejrzani wychodzili na wolność, mogli się też między sobą kontaktować.  Pierwszy wyrok, jaki zapadł w Zielonej Górze, był uniewinniający. Potem Sąd Apelacyjny w Poznaniu nakazał ponowne rozpatrzenie sprawy, a prokuraturze uzupełnienie akt. Początkowo szło to bardzo opornie. W końcu jednak zapadł wyrok skazujący, a w 2007 roku Sąd Najwyższy podtrzymał orzeczenie.  Dlaczego trwało to aż tak strasznie długo? O tej zbrodni, o zbieraniu dowodów, o dziwnych sprawach jakie działy się wokół śledztwa i procesu w najnowszym odcinku podcastu "Morderstwo (nie)doskonałe" rozmawiamy z Januszem Maciejem Jastrzębskim, autorem książki "Bestie. Zbrodnie i kary", w której w najnowszym wydaniu znalazł się rozdział poświęcony właśnie sprawie Waldemara Huczki, cygańskiego wójta w Nowej Soli.

KORONAWIRUS BEZ CENZURY #38 | Samotność w czasie pandemii. Psychiatra o coraz większym problemie
2021-03-05 11:40:06

Samotność to stan, w którym jesteśmy fizycznie sami. Dalej jest osamotnienie – głębokie poczucie, że nie mamy nikogo, nic nie jest ważne, jesteśmy sami. Pandemia niestety sprzyja takim nastrojom, ale jak tłumaczy, psychiatra Sławomir Murawiec, możemy trochę zmienić swoją codzienność, by nie wpaść w jeszcze gorszy nastrój.  Samotność na długo przed pandemią nazywana była "najgroźniejszą chorobą XXI wieku". Gdy ten stan się pogłębia, możemy mówić o osamotnieniu. To bardzo niebezpieczna sytuacja, bo z początku wiele osób słyszy, że "ma nie przesadzać". Warto jednak obserwować siebie i reagować, jeżeli poczucie pustki trwa długo.  Pandemia, izolacja i obostrzenia potęgują ten problem. Psychiatra Sławomir Murawiec zwraca uwagę, że w tym czasie powinniśmy szczególnie pochylić się nad naszymi relacjami, zarówno z innymi ludźmi, jak i sobą samym. – Narastającym problemem jest osamotnienie wewnętrzne. Wielu moich pacjentów mówi, że są wokół nich ludzie, ale i tak czują się wewnętrznie odizolowani i nierozumiani.  Powodem jest zatracanie się w pracy, ale też przeładowanie informacjami i bodźcami, brak czasu dla siebie i "przetrawienie" swoich emocji. Musimy dbać o to, żeby w naszym życiu była przestrzeń na odpoczynek i budowanie relacji.  Mogą w tym pomóc rytuały i nawyki. Doktor Sławomir Murawiec wskazuje, że powinniśmy utrzymywać kontakty społeczne, nie rezygnować z aktywności fizycznej, zwrócić uwagę, co jemy, mieć kontakt z naturą i postarać się zorganizować sobie strukturę dnia.  Ekspert podkreśla jednocześnie, że pandemia postawiła wszystkich w całkowicie nowej sytuacji, a to sprawiło, że wiele stanów się wymieszało. Dlatego lekarzy nie dziwi, gdy u jednej osoby pojawiają się objawy różnych problemów psychicznych: lęku, depresji, zaburzeń snu, natręctw.  Niepokojąca jest utrata reaktywności, brak różnorodnych emocji, poczucie bezsensu. Jeżeli stan przygnębienia i złego nastroju utrzymuje się dłużej niż dwa tygodnie, to warto skonsultować się ze specjalistą.

Samotność to stan, w którym jesteśmy fizycznie sami. Dalej jest osamotnienie – głębokie poczucie, że nie mamy nikogo, nic nie jest ważne, jesteśmy sami. Pandemia niestety sprzyja takim nastrojom, ale jak tłumaczy, psychiatra Sławomir Murawiec, możemy trochę zmienić swoją codzienność, by nie wpaść w jeszcze gorszy nastrój.  Samotność na długo przed pandemią nazywana była "najgroźniejszą chorobą XXI wieku". Gdy ten stan się pogłębia, możemy mówić o osamotnieniu. To bardzo niebezpieczna sytuacja, bo z początku wiele osób słyszy, że "ma nie przesadzać". Warto jednak obserwować siebie i reagować, jeżeli poczucie pustki trwa długo.  Pandemia, izolacja i obostrzenia potęgują ten problem. Psychiatra Sławomir Murawiec zwraca uwagę, że w tym czasie powinniśmy szczególnie pochylić się nad naszymi relacjami, zarówno z innymi ludźmi, jak i sobą samym. – Narastającym problemem jest osamotnienie wewnętrzne. Wielu moich pacjentów mówi, że są wokół nich ludzie, ale i tak czują się wewnętrznie odizolowani i nierozumiani.  Powodem jest zatracanie się w pracy, ale też przeładowanie informacjami i bodźcami, brak czasu dla siebie i "przetrawienie" swoich emocji. Musimy dbać o to, żeby w naszym życiu była przestrzeń na odpoczynek i budowanie relacji.  Mogą w tym pomóc rytuały i nawyki. Doktor Sławomir Murawiec wskazuje, że powinniśmy utrzymywać kontakty społeczne, nie rezygnować z aktywności fizycznej, zwrócić uwagę, co jemy, mieć kontakt z naturą i postarać się zorganizować sobie strukturę dnia.  Ekspert podkreśla jednocześnie, że pandemia postawiła wszystkich w całkowicie nowej sytuacji, a to sprawiło, że wiele stanów się wymieszało. Dlatego lekarzy nie dziwi, gdy u jednej osoby pojawiają się objawy różnych problemów psychicznych: lęku, depresji, zaburzeń snu, natręctw.  Niepokojąca jest utrata reaktywności, brak różnorodnych emocji, poczucie bezsensu. Jeżeli stan przygnębienia i złego nastroju utrzymuje się dłużej niż dwa tygodnie, to warto skonsultować się ze specjalistą.

MORDERSTWO (NIE)DOSKONAŁE #41 | Policjant napisał kryminał inspirowany podwójnym zabójstwem w górach
2021-03-04 11:48:22

To jedna z tych zbrodni, które mimo upływu lat wciąż budzą emocje. Z bardzo wielu powodów. Choćby dlatego, że ofiary to młodzi ludzie. Anna miała 22 lata, Robert 25. To była kochająca się para studentów z Wrocławia. Nie ma wątpliwości, że nie mieli nic wspólnego ze światem przestępczym. A zamordowani zostali jakby to były jakieś mafijne porachunki.   Po dziś dzień nie mieści się w głowie, że to wszystko się działo na bardzo uczęszczanym turystycznym szlaku w Górach Stołowych. W środku lata, w biały dzień. Zabójstwo Anny Kembrowskiej i Roberta Odżgi miało miejsce 17 sierpnia 1997 r., ich ciała GOPR-owcy znaleźli po dziesięciu dniach. Były w strasznym stanie.  Dwoje studentów zostało zabitych strzałami w głowę. Najpierw najpewniej zginął chłopak - na oczach jego dziewczyny oddano do niego dwa strzały. Jedna kula przeszyła głowę Roberta ukosem do góry i wyszła lewym oczodołem. Drugi strzał wymierzono mu w czoło – między oczy. Ania zginęła od jednego strzału, również prosto między oczy. Od tego wstrząsającego podwójnego morderstwa minęło już niemal ćwierć wieku. A sprawcy bądź sprawców wciąż nie udało się ustalić.  O zabójstwie studentów z Wrocławia na szczycie góry Narożnik już w podcaście Morderstwo (nie)doskonałe jakiś czas temu mówiliśmy. Teraz wracamy do tej sprawy, ponieważ właśnie ukazała się książka inspirowana tą straszną zbrodnią. To "Wenus umiera" Aleksandra Sowy wydana nakładem Wydawnictwa Lira.  Autor ma na koncie wiele kryminałów inspirowanych prawdziwymi morderstwami. I - co ciekawe i ważne - jest czynnym policjantem. A zatem jak mało kto wie, o czym pisze. Policjant i pisarz Aleksander Sowa jest gościem najnowszego odcinka podcastu "Morderstwo (nie)doskonałe".

To jedna z tych zbrodni, które mimo upływu lat wciąż budzą emocje. Z bardzo wielu powodów. Choćby dlatego, że ofiary to młodzi ludzie. Anna miała 22 lata, Robert 25. To była kochająca się para studentów z Wrocławia. Nie ma wątpliwości, że nie mieli nic wspólnego ze światem przestępczym. A zamordowani zostali jakby to były jakieś mafijne porachunki.   Po dziś dzień nie mieści się w głowie, że to wszystko się działo na bardzo uczęszczanym turystycznym szlaku w Górach Stołowych. W środku lata, w biały dzień. Zabójstwo Anny Kembrowskiej i Roberta Odżgi miało miejsce 17 sierpnia 1997 r., ich ciała GOPR-owcy znaleźli po dziesięciu dniach. Były w strasznym stanie.  Dwoje studentów zostało zabitych strzałami w głowę. Najpierw najpewniej zginął chłopak - na oczach jego dziewczyny oddano do niego dwa strzały. Jedna kula przeszyła głowę Roberta ukosem do góry i wyszła lewym oczodołem. Drugi strzał wymierzono mu w czoło – między oczy. Ania zginęła od jednego strzału, również prosto między oczy. Od tego wstrząsającego podwójnego morderstwa minęło już niemal ćwierć wieku. A sprawcy bądź sprawców wciąż nie udało się ustalić.  O zabójstwie studentów z Wrocławia na szczycie góry Narożnik już w podcaście Morderstwo (nie)doskonałe jakiś czas temu mówiliśmy. Teraz wracamy do tej sprawy, ponieważ właśnie ukazała się książka inspirowana tą straszną zbrodnią. To "Wenus umiera" Aleksandra Sowy wydana nakładem Wydawnictwa Lira.  Autor ma na koncie wiele kryminałów inspirowanych prawdziwymi morderstwami. I - co ciekawe i ważne - jest czynnym policjantem. A zatem jak mało kto wie, o czym pisze. Policjant i pisarz Aleksander Sowa jest gościem najnowszego odcinka podcastu "Morderstwo (nie)doskonałe".

poliTYka #31 | Ziobro i Godek chcieli ją skazać za naklejki z tęczową Maryją. Sąd ją uniewinnił
2021-03-02 20:45:26

"Niewinne" – taki wyrok sądu usłyszały we wtorek 3 kobiety, które w kwietniu 2019 roku, w reakcji na homofobiczny wystrój kościoła z okazji świąt wielkanocnych, okleiły okolice świątyni wizerunkiem Matki Boskiej Tęczowej. Prokurator żądał dla nich kary ograniczenia wolności. Joanna Gzyra–Iskandar, Elżbieta Podleśna i Anna Prus nie pójdą za to do więzienia – przynajmniej na razie. Działaczka katolicka Kaja Godek już zapowiedziała apelację. Anna Prus, jedna z uniewinnionych kobiet, gościła w podcaście poliTYka.

"Niewinne" – taki wyrok sądu usłyszały we wtorek 3 kobiety, które w kwietniu 2019 roku, w reakcji na homofobiczny wystrój kościoła z okazji świąt wielkanocnych, okleiły okolice świątyni wizerunkiem Matki Boskiej Tęczowej. Prokurator żądał dla nich kary ograniczenia wolności. Joanna Gzyra–Iskandar, Elżbieta Podleśna i Anna Prus nie pójdą za to do więzienia – przynajmniej na razie. Działaczka katolicka Kaja Godek już zapowiedziała apelację. Anna Prus, jedna z uniewinnionych kobiet, gościła w podcaście poliTYka.

SPOKOJNA GŁOWA #15 | Jesteś po 30 i masz trądzik? Wiemy jakie mogą być tego przyczyny
2021-02-28 19:48:30

– To, co nazywane jest trądzikiem ludzi dorosłych, najczęściej ma podłoże hormonalne. Mamy oczywiście także inne czynniki, błędy pielęgnacyjne, błędy dietetyczne, różnego rodzaju niedobory i choroby towarzyszące – wyjaśnia dr Alicja Śliwowska, która jest gościem kolejnego odcinka podcastu "Spokojna głowa".  Bombardujące nas z każdej strony reklamy i oferty branży beauty, które przekonują, że staniemy się piękne po użyciu ich produktu (a przecież i tak każda z nas już jest piękna), jak za dotknięciem czarodziejskiej mogą powodować mętlik w głowie i spustoszenie w portfelu. Dlatego właśnie, jeśli skądś czerpać wiedzę, to najlepiej od specjalistów. Nie inaczej jest w przypadku dbania o cerę zarówno od środka, jak i od zewnątrz. I tu właśnie warto posłuchać, co do powiedzenia ma Alicja Śliwowska, doktor nauk chemicznych (spec. chemia kosmetyczna), kosmetolog i dyplomowany dietetyk.  W podcaście "Spokojna głowa" dr Śliwowska podpowiada, co może nam pomóc, gdy kondycja skóry nie jest najlepsza. Skupiamy się jednak na trądziku hormonalnym, bo to dość częsty problem u ludzi dorosłych. Pozbycie się go nie jest najłatwiejszą sprawą i bardzo często wpędza w kompleksy.

– To, co nazywane jest trądzikiem ludzi dorosłych, najczęściej ma podłoże hormonalne. Mamy oczywiście także inne czynniki, błędy pielęgnacyjne, błędy dietetyczne, różnego rodzaju niedobory i choroby towarzyszące – wyjaśnia dr Alicja Śliwowska, która jest gościem kolejnego odcinka podcastu "Spokojna głowa".  Bombardujące nas z każdej strony reklamy i oferty branży beauty, które przekonują, że staniemy się piękne po użyciu ich produktu (a przecież i tak każda z nas już jest piękna), jak za dotknięciem czarodziejskiej mogą powodować mętlik w głowie i spustoszenie w portfelu. Dlatego właśnie, jeśli skądś czerpać wiedzę, to najlepiej od specjalistów. Nie inaczej jest w przypadku dbania o cerę zarówno od środka, jak i od zewnątrz. I tu właśnie warto posłuchać, co do powiedzenia ma Alicja Śliwowska, doktor nauk chemicznych (spec. chemia kosmetyczna), kosmetolog i dyplomowany dietetyk.  W podcaście "Spokojna głowa" dr Śliwowska podpowiada, co może nam pomóc, gdy kondycja skóry nie jest najlepsza. Skupiamy się jednak na trądziku hormonalnym, bo to dość częsty problem u ludzi dorosłych. Pozbycie się go nie jest najłatwiejszą sprawą i bardzo często wpędza w kompleksy.

naTematyka #33 | Zapnij pasy, przygotuj się na wstrząs! Rafał Jemielita o wypadkach w świecie motoryzacji
2021-02-26 20:38:19

Pewnego dnia ów dziennikarz z wieloletnim stażem – do tej pory dzielący się pasją motoryzacyjną na łamach magazynów drukowanych, portali internetowych oraz w telewizji – chwycił za pióro, aby spłodzić książkę, która jest lekturą...  ... nie tylko wstrząsającą (wypadki komunikacyjne to przecież temat ociekający krwią), lecz i naprawdę mądrą (choć, na szczęście, obyło się tutaj bez przesadnego moralizatorstwa). Panie, panowie, oto "Crash historie, czyli jak wypadki zmieniają świat".  Rafał Jemielita jest postacią, którą możesz znać m. in. z łamów (świętej pamięci) miesięcznika Playboy, publikacji w magazynach National Geographic i Focus, bądź też programów telewizyjnych (Automaniak w TVN Turbo) i radiowych (Gra Wstępna w Antyradiu). Dziś ten człowiek, w którego żyłach płynie wysokooktanowa benzyna, przyjrzał się – naprawdę uważnie – zagadnieniu, które od początku motoryzacji kosztowało ok. 60 milionów istnień ludzkich.  Porozmawiajmy o wypadkach, czyli sytuacjach, które czasami są efektem czegoś, co nazywamy pechem, czasami awarii technicznej lub też brawury zahaczającej o głupotę. Choć zazwyczaj mamy do czynienia ze splotem naprawdę wielu okoliczności; misterną układanką, która sypiąc się, zabiera życie lub zdrowie.  Zarówno w książce, jak i naszym podcaście nie brak wątków dotyczących (czasami śmiertelnie groźnego) zawodu dziennikarza motoryzacyjnego, czyli osoby, która nierzadko ma skłonność do udowadniania innym swej niezwykłości.  Pojawiają się także naprawdę głośne nazwiska, takie jak Alfonso de Portago, Janusz Kulig, Stirling Moss, Albert Camus, Reinhard Heydrich, George Patton, Leonid Breżniew, Jane Mansfield, Montgomery Clifft, T. E. Lawrence, James Dean, George Lucas, Patryk Vega oraz… Można by tak wymieniać godzinami, ponieważ autor tej książki wykonał iście tytaniczną pracę, analizując to, jak wypadki wpływają nie tylko na rozwój technologiczny, lecz i absolutnie cały świat, w którym żyjemy.  Jesteś ciekaw tego, na czym polega "matematyka szczęścia", dzięki której każde z tych wstrząsających zdarzeń uczy nas, jak zapobiegać kolejnemu oraz – gdy kolizji nie da się uniknąć – jak coraz skuteczniej chronić ciała ludzkie?  Zastanawiasz się, na ile tworzenie coraz bezpieczniejszych samochodów skłania nas do ryzykownych zachowań za kółkiem? A może nurtuje cię pytanie dotyczące tego, czy samochody autonomiczne pewnego dnia sprawią, że na świecie nie będzie dochodziło do żadnych wypadków?  Odpowiedzi na te (i wiele, wiele innych) znajdziesz zarówno w naszej rozmowie z Rafałem Jemielitą, jak i na łamach książki, po którą powinien sięgnąć każdy. Bowiem "Crash historie, czyli jak wypadki zmieniają świat" to lektura pozwalająca zderzyć się z tematyką, która – choć nie zawsze mamy tego świadomość – jest naprawdę istotna dla każdego, nie tylko dla osób zasiadających w fotelu kierowcy.

Pewnego dnia ów dziennikarz z wieloletnim stażem – do tej pory dzielący się pasją motoryzacyjną na łamach magazynów drukowanych, portali internetowych oraz w telewizji – chwycił za pióro, aby spłodzić książkę, która jest lekturą...  ... nie tylko wstrząsającą (wypadki komunikacyjne to przecież temat ociekający krwią), lecz i naprawdę mądrą (choć, na szczęście, obyło się tutaj bez przesadnego moralizatorstwa). Panie, panowie, oto "Crash historie, czyli jak wypadki zmieniają świat".  Rafał Jemielita jest postacią, którą możesz znać m. in. z łamów (świętej pamięci) miesięcznika Playboy, publikacji w magazynach National Geographic i Focus, bądź też programów telewizyjnych (Automaniak w TVN Turbo) i radiowych (Gra Wstępna w Antyradiu). Dziś ten człowiek, w którego żyłach płynie wysokooktanowa benzyna, przyjrzał się – naprawdę uważnie – zagadnieniu, które od początku motoryzacji kosztowało ok. 60 milionów istnień ludzkich.  Porozmawiajmy o wypadkach, czyli sytuacjach, które czasami są efektem czegoś, co nazywamy pechem, czasami awarii technicznej lub też brawury zahaczającej o głupotę. Choć zazwyczaj mamy do czynienia ze splotem naprawdę wielu okoliczności; misterną układanką, która sypiąc się, zabiera życie lub zdrowie.  Zarówno w książce, jak i naszym podcaście nie brak wątków dotyczących (czasami śmiertelnie groźnego) zawodu dziennikarza motoryzacyjnego, czyli osoby, która nierzadko ma skłonność do udowadniania innym swej niezwykłości.  Pojawiają się także naprawdę głośne nazwiska, takie jak Alfonso de Portago, Janusz Kulig, Stirling Moss, Albert Camus, Reinhard Heydrich, George Patton, Leonid Breżniew, Jane Mansfield, Montgomery Clifft, T. E. Lawrence, James Dean, George Lucas, Patryk Vega oraz… Można by tak wymieniać godzinami, ponieważ autor tej książki wykonał iście tytaniczną pracę, analizując to, jak wypadki wpływają nie tylko na rozwój technologiczny, lecz i absolutnie cały świat, w którym żyjemy.  Jesteś ciekaw tego, na czym polega "matematyka szczęścia", dzięki której każde z tych wstrząsających zdarzeń uczy nas, jak zapobiegać kolejnemu oraz – gdy kolizji nie da się uniknąć – jak coraz skuteczniej chronić ciała ludzkie?  Zastanawiasz się, na ile tworzenie coraz bezpieczniejszych samochodów skłania nas do ryzykownych zachowań za kółkiem? A może nurtuje cię pytanie dotyczące tego, czy samochody autonomiczne pewnego dnia sprawią, że na świecie nie będzie dochodziło do żadnych wypadków?  Odpowiedzi na te (i wiele, wiele innych) znajdziesz zarówno w naszej rozmowie z Rafałem Jemielitą, jak i na łamach książki, po którą powinien sięgnąć każdy. Bowiem "Crash historie, czyli jak wypadki zmieniają świat" to lektura pozwalająca zderzyć się z tematyką, która – choć nie zawsze mamy tego świadomość – jest naprawdę istotna dla każdego, nie tylko dla osób zasiadających w fotelu kierowcy.

MORDERSTWO (NIE)DOSKONAŁE #40 | Wstrząsające rezultaty śledztwa. Prawda o "Wampirze z Zagłębia"
2021-02-26 14:33:26

O sprawie Wampira z Zagłębia napisano już wiele artykułów, książek, nakręcono też niejeden film. Dziś właściwie jasne jest, że istnieją co najmniej poważne wątpliwości, czy w 1975 r. skazano właściwego człowieka. Najnowsza książka dziennikarza, reportażysty i pisarza Przemysława Semczuka odsłania prawdę, jak doszło do tego, że Zdzisław Marchwicki i jego bliscy zostali zatrzymani i skazani.  Seria zabójstw zaczęła się 7 listopada 1964, na obrzeżach Katowic została zamordowana Anna Mycek. Od imienia pierwszej ofiary nadano kryptonim specjalnej grupy milicyjnej, która miała za zadanie schwytać mordercę.  Tymczasem zbrodni przybywało. Kobiety w różnym wieku, od 16 do 57 roku życia, były zabijane w Będzinie, Czeladzi czy Sosnowcu. Najwięcej zabójstw miało miejsce w roku 1965. Aż ludzie zaczęli mówić, że wampir realizuje plan "tysiąc kobiet na tysiąclecie Polski". I to wcale nie był żart. Strach panował ogromny.   W sumie na konto "Wampira z Zagłębia" zapisano 14 zabójstw i 7 usiłowań zabójstw kobiet. Nie brakowało podejrzeń, że sprawca działa z pobudek politycznych. Jedna z ofiar nazywała się Maria Gomółka, czyli gdyby zamienić "ó" na "u" dokładnie tak samo jak ówczesny I sekretarz KC PZPR. Kolejna to Jolanta Gierek, spokrewniona z Edwardem Gierkiem, wtedy sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach.  W pewnym momencie w poszukiwania wampira (wtedy nie istniało pojęcie seryjnego zabójcy) zaangażowanych było 10 proc. wszystkich mundurowych. Około stu milicjantek wystawiono na ulice jako "kusicielki", by zwabić wampira. A on wpadł dlatego, że doniosła na niego żona. Maria Marchwicka powiedziała milicjantom, że mieszka pod jednym dachem z wampirem.  Początkowo prasa w ogóle milczała o zabójstwach, wiadomości rozchodziły się pocztą pantoflową. Później, gdy już o wampirze pisano, to bez żadnego cienia wątpliwości, że milicja zatrzymała właściwą osobę.  Aresztowano Zdzisława Marchwickiego oraz jego braci: Jana Marchwickiego i Henryka Marchwickiego. Jan był homoseksualistą. Na ławie oskarżonych zasiadł też jego kochanek. Zarzuty usłyszała także siostra "wampira" Henryka Flak oraz jej syn.  Zdzisław i Jan Marchwiccy zostali skazani na karę śmierci. Orzeczenie utrzymał w mocy Sąd Najwyższy, Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski. Wyrok wykonano. A po latach wszystko wskazuje na to, że stracono niewinnych ludzi.  Przemysław Semczuk w książce "Wampir z Zagłębia. Nowe wydanie uzupełnione" wydanej przez "Świat Książki" z niezwykłą precyzją dokumentuje to, w jaki sposób Zdzisław Marchwicki i jego rodzina trafili przed oblicze sprawiedliwości, jak wiele zrobiła milicja, by zamaskować swoją bezradność wobec seryjnego mordercy i jaką rolę w tym wszystkim odegrały ówczesne media.  – I tak jak mówimy, że to jest czarna karta dla polskiego wymiaru sprawiedliwości, to myślę, że i w historii dziennikarstwa jest to również czarna karta, która powinna zostać zapisana w podręcznikach: jak dziennikarze wtedy postąpili. Bo odegrali w tej sprawie ogromną rolę – mówi autor "Wampira z Zagłębia".  Przemysław Semczuk jest gościem najnowszego odcinka podcastu "Morderstwo (nie)doskonałe".

O sprawie Wampira z Zagłębia napisano już wiele artykułów, książek, nakręcono też niejeden film. Dziś właściwie jasne jest, że istnieją co najmniej poważne wątpliwości, czy w 1975 r. skazano właściwego człowieka. Najnowsza książka dziennikarza, reportażysty i pisarza Przemysława Semczuka odsłania prawdę, jak doszło do tego, że Zdzisław Marchwicki i jego bliscy zostali zatrzymani i skazani.  Seria zabójstw zaczęła się 7 listopada 1964, na obrzeżach Katowic została zamordowana Anna Mycek. Od imienia pierwszej ofiary nadano kryptonim specjalnej grupy milicyjnej, która miała za zadanie schwytać mordercę.  Tymczasem zbrodni przybywało. Kobiety w różnym wieku, od 16 do 57 roku życia, były zabijane w Będzinie, Czeladzi czy Sosnowcu. Najwięcej zabójstw miało miejsce w roku 1965. Aż ludzie zaczęli mówić, że wampir realizuje plan "tysiąc kobiet na tysiąclecie Polski". I to wcale nie był żart. Strach panował ogromny.   W sumie na konto "Wampira z Zagłębia" zapisano 14 zabójstw i 7 usiłowań zabójstw kobiet. Nie brakowało podejrzeń, że sprawca działa z pobudek politycznych. Jedna z ofiar nazywała się Maria Gomółka, czyli gdyby zamienić "ó" na "u" dokładnie tak samo jak ówczesny I sekretarz KC PZPR. Kolejna to Jolanta Gierek, spokrewniona z Edwardem Gierkiem, wtedy sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach.  W pewnym momencie w poszukiwania wampira (wtedy nie istniało pojęcie seryjnego zabójcy) zaangażowanych było 10 proc. wszystkich mundurowych. Około stu milicjantek wystawiono na ulice jako "kusicielki", by zwabić wampira. A on wpadł dlatego, że doniosła na niego żona. Maria Marchwicka powiedziała milicjantom, że mieszka pod jednym dachem z wampirem.  Początkowo prasa w ogóle milczała o zabójstwach, wiadomości rozchodziły się pocztą pantoflową. Później, gdy już o wampirze pisano, to bez żadnego cienia wątpliwości, że milicja zatrzymała właściwą osobę.  Aresztowano Zdzisława Marchwickiego oraz jego braci: Jana Marchwickiego i Henryka Marchwickiego. Jan był homoseksualistą. Na ławie oskarżonych zasiadł też jego kochanek. Zarzuty usłyszała także siostra "wampira" Henryka Flak oraz jej syn.  Zdzisław i Jan Marchwiccy zostali skazani na karę śmierci. Orzeczenie utrzymał w mocy Sąd Najwyższy, Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski. Wyrok wykonano. A po latach wszystko wskazuje na to, że stracono niewinnych ludzi.  Przemysław Semczuk w książce "Wampir z Zagłębia. Nowe wydanie uzupełnione" wydanej przez "Świat Książki" z niezwykłą precyzją dokumentuje to, w jaki sposób Zdzisław Marchwicki i jego rodzina trafili przed oblicze sprawiedliwości, jak wiele zrobiła milicja, by zamaskować swoją bezradność wobec seryjnego mordercy i jaką rolę w tym wszystkim odegrały ówczesne media.  – I tak jak mówimy, że to jest czarna karta dla polskiego wymiaru sprawiedliwości, to myślę, że i w historii dziennikarstwa jest to również czarna karta, która powinna zostać zapisana w podręcznikach: jak dziennikarze wtedy postąpili. Bo odegrali w tej sprawie ogromną rolę – mówi autor "Wampira z Zagłębia".  Przemysław Semczuk jest gościem najnowszego odcinka podcastu "Morderstwo (nie)doskonałe".

KORONAWIRUS BEZ CENZURY #37 | Psychiatra wyjaśnia dlaczego obserwacja ptaków może nam pomóc przetrwać pandemię
2021-02-26 09:53:17

Kolejne obostrzenia w związku z pandemią sprawiły, że musimy rezygnować z dobrze znanych i lubianych rozrywek. Większość miejsc jest zamkniętych, dlatego Polacy chętnie wrócili do aktywności na świeżym powietrzu. Z psychiatrą Sławomirem Murawcem rozmawiam o tym, dlaczego warto zacząć... obserwować ptaki.  Sławomir Murawiec, psychiatra, psychoterapeuta, rzecznik Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego wydał w styczniu wraz z prof. Piotrem Tryjanowskim z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu książkę "Ornitologia terapeutyczna". Eksperci przekonują, że kontakt z przyrodą i obserwacja ptaków mogą pomóc w utrzymaniu dobrego zdrowia psychicznego.  Co jest jednak najważniejsze w takiej obserwacji? Czy musimy mieć szczególną wiedzę ornitologiczną?  – Kluczowym elementem jest ciekawość i zainteresowanie. Dostarczy nam to informacji na poziomie czysto poznawczym, ćwiczymy pamięć i koncentrację. To jest również relacja emocjonalna. Badania pokazują, że osoby, które dokarmiają ptaki, są w stanie stanąć w ich obronie. Pomaga to również regulować emocje, a samotna wycieczka pozwala nam pobyć samemu ze sobą.  Dr Sławomir Murawiec zwraca uwagę, że jeszcze kilka lat temu psychiatria skupiała się głównie na psychoterapii i lekach. Teraz coraz częściej lekarze zwracają uwagę na ruch fizyczny czy przebywanie w naturze. Jest to metoda odnowienia procesów uwagi i funkcji poznawczych. Badania potwierdzają pozytywny wpływ spacerów nie tylko na nasze ciało, ale i umysł.  Ekspert podkreśla, że bywają osoby, u których ptaki mogą wywoływać irracjonalny lęk. W takim przypadku nie należy się zmuszać do obserwacji, można zdecydować się jedynie na spacer, np. po lesie, który również bardzo pozytywnie wpływa na nasze samopoczucie.

Kolejne obostrzenia w związku z pandemią sprawiły, że musimy rezygnować z dobrze znanych i lubianych rozrywek. Większość miejsc jest zamkniętych, dlatego Polacy chętnie wrócili do aktywności na świeżym powietrzu. Z psychiatrą Sławomirem Murawcem rozmawiam o tym, dlaczego warto zacząć... obserwować ptaki.  Sławomir Murawiec, psychiatra, psychoterapeuta, rzecznik Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego wydał w styczniu wraz z prof. Piotrem Tryjanowskim z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu książkę "Ornitologia terapeutyczna". Eksperci przekonują, że kontakt z przyrodą i obserwacja ptaków mogą pomóc w utrzymaniu dobrego zdrowia psychicznego.  Co jest jednak najważniejsze w takiej obserwacji? Czy musimy mieć szczególną wiedzę ornitologiczną?  – Kluczowym elementem jest ciekawość i zainteresowanie. Dostarczy nam to informacji na poziomie czysto poznawczym, ćwiczymy pamięć i koncentrację. To jest również relacja emocjonalna. Badania pokazują, że osoby, które dokarmiają ptaki, są w stanie stanąć w ich obronie. Pomaga to również regulować emocje, a samotna wycieczka pozwala nam pobyć samemu ze sobą.  Dr Sławomir Murawiec zwraca uwagę, że jeszcze kilka lat temu psychiatria skupiała się głównie na psychoterapii i lekach. Teraz coraz częściej lekarze zwracają uwagę na ruch fizyczny czy przebywanie w naturze. Jest to metoda odnowienia procesów uwagi i funkcji poznawczych. Badania potwierdzają pozytywny wpływ spacerów nie tylko na nasze ciało, ale i umysł.  Ekspert podkreśla, że bywają osoby, u których ptaki mogą wywoływać irracjonalny lęk. W takim przypadku nie należy się zmuszać do obserwacji, można zdecydować się jedynie na spacer, np. po lesie, który również bardzo pozytywnie wpływa na nasze samopoczucie.

MORDERSTWO (NIE)DOSKONAŁE #39 | Są poważne podejrzenia, ale dowodów brak. Kto zabił 28-latkę?
2021-02-19 15:22:09

Osoby związane z tym śledztwem po cichu przyznają, że są niemal pewne, kto stoi za tym zabójstwem. Tyle że nie mają wystarczających dowodów, aby podejrzewanemu postawić zarzuty. Śledczy są więc bezsilni.  Mąż pani Pauliny mówi, że liczy na to, iż zabójca jego żony w końcu stanie przed wymiarem sprawiedliwości i zostanie skazany na dożywocie. Choć to i tak - jak zaznacza - mała kara za to, co morderca zrobił jego żonie. Tymczasem od zbrodni mija już niemal 11 lat. Syn pani Pauliny, gdy mama została zamordowana, miał zaledwie 4 lata. Dziś ma lat 15. Czas płynie nieubłaganie. A zabójca wciąż cieszy się wolnością.  28-letnia Paulina Ozga była społeczną kuratorką sądową przy Sądzie Rejonowym w Środzie Śląskiej. 16 marca 2010 roku w późnych godzinach popołudniowych otrzymała telefon, że we wsi Michałów w rodzinie jej podopiecznych trwa libacja alkoholowa. To była rodzina ze sporymi kłopotami. Pod jednym dachem mieszkali tam właściciele mieszkania, ich córka z narzeczonym i dwuletnim synkiem Kacprem oraz druga córka, o znacznym stopniu niepełnosprawności, wymagająca stałej opieki.  Kilka miesięcy wcześniej sąd ograniczył matce dwulatka prawa rodzicielskie. Uzasadnienie: warunki w jakich wychowywano dziecko. W domu było brudno, w rodzinie zaś alkohol był niczym chleb powszedni. Paulina Ozga zaangażowała się w nadzorowanie matki Kacpra. Starała się też pomóc rodzinie w znalezieniu odpowiedniego domu opieki dla jej niepełnosprawnej siostry, czyli cioci chłopczyka.  Zapewne dlatego bez zastanowienia wsiadła w samochód i pojechała do Michałowa. Tam wchodząc na posesję rodziny W. w drodze na ganek została zaatakowana od tyłu. Sprawca uderzył ją w głowę grubym metalowym prętem, potem zaciągnął do szopy i zadał jeszcze kilkanaście silnych ciosów. Jej twarz, jej czaszka były całkowicie zmasakrowane. 28-latki nie udało się uratować. Morderca zaś nie zostawił żadnych śladów.  Pierwsze podejrzenia padły na członków rodziny, do której jechała pani Paulina. Wszyscy zostali zatrzymani. Śledztwo wykazało jednak, że nie mieli nic wspólnego z morderstwem dokonanym na terenie ich posesji. Więc kto? Istniało podejrzenie, że może to być znajomy 28-latki. Mężczyzna odmówił przebadania wariografem.  Sprawa pozostaje nierozwiązana. Dlaczego zagadki wciąż nie wyjaśniono i co dotąd udało się ustalić? O tym mówi gość najnowszego odcinka podcastu "Morderstwo (nie)doskonałe" dziennikarz "Gazety Wrocławskiej" Marcin Rybak.

Osoby związane z tym śledztwem po cichu przyznają, że są niemal pewne, kto stoi za tym zabójstwem. Tyle że nie mają wystarczających dowodów, aby podejrzewanemu postawić zarzuty. Śledczy są więc bezsilni.  Mąż pani Pauliny mówi, że liczy na to, iż zabójca jego żony w końcu stanie przed wymiarem sprawiedliwości i zostanie skazany na dożywocie. Choć to i tak - jak zaznacza - mała kara za to, co morderca zrobił jego żonie. Tymczasem od zbrodni mija już niemal 11 lat. Syn pani Pauliny, gdy mama została zamordowana, miał zaledwie 4 lata. Dziś ma lat 15. Czas płynie nieubłaganie. A zabójca wciąż cieszy się wolnością.  28-letnia Paulina Ozga była społeczną kuratorką sądową przy Sądzie Rejonowym w Środzie Śląskiej. 16 marca 2010 roku w późnych godzinach popołudniowych otrzymała telefon, że we wsi Michałów w rodzinie jej podopiecznych trwa libacja alkoholowa. To była rodzina ze sporymi kłopotami. Pod jednym dachem mieszkali tam właściciele mieszkania, ich córka z narzeczonym i dwuletnim synkiem Kacprem oraz druga córka, o znacznym stopniu niepełnosprawności, wymagająca stałej opieki.  Kilka miesięcy wcześniej sąd ograniczył matce dwulatka prawa rodzicielskie. Uzasadnienie: warunki w jakich wychowywano dziecko. W domu było brudno, w rodzinie zaś alkohol był niczym chleb powszedni. Paulina Ozga zaangażowała się w nadzorowanie matki Kacpra. Starała się też pomóc rodzinie w znalezieniu odpowiedniego domu opieki dla jej niepełnosprawnej siostry, czyli cioci chłopczyka.  Zapewne dlatego bez zastanowienia wsiadła w samochód i pojechała do Michałowa. Tam wchodząc na posesję rodziny W. w drodze na ganek została zaatakowana od tyłu. Sprawca uderzył ją w głowę grubym metalowym prętem, potem zaciągnął do szopy i zadał jeszcze kilkanaście silnych ciosów. Jej twarz, jej czaszka były całkowicie zmasakrowane. 28-latki nie udało się uratować. Morderca zaś nie zostawił żadnych śladów.  Pierwsze podejrzenia padły na członków rodziny, do której jechała pani Paulina. Wszyscy zostali zatrzymani. Śledztwo wykazało jednak, że nie mieli nic wspólnego z morderstwem dokonanym na terenie ich posesji. Więc kto? Istniało podejrzenie, że może to być znajomy 28-latki. Mężczyzna odmówił przebadania wariografem.  Sprawa pozostaje nierozwiązana. Dlaczego zagadki wciąż nie wyjaśniono i co dotąd udało się ustalić? O tym mówi gość najnowszego odcinka podcastu "Morderstwo (nie)doskonałe" dziennikarz "Gazety Wrocławskiej" Marcin Rybak.

SPOKOJNA GŁOWA #14 | Chcesz czerpać z seksu więcej? Spotkanie z coachem intymności może ci pomóc
2021-02-19 15:16:41

– Im lepsze jest nasze samopoznanie psychofizyczne, im bardziej opiekujemy się sobą - dajemy sobie przyzwolenie na bycie tym, kim jesteśmy - tym łatwiej jest nam nawiązać intymny kontakt z drugą osobą – mówi coachka intymności Agnieszka Szeżyńska. Gość kolejnej rozmowy z cyklu "Spokojna głowa".  "Coaching intymności to proces rozwojowy, którego celem jest pogłębianie relacji z własną seksualnością i zwiększenie umiejętności wchodzenia w emocjonalne i cielesne relacje z innymi ludźmi w poczuciu autentyczności" – czytamy na facebookowym profilu Coaching Intymności.  Jego autorka, Agnieszka Szeżyńska, jest gościem kolejnego spotkania z cyklu "Spokojna głowa". Nasza rozmówczyni to coachka intymności, edukatorka seksualności dla dorosłych, językoznawczyni z wykształcenia i zamiłowania, ekspertka od psycholingwistyki i komunikacji. Propagatorka inteligencji seksualnej.  – Bardziej jestem w narracji dowiadywania się o sobie, rozumienia siebie, podejmowania decyzji, które są w zgodzie i w harmonii ze sobą, niż w narracji leczenia, naprawiania błędów. To nie są wykluczające się rzeczy, ale dla mnie coaching intymności jest mocno związany z filozofią seks pozytywności – mówi nasza rozmówczyni.  A to oznacza podejście do seksualności w sposób akceptujący. Agnieszka Szeżyńska w gabinecie najczęściej spotyka się z osobami, które nie mają seksu tak wysoko na liście priorytetów, jak by chciały. – Jest to ważna kwestia, ale do tej pory nie było narzędzi, uważności, żeby z tego obszaru życia zrobić coś rzeczywiście ważnego – zaznacza.  Spotkania z nią nie są przeznaczone tylko dla par, bo pracuje również z tymi, którzy chcą zadbać o relację ze sobą, tymi, którzy chcą dowiedzieć się, czego tak naprawdę potrzebują.  W "Spokojnej głowie" nasza rozmówczyni odpowiada także na pytania, czy rzeczywiście często nie znamy swoich potrzeb, potrzeb swojego ciała, czy zaniedbujemy swoją intymność i ignorujemy zdrowie seksualne, a w końcu jak wygląda spotkanie z coachem intymności.

– Im lepsze jest nasze samopoznanie psychofizyczne, im bardziej opiekujemy się sobą - dajemy sobie przyzwolenie na bycie tym, kim jesteśmy - tym łatwiej jest nam nawiązać intymny kontakt z drugą osobą – mówi coachka intymności Agnieszka Szeżyńska. Gość kolejnej rozmowy z cyklu "Spokojna głowa".  "Coaching intymności to proces rozwojowy, którego celem jest pogłębianie relacji z własną seksualnością i zwiększenie umiejętności wchodzenia w emocjonalne i cielesne relacje z innymi ludźmi w poczuciu autentyczności" – czytamy na facebookowym profilu Coaching Intymności.  Jego autorka, Agnieszka Szeżyńska, jest gościem kolejnego spotkania z cyklu "Spokojna głowa". Nasza rozmówczyni to coachka intymności, edukatorka seksualności dla dorosłych, językoznawczyni z wykształcenia i zamiłowania, ekspertka od psycholingwistyki i komunikacji. Propagatorka inteligencji seksualnej.  – Bardziej jestem w narracji dowiadywania się o sobie, rozumienia siebie, podejmowania decyzji, które są w zgodzie i w harmonii ze sobą, niż w narracji leczenia, naprawiania błędów. To nie są wykluczające się rzeczy, ale dla mnie coaching intymności jest mocno związany z filozofią seks pozytywności – mówi nasza rozmówczyni.  A to oznacza podejście do seksualności w sposób akceptujący. Agnieszka Szeżyńska w gabinecie najczęściej spotyka się z osobami, które nie mają seksu tak wysoko na liście priorytetów, jak by chciały. – Jest to ważna kwestia, ale do tej pory nie było narzędzi, uważności, żeby z tego obszaru życia zrobić coś rzeczywiście ważnego – zaznacza.  Spotkania z nią nie są przeznaczone tylko dla par, bo pracuje również z tymi, którzy chcą zadbać o relację ze sobą, tymi, którzy chcą dowiedzieć się, czego tak naprawdę potrzebują.  W "Spokojnej głowie" nasza rozmówczyni odpowiada także na pytania, czy rzeczywiście często nie znamy swoich potrzeb, potrzeb swojego ciała, czy zaniedbujemy swoją intymność i ignorujemy zdrowie seksualne, a w końcu jak wygląda spotkanie z coachem intymności.

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie