naTemat.pl

Zapraszamy do odsłuchu naszych programów:
- MORDERSTWO (NIE)DOSKONAŁE
- ALLEGRO MA NON TROPPO, CZYLI GODZINA Z JACKIEM
- poliTyka
- HALLO HALLER
- REKLAMIARA
- TALK SLOW
- ZDROWIE BEZ CENZURY
- TYPIARA OD TYPÓW


Odcinki od najnowszych:

SPOKOJNA GŁOWA #11 | Mieszka w jednym z esesmańskich bloków w Auschwitz. Kim jest "ostatnia więźniarka" byłego obozu?
2021-01-28 16:22:02

Anna Maria to kobieta, która całe życie spędziła na terenie byłego obozu koncentracyjnego Auschwitz. Tam stawiała pierwsze kroki, tam dorastała i w końcu z tym miejscem związała się zawodowo. Historię jej i jej rodziny w poruszającej książce "Ostatnia 'więźniarka' Auschwitz" opisała Nina Majewska-Brown.  Anna Maria, czyli tytułowa "ostatnia więźniarka" Auschwitz, urodziła się już po wojnie, ale losy jej i jej rodziny na zawsze splotły się z miejscem kaźni ponad miliona osób. – Historia jest absolutnie poruszająca. Pani Ania podzieliła się nią ze mną, obdarzyła mnie dużym zaufaniem i tak powstała książka. Ta niezwykła kobieta nadal mieszka w esesmańskim bloku na terenie byłego obozu i pracuje w Muzeum Auschwitz-Birkenau. Jest z tym miejscem związana tak bardzo, jak tylko można być związanym – mówi autorka książki Nina Majewska-Brown.

Anna Maria to kobieta, która całe życie spędziła na terenie byłego obozu koncentracyjnego Auschwitz. Tam stawiała pierwsze kroki, tam dorastała i w końcu z tym miejscem związała się zawodowo. Historię jej i jej rodziny w poruszającej książce "Ostatnia 'więźniarka' Auschwitz" opisała Nina Majewska-Brown.  Anna Maria, czyli tytułowa "ostatnia więźniarka" Auschwitz, urodziła się już po wojnie, ale losy jej i jej rodziny na zawsze splotły się z miejscem kaźni ponad miliona osób. – Historia jest absolutnie poruszająca. Pani Ania podzieliła się nią ze mną, obdarzyła mnie dużym zaufaniem i tak powstała książka. Ta niezwykła kobieta nadal mieszka w esesmańskim bloku na terenie byłego obozu i pracuje w Muzeum Auschwitz-Birkenau. Jest z tym miejscem związana tak bardzo, jak tylko można być związanym – mówi autorka książki Nina Majewska-Brown.

poliTyka #26 | Patrycji i Kacprowi groził nadzór kuratora. Oto z czym się wiąże seks młodych ludzi
2021-01-21 13:39:21

Zabójstwo 13–letniej Patrycji z Bytomia wstrząsnęło Polską. Do czynu przyznał się jej chłopak, 14–letni Kacper. Karolina Więckiewicz, prawniczka i ekspertka w dziedzinie praw reprodukcyjnych, tłumaczy w podcaście poliTYka jak trudna jest sytuacja, gdy seks osób poniżej 15 roku życia skutkuje ciążą.  Karolina Więckiewicz mówi o tym, że kluczowe są edukacja seksualna, antykoncepcja i aborcja, a dostęp do nich jest w Polsce ograniczony decyzjami polityków. Członkini grupy Aborcyjny Dream Team podkreśla, że wbrew temu co mówi minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek encykliki papieskie nie są rzetelnym źródłem wiedzy o seksualności.

Zabójstwo 13–letniej Patrycji z Bytomia wstrząsnęło Polską. Do czynu przyznał się jej chłopak, 14–letni Kacper. Karolina Więckiewicz, prawniczka i ekspertka w dziedzinie praw reprodukcyjnych, tłumaczy w podcaście poliTYka jak trudna jest sytuacja, gdy seks osób poniżej 15 roku życia skutkuje ciążą.  Karolina Więckiewicz mówi o tym, że kluczowe są edukacja seksualna, antykoncepcja i aborcja, a dostęp do nich jest w Polsce ograniczony decyzjami polityków. Członkini grupy Aborcyjny Dream Team podkreśla, że wbrew temu co mówi minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek encykliki papieskie nie są rzetelnym źródłem wiedzy o seksualności.

MORDERSTWO (NIE)DOSKONAŁE #36 [ODCINEK SPECJALNY] | Ufna staruszka nie żyje. Kto i dlaczego zabił?
2021-01-21 13:12:27

Wkrótce minie rok odkąd ukazuje się ten podcast i tym razem chciałbym zaproponować coś specjalnego. Taki odcinek, w którym opowiem o morderstwie, którego nie było. Państwa zadaniem zaś będzie odgadnąć, kto zabił i dlaczego.  To wydanie będzie wyjątkowe. Nieraz widzę, jak Państwo żywiołowo dyskutują pod przeróżnymi odcinkami "Morderstwa (nie)doskonałego", w których omawiane są zbrodnie, jakie mimo upływu długiego czasu pozostają niewyjaśnione. Wielokrotnie wskazują Państwo na tropy, które po latach należałoby sprawdzić.  Dziękuję za to, że Państwo słuchają morderstwa niedoskonałego, przeżywają, angażują się. Tym razem jeszcze bardziej poproszę o zaangażowanie. Chodzi o to, by Państwo wysłuchali tego odcinka i w komentarzach dali znać, kto za tę zbrodnię odpowiada.  Aby umożliwić tę zabawę w detektywów, wymyśliłem historię zabójstwa. Bohaterowie tej opowieści to postaci fikcyjne. Choć rzecz dzieje się w miejscu jak najbardziej realnym - na białostockim osiedlu Dziesięciny.

Wkrótce minie rok odkąd ukazuje się ten podcast i tym razem chciałbym zaproponować coś specjalnego. Taki odcinek, w którym opowiem o morderstwie, którego nie było. Państwa zadaniem zaś będzie odgadnąć, kto zabił i dlaczego.  To wydanie będzie wyjątkowe. Nieraz widzę, jak Państwo żywiołowo dyskutują pod przeróżnymi odcinkami "Morderstwa (nie)doskonałego", w których omawiane są zbrodnie, jakie mimo upływu długiego czasu pozostają niewyjaśnione. Wielokrotnie wskazują Państwo na tropy, które po latach należałoby sprawdzić.  Dziękuję za to, że Państwo słuchają morderstwa niedoskonałego, przeżywają, angażują się. Tym razem jeszcze bardziej poproszę o zaangażowanie. Chodzi o to, by Państwo wysłuchali tego odcinka i w komentarzach dali znać, kto za tę zbrodnię odpowiada.  Aby umożliwić tę zabawę w detektywów, wymyśliłem historię zabójstwa. Bohaterowie tej opowieści to postaci fikcyjne. Choć rzecz dzieje się w miejscu jak najbardziej realnym - na białostockim osiedlu Dziesięciny.

poliTyka #25 | Projekt mandatowy PiS to bat na kobiety i przedsiębiorców?
2021-01-13 18:10:46

Posłowie PiS złożyli projekt, który zakłada, że nie będziemy mogli odmówić policjantowi przyjęcia mandatu. – Po zmianie prawa trzeba będzie zbierać dowody na swoją niewinność. Wszystko wskazuje na to, że to nowy, skuteczniejszy aparat represji wobec osób niepokornych – mówi mec. Eliza Rutynowska wskazując na to, że ma to być cios w protesty kobiet i przedsiębiorców wobec niekonstytucyjnych posunięć władzy.

Posłowie PiS złożyli projekt, który zakłada, że nie będziemy mogli odmówić policjantowi przyjęcia mandatu. – Po zmianie prawa trzeba będzie zbierać dowody na swoją niewinność. Wszystko wskazuje na to, że to nowy, skuteczniejszy aparat represji wobec osób niepokornych – mówi mec. Eliza Rutynowska wskazując na to, że ma to być cios w protesty kobiet i przedsiębiorców wobec niekonstytucyjnych posunięć władzy.

MORDERSTWO (NIE)DOSKONAŁE #35 | Emerytowany policjant ujawnia kulisy sprawy zabójstwa pary studentów
2021-01-13 00:03:32

Ta sprawa była do wyjaśnienia. Wcale nie musiało być tak, że za nami ponad 20 lat, a wciąż nie wiadomo, kto zastrzelił parę studentów. Nie mieli żadnych wrogów, nie wplątali się w żadne ciemne interesy, byli parą, kochali się, planowali ślub. Kim był ich morderca lub mordercy? Jakimi motywami się kierował? Pytania te pozostają bez odpowiedzi. Anna Kembrowska i Robert Odżga byli studentami Akademii Rolniczej we Wrocławiu, dziś to Uniwersytet Przyrodniczy. Oboje kochali góry. W sierpniu 1997 r. mieli uczestniczyć w Górach Stołowych w obozie naukowym, którego Ania była organizatorką. Nie dotarli na miejsce. 22-latka i 25-latek zostali brutalnie zastrzeleni w okolicach szczytu góry Narożnik. "Anna dostała kulę centralnie w czoło. Do Roberta strzelano dwa razy. Raz w czoło, potem w potylicę", "Ściągnięto z nich bieliznę i spodnie. Spuszczono je do kolan i tak pozostawiono" – takie opisy znalazły się później w mediach.  Studenci zamordowani 17 sierpnia 1997 r., ich ciała znaleziono 10 dni później. W Komendzie Wojewódzkiej Policji w Wałbrzychu powołano specjalną grupę do wyjaśnienia tej sprawy. Na jej czele stał ówczesny naczelnik Wydziału Kryminalnego Janusz Bartkiewicz. Początkowo funkcjonariusze byli przekonani, że sprawców powinno się dać w miarę łatwo ustalić. W końcu był to środek sezonu, a na szlaku było wiele osób. Niestety, zbrodnia pozostaje niewyjaśniona i nieosądzona.  Hipotez było wiele. Badano m.in., czy za zbrodnią nie stoi zazdrosny leśniczy, bezdomny z Czech czy może zabójca z Bieszczad. Sprawdzano np., czy młodzi ludzie nie wplątali się w jakieś brudne interesy z narkotykami. Jednym z najpoważniej branych pod uwagę wątków było to, że mordercami mogli być neonaziści, którzy tego lata, w rocznicę samobójstwa Rudolfa Hessa, spotkali się w Górach Stołowych na tajnym zlocie.  Dlaczego nie udało się rozwikłać tej zagadki? Janusz Bartkiewicz ma swoją diagnozę. Mówi m.in. o chaosie komunikacyjnym i decyzyjnym, jaki panował podczas pracy. Emerytowany funkcjonariusz po latach przyznaje, ujawniając co nieco z metod operacyjnych i policyjnej kuchni, że w tym, jak tę sprawę przedstawiono prasie, jest kilka przekłamań.  W jakim celu przekazano mediom nieprawdziwe informacje? M.in. o tym mówimy w najnowszym odcinku podcastu "Morderstwo (nie)doskonałe". Jego gościem jest Janusz Bartkiewicz, przed laty naczelnik Wydziału Kryminalnego KWP w Wałbrzychu. Emerytowany policjant ujawnia kulisy tej sprawy.

Ta sprawa była do wyjaśnienia. Wcale nie musiało być tak, że za nami ponad 20 lat, a wciąż nie wiadomo, kto zastrzelił parę studentów. Nie mieli żadnych wrogów, nie wplątali się w żadne ciemne interesy, byli parą, kochali się, planowali ślub. Kim był ich morderca lub mordercy? Jakimi motywami się kierował? Pytania te pozostają bez odpowiedzi. Anna Kembrowska i Robert Odżga byli studentami Akademii Rolniczej we Wrocławiu, dziś to Uniwersytet Przyrodniczy. Oboje kochali góry. W sierpniu 1997 r. mieli uczestniczyć w Górach Stołowych w obozie naukowym, którego Ania była organizatorką. Nie dotarli na miejsce. 22-latka i 25-latek zostali brutalnie zastrzeleni w okolicach szczytu góry Narożnik. "Anna dostała kulę centralnie w czoło. Do Roberta strzelano dwa razy. Raz w czoło, potem w potylicę", "Ściągnięto z nich bieliznę i spodnie. Spuszczono je do kolan i tak pozostawiono" – takie opisy znalazły się później w mediach.  Studenci zamordowani 17 sierpnia 1997 r., ich ciała znaleziono 10 dni później. W Komendzie Wojewódzkiej Policji w Wałbrzychu powołano specjalną grupę do wyjaśnienia tej sprawy. Na jej czele stał ówczesny naczelnik Wydziału Kryminalnego Janusz Bartkiewicz. Początkowo funkcjonariusze byli przekonani, że sprawców powinno się dać w miarę łatwo ustalić. W końcu był to środek sezonu, a na szlaku było wiele osób. Niestety, zbrodnia pozostaje niewyjaśniona i nieosądzona.  Hipotez było wiele. Badano m.in., czy za zbrodnią nie stoi zazdrosny leśniczy, bezdomny z Czech czy może zabójca z Bieszczad. Sprawdzano np., czy młodzi ludzie nie wplątali się w jakieś brudne interesy z narkotykami. Jednym z najpoważniej branych pod uwagę wątków było to, że mordercami mogli być neonaziści, którzy tego lata, w rocznicę samobójstwa Rudolfa Hessa, spotkali się w Górach Stołowych na tajnym zlocie.  Dlaczego nie udało się rozwikłać tej zagadki? Janusz Bartkiewicz ma swoją diagnozę. Mówi m.in. o chaosie komunikacyjnym i decyzyjnym, jaki panował podczas pracy. Emerytowany funkcjonariusz po latach przyznaje, ujawniając co nieco z metod operacyjnych i policyjnej kuchni, że w tym, jak tę sprawę przedstawiono prasie, jest kilka przekłamań.  W jakim celu przekazano mediom nieprawdziwe informacje? M.in. o tym mówimy w najnowszym odcinku podcastu "Morderstwo (nie)doskonałe". Jego gościem jest Janusz Bartkiewicz, przed laty naczelnik Wydziału Kryminalnego KWP w Wałbrzychu. Emerytowany policjant ujawnia kulisy tej sprawy.

SPOKOJNA GŁOWA #10 | Myślisz, że o wodzie wiesz wszystko?
2020-12-28 10:48:43

Wodę trzeba pić i najlepiej, żeby było to około 2 litrów dziennie z różnych źródeł... I to właściwie chyba cała wiedza większości z nas na temat wody. O tym, że warto wiedzieć więcej, że woda ma różny smak (i wcale nie chodzi o tzw. wody owocowe!), ale przede wszystkim o zaletach wód źródlanych w podcascie "Spokojna głowa" opowiada Ilona Woźniak, kierowniczka do spraw Naukowych i Żywieniowych w Żywiec Zdrój.  Woda gasi pragnienie, reguluje poziom ciśnienia krwi, poprawia trawienie. Odpowiednie nawodnienie pomaga w pracy naszego mózgu, ma wpływ na to, jak się czujemy fizycznie, ale i na nasze samopoczucie.  Dzięki piciu wody możemy zmniejszyć ryzyko pojawianie się bólów migrenowych głowy, uniknąć infekcji układu moczowego. I choć korzyści można by jeszcze długo wymieniać, to okazuje się, że nie sięgamy po nią zbyt często.  – Wciąż jesteśmy w tej grupie krajów, w których spożycie wody jest dość niskie. To się z upływem czasu zmienia – mówi Ilona Woźniak.  Z badań wynika, że w 2019 roku piliśmy jedną szklankę napojów więcej niż w 2014 roku. Nie przekłada się to jednak na spożywanie wody, a według zaleceń specjalistów woda powinna być głównym źródłem płynów w diecie. Powinna stanowić przynajmniej połowę tego, co pijemy.

Wodę trzeba pić i najlepiej, żeby było to około 2 litrów dziennie z różnych źródeł... I to właściwie chyba cała wiedza większości z nas na temat wody. O tym, że warto wiedzieć więcej, że woda ma różny smak (i wcale nie chodzi o tzw. wody owocowe!), ale przede wszystkim o zaletach wód źródlanych w podcascie "Spokojna głowa" opowiada Ilona Woźniak, kierowniczka do spraw Naukowych i Żywieniowych w Żywiec Zdrój.  Woda gasi pragnienie, reguluje poziom ciśnienia krwi, poprawia trawienie. Odpowiednie nawodnienie pomaga w pracy naszego mózgu, ma wpływ na to, jak się czujemy fizycznie, ale i na nasze samopoczucie.  Dzięki piciu wody możemy zmniejszyć ryzyko pojawianie się bólów migrenowych głowy, uniknąć infekcji układu moczowego. I choć korzyści można by jeszcze długo wymieniać, to okazuje się, że nie sięgamy po nią zbyt często.  – Wciąż jesteśmy w tej grupie krajów, w których spożycie wody jest dość niskie. To się z upływem czasu zmienia – mówi Ilona Woźniak.  Z badań wynika, że w 2019 roku piliśmy jedną szklankę napojów więcej niż w 2014 roku. Nie przekłada się to jednak na spożywanie wody, a według zaleceń specjalistów woda powinna być głównym źródłem płynów w diecie. Powinna stanowić przynajmniej połowę tego, co pijemy.

SPOKOJNA GŁOWA #9 | "Świąt możemy nie lubić, bo coś nam uzmysławiają". Jak przetrwać stres Bożego Narodzenia?
2020-12-28 10:42:16

Nie wszyscy czują magię świąt, nie dla wszystkich ten czas jest wyjątkowy. Jedni nienawidzą spotkań z rodziną, a drugim samotność doskwiera bardziej niż zwykle. O tym, że takich osób jest więcej niż nam się wydaje, oraz o tym, jak radzić sobie z emocjami w czasie Bożego Narodzenia mówi Katarzyna Kucewicz, psycholog i psychoterapeuta.  – Bardzo dużo ludzi nie lubi świąt. Wśród moich pacjentów temat niechęci do świąt pojawia się często. Nie lubimy ich z wielu powodów. Czasami jesteśmy obrażeni za to, że nie wyglądają tak, jakbyśmy chcieli, żeby wyglądały – mówi Katarzyna Kucewicz.  A w głowach mamy zakodowane "święta na bogato", takie, jak pokazuje się w reklamach, w amerykańskich filmach w wielką choinką. Te fantazje są najczęściej utopią, bo tylko w nielicznych rodzinach zdarza się, że wszyscy się lubią i śmieją się z tych samych żartów.  – Świąt możemy też nie lubić, bo coś nam uzmysławiają, np. to, że jesteśmy samotni albo to, że nasze życie nie do końca wygląda tak, jak wyglądać powinno, że mamy dużo stresu. Samotnym można być, bo jest się samemu i nie mam z kim pogadać, ale odczuwać samotność można gdy jest się zamkniętym w kuchni, kiedy cała rodzina biesiaduje i się śmieje – wyjaśnia psycholog.  Może być też tak, że święta kogoś przerażają. Przeraża wizja rozmów z rodziną, tłumaczenia się dlaczego czegoś nie mamy lub dlaczego coś mamy, dlaczego żyjemy tak, a nie inaczej. Nie chcemy porównywania z kuzynką, siostrą czy kimkolwiek innym.  W podcascie "Spokojna głowa" Katarzyna Kucewicz podpowiada, jak spróbować poradzić sobie z tymi emocjami i nabrać dystansu do świąt. Pamiętajmy, że niczego nie można robić na siłę, a nasze uczucia są bardzo ważne.

Nie wszyscy czują magię świąt, nie dla wszystkich ten czas jest wyjątkowy. Jedni nienawidzą spotkań z rodziną, a drugim samotność doskwiera bardziej niż zwykle. O tym, że takich osób jest więcej niż nam się wydaje, oraz o tym, jak radzić sobie z emocjami w czasie Bożego Narodzenia mówi Katarzyna Kucewicz, psycholog i psychoterapeuta.  – Bardzo dużo ludzi nie lubi świąt. Wśród moich pacjentów temat niechęci do świąt pojawia się często. Nie lubimy ich z wielu powodów. Czasami jesteśmy obrażeni za to, że nie wyglądają tak, jakbyśmy chcieli, żeby wyglądały – mówi Katarzyna Kucewicz.  A w głowach mamy zakodowane "święta na bogato", takie, jak pokazuje się w reklamach, w amerykańskich filmach w wielką choinką. Te fantazje są najczęściej utopią, bo tylko w nielicznych rodzinach zdarza się, że wszyscy się lubią i śmieją się z tych samych żartów.  – Świąt możemy też nie lubić, bo coś nam uzmysławiają, np. to, że jesteśmy samotni albo to, że nasze życie nie do końca wygląda tak, jak wyglądać powinno, że mamy dużo stresu. Samotnym można być, bo jest się samemu i nie mam z kim pogadać, ale odczuwać samotność można gdy jest się zamkniętym w kuchni, kiedy cała rodzina biesiaduje i się śmieje – wyjaśnia psycholog.  Może być też tak, że święta kogoś przerażają. Przeraża wizja rozmów z rodziną, tłumaczenia się dlaczego czegoś nie mamy lub dlaczego coś mamy, dlaczego żyjemy tak, a nie inaczej. Nie chcemy porównywania z kuzynką, siostrą czy kimkolwiek innym.  W podcascie "Spokojna głowa" Katarzyna Kucewicz podpowiada, jak spróbować poradzić sobie z tymi emocjami i nabrać dystansu do świąt. Pamiętajmy, że niczego nie można robić na siłę, a nasze uczucia są bardzo ważne.

MORDERSTWO (NIE)DOSKONAŁE #33 | Wyszła biegać, a na jej drodze stanął gwałciciel i morderca
2020-12-28 10:12:54

Dariusz Reluga ma ogromny żal. Do policji, do prokuratury i w ogóle do państwa. Za to, że minęło już ponad 20 lat od zabójstwa córki, a sprawiedliwości nie stało się zadość. Mordercy nie udało się ustalić, tymczasem "po drodze" w tajemniczych okolicznościach zaginęły wszystkie prokuratorskie akta w tej sprawie. Daria Reluga miała 19 lat. Mieszkała w Gdańsku-Oliwie, na tyłach Akademii Wychowania Fizycznego, bardzo blisko Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Lubiła tam biegać.  Była uczennicą XII LO w Gdańsku na Żabiance. Latem 1995 r. zdała maturę. Była najlepszą maturzystką tego roku w mieście. Gdański oddział TVP zaprosił ją na wywiad. Świetnie zdała egzaminy na Akademię Medyczną.  4 sierpnia 1995 ok. godz. 7.00 rano wyszła z domu, aby pobiegać w lesie. Miała wrócić o 9.00. Mama zauważyła, że Darii nie ma, gdy wróciła z pracy ok. godz. 15.00. Policja początkowo nie chciała w ogóle przyjmować zawiadomienia o zaginięciu. Jak mówi tata Darii, pomogło uruchomienie znajomości.  Ciało Darii Relugi znaleziono następnego dnia, przykryte gałęziami i paprociami. 19-latka została zgwałcona i zamordowana. Na miejscu zabezpieczono m.in. kuchenny nóż wbity w drzewo, zakrwawioną chusteczkę (dowód, że Daria się broniła). W ciele młodej kobiety wykryto nasienie sprawcy. Materiał genetyczny został zabezpieczony, dziś jest m.in. w bazie Interpolu.  Ale policyjne i prokuratorskie dochodzenie nie przyniosło żadnego efektu. Śledztwo umorzono po roku z powodu niewykrycia sprawcy. Po wielu latach, gdy do sprawy wróciło gdańskie tzw. Archiwum X, okazało się, że wszystkie akta gdzieś przepadły. Policjantom z wydziału ds. zbrodni niewyjaśnionych nie brakuje determinacji, aby sprawcę ustalić, ale jest ich zaledwie dwóch i ich możliwości są ograniczone.  O sprawiedliwość od lat walczy tata Darii, Dariusz Reluga, który jest gościem najnowszego odcinka podcastu "Morderstwo (nie)doskonałe".

Dariusz Reluga ma ogromny żal. Do policji, do prokuratury i w ogóle do państwa. Za to, że minęło już ponad 20 lat od zabójstwa córki, a sprawiedliwości nie stało się zadość. Mordercy nie udało się ustalić, tymczasem "po drodze" w tajemniczych okolicznościach zaginęły wszystkie prokuratorskie akta w tej sprawie. Daria Reluga miała 19 lat. Mieszkała w Gdańsku-Oliwie, na tyłach Akademii Wychowania Fizycznego, bardzo blisko Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Lubiła tam biegać.  Była uczennicą XII LO w Gdańsku na Żabiance. Latem 1995 r. zdała maturę. Była najlepszą maturzystką tego roku w mieście. Gdański oddział TVP zaprosił ją na wywiad. Świetnie zdała egzaminy na Akademię Medyczną.  4 sierpnia 1995 ok. godz. 7.00 rano wyszła z domu, aby pobiegać w lesie. Miała wrócić o 9.00. Mama zauważyła, że Darii nie ma, gdy wróciła z pracy ok. godz. 15.00. Policja początkowo nie chciała w ogóle przyjmować zawiadomienia o zaginięciu. Jak mówi tata Darii, pomogło uruchomienie znajomości.  Ciało Darii Relugi znaleziono następnego dnia, przykryte gałęziami i paprociami. 19-latka została zgwałcona i zamordowana. Na miejscu zabezpieczono m.in. kuchenny nóż wbity w drzewo, zakrwawioną chusteczkę (dowód, że Daria się broniła). W ciele młodej kobiety wykryto nasienie sprawcy. Materiał genetyczny został zabezpieczony, dziś jest m.in. w bazie Interpolu.  Ale policyjne i prokuratorskie dochodzenie nie przyniosło żadnego efektu. Śledztwo umorzono po roku z powodu niewykrycia sprawcy. Po wielu latach, gdy do sprawy wróciło gdańskie tzw. Archiwum X, okazało się, że wszystkie akta gdzieś przepadły. Policjantom z wydziału ds. zbrodni niewyjaśnionych nie brakuje determinacji, aby sprawcę ustalić, ale jest ich zaledwie dwóch i ich możliwości są ograniczone.  O sprawiedliwość od lat walczy tata Darii, Dariusz Reluga, który jest gościem najnowszego odcinka podcastu "Morderstwo (nie)doskonałe".

KORONAWIRUS BEZ CENZURY #36 | Depresja w czasach COVID-19. Jak pandemia wpłynęła na naszą psychikę?
2020-12-21 11:14:47

– Nie raz słyszymy, że ktoś mówi, że "dzisiaj to mam taką depresję, bo taka pogoda i jeszcze pandemia". Ale oczywiście to nie jest depresja w rozumieniu medycznym. Depresja to poważna choroba, której nie można bagatelizować – mówi nam prof. Dominika Dudek, prezes-elekt Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Wyjaśnia, jak depresja zmieniła się podczas epidemii oraz tłumaczy jak ją rozpoznać i leczyć.  – Zacznijmy od tego, czym się różni depresja od zwykłego smutku. Przede wszystkim w depresji smutek jest tylko jednym z objawów. Temu smutkowi towarzyszy anhedonia, czyli brak odczuwania przyjemności i zainteresowań, towarzyszy mu wyczerpanie, skrajne zmęczenie, utrata energii, zaburzenia myślenia, nieadekwatne poczucie winy, niska samoocena czy poczucie beznadziejności – wymienia w rozmowie z Anną Kaczmarek profesor Dominika Dudek.  Dodaje, że ma wielu pacjentów, którzy w depresji mają myśli samobójcze, zaburzenia jedzenia, snu oraz cały szereg objawów fizycznych, które dla lekarzy mogą być mylące w dobie pandemii, na przykład poczucie duszności.  – Pacjent może zgłosić się do lekarza i nie mówi wtedy, że jest mu smutno, tylko opowiada o niepokojących go objawach fizycznych. Twierdzi, że coś z nim jest nie tak, bo jest inny, niż kiedyś i podaje, że może to serce, anemia – zauważa prof. Dudek, czym podkreśla, że rozpoznanie depresji jest czasami bardzo trudne.  Smutek jest więc tylko jednym z objawów, a depresja jest bardziej złożona. Jeśli jesteśmy smutni, po prostu nie lubimy tego uczucia, ale wstajemy, myjemy się, ubieramy i zabieramy się do roboty. Natomiast pacjent z depresją jest tak wyczerpany, że nie ma energii, żeby wykonać nawet najprostsze czynności.  Czasami samo zadbanie o higienę jest trudne, nie mówiąc już o normalnym funkcjonowaniu, żeby iść do pracy lub zając się jakimiś obowiązkami. To wywołuje wtedy w osobach z depresją poczucie winy, a stamtąd już blisko do myśli o tym, że wszystkim byłoby lepiej bez tej osoby.  – Ponadto jak jesteśmy smutni, to każdy ma swój sposób, żeby ten smutek rozproszyć. Jeden obejrzy film, inny posłucha muzyki czy spotka się z przyjaciółmi. Pacjent w depresji nie może sobie tak pomóc, przez wspomnianą anhedonię. On nie odczuwa przyjemności i pozytywnych uczuć – zaznacza nasza rozmówczyni.  Jeszcze jedną z różnic między osobami smutnymi a tymi z depresją jest to, że te pierwsze potrafią wskazać powód swojego spadku nastroju. Z kolei pacjenci z depresją nawet jeśli wskażą wydarzenia, które poprzedziły jego obecny stan, to i tak potem ta depresja zaczyna żyć własnym życiem. Dlatego wszelkie zmiany na lepsze w ich otoczeniu niekoniecznie mogą mieć wpływ na polepszenie ich nastroju.  – To jest choroba, ciężka choroba, którą należy leczyć i ma ona bardzo wiele twarzy. Jednym z takich typów pacjentów są tacy, którzy chorują na nią od dawna i mają jej nawroty. Muszę powiedzieć, że paradoksalnie wielu z nich całkiem nieźle znosi tę pandemię. To nie jest tak, jakby byli oni już trochę przystosowani do funkcjonowania na niższych obrotach – opowiada prof. Dudek.  Dodaje, że często są to osoby, które nie pracują, są na rencie i dla nich zbytnio nic się nie zmieniło i nie obchodzi ich to, co dzieje się dookoła. – Oczywiście z takimi osobami mamy teraz problem terapeutyczny. Przecież w normalnych warunkach zachęcamy właśnie do aktywności, wyjścia do ludzi, rozmów z nimi. Zachęcamy do znalezienia jakiegoś obszaru zainteresowań. Teraz to wszystko jest bardzo ograniczone – wyznaje nasza rozmówczyni.

– Nie raz słyszymy, że ktoś mówi, że "dzisiaj to mam taką depresję, bo taka pogoda i jeszcze pandemia". Ale oczywiście to nie jest depresja w rozumieniu medycznym. Depresja to poważna choroba, której nie można bagatelizować – mówi nam prof. Dominika Dudek, prezes-elekt Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Wyjaśnia, jak depresja zmieniła się podczas epidemii oraz tłumaczy jak ją rozpoznać i leczyć.  – Zacznijmy od tego, czym się różni depresja od zwykłego smutku. Przede wszystkim w depresji smutek jest tylko jednym z objawów. Temu smutkowi towarzyszy anhedonia, czyli brak odczuwania przyjemności i zainteresowań, towarzyszy mu wyczerpanie, skrajne zmęczenie, utrata energii, zaburzenia myślenia, nieadekwatne poczucie winy, niska samoocena czy poczucie beznadziejności – wymienia w rozmowie z Anną Kaczmarek profesor Dominika Dudek.  Dodaje, że ma wielu pacjentów, którzy w depresji mają myśli samobójcze, zaburzenia jedzenia, snu oraz cały szereg objawów fizycznych, które dla lekarzy mogą być mylące w dobie pandemii, na przykład poczucie duszności.  – Pacjent może zgłosić się do lekarza i nie mówi wtedy, że jest mu smutno, tylko opowiada o niepokojących go objawach fizycznych. Twierdzi, że coś z nim jest nie tak, bo jest inny, niż kiedyś i podaje, że może to serce, anemia – zauważa prof. Dudek, czym podkreśla, że rozpoznanie depresji jest czasami bardzo trudne.  Smutek jest więc tylko jednym z objawów, a depresja jest bardziej złożona. Jeśli jesteśmy smutni, po prostu nie lubimy tego uczucia, ale wstajemy, myjemy się, ubieramy i zabieramy się do roboty. Natomiast pacjent z depresją jest tak wyczerpany, że nie ma energii, żeby wykonać nawet najprostsze czynności.  Czasami samo zadbanie o higienę jest trudne, nie mówiąc już o normalnym funkcjonowaniu, żeby iść do pracy lub zając się jakimiś obowiązkami. To wywołuje wtedy w osobach z depresją poczucie winy, a stamtąd już blisko do myśli o tym, że wszystkim byłoby lepiej bez tej osoby.  – Ponadto jak jesteśmy smutni, to każdy ma swój sposób, żeby ten smutek rozproszyć. Jeden obejrzy film, inny posłucha muzyki czy spotka się z przyjaciółmi. Pacjent w depresji nie może sobie tak pomóc, przez wspomnianą anhedonię. On nie odczuwa przyjemności i pozytywnych uczuć – zaznacza nasza rozmówczyni.  Jeszcze jedną z różnic między osobami smutnymi a tymi z depresją jest to, że te pierwsze potrafią wskazać powód swojego spadku nastroju. Z kolei pacjenci z depresją nawet jeśli wskażą wydarzenia, które poprzedziły jego obecny stan, to i tak potem ta depresja zaczyna żyć własnym życiem. Dlatego wszelkie zmiany na lepsze w ich otoczeniu niekoniecznie mogą mieć wpływ na polepszenie ich nastroju.  – To jest choroba, ciężka choroba, którą należy leczyć i ma ona bardzo wiele twarzy. Jednym z takich typów pacjentów są tacy, którzy chorują na nią od dawna i mają jej nawroty. Muszę powiedzieć, że paradoksalnie wielu z nich całkiem nieźle znosi tę pandemię. To nie jest tak, jakby byli oni już trochę przystosowani do funkcjonowania na niższych obrotach – opowiada prof. Dudek.  Dodaje, że często są to osoby, które nie pracują, są na rencie i dla nich zbytnio nic się nie zmieniło i nie obchodzi ich to, co dzieje się dookoła. – Oczywiście z takimi osobami mamy teraz problem terapeutyczny. Przecież w normalnych warunkach zachęcamy właśnie do aktywności, wyjścia do ludzi, rozmów z nimi. Zachęcamy do znalezienia jakiegoś obszaru zainteresowań. Teraz to wszystko jest bardzo ograniczone – wyznaje nasza rozmówczyni.

SPOKOJNA GŁOWA #8 | Co słychać u Agaty Wiśniewskiej? Nam mówi o konsekwencjach występu w Top Model
2020-12-18 15:25:07

Zrobiło się o niej głośno, kiedy pojawiła się w Top Model, bo była pierwszą modelką plus size w tym programie. Jeszcze we wrześniu o Agacie Wiśniewskiej rozpisywały się portale, ale dziś zainteresowanie mediów jest już zdecydowanie mniejsze. Jednak tamta decyzja ma swoje konsekwencje. Jakie? O tym m.in. opowiada Agata w podcaście "Spokojna głowa".  – Dzieje się dużo, są zlecenia, firmy się odzywają, realizujemy wspólne projekty. Najbardziej zależało mi właśnie na tym, żeby pokazywać innym kobietom, jak ciuchy wyglądają na innych sylwetkach, na sylwetkach kobiet w każdym rozmiarze – podkreśla Agata Wiśniewska.  To ważne szczególnie dlatego, że modelingu plus size wciąż w Polsce nie ma dużo. Na okładkach gazet, w telewizji, na billboardach widzimy rozmiary dużo mniejsze i to wydaje nam się jedyną normą od której odstajemy. Nie chodzi jednak, żeby pomijać 34 czy 32, chodzi o to, żeby pokazywać różne sylwetki.  – Mi było lepiej, kiedy widziałam kobiety podobne do mnie. Miałam poczucie, że nie jestem wyalienowana, że takie kobiety też są, że nie tylko ja tak wyglądam, że nie tylko ja mam rozstępy. Zrozumiałam, że jest to normalne – wspomina Agata.  Modelka przyznaje, że po emisji odcinka Top Model z jej udziałem dostała mnóstwo wiadomości. Kobiety dziękowały jej za krok, który zrobiła, bo znaczy on wiele także dla nich.  – Dziewczyny były wdzięczne, bo dzięki temu, że ja się odważyłam, to i one zaczęły patrzeć na siebie inaczej. Dostawałam wiadomości, że dziewczyna patrzy na siebie w lustrze i jedyne, co jej się chce to wymiotować. Wiem, że jest bardzo dużo takich kobiet. Sama przez to wszystko przechodziłam, więc zdaję sobie sprawę, jakie to ciężkie – mówi.  Więcej o tym, jak wyglądała, a raczej wygląda, droga do akceptacji siebie i o tym, że jest to proces w trakcie którego każdemu zdarzają się potknięcia Agata Wiśniewska opowiada w podcascie "Spokojna głowa".

Zrobiło się o niej głośno, kiedy pojawiła się w Top Model, bo była pierwszą modelką plus size w tym programie. Jeszcze we wrześniu o Agacie Wiśniewskiej rozpisywały się portale, ale dziś zainteresowanie mediów jest już zdecydowanie mniejsze. Jednak tamta decyzja ma swoje konsekwencje. Jakie? O tym m.in. opowiada Agata w podcaście "Spokojna głowa".  – Dzieje się dużo, są zlecenia, firmy się odzywają, realizujemy wspólne projekty. Najbardziej zależało mi właśnie na tym, żeby pokazywać innym kobietom, jak ciuchy wyglądają na innych sylwetkach, na sylwetkach kobiet w każdym rozmiarze – podkreśla Agata Wiśniewska.  To ważne szczególnie dlatego, że modelingu plus size wciąż w Polsce nie ma dużo. Na okładkach gazet, w telewizji, na billboardach widzimy rozmiary dużo mniejsze i to wydaje nam się jedyną normą od której odstajemy. Nie chodzi jednak, żeby pomijać 34 czy 32, chodzi o to, żeby pokazywać różne sylwetki.  – Mi było lepiej, kiedy widziałam kobiety podobne do mnie. Miałam poczucie, że nie jestem wyalienowana, że takie kobiety też są, że nie tylko ja tak wyglądam, że nie tylko ja mam rozstępy. Zrozumiałam, że jest to normalne – wspomina Agata.  Modelka przyznaje, że po emisji odcinka Top Model z jej udziałem dostała mnóstwo wiadomości. Kobiety dziękowały jej za krok, który zrobiła, bo znaczy on wiele także dla nich.  – Dziewczyny były wdzięczne, bo dzięki temu, że ja się odważyłam, to i one zaczęły patrzeć na siebie inaczej. Dostawałam wiadomości, że dziewczyna patrzy na siebie w lustrze i jedyne, co jej się chce to wymiotować. Wiem, że jest bardzo dużo takich kobiet. Sama przez to wszystko przechodziłam, więc zdaję sobie sprawę, jakie to ciężkie – mówi.  Więcej o tym, jak wyglądała, a raczej wygląda, droga do akceptacji siebie i o tym, że jest to proces w trakcie którego każdemu zdarzają się potknięcia Agata Wiśniewska opowiada w podcascie "Spokojna głowa".

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie