naTemat.pl

Zapraszamy do odsłuchu naszych programów:
- MORDERSTWO (NIE)DOSKONAŁE
- ALLEGRO MA NON TROPPO, CZYLI GODZINA Z JACKIEM
- poliTyka
- HALLO HALLER
- REKLAMIARA
- TALK SLOW
- ZDROWIE BEZ CENZURY
- TYPIARA OD TYPÓW


Odcinki od najnowszych:

SPOKOJNA GŁOWA #6 | "Kiedy bliski człowiek zaginie, cierpienie nie ma dna". Taką cenę płacą rodziny himalaistów
2020-11-23 09:32:29

Jedni czują żal, inni podziw i dumę, są jednak i tacy, którzy tęskniąc, nadal rozważają możliwe scenariusze, bo przecież skoro nie ma ciała, to jest nadzieja... O stracie, trudnych emocjach i życiu bez bliskiej osoby można przeczytać w poruszającej książce "Rodziny himalaistów" autorstwa Katarzyny Skrzydłowskiej-Kalukin i Joanny Sokolińskiej.  "Rodziny himalaistów" to książka nie o tych, którzy zdobywali lub zdobywają szczyty, to książka o ich bliskich. Autorki przeprowadziły szczere rozmowy z tymi, którzy zazwyczaj pozostawali w cieniu, z tymi, którzy zostali bez ojców, bez mężów i bez przyjaciół...  "To książka o ludziach, którzy podobnie jak bohaterscy, tak przez nas kochani himalaiści płacą najwyższą cenę za wędrówkę na szczyt. Płacą za piękną pasję, tyle że nie swoją" – brzmi fragment książki.  Fragment, po którego przeczytaniu, można by wnioskować, że "Rodziny himalaistów" będą wypełnione opowieściami pełnymi żalu, przepełnionymi goryczą, bo przecież cena, o której mowa i którą przyszło zapłacić bliskim, była jedną z możliwie najwyższych. Jednak śmierć każdy przeżywa inaczej...  Ci, którzy się wspinają, wiedzą, że ryzykują, ich rodziny również zdają sobie sprawę z czym może wiązać się realizacja takich marzeń, ale na stratę nie da się przygotować.

Jedni czują żal, inni podziw i dumę, są jednak i tacy, którzy tęskniąc, nadal rozważają możliwe scenariusze, bo przecież skoro nie ma ciała, to jest nadzieja... O stracie, trudnych emocjach i życiu bez bliskiej osoby można przeczytać w poruszającej książce "Rodziny himalaistów" autorstwa Katarzyny Skrzydłowskiej-Kalukin i Joanny Sokolińskiej.  "Rodziny himalaistów" to książka nie o tych, którzy zdobywali lub zdobywają szczyty, to książka o ich bliskich. Autorki przeprowadziły szczere rozmowy z tymi, którzy zazwyczaj pozostawali w cieniu, z tymi, którzy zostali bez ojców, bez mężów i bez przyjaciół...  "To książka o ludziach, którzy podobnie jak bohaterscy, tak przez nas kochani himalaiści płacą najwyższą cenę za wędrówkę na szczyt. Płacą za piękną pasję, tyle że nie swoją" – brzmi fragment książki.  Fragment, po którego przeczytaniu, można by wnioskować, że "Rodziny himalaistów" będą wypełnione opowieściami pełnymi żalu, przepełnionymi goryczą, bo przecież cena, o której mowa i którą przyszło zapłacić bliskim, była jedną z możliwie najwyższych. Jednak śmierć każdy przeżywa inaczej...  Ci, którzy się wspinają, wiedzą, że ryzykują, ich rodziny również zdają sobie sprawę z czym może wiązać się realizacja takich marzeń, ale na stratę nie da się przygotować.

poliTYka #22 | Strajk Kobiet zablokuje Sejm. "Panie Kaczyński: nie boimy się ani pana"
2020-11-18 15:50:43

Strajk Kobiet zapowiada, że w środę o 18:00 rozpoczyna blokadę Sejmu. "Panie Kaczyński: nie boimy się ani pana" – mówi Marta Lempart, jedna z liderek protestów przeciwko zakazowi aborcji embriopatologicznej.

Strajk Kobiet zapowiada, że w środę o 18:00 rozpoczyna blokadę Sejmu. "Panie Kaczyński: nie boimy się ani pana" – mówi Marta Lempart, jedna z liderek protestów przeciwko zakazowi aborcji embriopatologicznej.

Ta książka uświadamia, co politycy zrobili z wojskowymi służbami specjalnymi | WERYFIKACJA
2020-11-16 10:17:35

Tych, którzy już czytali "Kontakt" i "Hajlajf", z pewnością długo nie trzeba będzie zachęcać do lektury. Do księgarń trafia właśnie "Weryfikacja" – książka, której współautorami są Kafir, czyli ukrywający się pod pseudonimem były oficer WSI i SKW, oraz dziennikarz Łukasz Maziewski.  "Weryfikacja" to ciąg dalszy zmagań pułkownika Radosława Sztylca ze służbami specjalnymi z różnych państw, a także i z Polski. Ta książka - choć niby jest to fikcja - opisuje także to, co stało się z WSI w 2006 r. Właściwie z dnia na dzień polskie wojsko straciło służbę, której zadaniem było ją ochraniać.  W prasie było z jednej strony wiele doniesień, jak dramatyczne skutki przyniosła ta zmiana, z drugiej – jaką przestępczą organizacją miały być Wojskowe Służby Informacyjne. Trudno jednak było o relację z tego, jak to wszystko wyglądało wewnątrz. Jak?  O tym w naszym podcaście rozmawiamy z oficerem ukrywającym się pod pseudonimem Kafir oraz z Łukaszem Maziewskim.

Tych, którzy już czytali "Kontakt" i "Hajlajf", z pewnością długo nie trzeba będzie zachęcać do lektury. Do księgarń trafia właśnie "Weryfikacja" – książka, której współautorami są Kafir, czyli ukrywający się pod pseudonimem były oficer WSI i SKW, oraz dziennikarz Łukasz Maziewski.  "Weryfikacja" to ciąg dalszy zmagań pułkownika Radosława Sztylca ze służbami specjalnymi z różnych państw, a także i z Polski. Ta książka - choć niby jest to fikcja - opisuje także to, co stało się z WSI w 2006 r. Właściwie z dnia na dzień polskie wojsko straciło służbę, której zadaniem było ją ochraniać.  W prasie było z jednej strony wiele doniesień, jak dramatyczne skutki przyniosła ta zmiana, z drugiej – jaką przestępczą organizacją miały być Wojskowe Służby Informacyjne. Trudno jednak było o relację z tego, jak to wszystko wyglądało wewnątrz. Jak?  O tym w naszym podcaście rozmawiamy z oficerem ukrywającym się pod pseudonimem Kafir oraz z Łukaszem Maziewskim.

MORDERSTWO (NIE)DOSKONAŁE #30 | "Twoja Misia". Straszny finał romansu nastolatki z adwokatem
2020-11-12 16:32:42

Mama zamordowanej nastolatki mówi, że nie ma siły rozmawiać o tym, co się stało. Bo i po co – przecież wiadomo, kto to zrobił. Tyle że sprawca pozostaje bezkarny. Wprawdzie mówimy "zamordowanej nastolatki", lecz na sto procent tego nie wiemy. Wszystko wskazuje na to, że Kasia została zabita, ale jej ciała nigdy nie znaleziono. Katarzyna Domeracka formalnie w policyjnych statystykach figuruje jako poszukiwana.  Data urodzenia: 1983-06-23 Rysopis: wzrost 156-160 cm., włosy długie, farbowane, jasnoblond, oczy jasne, mały nos, sylwetka szczupła. Gdyby żyła, dziś miałaby 37 lat. Gdy zaginęła, pozostało jej kilka tygodni do 17. urodzin. Do zaginięcia doszło 9 maja 2000 roku. Wychodząc z domu dziadków na warszawskim Mokotowie powiedziała, że jedzie nad Zalew Zegrzyński.  Policja i prokuratura prowadziły bardzo intensywne działania. Dość szybko w kręgu podejrzeń znalazł się 43-letni wówczas Jan W. To znany warszawski adwokat, człowiek z pieniędzmi, szanowany i - co istotne - sąsiad i przyjaciel rodziny.  Gdy Kasia miała 10 lat, w wypadku zginął jej tata. Wówczas Jan W. służył pomocą mamie dziewczynki. Dla niej samej był na tyle bliski, że mówiła do niego wujku. Ale potem - tak wynika z pamiętników Kasi - ta relacja przerodziła się w coś niezdrowego. Dorosły mężczyzna rozkochał w sobie nastolatkę.  "Kasia miała 12-13 lat, na przełomie 5-6 klasy, powiedziała, że jest w jej życiu taki pan, który czasem zastępuje jej ojca. Zabiera ją na lody; mówiła, że jest do niego przywiązana, że go kocha. (...) Gdy byłyśmy w 7. klasie, to powiedziała, że się całują. A w wakacje po klasie 7. napisała liścik, że w swoje urodziny współżyła z nim".  Tak później zeznawała jedna z koleżanek Katarzyny Domerackiej.  Wiele wskazywało na to, że Jan W. stał za zaginięciem i śmiercią dziewczyny, która z czasem coraz mocniej domagała się od mężczyzny, by zostawił żonę i związał się z nią. Jednym z dowodów był but adwokata ze śladami zaschniętej krwi na podeszwie. Tyle że ów dowód w tajemniczy sposób zaginął.  Prawnik wprawdzie został zatrzymany przez policję, ale szybko go wypuszczono i nie przedstawiono żadnych zarzutów. On sam zaś nigdy nie przyznał się do tego, że mógłby mieć jakiś związek z zaginięciem nastolatki.  W najnowszym odcinku podcastu "Morderstwo (nie)doskonałe" opowiadamy o tajemniczej sprawie Katarzyny Domerackiej z Warszawy. Gościem odcinka jest Piotr "Pochuro" Matysiak, były policjant, dziś autor książek i artykułów poświęconych tematyce kryminalnej. Kilka lat temu spotkał się on ze swoim kolegą, który na początku lat dwutysięcznych zajmował się sprawą zaginięcia Katarzyny Domerackiej. Spotkanie to opisał w magazynie kryminalnym "Reporter".

Mama zamordowanej nastolatki mówi, że nie ma siły rozmawiać o tym, co się stało. Bo i po co – przecież wiadomo, kto to zrobił. Tyle że sprawca pozostaje bezkarny. Wprawdzie mówimy "zamordowanej nastolatki", lecz na sto procent tego nie wiemy. Wszystko wskazuje na to, że Kasia została zabita, ale jej ciała nigdy nie znaleziono. Katarzyna Domeracka formalnie w policyjnych statystykach figuruje jako poszukiwana.  Data urodzenia: 1983-06-23 Rysopis: wzrost 156-160 cm., włosy długie, farbowane, jasnoblond, oczy jasne, mały nos, sylwetka szczupła. Gdyby żyła, dziś miałaby 37 lat. Gdy zaginęła, pozostało jej kilka tygodni do 17. urodzin. Do zaginięcia doszło 9 maja 2000 roku. Wychodząc z domu dziadków na warszawskim Mokotowie powiedziała, że jedzie nad Zalew Zegrzyński.  Policja i prokuratura prowadziły bardzo intensywne działania. Dość szybko w kręgu podejrzeń znalazł się 43-letni wówczas Jan W. To znany warszawski adwokat, człowiek z pieniędzmi, szanowany i - co istotne - sąsiad i przyjaciel rodziny.  Gdy Kasia miała 10 lat, w wypadku zginął jej tata. Wówczas Jan W. służył pomocą mamie dziewczynki. Dla niej samej był na tyle bliski, że mówiła do niego wujku. Ale potem - tak wynika z pamiętników Kasi - ta relacja przerodziła się w coś niezdrowego. Dorosły mężczyzna rozkochał w sobie nastolatkę.  "Kasia miała 12-13 lat, na przełomie 5-6 klasy, powiedziała, że jest w jej życiu taki pan, który czasem zastępuje jej ojca. Zabiera ją na lody; mówiła, że jest do niego przywiązana, że go kocha. (...) Gdy byłyśmy w 7. klasie, to powiedziała, że się całują. A w wakacje po klasie 7. napisała liścik, że w swoje urodziny współżyła z nim".  Tak później zeznawała jedna z koleżanek Katarzyny Domerackiej.  Wiele wskazywało na to, że Jan W. stał za zaginięciem i śmiercią dziewczyny, która z czasem coraz mocniej domagała się od mężczyzny, by zostawił żonę i związał się z nią. Jednym z dowodów był but adwokata ze śladami zaschniętej krwi na podeszwie. Tyle że ów dowód w tajemniczy sposób zaginął.  Prawnik wprawdzie został zatrzymany przez policję, ale szybko go wypuszczono i nie przedstawiono żadnych zarzutów. On sam zaś nigdy nie przyznał się do tego, że mógłby mieć jakiś związek z zaginięciem nastolatki.  W najnowszym odcinku podcastu "Morderstwo (nie)doskonałe" opowiadamy o tajemniczej sprawie Katarzyny Domerackiej z Warszawy. Gościem odcinka jest Piotr "Pochuro" Matysiak, były policjant, dziś autor książek i artykułów poświęconych tematyce kryminalnej. Kilka lat temu spotkał się on ze swoim kolegą, który na początku lat dwutysięcznych zajmował się sprawą zaginięcia Katarzyny Domerackiej. Spotkanie to opisał w magazynie kryminalnym "Reporter".

KORONAWIRUS BEZ CENZURY #31 | Czy masz genetyczne predyspozycje do ciężkiego przebiegu COVID-19?
2020-11-06 15:29:43

Geny, które odziedziczyliśmy po naszych przodkach sprzed bardzo wielu lat, mogą być odpowiedzialne za predyspozycje do cięższego przejścia COVID-19. Oczywiście predyspozycje genetyczne to nie wyrok, to tylko zwiększenie ryzyka. Jednak w połączeniu np. z chorobami takimi jak cukrzyca czy nadciśnienie mogą pokazywać, że jesteśmy w dość niekorzystnym położeniu i musimy chronić się przed zakażeniem wirusem SARS-CoV-2.  O znaczeniu naszych predyspozycji genetycznych w zakażeniach SARS-CoV-2 opowiadają w specjalnym podkaście Koronawirus bez cenzury:  – dr hab. Mirosław Kwaśniewski - genetyk, biolog molekularny, bioinformatyk, kierownik Centrum Bioinformatyki i Analizy Danych Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Założyciel IMAGENE.ME, firmy bioinformatycznej zajmującej się m.in. badaniami genetycznymi i medycyną spersonalizowaną;  – dr Karolina Chwiałkowska - biotechnolog, specjalista z dziedziny epigenetyki i genomiki nowotworów oraz chorób metabolicznych, pracownik naukowy w Centrum Bioinformatyki i Analizy Danych Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. W firmie IMAGENE.ME kieruje zespołem biotechnologów i interpretacją funkcjonalną wariantów genetycznych.

Geny, które odziedziczyliśmy po naszych przodkach sprzed bardzo wielu lat, mogą być odpowiedzialne za predyspozycje do cięższego przejścia COVID-19. Oczywiście predyspozycje genetyczne to nie wyrok, to tylko zwiększenie ryzyka. Jednak w połączeniu np. z chorobami takimi jak cukrzyca czy nadciśnienie mogą pokazywać, że jesteśmy w dość niekorzystnym położeniu i musimy chronić się przed zakażeniem wirusem SARS-CoV-2.  O znaczeniu naszych predyspozycji genetycznych w zakażeniach SARS-CoV-2 opowiadają w specjalnym podkaście Koronawirus bez cenzury:  – dr hab. Mirosław Kwaśniewski - genetyk, biolog molekularny, bioinformatyk, kierownik Centrum Bioinformatyki i Analizy Danych Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Założyciel IMAGENE.ME, firmy bioinformatycznej zajmującej się m.in. badaniami genetycznymi i medycyną spersonalizowaną;  – dr Karolina Chwiałkowska - biotechnolog, specjalista z dziedziny epigenetyki i genomiki nowotworów oraz chorób metabolicznych, pracownik naukowy w Centrum Bioinformatyki i Analizy Danych Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. W firmie IMAGENE.ME kieruje zespołem biotechnologów i interpretacją funkcjonalną wariantów genetycznych.

naTematyka #31 | Uważaj, w tym mroku czai się zło! Rzecz o "Seryjnych mordercach", najmroczniejszej książce roku
2020-11-04 11:50:52

Jak rodzi się zło oraz jak rozpoznawać bestie w ludzkiej skórze? Opowiedzą o tym pisarz Max Czornyj oraz profiler kryminalny Jan Gołębiowski, współautorzy najmroczniejszej książki tego roku, czyli niecodziennej antologii "Seryjni mordercy".  Tadeusz Ołdak, Karol Kot, Bogdan Arnold, Władysław Mazurkiewicz, Władysław Baczyński, Stanisław Stańczyk, "Młotkarz z Torunia” i "Wampir z Radomia" – oto ośmiu najbardziej przerażających zabójców powojennej Polski. Dziś możemy zanurzyć się w świecie popełnianych przez nich zbrodni, poznać metody działania, motywacje, sekrety oraz słabości.  A wszystko to dzięki antologii opowiadań, jakiej jeszcze nie było, bowiem stoją za nią nie tylko twórcy bestsellerowych kryminałów – Adrian Bednarek, Max Czornyj, Marta Guzowska, Marcel Moss, Marek Stelar i Marcel Woźniak – lecz także Jan Gołębiewski oraz Łukasz Wroński, biegły sądowy i psycholog od lat zajmujący się wnikaniem w umysły psychopatów.  Max Czornyj, pisarz i adwokat z wykształcenia oraz Jan Gołębiowski, autorytet w dziedzinie tworzenia portretów psychologicznych nieznanych sprawców przestępstw zdradzą dziś, jak wygląda praca, podczas której człowiek styka się z niewyobrażalnym złem i w jaki sposób można je oswoić (m. in. używając czarnego humoru).  Dowiemy się również, czy istnieje coś takiego, jak zbrodnia idealna, czy poznając seryjnych morderców, można w pewnym momencie poczuć do nich sympatię oraz zacząć im współczuć, a także czy Max Czornyj mógłby zostać dobrym profilerem, natomiast Jan Gołębiowski – autorem bestsellerowych dreszczowców.

Jak rodzi się zło oraz jak rozpoznawać bestie w ludzkiej skórze? Opowiedzą o tym pisarz Max Czornyj oraz profiler kryminalny Jan Gołębiowski, współautorzy najmroczniejszej książki tego roku, czyli niecodziennej antologii "Seryjni mordercy".  Tadeusz Ołdak, Karol Kot, Bogdan Arnold, Władysław Mazurkiewicz, Władysław Baczyński, Stanisław Stańczyk, "Młotkarz z Torunia” i "Wampir z Radomia" – oto ośmiu najbardziej przerażających zabójców powojennej Polski. Dziś możemy zanurzyć się w świecie popełnianych przez nich zbrodni, poznać metody działania, motywacje, sekrety oraz słabości.  A wszystko to dzięki antologii opowiadań, jakiej jeszcze nie było, bowiem stoją za nią nie tylko twórcy bestsellerowych kryminałów – Adrian Bednarek, Max Czornyj, Marta Guzowska, Marcel Moss, Marek Stelar i Marcel Woźniak – lecz także Jan Gołębiewski oraz Łukasz Wroński, biegły sądowy i psycholog od lat zajmujący się wnikaniem w umysły psychopatów.  Max Czornyj, pisarz i adwokat z wykształcenia oraz Jan Gołębiowski, autorytet w dziedzinie tworzenia portretów psychologicznych nieznanych sprawców przestępstw zdradzą dziś, jak wygląda praca, podczas której człowiek styka się z niewyobrażalnym złem i w jaki sposób można je oswoić (m. in. używając czarnego humoru).  Dowiemy się również, czy istnieje coś takiego, jak zbrodnia idealna, czy poznając seryjnych morderców, można w pewnym momencie poczuć do nich sympatię oraz zacząć im współczuć, a także czy Max Czornyj mógłby zostać dobrym profilerem, natomiast Jan Gołębiowski – autorem bestsellerowych dreszczowców.

MORDERSTWO (NIE)DOSKONAŁE #29 | Najpierw nagonka, potem śmierć. Zabójstwo burmistrza owiane tajemnicą
2020-11-04 10:41:12

Znajomi o nim mówili, że ludzi dzielił na dwie kategorie - porządnych i szuje. Na pewno nie dzielił ich według narodowości. Głosowali na niego i Niemcy, i Polacy. I to przez długie lata. Ale w ostatnich miesiącach narosło wokół niego sporo kontrowersji. Aż ktoś targnął się na jego życie. Czy polityka miała związek z tym zabójstwem? Wiele wskazuje na to, że nie. Jednak sprawcy wciąż nie ustalono, więc trudno spekulować, jakimi motywami się kierował.   Dieter Przewdzing rządził Zdzieszowicami przez blisko 40 lat. W połowie lat 70. został naczelnikiem miasta i gminy. Później, po upadku PRL, jego stanowisko zmieniło nazwę, został burmistrzem, ale funkcję pełnił tę samą. Aż do tragicznej śmierci.  Burmistrz Zdzieszowic został brutalnie zamordowany 18 lutego 2014 r. Zabito go w domu we wsi Krępna. Sprawca działał wyjątkowo bezwzględnie - najpierw ogłuszył ofiarę uderzając tępym narzędziem kilka razy w głowę, a następnie ostrym nożem poderżnął burmistrzowi gardło. Znajomy, który przyszedł do domu Przewdzinga, zastał jego ciało w kałuży krwi, jeszcze ciepłe. Ale zanim przyjechało pogotowie, samorządowiec zmarł.   To wszystko działo się na parę dni przed 70. urodzinami Dietera Przewdzinga. Burmistrz zamierzał je obejść hucznie - szykował imprezę, zamawiał muzyków. Był pełen energii.  Po imieniu nietrudno się domyślić - Dieter Przewdzing miał korzenie niemieckie. Urodził się 24 lutego 1944 r. we wsi Annengrund na Opolszczyźnie, dziś to wieś Rozwadza. Po wojnie jego rodzina zdecydowała się pozostać w Polsce.  W czasach PRL działał w PZPR. Po roku 1989 nie związał się z żadną partią, ale aktywnie działał w Mniejszości Niemieckiej, czyli w komitecie tworzonym przez Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Niemców na Śląsku Opolskim. Przez lata to nikomu nie wadziło, ale gdy burmistrz rzucił pomysł o autonomii ekonomicznej, pojawiły się komentarze, że Przewdzing chce oderwać Opolszczyznę od Polski.  Ostatnie miesiące życia burmistrza to była wręcz nieustanna nagonka. Przed urzędem miasta Kluby "Gazety Polskiej" oraz działacze Prawa i Sprawiedliwości zorganizowali demonstrację z żądaniem, by Dieter Przewdzing ustąpił ze stanowiska. Do prokuratury trafiło zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa polegającego na nawoływaniu do separatyzmu.   Nic więc dziwnego, że po śmierci brano pod uwagę, iż motyw zabójstwa mógł być związany z polityką. Dwie inne rozpatrywane przez śledczych wersje mówiły o kwestiach biznesowych oraz o rabunku. Jednak po czterech latach śledztwo umorzono z powodu niewykrycia sprawcy.  W najnowszym odcinku podcastu "Morderstwo (nie)doskonałe" opowiadamy o Dieterze Przewdzingu i jego zabójstwie. Gościem odcinka jest Rafał Bartek, przewodniczący zarządu Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim.

Znajomi o nim mówili, że ludzi dzielił na dwie kategorie - porządnych i szuje. Na pewno nie dzielił ich według narodowości. Głosowali na niego i Niemcy, i Polacy. I to przez długie lata. Ale w ostatnich miesiącach narosło wokół niego sporo kontrowersji. Aż ktoś targnął się na jego życie. Czy polityka miała związek z tym zabójstwem? Wiele wskazuje na to, że nie. Jednak sprawcy wciąż nie ustalono, więc trudno spekulować, jakimi motywami się kierował.   Dieter Przewdzing rządził Zdzieszowicami przez blisko 40 lat. W połowie lat 70. został naczelnikiem miasta i gminy. Później, po upadku PRL, jego stanowisko zmieniło nazwę, został burmistrzem, ale funkcję pełnił tę samą. Aż do tragicznej śmierci.  Burmistrz Zdzieszowic został brutalnie zamordowany 18 lutego 2014 r. Zabito go w domu we wsi Krępna. Sprawca działał wyjątkowo bezwzględnie - najpierw ogłuszył ofiarę uderzając tępym narzędziem kilka razy w głowę, a następnie ostrym nożem poderżnął burmistrzowi gardło. Znajomy, który przyszedł do domu Przewdzinga, zastał jego ciało w kałuży krwi, jeszcze ciepłe. Ale zanim przyjechało pogotowie, samorządowiec zmarł.   To wszystko działo się na parę dni przed 70. urodzinami Dietera Przewdzinga. Burmistrz zamierzał je obejść hucznie - szykował imprezę, zamawiał muzyków. Był pełen energii.  Po imieniu nietrudno się domyślić - Dieter Przewdzing miał korzenie niemieckie. Urodził się 24 lutego 1944 r. we wsi Annengrund na Opolszczyźnie, dziś to wieś Rozwadza. Po wojnie jego rodzina zdecydowała się pozostać w Polsce.  W czasach PRL działał w PZPR. Po roku 1989 nie związał się z żadną partią, ale aktywnie działał w Mniejszości Niemieckiej, czyli w komitecie tworzonym przez Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Niemców na Śląsku Opolskim. Przez lata to nikomu nie wadziło, ale gdy burmistrz rzucił pomysł o autonomii ekonomicznej, pojawiły się komentarze, że Przewdzing chce oderwać Opolszczyznę od Polski.  Ostatnie miesiące życia burmistrza to była wręcz nieustanna nagonka. Przed urzędem miasta Kluby "Gazety Polskiej" oraz działacze Prawa i Sprawiedliwości zorganizowali demonstrację z żądaniem, by Dieter Przewdzing ustąpił ze stanowiska. Do prokuratury trafiło zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa polegającego na nawoływaniu do separatyzmu.   Nic więc dziwnego, że po śmierci brano pod uwagę, iż motyw zabójstwa mógł być związany z polityką. Dwie inne rozpatrywane przez śledczych wersje mówiły o kwestiach biznesowych oraz o rabunku. Jednak po czterech latach śledztwo umorzono z powodu niewykrycia sprawcy.  W najnowszym odcinku podcastu "Morderstwo (nie)doskonałe" opowiadamy o Dieterze Przewdzingu i jego zabójstwie. Gościem odcinka jest Rafał Bartek, przewodniczący zarządu Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim.

SPOKOJNA GŁOWA #5 | Ta miłość naprawdę się zdarzyła. Oto cyrkówka i atleta, którzy przemierzyli całą powojenną Polskę
2020-10-29 15:23:20

– O miłości pisać jest niezwykle trudno – mówi pisarka Anna Fryczkowska. Zapewniam jednak, że jej naprawdę to się udało. Choć od razu chcę dodać, że nie tylko o tym jest jej książka "Cyrkówka Marianna". To także opowieść o odwadze, o sile kobiet i powojennych traumach.  – Ta kobieta żyła naprawdę i naprawdę miała tak odjechany życiorys, jaki tutaj opisałam. (...) Przez 23 lata razem z mężem jeździli po Polsce dając występy cyrkowe – opowiada pisarka. Tytułowa cyrkówka to Marianna Razik, kobieta niebanalna, akrobatka, malarka, artystka ludowa, wcześniej – przed poznaniem męża – wiejska dziewczyna i warszawska służąca. On to Franciszek Razik, przedwojenny atleta.  Ci ludzie spotkali się w maju 1945 roku i tworzyli wyjątkowy duet "Cyrk światowej sławy Arnolda i Marisse Boticellise", przez lata dając innym wytchnienie i radość, bo tego właśnie w powojennej rzeczywistości wszyscy potrzebowali najbardziej.  Choć wojna się skończyła, to w wielu domach i sercach trwała nadal... Anna Fryczkowska pozwala czytelnikowi do tych domów zaglądać. Zaglądać do miejsc, gdzie wciąż widać traumy i odciśnięte niedawnymi przecież wydarzeniami piętno.  Dzięki temu żadna z postaci, którą bohaterowie spotykają na swojej drodze nie jest jednoznaczna, a już na pewno nie jest jednoznacznie zła, ale to spojrzenie zawdzięczamy bohaterce, która potrafi dostrzec bagaż drugiego człowieka. Być może dlatego, że i ją dotknęła tragedia, o której stara się nie pamiętać...  Anna Fryczkowska spędziła setki godzin poznając Mariannę Razik. Rozmawiała z ludźmi, którzy jeszcze ją pamiętali, zaglądała do archiwów, studiowała obrazy artystki, czytała opisy snów Marianny i w ten sposób stworzyła postać, której się nie zapomina. Ponownie wysłała ją w podróż życia. A życia Marianna miała cztery...

– O miłości pisać jest niezwykle trudno – mówi pisarka Anna Fryczkowska. Zapewniam jednak, że jej naprawdę to się udało. Choć od razu chcę dodać, że nie tylko o tym jest jej książka "Cyrkówka Marianna". To także opowieść o odwadze, o sile kobiet i powojennych traumach.  – Ta kobieta żyła naprawdę i naprawdę miała tak odjechany życiorys, jaki tutaj opisałam. (...) Przez 23 lata razem z mężem jeździli po Polsce dając występy cyrkowe – opowiada pisarka. Tytułowa cyrkówka to Marianna Razik, kobieta niebanalna, akrobatka, malarka, artystka ludowa, wcześniej – przed poznaniem męża – wiejska dziewczyna i warszawska służąca. On to Franciszek Razik, przedwojenny atleta.  Ci ludzie spotkali się w maju 1945 roku i tworzyli wyjątkowy duet "Cyrk światowej sławy Arnolda i Marisse Boticellise", przez lata dając innym wytchnienie i radość, bo tego właśnie w powojennej rzeczywistości wszyscy potrzebowali najbardziej.  Choć wojna się skończyła, to w wielu domach i sercach trwała nadal... Anna Fryczkowska pozwala czytelnikowi do tych domów zaglądać. Zaglądać do miejsc, gdzie wciąż widać traumy i odciśnięte niedawnymi przecież wydarzeniami piętno.  Dzięki temu żadna z postaci, którą bohaterowie spotykają na swojej drodze nie jest jednoznaczna, a już na pewno nie jest jednoznacznie zła, ale to spojrzenie zawdzięczamy bohaterce, która potrafi dostrzec bagaż drugiego człowieka. Być może dlatego, że i ją dotknęła tragedia, o której stara się nie pamiętać...  Anna Fryczkowska spędziła setki godzin poznając Mariannę Razik. Rozmawiała z ludźmi, którzy jeszcze ją pamiętali, zaglądała do archiwów, studiowała obrazy artystki, czytała opisy snów Marianny i w ten sposób stworzyła postać, której się nie zapomina. Ponownie wysłała ją w podróż życia. A życia Marianna miała cztery...

MORDERSTWO (NIE)DOSKONAŁE #28 | Potrójny zabójca wywołał w mieście psychozę strachu
2020-10-23 21:25:35

Ta seria zbrodni wstrząsnęła Łodzią. Były trzy ofiary śmiertelne, a morderca jakby rozpłynął się w powietrzu. Kim był sprawca, to policji udało się ustalić dość szybko. Zabójca pozostawił w bagażniku zrabowanego samochodu swoje zakrwawione spodnie, a w ich kieszeni legitymację studencką. Jego nazwisko po dziś dzień w Łodzi wywołuje grozę.  Piotr Domański był studentem Politechniki Łódzkiej. Znajomy mówili o nim, że był spokojny, zamknięty w sobie. Nikt raczej nie podejrzewał, że może posunąć się do takiej zbrodni.  23-latek w działalność przestępczą wplątał się przez znajomego dilera narkotyków. Nabrał ochoty, by szybko i łatwo zarobić duże pieniądze. Zaciągnął dług, aby kupić towar i potem odsprzedać go z ogromnym zyskiem. Ale został oszukany. Za narkotyki zapłacił, jednak jego kontrahent zapadł się pod ziemię. Czyli nie miał ani towaru, ani pieniędzy, a dług jakoś trzeba było spłacić.  Domański wpadł na pomysł jeszcze głupszy niż ten z interesem na narkotykach. Postanowił napaść na właściciela kantoru. Uznał, że do tego potrzebna jest broń i samochód. Pistolet kupił bez problemu na łódzkim targowisku na Górniaku. Samochód zaś miał pochodzić z napadu na taksówkarza.  To skończyło się wyjątkowo tragicznie - od strzałów studenta zginęło dwóch taksówkarzy, 46-letni Wojciech Krasoń oraz 27-letni Piotr Różejewicz, a także starszy mężczyzna, pracownik parkingu, Wiesław Człapa. Parkingowy zginął zupełnie przypadkiem, Domański pomylił go z właścicielem kantoru. Różejewicz natomiast został zastrzelony, gdy ruszył w pościg za zabójcą. Osierocił kilkumiesięczną córeczkę.  Te wydarzenia rozegrały się w październiku 1998 r. Piotrowi Domańskiemu udało się uciec z miejsca zbrodni. Ukrywał się przez miesiąc w lesie w okolicach Inowłodza. Policja zatrzymała go w listopadzie. Przez miesiąc poszukiwań zabójcy w Łodzi panowała psychoza strachu. Dowody były na tyle niezbite, że dostał wyrok dożywotniego więzienia z możliwością ubiegania się o przedterminowe zwolnienie najwcześniej po 30 latach za kratami.  W najnowszym odcinku podcastu "Morderstwo (nie)doskonałe" opowiadamy o tej serii zbrodni, o jej ofiarach, których życie zostało brutalnie przerwane, o atmosferze, jaka wówczas panowała w mieście. Gościem odcinka jest Jerzy Jagusiak - dziś już poza branżą taksówkarską, wtedy prezes nieistniejącego już łódzkiego Stowarzyszenia Transportu Prywatnego Radio Taxi "MerC". Jagusiak brał udział w tamtym pościgu za Domańskim. Piotr Różejewicz zmarł na jego kolanach.

Ta seria zbrodni wstrząsnęła Łodzią. Były trzy ofiary śmiertelne, a morderca jakby rozpłynął się w powietrzu. Kim był sprawca, to policji udało się ustalić dość szybko. Zabójca pozostawił w bagażniku zrabowanego samochodu swoje zakrwawione spodnie, a w ich kieszeni legitymację studencką. Jego nazwisko po dziś dzień w Łodzi wywołuje grozę.  Piotr Domański był studentem Politechniki Łódzkiej. Znajomy mówili o nim, że był spokojny, zamknięty w sobie. Nikt raczej nie podejrzewał, że może posunąć się do takiej zbrodni.  23-latek w działalność przestępczą wplątał się przez znajomego dilera narkotyków. Nabrał ochoty, by szybko i łatwo zarobić duże pieniądze. Zaciągnął dług, aby kupić towar i potem odsprzedać go z ogromnym zyskiem. Ale został oszukany. Za narkotyki zapłacił, jednak jego kontrahent zapadł się pod ziemię. Czyli nie miał ani towaru, ani pieniędzy, a dług jakoś trzeba było spłacić.  Domański wpadł na pomysł jeszcze głupszy niż ten z interesem na narkotykach. Postanowił napaść na właściciela kantoru. Uznał, że do tego potrzebna jest broń i samochód. Pistolet kupił bez problemu na łódzkim targowisku na Górniaku. Samochód zaś miał pochodzić z napadu na taksówkarza.  To skończyło się wyjątkowo tragicznie - od strzałów studenta zginęło dwóch taksówkarzy, 46-letni Wojciech Krasoń oraz 27-letni Piotr Różejewicz, a także starszy mężczyzna, pracownik parkingu, Wiesław Człapa. Parkingowy zginął zupełnie przypadkiem, Domański pomylił go z właścicielem kantoru. Różejewicz natomiast został zastrzelony, gdy ruszył w pościg za zabójcą. Osierocił kilkumiesięczną córeczkę.  Te wydarzenia rozegrały się w październiku 1998 r. Piotrowi Domańskiemu udało się uciec z miejsca zbrodni. Ukrywał się przez miesiąc w lesie w okolicach Inowłodza. Policja zatrzymała go w listopadzie. Przez miesiąc poszukiwań zabójcy w Łodzi panowała psychoza strachu. Dowody były na tyle niezbite, że dostał wyrok dożywotniego więzienia z możliwością ubiegania się o przedterminowe zwolnienie najwcześniej po 30 latach za kratami.  W najnowszym odcinku podcastu "Morderstwo (nie)doskonałe" opowiadamy o tej serii zbrodni, o jej ofiarach, których życie zostało brutalnie przerwane, o atmosferze, jaka wówczas panowała w mieście. Gościem odcinka jest Jerzy Jagusiak - dziś już poza branżą taksówkarską, wtedy prezes nieistniejącego już łódzkiego Stowarzyszenia Transportu Prywatnego Radio Taxi "MerC". Jagusiak brał udział w tamtym pościgu za Domańskim. Piotr Różejewicz zmarł na jego kolanach.

SPOKOJNA GŁOWA #4 | Jak zaakceptować siebie? Walka z kompleksami i odpuszczanie sobie
2020-10-23 18:21:28

Nie potrafimy cieszyć się tym, co mamy, chcemy sprostać ogromnym wymaganiom, a poprzeczkę i tak wciąż podnosimy wyżej. O tym, jakie efekty może przynieść odpuszczanie sobie rozmawiamy w podcascie "Spokojna głowa" z Martą Trojanowską. Współorganizatorką akcji #sielubie. Polubienie siebie nie jest takie proste i zdaje sobie z tego sprawę wiele kobiet. To trudna droga, ale można ją przejść. Najlepiej we wspierającym towarzystwie. Możliwość przyjrzenia się sobie dały uczestniczkom akcji #sielubie jej organizatorki. Marta Trojanowska, projektantka sukni ślubnych, Ania Żukowska, właścicielka Stodoły Czereśniowy Sad, w której wspaniały czas spędziło ponad 50 kobiet i uczestniczka dziewiątej edycji programu Top Model, modelka plus-size, Agata Wiśniewska. "Warsztaty miały na celu zachęcić kobiety do zwróceniu się ku sobie na wielu poziomach: zdrowia, emocji i samoakceptacji. Rozmowa i wspólna praca otworzyły dziewczynom serca do ich kobiecości i zachęciły do większej uważności na swoje potrzeby. Tak niewiele a jednocześnie tak wiele w tym zabieganym życiu. I chyba się udało. Były łzy, wzruszenie i niezwykle dużo motywacji do zmiany" – wspomniały organizatorki. O emocjach, które wypełniły miejsce spotkania, o łzach i uśmiechach, w "Spokojniej głowie" mówi Marta Trojanowska. W programie poruszmy także kwestie presji środowiska i wymagań, które mogą nam wyrządzić krzywdę. Choć krzywdę często robimy sobie same.

Nie potrafimy cieszyć się tym, co mamy, chcemy sprostać ogromnym wymaganiom, a poprzeczkę i tak wciąż podnosimy wyżej. O tym, jakie efekty może przynieść odpuszczanie sobie rozmawiamy w podcascie "Spokojna głowa" z Martą Trojanowską. Współorganizatorką akcji #sielubie. Polubienie siebie nie jest takie proste i zdaje sobie z tego sprawę wiele kobiet. To trudna droga, ale można ją przejść. Najlepiej we wspierającym towarzystwie. Możliwość przyjrzenia się sobie dały uczestniczkom akcji #sielubie jej organizatorki. Marta Trojanowska, projektantka sukni ślubnych, Ania Żukowska, właścicielka Stodoły Czereśniowy Sad, w której wspaniały czas spędziło ponad 50 kobiet i uczestniczka dziewiątej edycji programu Top Model, modelka plus-size, Agata Wiśniewska. "Warsztaty miały na celu zachęcić kobiety do zwróceniu się ku sobie na wielu poziomach: zdrowia, emocji i samoakceptacji. Rozmowa i wspólna praca otworzyły dziewczynom serca do ich kobiecości i zachęciły do większej uważności na swoje potrzeby. Tak niewiele a jednocześnie tak wiele w tym zabieganym życiu. I chyba się udało. Były łzy, wzruszenie i niezwykle dużo motywacji do zmiany" – wspomniały organizatorki. O emocjach, które wypełniły miejsce spotkania, o łzach i uśmiechach, w "Spokojniej głowie" mówi Marta Trojanowska. W programie poruszmy także kwestie presji środowiska i wymagań, które mogą nam wyrządzić krzywdę. Choć krzywdę często robimy sobie same.

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie