Wszechnica.org.pl - Historia

„Wszechnica.org.pl - Historia” to baza wykładów zrealizowanych we współpracy z prestiżowymi instytucjami naukowymi. Wśród naszych partnerów znajdują się m.in. Festiwal Nauki w Warszawie, Instytut Historyczny UW, Muzeum POLIN, Zamek Królewski w Warszawie oraz Kawiarnie naukowe. Wszechnica.org.pl nagrywa też własne rozmowy z historykami i świadkami historii. Projekt realizowany jest przez Fundację Wspomagania Wsi. Do korzystania z naszego serwisu zapraszamy wszystkich, którzy cenią sobie rzetelną wiedzę oraz ciekawe dyskusje. Zapraszamy do odwiedzenia też kanału Wszechnica.org.pl - Nauka

Kategorie:
Edukacja Kursy

Odcinki od najnowszych:

103. Dlaczego dziedzictwo Pokolenia Kolumbów jest ważne w czasach współczesnych?
2020-07-08 18:40:55

Rozmowa z Anną Jakubowską, członkinią Kapituły Nagrody im. Jana Rodowicza „Anody”, sanitariuszką i łączniczką Batalionu „Zośka”, uczestniczką Powstania Warszawskiego, działaczką pozycji demokratycznej w PRL Pamięć o Powstaniu Warszawskim oraz walce toczonej w podziemiu przez Armię Krajową w czasie drugiej wojny światowej jest wciąż żywa – na ulicach, na ubraniach, w popkulturze. Czy jednak kult bohaterskich czynów zbrojnych nie przesłania idei, jak stała za poświęceniem Pokolenia Kolumbów? O dziedzictwie pozostawionym współczesnym Wszechnica rozmawiała z Anną Jakubowską, ps. Paulinka, sanitariuszką i łączniczką Batalionu „Zośka”, uczestniczką Powstania Warszawskiego, więzioną w czasach stalinowskich, działaczką opozycji demokratycznej w PRL, obecnie członkinią Kapituły Nagrody im. Jana Rodowicza „Anody”. Po odzyskaniu wolności w 1989 roku Anna Jakubowska zaangażowana była w prace Fundacji Filmowej Armii Krajowej, która wyprodukowała blisko 30 filmów poświęconych działalności AK. Jak powiedziała, celem jej działalności był powrót do tamtych czasów i czerpanie z wartości, które wówczas przyświecały żołnierzom walczącym w konspiracji. Energia do jej założenia wyzwoliła się w czasach karnawału Solidarności. Anna Jakubowska była zaangażowana w istnienie związku od jego powstania w 1980 roku. Szczególnie aktywna była podczas prac, które poprzedziły zakończone sukcesem opozycji wybory w czerwcu 1989 roku. Jak wspomina, dwa najbardziej wzruszające momenty w jej życiu związane z postawą patriotyczną  to „wybuch powstania, kiedyśmy poczuli się wolni, i potem ten dzień, kiedy ogłoszone zostały wyniki wyborów Solidarności, kiedy mogliśmy powiedzieć, iż mimo że to nie były całkiem wolne wybory, to jednak zwyciężyliśmy”. Pamięć o czynach akowców była kultywowana przez działaczy opozycji demokratycznej. „Nasze pokolenie stanowiło dla tych solidarnościowców pewien wzór, który oni starali się naśladować w sensie zachowania się, i w ogóle oporu, pokazywania swojej postawy oporu wobec przemocy, także wydaje mi się, że nas bardzo jednoczyły te wartości” – mówi Anna Jakubowska. Podkreśla też, że wspomnienie o tragedii Powstania Warszawskiego było dla działaczy opozycji demokratycznej przestrogą: „Ich działanie było dużo bardziej ostrożne. Oni wiedzieli, czym grozi przekroczenie pewnej granicy buntu, i bali się tego, żeby nie powtórzyła się taka sytuacja, która była w czasie Powstania, żeby nie zginęło dużo ludzi”. Dziś, jutro, pojutrze Obecnie często pamiętana jest tylko walka zbrojna, jaką Armia Krajowa prowadziła z okupantem. Anna Jakubowska podkreśla jednak, że wychowanie młodzieży w oddziałach – szczególnie w Szarych Szeregach – nakierunkowane było na odbudowę kraju w przyszłości. Gdy rozpoczynała konspiracyjną służbę w młodzieżowej organizacji PET, nie było jeszcze mowy o bezpośredniej walce z wrogiem. „Pierwsze działania to było opracowywanie referatów, które miały uporządkować po wojnie nasze państwo w sensie ustroju demokratycznego i wiedzy o tym, co zrobić” – wspomina. Bohaterka rozmowy uczciwie zastrzega, że powyższe zadanie nie wydawało się szczególnie ekscytujące, zwłaszcza gdy jej koledzy zaczęli już uczestniczyć w akcjach małego sabotażu. Jak jednak zaraz potem dodaje, „całe nastawienie w naszych oddziałach, już później, zwłaszcza że żeśmy wszyscy dojrzewali, chłopcy byli trochę starsi od dziewcząt, było na to, co będzie po wojnie”. Symbolizowało to słynne zawołanie Szarych Szeregów – „Dziś, jutro, pojutrze”. Po zakończeniu działań zbrojnych, choć władzę w Polsce przejęli komuniści, żołnierze Batalionu „Zośka” starali się te cele realizować. Wierzyli, że nie dosięgną ich represje, i podjęli decyzje o ujawnieniu się przed nowymi władzami. „Wszyscy koledzy kończyli szkoły, jeżeli jeszcze nie mieli matury, i natychmiast szliśmy na uczelnie. Wydawało się, że będziemy mogli pracować dla tej Polski, mimo, że jest taki ustrój” – wspomina.

Rozmowa z Anną Jakubowską, członkinią Kapituły Nagrody im. Jana Rodowicza „Anody”, sanitariuszką i łączniczką Batalionu „Zośka”, uczestniczką Powstania Warszawskiego, działaczką pozycji demokratycznej w PRL

Pamięć o Powstaniu Warszawskim oraz walce toczonej w podziemiu przez Armię Krajową w czasie drugiej wojny światowej jest wciąż żywa – na ulicach, na ubraniach, w popkulturze. Czy jednak kult bohaterskich czynów zbrojnych nie przesłania idei, jak stała za poświęceniem Pokolenia Kolumbów? O dziedzictwie pozostawionym współczesnym Wszechnica rozmawiała z Anną Jakubowską, ps. Paulinka, sanitariuszką i łączniczką Batalionu „Zośka”, uczestniczką Powstania Warszawskiego, więzioną w czasach stalinowskich, działaczką opozycji demokratycznej w PRL, obecnie członkinią Kapituły Nagrody im. Jana Rodowicza „Anody”.

Po odzyskaniu wolności w 1989 roku Anna Jakubowska zaangażowana była w prace Fundacji Filmowej Armii Krajowej, która wyprodukowała blisko 30 filmów poświęconych działalności AK. Jak powiedziała, celem jej działalności był powrót do tamtych czasów i czerpanie z wartości, które wówczas przyświecały żołnierzom walczącym w konspiracji.

Energia do jej założenia wyzwoliła się w czasach karnawału Solidarności. Anna Jakubowska była zaangażowana w istnienie związku od jego powstania w 1980 roku. Szczególnie aktywna była podczas prac, które poprzedziły zakończone sukcesem opozycji wybory w czerwcu 1989 roku. Jak wspomina, dwa najbardziej wzruszające momenty w jej życiu związane z postawą patriotyczną  to „wybuch powstania, kiedyśmy poczuli się wolni, i potem ten dzień, kiedy ogłoszone zostały wyniki wyborów Solidarności, kiedy mogliśmy powiedzieć, iż mimo że to nie były całkiem wolne wybory, to jednak zwyciężyliśmy”.

Pamięć o czynach akowców była kultywowana przez działaczy opozycji demokratycznej. „Nasze pokolenie stanowiło dla tych solidarnościowców pewien wzór, który oni starali się naśladować w sensie zachowania się, i w ogóle oporu, pokazywania swojej postawy oporu wobec przemocy, także wydaje mi się, że nas bardzo jednoczyły te wartości” – mówi Anna Jakubowska. Podkreśla też, że wspomnienie o tragedii Powstania Warszawskiego było dla działaczy opozycji demokratycznej przestrogą: „Ich działanie było dużo bardziej ostrożne. Oni wiedzieli, czym grozi przekroczenie pewnej granicy buntu, i bali się tego, żeby nie powtórzyła się taka sytuacja, która była w czasie Powstania, żeby nie zginęło dużo ludzi”.

Dziś, jutro, pojutrze

Obecnie często pamiętana jest tylko walka zbrojna, jaką Armia Krajowa prowadziła z okupantem. Anna Jakubowska podkreśla jednak, że wychowanie młodzieży w oddziałach – szczególnie w Szarych Szeregach – nakierunkowane było na odbudowę kraju w przyszłości. Gdy rozpoczynała konspiracyjną służbę w młodzieżowej organizacji PET, nie było jeszcze mowy o bezpośredniej walce z wrogiem. „Pierwsze działania to było opracowywanie referatów, które miały uporządkować po wojnie nasze państwo w sensie ustroju demokratycznego i wiedzy o tym, co zrobić” – wspomina.

Bohaterka rozmowy uczciwie zastrzega, że powyższe zadanie nie wydawało się szczególnie ekscytujące, zwłaszcza gdy jej koledzy zaczęli już uczestniczyć w akcjach małego sabotażu. Jak jednak zaraz potem dodaje, „całe nastawienie w naszych oddziałach, już później, zwłaszcza że żeśmy wszyscy dojrzewali, chłopcy byli trochę starsi od dziewcząt, było na to, co będzie po wojnie”. Symbolizowało to słynne zawołanie Szarych Szeregów – „Dziś, jutro, pojutrze”.

Po zakończeniu działań zbrojnych, choć władzę w Polsce przejęli komuniści, żołnierze Batalionu „Zośka” starali się te cele realizować. Wierzyli, że nie dosięgną ich represje, i podjęli decyzje o ujawnieniu się przed nowymi władzami. „Wszyscy koledzy kończyli szkoły, jeżeli jeszcze nie mieli matury, i natychmiast szliśmy na uczelnie. Wydawało się, że będziemy mogli pracować dla tej Polski, mimo, że jest taki ustrój” – wspomina.

102. Umysł przeciwko materii. Jak kryptolodzy zmieniali losy świata
2020-07-08 15:53:28

Wykład dr. Marka Grajka, matematyka, laureata Nagrody Złotej Róży za książkę „Nie tylko Enigma. Ryba, która przemówiła”. Festiwal Nauki w Warszawie [25 września 2015] Poznajemy konflikty zbrojne przez pryzmat wielkich postaci związanych z tymi konfliktami. Rzadko kiedy mówimy natomiast o ludziach, którzy wiedzieli o nich prawie wszystko, mimo że nigdy nie odwiedzali okopów. Przez ich ręce przechodziły najbardziej tajone sekrety decyzji politycznych i wojskowych, które pierwszoplanowi aktorzy konfliktów chcieli ukryć. Mowa o kryptologach – powiedział dr Marek Grajek, otwierając swój wykład im poświęcony, który odbył sie podczas XIX Festiwalu Nauki w Warszawie. Laureat Nagrody Złotej Róży za książkę „Nie tylko Enigma. Ryba, która przemówiła” poświęcił swój wykład przełomowym momentom z czasów obu wojen światowych oraz zimnej wojny, w których kluczową rolę odegrali kryptolodzy, łamiący szyfry przeciwnika. Kryptolodzy a polska niepodległość Słuchacze mogli dowiedzieć się, w jaki sposób w 1917 roku brytyjskiemu wywiadowi udało się odkryć treść niemieckich depesz dyplomatycznych. Uzyskane dzięki temu informacje, dotyczące wrogich działań Niemiec wobec Stanów Zjednoczonych, pomogły przekonać Amerykanów do włączenia się do konfliktu po stronie Ententy. Jak podkreślił Marek Grajek, nie tylko przechyliło to losy wojny, ale doprowadziło pośrednio do odzyskania niepodległości przez Polskę. Był to bowiem jeden z 14 celów programu pokojowego, przedstawionego przez prezydenta USA Woodrowa Wilsona. Realizacja tego ostatniego prawdopodobnie nie doszłaby do skutku, gdyby sukcesem zakończyła się niemiecka ofensywa na froncie zachodnim na wiosnę 1918 roku. Niemcy przerwali wówczas go w miejscu, gdzie stykały się linie brytyjskie i francuskie. Ich wojska zatrzymały się zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od Paryża. Sukces kolejnego uderzenia zdruzgotałby aliantów. Klęski udało się jednak uniknąć dzięki złamaniu przez Francuzów niemieckich szyfrów. Pozwoliło to ustalić wcześniej miejsce uderzenia i odpowiednio się do niego przygotować. Nie tylko Enigma Marek Grajek przypomniał też słynną historię złamania metody szyfrowania niemieckiej maszyny szyfrującej Enigma. Stało się to możliwe dzięki pracy Polaków, kontynuowanej potem przez wielkiego brytyjskiego matematyka Alana Turinga. Nie był to jednak jedyny sukces alianckich kryptologów podczas II wojny światowej. Udało im się też złamać metody szyfrowania niemieckich maszyn T-52 i SZ40/42. Odkrycie tych szyfrów dalekopisowych pozwoliło poznać plany strategiczne hitlerowców, za ich pomocą szyfrowali oni bowiem rozkazy kierowane do swoich grup armii. Kryptolodzy mieli też swój udział w wojnie na Pacyfiku. Dzięki ich pracy udało się Amerykanom ustalić, że Japończycy uderzą na Midway . Sukces marynarki USA w tej bitwie uważany jest za punkt zwrotny w wojnie na Pacyfiku. Amerykanom dzięki temu zwycięstwu nie tylko udało się bowiem zatrzymać marsz Japończyków, ale też samemu przejść do ofensywy. W ostatecznym zwycięstwie w tej wojnie pomogło im też złamanie kodu, którym Japończycy posługiwali się do przekazywania informacji o ruchach statków zaopatrzeniowych. Jak zaznaczył prelegent, udalo się dzięki temu wyeliminować Amerykanom 90 proc. japońskiej floty handlowej. Tajemnice sowieckich szyfrów Amerykańscy kryptolodzy odegrali też ważna rolę w trakcie zimnej wojny. W wyniku operacji „Venona”, w ramach której odczytywano sowieckie depesze, wywiad USA zdemaskował wielu radzieckich agentów usytuowanych na wysokich szczeblach amerykańskiej administracji.

Wykład dr. Marka Grajka, matematyka, laureata Nagrody Złotej Róży za książkę „Nie tylko Enigma. Ryba, która przemówiła”. Festiwal Nauki w Warszawie [25 września 2015]

Poznajemy konflikty zbrojne przez pryzmat wielkich postaci związanych z tymi konfliktami. Rzadko kiedy mówimy natomiast o ludziach, którzy wiedzieli o nich prawie wszystko, mimo że nigdy nie odwiedzali okopów. Przez ich ręce przechodziły najbardziej tajone sekrety decyzji politycznych i wojskowych, które pierwszoplanowi aktorzy konfliktów chcieli ukryć. Mowa o kryptologach – powiedział dr Marek Grajek, otwierając swój wykład im poświęcony, który odbył sie podczas XIX Festiwalu Nauki w Warszawie.

Laureat Nagrody Złotej Róży za książkę „Nie tylko Enigma. Ryba, która przemówiła” poświęcił swój wykład przełomowym momentom z czasów obu wojen światowych oraz zimnej wojny, w których kluczową rolę odegrali kryptolodzy, łamiący szyfry przeciwnika.

Kryptolodzy a polska niepodległość

Słuchacze mogli dowiedzieć się, w jaki sposób w 1917 roku brytyjskiemu wywiadowi udało się odkryć treść niemieckich depesz dyplomatycznych. Uzyskane dzięki temu informacje, dotyczące wrogich działań Niemiec wobec Stanów Zjednoczonych, pomogły przekonać Amerykanów do włączenia się do konfliktu po stronie Ententy. Jak podkreślił Marek Grajek, nie tylko przechyliło to losy wojny, ale doprowadziło pośrednio do odzyskania niepodległości przez Polskę. Był to bowiem jeden z 14 celów programu pokojowego, przedstawionego przez prezydenta USA Woodrowa Wilsona.

Realizacja tego ostatniego prawdopodobnie nie doszłaby do skutku, gdyby sukcesem zakończyła się niemiecka ofensywa na froncie zachodnim na wiosnę 1918 roku. Niemcy przerwali wówczas go w miejscu, gdzie stykały się linie brytyjskie i francuskie. Ich wojska zatrzymały się zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od Paryża. Sukces kolejnego uderzenia zdruzgotałby aliantów. Klęski udało się jednak uniknąć dzięki złamaniu przez Francuzów niemieckich szyfrów. Pozwoliło to ustalić wcześniej miejsce uderzenia i odpowiednio się do niego przygotować.

Nie tylko Enigma

Marek Grajek przypomniał też słynną historię złamania metody szyfrowania niemieckiej maszyny szyfrującej Enigma. Stało się to możliwe dzięki pracy Polaków, kontynuowanej potem przez wielkiego brytyjskiego matematyka Alana Turinga. Nie był to jednak jedyny sukces alianckich kryptologów podczas II wojny światowej. Udało im się też złamać metody szyfrowania niemieckich maszyn T-52 i SZ40/42. Odkrycie tych szyfrów dalekopisowych pozwoliło poznać plany strategiczne hitlerowców, za ich pomocą szyfrowali oni bowiem rozkazy kierowane do swoich grup armii.

Kryptolodzy mieli też swój udział w wojnie na Pacyfiku. Dzięki ich pracy udało się Amerykanom ustalić, że Japończycy uderzą na Midway.Sukces marynarki USA w tej bitwie uważany jest za punkt zwrotny w wojnie na Pacyfiku. Amerykanom dzięki temu zwycięstwu nie tylko udało się bowiem zatrzymać marsz Japończyków, ale też samemu przejść do ofensywy. W ostatecznym zwycięstwie w tej wojnie pomogło im też złamanie kodu, którym Japończycy posługiwali się do przekazywania informacji o ruchach statków zaopatrzeniowych. Jak zaznaczył prelegent, udalo się dzięki temu wyeliminować Amerykanom 90 proc. japońskiej floty handlowej.

Tajemnice sowieckich szyfrów

Amerykańscy kryptolodzy odegrali też ważna rolę w trakcie zimnej wojny. W wyniku operacji „Venona”, w ramach której odczytywano sowieckie depesze, wywiad USA zdemaskował wielu radzieckich agentów usytuowanych na wysokich szczeblach amerykańskiej administracji.

101. Trianon 1920. Nowy porządek w Europie
2020-07-08 10:17:23

Debata z cyklu „Polacy i Węgrzy. Historia – polityka – kultura” z udziałem prof. Andrzeja Chwalby, prof. Paula Gradvohla oraz dr. Miklósa Zeidlera. Dyskusję poprowadził dr János Tischler. Zamek Królewski w Warszawie [26 listopada 2015] W wyniku traktatu w Trianon zawartego w 1920 roku Węgry utraciły dwie trzecie obszaru obszaru państwa. Skutki tego są odczuwane przez Madziarów do dziś. Podczas debaty z cyklu „Polacy i Węgrzy. Historia – polityka- kultura” o ocenie tego porozumienia z perspektywy polskiej, francuskiej i węgierskiej dyskutowali prof. Andrzej Chwalba, historyk i eseista z Uniwersytetu Jagiellońskiego, prof. Paul Gradvohl, dyrektor Ośrodka Kultury Francuskiej i Studiów Frankofońskich UW oraz dr Miklós Zeidler, historyk z Uniwersytetu im. Eötvösa Loránda w Budapeszcie. Debatę poprowadził dr János Tischler, dyrektor Węgierskiego Instytutu Kultury w Warszawie. Traktat w Trianon został zawarty po rozpadzie monarchii austro-węgierskiej w wyniku pierwszej wojny światowej. Miklós Zeidler przypomniał jego postanowienia. Na mocy traktatu Węgry utraciły na rzecz sąsiadów (Rumunii, Czechosłowacji, Królestwa SHS, Austrii i Polski) 100 tys. km kw. terytorium. Ludność państwa zmniejszyła się w wyniku tego z 18 do 8 mln obywateli. 3 mln wskutek zmiany granic znalazły się poza ojczyzną. Do dziś 2,3 mln Węgrów żyje poza swoim państwem. Węgierski historyk podkreślił, że traktat w Trianon nadal stanowi narodową traumę. W czasach komunizmu należał on do tematów zakazanych. Po upadku reżimu pamięć o nim zaczęto przywracać. W kraju zaczęły powstawać pomniki zachowujące pamięć o tragicznym dla Madziarów porozumieniu. W dzień jego podpisania odbywają się specjalnie poświęcone temu wydarzeniu uroczystości państwowe. Jest to też wciąż temat obecny w debacie publicznej. Niektóre środowiska polityczne domagają się rewizji postanowień traktatu. Andrzej Chwalba mówił, w jaki sposób traktat z Trianon był odbierany przez Polaków. Polski historyk przypomniał, że część mieszkańców Polski solidaryzowała się w narodowej żałobie z Węgrami. Piszący przed drugą wojną światową historycy tematem tym się jednak nie zajmowali, bo były to wydarzenia zbyt świeże. W czasach komunizmu, podobnie jak na Węgrzech, był to temat tabu. Władze nie chciały antagonizować należących do bloku wschodniego pozostałych sygnatariuszy traktatu należących do bloku wschodniego. Historycy tacy jak Wacław Felczak oraz Henryk Wereszycki oceniali jednak, że Madziarom wyrządzono krzywdę. Paul Gradvohl podsumował, że dla Francji doprowadzenie do podpisania traktatu w Trianon było jedynie krótkotrwałym sukcesem. Było bowiem jasne, że w dalszej perspektywie Węgry znajdą się w orbicie wpływów Niemiec, głównego przeciwnika Paryża na kontynencie.

Debata z cyklu „Polacy i Węgrzy. Historia – polityka – kultura” z udziałem prof. Andrzeja Chwalby, prof. Paula Gradvohla oraz dr. Miklósa Zeidlera. Dyskusję poprowadził dr János Tischler. Zamek Królewski w Warszawie [26 listopada 2015]

W wyniku traktatu w Trianon zawartego w 1920 roku Węgry utraciły dwie trzecie obszaru obszaru państwa. Skutki tego są odczuwane przez Madziarów do dziś. Podczas debaty z cyklu „Polacy i Węgrzy. Historia – polityka- kultura” o ocenie tego porozumienia z perspektywy polskiej, francuskiej i węgierskiej dyskutowali prof. Andrzej Chwalba, historyk i eseista z Uniwersytetu Jagiellońskiego, prof. Paul Gradvohl, dyrektor Ośrodka Kultury Francuskiej i Studiów Frankofońskich UW oraz dr Miklós Zeidler, historyk z Uniwersytetu im. Eötvösa Loránda w Budapeszcie. Debatę poprowadził dr János Tischler, dyrektor Węgierskiego Instytutu Kultury w Warszawie.

Traktat w Trianon został zawarty po rozpadzie monarchii austro-węgierskiej w wyniku pierwszej wojny światowej. Miklós Zeidler przypomniał jego postanowienia. Na mocy traktatu Węgry utraciły na rzecz sąsiadów (Rumunii, Czechosłowacji, Królestwa SHS, Austrii i Polski) 100 tys. km kw. terytorium. Ludność państwa zmniejszyła się w wyniku tego z 18 do 8 mln obywateli. 3 mln wskutek zmiany granic znalazły się poza ojczyzną. Do dziś 2,3 mln Węgrów żyje poza swoim państwem.

Węgierski historyk podkreślił, że traktat w Trianon nadal stanowi narodową traumę. W czasach komunizmu należał on do tematów zakazanych. Po upadku reżimu pamięć o nim zaczęto przywracać. W kraju zaczęły powstawać pomniki zachowujące pamięć o tragicznym dla Madziarów porozumieniu. W dzień jego podpisania odbywają się specjalnie poświęcone temu wydarzeniu uroczystości państwowe. Jest to też wciąż temat obecny w debacie publicznej. Niektóre środowiska polityczne domagają się rewizji postanowień traktatu.

Andrzej Chwalba mówił, w jaki sposób traktat z Trianon był odbierany przez Polaków. Polski historyk przypomniał, że część mieszkańców Polski solidaryzowała się w narodowej żałobie z Węgrami. Piszący przed drugą wojną światową historycy tematem tym się jednak nie zajmowali, bo były to wydarzenia zbyt świeże. W czasach komunizmu, podobnie jak na Węgrzech, był to temat tabu. Władze nie chciały antagonizować należących do bloku wschodniego pozostałych sygnatariuszy traktatu należących do bloku wschodniego. Historycy tacy jak Wacław Felczak oraz Henryk Wereszycki oceniali jednak, że Madziarom wyrządzono krzywdę.

Paul Gradvohl podsumował, że dla Francji doprowadzenie do podpisania traktatu w Trianon było jedynie krótkotrwałym sukcesem.Było bowiem jasne, że w dalszej perspektywie Węgry znajdą się w orbicie wpływów Niemiec, głównego przeciwnika Paryża na kontynencie.

100. Polacy i Węgrzy w 1956 roku
2020-07-08 09:50:43

Wykład dr. Jánosa Tischlera, Zamek Królewski w Warszawie [8 października 2015 r.] Polacy zachowali pamięć o rewolucji na Węgrzech w czasach, kiedy nad Dunajem było to zakazane – powiedział dr János Tischler, dyrektor Węgierskiego Instytutu Kultury w Warszawie, historyk, polonista, tłumacz i redaktor prac historycznych. Tematem wykładu z cyklu „Polacy i Węgrzy. Historia – polityka – kultura” było powstanie węgierskie w październiku 1956 r. i pomoc, jakiej Polacy udzielili wówczas narodowi węgierskiemu. Prelegent rozpoczął swoje wystąpienie od opisania genezy rewolucji węgierskiej. Jak zaznaczył, nie byłoby węgierskiego października bez polskiego czerwca. Wystąpienia przeciwko władzy komunistycznej w 1956 roku w Poznaniu uświadomiły bowiem Węgrom, że można zbuntować się przeciwko systemowi. Dr Tischler podkreślił jednocześnie, by poznańskiego czerwca nie porównywać z węgierskim październikiem. Wydarzenia poznańskie miały bowiem charakter lokalny, a powstanie węgierskie ogólnonarodowy i odbiło się echem na całym świecie. Dr Tischler powtórzył też za niektórymi historykami, że nieprzypadkowo do masowego buntu przeciw sowieckiej hegemonii doszło na Węgrzech, a nie w Polsce. Madziarzy czuli się bowiem szczególnie pokrzywdzeni przez ZSRR. Po II wojnie światowej utracili bowiem część kraju na rzecz Czechosłowacji. Polacy musieli oddać Sowietom ziemie wschodnie, ale otrzymali w zamian rekompensatę w postaci terenów poniemieckich. Prelegent wskazał również na odmienny stosunek węgierskich komunistów pod wodzą Mátyása Rákosiego do symboli narodowych. O ile polski orzeł  stracił jedynie koronę, to na Węgrzech zmieniono zupełnie godło narodowe – nowe odwoływało się  całkowicie do symboliki komunistycznej i nie zawierało prawie w ogóle akcentów narodowych. Oba narody były w okresie stalinowskim poddane przez lokalne reżimy komunistyczne masowym represjom. Herbert po stronie rewolucji Rewolucja na Węgrzech rozpoczęła się 23 października 1956 r., jak przypomniał dr Tischler, od studenckiego wiecu pod pomnikiem gen. Józefa Bema w Budapeszcie. Protestujący chcieli wyrazić poparcie dla „odwilży” w Polsce, do jakiej doszło za sprawą nowego sekretarza generalnego KC PZPR Władysława Gomułki. Podczas demonstracji powiewały polskie flagi, śpiewano „Mazurka Dąbrowskiego” oraz pieśń „Boże, coś Polskę” z węgierskim tekstem. W tłumie znaleźli się też polscy studenci. Obecni byli także literaci – Adam Ważyk i Zbigniew Herbert, który napisał potem wiersz zatytułowany „Węgrom”. Demonstranci udali się pod siedzibę parlamentu. W międzyczasie do pochodu dołączyli też wychodzący z pracy w zakładach robotnicy. Protestujący domagali się rozwiązania owianej zbrodniczą sławą węgierskiej służby bezpieczeństwa (ÁVH), pociągnięcia do odpowiedzialności winnych represji, wycofania wojsk sowieckich, przywrócenia na stanowisko premiera odsuniętego od władzy przez stalinistów liberalnego komunisty Imre Nagya oraz wolnych wyborów. Część demonstrujących udała się do siedziby radia, gdzie zostali ostrzelani przez funkcjonariuszy bezpieki. Na wieść o rozruchach Ernő Gerő, ówczesny pierwszy sekretarz KC Węgierskiej Partii Pracujących, zwrócił się do Sowietów z prośbą o interwencję wojskową.

Wykład dr. Jánosa Tischlera, Zamek Królewski w Warszawie [8 października 2015 r.]

Polacy zachowali pamięć o rewolucji na Węgrzech w czasach, kiedy nad Dunajem było to zakazane – powiedział dr János Tischler, dyrektor Węgierskiego Instytutu Kultury w Warszawie, historyk, polonista, tłumacz i redaktor prac historycznych. Tematem wykładu z cyklu „Polacy i Węgrzy. Historia – polityka – kultura” było powstanie węgierskie w październiku 1956 r. i pomoc, jakiej Polacy udzielili wówczas narodowi węgierskiemu.

Prelegent rozpoczął swoje wystąpienie od opisania genezy rewolucji węgierskiej. Jak zaznaczył, nie byłoby węgierskiego października bez polskiego czerwca. Wystąpienia przeciwko władzy komunistycznej w 1956 roku w Poznaniu uświadomiły bowiem Węgrom, że można zbuntować się przeciwko systemowi. Dr Tischler podkreślił jednocześnie, by poznańskiego czerwca nie porównywać z węgierskim październikiem. Wydarzenia poznańskie miały bowiem charakter lokalny, a powstanie węgierskie ogólnonarodowy i odbiło się echem na całym świecie.

Dr Tischler powtórzył też za niektórymi historykami, że nieprzypadkowo do masowego buntu przeciw sowieckiej hegemonii doszło na Węgrzech, a nie w Polsce. Madziarzy czuli się bowiem szczególnie pokrzywdzeni przez ZSRR. Po II wojnie światowej utracili bowiem część kraju na rzecz Czechosłowacji. Polacy musieli oddać Sowietom ziemie wschodnie, ale otrzymali w zamian rekompensatę w postaci terenów poniemieckich. Prelegent wskazał również na odmienny stosunek węgierskich komunistów pod wodzą Mátyása Rákosiego do symboli narodowych. O ile polski orzeł  stracił jedynie koronę, to na Węgrzech zmieniono zupełnie godło narodowe – nowe odwoływało się  całkowicie do symboliki komunistycznej i nie zawierało prawie w ogóle akcentów narodowych. Oba narody były w okresie stalinowskim poddane przez lokalne reżimy komunistyczne masowym represjom.

Herbert po stronie rewolucji

Rewolucja na Węgrzech rozpoczęła się 23 października 1956 r., jak przypomniał dr Tischler, od studenckiego wiecu pod pomnikiem gen. Józefa Bema w Budapeszcie. Protestujący chcieli wyrazić poparcie dla „odwilży” w Polsce, do jakiej doszło za sprawą nowego sekretarza generalnego KC PZPR Władysława Gomułki. Podczas demonstracji powiewały polskie flagi, śpiewano „Mazurka Dąbrowskiego” oraz pieśń „Boże, coś Polskę” z węgierskim tekstem. W tłumie znaleźli się też polscy studenci. Obecni byli także literaci – Adam Ważyk i Zbigniew Herbert, który napisał potem wiersz zatytułowany „Węgrom”.

Demonstranci udali się pod siedzibę parlamentu. W międzyczasie do pochodu dołączyli też wychodzący z pracy w zakładach robotnicy. Protestujący domagali się rozwiązania owianej zbrodniczą sławą węgierskiej służby bezpieczeństwa (ÁVH), pociągnięcia do odpowiedzialności winnych represji, wycofania wojsk sowieckich, przywrócenia na stanowisko premiera odsuniętego od władzy przez stalinistów liberalnego komunisty Imre Nagya oraz wolnych wyborów. Część demonstrujących udała się do siedziby radia, gdzie zostali ostrzelani przez funkcjonariuszy bezpieki. Na wieść o rozruchach Ernő Gerő, ówczesny pierwszy sekretarz KC Węgierskiej Partii Pracujących, zwrócił się do Sowietów z prośbą o interwencję wojskową.

99. Węgrzy i Polacy – wspólny kod
2020-07-08 09:32:02

Wykład prof. Csaby G. Kissa z cyklu „Polacy i Węgrzy. Historia – polityka – kultura”. Zamek Królewski w Warszawie [10 grudnia 2015] Porzekadło „Polak, Węgier, dwa bratanki” stało się popularne w XIX wieku, jednak pozytywna opinia obu narodów o sobie sięga znacznie dalej. To jedyny taki przypadek w tradycji europejskiej. Nie chodzi o podobieństwo zbudowane na pochodzeniu i języku, ale o cechy i postawy ugruntowane przez wspólną historię – mówił prof. Csaba G. Kiss, literaturoznawca i historyk kultury, podczas wykładu z cyklu „Polacy i Węgrzy. Historia – polityka – kultura”, który odbył się w Zamku Królewskim w Warszawie. Za tradycją wspólnego sąsiedztwa odkrywamy kod kulturowy, ożywiany przez dokonania artystyczne, tworzące kanon kultury narodowej – mówił prof. Kiss. Wiele elementów tego kodu jest bliskich dla Polaków i Węgrów. Oba narody mają podobne mity o swoim pochodzeniu. Wśród dwóch opisywanych nacji obecna jest symbolika korony, która symbolizuje jedność ich państwa. Tożsame dla Polaków i Madziarów jest także przekonanie, że ich kraje stanowią przedmurze chrześcijaństwa. Oba państwa łączyła w przeszłości demokratyczna kultura szlachecka. Wspólna dla nich jest wizja własnej historii, interpretowana jako ciąg narodowych tragedii, które rozgrywają się przy obojętności świata. Zarówno w Polsce, jak i na Węgrzech, podobny jest etos tułacza, zmuszonego uciekać z ojczyzny po klęskach narodowowyzwoleńczych zrywów. Polaków i Madziarów łączy również najnowsza historia. Prof. Kiss przypomniał, że u źródeł rewolucji węgierskiej w 1956 roku legła chęć okazania solidarności z poznańskim Czerwcem. Madziarzy inspirowali się też w latach 80. dokonaniami polskiej Solidarności.

Wykład prof. Csaby G. Kissa z cyklu „Polacy i Węgrzy. Historia – polityka – kultura”. Zamek Królewski w Warszawie [10 grudnia 2015]

Porzekadło „Polak, Węgier, dwa bratanki” stało się popularne w XIX wieku, jednak pozytywna opinia obu narodów o sobie sięga znacznie dalej. To jedyny taki przypadek w tradycji europejskiej. Nie chodzi o podobieństwo zbudowane na pochodzeniu i języku, ale o cechy i postawy ugruntowane przez wspólną historię – mówił prof. Csaba G. Kiss, literaturoznawca i historyk kultury, podczas wykładu z cyklu „Polacy i Węgrzy. Historia – polityka – kultura”, który odbył się w Zamku Królewskim w Warszawie.

Za tradycją wspólnego sąsiedztwa odkrywamy kod kulturowy, ożywiany przez dokonania artystyczne, tworzące kanon kultury narodowej – mówił prof. Kiss. Wiele elementów tego kodu jest bliskich dla Polaków i Węgrów. Oba narody mają podobne mity o swoim pochodzeniu. Wśród dwóch opisywanych nacji obecna jest symbolika korony, która symbolizuje jedność ich państwa. Tożsame dla Polaków i Madziarów jest także przekonanie, że ich kraje stanowią przedmurze chrześcijaństwa.

Oba państwa łączyła w przeszłości demokratyczna kultura szlachecka. Wspólna dla nich jest wizja własnej historii, interpretowana jako ciąg narodowych tragedii, które rozgrywają się przy obojętności świata. Zarówno w Polsce, jak i na Węgrzech, podobny jest etos tułacza, zmuszonego uciekać z ojczyzny po klęskach narodowowyzwoleńczych zrywów.

Polaków i Madziarów łączy również najnowsza historia. Prof. Kiss przypomniał, że u źródeł rewolucji węgierskiej w 1956 roku legła chęć okazania solidarności z poznańskim Czerwcem. Madziarzy inspirowali się też w latach 80. dokonaniami polskiej Solidarności.

98. Tropem Majów – wykład Elżbiety Dzikowskiej
2020-07-08 08:58:44

Spotkanie z Elżbietą Dzikowską, podróżniczką, sinolożką, historyczką sztuki. Kawiarnia Naukowa 1a [12 listopada 2015] Majowie stworzyli zaawansowaną cywilizację na długo przed tym, nim powstało państwo polskie. Znali się na astronomii, mieli własny kalendarz, budowali w dżungli monumentalne miasta. Ten zapał konstrukcyjny przyczynił się paradoksalnie do upadku ich kultury. Wycinka drzew potrzebnych do wypalania wapna używanego podczas budowy doprowadziła bowiem do wyjałowienia gleb. Majowie musieli wtedy swoje miasta opuścić – mówiła Elżbieta Dzikowska, sinolożka, podróżniczka, specjalistka od kultury Indian środkowoamerykańskich podczas wykładu w Kawiarni Naukowej 1a. Elżbieta Dzikowska w trakcie swojego wystąpienia opisała istniejące po dziś dzień pozostałości miast Majów. Zgromadzeni słuchacze mieli szansę dowiedzieć się o zabytkach Palenque, Yaxchilán, Uxmal, Chichén Itzá i Tikal. Podróżniczka mówiła o budowlach sakralnych i krwawych praktykach religijnych, jakie im towarzyszyły. Majowie składali bowiem ofiary z ludzi. Los ten przypadał przeważnie pojmanym podczas wojen niewolnikom. Zdarzało się też jednak, że mieszkańcy miast ofiarowywali się dobrowolnie. Majowie byli zmuszeni opuścić swoje miasta, ale sami nie wyginęli. Członków plemion należących do tej grupy ludów najwięcej można obecnie spotkać w Meksyku i Gwatemali. Ich kultura wymieszała się z kulturą europejskich zdobywców. Podróżniczka opisała swoją wizytę w gwatemalskim mieście Chichicastenango. Znajdujący się tam kościół św. Tomasza został wzniesiony na dawnej piramidzie, w której znaleziono księgę Popol Vuh, zwaną Biblią Majów. Wewnątrz świątyni można znaleźć ołtarze zarówno chrześcijańskie, jak i pogańskie. Dawne wierzenia są dalszym ciągu zakorzenione w indiańskich społecznościach . Elżbieta Dzikowska opowiedziała o konflikcie narosłym wokół jeziora Atitlán w Gwatemali. Na brzegach akwenu zamożni ludzie pobudowali swoje wille. Ścieki z nich spływają bezpośrednio do jeziora, wskutek czego wyginęły w nim ryby. Władze nie rozwiązały tego problemu. Indiańscy kapłani z czternastu okolicznych wiosek zebrali się wówczas nad jeziorem, i złożyli wielką całopalną ofiarę z kur, prosząc swoje bóstwa o powrót ryb. Podróżniczka odpowiadała też na pytania osób zgromadzonych na sali. Można się było m.in. Dowiedzieć, jak rozpoczęła się podróżnicza kariera Elżbiety Dzikowskiej oraz jak poznała swojego równie słynnego, nieżyjącego już męża – Tony’ego Halika.

Spotkanie z Elżbietą Dzikowską, podróżniczką, sinolożką, historyczką sztuki. Kawiarnia Naukowa 1a [12 listopada 2015]

Majowie stworzyli zaawansowaną cywilizację na długo przed tym, nim powstało państwo polskie. Znali się na astronomii, mieli własny kalendarz, budowali w dżungli monumentalne miasta. Ten zapał konstrukcyjny przyczynił się paradoksalnie do upadku ich kultury. Wycinka drzew potrzebnych do wypalania wapna używanego podczas budowy doprowadziła bowiem do wyjałowienia gleb. Majowie musieli wtedy swoje miasta opuścić – mówiła Elżbieta Dzikowska, sinolożka, podróżniczka, specjalistka od kultury Indian środkowoamerykańskich podczas wykładu w Kawiarni Naukowej 1a.

Elżbieta Dzikowska w trakcie swojego wystąpienia opisała istniejące po dziś dzień pozostałości miast Majów. Zgromadzeni słuchacze mieli szansę dowiedzieć się o zabytkach Palenque, Yaxchilán, Uxmal, Chichén Itzá i Tikal. Podróżniczka mówiła o budowlach sakralnych i krwawych praktykach religijnych, jakie im towarzyszyły. Majowie składali bowiem ofiary z ludzi. Los ten przypadał przeważnie pojmanym podczas wojen niewolnikom. Zdarzało się też jednak, że mieszkańcy miast ofiarowywali się dobrowolnie.

Majowie byli zmuszeni opuścić swoje miasta, ale sami nie wyginęli. Członków plemion należących do tej grupy ludów najwięcej można obecnie spotkać w Meksyku i Gwatemali. Ich kultura wymieszała się z kulturą europejskich zdobywców. Podróżniczka opisała swoją wizytę w gwatemalskim mieście Chichicastenango. Znajdujący się tam kościół św. Tomasza został wzniesiony na dawnej piramidzie, w której znaleziono księgę Popol Vuh, zwaną Biblią Majów. Wewnątrz świątyni można znaleźć ołtarze zarówno chrześcijańskie, jak i pogańskie.

Dawne wierzenia są dalszym ciągu zakorzenione w indiańskich społecznościach. Elżbieta Dzikowska opowiedziała o konflikcie narosłym wokół jeziora Atitlán w Gwatemali. Na brzegach akwenu zamożni ludzie pobudowali swoje wille. Ścieki z nich spływają bezpośrednio do jeziora, wskutek czego wyginęły w nim ryby. Władze nie rozwiązały tego problemu. Indiańscy kapłani z czternastu okolicznych wiosek zebrali się wówczas nad jeziorem, i złożyli wielką całopalną ofiarę z kur, prosząc swoje bóstwa o powrót ryb.

Podróżniczka odpowiadała też na pytania osób zgromadzonych na sali. Można się było m.in. Dowiedzieć, jak rozpoczęła się podróżnicza kariera Elżbiety Dzikowskiej oraz jak poznała swojego równie słynnego, nieżyjącego już męża – Tony’ego Halika.

97. Drzemiący wulkan? Rola Chin w polityce światowej od 1945 r. do współczesności
2020-07-08 08:50:00

Wykład profesora Waldemara Dziaka zorganizowany w ramach cyklu dla maturzystów, Collegium Civitas [16 marca 2011] Celem wykładu będzie omówienie pozycji Chin na politycznej mapie świata oraz przybliżenie słuchaczom czynników warunkujących gwałtowny wzrost gospodarczy tego państwa oraz jego konsekwencje dla polityki światowej. Prowadzący pokusi się także o próbę udowodnienia, że Chiny wyprzedzą Amerykę w II połowie XXI wieku i staną się największym mocarstwem trzeciego millenium.

Wykład profesora Waldemara Dziaka zorganizowany w ramach cyklu dla maturzystów, Collegium Civitas [16 marca 2011]

Celem wykładu będzie omówienie pozycji Chin na politycznej mapie świata oraz przybliżenie słuchaczom czynników warunkujących gwałtowny wzrost gospodarczy tego państwa oraz jego konsekwencje dla polityki światowej. Prowadzący pokusi się także o próbę udowodnienia, że Chiny wyprzedzą Amerykę w II połowie XXI wieku i staną się największym mocarstwem trzeciego millenium.

96. Czy pamięć jest w głowach czy pomiędzy ludźmi?
2020-07-08 08:37:10

Dyskusja z udziałem biolożki molekularnej dr hab. Katarzyny Radwańskiej, neurobiologa prof. dr. hab. Jerzego Vetulaniego, historyka prof. dr. hab. Marcina Kuli oraz antropolożki prof. dr. hab. Katarzyny Kaniowskiej. Debatę moderował historyk prof. dr hab. Dariusz Stola. Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN [24 września 2015] Czy pamięć można modyfikować? Czy może być przekazywana z pokolenia na pokolenie? Czy możliwe jest zapamiętanie cudzego doświadczenia? To tylko niektóre pytania, na jakie próbowali udzielić odpowiedzi w trakcie debaty zorganizowanej w ramach XIX Festiwalu Nauki w Warszawie biolożka molekularna dr hab. Katarzyna Radwańska, neurobiolog prof. dr. hab. Jerzy Vetulani, historyk prof. dr. hab. Marcin Kula oraz antropolożka prof. dr. hab. Katarzyna Kaniowska. Katarzyna Radwańska opowiedziała o doświadczeniach laboratoryjnych nad pamięcią zwierząt. Pierwsze z opisanych przez biolożkę molekularną badań polegało na analizie skrawków mózgów zwierząt, pobranych w okresie, gdy uczyły się jakichś czynności. Badano ekspresję genu charakterystycznego dla aktywowanych w procesie zapamiętywania komórek. Udało się dzięki temu ustalić obszary mózgu odpowiedzialne za proces zapamiętywania. Inne opisane przez Katarzynę Radwańską badanie pozwoliło ustalić, które obszary mózgu służą do przechowywania pamięci. Do jego przeprowadzenia wykorzystano zmodyfikowane genetycznie zwierzęta, które w komórkach odpowiedzialnych za proces uczenia się generują fluorescencyjne białka. Dzięki temu udało się zaobserwować, jak przemieszczają się one w czasie, zmieniają kształt oraz jakie mają właściwości elektrofizjologiczne. Biolożka molekularna opowiedziała też o doświadczeniach nad modyfikacją pamięci. W tym celu wykorzystano zwierzęta, którym wszczepiono gen glonu, dzięki czemu w ich mózgu wykształciły się receptory reagujące na światło. Poddając mózg takiego zwierzęcia działaniu światła, badacze byli w stanie stworzyć sztuczny ślad pamięciowy lub zablokować jego powstawanie. Jedne zwierzęta umieszczano w pomieszczeniach, gdzie czuły się bezpiecznie, inne w pomieszczeniach, gdzie były poddawane „szokowi elektrycznemu”. To zdarzenie powodowało w komórkach aktywnych ekspresję receptorów wrażliwych na światło. Gdy te same obszary mózgu u zwierząt nie poddanych „szokowi elektrycznemu” oświetlono, zachowywały się tak, jakby się bały. Dowiodło to, że ich pamięć została zmodyfikowana. Czy pamięć jest głowach, czy pomiędzy ludźmi? Jerzy Vetulani swoją wypowiedź rozpoczął od odpowiedzi na pytanie, do czego zwierzęta i ludzie wykorzystują pamięć. Jak wyjaśnił, pozwala ona powtarzać określone czynności bez straty czasu. W pamięć wyposażone są więc wszystkie istoty poruszające się w wolnym środowisku, co odróżnia je  na przykład od tasiemca, który pamięci nie wykorzystuje. Neurobiolog nawiązał też do tytułowego pytania debaty: „czy pamięć jest głowach, czy pomiędzy ludźmi?”. Odpowiadając stwierdził, że obecnie najczęściej lokuje się ona w informatycznej chmurze, wcześniej znajdowała się w bibliotecznych księgozbiorach, a w najbardziej zamierzchłych czasach przechowywano ją w głowach. Wynalazek pisma umożliwił utrwalenie pamięci na zewnątrz, co przyczyniło się znacząco do rozwoju ludzkiej cywilizacji. Jerzy Vetultani zauważył też, że istnieje co najmniej kilka rodzajów pamięci. Jedna to pamięć faktów. Inna to pamięć, z której czerpiemy informacje, jak zachowywać się między ludźmi. Nie wszystkie rodzaje pamięci można zwerbalizować. Nie umiemy na przykład przekazać, jak utrzymać równowagę na rowerze.

Dyskusja z udziałem biolożki molekularnej dr hab. Katarzyny Radwańskiej, neurobiologa prof. dr. hab. Jerzego Vetulaniego, historyka prof. dr. hab. Marcina Kuli oraz antropolożki prof. dr. hab. Katarzyny Kaniowskiej. Debatę moderował historyk prof. dr hab. Dariusz Stola. Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN [24 września 2015]

Czy pamięć można modyfikować? Czy może być przekazywana z pokolenia na pokolenie? Czy możliwe jest zapamiętanie cudzego doświadczenia? To tylko niektóre pytania, na jakie próbowali udzielić odpowiedzi w trakcie debaty zorganizowanej w ramach XIX Festiwalu Nauki w Warszawie biolożka molekularna dr hab. Katarzyna Radwańska, neurobiolog prof. dr. hab. Jerzy Vetulani, historyk prof. dr. hab. Marcin Kula oraz antropolożka prof. dr. hab. Katarzyna Kaniowska.

Katarzyna Radwańska opowiedziała o doświadczeniach laboratoryjnych nad pamięcią zwierząt. Pierwsze z opisanych przez biolożkę molekularną badań polegało na analizie skrawków mózgów zwierząt, pobranych w okresie, gdy uczyły się jakichś czynności. Badano ekspresję genu charakterystycznego dla aktywowanych w procesie zapamiętywania komórek. Udało się dzięki temu ustalić obszary mózgu odpowiedzialne za proces zapamiętywania.

Inne opisane przez Katarzynę Radwańską badanie pozwoliło ustalić, które obszary mózgu służą do przechowywania pamięci. Do jego przeprowadzenia wykorzystano zmodyfikowane genetycznie zwierzęta, które w komórkach odpowiedzialnych za proces uczenia się generują fluorescencyjne białka. Dzięki temu udało się zaobserwować, jak przemieszczają się one w czasie, zmieniają kształt oraz jakie mają właściwości elektrofizjologiczne.

Biolożka molekularna opowiedziała też o doświadczeniach nad modyfikacją pamięci. W tym celu wykorzystano zwierzęta, którym wszczepiono gen glonu, dzięki czemu w ich mózgu wykształciły się receptory reagujące na światło. Poddając mózg takiego zwierzęcia działaniu światła, badacze byli w stanie stworzyć sztuczny ślad pamięciowy lub zablokować jego powstawanie. Jedne zwierzęta umieszczano w pomieszczeniach, gdzie czuły się bezpiecznie, inne w pomieszczeniach, gdzie były poddawane „szokowi elektrycznemu”. To zdarzenie powodowało w komórkach aktywnych ekspresję receptorów wrażliwych na światło. Gdy te same obszary mózgu u zwierząt nie poddanych „szokowi elektrycznemu” oświetlono, zachowywały się tak, jakby się bały. Dowiodło to, że ich pamięć została zmodyfikowana.

Czy pamięć jest głowach, czy pomiędzy ludźmi?

Jerzy Vetulani swoją wypowiedź rozpoczął od odpowiedzi na pytanie, do czego zwierzęta i ludzie wykorzystują pamięć. Jak wyjaśnił, pozwala ona powtarzać określone czynności bez straty czasu. W pamięć wyposażone są więc wszystkie istoty poruszające się w wolnym środowisku, co odróżnia je  na przykład od tasiemca, który pamięci nie wykorzystuje.

Neurobiolog nawiązał też do tytułowego pytania debaty: „czy pamięć jest głowach, czy pomiędzy ludźmi?”. Odpowiadając stwierdził, że obecnie najczęściej lokuje się ona w informatycznej chmurze, wcześniej znajdowała się w bibliotecznych księgozbiorach, a w najbardziej zamierzchłych czasach przechowywano ją w głowach. Wynalazek pisma umożliwił utrwalenie pamięci na zewnątrz, co przyczyniło się znacząco do rozwoju ludzkiej cywilizacji.

Jerzy Vetultani zauważył też, że istnieje co najmniej kilka rodzajów pamięci. Jedna to pamięć faktów. Inna to pamięć, z której czerpiemy informacje, jak zachowywać się między ludźmi. Nie wszystkie rodzaje pamięci można zwerbalizować. Nie umiemy na przykład przekazać, jak utrzymać równowagę na rowerze.


95. Być przyzwoitym w XXI wieku. Sesja poświęcona prof. W. Bartoszewskiemu
2020-07-07 22:38:59

Prof. Władysława Bartoszewskiego wspominają prof. Michał Komar, dr. Władysław T. Bartoszewski i prof. Michał Dobrowolski, Pałac Kultury i Nauki [21 września 2015] W biografii prof. Władysława Bartoszewskiego ciężko odróżnić sferę publiczną od prywatnej – mówili zgodnie prelegenci wspominający go podczas sesji, która odbyła się w ramach XIX Festiwalu Nauki w Warszawie. O dziedzictwie pozostawionym przez prof. Bartoszewskiego dyskutowali jego biograf prof. Michał Komar, syn dr Władysław T. Bartoszewski oraz dwukrotny rzecznik prasowy z czasów pełnienia funkcji szefa MSZ prof. Paweł Dobrowolski. Michał Komar rozpoczął od przypomnienia niezwykłej biografii Władysława Bartoszewskiego. Autor wywiadów rzek z profesorem mówił o pięknej wojennej karcie w jego życiorysie, na której zapisało się uwięzienie w niemieckim obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu, działalność w komórkach kontrwywiadu więziennego i zajmującej się ludnością żydowską w Departamencie Spraw Wewnętrznych Delegatury Rządu na Kraj, służba w Biurze Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK oraz działalność w Żegocie. Przywołał też jego pionierskie zasługi dla dialogu polsko-żydowskiego i polsko-niemieckiego. Michał Komar podkreślił, że prowadzenie tego ostatniego w l. 60 było aktem niezwykłej odwagi cywilnej. Nastroje społeczne były bowiem wtedy jeszcze Niemcom zdecydowanie nieprzychylne. Biograf profesora stwierdził, że Władysław Bartoszewski wykazał się w tym aspekcie darem przewidywania i budowania przyszłości, co należy określić właśnie mianem dziedzictwa pozostawionego przez profesora, z którego można czerpać do dziś. Władysław T. Bartoszewski, syn profesora Bartoszewskiego, jako główny czynnik, który uformował jego ojca, wskazał gimnazjum i liceum jezuickie. Bartoszewski junior przypomniał obecnych we wspomnieniach ojca: dyrektora jezuickiej szkoły, który zginął w niemieckim obozie koncentracyjnym „Majdanek”, nauczycielu języka niemieckiego, endeka, który nauczył go miłości do niemieckiej kultury, a w czasie okupacji ratował Żydów oraz profesora matematyki, z którym razem pchał walec w Oświęcimiu. Syn profesora Bartoszewskiego wspomniał też dom rodzinny jego ojca. Choć dziadek miał konserwatywne poglądy, to dom był też otwarty na obywateli polskich pochodzenia żydowskiego. Wymienił też Zofię Kossak-Szczucką, współzałożycielkę Żegoty, która z racji starszego wieku także wywarła na Władysława Bartoszewskiego silny wpływ. Jako dziedzictwo pozostawione przez ojca Bartoszewski senior wymienił przekonanie, że choć ludzie są zdolni do najgorszych czynów, to działając z innymi w dobrej sprawie, można przeciwstawić się złu. Syn profesora Bartoszewskiego podkreślił także, że ojciec szerokie kontakty prywatne wykorzystywał do załatwiania spraw Polski. Przypomniał w tym kontekście jego przyjaźnie z politykami niemieckimi i austriackimi, jak np. z kanclerzem Niemiec Helmutem Kohlem. Paweł Dobrowolski, dwukrotny rzecznik prasowy Władysława Bartoszewskiego, stwierdził, że próba mówienia o profesorze Bartoszewskim to jak zmuszenie kogoś, by w cztery minuty streścił wielką encyklopedię powszechną. Skupił się zatem metodach komunikacji, które stosował jego szef w sferze publicznej. Jako pierwszą z nich wymienił umiejętność budowania dialogu i środowiska. Za przykład podał jego przyjaźń z niegdyś marksizującym Leszkiem Kołakowskim, z którym diametralnie różnił się w poglądach. Paweł Dobrowolski wspominał też, że jego szef podczas werbalnej komunikacji bardzo często posługiwał się opowiadaniami, które zaczynał często snuć w najmniej oczekiwanych momentach. Po trzecie, opisał profesora Bartoszewskiego jako „człowieka mówiącego, który posługiwał się żywym słowem”. Te cechy były zdaniem prelegenta charakterystyczne dla przedstawiciela inteligencji, uformowanej w XIX i XX w.

Prof. Władysława Bartoszewskiego wspominają prof. Michał Komar, dr. Władysław T. Bartoszewski i prof. Michał Dobrowolski, Pałac Kultury i Nauki [21 września 2015]

W biografii prof. Władysława Bartoszewskiego ciężko odróżnić sferę publiczną od prywatnej – mówili zgodnie prelegenci wspominający go podczas sesji, która odbyła się w ramach XIX Festiwalu Nauki w Warszawie. O dziedzictwie pozostawionym przez prof. Bartoszewskiego dyskutowali jego biograf prof. Michał Komar, syn dr Władysław T. Bartoszewski oraz dwukrotny rzecznik prasowy z czasów pełnienia funkcji szefa MSZ prof. Paweł Dobrowolski.

Michał Komar rozpoczął od przypomnienia niezwykłej biografii Władysława Bartoszewskiego. Autor wywiadów rzek z profesorem mówił o pięknej wojennej karcie w jego życiorysie, na której zapisało się uwięzienie w niemieckim obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu, działalność w komórkach kontrwywiadu więziennego i zajmującej się ludnością żydowską w Departamencie Spraw Wewnętrznych Delegatury Rządu na Kraj, służba w Biurze Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK oraz działalność w Żegocie. Przywołał też jego pionierskie zasługi dla dialogu polsko-żydowskiego i polsko-niemieckiego. Michał Komar podkreślił, że prowadzenie tego ostatniego w l. 60 było aktem niezwykłej odwagi cywilnej. Nastroje społeczne były bowiem wtedy jeszcze Niemcom zdecydowanie nieprzychylne. Biograf profesora stwierdził, że Władysław Bartoszewski wykazał się w tym aspekcie darem przewidywania i budowania przyszłości, co należy określić właśnie mianem dziedzictwa pozostawionego przez profesora, z którego można czerpać do dziś.

Władysław T. Bartoszewski, syn profesora Bartoszewskiego, jako główny czynnik, który uformował jego ojca, wskazał gimnazjum i liceum jezuickie. Bartoszewski junior przypomniał obecnych we wspomnieniach ojca: dyrektora jezuickiej szkoły, który zginął w niemieckim obozie koncentracyjnym „Majdanek”, nauczycielu języka niemieckiego, endeka, który nauczył go miłości do niemieckiej kultury, a w czasie okupacji ratował Żydów oraz profesora matematyki, z którym razem pchał walec w Oświęcimiu. Syn profesora Bartoszewskiego wspomniał też dom rodzinny jego ojca. Choć dziadek miał konserwatywne poglądy, to dom był też otwarty na obywateli polskich pochodzenia żydowskiego. Wymienił też Zofię Kossak-Szczucką, współzałożycielkę Żegoty, która z racji starszego wieku także wywarła na Władysława Bartoszewskiego silny wpływ. Jako dziedzictwo pozostawione przez ojca Bartoszewski senior wymienił przekonanie, że choć ludzie są zdolni do najgorszych czynów, to działając z innymi w dobrej sprawie, można przeciwstawić się złu.

Syn profesora Bartoszewskiego podkreślił także, że ojciec szerokie kontakty prywatne wykorzystywał do załatwiania spraw Polski.Przypomniał w tym kontekście jego przyjaźnie z politykami niemieckimi i austriackimi, jak np. z kanclerzem Niemiec Helmutem Kohlem.

Paweł Dobrowolski, dwukrotny rzecznik prasowy Władysława Bartoszewskiego, stwierdził, że próba mówienia o profesorze Bartoszewskim to jak zmuszenie kogoś, by w cztery minuty streścił wielką encyklopedię powszechną. Skupił się zatem metodach komunikacji, które stosował jego szef w sferze publicznej. Jako pierwszą z nich wymienił umiejętność budowania dialogu i środowiska. Za przykład podał jego przyjaźń z niegdyś marksizującym Leszkiem Kołakowskim, z którym diametralnie różnił się w poglądach. Paweł Dobrowolski wspominał też, że jego szef podczas werbalnej komunikacji bardzo często posługiwał się opowiadaniami, które zaczynał często snuć w najmniej oczekiwanych momentach. Po trzecie, opisał profesora Bartoszewskiego jako „człowieka mówiącego, który posługiwał się żywym słowem”. Te cechy były zdaniem prelegenta charakterystyczne dla przedstawiciela inteligencji, uformowanej w XIX i XX w.

94. Mord rytualny – długie życie legendy
2020-07-07 22:04:20

Wykład dr hab. Anny Michałowskiej-Mycielskiej, XIX Festiwal Nauki w Warszawie [21 września 2015] Legenda o mordach rytualnych dokonywanych na chrześcijańskich dzieciach przez Żydów trwała w Polsce jeszcze w XX w. Legła u podstaw pogromu kieleckiego w 1946 roku. Jej ślady można znaleźć do dziś. O źródłach i rozwoju tego mitu opowiedziała podczas XIX Festiwalu Nauki dr hab. Anna Michałowska-Mycielska z Instytutu Historycznego UW. Pierwsze wzmianki o oskarżeniach Żydów o mord rytualny, jak wskazała historyk, pojawiły się w Anglii w połowie XII w. W 1144 r. w Norwich znaleziono zwłoki dwunastoletniego Williama. Ciało nosiło ślady tortur i miało przebity lewy bok. Powstała legenda, że chłopiec został ukrzyżowany. Zwłoki Williama złożono w tamtejszej katedrze – miały słynąć cudami i stały się celem pielgrzymek. Chłopiec został ogłoszony świętym. Oskarżenia wysuwane wobec Żydów przeniosły się z Anglii na kontynent – znane są przekazy na ten temat z XII i XIII w. pochodzące z Francji i Niemiec, gdzie istniejąca w Anglii legenda uległa modyfikacji. Celem sprawców mordu rytualnego nie było już ukrzyżowanie, ale pozyskanie krwi ofiary. Wedle autorów antyżydowskich tekstów miała ona być przez Żydów wykorzystywana do pieczenia macy (chleb przygotowywany bez użycia zakwasu z okazji święta Pesach), leczenia ran powstałych w wyniku obrzezania i „męskiej menstruacji”, przemywania oczu noworodkom (wierzono, że rodzą się ślepe – jak psy i wszystkie „gorsze” nacje) oraz pozbywania się odoru wydobywającego się z ciała. Jak mówiła dr Michałowska-Mycielska, dojrzała legenda opisująca mord rytualny dokonany przez Żydów została pokazana na sztychu przedstawiającym męczeństwo św. Szymona z Trydentu (1475 r.). Historia w takiej wersji była powielana w licznych odpisach, tłumaczona i przerabiana. Historyk opisała stałe elementy konstrukcyjne tej wersji legendy. Według autorów owych przekazów ofiara, małe dziecko, była zawsze zabijana w trakcie Wielkiego Tygodnia. W zbrodnię zaangażowana była cała gmina żydowska. Ciało ofiary sprawcy nakuwali w celu spuszczenia krwi. Gminy żydowskie miały się też dzielić krwią ofiar między sobą. Częstym elementem owych legend było doprowadzenie dziecka do Żydów przez złego chrześcijanina, najczęściej kobietę. Odnalezienie zwłok odbywało sie zwykle dzięki cudownym wydarzeniom. Niekiedy ciało same wskazywało winowajców zbrodni, np. poprzez krew sączącą się z ran, gdy w jego pobliżu pojawiali się Żydzi. Wedle opisywanych przez historyk przekazów rzekomi schwytani sprawcy mieli wyznawać podczas śledztwa, że ich zbrodnia została podyktowana zapisami Talmudu. Ofiary tych – jak wierzono – mordów często otaczano kultem – budowano ku ich czci sanktuaria, tworzono poświęcone im święta i modlitwy. Jak podkreśliła dr Michałowska-Mycielska, jedynymi prawdziwymi elementami historii o mordach rytualnych były zaginięcia dzieci. Religia żydowska zabrania bowiem w ogóle spożywania krwi. Historie o mordach rytualnych były popularne wśród niższego kleru. Do ich rozpowszechniania przyczynili się franciszkanie. Papiestwo pozostało wobec nich wstrzemięźliwe.

Wykład dr hab. Anny Michałowskiej-Mycielskiej, XIX Festiwal Nauki w Warszawie [21 września 2015]

Legenda o mordach rytualnych dokonywanych na chrześcijańskich dzieciach przez Żydów trwała w Polsce jeszcze w XX w. Legła u podstaw pogromu kieleckiego w 1946 roku. Jej ślady można znaleźć do dziś. O źródłach i rozwoju tego mitu opowiedziała podczas XIX Festiwalu Nauki dr hab. Anna Michałowska-Mycielska z Instytutu Historycznego UW.

Pierwsze wzmianki o oskarżeniach Żydów o mord rytualny, jak wskazała historyk, pojawiły się w Anglii w połowie XII w. W 1144 r. w Norwich znaleziono zwłoki dwunastoletniego Williama. Ciało nosiło ślady tortur i miało przebity lewy bok. Powstała legenda, że chłopiec został ukrzyżowany. Zwłoki Williama złożono w tamtejszej katedrze – miały słynąć cudami i stały się celem pielgrzymek. Chłopiec został ogłoszony świętym.

Oskarżenia wysuwane wobec Żydów przeniosły się z Anglii na kontynent – znane są przekazy na ten temat z XII i XIII w. pochodzące z Francji i Niemiec, gdzie istniejąca w Anglii legenda uległa modyfikacji. Celem sprawców mordu rytualnego nie było już ukrzyżowanie, ale pozyskanie krwi ofiary. Wedle autorów antyżydowskich tekstów miała ona być przez Żydów wykorzystywana do pieczenia macy (chleb przygotowywany bez użycia zakwasu z okazji święta Pesach), leczenia ran powstałych w wyniku obrzezania i „męskiej menstruacji”, przemywania oczu noworodkom (wierzono, że rodzą się ślepe – jak psy i wszystkie „gorsze” nacje) oraz pozbywania się odoru wydobywającego się z ciała.

Jak mówiła dr Michałowska-Mycielska, dojrzała legenda opisująca mord rytualny dokonany przez Żydów została pokazana na sztychu przedstawiającym męczeństwo św. Szymona z Trydentu (1475 r.). Historia w takiej wersji była powielana w licznych odpisach, tłumaczona i przerabiana. Historyk opisała stałe elementy konstrukcyjne tej wersji legendy. Według autorów owych przekazów ofiara, małe dziecko, była zawsze zabijana w trakcie Wielkiego Tygodnia. W zbrodnię zaangażowana była cała gmina żydowska. Ciało ofiary sprawcy nakuwali w celu spuszczenia krwi. Gminy żydowskie miały się też dzielić krwią ofiar między sobą. Częstym elementem owych legend było doprowadzenie dziecka do Żydów przez złego chrześcijanina, najczęściej kobietę. Odnalezienie zwłok odbywało sie zwykle dzięki cudownym wydarzeniom. Niekiedy ciało same wskazywało winowajców zbrodni, np. poprzez krew sączącą się z ran, gdy w jego pobliżu pojawiali się Żydzi.

Wedle opisywanych przez historyk przekazów rzekomi schwytani sprawcy mieli wyznawać podczas śledztwa, że ich zbrodnia została podyktowana zapisami Talmudu. Ofiary tych – jak wierzono – mordów często otaczano kultem – budowano ku ich czci sanktuaria, tworzono poświęcone im święta i modlitwy. Jak podkreśliła dr Michałowska-Mycielska, jedynymi prawdziwymi elementami historii o mordach rytualnych były zaginięcia dzieci. Religia żydowska zabrania bowiem w ogóle spożywania krwi.

Historie o mordach rytualnych były popularne wśród niższego kleru. Do ich rozpowszechniania przyczynili się franciszkanie. Papiestwo pozostało wobec nich wstrzemięźliwe.

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie